STACJA UNII LUBELSKIEJ
<< ISS "Deep Space"
Gerber odruchowo padł na ziemię, wyciągając karabin.
Najbliższe schronienie dawał mu budynek tuż przed nim, za którym znajdowało się
wejście na stację. Nieopodal niego kroczył PT-81, którego wieżyczka właśnie
obracała się w kierunku platformy prowadzącej w dół, gdzie specnaz otworzył
ogień. T-87 zaczynał zawracać, nieco dalej mógł dostrzec dwa wozy bojowe,
podobną ilość miał za sobą. Pół sekundy zajęła mu ocena sytuacji. Wciąż nie był
w stanie stwierdzić do kogo specnaz zaczął strzelać, lecz rząd bojowców w
pancerzach bojowych pruł z ciężkich karabinów maszynowych. Wówczas dostrzegł
błysk w budynku położonym za wejściem i zjazdem w dół, gdzie o ile pamiętał
mieściła się kiedyś stanica stalkerska. Tam ukrył się wróg, nie miał jednak
szansy ostrzec pozostałych, słuchafon pozostał w wozie bojowym za jego plecami,
wątpił także, aby ktoś go usłyszał w zgiełku bitewnym. Przekręcił się by dać
znak rękę i pokazać swoim ludziom co mają czynić, chcąc by BWP puścił serię,
zaś tuż przed nim do strzału złożył się Naperty, zamierzając zdjąć przeciwnika
na piętrze. Wówczas został nagle odrzucony do tyłu, gdy jego hełm przebił
pocisk. Gerber nie usłyszał strzału, wszystko stłumił terkot CKMów i warkot
tanków. PT ruszył właśnie w stronę wejścia, podczas gdy T-87 oddalał się od
niego. Maksym na razie miał własne problemy.
- Snajper! - zawołał podrywając się i dając znak
pozostałym. Skurwysyn,to właśnie on musiał ukryć się w wysokim budynku na
wprost, bowiem z tego kierunku nadleciał pocisk, który zabił Napertego.
Strzelec był niewiarygodnie sprawny i szybki mimo odległości oraz panującej
ciemności, nim Gerber zdążył się odwrócić zdążył zabić kolejnego zwiadowcę, a
chwilę później Havlicka, który krył się za kamieniem na lewo, usiłując
namierzyć wroga. Maksym nie zastanawiał się, odwrócił się i popędził w kierunku
BWP, jadącego w jego stronę. Obok niego padł kolejny żołnierz. Pojazd
wyhamował, a zza niego wychylił się Szujski, najwyraźniej zdoławszy namierzyć
wrogiego strzelca, wycelował SWD ponad głową Gerbera. Wrogi snajper znowu
okazał się szybszy, trafiając żołnierza między oczy. Już po mnie, przemknęło
przez myśl Maksyma, gdy uświadomił sobie, że nie ma najmniejszej szansy dotrzeć
pod osłonę wozu i za chwilę zostanie trafiony, jednak wciąż biegł, a strzał nie
nadchodził, choć był w tej chwili jedynym celem w polu widzenia. Pięć pocisków
i pięć trupów, w ciągu niecałych pięciu sekund, przy czym nikt z toczących
walkę przy wejściu na stację jeszcze się nie zorientował. Trzech snajperów
wyeliminowanych nim jeszcze bitwa na dobre się rozpoczęła, ludzi służących pod
jego rozkazami. Poczuł wściekłość i wówczas wóz, do którego biegł nagle
eksplodował. W błysku ognia został podrzucony w górę, a podmuch cisnął Gerberem
do tyłu. Maksym zdołał dostrzec jak pojazd wybucha, po czym spada uderzając o
powierzchnię i koziołkuje mimo swej wielkiej wagi. Ogłuszony widział półmrok
rozświetlony wirującymi płomieniami, gdy wrak przeleciał nieopodal niego,
uderzając w pobliską budowlę. Dostrzegł także pędzącego między zabudowania
kierowcę drugiego z jego wozów, który zdążył w ostatniej chwili, bowiem kolejna
rakieta uderzyła w róg budynku, za który wjechał. Ściana runęła a wraz z nią
spora część piętra, wzrok Gerbera oderwał się od płonącego wozu, który wbił się
w sąsiednią budowlę i go zniszczyła, podążył w kierunku z którego nadleciały
pociski. Dostrzegł nadciągające z tamtej strony ciemne kształty, które odpalały
kolejne rakiety i zrozumiał, że widzi latające cyber maszyny przeciwnika.
Przekręcił głowę w ślad za rakietami i zauważył jak otoczenie placu zmienia się
w fajerwerk.
Wybuch min oślepił Deveraux, która zdążyła
przeładować magazynek i zmienić pozycję. Ostatni z żołnierzy jej uciekł, miał
szczęście, choć widniał już na celowniku, kiedy podpinała nowy magazynek, a
tamten umykał pod osłonę wozu bojowego, który trafiła Maverickiem Furia. Cisza
bojowa ustała, łączność wróciła i słyszała jak Sokoliński krzyczy w słuchawce
do Vasquez:
- Najpierw zdejmuj czołgi!
Jednocześnie dostrzegła jak zza lotniska odpalona
zostaje salwa przez cyberdyny, a lecące w równych liniach pociski z granatników
rozświetlają niebo niczym gwiazdy. Wróg nadjeżdżający z tamtej strony chwilowo
przestał być zagrożeniem, zdjęła trzech snajperów, dwóch żołnierzy, stracili
wóz bojowy, drugi pojazd odjechał. Musiała wrócić do ulicy południowej, gdzie
ukryli się pozostali i przepadł poruszający się niezwykle szybko wrogi
strzelec. Nim jednak zdążyła to uczynić dostrzegła wreszcie do czego strzelają
żołnierze specnazu. Wówczas eksplodowały miny znajdujące się poniżej a wszystko
się zatrzęsło, gdy dwa wozy bojowe podskoczyły, zaś żołnierze wroga, którzy
zdążyli z nich wyskoczyć zostali wyrzuceni w górę i rozerwani na kawałki.
Specnazowcy w pancerzach wywrócili się, lecz wróg nie poniósł zbyt wielkich
strat, bowiem większość wojska pozostała w pojazdach. Wieżyczka pierwszego z
nich właśnie wybuchła, gdy trafiła ją rakieta przeciwpancerna wystrzelona z
budynku na wprost, a chwilę później zaczęły strzelać karabiny SBS i trafiać
żołnierzy usiłujących wyskoczyć z pojazdu. Jednak głównym problemem pozostały
czołgi, T-87 zachwiał się, gdy dostał rakietą wystrzeloną przez Furię, a po
jego powierzchni rozpełzły się płomienie, wydawał się jednak nie naruszony.
- Kurwa! Reaktywny pancerz – usłyszała czyjś głos. W
jego kierunku pomknęły kolejne rakiety, a ukryci w budynkach kolejni żołnierze
zaczęli strzelać do wrogiego wojska. PT-81 uniknął jakimś cudem trafienia,
chwilę wcześniej uruchomił swój potężny miotacz ognia, kierując go w stronę
podestu prowadzącego do wyjścia z metra, gdzie znajdował się wróg, do którego
strzelali żołnierze specnazu. Ci jednak zdążyli się już cofnąć, orientując się,
że inny przeciwnik skrył się w budynkach. Bitwa rozpoczęła się na całego.
Deveraux nie miała czasu wyłuskiwać wrogich snajperów, wycelowała karabin
prawie pionowo w dół i wówczas we framugę koło niej trafiła kula, posyłając
prosto w jej twarz drzazgi, które wbiły się głęboko.
Gerber otrząsnął się i poderwał biegnąc obok
zniszczonych przed chwilą budowli. Ocenił, że mimo wszystko w ten sposób ma
największe szanse. Snajper wciąż go nie zastrzelił, choć musiał być wyraźnie
widoczny na tle płonącego wraku. Dopadł załomu i ślizgiem przypadł do gruzów,
za sobą słysząc wzrastający huk kolejnych wybuchów. Gdy przekręcił się ujrzał
jak jedna z latających maszyn właśnie spada. Specnazowcy okazali się
przygotowani i wystrzelili rakiety Strieła. Mimo krótkiego dystansu nie
wszystkie trafiły. Pozostałe latające pojazdy wykazały się niebywałą
zwrotnością, wręcz stając w miejscu i odlatując w bok. Jeden przemknął tuż
przed jego oczami odpalając świecące błystki, w które trafiła jedna z rakiet, eksplodując nad jego głową. W
tej samej chwili otoczenie wokół T-87 zaczęło eksplodować, po tym jak dostał
kolejnymi rakietami i zachwiał się na swych wielkich nogach. Dostrzegł także
wyrzucanych w górę specnazowców w pancerzach, gdy powierzchni sięgały pociski
nadlatujące z oddali, spadające łukiem, pozostawiające świetlisty ślad. Ujrzał
rozbłyski z budynków otaczających wejście na stację i zrozumiał, że tam
ukrywają się żołnierze wroga, którzy rozstrzeliwali właśnie jego ludzi.
Kaliciński przywiódł ich wprost w zasadzkę, na pole minowe, wokół którego
rozstawili się imperialiści, rozstrzeliwujący jego pluton. Poczuł zimną
wściekłość i pobiegł pośród budynków, okrążając plac w kierunku południa. Po
chwili dostrzegł przedzierający się BWP, którego dowódca najwyraźniej wpadł na
ten sam pomysł. Gdy podbiegł do pojazdu natychmiast w jego stronę skierowały
się lufy żołnierzy biegnących obok w osłonie. Zatrzymał pojazd sygnałem, po
czym zaczął uderzać kolbą w maskę.
- Desant! - wrzasnął. Klapa opadła, w wojsko zaczęło
wyskakiwać ze środka. Gerber w przelocie oceniał sytuację. Byli między
budynkami, lecz wrogie maszyny zapewne wkrótce ich znajdą, dysponowały przecież
termonamierzaniem. Chwilowo powrócić musiały nad pole bitwy, gdy siły
specnazowców zostały przeorane wskutek salwy z granatników posłanej spoza
lotniska. Zaczął wydawać rozkazy.
- Na dach – zawołał do zwiadowców. - Mają jakąś
pierdoloną artylerię na kierunku Dworca Zachodniego. Namierzyć i przekazać
pozycję Dowgille! Wykonać – sam przy okazji chwycił radio i wcisnął przycisk
nadawania. W tej chwili nie miało już znaczenia, czy wróg namierzy transmisję. - Ja Grab,
zgłoś Brzoza!
- Brzoza! - usłyszał po chwili głos Dowgiłły. -
Maksym, co się dzieje? Wszystko stanęło w ogniu!
- Zaraz dostaniesz namiary, zdejmujcie haubicami
artylerię! - zawołał. - Weź mapę, potem wal w Stację Unii Lubelskiej, ładuj po
kolei we wszystkie przyległe budynki!
- Mogę trafić wa…
- Chuj kogo możesz trafić! Rozstrzeliwują nas! I daj
ludzi na podejście ze striełami, oni mają te swoje latające gówna, trzeba je
zdejmować na długi dystans! Bez odbioru! - oddał słuchafon, stwierdzając, iż
nikt inny nie próbuje nadawać. Kaliciński i Afanasjewa wpakowali się wprost w
zasadzkę, zostali przyciśnięci a ich wozy bojowe zapewne były już zniszczone.
On nie zamierzał darować tego skurwysynom, którzy tego dokonali. Zauważył, że
dowódca drużyny coś do niego mówi, lecz nie słuchał. Uciszył go ruchem ręki –
Dowódca wozu, powoli do przodu, nie wychylać się zza budynku, osłona p-lot
obok, drużyny za mną! Ura!
- Ura! - zawołali, ruszając za Maksymem. Nie
zamierzał się cofnąć, nie mógłby nawet tego zrobić. Do tego trzeba było w jego
armii jeszcze większej odwagi, którą miało niewielu, wiedząc czym to się
kończy. Szybko dotarli do wylotu uliczki, prowadzącej wprost na Puławską, on
jednak wskoczył do stojącego tu budynku, polecając by wóz na razie się
zatrzymał. Przeskakując zniszczone okna, wraz ze swoimi ludźmi biegł we wnętrzu
budowli. Wokół wszystko się trzęsło, rozlegał się donośny huk wybuchów i dźwięk
strzałów.
Deveraux przebiegła wzdłuż ściany, nie ryzykując już
wyglądania na południe. Wrogi snajper był dobry, wiedziała że przemieści się w
ślad za nią, miała jednak jeszcze chwilę czasu, nim zajmie pozycję umożliwiającą
jej trafienie. Chcąc go wykryć musiała pozwolić, by znalazł się gdzieś, gdzie
sama będzie mogła go zastrzelić. Wszystko sprowadziło się teraz do tego, żeby
go dopaść i wyeliminować, wraz z tymi, których dostrzegła wcześniej. Oparła się
plecami o ścianę tuż przy oknie, a budynek zadrżał i zachwiał się w posadach,
na nią zaś spadł pył, po czym błyskawicznie wystawiła przez okno lufę.
Poniżej płonął wóz bojowy, który wybuchł przed
chwilą. Ze środka wyskakiwały płonące sylwetki wrogich żołnierzy. Zajęli się
ogniem gdy eksplodowało ogniwo paliwowe. Nie zamierzała skracać ich cierpień,
bardziej interesowali ją ci, którzy wciąż stanowili zagrożenie. Żołnierze w
kamizelkach przegrupowali się, cofając w kierunku najbliższych budynków pod
osłoną specnazowców, którzy strącili właśnie drugiego drona. Sokoliński
wykrzykiwał coś w słuchawce, ignorowała go jednak zupełnie, nie słysząc
własnego wywołania kodowego. W ciągu sekundy zorientowała się w sytuacji
taktycznej na placu. Pancerze bojowe dawały tamtym osłonę, której nie były w
stanie przebić pociski karabinów, z budynków od strony północy pruli do nich
żołnierze SBS oraz marines. Zdawali się nie czynić jednak im większej szkody,
bowiem kule rykoszetowały na ciężkich zbrojach bojowych, zaś działanie te miało
wyraźnie osłonić zadających im większe szkody żołnierzom, którzy posyłali w ich
stronę pociski z granatnika. Największe straty jak dotąd poczyniła im salwa z
moździerzy, którą oddały cyberdyny, teraz zapewne przeładowujące pociski.
Specnaz robił jednak coś dziwnego, żołnierze w pancerzach skryci bezpiecznie za
podestem prowadzącym w dół ku tunelowi nie usiłowali się tam ukryć, strzelali
wciąż w głąb metra powoli się wycofując. Deveraux widziała tam poruszające się
sylwetki wroga, na razie jednak je ignorowała. Pozostali specnazowcy zdązyli
już skryć się za osłonami i przygotowywali kolejne Strieły, usiłując namierzyć
krążące wokół Furie. Te wciąż nie zdołały zniszczyć dwóch czołgów. Mniejszy
przemieszczał się właśnie ku budynkom zajmowanym przez SBS, skończył już używać
miotacza ognia na wyjściu z metra i zapewne to spowodowało odwrót specnazu.
Dowódca czołgu zupełnie słusznie musiał uznać, że większe zagrożenie stanowią
dla niego żołnierze z wyrzutniami rakiet ukryci w budynku, niż to co kryło się
w tunelu, skrytym za ścianą ognia, w kierunku której strzelali cofający się w
szyku specnazowcy. Osłaniali ich pozostali pozostający nieopodal wejścia,
kryjący się za wozem bojowym. Był dziwnie przechylony, dotarło do niej, że
zapewne odstrzelono mu koło, miał otwarte włazy, a znajdujący się w nim
żołnierze zdążyli wyskoczyć i leżeli na ziemi. Część z nich była martwa,
pozostali zostali przyciśnięci ogniem marines. Poniżej strzelali Baumann i
Weyland, z dalszej strony placu Kowalski i jego grupa. Wszędzie leżało coraz więcej
trupów, ludzi którzy zginęli gdy eksplodowały miny. Prawdziwym problemem był
jednak T-87, który kroczył niewzruszony z płonącym pancerzem, posyłając pociski
w najbliższy budynek. Ten zniknął w chmurze kurzu i pyłu, waląc się na ziemię.
Czołg zatrzymał się, po czym zaczął przesuwać swą wieżyczkę. Nim jednak zdążył
wystrzelić z drugiej strony placu nadleciała kolejna rakieta, tym razem okazała
się częściowo skuteczna. Choć eksplozja ponownie zdołała jedynie rozlać się
płomieniem po pancerzu, wieżyczka stanęła w miejscu. Potężne działo nie
wystrzeliło, czy to wskutek uszkodzenia, czy przegrzania. Ulga była jednak
tylko chwilowa, czołg odpalił działka i serie pocisków przecięły przestrzeń nad
ulicą, waląc po fasadzie budynku, z którego wystrzelono pocisk.
- Domaradzki, zajdź go od tyłu! - usłyszała wreszcie
Sokolińskiego. - Zniszczy nas jeśli go nie powstrzymamy!
Była to prawda. Czołg okazał się jak na razie
niepokonany. Deveraux zaczęła już strzelać, lecz jej celem byli specnazowcy.
Zdjęła namiar na głowę jednego z nich, lecz zobaczyła jedynie jak kula
rykoszetuje na pancerzu i zaklęła w myślach. Błyskawicznie poszukała innych
celów, musiała jednak bardziej wychylić się z okna. Po drugiej stronie ulicy
dostrzegła grupujących się żołnierzy, nawoływanych przez kogoś, kto
najwyraźniej był dowódcą. Zauważyła, że była to kobieta, której z głowy spadł
hełm. Momentalnie oddała strzał, jednak tamta poruszyła się i pocisk trafił ją
w ramię. Nie brała poprawki, zdjęła żołnierza stojącego obok, potem podniosła
karabin wyżej i zastrzeliła snajpera, którego dostrzegła w oddali. Miała
jeszcze jeden strzał przed zmianą pozycji, lecz jej uwagę odciągnęła eksplozja
na horyzoncie, w rejonie z którego przybyli. Natychmiast uświadomiła sobie
implikacje tego faktu.
- Tu Dziwka! - wrzasnęła. - Mają artylerię! - cofnęła
się odruchowo do tyłu i w tym samym momencie tuż koło niej przeleciał pocisk.
Momentalnie złożyła się i oddała strzał w kierunku okna, gdzie dostrzegła
rozbłysk wystrzału, lecz trafił w próżnię. Pierdolony gnój, pomyślała z
podziwem, wracając na powrót w miejsce, z którego zaczęła pierwotnie strzelać,
zmieniając przy okazji magazynek. Wrogi snajper był nadzwyczaj dobry, teraz
wiedziała już gdzie się ukrył, problemem był fakt, że tamten również znał jej
położenie.
Gerber zajął pozycję nieopodal ulicy, a jego ludzie
przywarli do okien. Usiłował ocenić sytuację, specnaz był przyciśnięty na
placu, T-87 niszczył kolejny budynek, jednak najwyraźniej nieskutecznie, bowiem
pośród pyłu po drugiej stronie ulicy wciąż widział błyski wystrzałów.
Desantowcy koncentrowali się na środku placu, cofając się z wejścia do metra i
przeładowując broń. Wykorzystały ten fakt latające maszyny przeciwnika, które
spadły lotem koszącym na plac posyłając zabójcze salwy z działek
przeciwlotniczych, zabijając kilku opancerzonych na miejscu, po czym poderwały
się w górę, uciekając przed wystrzelonymi striełami. Tyle jeśli chodzi o
założenie, że nie będą działać w zonie, pomyślał. W tej samej chwili jakaś
rakieta dosięgła PT-81, który właśnie uruchamiał miotacz ognia, kierując
metanapalm w jeden z budynków. Czołg przechylił się i stracił równowagę, po
czym runął na podest wjazdu do metra, gdzie po chwili wybuchł, a w górę wzniósł
się wysoki słup ognia. W rozbłysku Gerber dostrzegł sylwetki wyskakujące z budynku
po drugiej stronie placu i biegnące w kierunku T-87, prującego w parter
okolicznych domostw.
- Agoń! - zawołał, a jego ludzie wychyli się przez
okna i zaczęli strzelać. Przynajmniej to nie różniło się niczym od walki z
Polakami, zdjęli co najmniej trzech, którzy padli na ziemię, choć zajęło to
chwilę, bowiem pociski najwyraźniej nie były w stanie przebić ich kamizelek,
tak jak mówiła to Afanasjewa. Choć strzelało co najmniej tuzin żołnierzy,
jedynie kilku zorientowało się w czym rzecz i zdołało trafić w głowę. Czwartego
zdjął go pojedynczy pocisk, a jakiś znajomy głos zawołał z góry:
- Od okien! - Gerberowi nie trzeba było powtarzać,
rzucił się w tył, w samą porę by uniknąć nadlatujących pocisków z granatników.
Eksplozja odrzuciła, dosięgając części jego ludzi. Poderwał się błyskawicznie,
choć w uszach mu piszczało, odwrócił się, by dostrzec, że zginęło co najmniej
dwóch, a dwóch kolejnych leżało, poruszając się w sposób wyraźnie wskazujący,
że odnieśli rany. Pozostali zdołali odskoczyć. Za plecami poczuł ruch, lecz
okazało się, że był to Domagarow, zbiegający w dół po schodach.
- Skurwiele, mają snajpera! - zawołał. - Dobry jest!
Schował się w budynku po drugiej stronie Puławskiej, nie mogę go dostać!
- Daj mi osłonę! - krzyknął Gerber. - Muszę przenieść
walkę na drugą stronę ulicy, dopóki tank ich zajmuje, nie są w stanie
rozstrzelać naszych przy stacji!
- Przyjął! - krzyknął tamten. - Nie wiem ilu jeszcze
zostało, są przyciśnięci z tyłu na Puławskiej, z przodu specnaz, dopóki tamci
napieprzają nie ruszą się!
- Drużyna, za mną! - krzyknął Gerber, lecz Domagarow
złapał go za ramię.
- Ten snajper może was zdjąć!
- W takim razie go czymś zajmiemy, który to budynek?
- gdy Domagarow mu pokazał, natychmiast posłał jednego z żołnierzy z rozkazem
do BWP, zaś z pozostałymi przeskoczył ponownie do okien. Sanitariusz odciągnął
już rannych, Maksym odetchnął po czym zaczekał aż pośród huku usłyszy
salwę z działka pokładowego, prującego
po górnym piętrze budynku, gdzie był wrogi snajper. Następnie wyskoczył przez
okno i pobiegł przed siebie.
- Ura! - zawołał. T-87 wciąż był nieopodal,
nieznacznie zmieniając pozycję, górne działka mu się przegrzały, teraz strzelał
z dolnych, pozostawiając na fasadzie kolejnego budynku ślady kul, kryjąc go w
pyle. Nawet jeśli nie był w stanie trafić żadnego z wrogów, uniemożliwiał im
jakiekolwiek działanie, nie pozwalając na zbliżenie się do okien, a także
pozbawiając widoczności. Dawał tym samym szansę przyciśniętym specnazowcom i
żołnierzom Drugiej szansę na przegrupowanie. Gerber miał jedynie nadzieję, iż
spośród wojska, które padło na placu są również Kaliciński i Afanasjewsa.
Wprowadzenie wozów i czołgów wprost w zasadzkę wroga na to zasługiwało.
Biegł w stronę budowli, którą tankiści ostrzelali
wcześniej, najwyraźniej jednak nieskutecznie, bowiem wciąż ktoś z niej
strzelał. Kule ciężkiego karabinu maszynowego rykoszetowały od pancerza, zaś
sam fakt strzelania wydawał się totalnie bez sensu. Nie rozważał jednak tego
biegnąc przed siebie, gdy nad nim śmigały pociski. Jeden z żołnierzy biegnących
obok niego padł trafiony serią z karabinu, kątem oka zauważył jednak, iż
Domagarow zdjął żołnierza przeciwnika, który wypadł z okna budynku za
płomieniami unoszącymi się z wejścia do metra. Po chwili dobiegł do celu,
znikając tamtym z pola ostrzału, lecz musiał przypaść do ziemi, bowiem
powietrze przecięła seria puszczona przez znajdujących się w budynku. Padł
kolejny z jego żołnierzy, wystawił więc w górę kałasznikowa, puszczając serię
do środka, to jednak nie pomogło. Sięgnął po granat, wrzucając go do wnętrza,
czterech z jego ludzi, którzy jeszcze żyli uczyniło to samo. Pomieszczeniem
wstrząsnęła eksplozja, a on momentalnie podniósł się i wskoczył przez
zrujnowane okno, szukając śladu wroga i wówczas zorientował się, że na wprost
siebie ma wywrócone i wygięte trójnogi, na których zamontowano karabiny,
spinając je jakimś kablem, biegnącym do urządzenia, które zostało właśnie
zniszczone wskutek wybuchu. Pojął, że wroga nigdy tu nie było, natknął się
właśnie na jego cyber-machiny i stracił ludzi w bezsensownym ataku. Z
bezsilności kopnął jeden z leżących karabinów.
Deveraux skończyła właśnie nadawać pozycję wozu
bojowego, który uniemożliwiał jej wychylenie się przez okno, kiedy jej
otoczenie się zatrzęsło. Wybuch musiał być znaczny, gdyż przez do środka wpadł
pył, którym została pokryta w całości.
Artyleria wroga trafiła pobliski budynek, gdzie na szczęście nie było nikogo.
Przynajmniej wróg w przeciwieństwie do nich nie dysponuje nasobną łącznością,
by móc wskazywać na bieżąco cel. Artylerzyści strzelali więc całkowicie na
ślepo. Jednak ładunki miały niszczycielską moc i to wystarczało. Przeczołgała
się w kierunku południowego okna. Nad nią szły wciąż salwy z działka wozu,
który ostrzeliwał górne piętro.
- Tu Dziwka! - zawołała. - Zdejmijcie ten transporter
opancerzony, bo nie mogę nic zrobić!
- Vasquez, wszystkie drony w kierunku artylerii! -
usłyszała głos Sokolińskiego.
- Zaraz będę miała źródło ostrzału, schowali się
kilka mil stąd gdzieś na południe - odpowiadała Vash.
- Gdzie moje cyberdyny?
- Dwie minuty do celu!
- Nie mam dwóch minut!
- Dajcie Harpię na ten pieprzony transporter! -
spróbowała raz jeszcze.
- Dziwka, siedź na miejscu, jeśli możesz zmień
piętro! - usłyszała głos Kowalskiego. - Posłałem do ciebie Alfę i Bravo okrężną
drogą!
Deveraux zdoła doczołgać się właśnie do południowego
okna, wyjrzała przez nie korzystając z faktu, iż działko ostrzeliwało główną
fasadę. Dostrzegła jednego ze snajperów, których namierzyła wcześniej.
Natychmiast zdjęła wroga, widząc że celuje do czegoś znajdującego się za
budynkiem. Potem położyła strzałem kolejnego. Zostało jeszcze dwóch, w tym ten
skurwysyn, który na nią poluje. Ponownie wyjrzała i dostrzegła następnego,
oddał właśnie strzał, po czym zginął od jej broni. Zauważyła, iż usiłowali
trafić Jacksona i Evergreena, którzy przedzierali się przez gruzy wokół
budynków od wschodu, by okrążyć wóz bojowy i żołnierzy na ulicy. Wrogi snajper
wciąż do niej nie strzelił, co znaczyło, że jest gdzie indziej. Wiedziała, że
może to oznaczać wyłącznie jedno, usiłował ją wymanewrować. Odczekała, aż
Evergreen zajmie pozycję do strzału, a Jackson ustawi się, by dać mu osłonę.
Pocisk rakietowy trafił po chwili prosto w wieżyczkę BWP, która wyleciała do
góry, a w tym samym momencie zaczął strzelać Jackson, swym ciężkim karabinem
zabijając żołnierzy, którzy trzymali RPGi. Nie była tu potrzebna, przeniosła
się więc błyskawicznie do okna przy głównej fasadzie, dostrzegając poniżej, iż
tymczasem wróg zdążył się otrząsnąć. Żołnierze poniżej zostali zorganizowani,
wyraźnie szykowali się do natarcia rozstawiając moździerze, dwie grupy
ustawiano do szturmu, korzystając z faktu, iż SBS nie miał możliwości
prowadzenia ostrzału, gdy T-87 kolejnymi salwami zmienił budynki wokół placu w
chmury pyłu. Specnazowcy także się już przegrupowali, przygotowując do ataku.
Nawet jeśli wyeliminowali co najmniej połowę sił przeciwnika sytuacja przestała
wyglądać dla nich dobrze. Choć nikt nie zorientował się, że na tyłach znaleźli
się dwaj żołnierze w hardimanach, nigdzie nie dostrzegała snajpera. Postanowiła
oddać strzał w kierunku dowódców, dostrzegając poniżej kobietę z ramieniem na
prowizorycznym temblaku. Wtedy dostrzegła ruch pośród płomieni i ujrzała
wyskakujące z ognia sylwetki. Z wejścia do tunelu wyskakiwał wróg, do którego
wcześniej otworzył ogień specnaz, powstrzymywany dotąd przez płonący metanapalm
i palący się wrak czołgu.
- Kolektyw przy wejściu do tunelu! - zawołała i w tym
momencie dotarło do niej, że nie ma łączności. Pozycjometr zgasł, co oznaczało,
iż szlag trafił właśnie całą sieć matematyczną, a co za tym idzie drony i
cyberdyny.
Gerber zauważył wyskakujące sylwetki, gdy zastanawiał
się co uczynić dalej. Wściekłość chwilowo została przytłoczona poczuciem
porażki, jednak bitwa jeszcze się nie skończyła, a oni zdaje się zyskiwali przewagę.
Latające maszyny krążące dotąd wokół gdzieś przepadły, pozbywszy się rakiet,
które nie zdołały przebić pancerza T-87. Czołg uniemożliwił całkowicie
jakiekolwiek działania imperialistom, budynki w których się ukryli zniknęły za
ścianą pyłu, a strzały przestały z nich padać. Ludzie bądź maszyny nie były
teraz w stanie nic uczynić, choć wystrzeliła stamtąd jeszcze jedna rakieta,
najwyraźniej namierzając czołg, gdyż trafiła wprost w kadłub. Reaktywny pancerz
zadziałał po raz kolejny, sprawiając, że eksplozja rozeszła się po zewnętrznej
warstwie kostek, rozkładając jej siłę, nie docierając nawet do właściwej osłony
tanka. Wasze pociski nie wystarczają, mamy was gnoje, pomyślał. Specnaz właśnie
zwierał swe szyki, przygotowując do odpalenia pociski burzące, kiedy pole walki
uległo zmianie, a on dostrzegł do czego wcześniej otworzyli ogień ludzie
Afanasjewej. Z płomieni przy wejściu do tunelu wyskakiwać zaczęły dziwne
sylwetki, których nie sposób było pomylić z niczym innym.
- Maoisty!– zawołał któryś z jego żołnierzy.
- Ognia! - zawołał, przypominając sobie, że musi
osłonić specnaz. Stojący na przedzie czterej opancerzeni natychmiast położyli
zasłonę ogniową, dzięki swym ciężkim karabinom maszynowym siekąc wroga na
strzępy. Jednak znajdujący się na skrzydłach odruchowo otworzyli ogień z
kałasznikowów, które po raz kolejny okazały się nieskuteczne. Gerber i jego
czterej ludzie przywarli do okna i dali im osłonę, strzelając w kierunku metra.
Nagły atak zasiał spustoszenie w szeregach sojuszników imperialistów, tym razem
to nie byli żołnierze wrogiej armii w czarnych strojach, lecz ktoś kto w dużej
mierze przypominał Polaków. Ludzie Gerbera nie mieli problemów by się
wstrzelić. Zdejmowali wroga krótkimi seriami, podczas gdy kolejne strzały
oddawał Domagarow, który zdołał wspiąć się na wyższe piętro, budynku, który
opuścili. Wróg padał i dogorywał, a Gerber miał nadzieję, że pojawi się więcej
żołnierzy, którzy zapewnią mu wsparcie, bowiem liczba przybywających z metra
przewyższała wszystko, co dotąd widział. Wróg wkrótce przytłoczy ich swą
przewagą..
Wówczas z głośnym hukiem eksplodował budynek, w
którym kryli się imperialiści. Pocisk haubicy wystrzelony na rozkaz Dowgiłły
trafił w górną kondygnację, która zapadła się z hukiem, a przez plac
przemieściła się fala pyłu i wszystko na chwilę zniknęło. Pośród niej Gerber
poczuł wzrastającą falę gorąca, wypełniającą wszystko i dostającą się do jego
płuc. Na jego oczach T-87 nagle rozżażył się do czerwoności, a on zdążył
jeszcze przez chwilę pomyśleć, że to zmienna, po czym dostrzegł w pyle linię
światła, biegnącą promieniem wprost z lotniska. Gdy krył się za ścianą,
nastąpiła eksplozja.
Mimo braku widoczności spowodowanego zniszczeniem
budynku, w którym krył się wcześniej SBS, Deveraux dostrzegła wiązkę
energetyczną, wystrzeloną przez cyberdyna, który dotarł na lotnisko.
Najwyraźniej łączność i sieć przestały działać jedynie obszarowo, co było
pewnym pocieszeniem. Choć nie miała teraz pojęcia, gdzie są pozostali, można
było mieć nadzieję, że drony posłane przez Vasquez wyeliminują artylerię, nim
odda kolejny strzał. Wrogi czołg eksplodował zmieniając się w wielką kulę
ognia, która objęła dwa pobliskie budynki, zaś jego części zostały wyrzucone z
wielką siłą w każdą możliwą stronę. Lufa poleciała w stronę budynku, w którym
się znajdowała i uderzyła weń, a chwilę później poczuła jak zarywa się pod nią
podłoga. Straciła równowagę i runęła w dół, wraz z częścią betonowej płyty,
która spadła w huku i kłębach pyłu, które ją przysypały. Uderzyła o podłogę
piętro niżej i na chwilę została zamroczona, uniosła się najszybciej jak mogła
podpierając ręką i zaczęła kasłać. Wymacała ręką plecak, chwyciła karabin i
chwiejnym krokiem skierowała się przed siebie, wiedząc że w chmurze pyłu nie
będzie widoczna. Obejrzała się, dostrzegając, że piętro na którym przed chwilą
była przestało istnieć, po czym znowu się rozkasłała. Podpełzła do okna,
oddychając przez chustkę. Nie mogła znaleźć przy pasie maski ani magazynków,
które zapewne straciła w trakcie upadku. Z plecaka wyjęła naboje i zaczęła pakować
do zapasowych, sprawdzając sytuację panującą na zewnątrz. Kolektyw opanował
przyczółek na środku placu, wyskakując z metra i zajmując pozycję, lecz atak
był całkowicie pozbawiony strategii i sensu. Pośród pyłu widziała poruszające
się sylwetki, które rozglądały się, sięgając po swą tajemniczą broń, starając
się odbiec jak najdalej od zejścia do tunelu. Chwilowo strzelały jedynie
pojedyncze karabiny, mimo iż piszczało jej w uszach, słyszała dźwięk zarówno
kałasznikowów jak i enfieldów oraz strzelb Garanda, choć strzały oddawano
pojedynczo. Łączność nie działała, pozycjometr milczał. Skończyła ładować i
wyjrzała ponownie, szukając wrogiego snajpera. Poniżej pył powoli opadał,
resztki T-87 płonęły, a metal był rozrzażony do czerwoności. Opancerzeni
specnazowcy korzystając z zamieszania formowali szyk szturmowy, skończywszy
rozstawiać moździerze. Ze zdumieniem dostrzegła, iż nie strzelają do Kolektywu,
bowiem czynią to wyłącznie żołnierze pozbawieni pancerzy, którzy rozstawili się
na ich skrzydłach, kierowani przez pokrzykującą kobietę i stojącego obok niej
mężczyznę. W budynku za zniszczonym czołgiem także był wróg, najwyraźniej
usiłujący oflankować SBS, jednak nie miała czasu wycelować. Zejście do tunelu
znowu wybuchło, gdy spadły pociski wystrzelone przez cyberdyny. Najwyraźniej
strzelały na ślepo, skoro sieć padła obszarowo i nie mogła wskazywać im celów.
Co oznaczało, iż własne urządzenia stanowiły dla nich zagrożenie równie duże
jak artyleria, która na szczęście zamilkła. Być może Vasquez udało się ją zniszczyć
przy pomocy dronów, choć jeśli tamci odrobili pracę domową, zapewne odpowiednio
ją osłonili. Wybuch wyrzucił w powietrze
ochotników, ukazując ich dziwne kształty, zdeformowane ręce i wydłużone nogi.
Do Deveraux dotarło nagle, że tamci nie atakowali, lecz uciekali przed czymś.
Musiała skupić się jednak na czym innym, bowiem w tym samym momencie dostrzegła
ruch w budynku po drugiej stronie ulicy, w błysku eksplozji dostrzegając ludzką
sylwetkę. Złożyła się i oddała strzał.
Gerber dostrzegł ponad dymem błysk snajperskiego
karabinu strzelającego w stronę miejsca, gdzie ukrył się Domagarow. Nie skupiał
się jednak na tym, bowiem zauważył zagrożenie nadciągające od strony lotniska.
Przypominało metalową skrzynię, kroczącą na malutkich metalowych nogach, podobnych
do gąsienicy. Z boku przytroczono taśmy nabojów z pociskami, z luf wydobywał
się dym. Przypomniał sobie, że Afanasjewa mówiła, iż wrogie machiny mają
kiepskie pancerze i natychmiast się otrząsnął.
- Przygotować granaty! - zawołał. - Wy dwaj, za mną! Pozostali
osłona – uświadomił sobie, że nawet nie miał okazji poznać nazwisk większości
żołnierzy, należących do plutonu, który przejął po Krafcie i w dużej części
przywiódł do zguby. Teraz podszedł do jednego z żołnierzy i wskazał budynek, w
którym dostrzegł strzał wrogiego snajpera i polecił mu posłać w tamtym kierunku
serię. Nie liczył nawet na to, że trafi, ważne, aby tamten nie miał szansy go
zaatakować. W chwili gdy żołnierz zaczął strzelać, wyskoczył przez okno,
biegnąc w kierunku wrogiej maszyny. Tak jak mu się wydawało, nie miała żadnych
działek, jedynie lufy granatnika. Nie zareagowała na jego widok, więc wyciągnął
zawleczkę i rzucił w jej stronę granatem. W oddali dostrzegł inną, która
oddalała się odrzuciwszy jakiś pręt. Nie miał szansy jej dopaść, pobiegł więc w
stronę budynku, w którym był Domagarow. Dopiero teraz poczuł, iż się spocił, a
podniesiona przez wybuch T-87 temperatura, nieco spadła. Nie miał pojęcia jak
imperialistom się to udało, wysadzić tanka i zmienić w płonący wrak, lecz nie zamierzał
im tego darować. Za sobą usłyszał wybuch, a gdy dopadał ściany odwrócił się, by
dostrzec jak wroga maszyna została podrzucona w powietrze i spadła z rozerwanym
korpusem. Przynajmniej jedno zwycięstwo, na szczęście latające pojazdy wroga
wciąż nie powracały. Machnął ręką ku swym żołnierzom, po czym po schodach
wbiegł na piętro, gdzie dostrzegł Domagarowa, dającego mu znaki. Leżał przy
oknie, wyraźnie starając się nie unosić, trzymając lusterko wysunięte na
patyku. Gerber wstrzymał swych żołnierzy, po czym podczołgał się w kierunku
tamtego.
- Skurwysyn, jest cholernie dobry, Maksym –
powiedział tamten. - Nie walczyłem jeszcze z żadnym snajperem, nie wiem jacy
są, ale ten jest niesamowity. Trafia za każdym razem.
- Bardzo dostałeś?
- W ramię.
- Możesz strzelać?
- Jeśli go zobaczę zdejmę skurwysyna – powiedział
Domagarow. - Problemem jest odrzut, ale zniosę ból, jeśli uda mi się go dorwać.
Prawie mnie miał, gdybym się nie ruszył, dostałbym w głowę. Niech skurwysyn
myśli, że nie żyję. Coś podejrzewa.
- Jak to?
- Oddaje po jednym strzale i zmienia losowo okna.
Trudno go dostrzec w tym pyle, teraz zdejmuje naszych na dole. Zabił już tych,
których zostawiłeś w tamtym budynku.
- Kurwa, nikt go nie widzi? - wyszeptał Gerber z
niedowierzaniem.
- Walą do maoistów… Zauważyłeś, że imperialiści też
do nich strzelają?
- Nie jestem pewien co to znaczy. I czy daje nam
jakąś przewagę.
- Muszę jakoś zdjąć tego gnoja, bo nasi zaraz idą do
szturmu.
Gerber kiwnął głową i przeczołgał się w kierunku
północnego okna, gdzie ściana zasłaniała go przed wrogim snajperem. Kanonada
poniżej nie ustawała, choć siły maoistów zostały praktycznie przetrzebione, nim
zdołały się wydostać z wejścia do tunelu. Specnaz był już gotów do ataku, lecz
imperialiści także się przegrupowali. Z tej wysokości mógł ich dostrzec, jak
zajmują pozycję przed budynkiem, kryjąc się wśród ruin i czekając na atak,
przemieszczając wokół placu. Coś knuli. Nagle zrozumiał, że ustawiają się na
flance, chcąc by impet ataku specnazu poszedł na wprost, a samemu móc zaatakować
z boku. Najwyraźniej ich dowódca poszedł po rozum do głowy, pozostawiając
jedynie kilku swych żołnierzy w budynku, z którego strzelali do maoistów,
wskazując jednocześnie cel specnazowi. O ile nie były to znowu maszyny. Ukryci
za zniszczonym BWP, którego wieżyczka zamilkła całkowicie przegrzana odpalili
właśnie moździerz. Pociski uderzyły w budynek, podnosząc kolejną falę kurzu i
rozświetlając rozbłyskiem półmrok, który zdążył już opuścić zupełnie plac Unii
Lubelskiej, gdzie płonęły dwa czołgi, zostały zniszczone dwa wozy bojowe, zaś
trzeci nie był w stanie odjechać. Gerber dostrzegł na dole Afanasjewą i
Kalicińskiego pokrzykującego na swoich ludzi i przez chwilę poczuł olbrzymią
pokusę, by wpakować mu kulę, zwyciężyło jednak poczucie obowiązku. Odwrócił się
do Domagarowa, by zawołać go do siebie. Musieli zaatakować imperialistów i dać
znać swoim ludziom, iż zajmują pozycję w budynku po wschodniej stronie placu,
za wejściem, gdy nagle coś się zmieniło. Maoiści przestali przybywać z wejścia
do tunelu, a nim przebrzmiał ostatni strzał z kałasznikowa, korzystając z
wybuchów pocisków z moździerza, ciężkozbrojni specnazowcy ruszyli do ataku,
biegnąc w kierunku budynku. Wówczas z wejścia do metra trysnęła ciemność.
Uderzyła w górę niczym fala mrocznej cieczy, a Gerber zamarł nie wiedząc na co
patrzy, słup ciemności zdawał się drgać na tle płomieni. Nagle uświadomił
sobie, że to poruszające się sylwetki, zdające się zlewać w jedną całość, która
rozdzielała się, dopadając kolejnych maoistów. Oni przed nimi uciekali,
uświadomił sobie nagle i sięgnął po karabin, celując w istoty, które wypadały z
tunelu. Nigdy wcześniej takich Polaków nie widział, poruszały się
błyskawicznie, kilkakrotnie szybciej niż ktokolwiek, kogo do tej pory spotkał.
Dostrzegał ich jedynie przez mgnienie oka, gdy
dopadali maoistów i zdawali się ich przenikać, a ci padali na miejscu. Wysocy i
wiotcy, na patykowatych nogach, z długimi rękami i wyciągniętymi głowami,
pośrodku których płonęły białe oczy. Zdawali się nie mieć wymiaru, przypominali
cienie zawieszone w powietrzu. Zadawali maoistom ciosy, po czym zwrócili uwagę
na szturmowców specnazu, którzy otworzyli właśnie do nich ogień. Kule przecięły
powietrze, uderzając w istoty, lecz nie wylatując z drugiej strony. Zamiast
nich od postaci odrywały się fragmenty upadające na ziemię i rozpryskując się
jako czarne plam. Gerber momentalnie zrozumiał wszystko i wychylił się, by
otworzyć do tworów ogień. Lecz jego seria przecięła pustkę, bowiem istoty
rzuciły się w kierunku specnazowców.
Deveraux przeturlała się i wymierzyła w kierunku
schodów, po których ktoś wbiegał. Był to Baumann, któremu natychmiast poleciła
ręką, by padł na podłogę.
- Gdzie on jest? - wychrypiał.
- Kto?
- Walter!
Zaklęła.
- Uciekł wam? - warknęła. - Jak to…
- Jak pieprznęło w budynek urwało się to, do czego go
przykuliśmy. Kiedy kurz opadł, już go nie było. Wykorzystał chwilę i zniknął.
- Nie było go tu. Gdzie Weyland?
- Na dole – przynajmniej zrozumiała z jakiego powodu
przestali strzelać. Nie mogła teraz szukać Waltera, który mógł być dosłownie
wszędzie, uciekając bez broni, poprzez ruiny, które znał.
- Przygotujcie się – powiedziała. - Będą ruszać na
naszych, atakujemy ich od tyłu, na dole są Jackson i Evergreen, czekają na nasz
sygnał – dodała, bowiem chwilę wcześniej zdołała porozumieć się z nimi przy
pomocy znaków. Musi tylko jeszcze pozbyć się pieprzonego snajpera. Choć nie
pokazywał się, była przekonana, że jedynie go zraniła. Znowu ktoś pojawił się
na schodach, tym razem był to Weyland.
- Na dole – krzyknął. - Coś…
Nie musiał mówić dalej, sama to usłyszała, nagle
wszystkie karabiny zaczęły strzelać. Szybko przemieściła się do okna i nieco
wysunęła, by wyjrzeć, wciąż pilnując budynku na wprost. To, co ujrzała
sprawiło, że zapomniała o wszystkim. Ciemne poruszające się niezwykle szybko
sylwetki, wysokie i wiotkie, zadawały ciosy rękami specnazowcom i żołnierzom.
Ci strzelali do nich w coraz większym chaosie, jednak choć trafiali, nie
zadawali żadnych ran. Pociski sprawiały, że dziwne potwory falowały, zaś z ich
ciał tryskały ciemne odpryski, upadając na ziemię w postaci plam. Istoty
zdawały się nie czuć bólu, a strzały wyraźnie nie robiły im żadnej krzywdy,
znikając w ich wnętrzach, choć sama mogła dostrzec, że wszystkie pociski
trafiają. Specnazowcy strzelali seriami ciężkich karabinów, lecz byli po prostu
eliminowani, gdy cieniste istoty dopadały ich, zadawały cios ręką, podrzucając
po prostu w górę lub przecinając na pół. Każdy dotknięty przez istotę spadał na
ziemię i nieruchomiał, przestając się poruszać. Żołnierze dostrzegli już w czym
rzecz i zaczęli się wycofywać, bowiem cienie skupiły się na specnazowcach, lecz
wówczas część z nich ruszyła za pozostałymi, choć tamci ostrzeliwali się z
kałasznikowów i wymieniali magazynki. Strzały nie dawały żadnych efektów, jeden
z wojaków wybiegł naprzód z miotaczem płomieni i wystrzelił strumień napalmu,
ten jednak zgasł nagle w kontakcie z nadciągającą ciemnością. Stworów
przybywało coraz więcej, dopadały kolejnych żołnierzy, specnaz został
wyeliminowany, zaś bojowcy w pancerzach leżeli nieruchomo na ziemi. Tuż koło
nich padali ludzie w kamizelkach. Część z nich rzuciła się po prostu do
ucieczki i usiłowała uciec ulicą Puławską. Stwory jednak bez słowa pomknęły za
nimi i zauważyły Evergreena i Jacksona, przyczajonych za załomem. Jeden z nich
ruszył w ich kierunku, a wówczas zaklekotał karabin z hardimana. Ku zaskoczeniu
Deveraux gdy tylko trafił cienistą istotę, ta rozbłysła, a pociski wyrwały w
niej świetliste dziury i sprawiły, iż dosłownie została rozerwana na strzępy.
Nie miała czasu jednak zastanowić się nad tym co zaszło, bowiem w tym samym
momencie uniósł się Baumann.
- Mamy g…- i tylko tyle zdążył powiedzieć, nim
dosięgnął go strzał.
Gerber nie mógł uwierzyć w to, na co patrzył. W ciągu
kilkudziesięciu sekund szutrmowcy specnazu przestali istnieć, a cienie
popędziły w głąb ulicy, ku jego ludziom. Zauważył jak Afanasjewa i Kaliciński
wycofują się pod osłoną swych żołnierzy, którzy padli chwilę później, gdy
dopadły ich cienie. Wciąż przybywały kolejne, szybciej niż mógł dostrzec, wypadając
z tunelu metra, powiększając półmrok panujący na placu. Musiały dostrzec
imperialistów, bowiem pomknęły w ich stronę. Wówczas tamci zaczęli strzelać.
Cienie pędzące na szpicy ataku rozbłysły, a kule
wyrwały w nich dziury jasnego światła, po czym twory zaczęły się rozpadać,
zmieniając w znacznej wielkości czarne plamy, które nieruchomiały na ziemi.
Kolejne zdawały to ignorować i nacierały z coraz większą furią, falą ciemności
sunąc ku ukrytym tam imperalistom. Ci zaczęli strzelać z zabójczą precyzją, nie
tylko ze swych kryjówek na zewnątrz, lecz jeszcze z dwóch budynków, a twory
eksplodowały w błyskach światła. Gerber osunął się na dół. Mielismy ich,
pomyślał, dopadlibyśmy skurwysynów, lecz przybyły te twory, których nie
jesteśmy w stanie pokonać, a tamci nie mają z tym problemu. Moi ludzie
umierają. Przymknął na chwilę oczy, wówczas rozległ się strzał i krzyk bólu
Domagarowa.
- Masz go? - zapytał.
- Kogoś trafiłem – powiedział tamten, trzymając się
za rękę, a wówczas dwaj żołnierze Gerbera zaczęli się podnosić, nim zdołał się
odezwać.
Baumann odleciał do tyłu trafiony wprost w pierś.
Weyland już był przy nim, Deveraux ujrzała kątem oka jak sprawdza jego puls, po
czym pokazał jej kciuk. Kamizelka zadziałała, przejmując pocisk i energię
kinetyczną, twardniejąc w momencie uderzenia i pozbawiając w efekcie marine
przytomności. Skurwiel ma więcej szczęścia niż rozumu, pomyślała, zastanawiając
się z jakiego powodu wrogi snajper nie trafił go w głowę. Być może ma z tym
problem, pomyślała, była pewna, iż wcześniej zdołała go zranić.
- Zabieraj go dołem, do Evergreena i Jacksona –
poleciła.
- A ty?
- Dołączę do was jak tylko dorwę skurwysyna –
powiedziała. Weyland kiwnął głową, po czym pociągnął Baumanna ku schodom, gdzie
go z wysiłkiem uniósł. Przemieściła się na czworakach ku południowemu oknu,
dostrzegając jak Evergreen i Jackson ostrzeliwują się, wycofując wzdłuż ulicy.
Zauważyła, że z zamieszania skorzystało kilku żołnierzy wroga, którzy widząc co
się dzieje, nie próbowali nawet strzelać do dwóch hardimanów, tylko rzuciło się
do ucieczki. Impet ataku jakby zwolnił, cienie cofnęły się i nie próbowały
nacierać, co jakiś czas jeden z nich wychylał się, a wówczas dosięgał go pocisk
marines, wyrywając w nim dziurę jasnego światła i powodując implozję. Pośród
ciasnych pomieszczeń ich szybkość dawała im przewagę, broń Związku nie była ich
w stanie powstrzymać, jednak na dystans karabiny sił Sojuszu nie dawały im
szansy. Nie miała pojęcia dlaczego tak się stało, ale zapewne właśnie to
wydarzyło się w Sochaczewie, gdzie SBS zdążył oddać jeden zabójczy strzał, nim
dopadły wszystkich zwiadowców. Nie zastanawiała się nad tym, miała robotę do
wykonania i wiedziała co powinna uczynić. Przemieściła się znowu wzdłuż ściany,
po czym załadowała nowy magazynek. Gwałtownie wychyliła się zamierzając oddać
strzał do jednej z ciemnych istot. Zgrupowały się na dole nad leżącymi
kilkunastoma żołnierzami wroga i opancerzonymi szturmowcami specnazu. Z dala
dobiegała kanonada karabinów SBS i marines. W budynku przed sobą dostrzegła
ruch i momentalnie wycelowała, po czym oddała dwa strzały, zabijając wrogich
żołnierzy, którzy właśnie wstawali. Nie interesowało jej czy cienie zwróciły na
to uwagę, musiała działać szybko, poderwała się i pobiegła do kolejnego okna po
czym skoczyła, ukazując w jego świetle i wystawiając na strzał. Przeliczyła się
jedynie nieco, snajper natychmiast wykorzystał okazję i wpakował w nią kulę,
ukazała mu swą całą pierś, a on znowu posłał kulę niżej niż powinien, tym razem
nie trafiając jednak w kamizelkę. Strzał poszedł zbyt nisko, trafiając jej w
nogę, przebijając ją na wylot powyżej kolana, lecz w zasadzie tego nie poczuła,
składając się w locie do strzału. W momencie gdy dosięgła ziemi przeszył ją
ból, lecz zdążyła już oprzeć lufę o okiennicę i wycelować, po czym pociągnęła
za spust równocześnie z tamtym. Była szybsza, oddała dwa strzały tuż po sobie,
a jego pocisk trafił ją w obojczyk, gdzie kamizelka przyjęła impet uderzenia,
odrzucając ją w tyłu. Lecz oba jej pociski dosięgły celu.
Gerber zauważył jak obaj żołnierze osuwają się na
ziemię, a chwilę później strzelał Domagarow, wznosząc okrzyk bólu. Pociągnął za
spust drugi raz i wówczas dwa strzały przeszyły jego głowę i padł na podłogę
umierając na miejscu. Maksyma przeszyła wściekłość, śmierć Saszy przelała w nim
czarę goryczy. Właśnie zginęli wszyscy jego towarzysze, został tylko on, nie
był w stanie dopaść nawet pieprzonych tworów, które przybyły z tuneli i
momentalnie wyeliminowały maoistów oraz elitarne siły specnazu. Jedynie
imperialiści stawili im czoła i jak słyszał wciąż strzelali. Na czworakach
ruszył ku schodom, zaciskając karabin, po czym pobiegł w kierunku okna
prowadzącego na tyły. Przeskoczył je, przebiegł boczną uliczką i wówczas ujrzał
BWP, który tam pozostawił, ze zniszczoną wieżyczką, a także martwych żołnierzy.
Wszyscy zostali zabici, padli z rąk
przez pieprzonych imperialistów. Zbliżył się do wozu i omal nie osunął na
kolana, lecz zacisnął dłoń na kałasznikowie, czując suchość w ustach. Zginęli,
w ciągu zaledwie pięciu minut grupa desantowa Drugiej Armii i elita specnazu
przestały istnieć. Jego ludzie i zaufani towarzysze broni. Zbliżył się do
krawędzi budynku i dostrzegł ruch na Puławskiej. Cienie odciągały właśnie
leżących bez życia żołnierzy, jednym z nich był Strzedziński. Jego oczy zdawały
się być puste, wypełniało je coś ciemnego. Gerber usiłował się zmusić i
pociągnąć za spust, lecz po raz pierwszy w życiu stwierdził, że nie może. Mógł
jedynie patrzeć jak zabierają jego ludzi, ciągnąc wszystkich w kierunku tunelu
metra, a on nic nie mógł uczynić. Nawet ich pomścić, bo na ratunek było już za
późno. Oczy żołnierzy zmieniały się wypełniając mrokiem. Cienie cofały się, a
jedynymi zwycięzcami będą imperialiści, którzy wciąż strzelali po drugiej
stronie placu, choć coraz rzadziej. Spojrzał na budynek przy ulicy,
dostrzegając wystającą z niego lufę. Snajper oddawał pojedyncze strzały w
kierunku południa. Popatrzył w tamtą stronę i zorientował się, że zabija
uciekających żołnierzy z jego plutonu. Nie miał żadnych skrupułów, strzelał im
prosto w głowę, choć nie stanowili już żadnego zagrożenia. Zobaczył jak na
prawie ćwierć wiorsty odbiegł Norberciak, zdołał już prawie dopaść znajdującego
się tam budynku i wtedy został trafiony. Wówczas zrezygnowanie zmieniło się w
zimny gniew. Może nie mógł dopaść cieni, ale był ktoś, kto mógł za wszystko
zapłacić. Przeładował karabin, poczekał, aż cienie zniknęły za zniszczonym BWP,
po czym wykorzystując zasłonę przemieścił się do budynku na wprost. Wskoczył
przez okno, mając nadzieję, że snajper go nie usłyszał, po czym ruszył ku
schodom, powoli wspinając się na górę. Nagle zatrzymał się i przywarł do
ściany, słysząc ruch powyżej. Odczekał chwilę i skoczył ku górze.
Wróg zbliżał się właśnie do podestu, szedł kulejąc z
zawiązanym bandażem na nodze powyżej kolana. W ręku trzymał jeszcze dymiący
karabin snajperski, a Gerber ze zdumieniem dostrzegł, iż na wprost siebie ma
kobietę o pełnych ustach i brązowych oczach, kryjących się pod hełmem dziwnego
kształtu, nasuniętym również na uszy. Zareagowała momentalnie wypuszczając karabin
i sięgając po pistolet u pasa, lecz on był szybszy. Skoczył ku niej, po czym
wbił jej lufę w żołądek. Zachwiała się pod ciosem, lecz wyraźnie jego impet
osłabł, gdyż trafił w kamizelkę. Wyraźnie poczuła ból w nodze, na której się
oparła i nie zdołała wydobyć pistoletu, on zaś natychmiast to wykorzystał
zadając cios kolbą w ranę. Wyraźnie zaniemówiła, a on wówczas wyprowadził
kolejny na odlew, posyłając ją na podłogę. Upadła na plecy lecz się nie
poddała, mimo bólu jaki musiała poczuć, gdy w jej ustach pokazała się krew.
Sięgnęła po pistolet, lecz zdążył wykopać jej go z ręki, po czym nogą z całej
siły wyprowadził kopniak w hełm, zrywając go z jej głowy. Nie była ogolona na
jeża jak żołnierki Drugiej Armii, dostrzegł krótką ciemną grzywkę, która
odsłoniła jakiś przewód wystający z ucha, kryjący się pod kamizelką. Nie dał
jej odetchnąć, przykopał jej z całej siły w brzuch, następnie ponownie w ranę,
po czym pochylił się i odwrócił na brzuch, choć zwinęła się cała z bólu.
Przystawił lufę kałasznikowa do potylicy, lecz nim pociągnął za spust wpadł na
lepszy pomysł.
- Teraz dopiero pożałujesz, kurwo – powiedział,
czując nagle wzbierające pożądanie. Nie zamierzał się powstrzymywać i opadł na
nią, wbijając kolanem jej głowę w beton. Drugim przycisnął jej kręgosłup, mając
nadzieję, że mimo wszystko nie straci przytomności, bo chciał, żeby boleśnie
odczuła wszystko co jej uczyni. Odłożył karabin i wyciągnął nóż, a drugą
poszukał spodni jej munduru i paska schowanego pod kamizelką. Szarpnęła się,
lecz on chwycił go, zamierzając związać jej ręce. Zapłaci za wszystko z
nawiązką.
Cios spadł na niego z zaskoczenia, ktoś kopnął go z
boku, a on nie czekał na następny, natychmiast przetoczył się i poderwał
zajmując z nożem pozycję bojową. Stanął na wprost mężczyzny w mundurze imperialistów,
który nie miał żadnej broni. Spojrzał w jego oczy, w znajomą twarz, która w
ogóle się nie postarzała.
- Walter! - warknął.
- Gerber – powiedział tamten. – Powinieniem jednak
zabić cię w Liwie…
- Ale wolałeś podać mnie do raportu – prychnął, przyjrzał
mu się i poczuł gwałtowną satysfakcję. - A teraz ja mogę zabić ciebie, do tego
ku chwale ojczyzny. Jesteś zdrajcą, służysz imperialistom!
- Nie zmieniłeś się – odparł Walter, pochylony, gotów
do odparcia ciosu. Gerber miał nóż, lecz czekał na błąd tamtego.
- Tamtej nie zdołałem zgwałcić, ale tą zajmę się już
za chwilę – powiedział, a wówczas Walter rzucił się przed siebie. Lecz nie
zaatakował go, jak się spodziewał, bowiem nie udało mu się go rozwścieczyć.
Usiłował złapać pozostawionego kałasznikowa, na co Gerber nie mógł pozwolić.
Skoczył ku tamtemu, wyprowadzając cios nożem. Walter tylko na to czekał, odbił
uderzenie z łatwością trafiając w jego dłoń i jednocześnie kolanem dosięgnął
brzucha Gerbera. Ten poczuł ból, lecz pięścią uderzył prosto między nogi
tamtego. Gdy oczy Waltera się rozszerzyły i opadł na podłogę, Maksym uniósł do
ciosu nóż, którego wciąż nie wypuścił. Wówczas na Gerbera uderzył kolejny
przeciwnik. Coś wpadło na niego z boku. Poczuł dojmującą falę smrodu, a gdy
podniósł się i przygotował do odparcia kolejnego ataku, ujrzał mężczyznę z
długą brodą, zlepioną i zaschniętą, w brudnym ubraniu, śmierdzącego moczem i
odchodami, który zepchnął go z Waltera. Przypominał zwierzę, jednak nosił przy
sobie broń, karabin, pistolety i łuk. Na jego czole widniała blizna w postaci
wgłębionej dziury, znikającej w czaszce. Patrzył wprost na niego, a jego wzrok
zdawał się być szalony.
- Gerrrbeeeer – zawarczał, a tamten nagle się cofnął,
nie mając pojęcia, skąd to coś zna jego imię. Wpatrywał się w zdziczałego
mężczyznę, w bliznę na jego czole i nagle zrozumiał.
- Arkuszyn! - zawołał, a tamten na niego skoczył.
Wszystko wróciło do Łowcy w jednej chwili, gdy ujrzał
twarz żołnierza. Choć minęło kilkadziesiąt miesięcy od razu ją rozpoznał, a
przed oczami stanęła mu lufa snajperskiego karabinu i znajdująca się za nią
twarz tego, kto pociągnął za spust. W tunelach, gdy udało mu się powstrzymać
atak tworów, które przebiły ściany, odpornych na metanapalm, gdy został
zmuszony by wszystko wysadzić. Odesłał swych ludzi, na polu walki brocząc
krwią, a wówczas na jego drodze stanął Gerber, zesłany w otchłań zapomnienia,
oddając jeden strzał. Kula weszła wprost w jego głowę i wszystko zniknęło w
rozbłysku, z którego wyłoniła się ciemna postać o płonących niczym dwie gwiazdy
oczach, złożyła na jego ustach pocałunek rozpoczynając jego życie na nowo.
Teraz jednak nie było to ważne, przypomniał sobie wydarzenia przed jego
narodzinami. Dopadł tego, który go zabił i wbił zęby głęboko w rękę trzymającą
nóż, po czym wyrwał kawał mięsa, Tamten wypuścił ostrze i krzyknął. Odskoczył
od stalkera, odpychając go kopniakiem, po czym sięgnął do pasa i wyszarpnął
pistolet. Łowca już raz to przeżył i nie zamierzał ponownie na to pozwolić,
przetoczył się zdejmując z pleców łuk, błyskawicznie założył strzałę,
odkręcając się w kierunku przeciwnika. Huk wystrzału poniósł się w
pomieszczeniu echem, kula poszła bokiem, lecz tamten dostał. Gerber krzyknął,
gdy strzała wbiła mu się głęboko w ramię. Po czym zaczął strzelać nie usiłując
mierzyć, a Łowcy pozostało jedynie sturlać się ze schodów. Maksym rzucił się w
tamtą stronę, lecz wróg zniknął, a on popędził za nim, przeskakując na podest.
Zobaczył jak tamten opada na czworaki i porusza się niezwykle szybko, niczym
zwierzę, skacząc w kierunku okna. Gerber nie czekał aż wróci, pobiegł w drugą
stronę wyskakując na Puławską. Łowca pędził w kierunku metra, a cienie zaczęły
syczeć, lecz zaczęły się rozstępować, jak gdyby zaskoczone jego obecnością,
pozwoliły mu zniknąć pośród zabudowań.
Zapadła cisza. Walter wytarł krew i sięgnął po
karabin. Wreszcie zdołał się odezwać.
- Arkuszyn? - zapytał z niedowierzaniem. Na zewnątrz
strzały umilkły.
Epilog >>