Ta książka wzięła się z poczucia
winy wywołanego zapewne świętowaniem 500 lecia odkrycia kontynentu
amerykańskiego. Orson Scott Card jest praktykującym mormonem, potomkiem samego
charyzmatycznego Brighama Younga, założyciela kościoła i twórcy Salt Lake City.
Jego wyraziste poglądy w kwestii homoseksualizmu, którego źródłem ma być
molestowanie seksualnego w dzieciństwie sprawiły, że ostatnimi czasy zaczął być
poddawany w USA ostracyzmowi. Odstrzelono go jako potencjalnego scenarzystę
serii komiksowej o Supermanie. Niesłusznie, bo jest jednym z ciekawszy pisarzy
SF, twórcą między innymi świetniej „Gry Endera” czy niesamowitej sagi o
alternatywnym USA. Mieszanie twórczości pisarskiej z poglądami jak zawsze jest mocno niesprawiedliwe. Dziś jednak nie będziemy zajmować się Alvinem Stwórcą, a
książką, która po polsku ukazała się pod tytułem: „Badacze czasu. Odkupienie
Krzysztofa Kolumba”.
W przyszłości udaje się
skonstruować urządzenie, umożliwiające zajrzenie w przeszłość. Przydaje się ono
wyłącznie historykom, bowiem nie sposób w żaden sposób wpłynąć na bieg
wydarzeń. Naukowcy obserwują dawne dzieje, przyglądając się ich rzeczywistemu
przebiegowi. Jeden z nich postanawia dociec co właściwie pchnęło Krzysztofa
Kolumba na tory, które zaprowadziły go do odkrycia nowego kontynentu w roku
1492. W młodości był on bowiem żarliwym chrześcijaninem, nie pragnącym żeglować
po nieznanych wodach. Niespodziewanie jeden z nich odnajduje ten jeden moment w
czasie, gdy Kolumbowi ukazuje się Chrystus. Gdy młodzieniec po katastrofie
morskiej deklaruje, że zaniesie chwałę Pana i poprowadzi krucjatę przeciw
Turkom, Bóg poleca zarzucić mu ten zamiar i szukać drogi do Indii. Lecz to co
Kolumb bierze za Boga, okazuje się, perfekcyjnie skonstruowanym hologramem.
Tak oto badacze czasu odkrywają,
że ktoś zmienił w przemyślny sposób przyszłość, a my żyjemy w rzeczywistości
alternatywnej, gdzie tory historii potoczyły się w sposób zgoła odmienny. Komuś
udało się posłać hologram w przeszłość i pchnąć Kolumba na poszukiwanie
Ameryki. Z czasem naukowcy zdzierają kolejne warstwy tajemnicy. We właściwej
rzeczywistości badacze czasu zmienili rzeczywistość jednym punktem
rozbieżności, posyłając w przeszłość wiadomość, aby uniemożliwić powstanie ich
świata. Właściwa historia ludzkości była krwawa i pchnęła ją na powrót w mroki
średniowiecza. Gdy Krzysztof Kolumb niesiony żarliwą wiarą poprowadził Europę
na świętą wojnę, kwiat rycerstwa został wyniszczony przez trwającą
dziesięciolecia wojnę z muzułmanami. Europa ostatecznie wygrała, lecz okupiła
to potwornymi stratami i upadkiem gospodarki, cofając się ze swym rozwojem
naukowym. Brak odkryć naukowych i impulsu związanego z chęcią zysku i przygody
oraz bogactw Nowego Świata, doprowadziły do stagnacji. Wówczas wylądowali
Tlaxcalanie, którzy w Meksyku zdołali zbudować swoje państwo, złożyli miliony
krwawych ofiar, a z czasem przepłynęli Ocean i spadli ze swą wojenną kulturą na
zniszczoną Europę. Dalszy scenariusz i kolejne stulecia historii ludzkości
pisane były krwią i globalną destrukcją, zatem anonimowi badacze zmienili
przeszłość, aby ocalić świat.
Lecz żyjąc w nim możemy ocenić
jakie były skutki posłania Kolumba na poszukiwania Nowego Świata zamiast na
krucjatę. Odkrycie przyniosło także negatywne aspekty w postaci kolonizacji i
niewolnictwa, więc badacze widząc, iż
ich świat przyszłości, targany i niszczony wojnami, w którym zasoby ulegają
wyczerpaniu, decydują się go zmienić. Jedynym wyjściem wydaje się postawienie
na wprost Kolumba oświeconego Imperium, które wpłynie swą kulturą na Europę i
vice versa.
Oczywiście naiwnością takiej
koncepcji książka się nie obroni, lecz sam pomysł dwukrotnej próby uniknięcia
okrucieństw historii uważam za ciekawy, podobnie jak fakt, iż nasza linia czasu
jest alternatywna. A jak się kończą próby stworzenia utopii wszyscy doskonale
wiemy, trenowano to w Kambodży, Albanii czy Korei Północnej. Podobnie skończyć
się powinno grzebanie przy historii. Nasza alternatywna rzeczywistość nie jest
najlepsza, podobnie winny skończyć się kolejne próby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz