SPIS TREŚCI
<< Rozdział 26
27.
Nie miał pojęcia, o czym mówi. Był
pewien tylko jednego. Nie wiedział gdzie jest, ani skąd się tu wziął, lecz
znalazł się w rękach Akwarium. I następnych szaleńców pokroju Zacherta i
Suworowa. Zabił ich i przeżył tylko po to, by teraz za to zapłacić.
- Nie lękajcie się – usłyszał. – Nie
jesteście w GRU. Na dobrą sprawę nie przebywacie nawet w LPKRR ani w Związku.
- Gdzie więc jestem? – powiedział z dużym wysiłkiem,
wyschniętymi ustami.
- Właściwe pytanie brzmiałoby,
kiedy, ale na razie tego nie zrozumiecie. – odparła. – Na początek niech
wystarczy wam, że znaleźliście się na Królewskiej Górze.
- Środek południowej zony – stwierdził
zaskoczony.
- Nie inaczej.
Miała rację. Nic nie rozumiał.
Spróbował się unieść i rozejrzeć, ale bandaże mocno krępowały jego ruchy. Opadł
na poduszkę.
- Dość tych kłamstw.
- Nie kłamię.
Zastanowił się.
- Jesteście spiskiem Zacherta – uznał.
- Tak nas określił? – zapytała
Budzyńska. – Powiedzcie mi, co jeszcze wiedział? Miał irytującą właściwość
bycia o krok przed swoim przeciwnikiem. Nie lubił się też dzielić zdobytymi
informacjami, nie mamy pojęcia, czy udało nam się powstrzymać wszystkie jego
działania. Był jednym z najlepszych, wybranym specjalnie do tego zadania, nie
wiemy jaka będzie teraz ich reakcja, gdy nie wróci i zaginie bez śladu.
- Czyja reakcja?
- Marszałka Sierowa – odparła. – A w
konsekwencji zapewne Berii. Sądzę, że osobiście aprobował tę misję. Przetrwał
tak długo dzięki nadludzkiej umiejętności wyczuwania zagrożenia. Nawet, jeśli jest
ono mgliste.
- Przesłuchujecie mnie – powiedział
Walter. – I oczekujecie, że zdradzę swą ojczyznę?
Budzyńska usiadła na krześle
stojącym obok łóżka. Wciąż miała na sobie mundur Armii Czerwonej pozbawiony
jakichkolwiek oznaczeń.
- A co jest waszą ojczyzną? –
zapytała. – LPKRR czy Związek? Wiem, odpowiedź powinna być jedna i taka sama,
ale zastanówcie się, czy chcecie, aby więcej ludzi pokroju Zacherta przybyło do
Warszawy? Czy chcecie, aby nadal dysponowali nieograniczonymi wpływami? Mieli
władzę nad żołnierzami, poświęcając ich dla swych własnych celów i gierek? Czy
chcecie, aby rzucali całe Zmechdywizje na rzeź a żołnierzy wiedli na misje, z
których nie powrócą?
- Nie nakłonicie mnie do zdrady.
Młodszy lejtnant Karol Walter, numer identyfikacyjny wszczepu…
Przerwała mu.
- Uwierzcie, że gdybyście byli w
rękach Akwarium, nie musiałabym w tym wypadku używać podstępów, by nakłonić was
do mówienia. Załatwilibyśmy to deprywacją sensoryczną. Z punktu widzenia
Akwarium już się nie liczycie, jedynie wasza wiedza jest cenna, wydobyto by ją
z was, nie tracąc czasu na seanse miłości. Potem skończylibyście jako kukła,
aby nie zmarnować was jako zasobu.
- W czyich jestem więc rękach?
Imperialistów?
Pokręciła głową.
- Po raz pierwszy w swoim życiu
jesteście wolnym człowiekiem.
Nie zrozumiał.
- Wolnym?
- Jesteście w wolnej Polsce –
odpowiedziała z powagą.
- Mogę odejść? – zapytał z ironią.
- Wstańcie i idźcie – odrzekła.
- Wiecie, że nie jestem w stanie –
odpowiedział.
- Nic was już nie krępuje –
powiedziała. – Zrzuciliście kajdany, a bandaże prędzej czy później opadną.
Zirytował się.
- Może przestaniemy rozmawiać
półsłówkami?
- Prościej będzie jak wam pokażę –
powiedziała. – Powinniście jeszcze odpocząć. Doktor Weiss mówi, że szybko
odzyskacie pełną sprawność. Zostaliście zszyci, ale straciliście dużo krwi. Nie
mamy za dużo czasu, w przypadku Zacherta wolę kuć żelazo póki gorące, nie wiem
jeszcze jak się zabezpieczył. Choć od waszego wyruszenia minęły niecałe dwa
dni, nie jestem pewna czy udało się powstrzymać wszystkie jego machinacje.
Wydawało mu się, że się przesłyszał.
- To nie były dwa dni – zaczął. – To
było…
- Zapewniam was, że w Warszawie
dobiega właśnie końca drugi dzień waszej wyprawy. Powstrzymałam przekazanie
informacji Zacherta do Moskwy, ciała zabitych na Mokotowie zniknęły, nim dotarł
do nich patrol wojskowy. To było wczoraj, Zachert na szczęście był mocno
paranoiczny, nie ufał władzom i siłom wojskowym LPKRR, kontaktował się
bezpośrednio z tutejszym przedstawicielstwem Akwarium. W konsekwencji wszystko
przechodziło przez moje ręce, w tym spec-raporty do Moskwy, posłane z
pominięcie specpoczty. Zakładam jednak, że jak zwykle w jego przypadku miał też
inny sposób nawiązania łączności.
- Drugi dzień? – potrafił się skupić
jedynie na tym, co usłyszał – Ta jakaś dylatacja czasu?
- Nie – pokręciła głową. – Nie
wiedziałam, że się na tym znacie, w waszych aktach nie ma nic na ten temat. To także
nie moja dziedzina. Powiedzmy, że znajdujemy się w stożku świetlnym, w
interwale zerowym. Jeśli chcecie, na pewno jeden z naszych fizyków opowie wam o
tym w miarę dokładnie, oni jak to zwykle bywa z naukowcami, mają setki teorii.
Tu czas nie płynie.
- Nie płynie?
- Nie. Tu jest 24 października 1961
roku. Wiecie, co to za dzień?
- Nie.
- To dzień, kiedy spadły bomby.
Dzień wybuchu naszego zwycięskiego Powstania. Pierwszy dzień wolności.
Dobę później poczuł się już lepiej,
a jego umysł przestał być otępiały, wpływ środków podawanych w kroplówce
zmalał. Nadal nie pojmował słów Budzyńskiej, spoglądając na zegar wiszący na
ścianie, odmierzający upływ czasu. Godziny płynęły, a on wreszcie zasnął, choć
noc nie nadeszła. Gdy otworzył oczy za oknem wciąż dostrzegał błękitne niebo,
pielęgniarka poinformowała go, że spał ponad 12 godzin. Czas płynął dla ich
organizmów mimo, że na zewnątrz nic się nie zmieniało; nie zastanawiał się jak
to jest możliwe, ani też nie dziwił, zwłaszcza gdy Budzyńska przed odejściem
powiedziała mu, że niektórzy z tutejszych fizyków twierdzą, że poczucie upływu
czasu jest jedynie złudzeniem obserwatora, którego umysł usiłuje wytłumaczyć
sobie punkt zerowy stożka.
- Ale wiecie, ja studiowałam
filozofię, to tak trochę trąci estetyką transcendentalną Kanta – rzekła
Budzyńska. – Może, ci którzy przyszli po nas, zdołali to pojąć. My jeszcze nie
posiadamy tej wiedzy.
Nie próbował nawet udawać, że pojmuje.
Następnego dnia, z jego punktu widzenia, Budzyńska powróciła, a krzepcy
pielęgniarze posadzili go na wózku. Otulony kocem wyjechał na zewnątrz
popychany przez kapitan GRU.
Kompleks Królewska Góra otoczony był
murem zwanym tu perymetrem, co kilkadziesiąt arszynów wyrastały wieże
zwieńczone dziwnymi konstrukcjami, których przeznaczenia nawet nie próbował się
domyślać. Metalowe iglice celowały wprost w błękitne niebo, a część z nich
skierowano na zewnątrz.
- Czasem do środka wpadają tu różne
rzeczy – wyjaśniła Budzyńska pokazując mu system obronny, przypominający w
dużej mierze Kordon, mimo iż przewyższał go poziomem zaawansowania. – Jesteśmy
tu niestety punktem środkowym w nieinercjalnym układzie odniesienia –
stwierdziła. – Więc pojawiają się czasem hordy tworów znane wam jako Polacy z
różnych przestrzeni, czasem zaś plutony tanków tak na oko sądząc po poziomie
zaawansowania z XXI wieku. Zdaje się, że im dalej w przyszłość, staje się to
coraz bardziej chaotyczne, czasem przybywają rzeczy, niepotrafiące przeżyć w
naszej atmosferze.
Mówiła to ze spokojem, wioząc go
alejką z ułożonej ukośnie czerwonej kostki brukowej, podobnej do tej, jaką
zapamiętał z Natolina. Wyłożono nią wszystkie ulice tej miejscowości położonej
pośród szumiących sosen i sąsiadujących ze sobą licznych willi.
Ulicami krążyły pojazdy benzynowe,
jakie widywał jedynie na starych kronikach filmowych, duże i czarne, z wielkimi
błotnikami, pozbawione jakichkolwiek elementów obronnych. Przejeżdżały rzadko,
większość mijanych osób poruszała się chodnikami, wzdłuż ogrodzeń, za którymi
kryły się domy zwane przez Budzyńską willami. Pchała wózek powoli pokazując mu
je wszystkie, pięknie wtopione w zieloną roślinność i topografię krajobrazu, z
otwartymi na światło słoneczne oknami. Słońce ujrzał po raz pierwszy w życiu,
ze zdumieniem odkrywając, iż jest tak jasne, że nie potrafi na nie spojrzeć.
Szybko zorientował się, że mur
otaczający kompleks biegnie na planie okręgu, a najdłuższa z ulic stanowi jego
średnicę i liczy ponad wiorstę długości. Budzyńska zawiozła go do jednego z
domów położonego na jej krańcu, wskazując ustawiony w tym miejscu postument.
- Tutaj się zaczęło – powiedziała,
wskazując na kamień, z wykutym orłem w koronie. – Gdy generał zrozumiał co
zaszło, postanowił wykorzystać ten dziejowy moment, czy też raczej brak tego
momentu na linii czasu, by wywalczyć naszą wolność. Tutaj znajdowała się
siedziba ambasadora ZSRR, tu rozbrojono żołnierzy, po czym utworzono Kompleks
Królewska Góra. I odbudowano wolną Polskę.
- To co mówicie jest zdradą –
powiedział.
- Nie. To wy do tej pory żyliście w
świecie wielkiej zdrady dokonanej przez Radkiewicza i Rokossowskiego. Jesteście
teraz w Czwartej Rzeczpospolitej. Powstałej na gruzach trzeciej, zwanej Polską
Rzeczpospolitą Ludową.
- Która przestała istnieć, po
utworzeniu Ludowej Polskiej Komunistycznej Republiki Radzieckiej, po nastaniu
komunizmu i likwidacji przeżytku państw narodowych, włączeniu ich jako
republiki do zjednoczonej Europy i Związku.
- Która istnieje nadal 24
października 1961 roku od wielu lat, jakie minęły od tamtej pory tego jednego
dnia. Dzięki generałowi.
- Jakiemu generałowi?
- Przecież chyba wiecie. Dzięki
generałowi Mrok.
Nie wiedział jaki obszar zajmuje
kompleks, nie potrafił zbyt dobrze ocenić odległości w świecie, w którym się
znalazł, gdzie odruchowo kulił się na myśl, iż znajduje się na powierzchni, nie
będąc skryty bezpiecznie w trzewiach podziemi, tak dobrze mu znanych. Miejsce
było dla niego całkowicie obce, pełne równie dziwacznych zjawisk jak okolice
Natolina, gdzie rośliny pozbawione były chlorofilu a w lasach żyły groźne
stworzenia. Nie mógł przywyknąć do krążących ulicami ludzi, którzy im się
kłaniali, wymieniając pozdrowienia. Niektórzy nosili garnitury, inni białe
kitle, jeszcze inni zielone mundury i kamizelki. Na nich mógł się skupić,
bowiem poruszali się w sposób, jaki doskonale znał. Taksowali Waltera uważnym
spojrzeniem, nierzadko wrogim. Nie dziwiło go to wcale, o ile zdążył się już
zorientować żołnierze Wojska Polskiego czasem musieli mierzyć się z siłami
Zmechdywizji pochodzącymi z przeszłości, teraźniejszości lub przyszłości. Tyle
już zdążył pojąć ze skróconego wywodu Budzyńskiej. Przyjął to do wiadomości,
choć nadal część jego umysłu zakładała jeszcze, że jego otumaniony umysł jest
właśnie przenicowywany dzięki wszczepowi bojowemu oraz chemicznym środkom w
Akwarium. Choć przyznać musiał, nie dostrzegał w tym żadnego celu.
Obserwował okolicę czujnie,
wyszukując militarne słabości ochrony kompleksu. Niewiele jednak mógł dostrzec
poza tajemniczymi wieżami i murem, zdającym się nie posiadać żadnej bramy. Nie
zauważył bazy wojskowej, nie spostrzegł oznak musztry, nie zauważył koszar.
Budzyńska wiedziała, że obserwuje, ale zdawała się tym nie przejmować. Nawet
jeśli pokazywali mu tylko to co miał zobaczyć, nie widział żadnej straży, lecz być może kryła się ona
za pancerzem z fotochronów.
- Nie jesteście pierwszymi z
przybywających z tamtej strony – powiedziała pewnego razu.
- I co się z nimi stało?
- Są częścią naszej społeczności –
wyjaśniła. – Dołączyli do nas, gdy opadła maska, przez którą spoglądali całe
życie. Tak jak wy dołączycie.
Nigdy, pomyślał, lecz nie powiedział
tego na głos. Należało uśpić czujność wroga, który głosił zdradzieckie herezje.
Takie jak ta największa, gdy zatrzymała wózek przez bramą, której faliste pręty
porośnięte były winoroślami. Za nimi kryła się dozorcówka i droga prowadząca do
przepięknej willi, obok której dostrzegł prostokątny zbiornik wodny. Nigdy
wcześniej nie widział takiego stawu, uświadomił sobie, że jest sztuczny.
Przypomniał sobie jego nazwę. To był basen. Ostatnio kojarzył coraz więcej
faktów, wspominając sobie rzeczy, o których mówiono mu w szkole dawno temu,
omawiając imperialistyczną dekadencję.
- To tutaj – powiedziała z
namaszczeniem Budzyńska. – Tu mieszkał ostatni prezydent Polski.
- Ten, przez którego wybuchł bunt?
- Powstanie – poprawiła delikatnie.
– Prezydent Bierut pojechał do Moskwy, by negocjować. Kraj nie wytrzymywał już
zwiększanych rokrocznie kontyngentów ochotników i konieczności dostarczania
żołnierza na wojnę japońską, po tym jak konflikt koreański eskalował w roku
1953. Ławrientij Beria nie jest człowiekiem skłonnym do jakichkolwiek ustępstw
i oznak nieposłuszeństwa. Prezydent z Moskwy nie wrócił, został rozstrzelany za
bunt, na PRL nałożono dodatkowe obciążenia, to pchnęło ówczesne władze do próby
uzyskania częściowej niepodległości, pod przewodnictwem Gomułki, odpowiedź
Berii znacie… Więc zastanówcie się, kogo winicie za to co się wówczas stało?
- Polaków – odpowiedział Walter. – A
karą jaka ich za to spotkała była ich przemiana w twory, jakimi stali się
teraz.
- Gdy słyszycie inną wersję historii
niż oficjalna, nie skłaniacie się ku zadumie?
- Spotkałem ostatnio wrogów mej
ojczyzny, przekonanych, że ich wersja historii jest słuszna – odparł. – I
jednego mogę być pewien, bo nie wydaje mi się, żebyście wiele się od nich
różnili. To o czym mówicie, ta jakaś Polska, to niebezpieczny mit, coś co
sprawia, że głupcy chcą o to walczyć i ginąć. Nie zamierzam umierać za przesąd.
- Ależ zamierzacie jak najbardziej –
odparła z uśmiechem. – Z jakiego innego powodu byście walczyli za ojczystą
ziemię?
- Walczę za moich towarzyszy –
odrzekł po chwili namysłu.
- Którzy zginęli przez Zacherta –
powiedziała. – Człowieka Moskwy, realizującego w tym kraju swoje cele.
Zaprzeczycie?
Nie byłoby go tutaj, gdyby nie wasz
spisek. Nie wypowiedział jednak tych słów głośno. Szaleństwo faszystów zamienił
na szaleństwo ludzi, zwących siebie patriotami.
- Nasz system jest sprawiedliwy –
tłumaczyła mu z pobłażaniem. – To nie jest kłamliwy i nieistniejący komunizm w
wydaniu rewolucyjnym, opierający się na ciągłym podboju i walce z wrogiem. To
forma socjalizmu społecznego. Gdyby PRL miał szansę przetrwać, gdyby nie
wybuchły wojny, a blok socjalistyczny dalej rozwijał się pokojowo, do chwili
obecnej przegoniłby z pewnością kapitalistów w rozwoju.
- Którzy oczywiście wybraliby
pokojowe współistnienie.
- To oczywiście kolejna niewiadoma –
przyznała. – Obecnie wrogość zaszła już tak daleko, że atakują Związek swymi
cybermaszynami bez opamiętania, a w odwecie następują próby detonowania bomb,
aby uzyskać przewagę technologiczną, ale kiedyś tak nie było. Kiedyś dwa wrogie
obozy koegzystowały, kto wie co mogło nastąpić? Historia bywa zmienna, wiecie,
że nim zamieszkał tu prezydent Bierut, w tej samej rezydencji mieszkał jeden z
przywódców faszystowskich o nazwisku Fischer? Tępił i prześladował okrutnie
Polaków.
- Niestety nie udało mu się.
- Nie mówię o obecnym znaczeniu tego
słowa, mówię o nas. O mieszkańcach tego kraju.
Nie rozmawiali wyłącznie o historii,
gdy woziła go po alejkami wyłożonymi czerwoną cegłą. Walter nie zadawał pytań,
wychodząc z założenia, że na wszystkie mu nie odpowie, choć nie przyłapał jej
ani razu na kłamstwie. Szybko jednak stało się dlań jasne, że to co widzi,
stanowi jedynie fasadę aktywności kompleksu. W zasadzie stanowił on coś w
rodzaju miasta, wyposażonego nawet w kino.
- Nie tylko tu pracujemy, czasem
trzeba znaleźć także coś dla ducha – wyjaśniła. – W tak dużej zbiorowości
często narastają konflikty, odpoczynek pozwala je rozładować.
- Nie widziałem tu zbyt wielu ludzi.
- Laboratoria i baza mieszczą się
pod ziemią – wyjaśniła. – Ale nie myślcie, że to coś w rodzaju podziemnej
Warszawy. Tam zawsze się duszę, tu wszyscy starają się przebywać jak
najczęściej na powierzchni.
Widocznie był wyjątkiem. Nawet gdy
po kilku dniach wstał z wózka wciąż nie przywykł do błękitnego nieba i
szumiących sosen. Ale przystosował się do cyklu dnia wyznaczanego przez zegar,
nie mogąc ufać własnym zmysłom w krainie wiecznego dnia.
Któregoś dnia wybrał się sam na
przechadzkę. Wymknął się z sali szpitalnej, ukrył się przed lekarzami, którzy
go odwiedzali, ukradł z jednej z szafek ubranie. Po spędzonym tu ponad tygodniu
zdołał już poznać rozkład budynku i nie miał z tym najmniejszych problemów. Nie
ufał tym miłym, acz zasadniczym ludziom, a przede wszystkim odwiedzającej go
codziennie Budzyńskiej. Nie nosiła już munduru Armii Czerwonej jak pierwszego
dnia, gdy siadła przy jego łóżku przybywszy wprost z Warszawy.
Ku jego zdziwieniu nikt go nie
szukał. Nadal nie odkrył zastawionej przez Akwarium pułapki, która miałaby
złamać jego ducha. Szedł odważnie, nie dając po sobie poznać, że jest kimś
spoza tego obszaru, nie kryjąc się wśród ogrodów. Przemierzył ulice Królewskiej
Góry, przeszedł wzdłuż muru obserwowany przez żołnierzy stojących na jego
szczycie. Nie znalazł bramy ani wejścia do podziemnej części kompleksu.
Wreszcie napotkał Budzyńską siedzącą na ławce na jednym z chodników.
- Czekałam na was – powiedziała.
- Mogłem uciec.
- Nie mieliście dokąd.
- A więc jestem jednak uwięziony.
- Nie, po raz pierwszy w swym życiu
jesteście naprawdę wolnym człowiekiem.
Opowiedziała mu o kompleksie,
założonym przez generała Mrok, który zebrał w tym miejscu ocalonych po wojnie,
tworząc społeczeństwo mające stanowić zalążek przyszłej wolnej Polski. W pewnym
momencie usłyszał jednak coś, co go zastanowiło.
- A zatem generała nie ma już w tym
miejscu?
- W Warszawie od wojny minęło ledwie
ćwierć wieku – odparła, zawieszając głos. – Tutaj czas biegnie nieco inaczej…
Dzień stoi w miejscu, a my odczuwamy jego upływ subiektywnie. Generał zaś
doszedł w pewnym momencie do wniosku, że nie wszystkie jego idee były słuszne.
Odszedł.
- Dokąd?
- Nie mam pojęcia. Nie zgadzał się z
polityką sztabu, uznał, że dalsza walka o niepodległość była błędna.
- A zatem nawet on stwierdził, że
wasze idee są błędne.
- Nie, wycofał się, pozostawiając
pole do decyzji swym następcom.
W ten sposób dowiedział się, że
generał Mrok został pozbawiony władzy. Potem odkrył, że mieszkańcy kompleksu
wcale nie kontrolują zony i zachodzących tu zjawisk, a budowany przez niego
obraz przeciwnika, który korzystając ze swej władzy zsyła plagi na ludzi w
Warszawie, posyłając hordy Polaków, a którego Zachert nazywał bogiem, runął.
- Wytłumaczę wam to tak jak
wytłumaczono mnie – powiedziała. – Zrozumiałam, choć nie jestem fizykiem – z
kieszeni wyjęła kartkę, na której narysowała ołówkiem kopiowym dwa trójkąty
stykające się wierzchołkami. – Wyobraźcie sobie to jako trójwymiarowe bryły, to
są właśnie stożki czasoprzestrzenne. My jesteśmy w punkcie zetknięcia, zwanym
punktem zero. W klasycznym modelu teorii względności, odrzuconym przez
dialektykę łysenkowskiej nauki, za nami znajduje się przeszłość, przed nami
przyszłość. Dowolny punkt obu tych stożków może zostać ze sobą połączony. Jak
jednak wiemy teoria względności jest w pewnej mierze błędna, dowiodły tego łysenkowskie
paradygmaty, wycieramy więc stożek znajdujący się za nami, przeszłość wbrew
temu co twierdzili fizycy jest na razie nienaruszalna. Mamy jedynie
teraźniejszość i zachodzące dylatacje. Jest wiele stożków przyszłości, stykają
się w punkcie zerowym, czas biegnie w nich zupełnie inaczej, przestrzeń zmienia
się w miejscach, gdzie dochodzi do interakcji, gdzie nakładają się na siebie,
zajmując te same hiperpozycje. Powstają zamknięte krzywe czasopodobne,
prowadząc swymi krętymi ścieżkami do tego miejsca. Chcąc tu trafić można
wędrować przez kilkadziesiąt lat, trafiając do płaszczyzn położonych w
odległych stożkach, można podążyć skróconą drogą, jak ja to uczyniłam. Wzajemne
interakcje płaszczyzn czasem manifestują się jako zmienne, czasem przybierają
inne postacie. Nasza percepcja je interpretuje jako, jak opowiadaliście ciemne
wstęgi, bądź zapadającą noc. Nasze stożki łączące się w tym punkcie zerowym nie
reagują tak gwałtownie, jak stożki z innej czasoprzestrzeni nakładające się na
siebie, tworzące zjawisko podobne do tego, jakie spotkaliście przy cmentarzu.
- Nic nie rozumiem.
- Mogliście wcale tu nie trafić,
mogliście przepaść z Zachertem w innej płaszczyźnie czasoprzestrzeni, mogliście
trafić na płaszczyznę gdzie w dawnej papierni zamieszkują kanibale, upadli po
zniszczeniu cywilizacji, mogliście znaleźć się w Powsinie opanowanym przez
wielkie potwory. Zamiast tego trafiliście na Czarną.
- To wszystko istnieje równolegle?
- Nie ma czegoś takiego jak istnienie
równoległe. To po prostu różne płaszczyzny. Za murem nierzadko pojawiają się
przybysze z tamtych rzeczywistości. Tu jest punkt zerowy dla tych układów
odniesienia, inne reagują gwałtownie, gdy manifestują się w płaszczyźnie
powiązanych stożków.
- Dlaczego tu jest punkt zerowy?
- Nie mam pojęcia – przyznała. – Ale
wewnątrz obszaru znanego wam jako zona, jest nieskończona liczba płaszczyzn.
Wszystkie prowadzą do wewnątrz. Na zewnątrz prowadzi tylko jedna znana nam
droga, wiodąca do Warszawy. Ta którą ja przybyłam.
- To znaczy?
- Tunelem metra oczywiście –
wyjaśniła. – Zachert był niebezpiecznie blisko prawdy, ze swoimi teoriami, o
których mówiliście.
Nie mógł sobie przypomnieć kiedy jej
o tym opowiadał. Dni zlewały mu się powoli w jeden.
Nie potrafił powiedzieć, ile czasu
tu spędził. Odzyskał już sprawność i wyzdrowiał, wciąż jednak nie opuścił
szpitala. Nadal rozmawiał z Budzyńską, której sam nie wiedział kiedy
opowiedział wiele o sobie i o wyprawie, jaką odbyli przez zonę.
- Tego nie zauważyliśmy –
powiedziała zafrasowana. – Aktywność w zonach jest powiązana? To zaskakujące,
nic dziwnego, że wiązał to z nami, skoro w tej zonie nic się nie dzieje.
Wniosek wyciągnął wręcz modelowo, sama nie uczyniłabym inaczej.
- To znaczy, że to nie wy za tym
stoicie?
- Nie – odparła, a on z zaskoczeniem
stwierdził, że jego zdaniem nie kłamie. Zaczynał jej powoli ufać. – Nie
panujemy nad zonami ani nad ich mocami. Nie kontrolujemy ich.
- W takim razie, kto wzniósł barierę
wokół południowych Dzikich Pól?
- Nie wiemy – przyznała. – Ale mamy
taką teorię, że my.
- Wy?
- W zonach czas biegnie inaczej, to
już wiecie, sami przeszliście przez wiele stożków czasoprzestrzennych z
nakładającymi się na siebie przestrzeniami i z biegnącym inaczej czasem. Tu nie
biegnie wcale, co w konsekwencji daje nam więcej czasu percepcyjnego na rozwój.
Mówiłam, że nie da się poruszać we wstecznym stożku? Zakładamy, że kiedyś
opanujemy tę sztukę i odetniemy się z przyszłości barierą od przeszłości, by
zapewnić sobie bezpieczeństwo. Lecz to jedynie jedna z teorii.
- Czyli inne zony…
- Zachert miał rację – powiedziała
zatroskana. – Jeżeli, jak mówił, są powiązane, aktywność tworów narasta, a ze
środka wypadają kolejne generacje tworów powstałych w następnych pokoleniach
rodzących się w przyśpieszonym upływie czasu… Aż nasuwa się wniosek, że w ten
sposób bada się nasze działania, testuje nas szykując się na najbardziej
efektywny sposób ataku. Ale to nie my.
- W takim razie kto?
- Nie mam pojęcia – odparła wyraźnie
zaniepokojona.
- Tamte zony są inne – mówił fizyk
analizujący relację Waltera, do którego przyprowadziła go Budzyńska. Zjechali
do podziemnej części kompleksu, gdzie znajdowały się Instytuty Naukowe. Fizycy
wysłuchali go osobiście, zwracając szczególną uwagę na to, co usłyszał od
Zacherta, mimo iż uprzedził ich, że mógł nimi manipulować także w tym wypadku.
- Miejsce gdzie jesteśmy stanowi
wspólny punkt dla nieskończonej liczby płaszczyzn czasoprzestrzennych – mówił
inny fizyk. – Wszystkie zamknięte są w granicach zony, nakładając się na siebie
wzajemnie, z zachodzącą nieskończoną liczbą możliwości wydarzeń. To znaczy, że
użycie bomby atomowej niszczy NZS tylko na jednej z płaszczyzn, na innej wciąż
istnieje i można tam dotrzeć. Poza zoną jest stożek czasoprzestrzenny, gdzie
fizyka pozostała bez zmian, z punktem zerowym łączy go tunel czasoprzestrzenny,
który w naszym wypadku przybrał postać rzeczywistego tunelu metra. Nie wiemy
jak do tego doszło, zapewne kapitan Budzyńska wspominała, że mamy wiele różnych
teorii. Ale inne zony… Zachert was nie okłamał. Przeprowadziliśmy symulacje pod
kątem identycznym do tego o jakim mówił. Miał rację. Aktywność wszystkich zon
jest powiązana. Manifestacje aktywności są połączone, mogą następować wspólnie,
lub kolejno w innych zonach, pojawiają się następne generacje tworów, lepiej
przystosowane do walki, jakby zmieniano taktykę. Niestety nie wiemy wiele o nich
wiemy, nasza nauka podążała w kierunku wytyczonym przez generała Mrok, mającym
na celu wyzwolenie Polski. Stąd nie da się ich badać, bo wchodząc od środka
trafiamy w inne płaszczyzny czasoprzestrzeni. Jednak może trzeba będzie zmienić
priorytety, skoro tam się tyle dzieje, coś jest w tamtych zonach i wyraźnie
staje się coraz bardziej aktywne.
- Jako żołnierz powiedziałbym, że
szykuje się wyraźnie do bardzo wrogich działań. Do zwycięskiego przemarszu.
- Jako naukowiec dopuszczę inną
możliwość. Macie jakieś pytania?
- Tylko jedno. Dlaczego mówicie na
to „coś”?
- Nie mamy dobrej nazwy. Może
inaczej nie da się nazwać tego co spadło z nieba i zmieniło nasz świat. Co
prosty lud zwie powszechnie Mrokiem, a my czasem mówimy o tym, jako o ciemnej
materii. Kłóci się całkowicie z zasadami stałych i niestałych. Nie odbija i nie
emituje promieniowania elektromagnetycznego, lecz wysyła własne ciemne
promieniowanie i zmienia nasz świat. Nie tylko swą obecnością lecz również tym,
co uczyniło fizyce. Zmieniło ją całkowicie.
- Mówicie o zmiennych? Obszarach
innej stałej fizyki?
- Nie do końca. Widzicie, też tak
początkowo sądziliśmy, że są obszarami gdzie zaczynają obowiązywać inne
wartości, co było logiczne, gdyż wystarczyło, że na takim obszarze zacznie
obowiązywać na przykład inna liczba fundamentalna niż stała Plancka, a zmieni
się współczynnik odbicia fotonów, co sprawi, że promień światła zachowa się
inaczej niż w naszym obszarze. To akurat fizyka rozumie. Nie mogliśmy pojąć,
dlaczego stałe okazują się niestałe.
- I do jakich wniosków doszliście?
-
Nie wiemy co uczyniło światu coś znane przez was jako Mrok. Co, spadając
nam na głowy wybiło dziurę w hiperpowierzchni czasoprzestrzennej sprawiając, że
zasady przestały całkowicie obowiązywać. Stworzyło punkt zerowy, z którego
dosłownie eksplodowała nieskończona ilość stożków czasoprzestrzennych,
zamkniętych na ciasnym obszarze o ograniczonej powierzchni.
- Zatem nie wiecie?
- Nie. Być może odpowiedź mamy od
początku przed oczami, lecz nikt jej nie dostrzega. Implozja ciemnej materii
rozpoczęła ewolucję fundamentalnych zasad. Dlatego tak ją określamy, nie wiemy
czym tak naprawdę jest.
- Jeżeli tu jest punkt zero, to co z
innymi zonami? – zapytał Walter. – Tam nie ma bariery granicznej, zamykającej w
naszej hiperprzestrzeni stożki. One się rozrastają. Są wyraźnie nam wrogie.
- Na chwilę obecną nie możemy
niczego wykluczyć. Może tam też są takie kompleksy.
- To coś wyraźnie dość agresywnie
bada możliwości jej obrony. Które stają się coraz bardziej nikłe. Potraficie
odpowiedzieć co to jest?
- Nie mam pojęcia. Ale nie
dostrzegam w tym żadnej logiki. W każdym razie nam znanej.
- A zatem miałem bardzo dużo
szczęścia, że mnie znaleźliście? – zapytał, gdy już uświadomił sobie, że w
centrum zony nie kryje się wszechpotężny bóg, lecz zwykli ludzie pełni
szalonych idei.
- Tak – odpowiedziała szczerze. –
Wiedzieliśmy, że Zachert był groźny i niebezpieczny. Nie ufał nikomu,
odpowiadał bezpośrednio przed Sierowem, na szczęście GRU przegapiło agenta,
jakiego nasz Zarząd II WSI zdołał umieścić wewnątrz, udającego radzieckiego
oficera i wiernego komunistę w trzecim pokoleniu.
- Mianowicie?
- Mnie – uśmiechnęła się nieskromnie
– Pomińmy tu szczegóły tej maskirowki. Zachert był sprytniejszy, wiedziałam że
coś knuje, lecz o tym, że specnaz pobrał dwie kieszonkowe bomby atomowe
dowiedziałam się dopiero po waszym wyruszeniu. Złożył się na to cały ciąg
zdarzeń losowych. Zapomnieliśmy niestety o kopii planów w dawnych archiwum w
Pułtusku, gdy usuwaliśmy informacje o głównej linii metra wiodącej na południe
ze wszelkich archiwów. Obawialiśmy się, że może coś znaleźć, więc dwaj
stalkerzy, którzy z nim wędrowali zostali odpowiednio zmotywowani aby się go
pozbyć. Dalej znacie już tę historię, tak naprawdę najbardziej zelektryzowała
mnie wiadomość, że na czarnym rynku pojawiły się artefakty z Powsina. Zachert
dotarł do Rudego pierwszy, pozostała nam tylko próba zabójstwa po drodze, pod
pretekstem stalkerskich rozliczeń…
- Zachert usiłował uśpić moją
czujność mówiąc, iż zabójcy byli stalkerami.
- W rzeczywistości zabiliście
naszych ludzi.
- Nie mam wyrzutów sumienia.
- Niektórzy was za to winią, ale
jakoś sobie z tym poradzimy. Nikt z nas nie pamiętał o tym drugim
niedokończonym tunelu metra, odciętym od strony Mokotowa lata temu, kiedy
doprowadziliśmy do jego zawalenia. Czystą koincydencją było, że Rudy go odkrył,
gdy usłyszałam o znalezisku z Powsina, dla mnie także stało się jasne, że był w
zonie, na jednej z płaszczyzn. Rzut oka na plany wystarczył, by uświadomić sobie,
że oznaczono na nich drugą niedokończoną linię. Właściwy tunel biegnie
równolegle, a wyjście z niego znajduje się na terenie Warszawy i jest pilnie
strzeżone. Nie trafi tam nikt przypadkowy.
- Słyszałem ten wasz tunel. Gdy
złapał nas ten twór, zdawało mi się, że słyszę przejeżdżające metro.
- To możliwe, przebiega tuż obok,
informacja o jego skończeniu tuż przed wojną pozostała tajna i niewielu o nim
wiedziało. Jeśli ktoś mógł odkryć tę tajemnicę to był to Zachert, wiedziałam,
że jest zdeterminowany, jednak informacja przesłana z Moskwy do warszawskiego
GRU na temat dwóch bomb przyprawiła mnie o panikę. Początkowo lekceważono w
kompleksie tę informację, lecz zarejestrowany wybuch nieopodal tej przestrzeni
sprawił, że wzięto go na poważnie. Przygotowano ekspedycję wojskową w celu
odnalezienia płaszczyzny, na której mogliście przebywać, jest ich nieskończona
liczba, potrafimy trafić jedynie do tych, które już odwiedziliśmy, lecz nowe
otwierają się przed nami zupełnie losowo.
- Może Generał Mrok potrafi trafiać
tam, gdzie chce.
- Słucham?
- Czarna o nim wiedziała.
- Generał Mrok potrafił wiele
rzeczy. Zanim odszedł był w wielu miejscach. Jak myślicie, gdzie zrekrutował
społeczność kompleksu? W nieskończonej liczbie płaszczyzn. Ale zawsze wracał z
nich do punktu zerowego. My nie mieliśmy sposobu, by trafić do miejsca, gdzie
byliście, na szczęście sprawy w swoje ręce wzięła ona. Tak was znaleźliśmy, gdy
zobaczyliśmy, że granica zaczęła się przesuwać.
- Ta mroczna wstęga? Kim jest ona?
- Nie mamy pojęcia – przyznała
szczerze. – To twór, żyjący pośród niestałej fizyki. Manifestuje się w wielu
zonach i na rubieżach, zbieraliśmy o niej
raporty z terenu całego kraju, pojawia się w sposób całkowicie
chaotyczny i nieprzewidywalny. Stalkerzy zaczęli zwać ją Ciemną Panią.
Zazwyczaj występuje w rejonach niestabilnej fizyki i rosnącej aktywności zony.
Nie mamy pojęcia dlaczego was oszczędziła. Zabija prawie wszystkich bez
wyjątku.
- Ona jest kimś więcej – powiedział.
– Ma jakiś cel. I czegoś chce ode mnie. Jest wyraźnie czymś innym niż to, co Czarna
zwała Mrokiem, co zaraziło Zacherta.
- Nie wiem kim ona jest. Gdy
przybyliśmy w ślad za przesuniętą aktywnością, tamto miejsce znajdowało się już
na rubieży naszego obszaru. Znaleźliśmy trupy i was. Zorientowaliśmy się, że
żyjecie i musieliśmy uciekać, bo aktywność przesuwała się w naszym kierunku, a
nie byliśmy pewni, czy nie spotkamy się z tym tworem. O ile punkt zero jest
ściśle zdefiniowany, jego granice poza obrębem muru są mocno płynne. Nasi
ludzie nie zdołali nawet zabrać waszego sprzętu, szkoda że nie wiedzieliśmy
wówczas, że gdzieś tam leży bomba atomowa, lecz cóż… Potem posłano do Warszawy
po mnie, aby uzyskać jakieś wyjaśnienia. W dużej mierze poznałam odpowiedź
dzięki temu co mówiliście, gdy byliście nieprzytomni, no i jasne było, że
zabiliście Zacherta. Gdyby odpalił tu bombę zniszczyłby kompleks.
Może szkoda, że mu się nie udało,
pomyślał Walter. Gdyby nie to wszystko, Nadia i pozostali wciąż by żyli. Gdyby
nie szalone ideologie zamknięte w rozgrywkach na poszczególnych płaszczyznach,
gdzie podobnie jak w dwóch powiązanych ze sobą stożkach odtwarzano fikcje
narodowe, realizując różne wizje Polski.
- W imieniu PRL raz jeszcze wam
dziękuję – powiedziała Budzyńska. – Muszę wracać do Warszawy. Spędziłam z wami
prawie miesiąc, muszę pamiętać, że minęło tam zaledwie kilka godzin.
- Spotkamy się jeszcze?
- Też bym tego chciała. Ale czas
płynie dla nas zupełnie inaczej, sprowadzono mnie tu wyłącznie dlatego, że
uznano, iż będę osobą, z którą możecie chcieć rozmawiać. Jestem czynnym agentem
i moje pobyty tutaj wiązać się mogą z dekonspiracją. Kiedy stąd wyjdę, czas
popłynie dla mnie normalnie, a tu wciąż nie będzie istniał. Nie będzie biegł
dla nas równolegle. To sprawi, że postarzeję się w stosunku do was.
- A co ze mną?
- Zostaniecie tutaj. Już nigdy nie
wrócicie do Warszawy, ale myślę że znajdziemy tu dla was zajęcie. Chyba teraz
tego już chcecie, prawda?
- Tak – skłamał. – Chciałbym tu
pozostać.
- Czasem jednak będziemy się
spotykać – powiedziała. - Tylko wtedy…
- Tak?
- Nie mów do mnie „Nadiu”, jak
ostatniej nocy.
Potem uświadomił sobie, że zapewne w
ten sposób go usidliła i złamała. Nie mógł uwierzyć w szczerość jej uczuć i
intencji, nie po tym wszystkim co przeszedł. Nie potrafił zapomnieć o tym co
przeżył, a gdzieś w środku wciąż tliło się poczucie straty, którego nie mogła
zagłuszyć świadomość zabicia Suworowa i Zacherta.
Przez kolejne upływające miesiące
pojawiała się czasem w jego nowym mieszkaniu, położonym w podziemnej części
kompleksu. Wciąż nie przyzwyczaił się do wiecznego dnia panującego na zewnątrz,
w tajemniczy sposób zatrzymanego o jednej godzinie, mimo iż ludzkie organizmy
odczuwały upływ czasu, lecz pora dnia i rośliny nie podlegały żadnym
przemianom. Zapewne Markiewicz powiedziałaby coś o percepcji, choć Swietłana
opowiadała mu o tym, że strumień czasu nie jest tożsamy ze świadomością
transcendentalną i absolutną, ale on nie słuchał, koncepcje kolejnych filozofów
go nie interesowały. Przynosiła mu informacje z tamtego świata, informując że
został uznany za oficjalnie zaginionego, po śledztwie przeprowadzonym przez
przybyłych z Moskwy oficerów Akwarium. Nie zdołali odnaleźć śladu Zacherta,
mimo iż jego zapiski doprowadziły go do wejścia do tunelu, który został do tego
czasu już zniszczony przez siły kompleksu. Twór pozostał po tamtej stronie i
był pierwszym na co natknęły się oddziały specnazu, doprowadzając do redukcji
stanu osobowego komandosów. Po tym wydarzeniu wezwano Zmechdywizję, która przy
pomocy metanapalmu spaliła wszystko, co napotkała w środku, włącznie ze
znajdującymi się tam ciałami, które jak stwierdzono należeć musiały do wyprawy
Zacherta. Zawalony tunel okazał się prowadzić donikąd. Z powodu tych wydarzeń
przez jakiś czas kompleks był odcięty, równoległej linii nie używano, po czym
Swietłana znowu zaczęła przyjeżdżać wagonikiem metra, zostawiając za sobą rok
1985, wpadając wprost do jego łóżka w roku 1961, gdzie w rzeczywistości jak
obliczył jeden z tutejszych fizyków, gdyby czas biegł normalnie, byłby rok
2015. Tyle godzin nierzeczywistego dnia percepcji tutejszych mieszkańców
upłynąć miało od czasów wybuchu. Czas biegł w obu płaszczyznach nierównomiernie
i z różną prędkością, ale starali się, żeby to, co robili gdy się spotkali,
trwało jak najdłużej. Być może coś do niego czuła, on wciąż jednak nie mógł
zapomnieć o Nadii.
Z czasem pozwolono mu zajmować to co
potrafił najlepiej. Wojsko Polskie kompleksu sprowadzało się raczej do
oddziałów ochrony, z rozbudowaną siatką wywiadowczą i kontrwywiadowczą. Przez
wiele miesięcy czujnie obserwowano go, nie powierzając żadnych odpowiedzialnych
zadań, lecz przeszedł wszystkie próby i testy postaw, co sprawiło, że z czasem
zaczęto powoli mu ufać. Jedynym co
podobało mu się w RP był fakt, że nikt nie oczekiwał od niego codziennej porcji
donosów, choć stosunki ludzkie były dalekie od ideału. Dawano mu wielokrotnie
do zrozumienia skąd przychodzi, iż i że reprezentuje wrogi reżim, a także
pamiętano jak zabił żołnierzy kompleksu posłanych, by wyeliminowali stalkera. Z czasem nieco awansował, poznając
tajniki ochrony kompleksu, choć wciąż nie dopuszczano go do ważniejszych
tajemnic. Dowiedział się, generał Mrok planował niegdyś wykorzystać to miejsce
jako bazę do wyzwolenia LPKRR. Potem jednak porzucił ten zamiar, zamierzając
zignorować istnienie tamtego świata i proponując rozwój społeczności w kierunku
niezależnej egzystencji, lecz jego wychowankowie i uczniowie nie zgodzili się z
nim. Ich nadrzędnym celem pozostawało wciąż odzyskanie LPKRR i pokonanie
Związku i w tym kierunku kierowano rozwój społeczności. Nie dysponując siłami
zbrojnymi, skupiono się na rozwoju naukowym, mającym wytworzyć wynalazki mogące
pokonać przeciwnika. Na podstawie technologii skradzionych imperialistom
rozwijano mózgi elektronowe, a także broń energetyczną, którą reprezentowały
niektóre wieże otaczające kompleks, mogące strzelać skoncentrowanymi wiązkami.
Badano także technologie z przyszłych czasoprzestrzennie płaszczyzn, z których
przybysze czasem pojawiali się za murem, kończąc w zdumieniu swe wędrówki do
serca zony. Ze swej strony kompleks nie prowadził zbyt aktywnych badań obszaru
poza swą sferą. Wysyłano jedynie okresowe wyprawy w poszukiwaniu rekrutów,
nierzadko zakończone niepowodzeniem, gdy trafiano na płaszczyzny, w których
zmienna fizyka sprawiała, iż ludzie nie przetrwali wojny, a dominującą formą
życia stali się Polacy. O ile Walter się zorientował rekrutację prowadzono w
dwójnasób, spośród ludzi takich jak on, wychowanych w LPKRR oraz na stykających
się z punktem zerowym płaszczyznach. Kompleks powoli szykował się na wojnę, miał
nieskończenie dużo czasu, a wzywający do opamiętania generał Mrok zniknął.
Wciąż pozostawał jednak bohaterem, który ocalił Polskę i wskazał ludziom drogę.
Walter zaintrygowany usiłował
pewnego razu dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczym generale, który został
odsunięty od władzy przez swych radykalnych zwolenników, gdy usiłował
przeorientować ośrodek na badanie zagadki stożków i zaprzestać prowadzenia
tajnej wojny. Nikt jednak nie potrafił powiedzieć mu co się z nim stało, a jego
zniknięcie pozostawało zagadką. Niektórzy uważali, że maczała w tym palce
Dwójka, oddział drugi WSI, choć Budzyńska niechętnie przyznawała, że był to dla
nich powód największego niepokoju. Generał zniknął z zamkniętego pomieszczenia
willi, w której zapewniono mu doskonałe warunki egzystowania, nie mogąc
pozwolić by po przejęciu władzy, wpadł ze swą wiedzą w czyjeś ręce. I bez tego
generał Mrok jawił mu się jako postać bez mała mityczna . Odkrywszy ze
zdumieniem po upadku bomb, że Królewska Góra przetrwała atak, zaś na drugim krańcu
linii metra znajduje się zepchnięta w podziemie Warszawa, kryjąca się przed
zimą nuklearnego świata, zebrał garstkę wiernych i pchnął ją do wyzwolenia
szeregu willi z rąk wiernych siłom ZSRR oraz przewodniczącemu. Zmienił
następnie kompleks w swą bazę, planując poprowadzić stąd zwycięską rewolucję. Z
czasem zmodyfikować musiał założenia, gdy odkrył, iż otaczają go rozmaite
płaszczyzny, z których po okresie ewolucji adaptywnej wkraczać do kompleksu
usiłowały dziwne twory. Królewska Góra stała się wówczas placówką
naukowo-wojskową, otoczono ją murem, zaczęto bronić i jednocześnie prowadzić
badania, mające na celu wygranie przyszłej wojny.
- Wyobraźcie sobie ten dzień –
mówiono Walterowi.- Polska powstanie, przez tunel pójdzie zwycięska rewolucja,
która zrzuci jarzmo. Po raz pierwszy w dziejach dysponować będziemy bronią
dającą nam przewagę militarną.
Na razie jednak Królewska Góra kryła
się w centrum zony, a do tajemnicy w świecie zewnętrznym dopuszczono niewielu.
WSI prowadziło aktywne działania wywiadowcze, umieszczając swych agentów w
miejscach pozwalających na sprawowanie kontroli nad sytuacją, usiłując wpływać
na bieg wydarzeń i maskując wszelkie działania kompleksu. Ruch między LPKRR a
Królewską Górą praktycznie nie istniał i był ściśle regulowany, jedynie kilka
osób takich jak Budzyńska mogło się tamtędy przemieszczać.
Z czasem poznał przeznaczenie
tajemniczych wież otaczających mur. Miały one za zadanie powstrzymywać twory
przechodzące tu z różnych płaszczyzn, emitując fale niepozwalające im na zbliżenie
się. Była to metoda skuteczna, a przy tym nie zmuszała do walki z krążącymi
wokół hordami Polaków i nie wykrwawiała żołnierzy w kolejnych starciach. Gdyby
LPKRR dysponowało takim wynalazkiem wielu spośród towarzyszy Waltera wciąż by
żyło. Wspomniał o tym kiedyś Budzyńskiej, tylko po to by zostać sprowadzonym na
ziemię.
- Nie ma takiej możliwości –
powiedziała. – Pomijając wszelkie względy naszej działalności, nie mogą nigdy
wpaść na trop takiego odkrycia. Między innymi dlatego sabotujemy i ograniczamy
badania prowadzone w LAN w pewnych kierunkach.
- Ale wtedy można byłoby zamknąć
zonę siecią wież. Nikt nie musiałby ginąć.
- Rzucono by te siły na front walki
z imperialistami. Dopóki Związek ma skrępowane ręce na własnym terytorium, nie
może przeprowadzić ostatecznej ofensywy, tocząc wojnę wewnętrzną. Wiecie co
stało się na początku roku? Udało im się przerwać front antarktyczny,
przygotowują się do rozbicia rakietami wodorowymi powłoki lodowej. Beria i jego
generalicja mają nadzieję, że gwałtowna zmiana klimatu i powodzie zniszczą
zasoby Imperialistów, uniemożliwiając działanie cyberurządzeń.
Z tego co zauważył obficie
korzystano tu z tej technologii, opierając na jej działaniu wieże
odstraszające. Jak wytłumaczono mu ich podstawowym minusem była ta sama
słabość, która dopadała broń imperialistów. W silnie zjonizowanym powietrzu
oraz w napromieniowanej przestrzeni zony nie były w stanie działać. Centrum
południowych Dzikich Pól zatrzymało się w czasie, jakby ruch obrotowy ziemi
przestał istnieć, choć wszelkie znane stałe fizyczne pozostały bez zmian,
niczym wewnątrz tornada. Tu analogia Grzegorzewskiego okazała się celna. Wciąż
jednak zagadką pozostawała natura tego zjawiska, bowiem fakt istnienia poza
czasem kompleksu pozostawał tajemnicą nawet dla tutejszych naukowców. Istnienie
bariery ochronnej w postaci czerwonej mgły oraz tunelu czasoprzestrzennego
mogli tłumaczyć sobie jedynie domniemaniem przekazanym wcześniej przez
Budzyńską. Punkt zerowy został ochroniony poprzez cofnięcie się w jego własnym
stożku świetlnym i wprowadzenie zabezpieczeń umożliwiających jego rozwój.
Teoria tych, którzy przyszli później cieszyła się tu szerokim uznaniem. Ale jak
konstatował Walter, tutejsi naukowcy wyraźnie pojmowali z zasad niestałej
fizyki niewiele więcej niż naukowcy w LAN usiłujący rozgryźć reguły rządzące
zoną. Nie tylko zresztą fizycy, w czym utwierdzał się gdy zapraszali go na
kolejne przesłuchania. Od czasu, gdy dołączył do sił ochronnych kompleksu zwano
je rozmowami. Blokowano jego prośbę o przydzielenie do ekspedycji na inne
płaszczyzny, uznając wciąż, iż jego wiedza jest zbyt cenna. Przynajmniej
takiego wyjaśnienia mu udzielano, ukrywając przed nim jak sądził fakt, iż
dwójka wciąż nie ma do niego zaufania.
- Do niedawna sądziliśmy, że Polacy
w zonie podlegają prawom naturalnego przyśpieszonego rozwoju, w swym stożku
akcelerowanego czasu, a adaptują się pokoleniowo do warunków środowiskowych.
Kolejne generacje stają się więc coraz lepiej przystosowane do egzystowania na
rubieży i jednocześnie do walki z ludźmi – powiedział jeden z naukowców. – Ale
po waszych wiadomościach przyjrzeliśmy się sprawie bliżej. Dlatego dzisiaj
porozmawiamy o rodzajach Polaków, na które się natknęliście.
- Macie przecież dostęp do danych
LAN i danych wojskowych – wzruszył ramionami. – Nie powiem wam niczego innego.
- Proszę zrozumieć – usłyszał w
odpowiedzi. – Dzięki wam uświadomiliśmy sobie fundamentalną różnicę pomiędzy
płaszczyznami naszej zony a pozostałymi. Na naszych płaszczyznach pojawiają się
podobne twory, lecz nie są aż tak drapieżne, ich agresja jest typowo zwierzęca,
wzrasta, kiedy są głodne, lub walczą o przetrwanie. Tamte twory, ukierunkowane
na ekspansję terytorialną, ciągle się przystosowują.
- Więc?
- W LPKRR nikt tego jeszcze nie
zauważył, nie mają możliwości porównania z naszymi danymi. W naszych
płaszczyznach zidentyfikowaliśmy kilkaset rozmaitych wariacji gatunkowych, ale
jak wynika z danych LAN naliczono już ponad 1150 podgatunków, zmieniających swe
cechy. Zgodnie z zasadami łysenkizmu, każde zwierzę, które nie osiągnęło
granicy swego rozwoju, rozwija często używany narząd, zanika zaś mu nieużywany.
Twory w stożkach przyległych do naszego punktu ewoluują dokładnie w myśl tej
zasady. Tamte wykształcają głównie w procesie adaptywnej ewolucji cechy
ofensywne.
- Ponieważ walczą z ludźmi?
- Nawet ekstrapolując ich rozwój
zgodnie z niebywałą agresją, nie powinny dysponować takim cechami. Stąd
wyciągamy jeden możliwy wniosek. Ich ewolucja została ukierunkowana i stworzona
sztucznie.
- Jak wasza zona?
- Jak nasza zona. Jak biony
stworzone w Płaszczyźnie-143, mające być wierzchowcami dla kawalerii NSZ.
Afiliowane przez jeźdźców. Dość ciekawe rozwiązanie, uczynili to intuicyjnie,
nie dysponując metodą naukową. Warto by
się nad tym skupić w następnej kolejności.
- Czemu nie teraz?
- Nasze wysiłki idą przede wszystkim
na pokonanie Związku, a nie walkę z Polakami.
Nie wiedział ile spędził tu już
czasu, czy liczyć trwający dzień w latach, czy w miesiącach. Podobny problem
mieli tutejsi mieszkańcy, nawet ci, którzy pamiętali jeszcze zwycięską walkę
generała Mrok, choć niewiele ich tu zostało. Czas stał w miejscu, w stosunku do
LKPRR, gdzie czasem zwalniał, a czasem przyśpieszał, jedynie wchodząc do tunelu
z tamtej strony można było być pewnym, że na zewnątrz spowolni swój bieg. Powodów
tej dylatacji nie zdołano dotąd wyjaśnić. Korzystała z tego Swietłana,
pojawiając się w kompleksie dość często i pozwalając sobie na chwile
zapomnienia z jego udziałem. Podejrzewał, że przygoda która ich połączyła, w
jej wypadku przerodziła się w trwałe uczucie, nawet jeśli nie chciała tego
przyznać. On nie był w stanie zrzucić skorupy powstałej w nim po śmierci Nadii,
odkrywając dopiero po fakcie, że ich dziwaczne stosunki bazowały na uczuciu.
Starał się jednak nie dać po sobie niczego poznać. Śmierć Zacherta i Suworowa
nie zdołały stłumić jego gniewu. Rozpalał się on często, gdy spoglądał na
skrytą bezpiecznie w cieniu wież Rzeczpospolitą, dysponującą wynalazkami
mogącymi ocalić życie mieszkańców Warszawy, do której po raz pierwszy od
kilkunastu lat zdołały wtargnąć twory.
- Przedarły się od strony Targówka –
mówiła Swietłana. – Pojawił się nowy rodzaj Polaków, przekopujący się przez
ziemię. Zrobili wyłom w tunelu, jakiś idiota nie sprawdził grodzi od strony
miasta. Zanim udało się je naprawić zginęło tam wielu żołnierzy, twory okazały
się odporne na metanapalm, a ich skóra była na tyle twarda, że kałasznikowy nie
mogły jej przebić. Ten dzielny kapitan jest teraz na ustach wszystkich, oddał
swe życie za mieszkańców miasta, walcząc do końca.
- Jak jego nazwisko?
- Arkuszyn.
Po chwili Walter wybuchnął.
- Gdyby mieli wasze odstraszacze,
broń energetyczną…
- Uspokój się. Wiesz, że to
niemożliwe, aby dać im nasze wynalazki.
- To nie jest niemożliwe, to po
prostu… - lecz uciszył się. Miał dość już ludzi odpowiadających za śmierć
kolejnych osób, które znał. Skrytych bezpiecznie za murami, czekających aż
przeciwnik wykrwawi się w wojnie, by wówczas rzucić go na kolana. Jednak
wskutek tego wszystkiego ginęli zwykli mieszkańcy Warszawy i żołnierze, będący
jego przyjaciółmi.
Zostawiła go zatroskana jego stanem.
Nie wiedziała, że w jego głowie zaczęły krystalizować się pewne myśli. Śmierć
Arkuszyna przelała w nim czarę.
Kiedy obudził się pewnej nocy podjął
decyzję.
SPIS TREŚCI
>> Rozdział 28