Fantastyka,
o której dziś piszę, jest tak inna, że w zasadzie alternatywna.
Przyznaje to nawet w posłowiu sam tłumacz, który pisze wręcz, iż
wiele fragmentów przeinterpretował, w celu umożliwienia ich
zrozumienia zachodnim odbiorcom, a jedynie część pozostawił w
oryginalnym brzmieniu zapisanym w oryginale chińskiej powieści.
Jednocześnie zauważa, że chińska tradycja literacka jest na tyle
inna od tej, do której przyzwyczajony jest anglojęzyczny czytelnik,
że właściwie został zmuszony do ułożenia tłumaczenia w sposób
przystępny dla amerykańskiego miłośnika SF. Jak mówi stare
włoskie powiedzenie tradittore traduttore, każdy tłumacz jest
jednocześnie zdrajcą, nigdy nie odda niczego prawidłowo i tak jest
też w tym wypadku. Być może w Polsce książka ukaże się
tłumaczona z oryginału, w co jednak wątpię. Prędzej czy później
ją tu zobaczymy, bowiem nagrodzona została właśnie nagrodą Hugo,
zaś na przyszły rok Chiny szykują superprodukcję. Mowa o „Three
Body Problem” Liu Cixina.
Książkę tę trzymałem na kindlu od kilku miesięcy nie mogąc zdecydować się na lekturę. Nie pomogła lektura dwóch opowiadań tego chińskiego autora przetłumaczonych na angielski. Były całkowicie inne od wszystkiego co znałem, sposobem pisania i przedstawiania świata, a także motywacji kierującej bohaterami. Zderzała się ona mocno z kulturą indywidualności jaką znamy, choć postacie wciąż były jednostkami ich sposób myślenia był w jakimś stopniu kolektywny, jednocześnie z pokorą przyjmowały to co przynosił im los, nie buntując się przeciw jego pociskom, jak uczyniłby to ktoś z nas. W podobny sposób jak bohaterowie powieści Jamesa Clavella, jednak tamten pisząc „TaiPana” czy „Shoguna” czynił to z punktu widzenia zafascynowanego kulturą azjatycką Europejczyka i przybliżał nam zderzając z nią wartości ludzi zachodu, będących bohaterami tych powieści. Tutaj ich nie ma, a gdy są opisywani z punktu widzenia Chińczyka, lądujemy w środku obcości. Pierwsze z opowiadań traktowało o wybudowaniu na jednej z półkul Ziemi silników, które przemieniły planetę w statek i zabrały ją w kosmos, by ocalić ludzkość przed erupcją słońca. Zapis podróży i przemiany cywilizacji był treścią tej historii. W drugim na Ziemię przybyli obcy, a ludzie przegrawszy walkę, zgodzili się, by stać się pożywką dla życia, które miało narodzić się z ich ciał i zasiedlić planetę, uznając, że to najlepsze z możliwych rozwiązań. Oba jak widać mają cechę wspólną, traktując o społecznościach, wspólnie działających dla większego dobra. Nie wiem czy wypływa to z chińskiej kultury czy doświadczeń autora, który brał udział w Rewolucji Kulturalnej. Rzecz w tym, że mimo iż czyni swymi bohaterami jednostki, nie znajdziemy w nich rysów indywidualizmu do jakich przywykliśmy.
Książkę tę trzymałem na kindlu od kilku miesięcy nie mogąc zdecydować się na lekturę. Nie pomogła lektura dwóch opowiadań tego chińskiego autora przetłumaczonych na angielski. Były całkowicie inne od wszystkiego co znałem, sposobem pisania i przedstawiania świata, a także motywacji kierującej bohaterami. Zderzała się ona mocno z kulturą indywidualności jaką znamy, choć postacie wciąż były jednostkami ich sposób myślenia był w jakimś stopniu kolektywny, jednocześnie z pokorą przyjmowały to co przynosił im los, nie buntując się przeciw jego pociskom, jak uczyniłby to ktoś z nas. W podobny sposób jak bohaterowie powieści Jamesa Clavella, jednak tamten pisząc „TaiPana” czy „Shoguna” czynił to z punktu widzenia zafascynowanego kulturą azjatycką Europejczyka i przybliżał nam zderzając z nią wartości ludzi zachodu, będących bohaterami tych powieści. Tutaj ich nie ma, a gdy są opisywani z punktu widzenia Chińczyka, lądujemy w środku obcości. Pierwsze z opowiadań traktowało o wybudowaniu na jednej z półkul Ziemi silników, które przemieniły planetę w statek i zabrały ją w kosmos, by ocalić ludzkość przed erupcją słońca. Zapis podróży i przemiany cywilizacji był treścią tej historii. W drugim na Ziemię przybyli obcy, a ludzie przegrawszy walkę, zgodzili się, by stać się pożywką dla życia, które miało narodzić się z ich ciał i zasiedlić planetę, uznając, że to najlepsze z możliwych rozwiązań. Oba jak widać mają cechę wspólną, traktując o społecznościach, wspólnie działających dla większego dobra. Nie wiem czy wypływa to z chińskiej kultury czy doświadczeń autora, który brał udział w Rewolucji Kulturalnej. Rzecz w tym, że mimo iż czyni swymi bohaterami jednostki, nie znajdziemy w nich rysów indywidualizmu do jakich przywykliśmy.
"Three Body Problem” to pierwsza część trylogii. Tytuł odnosi się do
znanego problemu fizyczno -matematycznego, w Polsce znanego jako
problem wielu ciał lub n ciał, gdzie n zastępujemy dowolną liczną
większą od dwóch. Chodzi o obliczenie wzajemnych oddziaływań,
najczęściej planet pozostających we wzajemnej korelacji
grawitacyjnej, co wbrew pozorom nie jest łatwe. Rzecz dotyczy
(pozornie) wirtualnego świata gry komputerowej, której akcja toczy
się na planecie gdzie nie sposób przewidzieć kiedy i jakie słońce
ukaże się na niebie. Powoduje to, iż świat rozdarty jest między
erą stabilności a chaosu, czasem słońce umożliwia jego rozwój,
czasem powoduje iż grunt staje w płomieniach. Biorący w niej
udział mają za zadanie odkryć co właściwie się dzieje, gdy
kolejne cywilizacje są niszczone, a ich wygląd odzwierciedla
aspekty historycznych okresów Ziemi, głównie z przeszłości Chin.
Lecz symulacja to jedynie fragment powieści, stanowiąc oś
dziwacznej tajemnicy. Świat znalazł się w niebezpieczeństwie,
naukowcy wariują, a tajemniczy wróg uniemożliwia prowadzenie im
badań. W tle opowiadana jest historia sprzed 40 lat, gdy Chińczycy
bawili się eksperymentami z maserem, usiłując zestrzelić satelity
imperialistów i Rosjan. Z blurba na okładce dowiedzieć się można,
iż jest to książka o obcej inwazji.
Książkę przeczytałem zastanawiając się z każdą kolejną stroną z jakiego powodu zdobyła nagrodę Hugo, mając w pamięci informacje o związanych z nagradzaniem kontrowersjach. Lektura opisywanej jakiś czas temu „Ancillary Justice” w pełni uzasadniła mi nagrodzenie tej książki, którą totalnie zarżnął w polskim przekładzie tłumacz, co uzasadnia niskie oceny w polskim internecie (choć ciągu dalszego nie polecam czytać, każdy kolejny tom cyklu to porażka). W przypadku "Three Body Problem" musiała wygrać inność kulturowa, intryga jest bowiem na poziomie amerykańskiej SF lat pięćdziesiątych i polskiej lat osiemdziesiątych. Grupa naukowców i wyznawców (określmy ich dalej klasycznym słowem kultyści) knuje by zniszczyć Ziemię, gdzie zła ludzka cywilizacja nie jest w stanie żyć w harmonii. Rozwiązaniem będą obcy, którzy ze swą wyższą kulturą i techniką przybędą i przyniosą światu harmonijny rozwój. W tym celu kultyści planują przyśpieszyć upadek ludzkości i wstrzymać rozwój naukowy. Plan godny szalonego naukowca i pióra pulpowego pisarza SF. A jednak sposób podania jest ciekawy, nie ma tu budowania napięcia, wszystko się stopniowo wyjaśnia, następnie podane jest z punktu widzenia drugiej strony, ludzi, kultystów i obcych. Choć nie ma tu jasnej ani ciemnej strony, mimo iż wiemy, kto ma słuszność. W tej książce nie ma logiki arystotelesowskiej, jaką wpaja nam się od urodzenia, a która przenika do wszystkich zachodnich powieści. Nie ma dobra i zła, nie tylko dlatego, że takie terminy się nie pojawiają. Po prostu w wartościowaniu i działaniach bohaterów brak jest takiej relacji, zarówno ludzie jak i obcy zdają się w swych przemyśleniach nie różnicować świata w ten sposób.
Książkę przeczytałem zastanawiając się z każdą kolejną stroną z jakiego powodu zdobyła nagrodę Hugo, mając w pamięci informacje o związanych z nagradzaniem kontrowersjach. Lektura opisywanej jakiś czas temu „Ancillary Justice” w pełni uzasadniła mi nagrodzenie tej książki, którą totalnie zarżnął w polskim przekładzie tłumacz, co uzasadnia niskie oceny w polskim internecie (choć ciągu dalszego nie polecam czytać, każdy kolejny tom cyklu to porażka). W przypadku "Three Body Problem" musiała wygrać inność kulturowa, intryga jest bowiem na poziomie amerykańskiej SF lat pięćdziesiątych i polskiej lat osiemdziesiątych. Grupa naukowców i wyznawców (określmy ich dalej klasycznym słowem kultyści) knuje by zniszczyć Ziemię, gdzie zła ludzka cywilizacja nie jest w stanie żyć w harmonii. Rozwiązaniem będą obcy, którzy ze swą wyższą kulturą i techniką przybędą i przyniosą światu harmonijny rozwój. W tym celu kultyści planują przyśpieszyć upadek ludzkości i wstrzymać rozwój naukowy. Plan godny szalonego naukowca i pióra pulpowego pisarza SF. A jednak sposób podania jest ciekawy, nie ma tu budowania napięcia, wszystko się stopniowo wyjaśnia, następnie podane jest z punktu widzenia drugiej strony, ludzi, kultystów i obcych. Choć nie ma tu jasnej ani ciemnej strony, mimo iż wiemy, kto ma słuszność. W tej książce nie ma logiki arystotelesowskiej, jaką wpaja nam się od urodzenia, a która przenika do wszystkich zachodnich powieści. Nie ma dobra i zła, nie tylko dlatego, że takie terminy się nie pojawiają. Po prostu w wartościowaniu i działaniach bohaterów brak jest takiej relacji, zarówno ludzie jak i obcy zdają się w swych przemyśleniach nie różnicować świata w ten sposób.
Doświadczenie
tej książki jest ciekawe, na pewno sięgnę po jej dalszy ciąg,
choć widać, iż rzeczywiście tłumacz napisał ją w dużych
partiach raz jeszcze, bowiem nawet sposób narracji odbiega od
tego, do jakiego przywykliśmy. Mocną częścią powieści są fragmenty opisujące
Rewolucję Kulturalną, gdzie studenci karali wykładowców
akademickich, za nauczanie teorii Einsteina. „Science” książki
stoi także na bardzo wysokim poziomie, począwszy od rozważań na
temat mechaniki wielu ciał, na końcowym pomyśle zniszczenia
rozwoju fizyki na Ziemi za pomocą dwóch protonów. To ostatnie
bazuje na wielowymiarowej teorii kwantowej i to co przez całą
książkę wydawało się czymś na granicy magii i biologii, nagle
okazuje się mieć mocno naukowe oparcie. Jeśli chodzi o „Fiction”
to jeśli pozbawi się książkę otoczki naukowej i orientalnej,
zostaniemy z kiepskiej jakości fanfikiem.
Ale
mocno intrygującym. W Chinach książka ukazała się 9 lat temu,
więc całość tłumaczona jest z opóźnieniem. Ale stanowi na
rynku anglojęzycznym publikację podobną do tej, jaki w światku fantasy
wywołał pochodzący z lat dziewięćdziesiątych „Wiedźmin”
pochodzący z odległej Bolongi, uhonorowany nagrodą Dawida Gemmela.
Egzotyka jest zapewne powodem przyznania Hugo, choć różnica klas
dwóch powieści jest kolosalna. I nie piszę tego powodowany jedynie
patriotyzmem lokalnym, choć należy wziąć poprawkę na fakt, iż w
przeciwieństwie do Andrzeja Sapkowskiego, Liu Cixin pochodzi z
zupełnie odmiennego kręgu kulturowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz