niedziela, 1 listopada 2015

Pierwszy poziom wieży

Kilka dni temu skończyłem wreszcie dodatek do „Wiedźmina 3”. Redzi ponownie odrobili dobrą robotę, a immersja stoi na wysokim poziomie, choć większość z nas zna opowiadaną tam historię. Zawarcie paktu z wszechpotężnym i złowieszczym człowiekiem, w zamian za duszę dającym to, czego najbardziej się pragnie. A potem trzy niemożliwe zadania i wypełnienie cyrografu, gdy strony spotkają się na księżycu… czyli karczmie Rzym, pełniącym w tej opowieści tą rolę. Gdy bierzemy udział w opowieści o Twardowskim, staje się ona dużo bliższa. Tutaj rolę diabła pełni pan Lusterko, to kolejne z nawiązań, ponoć w lustrze Twardowskiego król mógł oglądać swą ukochaną. Stłuczone, wciąż ma ukazywać inne światy, znajdując się w Węgrowie, na zakrystii tamtejszego kościoła parafialnego. Ponoć przeglądało się w nim wielu, choćby Napoleon Bonaparte, a ujrzawszy swą przyszłość rozbiło je na trzy części. Jeśli ktoś chce ujrzeć przyszłość lub świat równoległy niech odwiedzi Węgrów, wracając zaś do Pana Lusterko, jego prawdziwe imię to Gaunter O'Dim. Internet zastanawia się, czy to celowe nawiązanie, moim zdaniem dziwne raczej by ktoś przypadkowo użył takiego nazwiska. Walter O'Dim, czyli wędrujący gość, zwiastun zagłady, wreszcie człowiek w czerni, Randall Flagg.
Człowiek w czerni uciekał przez pustynię, a rewolwerowiec podążał w ślad za nim. Tak zaczyna się jeden z najsłynniejszych cykli łączących w sobie fantasy, science fiction, postapo, horror i miliony innych gatunków. Opowieść o nieskończonej liczbie światów, połączonych przez wieżę na polu czerwonych róż. Historia, która przerosła pisarza, piszącego ją prawie 30 lat, przejęła nad nim kontrolę i sprawiła, że stał się jej częścią. Zaczyna się od historii rodem z westernu, gdy przybysz znikąd dociera do miasteczka na zagubionym zachodzie, w świecie który poszedł naprzód. To ostatnie zdanie będzie się często powtarzać, gdy odkryjemy, że multiwersum spotkała jakaś zagłada. Rzeczywistości się wymieszały, śródświat połączyły miejsca pełne porzuconych osad, futurystycznej techniki i postapokaliptycznej rzeczywistości. Lecz na początku tego nie rozumiemy, nie wszystkich wciągnie klimat tej dziwacznej opowieści, w której noszący rewolwery mężczyzna o imieniu Roland, noszący poncho i mający aparycję Clinta Eastwooda kroczy przez skażone radioaktywnością tereny, zamieszkałe przez wampiry, spotykając chłopca, który wpadł pod samochód w Nowym Jorku. Rewolwerowiec mieni się spadkobiercą dawnej tradycji, płynącej od władcy wszystkiego, króla Artura. Podąża do Mrocznej Wieży, aby ją ocalić lub zniszczyć, sam nie wie z jakiego powodu, prawda jakie to dziwaczne? Z czasem odkrywamy tajemnicę pradawnych, którzy próbowali zastąpić magię swą wysoko rozwiniętą techniką, ale to stanie się później. Na pierwszym poziomie wieży wiemy jedynie, że świat Rolanda umiera. Jest on również naszym światem.
Do „Mrocznej Wieży” jeszcze powrócę, bo to metafabuła jakiej nie stworzył żaden inny autor. Jeśli czytaliście jakiekolwiek inne książki Stephena Kinga, możecie śmiało założyć, że są częścią tego cyklu. Wampiry z „Miasteczka Salem”? Są tu, a jakże, wraz z jednym z bohaterów. „Carrie”, „Lśnienie”, „To”… wszystko jest powiązane. Nie tylko na poziomie subtelnych nawiązań pewnej liczby, pojawiającej się w każdej opowieści, lecz również równoległych rzeczywistości, których bohaterów zaczynamy z czasem rozpoznawać. Jednym z nich jest sam autor. Cykl główny liczy siedem tomów, lecz jest to chyba jedyna znana mi seria, gdzie wyjaśnienia dostajemy w zupełnie innych książkach. Czym naprawdę jest „Mroczna Wieża” wyjaśniają nam „Bezsenność” czy „Czarny Dom”, z nich dowiadujemy się o tajemnicach wszystkich światów przed Rolandem. Choć wiele nadal pozostaje nieodkryte. Aby w pełni zrozumieć co zaszło w tym cyklu i innych opowieściach, należy czytać wychodzący od siedmiu lat komiks, opowiadający o podróży Rolanda raz jeszcze, gdzie zawarto kompendium i wyjaśnienia, jakich zabrakło w serii.
Wróćmy jednak do Waltera O'Dima, bo postać to bez mała fascynująca. Nim odkryjemy, że jest jednym z antagonistów „Mrocznej Wieży”, którego Roland ściga z nieznanego nam powodu, spotykamy go w powieści „Bastion”. Randall Flagg pojawia się w USA w chwili gdy ulegają postapokaliptycznej zagładzie z powodu superwirusa grypy. Jednoczy wokół siebie złych ludzi, by zniszczyć nieposłusznych. To, co początkowo wydaje się pojedynkiem dwóch grup, które przetrwały zagładę, okazuje się pojedynkiem dobra i zła. Flagg reprezentuje chaos i zniszczenie, z przebłysków jakie ma, dowiadujemy się, że czynił to już wielokrotnie, w wielu równoległych rzeczywistościach. Był już żołnierzem, terrorystą, porywaczem… w takiej roli pojawi się jeszcze jako epizodyczna postać w „Sercach Atlantydów”. Jako zły czarnoksiężnik doprowadził do ruiny królestwo Delain w „Oczach smoka”. Teraz jest agentem zła, który przybył wraz z apokalipsą i zdaje się być czymś więcej niż tylko człowiekiem, który postanawia wykorzystać śmierć większej części ludzkości, gdy zabójczy wirus uwalnia się z laboratorium. Roland dotrze i do tego świata, stanie się to w czwartym tomie „Mrocznej Wieży”. Lecz w „Bastionie” jest tylko Randall Flagg, a my jeszcze nie zadajemy sobie pytania kim jest ta złowieszcza postać. Wcale nie jest on sprawcą tego co stało się ze wszystkimi światami, ale o tym dowiemy się dużo później.
Jestem pod wielkim wrażeniem „Mrocznej Wieży”, jej rozmachu i wzajemnych powiązań całości, choć to oczywiście tylko opowieść, ze wszystkimi jej słabymi i silnymi stronami. Lecz wizja świata, w którym napotkać można opuszczone postapokaliptyczne miasta, zbuntowane sztuczne inteligencje, rycerzy noszących rewolwery i przemytników narkotyków oraz wampiry, stanowi miks, który nie ma prawa się udać. Tu wypada jednak doskonale, światów jest nieskończona liczba, lecz przenikają się ze sobą, bowiem rzeczywistość znalazła się w niebezpieczeństwie. A imię jego wcale nie jest Walter O'Dim.
Do opowieści o wieży jeszcze wrócimy. Wszystko służy wiązce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz