piątek, 23 października 2015

Fringe

Tym razem napiszę wam o liczącym 100 odcinków serialu, który został zakończony kilkanaście miesięcy temu. Nie był on niczym specjalnym, na pewno nie wyróżniał się w zalewie dużo lepszych tytułów i nie dorównywał rozmaitym perełkom z HBO czy Netflixa. Na początku zresztą sam kompletnie go zignorowałem uznając, za tanią podróbkę Archiwum X dla gimbazy i pokolenia facebooka. Podobieństwa nasuwały się same, agentka FBI, zbuntowany geniusz, a na dokładkę ekscentryczny naukowiec rodem z „Odmiennych stanów świadomości” (ktoś jeszcze pamięta ten film?) tworzą zespół badający dziwaczne zjawiska i wydarzenia. Ale z czasem wróciłem do tej serii, kiedy już zaczęła tracić oglądalność, gdy dowiedziałem się o czym traktuje. Polski podtytuł dołożony z właściwą dla naszych tłumaczy dezynwolturą doskonale to zdradza – Na granicy światów. Więc dzisiaj opiszę wam ten serial, bowiem uświadomiłem sobie, że bardzo rzadko piszę o filmach traktujących o alternatywnych rzeczywistościach, z wyjątkiem Doctora Who i Star Treka. Więc jeśli ktoś planuje przemęczyć się i obejrzeć całość (nierówną) niech dalej nie czyta. A Fringe zasługuje na uwagę, bo jego leitmotivem okazały się właśnie dwa równoległe światy.
Ale widz dowiedział się o tym dopiero pod koniec pierwszego sezonu. Choć szybko każdy zorientował się, że każdy odcinek powiązany jest nie tylko wrogą organizacją, pragnącą przyśpieszyć nadejście osobliwości technologicznej, lecz również tajemniczym Obserwatorem, który dysponuje tajemniczą mocą i przygląda się bohaterom, dopiero po roku zaczęły spadać zasłony nałożone przez scenarzystów. Początkowo w postaci znaków i wskazówek, które stopniowo składały się w jedną całość. Powoli wyjaśniało się, że szaleństwo Waltera Bishopa spowodowane zostało wycięciem sobie przez niego części mózgu, aby nie mógł tworzyć więcej śmiercionośnych wynalazków, które związane były w jakiś sposób z chorobą jego syna Petera w dzieciństwie. Wreszcie okazało się, że Peter wówczas umarł, a Walter pochował go i ukradł syna swojego odpowiednika z alternatywnej rzeczywistości. Wraz ze swym partnerem Williamem Bellem (ostatnia obok Star Treka rola Leonarda Nimoya, czyli Spocka) odkryli bowiem równoległy wymiar, nieco bardziej zaawansowany technologicznie od naszego. Odwrócona inżyniera pozwoliła wprowadzić na rynek rozmaite wynalazki, a obaj naukowcy zaczęli eksperymenty mające sprawić, by dało się przekroczyć granicę światów. Po śmierci syna Walter zabrał Petera z równoległej rzeczywistości i nie zdołał go zwrócić, zaś powiązane wydarzenia sprawiły, że jego odpowiednik, czyli Walternate, uświadomił sobie istnienie naszego świata, do którego porwano jego dziecko. Poprzysiągł go zniszczyć i odzyskać syna.
Osnowa tych wydarzeń to fabuła trzech pierwszych sezonów serialu i widać drobiazgowe zaplanowanie wszystkiego przez scenarzystów. Powolne zdradzanie tajemnicy, alternatywna rzeczywistość na wpół totalitarnej Ameryki, gdzie wciąż latają sterowce (nie było katastrofy Hindenburga w roku 1937), pełnej futurystycznej technologii, a jednocześnie skazanej na zagładę wskutek załamywania się struktury rzeczywistości, do czego doprowadziły działania naukowców z naszego świata. WTC wciąż istnieje, a siedziba sekretarza Walternata mieści się w Statui Wolności. Stamtąd alternatywna rzeczywistość prowadzi wojnę uznając, że to my ją rozpoczęliśmy. Początkowo nasza strona przegrywa wszelkie bitwy nie mając pojęcia, iż trwa wojna, potem sytuacja zaognia się wskutek przemieszczeń bohaterów między wymiarami, wzajemnego spotykania się odpowiedników i zamieniania się miejscami po przepraniu mózgu. Czołówki odcinków dziejących się po naszej stronie mają niebieski kolor, strona przeciwnika posiada kolor czerwony. Wreszcie wskutek walki oba wymiary stają na krawędzi zagłady i walczące światy zmuszone są współpracować. Co prowadzi do wymazania „niebieskiej” rzeczywistości i trwałego przerwania połączenia. Serial traci tempo, lecz zaczyna opowiadać o następnej alternatywnej rzeczywistości, która narodziła się po wymazaniu z linii czasu powodu wojny czyli Petera. Czołówka serialu staje się złota, okazuje się, że ponieważ większość wydarzeń znanych z dotychczasowej historii serialu nie miała miejsca, pozwala to na rozegranie ich w wersji pozbawionej konsekwencji wraz z licznymi twistami scenariuszowymi. Zmarłe postacie nadal żyją, zaś pozytywni bohaterowie stają się antagonistami (znowu świetny Leonard Nimoy, tym razem w roli sukinsyna). A wszystko to ostatecznie okazuje się planem zaaranżowanym przez rasę Obserwatorów, którzy przybywają i przejmują dzięki swym zdolnościom władzę nad ludzkością. Ostatni sezon to opowieść o totalitarnym świecie podbitych homo sapiens, do którego powracają po latach bohaterowie, usiłując go ocalić. Jednocześnie wyjaśnione zostają wszelkie scenariuszowe zawiłości, które zaplanowano od początku.
Końcówka nieco psuje wrażenie, ale oglądając serial na bieżąco miło było śledzić przebieg starcia dwóch światów, z których przetrwać mógł tylko jeden i powoli odkrywać tajemnice. Konsekwencje rozpadu rzeczywistości pozwoliły autorom na ciekawe opowieści (choćby o osobach zajmujących te same mieszkania w dwóch różnych światach) a przy okazji na zabawę z zawiłościami fizyki kwantowej. Choć w nazbyt lekkim stylu.
Jeśli ktoś lubi niezobowiązującą rozrywkę, nie skłaniającą do myślenia, Fringe jest serialem idealnym, do tego w przeciwieństwie do Sliders odcinki nie stanowią zamkniętych całości lecz wszystko tworzy jedną całość opowiadającą dobrze przemyślaną historię. W sam raz do obejrzenia i zapomnienia, choć jak widać główny wątek wciąż pamiętam. Ale był taki czas, że Fringe był serialem kultowym, a tajemnicze glify pojawiające się w poszczególnych odcinkach dekodowano na całym świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz