wtorek, 28 lutego 2017

Chemiczna rewolucja

Reklamowano tę książkę jako chempunk, co zdawało mi się chwytliwym hasłem, mieszczącym się w dziwacznie skonstruowanej strategii marketingowej, w myśl której autor przyjął pseudonim Aleksanda Głowackiego, czyli Bolesława Prusa, czyniąc bohaterem swej powieści Wokulskiego, wprost z kart „Lalki”. Ta strategia w mym wypadku okazała się nieprzemyślana, bowiem lekturę sobie zwyczajnie darowałem, uznając iż „Alkaloid” mieści się w popularnym gatunku kolaży popkulturowych, umieszczających bohaterów beletrystyki w sytuacjach historycznych. I choć uwielbiam „Ligę Ekstraordynaryjnych Dżentelmenów” Alana Moore’a, pomysł ten był już w Polsce trawestowany w komiksie o „Pierwszej Brygadzie”, w którym zdaje się także występował Wokulski. Steampunk stanowi wdzięczną dekorację do takich zabaw. Stąd też niesłusznie zaszufladkowałem „Alkaloid” i za jego lekturę wziąłem się dopiero kilka lat po jego wydaniu. I wówczas okazało się, że to nie tylko historia alternatywna, lecz również świetna powieść fantastyczna, opowiadająca o losach jakże odmiennego świata, znacznie lepsza niż opisywana niedawno na tych łamach „Czterdzieści i Cztery”.
Tamta działa się na początku XIX wieku, ta zaczyna się z jego końcem. Romantyczny duch rewolucji został zastąpiony przez wiszącą w powietrzu rewolucję robotniczą i przemysłową, która jednak w „Alkaloidzie” nie nadchodzi. Zastępuje ją rewolucja chemiczna, za sprawą bulwy, rośliny której cudowne właściwości Wokulski odkrywa w Afryce. Opowiada nam o tym zakończenie powieści, lecz to tylko klamra spinająca ją z początkiem, bowiem o wszystkim tym z kontekstu dowiadujemy się już na początku. Wokulski dzięki bulwie zmienił mapę Europy i świata, daje ona bowiem cudowną moc. Wywar z bulwy napędza przemienionych wojowników, umożliwia ujrzenie przyszłości, zmienia umysł pozwalając ujrzeć nowe idee. Zulusi dzięki alce pokonują Brytyjczyków, Polska staje się interzoną, w której kwitnie wolny handel. Wszystko ma jednak swoją cenę. Bo to, co najbardziej się Głowackiemu udało, to opis przekształcania swiata. Pierwsze partie tekstu są powieścią przygodową, mocarstwa usiłują odebrać Wokulskiemu tajemnicę syntezy alki, polityka znana z początku XX wieku niewiele się zmienia, tu zamiast kolonializmu istotne zdaje się odkrycie sekretu bulwy. Im jednak dalej tym więcej różnic, gdy w Rosji wybuchnie rewolucja będzie ona metafizyczno-religijna, nie proletariacka. Powieść zatraci swój przygodowy charakter, choć wędrówka Witkacego przez Rosję jeszcze będzie się w ten sposób jawić, wkrótce okaże się, że alka zniewoliła ludzkość, zaś akcja przeniesie się w daleką przyszłość, gdy Ziemia znajdzie się w oparach chemicznego totalitaryzmu. Zaś chemia wymiesza się z fizyką kwantową.
Autor niewiele czerpie z „Lalki”, postacie Wokulskiego i Rzeckiego wydają się być wtrącone nieco na siłę. Jednak określenie chempunk jest całkowicie na miejscu, opisując świat, w którym przełomu dokonała nie technologia, lecz chemia.To, co początkowo okazuje się być wybawieniem, z czasem okazuje się piekłem, w jakie ludzkość zostaje wtrącona. Alka zmienia całkowicie śwat i sposób jego postrzegania, narodowości przestają się z czasem mieć znaczenie. Bulwa okazuje się jednak z czasem pułapką, zastępującą rozwój technologiczny. Monopol Wokulskiego zniknie, a on sam nie będzie w stanie się uwolnić od swego alkaloidu, zaś wybór jakiego dokona, próbując odmienić los, okaże się najgorszym z możliwych.
„Alkaloidowi” blisko do książek Dukaja, choć nie traci swego przygodowego charakteru, nawet gdy popada w naukowość, opisując kwantową konstrukcję wszechświata. Przypomina też nieco „Pokój światów” Majki, autor udanie konstruuje odmienny świat, który z upływem lat coraz mniej jest podobny do tego, który znamy. Jedna z lepszych lektur jakie dane mi było czytać i niezwykle udany chempunk, mający jednak niewiele wspólnego z „Lalką” i sprawą polską.

poniedziałek, 20 lutego 2017

Drugi sezon "Ekspansji"

Za nami już prawie połowa drugiego sezonu „Ekspansji”. Po jego obejrzeniu mogę podtrzymać słowa napisane ponad rok temu z okazji premiery serialu. Nadal jest to najlepszy obecnie z obecnie produkowanych seriali SF, który stał się z kolejnym sezonem jeszcze lepszy. Tylko niestety zdaje się w Polsce mało kto o nim słyszał, choć pozornie nie jest tak niszowy jak Netflixowe seriale komiksowe z MCU, lecz jakoś nie widzę by towarzyszył mu podobny zachwyt i szeptana reklama fandomu. Podobnie jak pierwowzór książkowy wydaje się niezauważany, Fabryka Słów zdaje się odpuściła sobie na dobre, po publikacji pierwszego tomu w roku 2013. A szkoda, bo drugi sezon adaptuje drugą połowę „Przebudzenia Lewiatana”, w Polsce podzieloną zresztą na dwie części.
Serial zgodnie z zapowiedziami stał się produkcją przywracającą blask SyFy jeśli chodzi o ambitne serie SF i godnym następcą „Battlestar Galactica”, choć to zupełnie inna liga. Ale w ostatnich odcinkach osiągnął podobny poziom niefajności, który stanowił o zaletach BSG. Jeśli ktoś pamięta jeden z pierwszych odcinków BSG, gdzie bohaterowie woleli zestrzelić pasażerski liniowiec z obawy o bezpieczeństwo floty, choć nie mieli żadnego potwierdzenia czy został on faktycznie przejęty przez wroga, zamiast tego decydując się na ryzyko zabicia niewinnych pasażerów, poczuje się jak w domu. Rozbudowane zostają sytuacje jakie w książce się nie pojawiały, rakiety odpalane są w cywilne cele, przypadkowe osoby giną wskutek militarnych kalkulacji. Ziemia i Mars zaczęły skakać sobie do gardeł, podczas gdy w kosmosie lata martwa asteroida, z tysiącami zabitych, przekształcanych przez protomolekułę, którą wszyscy chcą wykorzystać jako broń. Wiedza, co wydarzyło się w kolejnych tomach pozwala poszerzyć wątki i wprowadzić postacie, które pierwsze skrzypce grać zaczęły dopiero w dalszej części cyklu, co udanie rozbudowuje świat. Kultura pasiarzy zostaje ukazana w całej swej okazałości i inności, wraz z unikalnym językiem i zwyczajami. Twórcy serialu zadbali nawet o oddanie specyficznego języka jakim się posługują. Scenografowie także stanęli na wysokości zadania, a projektanci dekoracji sprawili, że świat jest spójny. Kuleje jedynie nieco aktorstwo, serial zdaje się obecnie ciążyć na barkach Thomasa Jane oraz Shohreh Aghdashloo, co nie rokuje najlepiej, jako że odtwórca głównej roli kapitana Holdena wydaje się nijaki, a ci którzy wiedzą co wydarzyło się książce, zdają sobie sprawę, jaki los czeka byłego detektywa Millera.
W serialu jesteśmy właśnie u świtu wydarzeń, które zmienią całkowicie historię ludzkości i rozpoczną tytułową ekspansję, poza Drogę Mleczną, która wciąż jeszcze pozostaje barierą nie do pokonania. Konwencjonalne silniki uniemożliwiają loty poza skolonizowany Układ, w którym wpływy dzielą między siebie Mars i Ziemia. Po latach zimnej wojny nadchodzi pora otwartego konfliktu, padają pierwsze strzały, mało kto jednak orientuje się, że ktoś manipuluje wydarzeniami, aby ukryć to, co stało się na Erosie, o czym traktował pierwszy sezon. Eksperyment z tajemniczą protomolekułą, która miliony lat temu przybyła z odległego kosmosu doprowadził do śmierci całej populacji asteroidy. Wiadomo już, że opanowanie jej tajemnicy pozwoli na kontrolowanie ludzkiego genomu, a co za tym idzie przekształcenie jej tak, by mogła sięgnąć gwiazd. Niektórzy chcą wykorzystać ją jako broń, odpowiedzialny za eksperyment chce jednak go ukryć i czerpać z niego zyski. Wyraźnie jednak mało kto zdaje sobie sprawę z czym ludzkość ma do czynienia, traktując obcą protomolekułę jako coś zrozumiałego, wydarzenia nabierają tempa pokazując powoli, iż zagrożeniem dla Układu Słonecznego jest wcale nie to, że powoli pogrąża się w wojnie. Bohaterowie powoli składają ze strzępków informacje w całość, podczas gdy posłana przez Andersona załoga „Rocinante” usiłuje pozbyć się zainfekowanej asteroidy i posłać ją w stronę słońca, na Ziemi Avasarala próbuje odkryć kto stoi za spiskiem, mając przeciw sobie aparat Zjednoczonych Narodów, a także nie dopuścić do rozlewu krwi, w której nieuchronnie pogrążają się Ziemia i Mars. Wątki powoli zaczynają zbiegać się w całość, podczas gdy budzi się tytułowy Lewiatan.
Serial wciąga, szczególnie osoby nie znające oryginału. Choć świat jest tu nieco bardziej kolorowy niż w BSG, gdzie wszystko było brudne, rdzewiało i rozpadało się, Galactica pozostaje nadal niedoścignionym wzorem jeśli chodzi o aktorstwo. Poziom Jamesa Edwarda Olmosa jako Adamy jest po prostu nie do przebicia, zwłaszcza że to postać z charyzmą. Holden taki nie jest, jest bowiem ludzki, pełen wątpliwości.
Tymczasem pod koniec minionego roku ukazał się szósty już tom „Ekspansji”, bowiem początkowo planowany na trzy tomy cykl rozrósł się już do dziewięciu. „Babylon’s Ashes” przynosi jednak nieco zawodu, bowiem po świetnym tomie piątym akcja wyraźnie spowalnia. Nad wszystkim unosi się widmo rozpadu, bowiem struktury społeczne i systemu polityczne pękają. Dawne potęgi upadły, terraformowanie Marsa nie ma już sensu, skoro łatwiej znaleźć planetę zdatną do zamieszkania. Po tym co stało się z Ziemią rozpoczęła się jej ewakuacja, choć nie do wszystkich dotarło jeszcze, że kolebka ludzkości nie podniesie się już z kolan. Nowa frakcja usiłuje chwycić ludzkość za gardło, tymczasem to, co zapoczątkowała protomolekuła, czyha stanowiąc zapowiedź zagrożenia jakiego ludzkość nie jest w stanie pojąć, które czeka pośród gwiazd, po które sięgają właśnie ludzie. Jak zawsze istotą cyklu są konflikty międzyludzkie, gdzieś na marginesie pozostaje tajemnica, z którą mierzymy się od pierwszej książki, którą większość traktuje marginalnie, lub chce wykorzystać jako broń. Coraz bardziej jasne staje się, że zaczyna ona grać pierwsze skrzypce. Szósty to ledwie przygrywka do nadciągających wydarzeń, choć wyjaśniona zostaje zagadka znikających statków w bezmiarze kosmosu, tak naprawdę nie przynosi ona żadnego rozwiązania. Miłym akcentem w książce jest powiązanie jej z „Marsjaninem”, zapewne za zgodą autora. Bowiem jak się okazuje Mark Whatley był jednym z pionierów tego świata, zatem akcja Ekspansji rozgrywa się w tym samym świecie co książka Andy’ego Weira, tylko wiele lat później.
Cykl książkowy uważam za bardzo dobry, choć ma on swoje wady. Jednak jego podstawową zaletą jest skupienie się na ludzkich konfliktach i konstrukcja świata. Nie na darmo autorzy terminowali u autora „Gry o Tron”. Ekspansja jest czymś podobnym, choć na nieco mniejszą skalę. Drugi sezon serialu to udowadnia, pozostaje więc mieć nadzieję na trzeci.