Dowgiłło
raz jeszcze przyjrzał się mapie, po czym ponownie przytknął do oczu lornetkę.
Obszar kontrolowany przez wroga niknął za ruinami i roślinnością, które
przetrwały niszczycielski ostrzał z haubicy. Nie zakładał nawet, że przeciwnika
udało mu się pokonać, z siłami jakimi dysponował najchętniej pokryłby raz
jeszcze cały obszar ogniem, lecz działo musiało ostygnąć i należało oszczędzać
amunicję. Niestety, musiał nawiązać z imperialistami bezpośredni kontakt
bojowy, a powód był prozaiczny i nie
dający możliwości odmowy. Stawka nakazała.
Sytuacja
spieprzyła się bardzo szybko. Nim Afanasjewa ruszyła opanować wejście do metra,
posłała pod jego dowództwem dwie drużyny zmechpiechoty, tank PT-81 oraz samobieżną
artylerię Grad, celem zajęcia pozycji osłonowej. Dowgiłło wybrał na stanowisko
bojowe opuszczony od kilku lat mokotowski fort, nie zdążył się w nim nawet
jeszcze umocnić, gdy w ciemności wiszącej nieruchomo nad miastem rozbłysły
eksplozje. Dzięki ostrzeżeniu Gerbera udało mu się odpalić strieły. Rozkazał je
wystrzelić bez wybierania celów, chwilę później zdążyły złapać namiar
nadciągających maszyn wroga. Po raz pierwszy miał okazję zobaczyć na wpół
legendarne pojazdy pozbawione pilotów, które natrafiwszy na zasłonę rakietową
odbiły w górę prawie pionowo, wykonując gwałtowne zwroty. Na swych śmigłach nie
były jednak w stanie poruszać się szybko, choć odpalać zaczęły jakieś świetlne
pociski, w które trafiła większość rakiet łapiących na nie namiar. Dowgiłło w
tym czasie zmienił już obszar ostrzału, zamiast uderzania na ślepo w miejsce
bitwy, zgodnie ze złapanym namiarem przez radar Grada i wskazaniem podesłanym
przez Trzmiela, polecił strzelać w źródło sygnałów radiowych, znajdujące się
trzy wiorsty od nich na terenie Ochoty. Skutkiem tego całkowicie ono zamilkło,
a wrogie maszyny przestały nadlatywać. Gdy polecił przerwać ostrzał zapadła
cisza. Zarówno w tamtym rejonie, jak również w miejscu bitwy, toczonej przy
wejściu na Stację Unii Lubelskiej. Nie słychać było już wybuchów i strzałów,
nad miejscem starcia unosił się widoczny pośród zmierzchu kłąb dymu, stanowiący
pozostałość po zniszczonych budynkach i wybuchach, a przez radio nie odpowiadał
mu nikt z grupy uderzeniowej. Złamał zakaz nawiązywania kontaktu, jednak nie
spotkało się to z odpowiedzią imperialistów. Zapanował spokój, a on został sam
ze swoimi myślami, wiszącą nieruchomo nad miastem ciemnością, zastanawiając się
co uczynić. Niewiele czasu zajęła próba podważenia jego dowództwa przez
tankistę Saakaszwilego, oraz artylerzystę Kalenia. Szybko ich spacyfikował,
mimo iż wiedział już jakie donosy gotowi są wysmażyć, lecz rozważał w tym
czasie posłanie zwiadu. Jednakże wówczas przybyły niedobitki, z potężnej grupy
uderzeniowej pozostał niecały tuzin żołnierzy, którzy najwyraźniej uciekli spod
ostrzału. Choć Saakaszwili od razu zażądał, by rozstrzelać ich za defetyzm,
Dowgiłło kierując się pragmatyzmem włączył ich do swych sił, uznając że 11
ludzi wzmocni jego niewielką grupę, a on da im szansę wykazania się odwagą i
zmazania swych win. Niestety ich przybycie okazało się druzgoczące dla morale,
bowiem przynieśli ze sobą opowieść o tworach których nie imały się kule,
ukrytych imperialistach, których nie zdołali zobaczyć i maoistach pędzących na
zatracenie. To sprawiło, że Dowgiłło zastanawiał się co ma dalej uczynić, choć
nie mógł dać ludziom poznać, jak wielkim wstrząsem była dlań informacja o
pokonaniu i śmierci wszystkich jego ludzi, całego plutonu. Najpierw śmierć
Krafta, teraz strata prawie całego stanu osobowego. Dowodził resztką tego, co
pozostało z posłanego ku Warszawie oddziału, a na jego barkach ciążyło podjęcie
decyzji, o czym doskonale wiedzieli Saakaszwili i Kaleń. Problem ten rozwiązała
Stawka, wydając za pośrednictwem Trzmiela rozkaz nawiązania bezpośredniego
kontaktu bojowego z przeciwnikiem. Sensowność powyższego była znikoma, a liczba
wrogich sił nieznana, lecz choć pokazały już, że zdolne są pokonać znacznie
większą grupę uderzeniową. Dowgiłło nawet nie próbował dyskutować ze Stawką,
ani zastanawiać się co kryje się za powyższymi rozkazami, wykonał je po
swojemu. Polecono mu związać ogniem przeciwnika w obu lokalizacjach, gdzie
ujawniono jego obecność. Do Stacji Unii Lubelskiej nawet nie planował się
zbliżać, więc polecił Kaleniowi wziąść na nią namiar i wstrzymać się na razie z
otwarciem ognia. Zwiadowców posłał zaś w kierunku Ochoty, nie próbując jeszcze
wspierać ich wozem bojowym ani tankiem, z obawy na możliwość obecności wrogich
maszyn. Sam przemieszczał się powoli BWP, a nieopodal kroczył PT-81, choć
osłona w postaci kilku żołnierzy wyposażonych w Strieły zdawała mu się mocno
mizerna. Przynajmniej wciąż mieli łączność radiową, Trzmiel podleciał bliżej i
krążył na granicy Mokotowa, utrzymując bezpieczną odległość od oddziaływań na
Dzikich Polach. Dowgiłło był przekonany, że pilot robi wszystko, by krążąc, nie
znaleźć się nad jałową ziemią dawnej południowej. Znowu pomyślał o tym, co tam
ujrzał i poczuł lęk.
Skupił
się na bardziej przyziemnych sprawach. Zerwał jakąkolwiek łączność, wiedząc iż
imperialiści namierzają jego pozycję w sposób podobny, jak czyni to on. W ich
wypadku było to dużo prostsze, bowiem machiny tamtych działały w oparciu o
komunikację radiową, co stanowiło ich słabość. W jaki sposób pozostawała ona
sprawna, pozostawało tajemnicą, według tego co mu przekazano łączność powinna
zawieść, a elektronika tamtych stać się całkowicie niesprawna w strefach
promieniowania, zwłaszcza na Dzikich Polach. Lecz w przeciwieństwie do nich
imperialiści wyraźnie nie mieli wielkich problemów, choć podobnie zarządzili
ciszę w eterze. Nie wiedział czy daje mu to jakąkolwiek przewagę, nigdy
wcześniej z takim wrogiem nie walczył, usiłował się przystosować. Ci, którzy
mieli doświadczenie w takich starciach zostali pobici u wejścia do metra, co
nie rokowało najlepiej. Dowgiłło nie dążył do starcia, jednak skoro polecono mu
zaatakować, zamierzał wywiązać się z tego zadania jak najlepiej, nawet jeśli z
powodu braku jakiegokolwiek rozpoznania, zapowiadało się to na zadanie iście
samobójcze, w stylu największych gieroi Sojuza. A Dowgiłłę wypełniał zimy
gniew, po raz pierwszy w życiu spersonalizowany, skierowany przeciw komuś
innemu niż Polacy. Wróg, który zabił jego towarzyszy broni, miał twarz. Był
żołnierzem wrogiej armii, którego Dowgiłło zamierzał zabrać ze sobą, mszcząc
poległych. Atakować jednak należało nie kierując się emocjami i właśnie to
właśnie czynił. Rozkazy rozkazami, ale dopadnie tych gnoi. W przeciwieństwie do
Afanasjewej walczącej w ciasnej przestrzeni budynków, on miał przewagę otwartej
przestrzeni i zamierzał to wykorzystać, choć podejrzewał, że wróg jest w stanie
ich odpowiednio wcześniej wykryć.
Na razie
jednak dał sygnał powoli naprzód, widząc przez lornetkę jak zwiadowcy przejazują
znaki. Wykryli ślady obecności imperialistów, więc nie zamierzał już zwlekać.
Uniósł dłoń i dał sygnał, zeskakując z pancerza BWP, by nie wystawić się na cel
wrogich snajperów. Wówczas Kaleń wydał rozkaz, a ponad wiorstę za jego plecami
Grad wystrzelił, pośród huku i dymu, aż zadrżała ziemia. Haubica drgnęła na
swych pneumatycznych nogach, następnie oddała kolejny strzał z drugiej lufy, po
czym zaczęła obracać wieżyczkę. Niech imperialiści sądzą, że ostrzeliwuje nadal
bez sensu otoczenie lotniska i miejsce bitwy, trzeci strzał został posłany w
stronę miejsca ich bazy. Dowgiłło zdjął dłonie z uszu, nie czekając aż Grad
opuści się na swych nogach i osiądzie na kołach, po czym zacznie zmieniać swą
pozycję.
Uczynił
to rychło w czas, bowiem eter ożył, wypełnił go sygnał komunikacji radiowej
imperialistów. Dwa pierwsze strzały zgodnie z poleceniem Stawki oddane zostały
w stronę Stacji, lecz nikt nie odpowiedział stamtąd ogniem, trzeci wywołał
reakcję. Wróg ukrywał się na Ochocie i nie zamierzał dopuścić, by Dowgiłło
kontynuował niszczycielski ostrzał. Z zarośli odległych o pół wiorsty od
zwiadowców wystrzeliła salwa z moździerza, zmierzając w kierunku tanka.
Dowgiłło nie dał się nabrać, wiedział, że tamci odwracają jego uwagę. Pociski
nie miały szansy przebić pancerza, służyły jedynie zwiedzeniu ich w pułapkę.
- Pierwsza,
agoń! - zawołał przerywając ciszę radiową, by wróg sądził, że złapali się na
ten podstęp. PT-81 natychmiast skierował tam swą lufę i wystrzelił odłamkowy.
Dowgiłło wydawał już kolejne rozkazy. - Osłona, odpalać!
O dziwo
Saakaszwili tym razem wreszcie trafił, choć niewielka lufa tanka nie dawała
możliwości strzelania pociskami większego kalibru. Jego podstawowy atut
stanowił miotacz płomieni, skuteczny na bliskie odległości. Nikt nie planował,
że PT-81, weźmie udział w walce z imperialistami, miał jedynie stanowił osłonę
dla ciężkich T-87, których niestety już nie mieli. Zarośla zostały wyrzucone w
górę, a ziemia wymieszała się z czerwoną roślinnością. Choć tank trafił
kilkanaście arszynów na lewo od miejsca, z którego wystrzelono pociski, strzał
dosięgnął celu. W górę wyleciała rozerwana na strzępy maszyna imperialistów,
jaką zdołali zniszczyć już wcześniej, przypominająca skrzynię na niewielkich
nóżkach. Przypadek, choć Saakaszwili stwierdzi na pewno coś innego.
Jednocześnie jego ludzie wystrzelili dwie rakiety Strieła, a moment wybrany
został doskonale, bowiem namierzyły one jakiś cel i pomknęły za uciekającymi
śmigłowymi pojazdami, które zdołały wystrzelić rakiety. Dowgiłło zaklął i padł
na ziemię. Pocisk śmignął nad nim, trafiając prosto w Grada. Eksplodował na
jego pancerzu, na którym momentalnie wykwitły języki płomienia, zachwiał
haubicą, lecz nie zdołał uczynić żadnej krzywdy maszynie, ani ukrytym w jej
wnętrzu artylerzystom. Pancerz po raz kolejny okazał się odporny na
imperialistyczne zabawki. Lecz druga rakieta trafiła w BWP, który nie miał
szansy przetrwać. Najwyraźniej jednak tym razem szczęście było po ich stronie,
bo ujrzał jak metalowa tuleja odbija się od pojazdu, pozostawiając w masce
wgłębienie, po czym leci dalej, koziołkując po ziemi. Niewypał. Nie miał czasu
rozważać zmienności losu, bowiem tamci zaczęli strzelać. Nie potrzebował
lornetki, od strony zrujnowanych domostw śmignęły pociski, trafiając
zwiadowców, którzy najwyraźniej nie byli ukryci tak dobrze, jak mu się
wydawało. Odwrócił się i złapał za słuchafon, trzymany przez leżącego koło
niego łącznościowca, szeregowego Leonowa.
- Durak,
w pieriod! - polecił.
BWP
ruszył, a działonowy otworzył ogień w kierunku zarośli. Wóz nie szarżował,
szedł po linii perymetru, nie zbliżając się do miejsca, z którego nadlecieć
mogła rakieta. Dowgiłło planując atak zastanowił się co on by uczynił,
następnie założył, że zrobią to imperialiści. Najwyraźniej nie wzięli pod uwagę
zasięgu ciężkiego działka BWP, bo dostrzegł, że trafili. Teraz do akcji weszła
piechota, pod osłoną wozu poderwała sie z ziemi i ruszyła przed siebie biegiem.
- Ura! -
rozległ się okrzyk prowadzącego. Imperialiści jakby na to czekali, z dwóch
punktów odpalone zostały pociski z moździerza, jednak w tamtą stronę kroczył
już PT-81 strzelając z lufy. Grad skracał właśnie kąt, przeładowując trzy
działka. Dowgiłło pośród huku eksplozji zobaczył jak kilku z jego żołnierzy
wylatuje w górę, jednak, co najmniej tuzin wydostał się z pola ostrzału i
pędził przed siebie, korzystając z osłony jaką dawał im BWP. Ten właśnie
nawracał łukiem, a działonowy musiał zmienić taśmę amunicyjną, bowiem na chwilę
zapadła cisza. Żołnierze przypadli do ziemi, czekając aż wyminie ich PT-81,
który mijał ich pozycję i uruchomił miotacz ognia. Za wcześnie, zaklął Dowgiłło,
strumień nie sięgnął nawet budynku, bo imperialiści zaczęli uciekać. Jego
ludzie strzelali, jednego z tamtych udało się nawet trafić, lecz nie mieli
niestety już żadnego snajpera, który zdołałby zasiać w szeregach wroga
spustoszenie. Paru jednak dostali, choć od eksplozji moździerza padło także
nieco z jego żołnierzy. Być może byli jedynie ranni, lecz w uszach mu piszczało
i niewiele słyszał. Sytuacji nie poprawił kolejny strzał Grada, wymierzony w
odległą Stację. Gdyby nie konieczność ostrzeliwania także tamtej pozycji,
której Dowgiłło nie rozumiał, zmasakrowałby teren przed sobą i ruszył dalej. Na
razie jednak haubica musiała skrócić pole ostrzału, a on poczuł klepnięcie w
ramię, gdy Leonow podawał mu słuchafon.
-
Łowoziero, jak mnie słyszysz? - rozległ się trzeszczący głos łącznościowca
Trzmiela, który przekazywał mu przez ostatnie godziny rozkazy. - Zaprzestań
ostrzału obszaru lotniska!
- Ja
Łowoziero, przyjął! - zawołał Dowgiłło. - Nacieram na kierunku Ochota!
-
Kontynuować natarcie - potwierdził Trzmiel. Kolejnych słów już nie usłyszał,
bowiem Grad strzelał ponownie. Pociski zmieniły dwie budowle przed nimi w kupę
gruzu. Jednocześnie Kaleń dostał kolejną maszynę wroga, latające wciąż jeszcze
nie powróciły, choć nie wiedział, czy zdołali je strącić. Ważne, że zepchnęli
tamtych do ofensywy. PT-81 musiał iść przodem, bowiem Dowgiłło bał się min
przeciwpiechotnych, którymi posłużyli się tamci podczas walki z grupą
Afanasjewej. Dlatego też obawiał się nadlatującego pocisku przeciwpancernego,
brak kontaktu ogniowego świadczyć mógł, że tamci wciągają ich w zasadzkę.
Była ona
jednak inna niż się spodziewał. Nie usłyszał strzału, lecz lufa Grada nagle
eksplodowała, zdążył jedynie zarejestrować, iż rozgrzała się do czerwoności, a wśród
dymu ujrzał coś na kształt promienia światła, biegnącego pośród bitewnego pyłu w
linii prostej od niedalekiego wzniesienia. Haubica nie zatrzymała się, lecz
zwolniła, a gdy dym się rozwiał, zobaczył, że wieżyczka wydaje się bezradna.
Lufa była rozerwana, jednocześnie zablokowała dwie pozostałe. Nie miało
znaczenia, że jego ludzie pędzili już w kierunku, z którego oddano strzał i
rzucali granatami. Po chwili dopadli maszynę, która zdołała ich wymanewrować, a
kolejne wybuchy dokonały jej zniszczenia.
-
Poczekajcie skurwysyny - warknął Dowgiłło, a Leonow poklepał go w ramię. Tym
razem nie podawał mu jednak słuchafonu, lecz pokazywał coś z tyłu. Teraz i on
to dostrzegł i jego twarz się rozpogodziła.
Spod
chmur w warstwę zmierzchu spadły stalowe ptaki, cztery Suchoje nadlatywały w kierunku
Warszawy. Za nimi dostrzegł ciemne sylwetki wiertalotów. Nadciągały posiłki,
imperialiści nie mieli żadnych szans.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz