Przed
nami święta, zastanowić się można, czy kolejne lata będą równie świetlane. Bynajmniej nie z powodu sytuacji politycznej,
lecz całokształtu kierunku w jakim zmierza świat. Żyjemy od dawna
w XXI wieku ze wszystkimi tego konsekwencjami, zarówno tymi
pozytywnymi jak i negatywnymi. Wszechobecność smartkomputerów i
strumienia danych można odebrać na oba sposoby, uderzyło mnie
jednak niedawno, że codzienność coraz bardziej przypomina czarną
rzeczywistość z opowieści powstałych w latach siedemdziesiątych
i osiemdziesiątych. Świat sprawiał wtedy wrażenie staczającego
się w czarną dziurę, z powodu kryzysu paliwowego i wojny w
Wietnamie, komuniści zajmowali Kambodżę, a amerykanie dali dupy na
pustyniach Iranu. Potem było jeszcze gorzej, Państwo i japońskie
korporacje zaczęły się panoszyć, wszechobecne służby specjalne
handlowały ze swymi wrogami. Komiksowi autorzy wyrazili swe uczucia
tworząc świetne komiksy takie jak „V for Vendetta”, „Watchmen”
czy „Powrót Mrocznego Rycerza”, choć wśród opowieści o
zdradzie wartości wymieniłbym także „Born Again” opowiedziane
w Daredevilu. Rok 1986 był tu pewną kulminacją, w literaturze
widoczną dużo wcześniej, zwłaszcza gdy w latach siedemdziesiątych
państwa zachodnie chwiały się pod atakiem terroryzmu. Czytając
powstałe wówczas opowiadania i książki Lema problem ten był
nieco groteskowy, tymczasem spełniło się wszystko, może poza
mikrogłowicami jądrowymi, choć prędzej czy później ktoś
wpadnie na taki pomysł. Żyjemy w cyberpunku, czy tego chcemy czy
nie, choć wygląda on nieco inaczej. Korporacje egzystują
inwigilując swych pracowników, w sferze bardziej publicznej nie
ustępując na tym polu Państwu. Technologia wyprzedziła
rzeczywistość tak bardzo, że możliwe stało się to, o czym nie
marzono nawet w latach siedemdziesiątych. Na lotniskach pracują
systemy detekcji anormalnych zachowań, które analizując zachowania
w tłumie, wskazują osoby, które należy wyłowić i szczegółowo
sprawdzić. Oczywiście wykazują wszystkich zachowujących się
niezgodnie z wzorcem i wciąż się uczą, jednak w ciągu
najbliższych lat osiągną poziom przypominający sztuczną
inteligencję, choć de facto rozpoznawać będą jedynie wzorce.
Analizę ruchu urządzeń i sieci pomijam jako oczywistą, także
fakt iż część tożsamości w sieciach społecznościowych
prowadzona jest przez boty (oprogramowanie nadzorujące szereg
profili FB i Twitterowe wyszło jakiś czas temu na rynek cywilny,
zapewne NSA miało je już x lat temu), działających aktywnie i prowadzących pogaduszki. Czasy kiedy w latach
dziewięćdziesiątych na grupach dyskusyjnych pętał się śmieszny
turecki bot, który potrafił jedynie zaprzeczać rzezi Ormian, są już
jedynie miłym wspomnieniem. Tak oto narodziła się rzeczywistość
opisana w wydanej niedawno w Polsce książce Johna Brunnera „Na
fali szoku”. Bardzo dobra rzecz, polecam, opisująca społeczeństwo,
które żyje w strumieniu informacji, korzystając z urządzeń,
które cały czas je lokalizują. Autor pisał ją w roku 1975,
wówczas była czystą SF, obecnie jest rzeczywistością. Polecam
gorąco, choć oczywiście w kilku technikaliach Brunner nie trafił.
Ale zdaje się on wymyślił „robaka”, czyli program buszujący
po sieci i psujący to co mu polecono, choć nie wpadł na to, że
łatwo będzie go wyeliminować. Świat powieściowy to straszne
miejsce, a ironią jest fakt, że w nim już żyjemy. Z wprowadzonych
ułatwień korzystamy na równi my jak i terroryści czy przestępcy,
chcąc ich wyeliminować oddajemy powoli swoją wolność,
przesuwając konieczność ochrony w kierunku powszechnej inwigilacji
i kontroli.
Przypomina mi się dwuczęściowy odcinek z czwartego sezonu Star Trek DS9. Kręcono go w latach dziewięćdziesiątych, Federacja uświadamia sobie narastający problem zmiennokształtnych, którzy chcą ją zniszczyć, a mogą wcielić się dosłownie w każdego. Aby go rozwiązać, wprowadzone zostają ograniczenia, a gdy spotykają się one z przeciwem, grupa oficerów Floty, aby ocalić swój kraj przeprowadza zamach stanu. Choć omal nie dochodzi do wojny domowej, odcinek kończy się typowo trekowym przesłaniem, nie możemy się ograniczyć i odebrać sobie wolności, bo to odbierze nam wszystko, co nas tworzy. Na atak i paranoję Federacja reaguje wzmocnieniem swej otwartości. Już kilka lat później mogliśmy zobaczyć jak świat reaguje na WTC, a odbiciem tego był serial Battlestar Galactica. Wróg jest wszędzie, może być każdym, najlepiej podejrzewać każdego i posunąć się krok dalej. Pilot i pierwszy sezon BSG są niedościgłym mistrzostwem, atmosfera zaszczucia i wszechobecnej paranoi jest w pełni odczuwalna, a autorzy nie kryli, iż na klimat serii wpłynęła wojna z terroryzmem. Wraz z wątpliwościami odnośnie jej przebiegu wkradały się one także w kolejne odcinki serialu.
Dekadę później mamy nawrót tego zjawiska. Na granicy UE pojawiają się wzmożone kontrole, mówi się o wprowadzeniu prawa, które sprawi, iż karane będzie podróżowanie w celach mogących być uznane za terrorystyczne. Czyli dokładnie to, co opisali John Brunner i jeszcze paru innych pisarzy w latach siedemdziesiątych. Oczywiście wszystko w słusznej sprawie. Jest takie ładne opowiadanie Charlesa Strossa, w którym w alternatywnej rzeczywistości w USA zakazano mobilnych hotspotów, dostęp do sieci jest ściśle reglamentowany, z uwagi na publikację treści uderzających w bezpieczeństwo kraju. Technologia jest odzwierciedleniem obecnej, o ile jednak w Europie dostęp do sieci jest nieograniczony, w Ameryce jest z nim problem. Nie chodzi tu o monitoring internetu, lecz o jego blokadę. Hakerzy walczą o wolność do prawa podłączenia do sieci. W czasach po WTC powstało jeszcze inne opowiadanie, Joe Haldemana, noszące tytuł „Obywatelskie nieposłuszeństwo”. Opowiada o tym do czego doprowadziła powszechna podejrzliwość i inwigilacja, kiedy po głównego bohatera przychodzą agenci i zadają mu pytania na dachu wieżowca, grożąc mu śmiercią na podstawie ustawy o przeciwdziałaniu terroryzmowi, choć jest kompletnie niewinny, wybiera samobójstwo. Lecąc w dół myśli o tym, że okazał obywatelskie nieposłuszeństwo, przeciw niesprawiedliwej władzy.
Przypomina mi się dwuczęściowy odcinek z czwartego sezonu Star Trek DS9. Kręcono go w latach dziewięćdziesiątych, Federacja uświadamia sobie narastający problem zmiennokształtnych, którzy chcą ją zniszczyć, a mogą wcielić się dosłownie w każdego. Aby go rozwiązać, wprowadzone zostają ograniczenia, a gdy spotykają się one z przeciwem, grupa oficerów Floty, aby ocalić swój kraj przeprowadza zamach stanu. Choć omal nie dochodzi do wojny domowej, odcinek kończy się typowo trekowym przesłaniem, nie możemy się ograniczyć i odebrać sobie wolności, bo to odbierze nam wszystko, co nas tworzy. Na atak i paranoję Federacja reaguje wzmocnieniem swej otwartości. Już kilka lat później mogliśmy zobaczyć jak świat reaguje na WTC, a odbiciem tego był serial Battlestar Galactica. Wróg jest wszędzie, może być każdym, najlepiej podejrzewać każdego i posunąć się krok dalej. Pilot i pierwszy sezon BSG są niedościgłym mistrzostwem, atmosfera zaszczucia i wszechobecnej paranoi jest w pełni odczuwalna, a autorzy nie kryli, iż na klimat serii wpłynęła wojna z terroryzmem. Wraz z wątpliwościami odnośnie jej przebiegu wkradały się one także w kolejne odcinki serialu.
Dekadę później mamy nawrót tego zjawiska. Na granicy UE pojawiają się wzmożone kontrole, mówi się o wprowadzeniu prawa, które sprawi, iż karane będzie podróżowanie w celach mogących być uznane za terrorystyczne. Czyli dokładnie to, co opisali John Brunner i jeszcze paru innych pisarzy w latach siedemdziesiątych. Oczywiście wszystko w słusznej sprawie. Jest takie ładne opowiadanie Charlesa Strossa, w którym w alternatywnej rzeczywistości w USA zakazano mobilnych hotspotów, dostęp do sieci jest ściśle reglamentowany, z uwagi na publikację treści uderzających w bezpieczeństwo kraju. Technologia jest odzwierciedleniem obecnej, o ile jednak w Europie dostęp do sieci jest nieograniczony, w Ameryce jest z nim problem. Nie chodzi tu o monitoring internetu, lecz o jego blokadę. Hakerzy walczą o wolność do prawa podłączenia do sieci. W czasach po WTC powstało jeszcze inne opowiadanie, Joe Haldemana, noszące tytuł „Obywatelskie nieposłuszeństwo”. Opowiada o tym do czego doprowadziła powszechna podejrzliwość i inwigilacja, kiedy po głównego bohatera przychodzą agenci i zadają mu pytania na dachu wieżowca, grożąc mu śmiercią na podstawie ustawy o przeciwdziałaniu terroryzmowi, choć jest kompletnie niewinny, wybiera samobójstwo. Lecąc w dół myśli o tym, że okazał obywatelskie nieposłuszeństwo, przeciw niesprawiedliwej władzy.
Obyśmy
nie lecieli w dół, na oślep. Wesołych Świąt.