wtorek, 26 stycznia 2016

W lokalnym grajdołku

Jest takie opowiadanie Piotra Goćka, nie wiem czy przedrukowano je w zbiorze jego opowiadań “Czarne Bataliony”, jeszcze nie udało mi się go przeczytać. Pierwodruk miało lata świetlne temu, w roku 1992, w Feniksie. Otóż rzecz dzieje się na Litwie, w tytułowym “Zaścianku”. Jest pierwsza ćwierć wieku XIX, który był zwycięski dla Francji. Cesarstwo trwa w najlepsze, Napoleon w Paryżu, Rosja pokonana dawno temu, w roku 1812, a francuscy urzędnicy muszą siedzieć na tej głuchej prowincji i pilnować porządku, bo dorasta pokolenie, które dość ma francuskich porządków. A niejaki Mickiewicz machnął poemat, w którym pisze “O roku ów”, jak to wspaniale było w zaścianku przed przybyciem Francuzów, pod panowaniem rosyjskim, gdy miał miejsce ostatni zajazd na Litwie. Il est wichrzyciel, trzeba go powstrzymać, nim pod jego wpływem, jemu podobnych romantyków i filaretów, Polacy i Litwini zatęsknią za państwem niepodległym od Cesarstwa, niech mają to swoje Księstwo, a nie dumają na moskiewskim bruku...
Gociek zręcznie odwraca tu “Pana Tadeusza”, pokazując, iż nawet gdyby wspomnienie z dzieciństwa wieszcza się spełniło, niekoniecznie byłoby lepiej. Cesarstwo de facto było mocno konserwatywne, Napoleon ograniczał swobodę obyczajów; czytam obecnie wersję “Rękopisu znalezionego w Saragossie” z roku 1810, od wersji z roku 1804 różni się dość mocnym wycięciem wielu aluzji seksualnych. Zatem departement litewski Cesarstwa poddany byłby represjom obyczajowym i politycznym, ograniczającym niezależność. Nie inaczej byłoby w sąsiednim Księstwie. Uczynienie bohaterem opowiadania urzędnika, mającego dość głuchej prowincji i tępiącego bzdury w postaci wierszyków i poematów, to doskonały zabieg. Czyni opowiadanie o alternatywnej rzeczywistości przerażająco realnym.
Analogiczną prowincją leżącą z dala od głównych szlaków Cesarstwa, miejscem zsyłki zabitym na głucho dechami, są tutejsze ziemie w “Quietusie” Jacka Inglota. To opowiadanie rozwinięte z czasem w powieść. Inne to zupełnie cesarstwo, w połowie VII Imperium Rzymskie nadal istnieje, a jego najdalej wysuniętym na wschód regionem jest Venedia. To oczywiście mocno ahistoryczne, ale jako zabieg literacki sprawia się doskonale. Ale w alternatywnej rzeczywistości Słowianie pojawili się wcześniej, stając częścią Imperium i jego zbrojnym ramieniem. Lecz Calisia jest miejscem prowincjonalnym, wręcz zaściankowym. Lecz to właśnie tutaj wiodą tropy spisku, który zachwieje posadami Rzymu. Okazuje sie, iż chrześcijanie przetrwali, a Julian Apostata wcale ich nie wytępił, choć tu wcale nie jest apostatą, lecz zbawicielem Rzymu. Dzięki niemu Imperium pokonało przeciwników i nie upadło, nieświadome, że z dala od jego wpływu wyrasta groźny wróg.
Tytułowe opowiadanie kończyła konkluzja, iż prześladowani chrześcijanie ukryli się w Japoni, gdzie wiara zmieszana z samurajskim militaryzmem (kolejna ahistoryczność), skutkowała powstaniem potęgi, gotowej by zniszczyć Rzym ogniem i mieczem, w imię swego Boga nienawiści, którego wyznawców Apostata przegnał. Książka ten pomysł świetnie rozwija, kto ciekaw niech zdobędzie wydanie z NCK, ze świetnymi mapami, stanowiące kolejny tom serii “Zwrotnice Czasu”. Zostawiając samą intrygę z boku, bardzo podoba mi się koncepcja alternatywnego rozwoju religii chrześcijańskiej. To nie tylko kwestia militarnej ekspansji z krzyżem na sztandarach, lecz również upadającego Imperium Rzymskiego, którego kultura została pozbawiona jednej bardzo istotnej rzeczy, jak na trwałe weszła do kultury zachodniej, do której i my przynależymy. Miłości w sensie duchowym, która pozwoliła wyjść poza rzymski racjonalizm, małżeństwo jako instytucję stricte finansową, pojęcie miłości sprowadzone do seksu z niewolnikami i niewolnicami. Rzym w alternatywnym VII wieku nurza się w hedoniźmie, brak mu kierunku działania i poczucia sensu. Liczne kulty nie zastępują wiary, która w jakimś stopniu zunifikowała kulturowo Europę. Osłabione Imperium na wprost siebie ma fanatyczny radykalizm połączony ze sprawną aparaturą Japonii.
I tak od prowincjonalnej, zaściankowej Bolongi doszliśmy do alternatywnego chrześcijaństwa. Więc nie uniknę chyba napisania niedługo o “Cyklu Inkwizytorskim” Jacka Piekary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz