We wnętrzu skalistej góry,
głęboko pod powierzchnią, byli całkowicie bezpieczni, pośród szumu pracujących
eniaków, przeliczeń sieci matematycznych, prowadząc wojnę o ocalenie wolnej
ludzkości przed wrogiem. A jednak generał Matthew Grieve nie czuł się tu
komfortowo, ponad wnętrze bunkra przedkładając pole walki. Tym razem został
jednak zmuszony by tu przybyć, polecenie nie pozostawało pola manewru, porzucić
musiał Fort Bragg i stawić się przed głównodowodzącym. Doskonale zdawał sobie
sprawę z jakiego powodu, jego konszachty z admirałem wyszły na jaw. Nie trudno
było się zorientować, że NASW posłało niewielki oddział marines na Ziemię, przy
co najmniej cichej wiedzy dowodzącego ich formacją, jeśli nie przy pełnym
poparciu. A to oznaczało już całkowitą obrazę dla SACEUR, sztabu dowództwa w
Europie i CINTER, koordynującego walki na planecie. Zupełnie im się nie dziwił,
sam reagował podobnie, gdy CIA używało Rangersów lub SAS do morskich operacji,
pętając się w jego ogródku. Admirał Aldrin przekroczył jednak wszelkie granice
przeprowadzając samodzielną operację NASW na powierzchni planety, choć flota
kosmiczna operować mogła jedynie w przestrzeni kosmicznej. Tak jak podejrzewał
Grieve, AFCOM nie miał o tym najmniejszego pojęcia, a przynajmniej z pewnością
nie znał szczegółów tego, co Aldrin nazwał kosmetyczną operacją gromadzenia
danych, a co okazało się finalnie desantem wprost w środek terenu wroga.
Niewielkie siły Sojuszu zostały zrzucone na obszar dawnej Polski, dotarły do
Warszawy i zniknęły. Co oczywiście nie oznaczało, że zostały pokonane.
Uzyskanie obrazu satelitarnego czy nawiązanie łączności w strefie anomalii było
całkowicie niewykonalne. Nie upłynęło jeszcze 48 godzin, po których łączona
grupa marines i spadochroniarzy miała zostać uznana wstępnie za zaginioną. Plan
ewakuacji stanął jednak pod znakiem zapytania, bowiem SACEUR zaczęło szaleć.
Niezależnie od furii generała Williamsa, dowodzącego europejskim frontem
wojennym, Grieve miał na ten temat ustalone zdanie. Choćby tamten urażony
rzucać miał kłody pod nogi, Sojusz nie zostawiał swoich. Pal diabli nawet tych
Polaków z SBS, doskonale wiedzieli na co się piszą i z chęcią rzucili się na
samobójczą misję ataku na ich dawną stolicę. Jednak marines zapisawszy kolejną
chlubną kartę w historii korpusu, stukając do bram piekieł, zagrali wrogowi na
nosie. A teraz musieli mu sieę wymknąć i wrócić.
Semper Fi, powtórzył w
myślach Grieve i przeszedł kolejną śluzę bazy NORAD, przygotowując się do
konfrontacji z nieuniknionym. Po raz kolejny odbił swoją kartę, poddając się
weryfikacji sieci matematycznej pracującej w głębi góry, w której znajdowało
się centrum kierowania wojną Sojuszu Wolnych Narodów. Zostawił za sobą
strażników, spoglądając do wnętrza pomieszczenia, jakie otwierało się przed
jego oczami. Szereg ekranów taktycznych ukazywał na mapach pozycję wojsk,
umożliwiając sieciocentryczną koordynację działań. Szybko przebiegł wzrokiem po
nich wszystkich, w przestrzeni kosmicznej sytuacja wyraźnie się zaogniła, a
obowiązujący stan alarmu oznaczał otwarty sezon polowań, a kilkadziesiąt
statków wroga było o krok od otwarcia ognia do nieco bardziej liczebnej, lecz
słabiej opancerzonej floty NASW. To, co jednak najbardziej zdumiewało, było
podniesienie alarmu w Europie, gdzie przeszedł on w stan DEFCON 0, co oznaczało
trwające działania wojenne. Grieve potrzebował ledwie chwili, by zorientować
się, że w basenie Morza Śródziemnego trwają właśnie manewry, a flota na Morzu
Północnym zarzuciła sieci na okręty podwodne, które w dużej liczbie wyszły z
Archangielska, niebezpiecznie zbliżając się do granicy odpalenia nuklearnych
pocisków ICBM. Choć nie wątpił, że baterie Patriotów naprowadzane bezbłędnie
przez sieć matematyczną tarczy rakietowej Sojuszu zdążą je przechwycić,
sytuacja była co najmniej niecodzienna. Podszedł bliżej, by przyjrzeć się
migającym kropkom, ze zdumieniem dostrzegając, iż niebieskie oznaczenia sił
wojskowych przemieszczały się właśnie w kierunku Grecji.
- Sprawdzamy ich
zainteresowanie - rozległ się zmęczony głos, a Grieve popatrzył w tamtym
kierunku. Między wieloma rzędami ludzi siedzącymi przy monitorach i
nadzorującymi pracę eniakow, pośród stołów, przy których krzątały się kolejne
dziesiątki żołnierzy, stał generał Kluge, jeden z głównodowodzących siłami
Sojuszu Wolnych Narodów. Grieve ruszył w tamtą stronę.
- Zainteresowanie? - zapytał,
podczas gdy jego wzrok nadal błądził po mapie, zastanawiając się, z jakiego
powodu informacje o działaniach SACEUR nie dotarły do niego wcześniej. Nim
wsiadł do samolotu w Fort Bragg nie został poinformowany o ofensywie. Choć
marines operowali obecnie na terenie podległym SACPA, teatrze wojennym Pacyfiku
i Azji, zmieniając wraz z innymi siłami wojskowymi Chiny w kupę żużlu i
dymiącego popiołu, w odwecie za niedawne zniszczenie Cape Canaveral, a SACEUR
prowadziło własne działania, mimo wszystko dziwnym było, że nie otrzymali
zwyczajowego komunikatu via sekretarz marynarki wojennej, któremu korpus był
podporządkowany. Dowództwo wojny na Ziemi, CINTER, przesyłał zdawkowe
komunikaty.
- Zaczęliśmy dwie godziny
temu - powiedział Kluge, ściskając jego dłoń, podnosząc się znad mapy. Grieve
był zbyt wytrawnym graczem, by nie spostrzec pułapki, bowiem plan przedstawiał
obszar Europy środkowej. Przeniósł wzrok na ekran, na którym kropki odświeżały
swe pozycje w stosunku do linii geometrycznych przedstawiających wybrzeże. Pozycjometry
wojsk Sojuszu przesyłały na bieżąco dane do dronów i satelitów, a ISS
przekazywała je na dół, gdzie sieć matematyczna zamieniała je na zrozumiały
obraz. Przy takiej ilości danych musiała szaleć, co tłumaczyło zaangażowanie
tak dużej ilości operatorów. Zapewne przeliczenia wspomagała jakoś NASW, która
jakiś czas temu zgodnie z plotkami stworzyła super-komputer, lecz z właściwą
dla siebie dezynwolturą zdecydowała się umieścić go na jednym ze statków
kosmicznych, co stało się przyczyną licznych niesnasek z DARPA, technologicznym
zbrojnym ramieniem Sojuszu.
- Zainteresowanie to ładny
eufemizm - odparł Grieve. - Nie wiedziałem, że zaczęliśmy na nowo ofensywę.
- Nie zaczęliśmy - odparł
Kluge. - A przynajmniej nie my. Podjęto decyzję o dostosowaniu się do zaistniałej
sytuacji i sprawdzeniu co kombinują tamci. Zaczęli przemieszczać większość
swoich sił.
- Ruszyli do ataku? - dopiero
teraz Grieve spojrzał na stół, nad którym ślęczał Kluge, obok map taktycznych
widniały figury oznaczające pozycję wroga na terenie Europy Wschodniej, której
nie można było zaktualizować na mapie komputerowej, z powodu braku rozpoznania
ze strony dronów i satelit. Z terenu Rosji najwyraźniej przemieszczano na
Zachód znaczne siły.
- Ale nie na nas - powiedział
Kluge. - Większość moskiewskiego okręgu wojskowego, do tego kazański, kijowski,
do tego wycofują oddziały z Europy, z Grecji, Alp oraz Skandynawii.
- Porzucają pozycje? - nie
mógł pojąć Grieve.
- Nie. Zostawiają siły w
liczbie zdolnej by utrzymać front, lecz uniemożliwiającej przeprowadzenie
jakiegokolwiek ataku. Jednym słowem, rezygnują ze strategii, jaką stosowali od
ponad ćwierć wieku.
- Ale po co?
- Nie wiemy. Dlatego sprawdzamy co zrobią. Poleciliśmy
SACEUR przeprowadzenie punktowych ataków w kilku miejscach, związania ich walką
i wycofania się, jeśli okaże się, że nie mamy pojęcia o jakiejś ich broni,
siłach lub nie rozumiemy ich taktyki. Teoretycznie wygląda to na jakąś pułapkę,
bo to nie w ich stylu, ale w morze wyszła ich cała flota i zajmuje pozycję
wokół wybrzeży, by uniemożliwić nam ofensywę.
- Co oni knują? - usiłował
zrozumieć Grieve.
- Łatwo zauważyć co jest ich
celem - odpowiedział Kluge, po czym spojrzał prosto w oczy Grieve. - Warszawa.
Zapadła chwila milczenia,
którą przerwał wreszcie marine.
- Ale po co?
- Dobre pytanie - pokiwał
głową Klugę. - W zasadzie korpus powinien poczuć się doceniony. Przemieszczenie
tylu sił z powodu działań kilku marines.
- Których marines? Korpus
liczy 170 000 żołnierzy - zauważył Grieve. - Operują na całym świecie. Gdybyś
mógł wyrażać się precyzyjniej…
- Skończmy gierki - mruknął
Kluge. - Mogliśmy się w nie bawić, kiedy sprawa była jeszcze tajemnicą
poliszynela, znaną jedynie kilku osobom w NASW, AFCOM i korpusie. Niestety ktoś
was sprzedał, choć nie zorientował się jeszcze ile osób było w to wszystko
zaangażowanych. Do tego sytuacja jak widać się zmieniła. Skoro pytasz, odpowiem
ci precyzyjnie, chodzi o grupę marines pod dowództwem sierżanta Theodore
Kowalskiego. Dziesiątka ludzi, do tego trzydziestu jeden spadochroniarzy z
Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Polacy z SBS, dowodzeni przez pułkownika
Janusza Sokolińskiego, znanego powszechnie jako “El Matador”, który to
przydomek zyskał podczas walk na linii Gwadalkiwiru. Mam tu pełną listę z
imionami i nazwiskami, jeśli cię to interesuje, ale ty oczywiście doskonale
znasz nazwiska swych ludzi. Więc USMC zapisuje właśnie kolejną chlubną kartę, a
aby pozbyć się dziesiątki marines, wróg rzuca siły w liczbie setek tysięcy.
Nawet większych, kiedy eniak ostatnio liczył, stwierdził, że w tym tempie w
ciągu trzech tygodni Związek przemieści do Warszawy prawie milion żołnierzy
różnych rodzajów sił zbrojnych. Choć w ciągu pierwszego tygodnia będzie ich 120
000, gdy na miejsce dotrą oddziały z Moskwy i Ukrainy, a potem zostaną
wzmocnione siłami z Europy.
- Ruszyli garnizon
moskiewski? - nie mógł uwierzyć Grieve.
- Zgadza się. 80 tysięcy
wojska przeznaczonych specjalnie do obrony Berii. Wiesz doskonale, że dwie mile
pod Moskwą wybudowali całe podziemne miasto, a on sam ukrył się w jego wnętrzu.
Chyba wreszcie doszedł do wniosku, że nie jesteśmy mu w stanie w żaden sposób
zagrozić i nawet zdetonowanie bomby nad Kremlem nie zrobi mu krzywdy, bo dał
zgodę na użycie 2/3 wojsk. Kiedy rozmawiamy mijają zapewne już granice
Republiki Polskiej, przez ostatnie dni siły wojskowe z Lublina i Litwy
oczyszczały korytarz przejazdowy, by mogli przemieścić się pociągami. Wkrótce
znajdą się w zasięgu naszych satelit i będziemy wiedzieć więcej. Z samego
Lublina zdołali posłać już wcześniej niewielki desant, teraz puszczają za nim
resztę wojska. Powinno w ciągu doby dotrzeć do Warszawy, a gdy wzmocnią je
oddziały moskiewskie, sytuacja twoich ludzi stanie się naprawdę nieciekawa.
- Ale z jakiego powodu? -
zapytał Grieve.
- Nie mam pojęcia. Nie
rzuciliby tak wielkich sił, które przemieszczają się ślamazarnie, by
wyeliminować po prostu nasz niewielki desant - stwierdził Kluge. - Ani by odbić
Warszawę. Być może wiedzą coś, o czym nie wiemy. Jednym z możliwych wyjaśnień
jest obecność Kolektywu. Zarejestrowaliśmy liczne przebicia struktury
przestrzeni. Wygląda na to, że Chińczycy właśnie się odnaleźli i wracają. Ale
nie do Chin, bo całkowicie im to uniemożliwiliśmy, razem ze Związkiem w ciągu
ostatnich miesięcy zniszczyliśmy sporą część ich kraju.
- I chcą zająć Warszawę?
- Jak powiedziałem, to jedno
z możliwych wyjaśnień. Byłoby to w stylu ich bezsensownej i niezrozumiałej
taktyki. Wszystko to wpisuje się w ciąg niepojętych działań, na Ziemi doszło do
tego, z czym NASW mierzy się od jakiegoś czasu, gdy tamci zaczęli ściągać całą
swoją flotę na orbitę. Nikt nie wie nadal dlaczego, ale jest już tam spore
zagęszczenie statków. Uwierz mi, sytuacja na górze jest już naprawdę
nieciekawa, prędzej czy później ktoś nie wytrzyma i pociągnie za spust - Kluge
zamilkł na chwilę. - Lecz nie zostałeś wezwany tu by rozmawiać o całej tej
sytuacji ogólnie.
- Rozumiem, że tematem będzie
to, co dzieje się w Warszawie?
Kluge pokiwał głową.
- Dobrze rozumiesz. Widziałem
jak spoglądasz na mapę, szukając śladu naszych w Warszawie, ale nadal nie mamy
z nimi kontaktu. Od kiedy wjechali pod te pieprzone zakłócenia, anomalie, czy
jak im tam… Nie minął jeszcze 12-godzinny interwał, kiedy mieli posłać drona i
przekazać aktualne informacje, ale nawet jeśli tego nie uczynią, niczego nie
będzie to oznaczać. Tam jest po prostu za dużo zakłóceń. Na chwilę obecną
zakładamy, że wciąż żyją, mimo iż tamci posłali przeciw nim trzy plutony wojska
i siły pancerne. One również zniknęły, gdy weszły pod tę cholerną anomalię -
Kluge westchnął. - Tamci przesunęli większość swych statków w okolice
Rewolucji, więc nie jesteśmy w stanie posłać Phaetona z ISS. NASW próbował już
dwa razy i zestrzelili je, nim weszły w atmosferę. Żeby je osłonić musielibyśmy
zaangażować się nieco poważniej, a nikt tego na razie nie chce, mając po obu stronach
kapitanów, których świerzbią ręce, by otworzyć ogień. Mamy nieco inny problem,
rozlało się mleko i sprawa ujrzała światło dzienne.
- Myślałem, że problemem jest
fakt, że odcięto nam na dole ludzi - zauważył Grieve.
- Dlatego tu jesteś -
zaznaczył Kluge. - Ale chcę, żebyś najpierw dowiedział się o kilku rzeczach -
przetarł zmęczone oczy i sięgnął po dzbanek, z którego dolał sobie kawy. Po
chwili nalał również dla marine i podał mu metalowy kubek. Grieve zamoczył usta
i skrzywił się. Kawa była zimna. Przyjrzał się mapie zaktualizowanej przez
eniaka, stwierdzając, iż Royal Navy osiąga powoli obszar Wysp Liparyjskich, a
Czerwona Flota wdała się w skomplikowane manewry w archipelagu. Zanosiło się na
to, iż wkrótce sytuacja się ożywi, lecz sam fakt, iż wciąż nie doszło do
wymiany ognia, był co najmniej dziwny.
- Do rzeczy - Grieve odstawił
kubek.
- Desant zlecony przez
Aldrina przestał być już tajemnicą - powiedział Kluge. - Oczywiście wiedziałem
o tym, zresztą Admirał zdawał sobie z tego sprawę. Abstrahując od faktu, iż
dostał obsesji na punkcie tego dziwnego czegoś, co pojawiło się w kosmosie i
badań związanych z fizyką multiniestałości, jego pomysł nie był zły. Zejść na
dół, uzyskać informacje wywiadowcze i wrócić, nawet jeśli nie można było wziąść
na poważnie historii opowiadanych przez tych jego jeńców. Już raz zaryzykował
na Marsie i mu się udało, więc kolejna chirurgiczna misja, nie była niczym
dziwnym. Słusznie, że zorganizował ją po cichu, bo nasz system dowodzenia, jak
sam wiesz jest nieco...
- Barokowy - dopowiedział
Grieve.
- Nawet ja nie wiem czasem,
kto właściwie dowodzi, z podległością wobec Prezydenta, Sekretariatów, z nami
koordynującymi wszystkie działania między CINTER i CINSPAC, gdzie regionalne
dowództwa prowadzą niezależną politykę wojenną. Gdyby nie konieczność zgrania
wszystkiego przez eniaki i sieci matematyczne, pewnie już dawno nikt nad tym by
nie zapanował.
- Za dużo wolnych narodów w
tym Sojuszu - mruknął Grieve.
- Żebyś wiedział. Choć nie
wiem czy system dowodzenia tamtych jest lepszy, ta ich Stawka, naczelne
dowództwo podległe bezpośrednio temu kutasowi Berii, którego rozkazy ślepo
wykonuje Sierow... W pełni scentralizowany system, nie dający, im żadnej
samodzielności bojowej.
- Za to nasi dowódcy są
nierzadko zbyt samodzielni.
- Właśnie. Jak Aldrin. Nie
uszło naszej uwadze, że zwrócił się do twojego dowódcy, generała Cleeva, bo w
końcu zamierzał posłać marines na Ziemię, do czego nie miał prawa. I tak się
dziwię, że zapytał. Aby nie musieć czekać i uzyskiwać zgód, które utkną na wiele
tygodni w biurokratycznej procedurze, załatwił to za plecami AFCOM. Dlatego też
poszedł do Polaków, wiedząc, że gdy da im szansę, na którą czekali od lat,
umożliwiając powrót do Warszawy, nie będą się nawet zastanawiać. Przerzucił ich
na ISS, a potem na Ziemię, nim ktokolwiek zdołał się zorientować. I to właśnie
spora część naszego problemu.
- Mianowicie? - zapytał
Grieve. Kluge westchnął.
- Zrobił się syf. Nie wiem
nawet kto połapał się pierwszy, czy gdy NASW poświęciła sporo dronów by osłonić
ten desant, czy też sieć matematyczna ISS przekazała informacje do naszych
eniaków, na temat obecności naszych na terenie wroga. Dość, że kiedy już
zaczęło być głośno, a Williams zaczął głośno zadawać pytania, na temat operacji
prowadzonej bez jego wiedzy na europejskim obszarze działań wojennych, Polacy
wyskoczyli ze swoimi rewelacjami, a do nas przyszła lista.
- Jakimi rewelacjami? -
zdziwił się Grieve.
- Ich władze poinformowały
oficjalnie, że Wojsko Polskie prowadzi działania wojenne na terenie dawnej
Polski - powiedział Kluge. - I zażądali wsparcia, dla SBS.
- Czy oni zwariowali? -
Grieve nie mógł uwierzyć. - To była tajna operacja, czy...
- Cholerni Polacy - zgodził
się Kluge. - Większy problem stanowią chyba tylko Irlandczycy, zwłaszcza od
kiedy Ruscy podpuścili ich i wszczęli te swoje powstanie. Na szczęście nie
angażuje już tylu naszych sił.
- Od kiedy przestał istnieć
Belfast - zgodził się Grieve. - Ale tego, co robi polski rząd nie rozumiem.
- Przeciwnie, to w pełni
zrozumiałe - wyjaśnił Kluge. - To polityczna kalkulacja, skoro uczynili z tego
faktu publiczną wiedzę, nikt nie zamiecie sprawy pod dywan. Sam wiesz jakie to
proste w naszej wspaniałej kontrolowanej demokracji.
- Na co oni liczą?
- Przecież to oczywiste. Na
powrót do Polski.
Grieve prychnął.
- A niech sobie ją do cholery
wezmą! Razem z tymi anomaliami i zniszczoną nuklearną ziemią!
- Obawiam się, że to nie
takie proste - zauważył Kluge. - Beria tak łatwo nie odda terenu, który uważa
za część Związku Radzieckiego. Cholera, wiesz, że mój ojciec walczył w tej
cholernej Polsce?
- Myślałem, że w Rosji.
- Tam również. W 1941 roku
dotarł prawie pod Moskwę i przez lornetkę ujrzał mury Kremla.
-Byłoby lepiej, gdyby udało
się wam wtedy go zniszczyć.
- Nie nam. Ja urodziłem się w
USA, przypominam ci, że Niemcy tamtą wojnę przegrały, wtedy one były wrogiem, a
nie Związek. Ale o tamtej wojnie nikt już nie pamięta. Ta trwa zbyt długo. W
każdym razie, możesz sobie wyobrazić, co zaczęło się dziać zarówno politycznie
jak i w sztabie. Wyeth i Norman tłumaczą się właśnie Prezydentowi. Trwa już
szukanie winnych, bo tylko tak można zdaniem tych urzędasów z Waszyngtonu
nazwać niczym nieuzasadniony atak na Związek, mogący być odebrany jako
prowokacja. Niestety obawiam się, że generał Cleeve również straci stanowisko.
Z powodu listy.
- Listy?
- Ktoś uczynny wysłał nam
depeszę - wyjaśnił Kluge. - Wprost z ISS. Nazwiska żołnierzy posłanych do
Warszawy, stąd je znam. A wynika z tego jednoznacznie, że generał nie miał
kontroli nad USMC, a przerzucenie SBS i ich szybowców nie mogło odbyć się bez
wiedzy AFCOM. Więc mamy problem, zdajesz sobie sprawę co to oznacza.
- Skurwiel - mruknął Grieve.
- Co za gnój, mógł wysłać szyfrówkę?
- Taki sam, jakich mam tutaj
wielu - odparł Kluge. - Sztabowa gnida, nie biorąca udziału w walce, usiłująca
zrobić karierę za biurkiem, kosztem innych, szukająca haków. Mająca dość
zachowawczego dowództwa Glenna, Aldrina i Armstronga, uważająca, że zamiast
kolegium admirałów, CINSPAC powinien kierować jeden naczelny dowódca. Chcąca
zrobić karierę, po tym jak rozpęta sie afera, a miotła wymiecie ludzi Aldrina. Wybierz
sobie powód, to bez znaczenia, sam wiesz, że sztabusy czyhają na kolejną
rekonfigurację stanowisk.
- A my giniemy w piachu -
zgodził się Grieve.
- Jeśli w ogóle pozwolą nam
walczyć - rzekł Kluge. - Ludzi mamy świetnych, ale dowództwo samoograniczające
się aż za bardzo. W każdym razie polowanie na czarownice już się rozpoczęło.
Zbyt długo patrzyli na te obsesje Aldrina przez palce, ostrzeżenia przed tym
dziwacznym obiektem, który pojawił się w Układzie Słonecznym, a jest z
pewnością jakąś bronią tamtych. Nie wspominając już o obsesji tego
sfrustrowanego naukowca, Everetta, który ma na niego wpływ. Biały Dom posłał na
górę swojego człowieka, Gleesona, ze specjalnymi uprawnieniami, który ma ustalić,
co właściwie zaszło. Z tego co wiem Aldrina umieszczono już w areszcie domowym
i rozważają, czy nie dopuścił się zdrady.
- Zdrady! - Grieve prychnął.
- Aldrin. Niemożliwe.
- Nie jest istotne co będzie
możliwe, a co nie - stwierdził Kluge. - Nadchodzi czystka, nie gorsza niż po
fiasku wietnamskim. Obejmie także zapewne nas.
- Wali mnie to - wzruszył
ramionami generał. - Jestem żołnierzem, a nie...
- Wiem. Dlatego cię tu
ściągnąłem. Bo podczas gdy afera się rozkręci, zaczną szukać winnych, a Polacy
będą krzyczeć coraz głośniej, nikt nie zwróci uwagi, na to co dzieje się w
Warszawie. Gerard poinformowal już Williamsa, że skoro SBS posłał sobie ludzi
za jego plecami, to SACEUR ma to w dupie. I nie obchodzi go jak skończą.
- Tak powiedział? - zdziwił
się Grieve.
- Dopóki mógł mówić -
uśmiechnął się Kluge. - Zdaje sie, że generał Szot-Kowalewski dał upust swoim
nerwom i strzelił mu jak to się mówi z liścia... Powodując tym samym ból głowy
u Williamsa. Naprawdę, czasem nawet lubię tych Polaków, mimo, że są całkowicie
niezdyscyplinowani. Ale jak to zwykle oni, ze wszystkimi mają zadawnione
porachunki, choć nie wiem, z jakiego powodu zaleźli im za skórę Francuzi. Cóż,
chodzi o to, że nasi ludzie, wciąż są tam na dole, a chwilowo zostali
pozostawieni sami sobie. Wkrótce ruszy machina biurokratyczna, ustalając, kto
zawinił, lecz nikt nie zaryzykuje, aby ich wyciągnąć. To twoje zadanie.
- Moje? - zdziwił sie Grieve.
- Tylko ty możesz tego
dokonać Matthew - powiedział Kluge. - Na razie nikt o tym nie myśli, Gleeson
szaleje na górze, paraliżując NASW, te pieprzone anomalie w Niemczech nie
pozwalają nam posłać misji ratunkowej, nie wspominając już o twierdzy Poznań,
która zestrzeli nasze pojazdy. Dlatego ruszasz na ISS, trzeba po nich polecieć
z kosmosu.
- Jak tego do cholery mam
dokonać? - zapytał Grieve. - Sam powiedziałeś, że tamci kontrolują przestrzeń
wokół Rewolucji. Jak w ogóle chciał tego dokonać Aldrin?
- Miał ten prom przejęty od
Związku, “Jefferson Davies” - odparł Kluge. - Miał po nich polecieć wraz z
kontenerem transportowym. Sytuacja jednak się zmieniła, Związek kontroluje
przestrzeń nad Polską, miejsce ich pierwotnego lądowania jest już niedostępne z
powodu anomalii, a na dokładkę “Jefferson Davies” zniknął. Znajdź jakiś inny
sposób, by wyciągnąć naszych.
- Świetnie, mam dokonać
niemożliwego - warknął Grieve.
- Zatem to typowa robota dla
marines - uśmiechnąl się Kluge. - Zrozum, Matthew. AFCOM chwilowo ogarnie
paraliż, SACEUR musi gasić własne pożary, a Polacy nie dadzą tak łatwo spokoju.
Gramy na czas, jak myślisz, dlaczego kazaliśmy macać europejską obronę tamtych?
Sprawdzamy jak bardzo zależy im na Warszawie. Jeśli niezbyt, cofną swoje siły,
aby nam dokopać. Lecz jeśli bardzo...
- Pozwolą nam zająć swoje
terytorium - kiwnął głową Grieve. - Co tak ważnego jest w Warszawie, że są
gotowi oddać nam swoje zdobycze terytorialne?
- Nie mam pojęcia, trudno
uwierzyć w ten bełkot z raportów Aldrina, o siłach militarnych zaawansowanych
technologicznie, ukrytych gdzieś... Wiem, że masz dopuszczenie do tych
informacji, więc o tym czytałeś. Ale Warszawa jest ważna, a my mamy tam swoich
ludzi. Prędzej czy później ktoś zrozumie co to oznacza. Do tego czasu jeśli nie
zdołasz ich ewakuować, masz wesprzeć ich w każdy możliwy sposób, zaopatrzyć w
amunicję, ciężki sprzęt, lub wspomóc w odwrocie.
- Jakim odwrocie, dziesiątka
marines bez problemu pokona stutysięczną armię - z przekąsem rzekł Grieve.
- Tak właśnie sądziłem -
zgodził się z nim Kluge. - Wyruszasz za chwilę, za sześć godzin z Korou
odlatuje “Mac Kinley” z transportem dronów na ISS. Masz na nim być, do tego
czasu nasi powinni nawiązać już kontakt, będę cię informował na bieżąco. Na
miejscu przejmujesz dowództwo nad siłami marines NASW, nawet jeśli to banda
dekowników, pilnujących jedynie stacji i statków...
- Marines nigdy nie są
dekownikami.
- Masz rację. Oficjalnie
lecisz ustalić z ramienia AFCOM nadużycia Aldrina i jego nieuzasadnione
nadużywanie korpusu. A także by dowiedzieć się, w jaki sposób posłał naszych na
Ziemię, bez waszej wiedzy.
- Po co ta szopka?
- Gleeson i tak będzie cię
podejrzewał - mruknął Kluge. - Nie chcemy, żeby przeszkadzał już na tym etapie.
Jego pełnomocnictwa są naprawdę szerokie. Prędzej czy później zorientuje się,
że w działaniach Aldrina brało udział więcej osób. Im później tym lepiej. Być
może do tego czasu uda mi się tu przekonać parę osób, iż Warszawa... jest
ważna. Chcesz powiedzieć coś jeszcze?
- Masz tu naprawdę kiepską
kawę - poinformował go Grieve. - A w kiblu zapewne zamiast papieru toaletowego
komiksy o kapitanie patriocie.
- Użyj ich teraz, w kosmosie
nikt nie usłyszy twojego wołania, gdy będziesz chciał skorzystać z toalety.
- Jeszcze jedno - przypomniał
Grieve. - “Jefferson Davies”. Co to znaczy, że zniknął?
- To znaczy, że Gleeson nie
może go znaleźć. Odleciał z ISS tuż po jego przybyciu, po czym spotkał się w
przestrzeni ze statkiem, wraz z którym wykonał rzut fotonowy. Co gorsza
najprawdopodobniej na jego pokładzie znajdowały się osoby, których NASW nie
może doliczyć się na “Deep Space”.
- Dokąd poleciał ten statek?
- To akurat proste. Skoczył
na Marsa.
- W środek ich terytorium?
Jak nazywa się ten okręt?
- “Von Braun”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz