- Nie
strzelać! Ja swój! - wołał czując, jak bardzo nie ma to sensu. Wystawiał się na
strzał, zasłaniając Deveraux, która wyrwała się do przodu, stojąc nad
nieprzytomnym Gerberem. Najwyraźniej dała ponieść się emocjom, z kolei on
zadziałał odruchowo, gdy chwilę później pojął, że z drugiej strony tunelu ma
postacie mierzące do nich z karabinów. Natychmiast znalazł się między nimi a
Deveraux, która właśnie kładła się na podłodze obok Gerbera, jednocześnie
przygotowując karabin. W tej chwili mieli ich jednak jak na widelcu, kimkolwiek
mogli być. Nie był pewien w jakim języku zawołał do nich, zapewne po polsku. O
dziwo to zadziałało, bowiem nie zaczęli jeszcze strzelać. - młodszy lejtnant
Karol Walter! - spróbował, a po tamtej chwili rozległa się jakaś komenda i po
chwili padło na niego światło latarki. Oślepiony spojrzał w dół, a Dev dawała
do tyłu znaki pozostałym.
- Walter
– powiedział ktoś z tamtej strony.
- Młodszy
lejtnant Karol Walter, numer identyfikacyjny wszczepu 7215, Czwarta drużyna
Zwiadu Dziewiątej Kompanii Piątej Zmechdywizji Drugiej Armii Ludowego Wojska
Polskiej KRR – wypowiedział natychmiast na bezdechu, po czym zapadła na dłuższą
chwilę cisza.
- Co
robicie z imperialistami, towarzyszu lejtnancie? - zapytał wreszcie ten sam
głos.
- Ja was
znaju – powiedział Łowca, który wychynął bezszelestnie z ciemności tunelu i
stanął nad Gerberem, za którego ciałem kryła się Deveraux. Z okiem wpatrzonym w
swą lunetę pokazywała jedną ręką liczbę zauważonych przeciwników. Jak dotąd
naliczyła dwunastu.
- Nie
strzelajcie – powtórzył Walter tym razem na użytek znajdujących się z tyłu
apaszy. Jak dotąd nie otwarli ognia ani nie strzeli im w plecy, czego obawiał
się najbardziej. Z jakiegoś powodu czuli respekt przed stalkerem, ten jednak
stał teraz obok niego, jak zwykle zdając się nie dbać o własne bezpieczeństwo.
- A wot
kurwij syn – Łowca patrzył w dół na Gerbera, po czym stracił na chwilę
zainteresowanie. - Wy kto? - rzucił w ciemność.
-
Dziewiąta kompania – rozległo się w odpowiedzi, jak gdyby nieco bliżej.
-
Dziewiataja rota – zadumał się Łowca. - Ja pamiętam. Moja rota! - zawołał. -
Moja!
Deveraux
cicho gwizdnęła, lecz Walter pochylił się i lekko dotknął ją w ramię. Skinęła
głową i uniosła dłoń. Miał nadzieję, że ten sygnał wystarczy by powstrzymać
Baumanna, który zapewne był bardziej gotowy niż zwykle by pociągnąć za spust. Z
ciemności powoli wynurzył się żołnierz z karabinem gotowym do strzału.
- My
wasza kompania… tawariszcz kapitan – powiedział Dowgiłło, zbliżając się do nich
powoli. Wpatrywał się w Łowcę, jak gdyby nie do końca pojmując co widzi.
Stalker tymczasem stracił już zainteresowanie i pochylił się, przesuwając
dłonią po ciemnej plamie.
- Ja
mówił, że coś nas obserwuje – powiedział.
-
Pochowałem was, kapitanie Arkuszyn – Dowgiłło zatrzymał się dwa arszyny od
nich.
- Nie
jest sobą – uprzedził Walter. Tamten przeniósł wzrok na niego.
- Nie
postarzałeś się – powiedział. - Reszta Szpicy?
- Nie
dali rady – po chwili milczenia Walter pokręcił głową.
- Co tu
się dzieje? - zapytał Dowgiłło. - Towariszcz kapitan? Co mu się stało?
- Gerber
mu się stał – odpowiedział Walter. - Strzelił mu w głowę.
- Gerber…
- powiedział powoli Dowgiłło. - Skurwysyn. Mogłem się domyślić. Niech odzyska
przytomność…
- Ustaw
się w kolejkę – poradził Walter. - Też w niej jestem. Ale nie wiem czy
pierwszeństwo ma Arkuszyn czy… ona – wskazał wzrokiem na Deveraux.
- Zdaję
sobie sprawę, że ktoś trzyma ten karabin – powiedział Dowgiłło. - I rozpoznam
strzał z imperialistycznej broni. Walczyłem z nimi wystarczająco wiele… do tego
nie tak dawno temu. Co robicie z imperialistami?
- Opuść
broń, Jewgienij – poradził Walter. - Nie jesteśmy tu sami.
- Wiem –
prychnął tamten. - Wiesz, że ja także nie jestem sam i moi ludzie także wybrali
sobie cele. Ale masz rację. Skoro wlazłem wam prosto pod lufy i zaufałem gdy
ujrzałem towarzysza kapitana…
- Ja
Łowca – poinformował ich w tym momencie Arkuszyn, przyglądając się Gerberowi.
- Nie
wiem czy uczyniłem dobrze – stwierdził Dowgiłło, po czym opuścił kałasznikowa.
Walter odetchnął i podszedł bliżej, a potem obaj wyciągnęli ku sobie dłonie i
mocno je uścisnęli.
-
Dziewiataja rota – mruknął Łowca.
Sytuacja
daleka była jednak od rozwiązania.
- Kacapy
– stwierdził Merynos.
- Baumann
– ostrzegawczo rzuciła Deveraux. Nie spusczała wzroku z przeciwnika, z okiem
utwionym w lunecie. Nie patrzyła do tyłu, mając nadzieję iż Weyland pamięta by
ubezpieczać ich od strony apaszy. Ich szanse gwałtownie zmalały, zmniejszajac
się niemal do zera. Sama zresztą była poniekąd temu winna, oddała strzał
odruchowo, widząc potworną istotę wypełniającą swym mrocznym kształtem tunel,
niemal bez zastanowienia. Pomyślała, że z taktycznego punktu widzenia popełniła
błąd, powinna poczekać aż wróg zostanie zdziesiątkowany przez podobną do pająka
istotę, zabijając go dopiero później. To z pewnością rozwiązałoby nieco
problemów. Spieprzyła sprawę nie po raz pierwszy. Liczyła ukryte w ciemności
cele.
-
Uspokójcie się wszyscy – rzucił w obu językach Walter, jak gdyby wyczuwając na
co się zanosi.
- Jak ty
sobie to wyobrażasz? - prychnęła, lecz on spoglądał w kierunku Baumanna i
Merynosa, oraz kilku apaszy z kałasznikowami, za których wyzierał Weyland.
- Co tu
robicie? - zapytał wreszcie Dowgiłłę.
- W
zasadzie ja powinienem o to pytać – odparł tamten, po czym dodał: - Idziemy z
Fabrycznej.
- Nie
kłamcie! Jesteście na Zwycięstwa! - w tunelu echem poniósł się głos Haki.
- Nie
kłamię – powiedział Dowgiłło i spojrzał na Łowcę, który pochylił się nad
Gerberem i go obwąchiwał. - Walter… co tu się dzieje? Co robisz z
imperialistami i… kimkolwiek by oni nie byli – wskazał ku apaszom.
- Walter,
jeśli oni się nie wycofają, otworzymy ogień – podjęła decyzję Deveraux. Nim
miał szansy odpowiedzieć, bo pierwszy odezwał się Łowca.
-
Śmierdzi mrokiem – powiedział. - Był ranny, teraz niet.
- Ło…
Arkuszyn zranił go, kiedy walczyliśmy na Unii – mruknął Walter, spoglądając na
leżącego u ich stóp Gerbera, na którego twarzy zasychała krew. - Ma rację, gdy
uciekał, ledwie był w stanie biec. Teraz jest… zdrowy.
- Wyszedł
z tuneli… - mruknął Dowgiłło. - Mówił, że ma posłanie dla Stawki. Prowadził ze
sobą oficer Akwarium. Coś pozbawiło ją ust, zaś jej ręka była cała czarna..
- Czarna?
- przerwał Walter.
- To była
wiadomość – rozległ się nagle głos Gerbera. - Zrozumiałeś ją? - jęknął z bólu,
bowiem Deveraux zmieniła gwałtownie pozycję, jednocześnie wbijając lufę w
krocze.
- Skoro
mam tu zginąć, zabiorę cię ze sobą – powiedziała zimno. Nawet jeśli nie
zrozumiał jej słów, przekaz był jasny.
-
Zaczekaj – wtrącił się Walter. - Długo byłeś przytomny?
-
Wystarczająco długo – odparł Maksym.
- Jest tu
sporo osób, które mają z tobą rachunki do wyrównania – Walter spoglądał na
niego z góry.
- A ja
mam coś, co może wam się przydać – burknął tamten, spluwając krwią.
- Co
takiego?
-
Informacje – Gerber uśmiechnął się nieznacznie, jak gdyby był niespełna rozumu.
- Czarna ręka… widziałem, że wiesz o co chodzi. On też wiedział.
- On?
- Sierow.
- Sierow?
- Dowgiłło gwałtownie drgnął.
-
Towarzysz marszałek Sierow – potwierdził Gerber. - Mogę wam o tym opowiedzieć,
a także o wielu innych rzeczach. Byłem w Mroku i spotkałem tego, który tu
rządzi, mogę ci o tym opowiedzieć Walter… a tej imperialistycznej dziwce
powiedz, że jeśli zabierze ten swój karabin, być może dowie się, że jej
ukochany Sojusz wkrótce upadnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz