Nikt już
nie pamiętał co oznacza ten skrót, Walter nie miał pojęcia z jakiego powodu
mówiono tak na najwyższy budynek zrujnowanej Warszawy położony na powierzchni.
Tak jednak określali go żołnierze, stalkerzy a nawet apasze na Wileniaku i
starsi ludzie pamiętający przedwojenne miasto. On traktował to miejsce z
respektem, choć widział je jedynie kilka razy, na początku swej kariery
wojskowej, oswajano go w tej okolicy z powierzchnią, nim przydzielono do
pierwszych służb na terenie miasta. Budynek wznosił się wysoko w niebo, zapewne
powyżej dwudziestu pięter. Walter nigdy nie miał ochoty policzyć, wystarczający
dlań był fakt, iż był on widoczny z oddali świadcząc o czasach, gdy ludzie
uważali, iż bezpieczni są na powierzchni. Nim przenieśli się do bezpiecznych
tuneli metra, wybudowanych głęboko pod ziemią, które jednak okazały się
pułapką. Po tym co usłyszał od Anuszki, wciąż nie był w stanie uspokoić swych
myśli.
Nazywała
się Anuszka Pawłysz i miała dwanaście lat. Wychowała się na tej samej stacji co
on i większość dzieci zamieszkujących miasto, pośród bezpiecznych tuneli Woli i
Ochoty, odciętych całkowicie od powierzchni szkół Stalina. Poddana pionerskiemu
wychowaniu, nigdy nie poznała własnych rodziców, życie upłynęło jej na
poznawaniu zasad komunistycznego żywota. Była taka sama jak Walter, lecz jej
życie runęło dużo wcześniej i rozpadło się w pył. Nie miała nawet 10 lat, gdy
Warszawa upadła.
- Wiesz,
że nie możemy jej zabrać? - słowa Deveraux przerwały tok jego myśli. Spojrzał
na nią z gniewem.
- W takim
razie ja ją zabiorę.
- Wiem
jak to brzmi, ale... - wyraźnie nie przychodziło jej to łatwo.
- O ile
mi wiadomo na razie kręcimy się bez celu - rzucił. - Więc wy iddźcie dalej,
imperialiści, nawiążcie kontakt ze swymi ludźmi i zabierzcie się stąd. Wynoście
się z mojego miasta i zostawcie ją mnie. Stanowi to dla ciebie problem? To mój
problem, a nie twój!
- Nie to
chciałam powiedzieć - odparła. - Ale przekradanie się wśród tych cieni z
dzieckiem to szaleństwo.
-
Podobnie jak z kimś rannym - zirytował się. Zamilkli, a on mocniej ścisnął dłoń
Anuszki. Znowu rozgorzał w nim gniew. - To wy ją uratowaliście - przypomniał. -
Chcesz ją teraz tu zostawić? Jesteś w ogóle do tego zdolna?
- Nie -
odpowiedziała bez wahania i zastanowienia. - Ale jeśli możemy ją gdzieś zostawić...
Komuś zostawić... Nasze szanse wzrosną.
-
Deveraux... - zaczął. - Nie sądzę, żebyśmy szli w to samo miejsce. Wiesz, że
nie wrócę z wami.
- Czeka
tu coś na ciebie? Prócz twej wymarzonej śmierci?
- To moje
miasto - odrzekł. - Słyszałaś co mi powiedziała?
Anuszka
rozmawiała z nim gdy szli pośród ciemności. Noc nie stawała się gęstsza,
zdawali się oddalać od mroku, gdy nie podążali w kierunku Stacji Berii.
Znajdowali się pośród zmierzchu, w którym ruiny odcinały się ciemnym kształtem.
Stanęli u stóp Pasty, na zrujnowanym placu, gdzie krzyżowały się ulice. Walter
spojrzał w górę na wysoką bryłę sześcianu, na szczycie którego znajdował się
mniejszy. Być może z góry imperialistom uda się nawiązać z kimś łączność, a być
może rozejrzeć. Zbliżyli się do nich Weyland i Baumann, przyglądający się
czujnie otoczeniu, a przede wszystkim Walterowi. Zupełnie im się nie dziwił,
sam reagowałby podobnie, gdyby imperialista prowadził członka jego oddziału.
Wiedział, że na jeden sygnał Deveraux wpakują mu kulę. Weyland popatrzył na
dziewczynkę, która uśmiechnęła się i swą umorusaną twarzą powiedziała coś do
niego.
- Co
takiego? - chciał wiedzieć.
-
Podziękowała ci - wyjaśnił Walter. Weyland w odpowiedzi skinął poważnie głową i
uśmiechnął się.
- Nie
przyszło ci do głowy, że to pułapka? - burknął Baumann.
- Jeśli
tak to się w nią złapaliśmy - zauważyła Deveraux, siadając na gruzowisku i
wyciągając swą nogę, by dać jej chwilę wytchnienia. Zakasłała, gdy odetchnęła
zbyt głęboko dymem z odległego pożaru. - Po za tym na nas nie trzeba zastawiać
pułapki. Zostały mi dwa magazynki, wy też nie macie za dużo amunicji.
Wystarczy, że przybędą w takiej sile, jak zaatakowali tangosów. Albo poczekają,
aż padniemy ze zmęczenia - nie musiała dodawać nic więcej. Walter od jakiegoś
czasu ignorował uczucie głodu. Choć podczas poprzedniego postoju rozdzielili to,
co pozostało w plecakach Weylanda i Baumanna, nie było tego dużo. Fakt, iż
Deveraux podała jemu imperialistyczny pakiet żywnościowy ze swojej puli,
wywołał irytację tego ostatniego, nawet gdy Walter usiłował zaprotestować, nie
chcąc pozbawiać części prowiantu rannej kobiety. Poleciła wówczas Baumannowi
podzielić się z Walterem, co zirytowało go bardziej niż fakt, że Weyland
podzielił się jedzeniem z dziewczynką. Wszystkich zaskoczył Łowca, który
wydobył ze swego plecaka wojskowe konserwy, sam zaś zaczął szarpać zębami jakiś
zasuszony kawał mięsa. Problemem była jednak woda, której im brakowało.
Irytacja Baumanna rosła, naskoczył na Weylanda, żadając odpowiedzi na pytanie,
z jakiego powodu zabrał Anuszkę. Tamten nie pozostał dłużny, spór musiała
przerwać Deveraux. Kilkadziesiąt minut później Baumann nadal dawał do
zrozumienia co sądzi o tym wszystkim.
-
Dlaczego oni cię szukają? - spojrzał na Waltera.
- Skąd
mam wiedzieć? Wiem tyle, co wy.
- Albo
przetłumaczyłeś nam to, co chciałeś - warknął tamten, spoglądając podejrzliwie
na dziewczynkę.
Podczas
poprzedniego postoju przekazał im wszystko co usłyszał od Anuszki Pawłysz. Po
drodze otworzyła się przed nim opowiadając mu, co ją spotkało, nadal
szczęśliwa, iż nadchodzi pomoc, a on czuł się nieco winny, nie wyprowadzając
jej z błędu. Nie był jednak w stanie jej tego powiedzieć, patrząc w jej pełne
nadziei niebieskie oczy. Fakt, iż towarzyszą mu imperialiści przyjęła
obojętnie, dla niej zawsze byli tylko bajką, opowieścią którą straszono
niegrzeczne dzieci. Zmaterializowali się jako żołnierze, którzy ocalili jej
przed cieniami, będącymi sługami Mroku.
To
ostatnie sprawiło, iż dla Waltera stało się jasne, z czym ma do czynienia. Z
oddziaływaniem, które było wszechobecne w aspektach, zmieniając ludzi i
transformując ich w obdarzone dziwnymi zdolnościami istoty, które wykorzystywał
do swych celów szaleniec. Generał Mrok. Z jakiegoś powodu był przekonany, że za
to co wydarzyło się w tunelach, odpowiada własnie on, bo cała ta historia
odpowiadała poziomowi megalomanii, jaką zaprezentował, gdy się spotkali.
Człowiek, który bez skrępowania przyznawał, iż przyjął swe imię, by mieszkańcy
aspektu uznali go za Boga, za którym pójdą i zginą w jego imię. Nazywał siebie
postPolakiem, twierdząc iż jest przyszłością Polski. Dla Waltera wszystko stało
się teraz kryształowo oczywiste, jeżeli oddziaływanie zwane mrokiem było w
tunelach, musiał także być tam generał. Choć Anuszka mówiła o Konwencie,
rewolucyjnym ruchu, który przejął władzę z rąk skorumpowanych cywili po upadku,
gdy miasto zostało porzucone, a wojsko wycofało się, zamykając się w Kordonie.
Rewolucja opanowała miasto i zaczął władać w nim strach, gdy okazało się, iż
członkowie Konwentu zmieniają się, a ich oczy stają się czarne. Potem pojawiły
się cienie, które pokonały Kordon, a Anuszka pamiętała tę smutną defiladę
żołnierzy, idących w pochodzie tunelem ku Stacji Berii, których cienie
schwytały jako jeńców. Choć wszystko to opowiedziała mu ledwie w kilku zdaniach,
w jej głosie wciąż słyszał przerażenie tamtego dnia, zawierające w sobie utratę
nadziei, gdy żołnierze broniący się na drugim brzegu zostali pokonani. Władzę w
Warszawie ostatecznie przejęła rewolucja, która wysadziła praktycznie wszystkie
wyjścia z tuneli, zaprowadzając rządy terroru, w czym pomogły jej cienie. Ich
liczba powiększyła się, nie imały się ich kule, były niczym mroczne zjawy,
które dopadały każdego i pozbawiały czucia.
Nie
dowiedzieli się wiele o tych istotach od Anuszki, nie były ludźmi, krążyły
wśród tuneli, wszechobecne pośród ludzi, którzy wykonywali rozkaz Konwentu. Na
ich widok każdy rozsądny odwracał wzrok. Szybko nauczono się jak kończy każdy,
kto zbuntuje się przeciw Konwentowi. Broni palnej nikt nie miał, szaleńców
którzy w jakiś sposób ją zdobyli i usiłowali walczyć, szybko spacyfikowano,
strzały nie robiły cieniom krzywdy. Gdy atakowano je nożem, nawet jeśli zdołano
zadać im rany, te szybko się zasklepiały. Były szybsze, niezniszczalne i
dysponowały zabójczym dotykiem. Stanowiły armię Konwentu, która rzuciła
wyzwanie największej armii świata. I jego przywódcy, bowiem to do niego
skierowano wiadomość, przybijając zwiadowców do krzyży. Walter nie wiedział kim
byli członkowie Konwentu, lecz działanie takie wskazywało mu wyraźnie na
człowieka, którego spotkał w aspektach. Który zniknął sprzed jego oczu wraz
Ciemną Panią. Nawet jeśli dziewczynka nie słyszała nigdy o generale Mrok, to
musiał być on, człowiek w którym dostrzegł wszystkie spotęgowane rysy
charakteru Zacherta i dlatego postanowił go zabić. I powstrzymać nim zdoła
uczynić coś więcej. Co mu się nie udało i stanowiło kolejną z serii jego
porażek.
Lecz
słowa dziewczynki oznaczały jeszcze jedno. Żołnierze Dziewiątej nie zostali
zabici na miejscu. Stracili jedynie czucie i zapewne zostali zabrani do tuneli.
Gdzie czekać miał ich los gorszy od śmierci, bo jak wynikało z opowieści
Anuszki egzekucje były tam czymś normalnym. Nazywano je karami terroru
rewolucyjnego, nakładanego za spekulację, niemoralne prowadzenie. Na dole panował
głód, bowiem gdy zabrakło miczurinowskich upraw, tysiące ludzi nie były się w
stanie wyżywić z podziemnych hodowli. Mimo zniszczenia wyjść, patroli cieni,
ludzie wciąż usiłowali uciekać. Z kilku zdań w jakich przedstawiła im to, co
uczynił Konwent, zdołał wywnioskować już wystarczająco wiele, by dowiedzieć
się, że życie na dole było piekłem. Nie pytał o więcej, ważne było, iż wybrała
wolność. Stało się to gdy cienie zniknęły z tuneli, zazwyczaj wszechobecne,
przebywające na każdej stacji, popędziły nagle jakby na jakieś wezwanie. Na
stacji Napoleona pozostali tylko nieliczni przedstawiciele rewolucyjnych władz
Konwentu. Wówczas Anuszka postanowiłą wykorzystać swą szansę.
- Ja
uciekła - mówiła, pożerając pakiet żywnościowy, który otrzymała od Weylanda.
Baumann prychnął widząc jak tamten pozbywa się zapasów. Nawet Deveraux rzuciła
ostrzegawcze spojrzenie, przypominając mu, iż muszą oszczędzać amunicję, wodę i
prowiant. Anuszka zdawała się tego nieświadoma, jej szczerbata i umorusana
twarz była ożywiona. - Przestali pilnować tunele, z których zawsze czuć było
świeże powietrze.
- Też w
dzieciństwie zawsze zapuszczaliśmy się w tunele i przejścia - powiedział
Walter. - Szukaliśmy przygód.
- Ja
szukałam jedzenie - powiedziała Anuszka. - bo Konwentowi ją racjonują i dla nas
nie starcza. Zjadłam tę zieloną roślinność na ścianach i przecisnęłam się na
górę. Wtedy zobaczyłam, że nie ma sufitu, jak w tych bajkach o powierzchni. Nie
wierzyłam, że ona istnieje! Ale jest, tylko inna, nie ma tego słońca, nie jest
wcale jasno. Tylko, że tu jest ta sama ciemność, co w tunelach.
- Mrok -
powiedział Walter.
- Mrok,
ciemność są dobre - zgodziła się. - A potem wy mnie uratowaliście. I daliście
jeść. Armia wróciła! Jak w tych opowieściach, że powróci pomścić Kordon! -
popatrzyła na przemian na Waltera i Weylanda, a oczy jej rozbłysły.
- Dureń i
rycerzyk - rzucił Baumann.
- Da się
przejść tymi tunelami do metra? - zapytał. - My się przeciśniemy?
- Wy za
duzi - powiedziała.
-
Przestałeś tłumaczyć - zauważyła Deveraux. Nie odpowiadał. Spojrzał na nią,
oddychającą ciężko u stóp budynku, opartą o ruiny, popatrzył na Baumanna i
Weylanda, w ciemności wypatrujących ruchów na placu.
- Lepiej
wejdźmy do środka - powiedział i zakasłał. Powietrze było ciężkie i śmierdzące,
zza ruin wylatywały ogniste iskry, niesione wiatrem z odległego pożaru. Łuna
przygasła, a ciemność zdawała się ją pochłaniać, sięgając ku niej swymi
mackami. Deveraux kiwnęła głową i gwizdnęła cicho, a Baumann drgnął i skierował
się ku zniszczonym drzwiom, wiodącym do budynku PAST. Weyland pogłaskał Anuszkę
po głowie, po czym powrócił do lustrowania otoczenia. Walterowi również
udzielił się narastający niepokój, zacisnął dłoń na pistolecie, myśląc o tym,
że najchętniej gdzieś by się ukrył. Ciemność nie była naturalna, gdzieś w niej
kryły się cienie, a być może coś jeszcze. Spojrzał w ślad za Baumannem, który
wrzucił do wnętrza budynku coś, co po chwili rozjarzyło się na czerwono,
rozświetlając je czerwonym blaskiem. Walter zmrużył oczy, oślepiony nagłym
błyskiem, choć światło było stłumione. Jednak mogło przyciągnąć tu coś, czego
nie chcieli spotykać. Popatrzył na Łowcę, który opierał się jedną dłonią o mur
budynku i ciężko oddychał, po czym podszedł bliżej.
- Skąd
wiedziałeś, że imperialiści chcą tu przyjść? - zapytał. Z jakiegoś powodu
stalker ich tu przyprowadził, choć nie mógł rozumieć o czym rozmawiają tamci.
- Ja nie
znaju - burknął tamten. - Ale łączność budziet liepsza z wysoka - nagle skulił
się i złapał za głowę.
-
Wszystko w porządku?
- Niet -
odparł Łowca. - Nie daję już rady. To mnie woła.
- Co?
-
Mrocznost. Muszę tam pójść. Za Polakami.
-
Polakami? - usiłował zrozumieć Walter.
- Ona już
nie może pomóc. Zwiezdy nas nie spasiet - nagle poderwał się gwałtownie i
spojrzał w niebo. - Eta priszło!
- Co
przyszło? - zapytał Walter. - Co nadeszło? - docisnął, lecz Łowca nie
odpowiedział. Otrząsnął się, rozejrzał, po czym szybkim ruchem wszedł do środka
budynku, w ślad za Baumannem.
-
Powinniśmy iść - usłyszał głos Anuszki, która podniosła się. Też to czuje,
stwierdził Walter, instynkt zony, lub coś innego. To ta ciemność. Deveraux
powoli podnosiła się, podpierając na dłoni. Drugą od jakiegoś czasu trzymała
skrytą w rękawie. Odwrócił się i ruszył do wnętrza PAST.
Flara
powoli dogasała. Walter nie potrzebował jej by dobrze widzieć, podejrzewał, że
Anuszka widzi w ciemności jeszcze lepiej niż on. Stanowiła ostatnie pokolenie
urodzone w tunelach metra, jej źrenice były zwężone, łysenkowskie
przystosowanie zrobiło swoje, adaptując jej oczy i wzrok do ciemności. Miała
szczęście, że wydostała się na powierzchnię, która skryta była przed słonecznym
światłem przez źródło mroku, które rozciągało się nad miastem, kryjąc je nocy.
Gdyby stało się inaczej, mogła oślepnąć.
Rozejrzał
się po pomieszczeniu, w przeciwieństwie do pozostałych ruin Warszawy
opuszczonego ledwie kilkanaście miesięcy temu. Jeszcze niedawno mieścił się tu
posterunek wojskowy, utrzymywany na parterze budynku, gdzie okna zostały
zamurowane, pozostawiono w nich jedynie niewielkie otwory strzeleckie.
Pamiętał, że wejścia strzegły metalowe drzwi, które jednak zostały wyłamane,
wgniecione do środka jakąś potworną siłą, wygięte zwisały niemrawo z zawiasów,
widoczne w czerwonym blasku gasnącej flary. Weyland zajął pozycję przy
drzwiach, podczas gdy on wszedł do środka wypatrując Łowcy, który rozpłynął się
gdzieś w dalszej części przestronnego pomieszczenia. Do niedawna było ono
jeszcze halą zajmowaną przez wojsko, teraz nie było tu jednak śladów jego
obecności. Na podłodze dostrzegł rdzewiejące łuski pocisków Makarowa, a czarne
oleiste plamy wyraźnie wskazywały co tu się wydarzyło. Zapewne swoje dołożyli
także Polacy, bowiem gdzie niegdzie dostrzegł szlam.
- I co
dalej? - zapytała Deveraux.
-
Rozstaniemy się - powiedział. - Mam nadzieję nie strzelając sobie w plecy.
- Nie
pójdziemy z tobą do tuneli - odparła.
- Skąd
wiesz, że idę do tuneli? - zirytował się.
- Masz to
wypisane na twarzy - zauważyła. - Widzę o czym pomyślałeś, gdy usłyszałeś jej
opowieść. Znalazłeś powód by dać się zabić.
- Wiem co
uczynić - odpowiedział z zaciśniętymi zębami.
- To
dobrze, że ktoś to wie - skwitowała.
- Wiesz
co? Miałem ochotę zaprowadzić was do tuneli - rzekł zirytowanym tonem. -
Powiedzieć wam, że tędy wiedzie droga ucieczki, znaleźć jakiś pretekst. A gdy
byście znaleźli się już w tunelach, musielibyście walczyć z cieniami, żeby
przeżyć.
- Więc
czemu tego nie zrobiłeś?
- Po
prostu nie potrafię - nadal, pomyślał. Po tym wszystkim co mnie spotkało, po
tym wszystkim co tu widziałem, nie jestem w stanie zagrać w grę i kimś
manipulować.
-
Doceniam to, lecz nie pójdziemy z tobą, Walter - powiedziała.
- Ta
dziewczynka potrzebuje naszej pomocy!
- Dostała
ją - rzekła z naciskiem Deveraux. - I to wszystko na co nas stać. Nie oczekuj
niczego więcej.
- Bo to
nie wasza sprawa?
- Bo to
nie nasza wojna - odpowiedziała z naciskiem. W ich stronę zmierzał Baumann.
- Czysto
- zameldował. - Co robimy?
- Któryś
z was musi wejść na górę - myślała głośno. - Ja nie dam rady. Sam widzisz ile
tu jest pięter. Na górze odpalicie pozycjometry i spróbujecie nawiązać
łączność... o co chodzi?
- Zobacz
na tego gnojka - warknął Baumann wskazując na Waltera. - Jak się cieszy, że
nasi zginęli.
- Nie o
to chodzi - odrzekł Walter, nie przestając się uśmiechać. - Nie trzeba iść po
schodach, możemy na górę dostać się wszyscy. Tu jest winda.
- Winda -
powiedział Baumann niedowierzającym głosem.
- Tak -
potwierdził Walter. - Za moich czasów była w pełni sprawna, na górze znajdowało
się stanowisko łącznościowe i obserwacyjne. Zmiany wart przemieszczały się
windą.
- Aż
dziwne, że nie przebiliście się na dół do tego swojego metra - mruknęła
Deveraux.
-
Przebiliśmy - wyjaśnił spokojnie Walter i popatrzył w głąb ciemności, skąd
powracał właśnie Łowca.
-
Zawalone - rzekł do niego. - Charaszo - oddychał ciężko. - Mógłbym nie
wytrzymać i wejść do tunelu. To mnie wzywa. Ja nie słyszu zony. Gwiazdy
zamilkły.
-
Dlaczego wejścia do metra są zawalone? - Walter spojrzał na Anuszkę.
- Nie ma
przejścia na powierzchnię - odpowiedziała dziewczynka. - Tam są Polacy. Konwent
nas przed nimi broni - dodała choć nieco mniej pewnym tonem. Walter pokiwał
głową.
-
Zobaczmy czy winda działa - zaproponował.
-
Myślałam, że nie idziemy w to samo miejsce - zauważyła Deveraux.
-
Przyjrzenie się otoczeniu z góry nie zaszkodzi - odparł, choć wcale tak nie
uważał. Widok otwartej przestrzeni, niczym nie ograniczonego horyzontu nadal
napawał go lękiem, zwłaszcza gdy pochodzić miał z tak wielu pięter. Czuł
jednak, że musi się stąd jak najszybciej wydostać. Szczyt wieżowca był w tej
chwili równie dobrym rozwiązaniem jak każde inne, ciemność zdawała się powoli
go przytłaczać, choć na razie noc rozświetlał blask flary. Nawet jeśli Weyland
przyczajony przy drzwiach niczego nie dostrzegał, Walter wiedział, że coś
nadchodzi.
- Macie
miny? - zapytał.
- Nie -
zaprzeczyła. - Czemu?
- Nie
wiem. Zabierzmy się stąd - mruknął. Miny nie powstrzymałyby przeciwnika, który
zdołał zniszczyć potężne metalowe drzwi, zdolne wytrzymać strzał z działa. Z
jakiegoś powodu Walter był coraz bardziej przekonany, że wszechobecny mrok jest
z tym związany. Łowca miał rację, pośród nocy kryło się coś, co polowało na
nich. I z nieznanej przyczyny szukało właśnie jego.
Ruszył w
kierunku pomieszczenia, a którym zniknął przed chwilą Baumann. Zauważył, że
Łowca siedzi oparty o ścianę trzymając się za głowę, z rękami uciskającymi
miejsce, gdzie kula pozostawiła swą bliznę. W dusznym powietrzu, przesiąkniętym
zapachem metanapalmu musiał dopaść go ból głowy i uczynić bezużytecznym, choć
Walter wiedział, że w wypadku stalkera pozory mogą mylić. Nawet jeśli nie był
już Arkuszynem, nie mógł go nie doceniać, widział jak szybko tamten potrafi się
poruszać. Teraz jednak jego myśli zaprzątało coś innego, przemierzył
pomieszczenia, by stanąć na wprost mechanizmu zasilającego koła zębate szybu
windy, który ujrzał tuż przed sobą. Obok znalazł się marine świecący swą flarą,
co okazało się niezwykle pomocne, gdy usiłował zbadać znajdujące się tu
urządzenia. Gdy spróbował uruchomić generator, kręcąc do oporu dźwignią, nie
stało się nic. Silnik spalinowy nawet się nie poruszył. Wspaniale.
Obok niego
stanęła Deveraux, opierając się o ścianę. Pochyliła się nad maszyną i znalazła
zawór, który odkręciła, po czym pochyliła się i powąchała. Sięgnęła do pasa,
wyjęła wycior, po czym włożyła go do środka, a gdy wyjęła przesunęła po nim
palcem, na którym pozostał czarny ślad.
-
Depresator - powiedziała do Baumanna, który podał jej jakieś pastylki. Wrzuciła
je do środka. - Wytrąciła się. Minęło sporo czasu od kiedy używano tego
generatora. Za chwilę powinno się udać, kiedy w filtrze zmieni się znowu w
płyn.
- Macie
cudowne sposoby na wszystko - burknął Walter.
- Zostaw
to marines - rzucił prowokacyjnie Baumann.
- Byliśmy
przeszkoleni z działania waszego sprzętu - wyjaśniła Deveraux, jak gdyby
chciała go pocieszyć. Walter ugryzł się w język, by nie dodać, że wyłącznie w
celu sabotażu i walki z jego ludźmi. Nie miało to już teraz żadnego znaczenia.
Ciemność zdawała się pogłębiać, nawet w świetle czerwonej flary. Zaczął mieć
wrażenie, że pomieszczenie staje się ciaśniejsze.
- Wy
musicie... pospieszyt - Łowca pojawił się w wejściu do pomieszczenia. Na jego
twarzy malował się wysiłek, a mięśnie były napięte. Rozglądał się wokół
niespokojnie. Deveraux skinęła głową i szarpnęła dźwignię. Po kilku minutach i
kolejnych próbach, w trakcie których Baumann klnąć przekręcił kilka śrób silnik
nagle zaskoczył, a generator zawarczał i odpalił, wyrzucając z siebie spaliny.
Ciszę pomieszczenia wypełnił nagle warkot. Walter natychmiast skierował się ku
kabinie windy, czekającej na nich w szybie. Nie musiał wołać pozostałych, nadzwyczaj
szybko dołączyli do niego pozostali, nawet kulejąca Deveraux, a także Weyland i
Anuszka. Wszyscy skrzywili się, gdy znaleźli się tak blisko Łowcy, gdy bijący
od niego smród stał się nazbyt intensywny. Walter pociągnął dźwignię, a kabina
drgnęła i powoli ruszyła ku górze. Nim wjechali w ciemność szybu, miał
wrażenie, że pomieszczenie poniżej nich spowija coraz bardziej gęsty mrok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz