środa, 3 maja 2017

W bliskim i dalekim sąsiedztwie

Dzisiaj będą spoilery.
„Człowiek z Sąsiedztwa” to kolejna niezwykle udana pozycja z serii Uczta Wyobraźni z wydawnictwa Mag. Cztery książki wydane w ubiegłym tygodniu jednocześnie aby zaoszczędzić kosztów druku i twardej oprawy, wymuszającej uruchomienie maszyn drukarskich dla mniej więcej tysiąca czytelników, stanowią perełki literatury. „Tlen” Rymana, opisywana wczoraj książka Tidhara i „Człowiek z Sąsiedztwa” Priesta są lekturą spełniającą wszelkie oczekiwania czytelnika.
"Człowiek" to rzecz niesamowita, otwierająca pole do wielu interpretacji, bynajmniej nie z dziedziny literatury, lecz fizyki kwantowej i światów alternatywnych. To co początkowo wydaje się nam klasyczną opowieścią, rozpada się w miarę lektury, sprawiając iż nie możemy być już niczego pewni. A gdy cofamy się kartkując powieść, na samym początku odkrywamy zagadki, których istnienia nie byliśmy świadomi wcześniej, nie pozwalających nam złożyć układanki w całość. To książka o superpozycji stanów kwantowych, które cały czas pozostają w ruchu, sprawiając iż rzeczywistość przez cały czas się zmienia. W XXI wieku w Islamskiej Republice Wielkiej Brytanii dochodzi do zamachu. Notting Hill znika, pozostaje po nim trójkąt czarnej ziemi, a znajdująca się wewnątrz niego część miasta zostaje anihilowana. Dowiadujemy się o tym stopniowo, śledząc powolną podróż fotografa Tibora Tarenta, którego żona w Turcji zginęła kilka dni wcześniej w podobny sposób. Od dłuższego czasu nasilają się zamachy skutkiem których jest taka właśnie anihilacja. Tarent przewożony jest na przesłuchanie, bowiem może coś wiedzieć, odpowiadać za powyższe ma tajemnicza broń, zwana Sąsiedztwem. Świat przyszłości wstrząsany jest zamachami, IRGB choć jest podzielona na kalifaty nie wydaje się Państwem opresyjnym, choć znajdować się zdaje w stanie częściowego rozkładu, wstrząsana wojnami gangów, zamachami terrorystycznymi, a przede wszystkim potężnymi burzami i huraganami, niszczącymi infrastrukturę. Opowieść o losach Tarenta przedzielona zostaje innymi historiami. Opowieściami o magiku, który podczas I Wojny Światowej zostaje wraz z H. G. Wellsem wysłany na front, po czym powraca do domu nie osiągnąwszy swego celu, odbywszy bezsensowną wyprawę. Następnie dziejami pewnej pilotki, która uciekła z Polski podczas II Wojny Światowej, kolejno relacją reporterki, prowadzącej wywiad z fizykiem, odkrywającym zjawisko Sąsiedztwa, wreszcie wydarzeniami w innej rzeczywistości, gdzie losy postaci dziwnie przypominają bohaterów książki. Nagle orientujemy się, że nic nie jest takie oczywiste, choć dzieje wszystkich postaci są ze sobą zrozumiane.
Odpowiadać zdaje się za powyższe zjawisko Sąsiedztwa, odkryte przez fizyka Rietvelda, będące ostateczną bronią. Umożliwia przenoszenie obiektów w kwantowej rzeczywistości, wystrzelone pociski nigdy nie sięgną swego celu, znikną bez śladu, anihilowane przez pole, pozostawiające po sobie trójkąt anihilowanej ziemi. Rietveld popełnia samobójstwo, uświadamiając sobie, co stanie się, gdy jego odkrycie trafi w ręce terrorystów, znacząco dając do zrozumienia, iż posiada ono implikacje, których istnienia nie jesteśmy świadomi. Nagle orientujemy się, iż drobne niezgodności i powtórzenia w kolejnych partiach powieści są zupełnie czymś innym, a historia Tarenta nie jest wcale opowieścią o tej samej osobie.
Kluczem do zrozumienia tej historii wydają się być dwie sceny. Gdy magik wpada na pomysł ukrycia samolotu poprzez odwrócenie uwagi obserwatora i skierowanie jej na inne obiekty, choćby analogiczne samoloty lecące równolegle do pierwszego. A także demonstracji uczynionej w ogrodzie Rietvelda, w której to samo jabłko trzyma w lewym ręku, prawym, dwa owoce w obu dłoniach, po czym nie ma już żadnego. Jabłka naprzemiennie znikają płynnie i pojawiają się, a obserwujący Tarent nie jest w stanie zrozumieć tej sztuczki. Podobnie początkowo czytelnik, w pierwszej partii książki Tarent nie był w stanie przypomnieć sobie spotkania z Rietveldem, gdy czytamy o nim w jego przeszłości, rozumiemy iż pierwszy narrator znajdował się w innym miejscu rzeczywistości kwantowej. Powtórzenia losów rozmaitych postaci stają się dla nas w jakiś sposób jasne. Choć początkowo wydaje się, że powiązane ze sobą są jedynie historią, okazuje się, iż zdają się być alter ego głównych bohaterów, Tomek, Tomak, Tommy wreszcie Tarent w różnych światach i rzeczywistościach pojawia się w sąsiedztwie głównych wydarzeń. Rzeczywistość zdaje się zmieniać w trakcie tekstu, po latach poszukujący dokumentów mogących potwierdzić historię pilotki Krystyny jej przyjaciel, odkrywa iż nie sposób znaleźć dowodów na jej istnienie przed przybyciem do Wielkiej Brytanii. Zupełnie zniknęły w Polsce, jak gdyby nigdy nie istniała, a jej przyjaciel Tomasz nigdy się nie pojawił. W równoległej rzeczywistości postacie czują, że coś jest nie tak. Czy pamiętasz skąd się tu wzięliśmy? Jak przybyliśmy? Byliśmy tu zawsze, ale nie pamiętam swego dzieciństwa. Skoro autor sugeruje nam, iż tamto miejsce nie istnieje, czy istnieje Wielka Brytania? Czy miejsce, w którym rozgrywa się początek powieści jest rzeczywiście przyszłością? W pewnym momencie czwarta ściana zdaje się być częściowo złamana. Jak wiemy na kwantowy stan powstaje, gdy zostanie poddany obserwacji, kot jest teoretycznie żywy tak długo, dopóki do pudełka nie zajrzy obserwator, który swą obecnością wpływa na wynik eksperymentu. Gdy Tarent poszukując odpowiedzi na pytanie z jakiego powodu nie jest w stanie sfotografować wierzy w bazie wojskowej trafi do przeszłości, nawet pozostając niewidoczny zdaje się wpływać na historię mechanika, który znał pilotkę Krystynę, poszukującą w innej rzeczywistości swego ukochanego, którym wydaje się być alternatywna wersja Tarenta. Zdoła ona zresztą przelecieć swym samolotem między rzeczywistościami, po drodze dostrzegając trójkąt, w którym naprzemiennie pojawia się i znika Notting Hill, następnie zaś zapomnieć o miejscu, w którym uprzednio przebywała. Tarent powraca do swego świata nie rozumiejąc dlaczego znowu wyrosły drzewa powalone przez huragan, czemu martwe osoby nadal żyją, a my orientujemy się, iż znajduje się w stanie superpozycji kwantowej, zaś my jesteśmy obserwatorem. I musimy cofnąć się do początku powieści, by zrozumieć co właściwie zaszło.
Pobrzmiewają tu wyraźnie echa innych powieści Priesta, który od czasów „Odwróconego Świata” zaszedł bardzo daleko. Pojawiają się tu odniesienia do „Rozłąki”, część akcji dzieje się wyraźnie na znanym już z innych powieści archipelagu, stanowiącym tu alternatywną rzeczywistość, wreszcie powracający motyw znikania jako sztuczki magicznej, to oczywiste odniesienie do „Prestiżu”. Priest zdaje się nam coś mówić. Nie przypadkiem przywołałem na początku Rymana, dwie dekady temu napisał on powieść „253”. Właściwie stanowiła ona pieczołowite przedstawienie 253 postaci, jadących metrem, ich historii i losów, które je do niego zawiodły. Po dokonaniu powyższego Ryman opisywał katastrofę kolejową. Jednakże istotą powieści były wzajemne powiązania, zupełnie inaczej czytało się ją w wersji papierowej, percepcja znacząco zmieniała się po zapoznaniu z wersją internetową, w której obficie posłużył się hiperlinkami. Miejsca i osoby okazywały się łączyć ze sobą i przenikać nawzajem, a każda kolejna historia była częścią innej. Ze swej natury była to rzecz zamknięta. Priest pokazuje nam rzecz podobną, wszystko jest powiązane, jednak z powodu swego kwantowego stanu wciąż jest w ruchu i się zmienia. Nie sposób złożyć historii w całość i znaleźć spójnej interpretacji. To nie „Gwiazda Imperium” Delanego, którą można było zacząć czytać w każdym punkcie, bowiem stanowiła pętlę czasową, a bohaterowie odkrywali, iż spotykają się wzajemnie na różnych etapach swego życia, nie będąc w stanie zmienić swego losu. Tutaj przez cały czas poddany jest on przemianie, nie ma jednej rzeczywistości, historia Tarenta od samego początku dzieje się w rzeczywistościach alternatywnych.
W kwantowych sąsiedztwach, przenikających się wzajemnie na wskroś.

wtorek, 2 maja 2017

Era bohaterów

Nieco ostatnio uciekłem w bok, bo obiecywałem sobie swego czasu, że biorąc na warsztat historie alternatywne unikał będę quasi poważnych symulacji dotyczących odmiennego przebiegu wydarzeń, nie zawierających elementów fantastyki. Zazwyczaj bawią mnie rozmaite scenariusze alternatywnego przebiegu losu Polski, ukazujące jej triumf, w szczególności na internetowych stronach około historycznych, których autorzy zębami i pazurami bronią swych wersji opowieści o wielkości. Gdyby historię można było sprowadzić jedynie do wydarzeń byłoby to piękne, jednakże jest ona ciągiem powiązanych ze sobą wydarzeń społecznych, które najczęściej pojmujemy dopiero po latach. Stąd też opisywana ostatnio książka Szczerka polemizuje udanie z tezami, iż mogliśmy pokonać Niemców, COP zmieniłby nas w potęgę gospodarczą, a bez rządów komunistów Polska byłaby lokalną potęgą i stworzyła Międzymorze. Co oczywiście nie znaczy, że wizję tę należy przyjmować na wiarę, historia alternatywna nie jest możliwa do przewidzenia, w końcu nauka to humanistyczna, nie znalazła jeszcze własnego Hariego Seldona, który równaniami matematycznymi przewidzieć był w stanie kolejne 1000 lat. Fizyka kwantowa daje nam jedynie możliwość istnienia danej okoliczności w dwóch wersjach, jest to jednak jedynie możliwość, bo kot pozostaje martwy, a my jedynie teoretycznie mówimy „sprawdzam” wpływając na jego stan. A skoro tak to historie alternatywne są niczym więcej jak jedynie fantastyką, wbrew intencjom poważnych autorów nie mogą pretendować do innych rozważań. Stąd wzmocnienie ich elementami SF nadaje im wspaniały koloryt. Zwłaszcza gdy osadzimy je w nurcie rzeczywistych wydarzeń.
Książką taką jest „Stulecie przemocy” Laviego Thidhara. To już jego kolejna po „Osamie” wycieczka do alternatywnej rzeczywistości. W poprzedniej powieści bawił się konwencją tajemniczego autora opisującego świat zamachów terrorystycznych i bojownika bin-Ladena, będącego postacią literacką. Tym razem zabiera nas do krainy superbohaterów, choć nie do końca. Badający kwantową rzeczywistość niemiecki naukowiec Vomacht zmienił propabilistykę kwantową, w czasach największych osiągnięć Heisenberga, Einsteina i Von Brauna sprawił, iż nikły procent ludzi zyskał dziwne moce. Stał się ubermenschami.
W tym miejscu można zauważyć, iż Tidhar nie jest pierwszym autorem, który szuka odpowiedzi na pytanie, co stałoby się, gdyby postacie w trykotach pojawiły się w prawdziwej rzeczywistości, osadzając je pośród wydarzeń XX wieku. Bawiło się tymi pomysłami wielu, każdemu wychodziło oczywiste, iż staliby się oni bronią w rękach swych krajów, pełniąc dla nich zaszczytną służbę. Jak u Piotra Goćka w „Opowieści Wowy”, znajdują się oni za kulisami wydarzeń. Jednak w przeciwieństwie do „Strażników” Alana Moore’a nie mają oni siły wystarczającej by zakończyć konflikty i niszczyć całe kraje, przeciwnie historia przebiega w sposób analogiczny do naszej, nie brutalizuje się. Kwiaty wkładane przez hippisów w lufy żołnierzy Gwardii Narodowej uniemożliwią im wystrzał, choć w „Strażnikach” strzały padały w rytm piosenki Boba Dylana.
Bo rzecz w sposobie opowiedzenia tej historii. W najlepszym stylu powieści Johna Le Carre  i "Trzeciego człowieka" Orsona Wellesa poznamy historię XX wieku, niewiele różniącą się od naszej. Echa jego książek szpiegowskich pobrzmiewają tu na każdym kroku, choć Tidhar puszcza co chwilę do czytelnika oko. W latach trzydziestych Brytyjczycy zakładają farmę, gdzie gałąź tajnych służb rozpoczyna swój trening, szykując przemienionych do służby krajowi. Nie jest to bynajmniej szkoła pani Peregrine, lecz trening, który zmieni ich w agentów, ludzi cienia. Kierujący ich działaniami Stary to oczywiście Kontrola Le Carrego. Wkrótce wybucha wojna, a każdy kraj ma własny pomysł na wykorzystanie ubermenschów i uberfrau. USA oczywiście tworzy coś na kształt Ligi Sprawiedliwości, Niemieckie speckomando przemierza Europę by dostarczać przemienionych doktorowi Mengele, Rosjanie toczą swą wojnę ojczyźnianą.
A gdzieś w sercu tego wszystkiego kryje się tajemnica, którą poznajemy powoli na dwóch planach. Współczesnym, gdy trwa przesłuchanie ukrywającego się od lat pana Fogga i w przeszłości, podczas której trwała era bohaterów. Teraz jednak zdają się już niepotrzebni, czas komiksowych postaci walczących z jasno zdefiniowanym złem przeminął, a my poznając historię XX wieku widzimy jak nabierali rdzy. Jednak nie mogą odejść, nie starzeją się, choć zmienia się świat, który przestają rozumieć, stając się niepotrzebni. Bardzo to dobra książka osadzona mocno w rzeczywistych wydarzeniach, zawierająca też wiele smaczków, takich jak choćby postać Joe Shustera, malarza portretów ubermenschów, dokonującego w ten sposób ich psychologicznej dekonstrukcji. Czy też byłego żołnierza przesłuchiwanego na procesie hitlerowskiego zbrodniarza, który tłumaczy dlaczego USA zdecydowały się w przeciwieństwie do innych krajów upublicznić swych ubermenschów i zmienić ich w bohaterów. A stworzył ich on, czyli Stanley Lieber, znany gdzie indziej jako Stan Lee.
Przede wszystkim jednak to opowieść głęboko szpiegowska, o dwóch angielskich dżentelmenach i ich historii na tle stulecia przemocy, czyli historii XX wieku. Obok niewydanej dotąd w Polsce książki Michaela Chabona o Cavalier Clayu, wymyślonym komiksowym bohaterze, to jedna z najlepszych pozycji o powieściach obrazkowych. Jest to udany kolaż gatunkowy a także hołd złożony komiksom amerykańskim, szukający odpowiedzi na pytanie, co tworzy bohaterów. Nie zmienili historii, jednak stali się jej istotną częścią. Fogg i Oblivion, ludzie cienia.