Pojutrze
Halloween. Rok temu pisałem o Cthulhu, w tym roku planowałem dać
wam opowieść o wampirach w rzeczywistości alternatywnej,
naszkicowałem już prawie połowę wpisu, lecz Największy z
Przedwiecznych postanowił przypomnieć o sobie. Najpierw w postaci
informacji o grze planszowej osadzonej w realiach opisywanego rok
temu „Studium w Szmaragdzie”. Wreszcie bezpośrednio, opowieścią
o bardzo zimnej wojnie. Ostatnio pisząc o sferze Dysona (nota bene
większość teleskopów skierowano w stronę gwiazdy KIC, usiłując
ustalić co właściwie tam widać) wspomniałem o dysku Aldersona i
osadzonej na jego powierzchni akcji opowiadania „Nierównowaga sił”
Charlesa Strossa. Sprawiło to, że postanowiłem sobie przypomnieć
tą świetną nowelkę i w ten sposób na mój kindle zawitał zbiór
opowiadań „Wireless”. „Nierównowaga sił” okazała się
nadal bardzo dobra, a w książce natrafiłem na inny bardzo dobry
utwór - „Colder War”. Pisząc tę blognotkę dogrzebałem się w
sieci do jego polskiego tłumaczenia, jeśli ktoś chce je poznać
może kliknąć na linka zamieszczonego na końcu wpisu i ominąć
znajdujące się w jego dalszej części spoilery. „Zimniejsza
wojna” to utrzymana w poważnym klimacie opowieść o konflikcie
pomiędzy USA-ZSRR, które w alternatywnej rzeczywistości zaczynają
sięgać po niekonwencjonalną broń w postaci Wielkich
Przedwiecznych.
Wytrawny
cthultysta rozpozna tu z łatwością odwołania do wielu utworów
Howarda Phillipsa Lovecrafta, lecz ich znajomość nie jest
konieczna. Pomysł wykorzystany w opowiadaniu Stross powielił
później w serii o Archiwum Okropieństw, choć w humorystycznym
tonie. Seria ta zderzała biurokrację tajnej służby z walką z
mocami nadprzyrodzonymi nasyłanymi przez obce państwa i inne wymiary.
Instytucja strzegąca nas przed złowrogimi mocami okazywała się
równie nieudolna jak ta ukazana w kultowym filmie Jossa Whedona
„Domek w Lesie”.
Jednak
„Zimniejsza Wojna” jest na serio. W latach trzydziestych po
odkryciach dokonanych przez ekspedycję naukową, która na Antarktydzie
badała płaskowyż nie istniejący na żadnych mapach, podpisano
Ugodę Drezdeńską, układ przestrzegany nawet przez Hitlera. Jednak
w latach osiemdziesiątych kolejne państwa zaczynają go łamać,
próbując otwierać bramy prowadzące w zimny i niegościnny kosmos, by przywoływać istoty mające kilkaset milionów lat o niepojętej
mocy. Związek Radziecki w tajemnicy pracuje nad Projektem Kościej,
rozwijając tam broń, którą przewieziono z podwodnego miasta
odkrytego na dnie Bałtyku. USA wycelowały w to miejsce, zwane
Czarnobylem, setki rakiet atomowych (znanego skąd inąd projektu PLUTO, który nie został w tej rzeczywistości zarzucony), zamierzając anihilować tę
część Europy, gdyby coś opuściło podziemny bunkier.
Jednocześnie tworzą bazę w odległym świecie, pośród ruin
wymarłej cywilizacji. Zdają sobie sprawę, że są w trudnej
sytuacji. ZSRR wprowadza do walki stwory zwane serwitorami,
mogące zmieniać swą strukturę molekularną, nazywane również
shogothami. Znaleziono je w zaginionym mieście w Afganistanie.
Gorzej zapowiada się sytuacja w Iraku, gdzie
Saddam składa krwawe ofiary z ludzi, chcąc otworzyć bramę do
Yog-Sothoth
i
w ten sposób rozwiązać problem wojny z Iranem. Amerykanie
podchodzą do sprawy w sposób naukowy, nie wiedzą czym są
tajemnicze, liczące miliony lat istoty, które powinny być martwe,
lecz wymykają się znanej taksonomii. Ale dla niektórych stanowią
rozwiązane paradoksu Fermiego. Dlaczego wciąż nie spotkaliśmy
innej zaawansowanej technologicznie cywilizacji? Bowiem coś niszczy
każdą cywilizację, nim ta osiągnie zbyt duży poziom
zaawansowania, a tajemniczy K-tulu, czyli projekt Kościej, zdaje się
być tu odpowiedzią.
Jak to zwykle bywa wszystko w spirali wyścigu zbrojeń zmienia się w wielki fuckup. Jeśli ktoś chciałby przeczytać to opowiadanie, znajdzie je na polterze. Warto to zrobić, bo to próba przeniesienia mitologii Cthulhu w czasy zimnej wojny, dużo bardziej udana niż Delta Green, będąca w końcu tylko systemem RPG o agentach tajnej wojny. Stross puszcza też oko przemycając parę wskazówek dla miłośników historii alternatywnej, jak czołgi T-56 czy nie istniejące bombowce.
Jak to zwykle bywa wszystko w spirali wyścigu zbrojeń zmienia się w wielki fuckup. Jeśli ktoś chciałby przeczytać to opowiadanie, znajdzie je na polterze. Warto to zrobić, bo to próba przeniesienia mitologii Cthulhu w czasy zimnej wojny, dużo bardziej udana niż Delta Green, będąca w końcu tylko systemem RPG o agentach tajnej wojny. Stross puszcza też oko przemycając parę wskazówek dla miłośników historii alternatywnej, jak czołgi T-56 czy nie istniejące bombowce.