czwartek, 22 czerwca 2023

Ciemna Symetria: Stacja Warszawa Zachodnia (IV)

 

Ciemność opuściła podziemną część dworca. Wraz z siłami Sojuszu pojawiło się światło i dźwięk generatorów, które uruchamiali przybyli żołnierze. Kowalski po raz pierwszy ujrzał halę, jaką stanowiło podziemne pomieszczenie, uprzednio kryjące się w ciemności, jakiej nie poprawiała nawet noktowizja. Zmrużył zmęczone oczy, mając wrażenie, iż pod jego powiekami kryje się piasek. Dostrzegł jak mieszkańcy podziemnego miasta cofają się, nadal dla niego doskonale anonimowi, nie podejmujący prób rozmowy, obawiający się imperialistów. W końcu należeli do pokolenia, które wychowano przekonując, iż pod ziemię wepchnął ich wróg, który przybył i zajął jeden z betonowych peronów. Spadochroniarze i marines patrzyli na ludzi podejrzliwie, nawet gdy zaczęli oni przynosić im wodę. Jednak nie udało się w żaden sposób nawiązać z nimi rozmowy, nawet gdy żołnierze powoli opuścili karabiny. Odziani w łachmany, śmierdzący, wynędzniali i milczący. Nie wyglądali jakby czekali na wyzwolenie przynoszone im przez SBS, najwyraźniej stanowiąc jednocześnie problem, z którym spadochroniarze nie mieli pojęcia jak się zmierzyć. Sokoliński był pogrążony w myślach, gdy Kowalski go pozostawiał, udając się do Fortu Alamo. Najwyraźniej wszystko przyszło tak nagle, desant do Polski, stwierdzenie, że Warszawa nie jest pusta, a na Wojsko Polskie czeka tu potężny sojusznik, który nie przypominał człowieka. Wszystko to obróciło wniwecz marzenie, o zwycięskim powrocie, zajęciu pustego miasta i przywróceniu Polski na powierzchni. Teraz gdy okazało się, że ma ona mieszkańców, którzy nie są komunistycznymi wrogami, świat okazał się zbyt skomplikowany. To nie był problem Kowalskiego, jego służba w SBS sprawiła, że wyleczył się ze swej polskości i poczuł w pełni obywatelem USA, wolnym od kompleksów, uprzedzeń i dumy. Lecz czuł niepokój z powodu Kolektywu, równie nieludzkiego jak oddziały Kompleksu w postaci cieni, którymi sterował generał Mrok. Proponowane przymierze przyprawiało go o dreszcze, ich potencjalni sojusznicy zdawali się całkowicie nieludzcy. I nie mógł zapomnieć o tym, co wydarzyło się na Marsie oraz w Hindukuszu. Nie wspominając o ataku na Cape Canaveral. Cóż, wszyscy wokół mają swoje uprzedzenia i muszą sobie z nimi poradzić, na szczęście decyzje nie należały do niego, on musiał jedynie wykonywać rozkazy, choć nie musiały mu się one podobać.

Osoba decyzyjna wydawała się być niesiona niezmierzonymi pokładami energii. Patrząc na generała zagadującego każdego z jego marines, zaczął zastanawiać się czy nie cierpi on na chorobę orbitacyjną. W ciągu 24 godzin przemierzył dwukrotnie drogę między obecną pozycją ISS a powierzchnią planety, co nie mogło pozostać bez skutków dla jego organizmu. Początkowa euforia, zostanie zapewne wkrótce zastąpiona milczeniem, nieufnością i burkliwością, niczym u cyklofrenika. Przynajmniej dopóki się nie wyśpi, na to jednak się nie zanosiło. Na razie jednak Grieve rozmawiał z Di Stefano, podczas gdy reszta sprowadzonych przezeń marines rozdawała pakiety żywieniowe i amunicję reszcie jego oddziału. Żołnierz z opaską lekarza analizował skład ich krwi, podając leki. Podobnie czynił jego odpowiednik z SBS, zajmując się przy okazji rannymi. Kowalski nie sprawdzał czy udało mu się wykryć objawy zmian, o który mówił im Walter wiele godzin temu. Na to przyjdzie jeszcze czas, wiedział iż jego również czeka taka kontrola. Najchętniej już by się stąd wydostał, wiedział jednak, że to nie możliwe. Z równie marsowymi minami wiadomość tę przyjęli pozostali, początkowa radość z przybycia wsparcia, zniknęła. Jedynie Vasquez padła na podłogę i spała snem sprawiedliwiej, nie zwracając uwagi na to, co wokół niej się działo. Wokół krzątali się marines osłaniani przez swoich kolegów w pancerzach bojowych, choć po ich ruchach Kowalski mógł dostrzec, że brak im doświadczenia, lub też wyszli z wprawy. Wiedział, że Grieve wyczyścił ISS z jednostek utrzymywanych przez NASW na pokładzie stacji w celu rotacji na okrętach, jednak prócz ich oddziału, żaden inny nie walczył nigdy w przestrzeni. Nawet jeśli brali udział w walkach na Ziemi, od kilku miesięcy nie mieli okazji nawet do ćwiczeń. Stanowili wyłącznie zabezpieczenie, pełniąc ponadto straż, co wynikało z dawnej morskiej tradycji, przeniesionej w przestrzeń. Stąd ich grupę formowano pod auspicjami USMC, choć uczyniono ją wielonarodową, bowiem admirał dopilnował, by NASW dostała to, co najlepsze. Wieści przyniesione przez Grieve'a mocno Kowalskiego zaniepokoiły, a jego wiara w Aldrina została nieco zachwiana, lecz wciąż powtarzał sobie, że to jakieś szaleństwo, by podejrzewać go o zdradę. Admirał nigdy ich nie zawiódł, myśl, iż mógł być elementem jakiegoś misternego planu utkanego przez tamtych, była przez niego odpychana jak najdalej i nie miał ochoty się nad nią zastanawiać.

Sokoliński konferował gdzieś na boku z Rowickim, przekazując mu meldunek. Kowalski dostrzegł, iż tamten przekazał pułkownikowi wyrazy uznania, zupełnie zresztą należnie. Gdzieś już uleciała początkowa poza Gmurczyka i pozostałych, w przeciwieństwie do nowo przybyłych nie zachowywali się jak kompletne dupki, chowając swą dumę. Teraz byli towarzyszami broni, a zrzuceni do spadochroniarze szybko to dostrzegli, gdy Gmurczyk uciął ich komentarze na temat marines. Najwyraźniej zmienił o nich swe zdanie na lepsze, czego nie można było powiedzieć o Grieve.

- Mamy tu pewien problem, sierżancie – powiedział generał. - Nim pozwolę wam odpocząć chcę żebyście przekazali pewne niezbędne informacje oddziałowi porucznika Ethana.

- Na temat cieni?

- Także. Lecz również dotyczącego Kolektywu i walki w strefie anomalii. Oraz waszych dotychczasowych doświadczeń. Bądźmy szczerzy, mimo iż jako jedyny korpus zrzucił tu pancerze bojowe, to ich wartość naszego wojska nie jest zbyt duża. Na tej przeklętej stacji nieco zardzewieli, choć major Schaeffer i jego ludzie starają się jak mogą, by tego nie pokazać.

- Zrobię co będę mógł, sir.

- Nie mam sumienia prosić was o więcej – powiedział Grieve. - Wiem, że jesteście zmęczeni, ale potrzebuję waszych ludzi. Dacie radę wytrzymać jeszcze osiem godzin?

- Rozmawiał pan z nimi, sir. Wie pan co odpowiedzieli.

- Pytam was, sierżancie. Wiecie w jakim są stanie, chcę wiedzieć czy wytrzymają.

- Tak.

- A wy?

- Semper Fi.

- Dobrze – pokiwał głową generał. - W takim razie kiedy skończymy, poinformujecie ich, że rozwiązuję wasz oddział – poinformował.

- Co takiego, sir? - zaprotestował Kowalski, lecz Grieve uciszył ich ruchem dłoni.

- Zdaję sobie sprawę, że wasza grupa to specjalny projekt NASW, w szczególności admirała Aldrina, lecz moja decyzja nie związana jest z tym co się dzieje wokół jego osoby – powiedział. - Wypełniliście swą misję i nie mam dla was wszystkich niczego innego, niż słowa uznania. To nie kara. Nie zanosi się na razie abyście powrócili w kosmos i dokonywali tam desantu, jesteście mi potrzebni tutaj. Przejmujecie dowództwo plutonów desantu. Pod waszym dowództwem nie popełnią tylu błędów ile powinni.

- Generale… - zaczął Kowalski.

- To nie podlega dyskusji – rzekł z naciskiem Grieve. - Wprowadziłem tu SBS bo wiem, że ich wartość bojowa jest dużo większa, poza tym Polakom po prostu należy się możliwość wejścia do Warszawy. Dadzą nie tyle niezbędne wsparcie co osłonę marines, a wy zrównoważycie tę różnicę. Di Stefano pozostanie tutaj z wyznaczonym do ochrony przyczółka plutonem. Vasquez przejmie dowództwo nad grupą zwiadu elektronicznego, potrzebuję tu czujek, mobilnych wieżyczek i wszystkiego co przyjdzie wam do głowy. Evergreen i Jakcson, będą dowodzić plutonami uderzeniowymi, Yutani weźmie osłonę…

- Jest pewien problem, sir – zaczął Kowalski.

- Nie walczyliście wcześniej w tunelach? Nie szkodzi.

- Raczej miałem na myśli to, że jako szeregowi marines…

- Nie szukajcie problemów tam gdzie ich nie ma, sierżancie – oznajmił Grieve. - Wykonać. Jeżeli ktoś z tych dekowników będzie miał z tym jakiś problem, to możecie dać mu do zrozumienia, gdzie trafi jeśli o tym usłyszę. Mianuję członków waszego oddziału dowódcami plutonów, co oczywiście potwierdzimy awansami na odpowiednie stopnie, jak tylko skończy się ten burdel. Czy to jasne?

Kowalski pokiwał głową, widząc iż nic nie wskóra. I w ten sposób nasza wielka kosmiczna przygoda dobiega końca, pomyślał. W ciemności tuneli spoglądajac na perony dawnego dworca, gdzie z dala od światła uciekali tutejsi mieszkańcy, zupełnie doń nienawykli, nie było miejsca na żal.

- Tak jest, sir.

Rassmusen nadchodził od strony blokhauzuów wznoszących się na skrzyżowaniu torowisk. Szedł powolnym krokiem, a gdy się zbliżył wyciągnął dłoń do Grieve’a, zaś ten przyglądał się mu się długo nim wyciągnął własną i wymienił uścisk.

- Ostatnio wywiad mi podpadł – powiedział wreszcie. - Zwłaszcza niejaki Gleeson. Wie pan coś o nim?

- To chyba nie mój departament – odparł niezmieszany Rassmusen.

- Wszyscy tak mówicie. Do rzeczy, ocenę militarną tutejszych sił już mam, co ciekawego wykrył wywiad?

- Nie do końca jestem z wywiadu, byłem w zespole badającym… - zaczął tamten, lecz gdy ujrzał wzrok generała wyraźnie się zmieszał. - Posługują się fizyką jako bronią – powiedział. - Zdołali wykorzystać ją do przekształcenia swych ciał, zapanowując nad przekształceniem energii w masę i na odwrót.

- Co to za gówniana ciemność na górze?

- To co wykorzystują może być tą niewidoczną ciemną materią, o ile ona istnieje. Tutejsi nazywają to Mrokiem i zapewne pozostawia jakieś skutki uboczne, w postaci tej smugi zmierzchu, czy ich ciemnych oczu…

- Jednym słowem niewiele wiecie – uciął Grieve. - Czy mam się spodziewać ataku wrogiej fizyki? Jakiejś anomalii? Mam wierzyć w te historie o przenoszeniu wrogich istot przez przestrzeń?

- Skoro potrafi to Kolektyw logicznym byłoby założenie, że jest to całkowicie prawdopodobne. Załamanie struktury przestrzeni i czasu to rzecz normalna w tej części świata – odparł Rassmusen.

- Jednym słowem gówno pan wie – skwitował Grieve. - Pewnie kręcąc się po tej lokalizacji nie miał pan czasu przyjrzeć się siłom przeciwnika i ocenić ich ilości? Lub dowiedzieć się czegoś bardziej przydatnego, niż nauki ezoteryczne?

- Z ich powodu tu jesteśmy, generale – Rassmusen nie wydawał się zrażony. - Bo skoro ktoś to potrafi, musimy posiąść tę wiedzę również. Bo nie możemy dopuścić, by ktoś posiadał nad nami przewagę, czyż nie? Związek góruje nad nami liczbą sprzętu i ludzi, lecz równoważymy ją naszą technologią. Jak jednak zrównoważyć dystorsje grawitacyjne otwierane w sercu naszego terytorium lub przebicia, z których wypadną w środku Waszyngtonu wrogie jednostki?

- Wiem co chce pan powiedzieć i oczywiście ma pan rację. Musimy posiadać taką zdolność lub potrafić ją powstrzymać, choć płynące z tego implikacje nie muszą mi się podobać. Panie Rassmusen…

- Struktura tego Konwentu to tak naprawdę piramida – przerwał generałowi. - Z generałem Mrokiem na szczycie. Choć starał się to przed nami ukryć, zatem nie powiedział prawdy. Z drugiej strony nie należy się mu dziwić, na jego miejscu też byłbym ostrożny, gdybym napotkał w tym miejscu kogoś, kogo zupełnie bym się nie spodziewał, w szczególności mającego broń mogącego mnie pokonać.

- Słucham dalej.

- Konwent to fasada, za którą kryje się Mrok i Kompleks. Z jakiego powodu wybrali takie rozwiązanie, nie wiem, lecz tubylcy rządzeni są strachem. Ci ludzie z czarnymi oczami to nadzorcy, cienie to ich armia. Bezwzględna, całkowicie posłuszna i w pełni skuteczna. Ludzie się ich boją i nie chcą rozmawiać. Lękają się, choć oczywiście to zapewne nic dziwnego, skoro tyle lat byli poddanymi Berii i musieli żyć w totalitarnym społeczeństwie. Mrok jednak niewiele tu zmienił, sprawuje w imieniu Kompleksu całkowitą kontrolę. Pamiętajmy o tym kiedy będziemy z nim rozmawiać. A także o tym, że ci którzy ze mną rozmawiali, zdawali się powtarzać wyuczone teksty. Nikt nie chce mówić niczego o tym co się tu dzieje.

- A co się dzieje?

- Trudno powiedzieć – odpowiedział Rassmusen. - Strach ich paraliżuje. Zwłaszcza gdy spoglądają na cienie. Wymknęło im się coś o umarłych… ale to raczej w tym miejscu nic dziwnego, wie pan, że tutaj trzeba strzelać martwym w głowę?

- Słyszałem, aczkolwiek ten aspekt mi się niezbyt podoba. Skoro przez ostatnie godziny otrzymał pan nieco informacji na temat tego Św… jak to się w ogóle wymawia, tego Mroku – zmienił temat Grieve. - CIA potwierdziło jego historię, chcę dowiedzieć się na ten temat nieco więcej. Od wyruszenia z ISS nie miałem czasu ani sposobności, by śledzić na bieżąco informacje. Generale Rowicki, prosimy do nas! - zawołał w kierunku spadochroniarza rozmawiającego z Sokolińskim, a gdy ten się zbliżył powiedział:

- Generale, jeśli wiecie coś o Światle, czego mogę nie wiedzieć, pora na szczerość – powiedział Grieve. - Na początku chcę się dowiedzieć jakim cudem powstaniem przeciw Berii kieruje agent CIA.

- To nie do końca agent – powiedział Rassmusen. - Z akt źródła o pseudonimie Alicja wynika, iż zaczął pracować dla nas w roku 1953. Nawiązał kontakt w Berlinie, był wówczas wysoko postanowionym oficerem służb kontrywywiadu w strukturach PRL, to państwo istniejące do roku 1958, w miejsce którego powstała LPKRR…

- Darujmy sobie lekcję historii. Wróćmy do Świa… tły. Udało się.

- Naprawdę nazywa się Fleischfarb – wtrącił Rowicki. - Nazwiska Światło używa od czasów poprzedniej wojny. Nasza Dwójka nie zdołała ustalić dokładnej daty, pojawił się jako funkcjonariusz reżimu komunistycznego, robiący karierę w organach. W roku 1953 doszedł do stanowiska zastępcy szefa Służby Bezpieczeństwa. I o ile nam wiadomo był zaufaną ręką ówczesnego szefa KGB, Ławrientija Berii. Utrzymywali bezpośredni kontakt, gdy z jego polecenia dławił wolność w Polsce.

- Czyli mieliście rację, sierżancie, coś ich rzeczywiście łączy – Grieve popatrzył ku Kowalskiemu. - Ale w takim razie, dlaczego właściwie z nim rozmawiamy?

- Bo przeszedł na naszą stronę – wyjaśnił Rassmusen. - W Berlinie Zachodnim, to miasto, które istniało przed… przepraszam generale. W roku 1953 zgłosił się do nas deklarując chęć współpracy,tuż przed zajęciem zachodniej części miasta przez Berię. Początkowo wszyscy myśleli, że to prowokacja, jednak z czasem potwierdził swą wiarygodność.

- Dlaczego zdradził?

- Proszę nie używać tego słowa – poradził Rassmusen. - Powiedzmy, iż raczej przejrzał na oczy. W aktach nie ma o tym zbyt wiele, CIA dociera właśnie do ludzi, którzy mieli z nim wówczas kontakt. Z jakiegoś powodu zaczął nienawidzić Rosjan i miało to coś wspólnego z ówczesną próbą zamachu na Berię. Tą, po której umocnił władzę i zmienił liberalny kurs na budowę totalitarnego Imperium, szykując je na wojnę. Jako powód podał nam zniewolenie Polski i chęć walki o jej wolność.

- To coś co lubicie robić najbardziej – Grieve popatrzył na Rowickiego.

- Dwieście lat doświadczenia – odparł tamten. - W końcu przywiodło nas tutaj.

- Światło szykował powstanie – mówił dalej Rassmusen. - Wiem, że oficjalna wersja jest taka, że wybuchło ono spontanicznie po zamordowaniu polskiego prezydenta Bieruta przez Berię, ale prawda jest taka, a przynajmniej tak wynika z akt, że to był jego pomysł i CIA prowadziło operację mającą doprowadzić do jego wybuchu, lecz nikt nie przewidział tego co się stanie. Zdaje się, że ówczesny plan był taki, żeby doprowadzić do buntu ówczesne kraje tak zwanej demokracji ludowej, co udało się na Węgrzech i w Polsce, choć zdaje się wybuchły one przedwcześnie. Nikt oczywiście nie przewidział tego co się stanie, że Beria zrzuci na zbuntowane terytoria bomby atomowe, następnie inkorporuje je do Związku, ogłaszając narodziny Komunistycznych Republik, walczących atomem o pokój.

- Czystki roku 56 go nie zmiotły? - zapytał Grieve.

- Był zaufanym człowiekiem Berii, choć po tym co się przydarzyło brana pod uwagę była hipoteza, że przejście na naszą stronę było jedynie pozorne, a oni grają nami przy pomocy Światły. Jednak przyczaił się i zgodnie z naszą sugestią realizował zadania osłabiające potencjał LPKRR jako części Związku.

- To znaczy? - nacisnął Grieve.

Rassmusen chrząknął.

- Z tego co mi przekazano operację „Czynnik Rozłamu” wymyślił jeszcze Allan Dulles w latach czterdziestych. Jej celem była dezintegracja potencjału wroga, poprzez… oględnie mówiąc wpędzenie go w nędzę gospodarczą, co doprowadzić miało do wielkiej rewolty przeciw…

- CIA wspierało powiększanie biedy i nędzy w Polsce? - głuchym głosem zapytał Rowicki.

- Nie znam szczegółów tej operacji, to już historia przedwojenna – rzekł obronnym tonem Rassmusen. - Przekazano mi tylko założenia, mające na celu uruchomienie wszelkich środków, żeby wizja gospodarki państwowej w wykonaniu Stalina, a później Berii mogła się spełnić, co doprowadzi do całkowitego upadku społeczeństwa. Dlatego nie wspierali waszych frakcji narodowych, zarówno w rządzie emigracyjnym jak i we władzach Polski…

- Udało wam się skurwysyny – powiedział Rowicki zimno. - Polski nie ma, utworzono LKPKRR.

- A ten geniusz, który to wymyślił, nie przywidział, że gdy gospodarka zacznie im wysiadać, przyjdą po nas, żeby nakręcić sobie koniunkturę? Operacja się udała, wywołaliście wojnę.

- Wojnę wywołali tamci, instalując rakiety na Kubie – przypomniał Rassmusen.

- Bo ktoś ich do tego sprowokował?

- Generale, to podejście zbliżone do kręgów pacyfistycznych...

- Proszę mi nie grozić oskarżeniem o pacyfizm – warknął Grieve. - I przemyśleć swoje słowa, wolałbym o pewnych rzeczach się nie dowiedzieć, a tym bardziej generał Rowicki, bo jeśli pan zapomniał, jesteśmy w jego ojczystym kraju. A zatem Światło celowo wpędzał swój naród w nędzę?

- Miał ku temu dobrą pozycję, był w zasadzie szarą eminencją – odparł Rassmusem. - Mało kto o nim wiedział, nie funkcjonował wśród władz LPKRR, ale wydawał polecenia realizując politykę Berii, jednocześnie odpowiadając za bezpieczeństwo…

- Kim jest człowiek, który zgadza się na prowadzenie takich działań przeciw własnemu narodowi? - zapytał Grieve.

- Nikim lepszym od tych, którzy to zlecili – mruknął Kowalski.

- Chcecie coś powiedzieć, sierżancie? - zapytał sucho Rowicki.

- Tylko tyle, że zarówno z nich jak i z nas są takie same skurwysyny – wzruszył ramionami Kowalski.

- Doskonale to ujęliście – mruknął Grieve. - Im więcej dowiaduję się o działaniach CIA, Rassmusen…

- Prosze mnie z nimi nie utożsamiać – powiedział obronnym tonem tamten. - Zajmuję się na co dzień rzeczami nieco bardziej naukowymi. Chciał pan informacji, więc ją przekazuję.

- Zatem naszym potencjalnym sprzymierzeńcem jest człowiek, który nie zawahał się podjąć działań zmierzających do zniszczenia własnego narodu – rzekł generał.

- Po to, aby go ocalić – wtrącił Rowicki, a Grieve spojrzał w jego kierunku i przez chwilę spoglądał wprost w jego oblicze.

- Wasze polskie pojęcie patriotyzmu nie przestanie mnie zadziwiać – powiedział wreszcie.

- Zastanawiano się, czy gdy przychodził do nas, kierował się motywem patriotyzmem, skoro nie uczynił tego wcześniej. Brano pod uwagę możliwość, że wówczas przegrał pojedynek o władzę ze swym bezpośrednim szefem, Bermanem – wtrącił Rassmusem. -  Przyjście do nas było dla niego elementem mającym na celu wygranie rozgrywki. W końcu mu się udało, ale nie zerwał z nami kontaktu, co było zastanawiające.

- Nie pali się mostów – mruknął Grieve. - Jednym słowem mamy do czynienia z kimś, kto gra we własną grę, tak? A po 1962?

- Po 1961 CIA nie miało już z nim kontaktu. Analiza innych informacji wskazywała, że kompletnie zniknął, założono więc, że zginął podczas bombardowania, bądź Beria polecił go usunąć. Od tamtej pory zbieranie informacji jest nieco problematyczne, toczymy cały czas wojnę, a tamci odizolowali swoje społeczeństwo pod ziemią…

- Nadchodzą – uprzedził Kowalski. Z krańca tunelu dobiegł zgrzyt i stukot zatrzymywanej maszynerii, a po chwili ich oczom ukazała się Budzyńska.

Podziemna Warszawa >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz