sobota, 24 czerwca 2023

Ciemna Symetria: Stacja Warszawa Zachodnia (V)

 

Grieve po raz pierwszy ujrzał cienie, który pomknęły w ich kierunku szybciej, niż cokolwiek co miał okazję dotąd oglądać. Nazwa zdawała się adekwatna do ich wyglądu, zdawały się nie mieć wymiaru ani masy, przypominały raczej zarysy ciemnych sylwetek, nieustannie drgających. W ułamku sekundy znalazły się na granicy światła reflektorów i stanęły jakby niezdecydowane, nie wiedząc co uczynić. W zasadzie pośród ciemności nie dostrzegł prawie ruchu, gdy przemierzyły momentalnie dzielącą ich przestrzeń. Momentalnie ocenił przewagę posiadaną przez przeciwnika, który był niebywale szybki, a jego główną bronią było zaskoczenie. W tunelach krótkie odcinki korytarzy i panująca ciemność sprawiały, iż walka z nim nie byłaby łatwa, w przeciwieństwie do powierzchni gdzie rozległe przestrzenie dawały szansę złożenia się do strzału.

Tuż za cieniami podążały dwie osoby, mężczyzna i kobieta, którzy opuścili drezynę napędzaną spalinowym silnikiem, znajdującą się na skraju dworca. Ledwie dostrzegał jej zarys, w sumie ma to sens, pomyślał, przemieszczają się wykorzystując infrastrukturę w postaci torów, wszak podziemne miasto zaplanowano niegdyś jako metro, nawet jeśli znajdowało się na jakiejś szalonej głębokości. Na tyle głęboko, iż prawie nie przeniosły się tu wstrząsy, świadczące o wcześniejszym bombardowaniu artyleryjskim powierzchni.

Gdy podeszli bliżej, skinął na Kowalskiego i zaczął mówić.

- Zapewne generał Mrok i major Budzyńska? - zapytał, po czym nie czekając na potwierdzenie przedstawił zebranych. - Generał Matthew Grieve, głównodowodzący sił sprzymierzonych oraz generał Jan Rowicki, dowódca polskich spadochroniarzy – poczekał aż Kowalski przełoży jego słowa na polski, nawet jeśli było ich niezbyt dużo. W tymczasie wpatrywał się badawczo w stojącego na wprost niego siwowłosego mężczyznę, usiłując coś wyczytać z jego oczu. Na próżno.

- Witamy w wolnej Polsce – odparł Mrok. Rowicki zmarszczył czoło, wpatrując się w stojące nieopodal cienie.

- Jak tam wśród nowych przyjaciół? - Kowalski nie mógł sobie podarować.

- Jestem w domu – odparła Budzyńska spokojnie, nie reagując na zaczepkę.

- Trudno mi uwierzyć, że mamy do czynienia z Józefem Światło – powiedział Grieve. - Znanym nam uprzednio jako Alicja.

- Z jakiego powodu? Mogę się uwiarygodnić dawnymi hasłami. Powinny być w waszych aktach.

- Zapewne tam są – Grieve na chwilę zawiesil głos. - Raczej istnieją innego rodzaju przeszkody, uniemożliwiające przyjęcie pewnych rzeczy do wiadomości.

- Mianowicie?

- Choćby takie, że zgodnie z naszymi aktami Józef Światło powinien być dużo starszy – zauważył Grieve. - I mieć nie mniej niż siedemdziesiąt pięć lat. Tymczasem rozmawiam z kimś w moim wieku.

- Ile ma pan lat, generale? - zapytał tamten. Grieve przez chwilę zastanawiał się co odpowiedzieć, wreszcie uznał, że udzielenie odpowiedzi niczemu nie zaszkodzi.

- Pięćdziesiąt trzy.

- Zatem pamięta pan jeszcze czasy przedwojenne.

- Jak przez mgłę. Zbyt wiele się wydarzyło od tamtej pory – powiedział Grieve. Przez chwilę pomyślał o młodości, gdy miał 22 lata, świat był miejscem, gdzie można było posłuchać rock and rolla, a mundur pozwalał podrywać dziewczyny w knajpach, w najpotężniejszym kraju świata, który udowodnił swą przewagę nad innymi budując bazę na księżycu.

- Jakby to było inne życie – przytaknął Mrok, jak gdyby odczytując jego myśli. - Zapewniam jednak, że jestem dużo starszy niż pan. Mam nawet więcej niż siedemdziesiąt pięć lat.

- W takim razie dobrze się pan trzyma – zauważył Grieve. - Ale takie stwierdzenia, nie pomagają naszej rozmowie.

- Wymagają stwierdzenia, iż istnieją siły umożliwiające zapanowanie nad rzeczywistością i ich trwałą zmianę. Także nad długością życia. Ale wy już o tym wiecie, inaczej nie byłoby was w tym miejscu, nie posłalibyście wcześniej zwiadu by to sprawdzić. Teraz pozostaje tylko odpowiedzieć na pytanie, czy chcecie mieć do nich dostęp. I czy chcecie zakończyć wojnę swoim zwycięstwem, by ponownie obudzić się w świecie, w którym panuje pokój, a człowiek wkracza w zupełnie nowy etap dziejów.

- Mianowicie?

- Bycia kimś więcej. Potrafiącym zapanować nad otoczeniem i własną słabością.

- Zupełnie jakbym słyszał slogany naszych przeciwników.

- To co innego – odrzekł Mrok. - To nie mrzonka. To prawdziwa siła. Potęga, która umożliwi narodziny postludzkości.

- Takiej jak tutaj? - zapytał Kowalski, przerywając tłumaczenie. Mrok pokręcił głową.

- To początek. Taki jak fakt, że nie odczuwam upływu lat, generale – zignorował sierżanta. Grieve chrząknął.

- Przejdźmy do rzeczy. Jestem upoważniony do prowadzenia wstępnych rozmów w imieniu Sojuszu Wolnych Narodów – powiedział. - Do zawierania tymczasowych rozejmów i przymierzy, związanych z sytuacją militarną w jakiej znajdują się moje wojska. Lecz nie mogę składać, żadnych innych obietnic, mogę jedynie zagwarantować, że wszelkie przedłożone propozycje zostaną przekazane bezpośrednio do Białego Domu.

- Dawno nie słyszałem tej nazwy – rzekł Mrok w zadumie. - Rozumiem.

- Zanim ustalimy zakres naszej… współpracy, pewne pytania wymagają odpowiedzi – powiedział Grieve. - Zgadza się, przybyliśmy tutaj, zaangażowaliśmy militarnie. Lecz nie oznacza to, że tu pozostaniemy. A rodzące się wątpliwości raczej temu nie pomagają.

- Przyznam, że zostałem całkowicie zaskoczony waszym lądowaniem. I to już po raz drugi w ciagu ostatniej doby. Chyba od momentu wybuchu tej wojny operacja na taką skalę nie miała jeszcze miejsca?

- Nie wie pan? - odezwał się Rowicki. - Wydawało mi się, że przez ostatnie ćwierć wieku teatr wojenny widział kilka takich przedsięwzięć.

- Zapewne na mniejszą skalę – odparł niezrażony Mrok. - Przynajmniej o ile zdążyłem się zorientować w wydarzeniach współczesnych. Nie śledziłem ich zbyt dokładnie, bo przebywałem w nieco innych miejscach.

- Mianowicie gdzie?

- Wydaje mi się, że znacie panowie odpowiedź – spojrzenie mężczyzny zdawało się być kpiące. - Z dala od nurtu głównej polityki. Choć w zasadzie niewiele się zmieniło, chyba jedynie nazwy, nie ma już NATO, a Sojusz jest nie tylko wojskowy lecz również polityczny, stał się federacją narodów na nieco chwiejnych podporach.

- Dlaczego chwiejnych? - zapytał Rowicki.

- Bo sojusze ze swej nazwy wymagają zaufania – odparł Mrok. - A w waszym go brakuje, nacje rozgrywają swe interesy kosztem słabszych, nie licząc się z ich zdaniem, tak długo jak pozostają jedynie mięsem armatnim. W końcu z jakiego innego powodu zajęło mu ćwierć wieku dotarcie do Warszawy?

- Teraz tu jesteśmy – przerwał Grieve

- Rozumiem wasze obawy – skinął głową Mrok. - Skoro mamy niezbyt wiele czasu, proszę powiedzieć, co jest przyczyną tej rezerwy? Obawy co do zawarcia przymierza, w którym podaję wam Berię na tacy?

- Pan – odparł wprost Grieve.

- Ja?

- Pan, generale – powiedział Rowicki. - O ile posiada pan taki stopień wojskowy.

- Istotne jest to – kontynuował Grieve – że choć to, co zdajecie się oferować, jest czymś, czego możemy pożądać z militarnego punktu widzenia, oferuje to ktoś, kto zniknął w roku 1961. A wcześniej był człowiekiem wrogiego reżimu.

- I waszym agentem.

- Lecz nie od początku.

- Touche – mruknął Mrok. - A zatem? Jak mam was przekonać?

- Matthew Grieve – odezwała się Budzyńska. - Wielokrotnie odznaczony, nie tylko Purpurowym Sercem ale również Krzyżem Zasługi i Medalem Odwagi. Weteran walk w Wietnamie, Syczuanie i Gambii. Stopień oficerski uzyskał po tym, czego dokonał w trakcie kampanii indysjkiej, gdy został odcięty wraz ze swymi ludźmi…

- Wystarczy – przerwał Grieve.

- Od pięciu lat generał – kontynuowała Budzyńska. - Jednak jego kariera zdaje się być zatrzymana, ale tylko pozornie. Prawdopodobne, że ponad pracę sztabową przedkłada raczej aktywne działanie i pobyt na froncie, nie jest zwolennikiem sztabowej dyplomacji. Stąd też jest zaufanym generała Cleeva’a do wykonywania zadań niemożliwych. Wbrew wszelkim analizom tak zwanej matematyki cybermaszyn wyciągnął dywizję marines z zasadzki, w której po raz pierwszy maoiści użyli zakłóceń grawitacyjnych, niszcząc przewagę lotniczą imperialistów w Australii.

- Tak z ciekawości, jak wysoko ceni mnie GRU? - zapytał Grieve.

- Wysoko – spojrzała w kierunku Światły. - Generale, pytał pan o plany Sojuszu. Przysłali tu jednego ze swych najwybitniejszych dowódców polowych.

- Intrygujące – powiedział Mrok. - Z moich doświadczeń i informacji przekazanych przez major Budzyńską, wykluczyłbym, że Alianci przeprowadzą ofensywę.

- Ale czasy się zmieniają – odparł Grieve.

- Albo mam coś na czym wam bardzo zależy.

- Nikt tego nie ukrywa – zgodził się generał marines.

- Informacje wywiadowcze GRU – mruknął Rowicki. - O ile to nie kolejna maskirowka.

- Tak trudno uwierzyć, że najpotężniejsza organizacja świata mogła zostać spenetrowana? - zdziwił się teatralnie Światło. - Generale, nie ukrywajmy, my Polacy mamy w tym lata doświadczeń, w przeszłości Dwójka także miała własnych agentów w Ludowym Wojsku Polskim, a także w Rosji.

- Takich jak Pan?

- Nie, ja jestem innym przypadkiem – odparł spokojnie Mrok. - Rozumiem Pana dylemat. Lata temu porzuciliście myśl o wyzwoleniu mieszkańców Polski spod okupacji, chcieliście po prostu wyzwolić Polskę. Dla idei. I dla tej idei powrócilibyście to zniszczonej Warszawy, by uczynić z niej swą stolicę. Nie traktowaliście mieszkańców podziemnego miasta jak swoich ludzi, zostali przez te lata zruszczeni, wynarodowieni, stali się kimś obcym. Ludźmi równie radzieckimi jak pozostali mieszkańcy Związku. To nie był ktoś, kto był godzien miana Polaka, jakimi mienicie się wy. Spadkobiercy historii i sztandarów z orłem w koronie. Lecz teraz gdy okazuje się, że mieszkańcy Warszawy powstali przeciw obcej władzy i wywalczyli swą wolność, macie problem. Nie wiecie co z nimi zrobić. A tym bardziej co uczynić z wiadomością, że gdzieś tam ukrywa się polska organizacja niepodległościowa zwana Kompleksem, która przez lata przygotowywała ten dzień. I jest gotowa pokonać odwiecznego wroga i przywrócić Polskę. Wasz rząd czuje się nie tyle zaniepokojony co zagrożony. Wizja drugiej Polski, silnej i potężnej, całkowicie nieznanej, której nie trzeba wyzwalać, jest przerażająca, czyż nie?

- Przecież Polska jest tylko jedna – powiedział dobitnie Rowicki.

- Ilu Polaków tyle zdań – zaśmiał się Światło. - Bo choć uważa Pan że jedynie wy jesteście spadkobiercami prawdziwej Polski, proszę pogodzić się z myślą, że także ja ją reprezentuję. Wolną Polskę, silną i niepodległą, która właśnie powstała z kolan.

- I przy okazji uderzyła się w głowę – nie wytrzymał Kowalski.

- Sierżancie! - rzucił Rowicki, po czym przełożył jego słowa na angielski. Grieve zamiast posłać mu karcące spojrzenie, lekko się uśmiechnął.

- Złóżmy to na karb zmęczenia – powiedział. - Ale chciałbym poprosić o rozwinięcie tej myśli.

- Są tacy sami, sir – odparł Kowalski. - Dumni i śniący o potędze. I dlatego te dwie Polski się nie dogadają.

- Mylisz się – powiedziała Budzyńska. - To nie są dwie wizje Polski. To dwie strony tej samej monety.

- A gdzie jest strona Waltera? - spojrzał jej prosto w oczy. - O ile mi się wydaje chciał ocalić swój kraj przed nami wszystkimi? W szczególności przed wami. Po której stronie stawia to jego Polskę?

- Po tej samej, którą wybiorą walczący pod flagą czerwoną – powiedział Mrok. - Nieprawdaż, generale? - spojrzał na Rowickiego. - Niestety, jeśli żołnierze LPKRR i jej obywatele staną przeciw nam…

- …i z obawy przed represjami Berii nie poprą was... – dorzucił Kowalski.

- Staną się ofiarami wojny – powiedział Rowicki. - Taki scenariusz polski rząd ma napisany od lat. Zdajemy sobie sprawę z ciężaru tej odpowiedzialności. Wiedzieliśmy co nas czeka po powrocie do Polski.

- Lecz nikt nie liczył, że on nastąpi – powiedział Mrok. - Dopóki nie umożliwiłem wam tego, nieprawdaż?

- Mam wrażenie, że odeszliśmy od tematu rozmowy – chrząknął Grieve. - I brniemy w stronę rozważań, na które przyjdzie czas później.

- Gdy będą zabijać tych, którzy nie będą z nimi? - zapytał Kowalski.

- Sierżancie, tym razem ja przywołuję was do porządku. Macie tłumaczyć, nie mówić jakie macie zdanie. Jest ono takie samo, jak wola głównodowodzącego.

- Tak, sir – po chwili skinieniem potwierdził sierżant. Zdaje się, że właśnie zaprzepaściłem szansę na dalsze awanse, przemknęło mu przez myśl, ale czuł się tak zmęczony, że miał to gdzieś.

- Więc czym mam was przekonać? - Mrok wydawał się być zniecierpliwiony. - Nie traćmy czasu. Problemem jest to, że należałem ćwierć wieku temu do nomenklatury? Myślałem, że tę kwestię przerobiłem już z CIA i zapracowałem na zaufanie.

- Nie da się ukryć, że nie był pan po właściwej stronie od początku – Grieve z rozmysłem podkreślił swe słowa.

- W tamtym czasie Polacy wiedzieli, po której stronie powinni się znaleźć – dodał Rowicki.

- Nawet jeśli była ona niewłaściwa geograficznie? - w głosie Mroka słychać było ironię.

- Nie wszyscy robili karierę w organach – głos Rowickiego był głuchy. - A zwłaszcza nie prześladowali żołnierzy armi powstańczej i zwykłych ludzi.

- Generale, ma pan rację – powiedział Światło. - Ale to jest temat na inną rozmowę. Do dziś dnia żałuję tego co zrobiłem i nigdy nie przestanę, ale w tamtych czasach wierzyłem w tamten system. Wydawał mi się szansą dla Polski i jej powojennej odbudowy, jakiej w ówczesnym układzie geopolitycznym nie oferowało nic innego. Potem przejrzałem na oczy.

- Tak po prostu?

- Mam opowiadać o iluminacji jaką przeżyłem w Berlinie Zachodnim w 1953? - Światło wyraźnie się zirytował. – O ile się nie mylę czas nam na to nie pozwala. Po raz pierwszy od wybuchu tej wojny istnieje możliwość jej zakończenia.  Z tego co wiem znacie większość mojej historii. Od Budzyńskiej i Waltera. Chciałem rozpętać powstanie, założyłem konspirację, niestety nie wyszło. Beria rzucił bomby. Potem był Kompleks i pomysł, by poprowadzić armie z wieli płaszczyzn. Także nie wyszło. Więc wróciłem do Warszawy.

- Z jakiego powodu? I czym jest ten Konwent?

Mrok westchnął.

- Generale, naprawdę będziemy teraz omawiać to wszystko? - Światło raz jeszcze spojrzał na Grieve’a i Rowickiego. - Zwycięstwo i wolna Polska są w zasięgu ręki, a wy je odrzucacie… woląc wyjaśnienia.

- Jeśli chcecie pomocy, chciałbym wiedzieć komu jej udzielamy – powiedział Grieve.

- Czy to nie oczywiste? Wolnej Warszawie – odrzekł Światło. - Czyżbyście nie chcieli udzielić jej narodowi, który jest częścią tego waszego Sojuszu? Historia lubi się powtarzać – spojrzał znacząco na Rowickiego. Ten od jakiegoś czasu milczał.

- Jak dotąd słyszałem kilkakrotnie nazwę Konwent – przypomniał Grieve. - Lecz wciąż nic nie wiem na jego temat. Jeśli mamy stanąć do walki w jednym szeregu, wolałbym dowiedzieć się, kto będzie walczył u mego boku.

- To proste – odrzekł Światło. - Konwent to ja. To ja go stworzyłem i wymyśliłem. Gdy powróciłem z Kompleksu.

- Eksplozja atomowa nie zniszczyła go? O ile pamiętam Pieńkowski trzy lata temu miał użyć bomby, która spowodowała jego zniszczenie - powiedział Rassmusen. – I sprawiła, że mamy pojawił się ten martwy obszar.

- Wybuch nie miał miejsca – odparł Światło. - Krótko przed atakiem sił Pieńkowskiego odkryto sposób ukrycia całego Kompleksu poza warstwą rzeczywistości. Krótko mówiąc Kompleks wciąż tam jest, zawieszony poza wszystkimi płaszczyznami. Wiem o tym, bo do niego powróciłem, po spotkaniu z tym waszym Walterem. W Kompleksie minęło wiele lat, badania stały się bardziej zaawansowane. Opanowano wreszcie kontrolę fizyki, a także możliwość kontrolowania tworów i uczynienia ich odpornymi na wrogą broń – Grieve mimowolnie popatrzył na trzymające się z tyłu cienie. - Dowiedziałem się także, co przyczyniło się do upadku Warszawy. Pieńkowskiemu udało się dokonać tego, czego nie zdołał zrobić wysłannik Berii. Eksplozja atomowa w sercu punktu zero spowodowała w jakiś sposób kollaps, południowa zona została wyrwana z rzeczywistości i przepadła pozostawiając po sobie pusty obszar, jej zniknięcie spowodowało szaleństwo tworów, które w olbrzymiej liczbie wyroiły się i ruszyły ku Warszawie. Zony wyroiły się, gdy oddziaływania wręcz oszalały, w chwili eksplozji w punkcie zero, przed którą umknął Kompleks. I z dala mógł obserwować upadek Warszawy.

- To dość wygodne – burknął Kowalski.

- Królewska Góra została oderwana od rzeczywistości – żachnął się Światło. - Nie ma już z nią żadnego połączenia. Ci, którzy tam pozostali mogli jedynie patrzeć… na upadek miasta, które miało pierwsze zapłonąć żagwią wolności. Powiedzmy sobie szczerze, w owym czasie Kompleks nie był gotowy by przyjść im z pomocą, był jednakże ktoś inny, kto gdy minęła mu wściekłość, uznał że ukarane musi być całe miasto. Bądź też zwyczajnie kalkulował na zimno, chcąc by odcięte od zasobów powoli dogorywało, a on będzie mógł z boku obserwować co się wydarzy…

- Beria – powiedział Rowicki, a jego głosie zabrzmiała złowroga nuta.

- Kto inny szafuje życiem mieszkańców tego kraju? - podchwycił Światło.

- Oficjalna wersja głosiła, iż w Warszawie nie pozostał nikt – powiedziała Budzyńska. - Lecz w zespole zajmującym się badaniem zon monitorowano i utrzymywano łączność radiową z Warszawą i okolicznymi ośrodkami. Traktowano to jako swego rodzaju eksperyment…

- Eksperyment? - oczy Rowickiego zmieniły się powoli w szparki.

- Odcięci ludzie, wystawieni na działanie zony i zmiennych, walczący o przetrwanie po upadku cywilizacji – mruknęła Budzyńska. - Nie wiem jaki był cel. Po prostu Beria nie chciał nikogo uratować.

- I do takiej Warszawy przybyłem – powiedział Światło. - Jako emisariusz Królewskiej Góry.

- Walter mówił, że mieliście problem z powrotem do Kompleksu – zauważył Rassmusen.

- Nazywał się Ciemna Pani – odparł spokojnie Światło. – Czy też Zjawa Cienia, jak wy mówicie. Gdy udało mi się ją wyeliminować, na powrót mogłem wędrować i udało mi się powrócić do Kompleksu.

Zapadła cisza, którą przerwał Rassmusen.

- Zjawa Cienia została wyeliminowana?

Światło prychnął.

- Wciąż słyszę w waszych słowach sceptycyzm – powiedział. - Sami chcieliście tych odpowiedzi, podczas gdy ja proponowałem by skupić się na sprawach praktycznych. Wyeliminowaniu Berii i zakończeniu wojny.

- Skończmy tę opowieść – powiedział Grieve. - Nawet jeśli wydaje się ona w obecnych warunkach stratą czasu. Jednak będą ją chcieli usłyszeć w Waszyngtonie i wielu innych miejscach.

- Ja mam cały czas świata – odparł kpiąco Światło. - Czy macie go wy, imperialiści? Rozmawiamy od kilkunastu minut. Jak sądzicie, ile czasu potrzebuje Beria, by zrozumieć, że nie znajduje się w schronieniu, lecz w śmiertelnej pułapce? Zapędzony pod ziemię, odcięty od swych posiłków, wystawiony na atak mogący nadejść od strony tuneli?

- Proszę odpowiedzieć na pytanie. – odrzekł spokojnie Grieve. Mierzyli się spojrzeniami. - Nawet jeśli w Sojuszu mało kto wierzy w opowieści o mocy Mroku, czy też Zjawę Cienia… a ja sam podchodzę do tego sceptycznie, wiem jednak, że zabobony moich żołnierzy zawsze mają jakieś źródło. I zawierają przynajmniej część prawdy.

- Bardzo mądrze, generale – przyznał Światło. - Wyeliminowałem Zjawę Cienia, bo była czymś nieznanym i zbyt potężnym.

- Czym konkretnie? - ponownie przerwał Rassmusen.

- Nie mam pojęcia – Mrok pokręcił bezradnie głową. - Wyruszyłem na poszukiwania, bo jedynym logicznym wyjaśnieniem tego co działo się ze światem, było to, że ktoś musi za tym stać. Powolna ekspansja zon, wyrojenia tworów, był tam wzór, nawet jeśli nikt go wówczas nie dostrzegał. Wpisywała się weń także niezrozumiała odmienność zony południowej, odciętej czerwoną mgłą, w której sercu znajdował się punkt zero i nieskończona ilość płaszczyzn. A jednocześnie będącej całkowicie inną od pozostałych. Do podobnych wniosków doszedł z czasem i Beria, co doprowadziło go do poszukiwań Kompleksu. Ja wiedziałem, iż skoro to nie my za tym stoimy, zatem musi to być ktoś inny. Lub coś innego, co odpowiadało za powstanie zon i zmieniającą się fizykę. Nie mogłem wykluczyć niczego. Ciemna Pani wydała mi się elegancką odpowiedzią, gdy okazało się, że natrafiam na opowieści o niej zarówno w aspektach jak i w świecie zewnętrznym. Zarówno stalkerzy jak i mieszkańcy płaszczyzn powtarzali legendę o postaci z białymi świetlistymi oczami, pojawiającej się w ciemności. Nawet jeśli nie ona za tym stała musiała być związana z tajemnicą Mroku… bo nikt inny nie istniał jednocześnie w zonach i w stożkach płaszczyzn punktu zero. Czas pokazał, że miałem rację. Udało mi się zastawić pułapkę na Ciemną Panią i wykorzystałem swą szansę.

- Dzięki Walterowi i Nayadzie.

- Nie inaczej. Możemy wrócić do tego odpowiedzi na pytanie o Konwent? Po powrocie do Kompleksu stałem się jego emisariuszem i udałem się do Waszawy. Gdy dowiedziałem się, co dzieje się w tym mieście, gdzie upada władza Berii, a ludzie cierpią nędzę i głód, zrozumiałem iż czas nadszedł. Wciąż nie byliśmy gotowi by uderzyć frontalnie, lecz był inny sposób, pozwalający na uniknięcie olbrzymiego przelewu krwi, jaki byłby skutkiem walk sił z wielu aspektów. Mogliśmy przejąć miasto. Tak narodził się Konwent.

- Po prostu przejęliście władzę – pokiwał głową Grieve. - I w ten sposób stworzyliście sobie przyczółek. Bazę wypadową.

- Ujmując to z wojskowego punktu widzenia – przyznał Światło. - Jednocześnie wyzwalając mieszkańców Warszawy.

- Wyzwalając? - zapytał Rowicki i spojrzał w głąb tunelu.

- A czym innym jest wyzwoleniem spod władzy Berii? Z okowów komunizmu? Proszę mi powiedzieć generale, na pewno liczyliście się z tym w jednym ze swych licznych scenariuszy, nawet jeśli wydawały się wam niewiarygodne… Dzień powrotu do Polski, a w niej zastajecie mieszkańców. Zatoczyliśmy koło, wracamy do miejsca, w którym przyznałem, iż narzuciłem swą wolę i wyegzekowałem ją siłą. Bo innego wyjścia nie było, gdyż chciałem uratować Polskę.

- Za jaką cenę? - rzucił Rowicki.

- Generale, a jaką cenę należy zapłacić za wolność Polski? - Światło podniósł głos. - Każdą. Wie pan to tak samo doskonale jak ja. Ja poświęciłem wiele, podjąłem decyzje, które sprawiają, iż ma na rękach krew. Chciałem zwycięskiego powstania, poprzednio Beria stłumił je bombami atomowymi. Przyrzekłem sobie, że kolejnym razem wygram, tym razem na własnych warunkach. Lecz tamte ofiary wciąż obciążają moje sumienie, podobnie jak wszystkie kolejne, w aspektach, płaszczyznach i wreszcie Warszawie, gdzie przybyłem i wywołałem bunt. Taki był początek Konwentu, także on nim zapanował nad miastem, przelał krew. Innego wyjścia nie było.

- Nie?

- Wciąż rządziła tu partia, nawet jeśli ledwie trzymała się władzy – powiedział Światło. - Osłabła, straciwszy swe moskiewskie zaplecze, lecz ludzie innego systemu nie znali i nie pamiętali, spędziwszy prawie ćwierć wieku pod ziemią. Po drugiej stronie Wisły w bazie Kordon tkwiło wojsko. Sądzicie, że co by się stało, gdybym próbował wszcząć bunt przeciw Berii? Musiałem najpierw pokonać to, co było symbolem, zakorzenionym głęboko w umysłach tutejszych mieszkańców, nieśmiertelną partię i niezwyciężoną armię. Mogłem użyć sił, które tu widzicie, które przywiodłem z Kompleksu, niegdyś tworów zony, dziś wiernych żołnierzy Królewskiej Góry – wskazał dłonią na cienie. - Ale to oznaczałoby przelaną krew mieszkańców tego miasta. Wybrałem więc inny sposób, sięgnąłem po sprawdzoną komunistyczną metodę.

- To znaczy? - zapytał Rassmusen.

- Wszcząłem bunt robotników – odparł Światło. - Od jednej stacji, do następnej, zasiałem ferment, a wiedząc, iż nikt nie pójdzie za obcym, ukryłem się za fasadą organizacji, którą stworzyli za moim podszeptem. Nazwano ją Konwentem Rewolucji, która wybuchła na nowo w Warszawie, by przynieść jej wolność i sprawiedliwość. I obalić Berię, nawet jeśli tego hasła nie mogłem początkowo użyć. I tak to się zaczęło, kilkanaście miesięcy temu, powoli i mozolnie, stopniowo zdobywając stację za stacją i kolejnych zwolenników…

- Zwolenników?

- Nie wszyscy poparli tę ideę – przyznał Światło. - Jak podczas każdej rewolucji. Chora myśl Berii zbyt mocno zakorzeniła się w tutejszych umysłach. Wiele lat minie, nim z nich zniknie i rozwieje się niczym wiatr. Jak powiedziałem, ta wolność musiała zostać narzucona siłą, z czasem zrozumieją co dla nich zostało uczynione. Gdy udało się pokonać Kordon, mogliśmy się umocnić, gdy w Związku uznano, iż Warszawa ostatecznie upadła, z rąk tworów, o których informowano drogą radiową, przypominających cienie… sporadycznie przysyłano tu zwiadowców, których wyłapywaliśmy, przygotowując się do kolejnego etapu działań. Ważne było, aby Beria nie dowiedział się o nim przedwcześnie.

- A kolejnym etapem był bezpośredni atak? - zapytał Grieve.’

- Wyzwolenie miast – sprostował Światło. - Dzięki zdolnościom nad którymi zapanowano w Kompleksie zaginanie przestrzeni stało się łatwe. Nie wiem jak dokonali tego maoiści, lecz Królewska Góra złamała ten sekret nie tak dawno temu.

- A Związek prawie osiągnął go na Marsie – powiedziała Budzyńska. - Te wasze rzuty fotonowe… przemieszczenia w czasie praktycznie równym zeru, zawsze bardzo niepokoiły Stawkę. Lata temu ukierunkowano się na ten cel.

- Gdy umocniłem swą władzę w mieście… czy też raczej umocnił Konwent, bo oczywiste było dla mnie, że jako obcy jawiłbym się jako kolejny okupant, a tego chciałem uniknąć, choć byłem świadom, iż odejście od komunizmu zajmie lata – mówił Światło. - Przygotowaliśmy zadanie ostatecznego ciosu. By wciągnąć Berię w pułapkę. Kompleks planował go już dawno wyeliminować, wiedząc że powstały chaos umożliwi stanięcie do walki o wolność i wyzwolenie Polski. Jednak zamiast udawać się do Berii, jak planowano to poprzednio, tym razem postanowiliśmy sprowadzić go do siebie. Co wydawało się praktycznie niemożliwością…

- Wciąż takie się wydaje – powiedział Grieve. - A ja nie wiem czy mogę uwierzyć, iż znajduje się tutaj…

- Czyżby to co wydarzyło się do tej pory nie było przekonujące? - zapytał Światło. - Armie maszerujące na Warszawę, przemieszczenia wojsk? Znam Ławrientija od dawna, po wydarzeniach roku 53 stał się przeczulony na punkcie własnego bezpieczeństwa, po latach wojny jego paranoja zaczęła graniczyć z obsesją. Nigdy nie opuściłby bezpiecznego gniazda, więc należało go odpowiednio sprowokować…

- Więc co uczyniliście? - zapytał Rowicki.

- Zacząłem wyzwalać Polskę – odparł spokojnie Światło. - O go o tym poinformowałem. Podpisując się własnym imieniem.

- Co takiego?

- Ponad tydzień temu poznał opowieść, którą przedstawiłem wam. Moją spowiedź. Dowiedział się, że od lat walczył z cieniem. Z Mrokiem, którego zwał Światło. Który stał nie tylko za powstaniem, lecz również za spiskiem, którego istnienie od lat podejrzewał, a także zyskał moc, nad którą od dawna pragnie zapanować. Który może mu zagrozić w jego kryjówce, skoro zmaterializowała się w niej skierowana do niego wiadomość. Musiał więc ją opuścić, wiedząc że bezpieczny będzie tylko tam, gdzie nikt nie będzie podejrzewał jego obecności. A gdy dowiedział co się dzieje, mógł zrobić tylko jedno.

- To znaczy?

- Trzy miasta zostały zaatakowane zgodnie z zapowiedzią – powiedział powoli Światło. - Poprzez przestrzeń przeniosłem tam wezwane tu hordy tworów. Uderzyły na powierzchni, by nie zagrozić mieszkańcom, wśród których rozprzestrzeniona została moc mroku. Z mniejszych osad zaczęliśmy zbierać ludzi, by uratować ich przed gniewem i furią Berii, przenosząc wszystkich do Warszawy, którzy kryli się po schronach, w ruinach od dnia upadku Warszawy, a także z osad leżących po drugiej stronie frontu. Beria nie miał wyjścia, musiał przejść do ataku. I ruszył gwałtownie na Warszawę, gdy tylko uświadomił sobie, że tu znajduje się słabe ogniwo jego panowania. Ktoś kogo musi pokonać, by ocalić Związek, dysponujący siłą i mocą, jakiej nie posiada, mogącą odebrać mu władzę.

- Bóg istnieje, Ławrientij – powiedział powoli Rassmusen.

- Pewne rzeczy były niezbędne, choć okrutne, przyznaję – rzekł Światło. - A on zaczął działać histerycznie, gdy pojął, że jego panowanie stało się chwiejne jak domek z kart. Bo po raz pierwszy pojawił się ktoś, kto może mu zagrozić i zbudowanemu gmachowi ateistycznej wojny. Jego upadek już się rozpoczął, bowiem władza nigdy nie podróżuje, lecz wzywa przed swe oblicze. Beria zaś został zmuszony by przybyć tutaj. I jest na wyciągnięcie dłoni. To jak będzie imperialiści? Czy chcecie wolnego świata, o który walczycie od lat? Czy pomożecie Wolnej Polsce?

Zapadła cisza. Z dala słychać było krzątnie żołnierzy, przez tunele przeszło drżenie odległej bitwy.

- Tylko z jakiego powodu… - Grieve zawiesił głos czekając, aż Kowalski zacznie tłumaczyć. - Z jakiego powodu właściwie potrzebujecie naszej pomocy?

- Słucham? - Światło wydawał się nieco zdziwiony.

- Kompleks, Konwent, Wolna Polska, jakiejkolwiek nazwy używacie… - powiedział powoli Grieve. - W każdym razie wszechpotężna. Władająca nieznanymi siłami, manifestacjami fizyki, posiadająca niezwyciężonych żołnierzy, rekrutująca się ze światów z nieskończoną ilością ludzi. Przewyższająca nas technologicznie. Dająca demonstrację swej potęgi poprzez przemieszczanie w przestrzeni, mogąca zniszczyć latające szwadrony wroga… która wyzwała Berię i planowała go pokonać. I skoro wszystko to uczyniła, może nadal, więc właściwie z jakiego powodu jesteśmy wam potrzebni?

- Imperialiści – odrzekł powoli Światło i pokręcił głową. - Daję wam zwycięstwo i szansę na poznanie największych tajemnic świata, a wy jesteście gotowi to odrzucić?

- Nie lubię gdy ktoś na każdym kroku daje dowody swej przewagi militarnej i pokazuje jak jest wszechpotężny – powiedział Grieve. - Lecz pomimo tego proponuje zawarcie przymierza. I wspólną walkę. Choć sam może wygrać wojnę. Zaczynam się zastanawiać jaki ma cel?

- Prosty i oczywisty. Chcę uniknąć kolejnej wojny, miliona pytań gdy zniknie potęga Związku, a jakiś nadgorliwy generał w rodzaju Curtisa Le Maya znowu wpadnie na pomysł odpalenia rakiet by usunąć niezrozumiałe zagrożenie… To dyplomacja, przyszły świat i pokój należy zacząć budować wcześniej – Mrok chrząknął. - Lecz prawda jest także dużo bardziej prozaiczna. Daję wam szansę naprawienia tego, co zostało przez was popsute.

- Popsute?

- Miesiące planowania, przygotowań, gromadzenia sił by zatrzasnąć pułapkę – głos Światły nagle stężał. - Sterowanie zmiennymi, przesuwanie granic zony, przemieszczanie tworów i ściąganie mieszkańców wszystkich osad do Warszawy… Beria wywabiony z gniazda i zmierzający powoli tam, gdzie go chciałem mieć, na granicę Polski, gdzie pod Lublinem gromadził swe oddziały i gdzie miała eksplodować kumulowana od miesięcy energia fizyki… a potem nagle w środku zniszczonego kraju ląduje oddział Sojuszu i wszystko się zmienia.

- Zmienia?

- Beria dostaje szału – warknął Światło. - I nagle rusza do przodu, posyła grupę uderzeniową, a sam pędzi tuż za nią pociągiem, nie czekając na resztę armii. Wymyka się z miejsca, w którym miał się znaleźć, by dotrzeć do Warszawy nim zrobią to imperialiści, bo nie może pozwolić, by moc która się tu znajduje, wpadła w jego ręce.

- Moc?

- Moja moc – Światło był wyraźnie zirytowany. - O której sam go poinformowałem, podpisując się własnym nazwiskiem, wiedząc że go to zwabi… - odetchnął głęboko. - Rzecz w tym, że nawet nie wiecie, co popsuliście. Przybyłem tu jako emisariusz Kompleksu, zaś droga do niego została zamknięta, by przygotować uderzenie, które możliwe było tylko w wybranym miejscu. I z niego Beria się wymknął. A wszystko z powodu waszej interwencji! Przyznam, że ma niezwykły talent do ratowania swej skóry, od wielu lat. Lecz gdy zaatakowały go przerzucone przeze mnie twory i siły maoistów uciekł przed nimi zamykając się w podziemnej pułapce… I właśnie tam możemy go dosięgnąć!

- Dlaczego więc nie zmiażdżyć go przy użyciu fizyki? - Grieve wydawał się nieporuszony gwałtowną reakcją Światły.

- Są pewne ograniczenia – odparł tamten. - Z powodu których nie użyję jej pod ziemią. Powiedzmy, że zasięg i siła rażenia… wywołaby skutki, których nie jestem w stanie przewidzieć. Co dla systemu tutejszych tuneli mogłoby nie okazać się najlepsze, gdyby ziemia zaczęłaby się przemieszczać.

- Zatem broń to niezbyt precyzyjna – zauważył Rassmusen.

- Jeszcze – odparł Światło. - Lecz wystarczająco niebezpieczna by pokonać całe armie.

- Zatem czemu nie posłać armii… tych cieni? - zadał pytanie Rowicki.

- Z tego samego powodu dla którego sceptycznie do idei walki o Polskę nastawiony jest generał Grieve – powiedział Światło. - By nie stali się mięsem armatnim.

- Myślałem, że ich kule nie są w stanie was powstrzymać – powiedział Rassmusen.

- Mają tam jeszcze działka… i inną broń. Może i nas nie powstrzymają, lecz w rezultacie zadadzą straty, których wolałbym uniknąć. Nawet połączony atak z generałem Zhanem nie jest rozwiązaniem.

- Elitarne oddziały, zamknięte w twierdzy, z której uczynią śmiertelną pułapkę? Ma pan rację generale, w takim ataku zginie wielu żołnierzy – powiedział Grieve. - Może i Związek czy Kolektyw lubią szachować zyciem ludzkim. Lecz Sojusz raczej nie prowadzi ataków samobójczych.

- Nie proponowałem takiego ataku – odrzekł Światło. - Raczej coś, co rozwiąże problem raz na zawsze. Ostatecznie rozwiązane.

- Mianowicie?

- Bomba atomowa – powiedział spokojnie światło i spojrzał prosto w oczy Grieva. Ten trwał nieporuszony.

- O ile mi wiadomo w tym miejscu nie działa – powiedział wreszcie.

- A jednak ją przywieźliście – Światło wciąż wpatrywał się w niego intensywnie, aż wreszcie Grieve odwrócił wzrok.

- Nie.

- Generale – głos Światły był pełen dezaprobaty. - Zdaje się, że jako przyszli sprzymierzeńcy nie powinniśmy kłamać.

- Nie powinniśmy również mieć przed sobą sekretów – odparł Grieve.

- Mam jakieś sekrety?

- Proszę mi odpowiedzieć.

Światło wzruszył teatralnie ramionami.

- Do niczego nie dojdziemy w ten sposób. Ale powiem jaki mam plan… jeśli macie bombę, możemy szybko i sprawnie rozwiązać nasz wspólny problem. Tunele wyposażone są w przesłony mogące wytrzymać taką eksplozję, budowano je właśnie w takim celu. Wystarczy je uruchomić i posłać pocisk na tamtą stronę. Beria znajduje się w dawnej bazie Kordon i na stacji Dworzec Wileński. I wraz z nimi przeniesie się do historii. Wraz ze swoim wojskiem. Po tamtej stronie Wisły pod ziemią nie ma moich ludzi, nie ma również mieszkańców Warszawy. Tak zacznie się upadek Związku.

- A podziemne miasto?

- Przetrwa – rzekł spokojnie Światło.

- Wstrząsy? - rzucił Rassmusen.

- Niewielki ładunek, choćby pół kilotony, zamontowany na lokomotywie, pozbawionej maszynisty, która popędzi wprost w kierunku Kordonu. Wszystko jest przygotowane. Brakuje tylko ładunku, który posiadacie.

- Myśli pan, że bylibyśmy na tyle szaleni, by przywieźć tu ładunek atomowy? - rzucił Rowicki. - Do Warszawy?

- Myślę, że Sojusz z pewnością to zrobił – odparł spokojnie Światło. - Bo dla niego to miasto nic nie znaczy. Bo jeśli nadarzy się szansa, by wyeliminować Berię, była to oczywista decyzja. Nawet jeśli wiedzieli, że ładunek nuklearny nie działa na powierzchni. Bo przybywając po swych ludzi, wiedząc że znajdują się tu maoiści, Beria i nowe zagrożenie… którym jesteśmy my, była to oczywista decyzja. Nieprawdaż, generale? - popatrzył na Grieve’a.

- Udzielę odpowiedzi w ciągu godziny – odparł tamten.

- Myślałem, że może Pan podejmować decyzje militarne.

- Niepokoją mnie inne rzeczy.

- Mianowicie?

- Nie będę ukrywał, że to co widzę patrząc na mieszkańców tego miasta niekoniecznie mi się podoba – powiedział Grieve. - A także to, co słyszę na temat… konieczności rządzenia absolutną ręką. Wbrew ich woli. I inne rzeczy.

- Jestem przekonany, że waszym politykom nie będzie to przeszkadzało – powiedział Światło z wyraźną ironią w głosie. - Podobnie jak nie jest dla nich problem kontrolowana demokracja. Ciekawe określenie, zdaje się wzajemnie sobie przeczące?

- Wykonam otrzymane rozkazy  – uciął Grieve. - Ale chciałbym jeszcze spotkać się z generałem Zhanem.

- Jak łatwo zauważyć jego siły walczą ze Związkiem na powierzchni, po drugiej stronie rzeki. Na moją prośbę.- Światło zawiesił głos. - Bo dość szybko maoiści przeanalizowali możliwe korzyści i potraktowali to przymierze poważnie. Gotowi są uzyskać dostęp do informacji, których nie chce Sojusz.

- To groźba?

- Ależ skąd – znowu spoglądali sobie w oczy. - A zatem godzina, generale – powiedział wreszcie Światło.

- Mam jeszcze jedno pytanie – powiedział Grieve.

- Mianowicie?

- Co przybywa z kosmosu?

- Skąd mam wiedzieć? – wzruszył ramionami Światło. – Ale z kolei ja mam prośbę. Niezależnie od tego czy nasze przymierze dojdzie do skutku czy nie, a plan wejdzie w fazę realizacji, mam nadzieję, że pomożecie rozwiązać mi problem z jedną ze stacji.

- Jaki problem?

- Dość palący – popatrzył na Kowalskiego. - Znalazłem waszych ludzi. A oni wyciągnęli błędne wnioski z tego co zobaczyli. Strzelają do moich sił i władz Konwentu, z nieznanych przyczyn przejęli tam władzę. Chciałbym naprawdę uniknąć rozwiązań siłowych – zawiesił na chwilę głos. - Więc może w międzyczasie możecie ich stamtąd zabrać?

- Ilu ich jest?

- Trójka waszych marines. Zabili kilku z moich żołnierzy, lecz z uwagi na nasze przyszłe przymierze chwilowo jestem to w stanie tolerować – popatrzył na Grieve’a. - Ale niech zaginione siły Sojuszu dołączą do reszty swego oddziału.

- Tylko trójka? - zapytał Kowalski.

- Trójka żołnierzy Sojuszu – rzekł Światło. - Bo zdaje się jest z nimi również uzbrojony były żołnierz sił LPKRR, choć nie mam pojęcia jak mogło do tego dojść. I jeszcze kilku żołnierzy i bandytów. A ich traktuję jak wrogów. Więc należą do nas.

Budzyńska uśmiechnęła się do Kowalskiego.

- Zwłaszcza Walter.

Dworzec Wschodni >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz