czwartek, 1 czerwca 2023

Ciemna Symetria: Akwarium

Wnętrze budynku cuchnęło. Walter omal się nie zadławił, gdy na niższym poziomie zdjął maskę usiłując nabrać powietrza. Kontakt z rzeczywistością sprawił, że omal nie zwymiotował. W przeciwieństwie do masek p-radgaz osłony imperialistów zapewniały całkowitą filtrację, nie przepuszczając nawet odrobiny zapachu z zewnątrz, sprawiając, iż gwałtowny powrót do zapachu zony wywołał taką reakcję. Lecz to nie była tylko zona i smród płonącej roślinności, metanapalmu i rozgrzanego gruzowiska, odczuwalny nawet gdy zeszli już nieco pod ziemię. To było coś jeszcze, zapach obecnego w budynku rozkładu. Domyślał się nawet co takiego, lecz nie miał siły szukać, pozostawił to Baumannowi i Weylandowi oraz Łowca, który przepadł w czeluściach ciemnych korytarzy, gdzie nie sięgał czerwony blask flar. Które zresztą się wyczerpywały, więc poradził im poszukać latarek. Z jakiego powodu marines ich nie posiadali, pozostawało dlań tajemnicą, w końcu dokonując rekonesansu w kierunku lotniska mieli świadomość, że mrok gęstnieje. Najwyraźniej wszystko postawili na jedną kartę swych urządzeń z noktowizją, jak nazywali lunety i gogle umożliwiające widzenie w ciemności, które teraz jednak przestały działać. Podobnie jak ich namierniki, które zwali pozycjometrami, na które przestali już zerkać z nadzieją. Widział po ich twarzach, jak powoli dociera do nich świadomość i zrozumienie, a znika nadzieja. Na razie jednak nie mieli czasu by się nad tym zastanowić, ani chwili do stracenia.

Warszawa drżała, spadały na nią zapewne kolejne bomby i pociski, a wszystko na powierzchni wybuchało i ulegało destrukcji. Prędzej czy później zagłada dosięgnie także zniszczonego budynku, w którym się znaleźli, musieli jak najszybciej skryć się głęboko pod powierzchnią.

- Szukajcie szybu windy – powiedział Walter, gdy zeszli po schodach na niższy poziom. Oparł się o Deveraux, nie będąc w stanie powiedzieć, kto kogo w zasadzie prowadzi. Wyraźnie czuła to, czego starał się nie okazywać, dysząc ciężko po tym jak niósł ją poprzez ruiny. Był skrajnie wyczerpany. Anuszka coś mówiła, lecz nie był w stanie się na tym skupić.

- Gdzie my właściwie jesteśmy? - zapytał nieufnie Baumann, jak zawsze podejrzewając go o zdradę.

- To budynek GRU – wyjaśnił, czym wywołał dość nerwowe reakcje.

- Gdzie nas przyprowadziłeś? - warknęła Deveraux i zakaszlała.

- Nie znajdziesz tu nikogo żywego – odparł, po czym oparł się o ścianę, usiadł i zdjął maskę. Wówczas omal nie zaczął wymiotować. Zdołał złapać oddech po dłuższej chwili, lecz nie miał siły wstać. Siedział więc oparty o boazerię i zniszczony dywan, spoglądając na korytarz, który oglądał w czasach jego świetności, pozbawiony jakichkolwiek okien, z lampami na wyciągniętych pałąkach, z drzwiami prowadzącymi do pokoi, gdzie skrywały się tajemnice. Tu mieściła się warszawska siedziba WSI, a gdzieś nad nimi znajdowało się ukryte piętro, które za swą siedzibę obrało GRU. Czekał, aż odzyska siły, wsłuchując się w dochodzący z zewnątrz przytłumiony huk zagłady, żałując iż marines używają neuropapierosów, w ich manierkach nie ma endorfin bojowych, które pozwoliłyby zapomnieć mu o rzeczywistości. Chciało mu się pić, był głodny, a świat miał smak popiołu.

- Gdyby nie to czerwone światło, byłbyś zupełnie blady – powiedziała Deveraux. Otworzył oczy i spojrzał na nią siedzącą w podobnej pozycji.

- Ty również – zauważył. Rękę wciąż trzymała schowaną we wnętrzu swego munduru. - Inhibitor – przypomniał sobie i z wysiłkiem zaczął się podnosić, lecz wówczas koło niego coś upadło z metalowym dźwiękiem. Łowca powrócił i rzucił w jego stronę tulejkę.

- Nie dziękujcie – powiedział. Jego wzrok wyglądał na jeszcze bardziej szalony niż zwykle.

- Dziękuję – powiedział Walter. - Ona też wam podziękuję.

- Ja mogę się na czymś skupić – odparł stalker. - Inaczej oszaleję. Ja skożu s uma. Eta zowiet mienia.

- Co was woła?

- Mrocznost' – wycharczał tamten, po czym padł na kolana i zaczął wymiotować. Całe jego ciało drżało, a gdy trząsł się na czworakach zdawał się przypominać dziką bestię. Anuszka pisnęła i cofnęła się w ich kierunku, ale Walter położył jej na ramieniu dłoń uspokajającym gestem.

- Ten stalker… Będzie widmem cienia! - zawołała.

- Czym będzie?

- Widmem cienia! Nie wszyscy zabrani stają się cieniami, niektórzy wracają jako widma! - powiedziała.

- Widma – pokiwał głową, jak gdyby wiedział o czym mówi. - Wyjaśnisz mi za chwilę – był zbyt zmęczony, by jej wysłuchać. Podniósł tulejkę i podał Deveraux. - Użyj tego.

- Co to jest? - spoglądała na przedmiot nieufnie.

- Cofnie to, co dzieje się z twoją ręką – powiedział. - Może zatrzyma – wciąż przyglądał się Łowcy, który pochylił głowę i trzymał ją opartą o podłogę, we własnych wymiotach, ściskając mocno rękami. Zastanawiał się czy stalker jest zagrożeniem. Jego szaleństwo zdawało się pogłębiać. Nagle uniósł wzrok jakby wiedział, że Walter na niego patrzy.

- Minęło. Zwiezdy ocaliły – powiedział. Jego jedne oko stało się ciemne, Walter zamarł, obawiając się, że wypełnia je poznana już wcześniej siła, zwana Mrokiem. Jednak gdy przyjrzał się uważnie dostrzegł w czerwonym blasku flary źrenice tamtego. Z oka płynęła teraz krew, która zalała tęczówkę, lecz stalker zdawał się tego nie zauważać. Uśmiechał się od ucha do ucha, ukazując pieńki swych zębów.

- Cofnie się? - głos Deveraux wyrwał go z zamyślenia.

- Kiedyś powiedziałbym, że zniknie, gdy znajdziemy się w metrze – odparł. - Ale teraz nie wiem. Zona jest wszędzie. I jeszcze ta ciemność.

- Masz pewność co jest w środku? - ważyła tulejkę w dłoni, wyraźnie się zastanawiając.

- Nie. Ale powinnaś zaryzykować.

- Niezbyt to przekonujące.

- Po prostu mi zaufaj – powiedział, a ona wpatrywała się w niego, wreszcie kiwnęła głową i podwinęła rękaw. W czerwonym świetle ujrzał jak jej rękę pokrywają białe żyłki, lśniące w przytłumionym świetle. Wciąż się wahała, lecz przycisnęła tulejkę i wyzwoliła sprężone powietrze, które wypchnęło igłę. Miał nadzieję, że trwałość specyfiku jest dłuższa niż kilkanaście miesięcy, które tu zapewne przeleżał. Ponoć przez te kilka lat zdążył wejść do powszechnego użycia, w czasach które on pamiętał, specyfik ten zakłócający łysenkowską ewolucję organizmu był zastrzeżony dla Akwarium.

Deveraux wpatrywała się uważnie w swą dłoń. Żyłki jakby pobladły, choć nie zaczęły znikać.

- Spasiba – powiedziała, spoglądając ponad ramieniem Waltera, na Łowcę stojącego z tyłu ciasnego korytarza, a ten kiwnął głową.

- Zgubiło nas – powiedział na Waltera.

- Co?

- To co nas szuka. Tiebia i mienia.

Nie miał siły się nad tym wszystkim zastanawiać, zwłaszcza, że przez budynek przeszło kolejne drżenie, a z sufitu posypał się pył. Jakby na zamówienie pojawili się Weyland i Baumann, świecący latarkami, które nieśli w rękach. Błysk żółtego światła oślepił na chwilę Waltera.

- Same trupy – powiedział marine. - Zdążyły już wyschnąć – miał więc rację co do źródła słodkiego zapachu, który przez minione miesiące zdążył już na dobre wniknąć w otoczenie.

- Coś pożytecznego poza latarkami? - zapytała Deveraux, opuszczając rękaw. Baumann zdawał się tego nie zauważać.

- Żadnego prowiantu – odparł. - To były jakieś biura. Same papiery. Wszystko pisane cyrylicą.

Największe tajemnice Związku. Zapewne wyjaśnienie sekretów ciemnej materii, której tak poszukiwali imperialiści. Teraz zupełnie bez znaczenia, choć równie dobrze mogły dotyczyć zwykłych spraw administracyjnych. Nie mieli jednak czasu poznawać zagadek Akwarium, Walter też nie miał na to obecnie specjalnej ochoty. Wkrótce wszystko to i tak zapewne przestanie istnieć.

- Winda – przypomniał.

- Jest tam szyb – mruknął Weyland. - Kabina jest na dole, tej nie uruchomimy. Trzeba będzie zejść po tych metalowych szczeblach. Ale to dość głęboko w dół.

- Więc nie traćmy czasu - zdecydowała Deveraux i podniosła się, podpierając ściany. Wyraźnie poczuła się lepiej.

- Wyjdziemy na Stacji Zwycięstwa – powiedział Walter do Anuszki. - Co tam jest?

- To samo co wszędzie – odparła dziewczynka. - Konwent.

Stacja Warszawa Zachodnia >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz