Czekałem
na ten serial od dłuższego czasu i oczywiście przegapiłem pilota.
Nie wierzyłem w zapowiedzi stacji SyFy, że chcą powrócić do
ambitnych formatów w stylu Battlestar Galactica. Choć minęła
ponad dekada od rozpoczęcia emisji tej serii, do dziś uważam BSG za najlepszy serial jaki zdarzyło
mi się oglądać, nie tylko wśród serii SF, lecz w ogóle. Przez
lata jakie minęły od momentu gdy admirał Adama doprowadził
resztki ludzkości na Ziemię nie pojawiła się seria równie
ambitna, o ciężkim klimacie i jednocześnie tak dobra. SyFy poszło w rozrywkową
fantastykę i jednocześnie głupią, a kolejne seriale w rodzaju
„Dark Matters” zmieniały się na tle oferty HBO czy Netflixa w
parodię opowieści rozrywkowej. Szkoda, zwłaszcza, że ten ostatni jest
adaptacją niezłego komiksu. Trudno zresztą po BSG porwać się
równie epickie przedsięwzięcie z taką skalą dramatyzmu. Serial
był dla space opery tym, czym „Gra o Tron” dla fantasy, a
zasługa w tym przede wszystkim Ronalda D. Moore'a. Gdy dowiedziałem
się, że SyFy bierze się ekranizację Ekspansji zacząłem się
nieco obawiać.
Niepotrzebnie. Jest dobrze, nawet bardzo dobrze, choć nie jest to epicki wymiar BSG, ale oryginał też jest nieco inny. Może najpierw kilka słów o tej serii, w Polsce mało znanej. Fabryka Słów po wydaniu w 2013 roku pierwszego tomu spoczęła na laurach, ale w naszym kraju space opera jest mało popularna. Choć mam wrażenie, że powoli się to zmienia, czego dowodem nagroda dla świetnych military SF Michała Cholewy czy ciekawie zapowiadającego się cyklu „Głębia” Marcina Podlewskiego. Ekspansja liczy na razie pięć tomów, autorstwa Jamesa A. Coreya pod którym to pseudonimem ukrywają się Daniel Abraham i Ty Franck. Cykl zaplanowali na lata, skrupulatnie tworząc historię ludzkości w przyszłości. Książki w doskonały sposób równoważą ze sobą rozmaite gatunki – od powieści przygodowej, przez thriller polityczny i sensacją, a wszystko oczywiście w scenerii SF. Choć chyba najmniej tu space opery, bo walki statków to jedynie dodatek do właściwej akcji.
Niepotrzebnie. Jest dobrze, nawet bardzo dobrze, choć nie jest to epicki wymiar BSG, ale oryginał też jest nieco inny. Może najpierw kilka słów o tej serii, w Polsce mało znanej. Fabryka Słów po wydaniu w 2013 roku pierwszego tomu spoczęła na laurach, ale w naszym kraju space opera jest mało popularna. Choć mam wrażenie, że powoli się to zmienia, czego dowodem nagroda dla świetnych military SF Michała Cholewy czy ciekawie zapowiadającego się cyklu „Głębia” Marcina Podlewskiego. Ekspansja liczy na razie pięć tomów, autorstwa Jamesa A. Coreya pod którym to pseudonimem ukrywają się Daniel Abraham i Ty Franck. Cykl zaplanowali na lata, skrupulatnie tworząc historię ludzkości w przyszłości. Książki w doskonały sposób równoważą ze sobą rozmaite gatunki – od powieści przygodowej, przez thriller polityczny i sensacją, a wszystko oczywiście w scenerii SF. Choć chyba najmniej tu space opery, bo walki statków to jedynie dodatek do właściwej akcji.
O
czym jest Ekspansja? Pomysł autorów jest prosty, w wielu
powieściach SF ludzkość dawno rozprzestrzeniła się w
galaktyce, gdzie stworzyła imperia, które następnie upadły. Seria
pokazuje jak do tego doszło, opowiada historię diaspory ludzkości
w przestrzeń kosmiczną. Gdy rozpoczyna się pierwszy tom
„Przebudzenie Lewiatana”, silnik Epsteina pozwolił jedynie na
częściową kolonizację Układu Słonecznego. Rozpoczęto
terraformowanie Marsa, sięgnięto po bogactwa minerałów na
asteroidach. Mars wyrwał się spod kontroli Narodów Zjednoczonych i
toczy zimną wojnę z Ziemią, na asteroidach korporacje prowadzą
bezwzględną politykę wyzysku, a stacje kosmiczne kontrolowane są
przez siły ochroniarskie działające jako lokalna policja.
Terroryści spod znaku OPA (Przymierze Planet Zewnętrznych,
przepraszam za posługiwanie się angielskim nazewnictwem, ale w tym
języku czytałem całość serii) usiłują poprowadzić mieszkańców
pasa asteroid do walki o wolność. Sytuacja jest na krawędzi
wybuchu, gdy załoga statku górniczego odpowiada na tajemniczy
sygnał SOS nadawany z wraku opuszczonego statku. W ten sposób
główni bohaterowie wpadają w sam środek intrygi, której
rozgrywka doprowadzi nie tylko do zmian politycznych w Układzie
Słonecznym, lecz poprowadzi również ludzi w galaktykę, gdzie
czyha coś bardzo starego i potężnego.
Seria rozwija się z książki na książkę, nie jest też czytadłem w rodzaju serii o Zaginionej Flocie Jacka Campella, którą pochłania się momentalnie i nie pamięta dzień po lekturze jak doszło do tego, że admirał Geary pokonał wszystkich wrogów. Tutaj intrygi zarysowane są kompleksowo, a świat opisywany tknie swą rzeczywistością, postacie zaś są z krwi i kości. Autorzy swe zamysły odsłaniają bardzo powoli, początkowa rozgrywka o uzyskanie przewagi naukowej, będąca osią intrygi w dwóch pierwszych tomach, dopiero w trzecim ukazuje swe niezrozumiałe oblicze, które prowadzi ludzi wprost w nieznane, pokazując iż są jedynie mrówkami w piaskownicy, gdzie rządzą niezrozumiałe siły, o jakich nie mają pojęcia. Gdy byłem już pewien, że wiem w jakim kierunku zmierza seria, a dalsze tomy popchną ją wprost w paszczę tajemniczego i nienazwanego zagrożenia, które niszczy całe gwiazdy, ostatni tom znowu zabrał bohaterów do Układu Słonecznego, gdzie sytuacja uległa całkowitej zmianie, a ponad Marsa, Ziemię i OPA wyrosła zupełnie nowa potęga. Zaś ludzie muszą zmierzyć się z sytuacją, iż czas systemowych mocarstw przemija. Nie będę spoilerować, ale „Nemesis Games” zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie i po raz pierwszy czekam na kolejny tom, będący jego bezpośrednią kontynuacją. Oczywiście każda kolejna książka opisująca losy kapitana Holdena i załogi kanonierki „Rocinante” jest oddzielną całością, którą można czytać niezależnie, lecz stanowiącą część większej całości.
Seria rozwija się z książki na książkę, nie jest też czytadłem w rodzaju serii o Zaginionej Flocie Jacka Campella, którą pochłania się momentalnie i nie pamięta dzień po lekturze jak doszło do tego, że admirał Geary pokonał wszystkich wrogów. Tutaj intrygi zarysowane są kompleksowo, a świat opisywany tknie swą rzeczywistością, postacie zaś są z krwi i kości. Autorzy swe zamysły odsłaniają bardzo powoli, początkowa rozgrywka o uzyskanie przewagi naukowej, będąca osią intrygi w dwóch pierwszych tomach, dopiero w trzecim ukazuje swe niezrozumiałe oblicze, które prowadzi ludzi wprost w nieznane, pokazując iż są jedynie mrówkami w piaskownicy, gdzie rządzą niezrozumiałe siły, o jakich nie mają pojęcia. Gdy byłem już pewien, że wiem w jakim kierunku zmierza seria, a dalsze tomy popchną ją wprost w paszczę tajemniczego i nienazwanego zagrożenia, które niszczy całe gwiazdy, ostatni tom znowu zabrał bohaterów do Układu Słonecznego, gdzie sytuacja uległa całkowitej zmianie, a ponad Marsa, Ziemię i OPA wyrosła zupełnie nowa potęga. Zaś ludzie muszą zmierzyć się z sytuacją, iż czas systemowych mocarstw przemija. Nie będę spoilerować, ale „Nemesis Games” zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie i po raz pierwszy czekam na kolejny tom, będący jego bezpośrednią kontynuacją. Oczywiście każda kolejna książka opisująca losy kapitana Holdena i załogi kanonierki „Rocinante” jest oddzielną całością, którą można czytać niezależnie, lecz stanowiącą część większej całości.
Jak
na tym tle wypada serial? Świetnie, zarówno w warstwie wizualnej
jak i scenariuszowej. Podobnie jak w książce intryga rozwija się
powoli, w pilotowym odcinku akcja dopiero się zawiązuje, a Holden i
grupa posłana na wrak nadający SOS wpadają w sam środek
zastawionej pułapki. Każdy z nich ukazany jest jako postać z
przeszłością, przed którą uciekają. Na razie zostali jedynie
zarysowani, lecz już widać iż każdy ma swą historię. Na osobą
uwagę zasługuje warstwa wizualna, gdzie świat przyszłości jest
spójny w warstwie technologicznej. Podoba mi się także sposób
kręcenia, paleta barw ciemnego koloru, wnętrz pozbawionych jasnych
pastelowych świateł. Statki kosmiczne znikają w ciemności
przestrzeni kosmicznej, nie wypełniają tu całego ekranu.
Zamaskowany pojazd jest jedynie zarysowany, pozostaje ukryty wśród
gwiazd.
Oczywiście trudno mi do końca ocenić rzecz obiektywnie, bowiem znam oryginał i wiem do czego prowadzić będą dalej wydarzenia pilota, kończącego się w dramatyczny sposób. A także jak skończy zebrana przypadkowo załoga z górniczego transportera „Canterbury”. Scenarzyści w miarę wiernie trzymają się książki, wyprzedzając nieco wydarzenia kolejnych tomów wprowadzając od początku postać Chrisjen Avasarali, która pojawia się dopiero w dalszych częściach opowieści. Ale nie zauważyłem żadnych uproszczeń ani skrótów. Nie jest to na pewno epicka opowieść na miarę BSG czy Gry o Tron, bowiem przez cały czas śledzić będziemy losy załogi kanonierki pakującej się cały czas w kłopoty, lecz po obejrzeniu pilota uważam, że warto to uczynić. I dowiedzieć się jak rozpoczęła się ucieczka ludzkości w kosmos, a Holden i jego ludzie stali się najbardziej poszukiwanymi ludźmi w Układzie Słonecznym.
Oczywiście trudno mi do końca ocenić rzecz obiektywnie, bowiem znam oryginał i wiem do czego prowadzić będą dalej wydarzenia pilota, kończącego się w dramatyczny sposób. A także jak skończy zebrana przypadkowo załoga z górniczego transportera „Canterbury”. Scenarzyści w miarę wiernie trzymają się książki, wyprzedzając nieco wydarzenia kolejnych tomów wprowadzając od początku postać Chrisjen Avasarali, która pojawia się dopiero w dalszych częściach opowieści. Ale nie zauważyłem żadnych uproszczeń ani skrótów. Nie jest to na pewno epicka opowieść na miarę BSG czy Gry o Tron, bowiem przez cały czas śledzić będziemy losy załogi kanonierki pakującej się cały czas w kłopoty, lecz po obejrzeniu pilota uważam, że warto to uczynić. I dowiedzieć się jak rozpoczęła się ucieczka ludzkości w kosmos, a Holden i jego ludzie stali się najbardziej poszukiwanymi ludźmi w Układzie Słonecznym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz