wtorek, 2 maja 2017

Era bohaterów

Nieco ostatnio uciekłem w bok, bo obiecywałem sobie swego czasu, że biorąc na warsztat historie alternatywne unikał będę quasi poważnych symulacji dotyczących odmiennego przebiegu wydarzeń, nie zawierających elementów fantastyki. Zazwyczaj bawią mnie rozmaite scenariusze alternatywnego przebiegu losu Polski, ukazujące jej triumf, w szczególności na internetowych stronach około historycznych, których autorzy zębami i pazurami bronią swych wersji opowieści o wielkości. Gdyby historię można było sprowadzić jedynie do wydarzeń byłoby to piękne, jednakże jest ona ciągiem powiązanych ze sobą wydarzeń społecznych, które najczęściej pojmujemy dopiero po latach. Stąd też opisywana ostatnio książka Szczerka polemizuje udanie z tezami, iż mogliśmy pokonać Niemców, COP zmieniłby nas w potęgę gospodarczą, a bez rządów komunistów Polska byłaby lokalną potęgą i stworzyła Międzymorze. Co oczywiście nie znaczy, że wizję tę należy przyjmować na wiarę, historia alternatywna nie jest możliwa do przewidzenia, w końcu nauka to humanistyczna, nie znalazła jeszcze własnego Hariego Seldona, który równaniami matematycznymi przewidzieć był w stanie kolejne 1000 lat. Fizyka kwantowa daje nam jedynie możliwość istnienia danej okoliczności w dwóch wersjach, jest to jednak jedynie możliwość, bo kot pozostaje martwy, a my jedynie teoretycznie mówimy „sprawdzam” wpływając na jego stan. A skoro tak to historie alternatywne są niczym więcej jak jedynie fantastyką, wbrew intencjom poważnych autorów nie mogą pretendować do innych rozważań. Stąd wzmocnienie ich elementami SF nadaje im wspaniały koloryt. Zwłaszcza gdy osadzimy je w nurcie rzeczywistych wydarzeń.
Książką taką jest „Stulecie przemocy” Laviego Thidhara. To już jego kolejna po „Osamie” wycieczka do alternatywnej rzeczywistości. W poprzedniej powieści bawił się konwencją tajemniczego autora opisującego świat zamachów terrorystycznych i bojownika bin-Ladena, będącego postacią literacką. Tym razem zabiera nas do krainy superbohaterów, choć nie do końca. Badający kwantową rzeczywistość niemiecki naukowiec Vomacht zmienił propabilistykę kwantową, w czasach największych osiągnięć Heisenberga, Einsteina i Von Brauna sprawił, iż nikły procent ludzi zyskał dziwne moce. Stał się ubermenschami.
W tym miejscu można zauważyć, iż Tidhar nie jest pierwszym autorem, który szuka odpowiedzi na pytanie, co stałoby się, gdyby postacie w trykotach pojawiły się w prawdziwej rzeczywistości, osadzając je pośród wydarzeń XX wieku. Bawiło się tymi pomysłami wielu, każdemu wychodziło oczywiste, iż staliby się oni bronią w rękach swych krajów, pełniąc dla nich zaszczytną służbę. Jak u Piotra Goćka w „Opowieści Wowy”, znajdują się oni za kulisami wydarzeń. Jednak w przeciwieństwie do „Strażników” Alana Moore’a nie mają oni siły wystarczającej by zakończyć konflikty i niszczyć całe kraje, przeciwnie historia przebiega w sposób analogiczny do naszej, nie brutalizuje się. Kwiaty wkładane przez hippisów w lufy żołnierzy Gwardii Narodowej uniemożliwią im wystrzał, choć w „Strażnikach” strzały padały w rytm piosenki Boba Dylana.
Bo rzecz w sposobie opowiedzenia tej historii. W najlepszym stylu powieści Johna Le Carre  i "Trzeciego człowieka" Orsona Wellesa poznamy historię XX wieku, niewiele różniącą się od naszej. Echa jego książek szpiegowskich pobrzmiewają tu na każdym kroku, choć Tidhar puszcza co chwilę do czytelnika oko. W latach trzydziestych Brytyjczycy zakładają farmę, gdzie gałąź tajnych służb rozpoczyna swój trening, szykując przemienionych do służby krajowi. Nie jest to bynajmniej szkoła pani Peregrine, lecz trening, który zmieni ich w agentów, ludzi cienia. Kierujący ich działaniami Stary to oczywiście Kontrola Le Carrego. Wkrótce wybucha wojna, a każdy kraj ma własny pomysł na wykorzystanie ubermenschów i uberfrau. USA oczywiście tworzy coś na kształt Ligi Sprawiedliwości, Niemieckie speckomando przemierza Europę by dostarczać przemienionych doktorowi Mengele, Rosjanie toczą swą wojnę ojczyźnianą.
A gdzieś w sercu tego wszystkiego kryje się tajemnica, którą poznajemy powoli na dwóch planach. Współczesnym, gdy trwa przesłuchanie ukrywającego się od lat pana Fogga i w przeszłości, podczas której trwała era bohaterów. Teraz jednak zdają się już niepotrzebni, czas komiksowych postaci walczących z jasno zdefiniowanym złem przeminął, a my poznając historię XX wieku widzimy jak nabierali rdzy. Jednak nie mogą odejść, nie starzeją się, choć zmienia się świat, który przestają rozumieć, stając się niepotrzebni. Bardzo to dobra książka osadzona mocno w rzeczywistych wydarzeniach, zawierająca też wiele smaczków, takich jak choćby postać Joe Shustera, malarza portretów ubermenschów, dokonującego w ten sposób ich psychologicznej dekonstrukcji. Czy też byłego żołnierza przesłuchiwanego na procesie hitlerowskiego zbrodniarza, który tłumaczy dlaczego USA zdecydowały się w przeciwieństwie do innych krajów upublicznić swych ubermenschów i zmienić ich w bohaterów. A stworzył ich on, czyli Stanley Lieber, znany gdzie indziej jako Stan Lee.
Przede wszystkim jednak to opowieść głęboko szpiegowska, o dwóch angielskich dżentelmenach i ich historii na tle stulecia przemocy, czyli historii XX wieku. Obok niewydanej dotąd w Polsce książki Michaela Chabona o Cavalier Clayu, wymyślonym komiksowym bohaterze, to jedna z najlepszych pozycji o powieściach obrazkowych. Jest to udany kolaż gatunkowy a także hołd złożony komiksom amerykańskim, szukający odpowiedzi na pytanie, co tworzy bohaterów. Nie zmienili historii, jednak stali się jej istotną częścią. Fogg i Oblivion, ludzie cienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz