Stary
mężczyzna w mundurze polowym palił papierosa i spoglądał nań pogardliwie. Obok
niego stało kilku potężnych żołnierzy odzianych w metalowe zbroje, którzy
mierzyli do Zhana z licznego uzbrojenia w jakie byli wyposażeni. Zhan
wyposażony w wolność myśli rozważał, kto wyszedłby cało z tej konfrontacji. On,
ze swym ciałem przyobleczonym w skórę ochronną, mającą chronić umysł
rozproszony w całym ciele, mogący wezwać tu swe receptory i dokonać kollapsu
nierzeczywistości, czy oni ze swą bronią, która jak się okazało działała na
kolejną generację miotów bojowych, lecz w inny sposób niż broń barbarzyńców,
rozchwiana między rzeczywistością a nierzeczeczywistością.
Nie było
łatwo znaleźć się w tym miejscu, choć jego czujki pozostawione w potężnej
podziemnej twierdzy wojskowej poinformowały go, że wraz ze swymi oddziałami
znalazł się tutaj przywódca zdrajców, Beria. Teraz imię to traktował
beznamiętnie, choć jeszcze niedawno, przed wykasowaniem wzorca i uwolnieniem
podobnie jak inne przedłużenia władczyni Quing atakowałby bez zastanowienia by
dopaść zdrajcę komunizmu, nawet jeśli te słowa nic mu nie mówiły. Pochodziły od
czcigodnych przodków, z czasów przed przybyciem do Niebiańskiej Świątyni, nim
dali początek Nacji. Jednak stojący po drugiej stronie zdrajcy najwyraźniej
żywili podobne uczucia, gdyż pierwsze receptory jakie posłał w ich kierunku,
mimo iż nie aktywowały się ofensywnie zostały zabite nim zdołały wejść na
dworzec. Ku jego zaskoczeniu, bowiem nie sądził, że nie-ludzie tak doskonale
widzą w ciemnościach. Potem doszedł do wniosku, że posłużyć się musieli tym co
zwali techniką. A skoro go widzieli, czerpiąc z zasobu wiedzy postanowił użyć
sposobu, z którego korzystano dawno temu. Jedynym problemem było zdobycie
białego płótna, lecz znaleźli jego pozostałości na kontrolowanych przez siebie
stacjach.
Aby dać
tamtym do zrozumienia jaki przyjął wzorzec zaczął wstrzymywać ataki na
niektórych obszarach na powierzchni, by ułożyły się one symetrycznie. To jednak
nie pomagało, nie rozumiał czemu zdrajcy tego nie widzą, iż przesyła im
wiadomość. Zabili trzy kolejne receptory, mimo iż nie wchodziły one na stację,
a stawały w oddali z białą flagą. Wreszcie czwarty nie został zastrzelony, więc
pchnął go do przodu i zatrzymał u wejścia do miejsca, gdzie wróg się umocnił. W
jego kierunku posłano żołnierzy, więc Zhan zdecydował się udać w tamto miejsce
z białą flagą, bez osłony receptorów, by ukazać swe intencje.
Wróg
budował na stacji fortecę, w której najwyraźniej się umacniał. Jak było to w
zwyczaju nie-ludzi zamontowali już lampy, które świeciły wokół, sprawiając iż
ciemność znikała. Ta stacja była zbudowana inaczej, niż te, które Zhan widział
dotąd, była olbrzymia i tonęła w mroku, co pozwoliło ukryć się w nim
receptorom. Nie mogły jednak podejść bliżej, bowiem znaczna część stacji
skąpana była w blasku wojskowego oświetlenia. Była szeroka, krzyżowały się tu
liczne torowiska, a na platformach znajdowały się działka, broniące dostępu do jej
centrum. Znajdował się tu pociąg, nie przypominał żadnego z tych, których obraz
Zhan miał w strumieniu informacyjnym. Był czarny, potężny, uzbrojony w wiele
dział i karabinów, długi, chroniony przez kordony żołnierzy w ciężkich
pancerzach. Najpewniej mieścił wiele wojska i uzbrojenia uznał Zhan,
pamiętając, iż wróg nie dysponując możliwością przerzucenia swych oddziałów
przez kwiat lotosu, musi używać takich metod. Wokół pociągu rozstawione były w
kilku kręgach liczne warty, a wszyscy żołnierze nosili metalowe pancerze.
Rozpoznał umocnione stanowiska, karabiny i potężne działa, jakimi otoczono
pociąg budując zasieki.
Jedyne
dwie osoby pozbawione metalowych zbroi stały teraz przed nim, w otoczeniu
uzbrojonych żołnierzy. Pierwszym był mężczyzna patrzący nań z pogardą, do ucha
miał przyczepiony jakiś przedmiot. Drugi z czymś co Zhan interpretował jako
ciekawość, lecz jednocześnie strach. Ten trzymał w ręku jakieś urządzenia.
- Generał
Wu Shu Zhan przybywa ze słowami pierwszej władczyni Quing – powiedział. Zasób
pamięciowy sprawił, że użył języka rosyjskiego, którym porozumiewali się
zdrajcy.
-
Zabielin, jakieś sugestie? – powiedział stojący bliżej starszy mężczyzna.
- Towarzyszu
marszałku – chrząknął drugi mężczyzna. – Chętnie bym zbadał tę istotę, gdy
skończycie rozmowę, na razie nasze czujniki nie potwierdzają promieniowania, choć
widzę dość dużą emisję ciemnej energii. Są też jakieś fale, nie potrafię
określić ich natury.
- Mam
strzelić temu w łeb, czy nie? – zapytał marszałek ze spokojem mierząc Zhana
wzrokiem i unosząc głowę wysoko, by spojrzeć mu w oczy.
-
Prewencyjnie bym…
-
Prewencyjnie to wam zaraz wytłumaczę z przyłożenia, towarzyszu akademiku –
zirytował się marszałek. – Bo kurwa nie o to pytałem – spojrzał na Zhana. –
Masz kilka sekund potworze by powiedzieć czego chcesz, nim cię odstrzelę, a
towarzysz pułkownik będzie sobie potem sprawdzał co masz w środku.
- Jestem
generał Zhan, dowodzący Nieskończoną Armią i…
- Ty
dowodzisz tą masą na górze? – przerwał marszałek.
- W
imieniu władczyni prowadzę działania wojenne – przyznał Zhan. Marszałek rzucił
papierosa na ziemię.
- Kurwa,
nie do wiary, czy są tak głupi, że przysłali nam tu dowódcę całej armii, czy uważają,
że jesteśmy idiotami i w to uwierzymy– powiedział. – W każdym razie to
arogancja lub ignorancja. Nie wiem co gorsze.
-
Przychodzę od władczyni Quing do Berii – odparł Zhan. – Wiemy, że jest tutaj.
Mam przekazać mu jej słowa.
Marszałek
patrzył na niego bez słowa. Trwało to dość długą chwilę.
- Pozwól,
że zacytuję ci Przewodnika Narodów, bo on słucha twoich słów. Sierow, weź to
zastrzel, bo nie mogę słuchać tego pierdolenia – powiedział wreszcie.
-
Władczyni Quing oferuje sojusz militarny Przewodnikowi Narodów, Ławrietijowi
Berii – powiedział spokojnie Zhan.
- Stara
dziwka może sobie oferować co chce – odrzekł Sierow. – Tylko, że razem z bandą
czworga nie żyje. Zginęła uciekając do zony razem ze swoimi poplecznikami. Więc
widzę tu podstawowy problem.
-
Władczyni Quing oferuje wsparcie nieskończonej armii w walce ze wspólnym
wrogiem.
- Wy
jesteście wrogiem – pokręcił głową Sierow. – Właśnie giniecie tysiącami na
powierzchni atakując nasze wojsko.
Zhan
musiał przyznać że to prawda. Na górze potęga nieskończonych uderzała na armię
Związku. Wojownicy padali w artyleryjskim ogniu, lecz wciąż przychodzili
kolejni, których liczba przewyższała już liczbę tworów sterowanych przez
Światło. Wdarli się już na pierwsze pozycje obrony, które wróg pokrywał intensywnym ostrzałem.
Po tym jak zniknęły samoloty zrzucające bomby metanapalmowe, taktyka ta zdawała
się przynosić efekty, lecz tylko pozornie. Po stosach spalonych i rozerwanych
ciał nadciągały kolejne fale wojsk, a za nimi kolejne. Minusem była niemożność
zaburzania przestrzeni, którą wróg w jakiś sposób uniemożliwiał, posyłając w
ich stronę własne fale przeciążeniowe. Lecz nieważne co czynili tamci, jak
wiele ich żołnierzy przybywało ze Wschodu linią kolejową, prędzej czy później
jego amunicja się skończy, lufy dział i karabinów przegrzeją. Związek ulegnie.
W tej chwili bronił się tylko i wyłącznie dzięki wielokalibrowym działom,
bowiem kule z karabinów nie miały najmniejszych szans z nową generacją
wojowników. Miał wrażenie, że jego rozmówca to wie.
- To
wojsko może walczyć z waszymi wrogami – zauważył Zhan.
- Naszych
wrogów pokonamy sami – odparł Sierow. – Towarzyszu generale Gierasimow! Brać mi
to żywcem!
- Jako
gwarancję naszych intencji damy wam Józefa Światło.
Sierow
uniósł rękę i wstrzymał żołnierzy, którzy ruszyli w stronę Zhana, podczas gdy
Zabielin wycofywał się już w tył. Sięgnął do kieszeni i zapalił kolejnego
papierosa, poprawiając słuchawkę przy uchu.
- Mówcie,
towarzyszu maoisto – powiedział wreszcie. – Choć jak to zauważył właśnie
towarzysz sekretarza chuja tam z was maoista i towarzysz. Byle krótko.
- Światło
porozumiał się z naszym wspólnym wrogiem, barbarzyńcami… tymi, których zwiecie
Sojuszem, którzy nie szanują zwyczajów ludu pracy i chcą go zniszczyć – Zhan
dobierał z trudem słowa z zasobu pamięciowego przodków. – On jest od dawna
naszym wrogiem, atakuje swymi sługami nasze miasta, co sprawiło, że musieliśmy
opuścić kraj przodków – mandaryni zdecydowali się na taką historię, by w
warstwie znaczeniowej była zrozumiała dla zdrajców, a także wykazywała
podobieństwo do ich własnej. – Przybyliśmy tu go zniszczyć.
- Chyba
coś się wam w takim razie pomyliło – prychnął Sierow. – Bo to nie jego
atakujecie.
- Wydałem
już polecenia oddziałom, by wstrzymywały działania – powiedział Zhan. – Ale to
potrwa nim przekaz dotrze do wszystkich kohort – tu musiał być ostrożny. Aby
wróg uwierzył w jego dobre intencje, musiał zaprzestać natarcia, jednocześnie
nie mógł tego zrobić by nie zaalarmować Światły-Mroku. Zdecydował się więc
wstrzymywać działania częściowo i stopniowo, działając symetrycznie, początkowo
z dala od kierowanych przez Mrok istot, które atakowały pozycję przeciwnika,
tak aby się nie zorientował. Czynił to więc powoli, choć nie na tyle, by
zdrajcy uznali to za celowe, a także nie na tyle szybko, by Światło-Mrok
stwierdził, że Zhan robi to z jakąś intencją. Wszystko było tańcem i partią
rozgrywki.
- Światło
– powiedział z naciskiem Sierow.
- Wiemy
gdzie jest – powiedział Zhan. – Możemy tam przerzucić nasze siły. Lecz sami go
nie pokonamy. Możemy to uczynić razem.
-
Słuchamy – Sierow palił kolejnego papierosa.
- Jest na
podziemnej stacji, do której dostępu chronią jego wojska. Ma tam źródło swej
mocy, które sprawia, że nad miastem panuje ciemność. Będziemy w stanie otworzyć
tam przejście i przemieścić wojska. Ale tylko z wami mamy szanse go pokonać.
-
Dlaczego? – zapytał Sierow.
-
Potrafimy pokonać dzieci Mroku, jego sługi – powiedział Zhan. – Lecz on potrafi
sprawić, że nasze wojska nie współdziałają. Dlatego potrzebny jest wasz
oddział, nawet niewielki, by dopaść Światłę i to z czego czerpie moc.
- Co to
za źródło? – zapytał Sierow.
- To
część potęgi Mroku – Zhan nie miał pojęcia jaka jest wiedza tamtych. Wedle
Nacji, żaden z ich wrogów nie pojmował znaczenia i mocy dzieci Mroku, nie będąc
jej częścią, wiedział jednak, że wciąż prowadzą swe badania i dokonują odkryć,
ta część historii musiała być więc prawdziwa. – Daje mu potęgę i zdolności. Gdy
ją wyeliminujemy skończy się zagrożenie z tym związane. Razem możemy go
pokonać- Zhan zamilkł i pokłonił głowę. Czekał.
Sierow
sięgnął po następnego papierosa.
- Też tak
sądzę – powiedział po dłuższej chwili. – Towarzyszu maoisto, bylibyśmy
głupcami, gdybyśmy nie skorzystali z oferty. Za pół godziny oddział moich
doborowych ludzi będzie gotowy. Powiedzcie… co nastąpi potem?
-
Otworzymy przejście i przejdziemy wspólnie najbliżej jak się da – powiedział
Zhan. – Generał Zhe Wei poprowadzi nasze wojska. Nie wiem jak blisko uda nam
się otworzyć kwiat lotosu, ta moc wypacza ścieżki… Dopiero udało nam się ją
przezwyciężyć. Tam będą zdani na siebie, jeśli Światły tam nie będzie, pojawi
się na pewno, gdy znajdą się blisko tej mocy.
- Misja w
jedną stronę – pokiwał głową Sierow. – Zobaczymy. Miejcie świadomość, że jeśli
wciągacie nas w pułapkę, to nieistotne ile jeszcze poślecie na nas tych swoich
pająków. Spalimy was żywym ogniem tak jak to miasto na górze, a potem pójdziemy
po tę waszą wdowę Quing.
Zhan
milczał spoglądając na Sierowa. Zastanawiał się nad realizacją tej groźby,
gdyby wciąż nosił wzorzec rozszarpałby w tym momencie rozmówcę na strzępy. Zdrajcy
nie mieli sposobu by wkroczyć do Niebiańskiej Świątyni, a nawet gdyby ich ciała
nie zniosłyby panujących tam warunków. Była to więc tylko groźba, puste słowa
pozbawione znaczenia, jakich używali nieludzie. Nic więcej.
- Niech
tak będzie – powiedział.
- 30
minut. U wejścia do stacji. Tam gdzie leżą wasi zastrzeleni żołnierze –
powiedział Sierow. – Niech to da wam nieco do myślenia.
Zhan
skinął głową i powoli się oddalił. Sierow patrzył za nim i splunął.
-
Towarzyszu generale Gierasimow. Niech major Grywkin szykuje swoje wilki. To
misja bez powrotu – rzucił odwracając się do opancerzonych żołnierzy. –
Uzbrojenie wedle uznania, nie wiem co tam ich czeka.
- Za
rodinu, towarzyszu marszałku.
- Za
rodinu – pokiwał głową w zamyśleniu tamten. Popatrzył na Zabielina – Macie
kwadrans akademiku, żeby przedstawić mi raport i wnioski. Nie lubię posyłać
swoich ludzi w pułapkę.
- W
pułapkę, towarzyszu marszałku? – Zabielin stracił nieco pewności siebie.
- To jest
oczywista pułapka, w którą wejdziemy, żeby dowiedzieć się co jest jej celem,
choć i tak nie ma już najmniejszego znaczenia – odparł Sierow i ruszył w
kierunku pociągu. – Ale nie pojmujemy razem z towarzyszem sekretarzem co oni
knują i co chcą w ten sposób uzyskać. Więc się dowiemy. A wy Zabielin macie
jeszcze dokładnie 14 minut, żeby ustalić, kto to kurwa był. Bo towarzysz
sekretarz chce znać odpowiedź na to pytanie.
- Nie
rozumiem, towarzyszu, jak to kto to… - zaczął Zabielin, lecz Sierow popatrzył na
niego złym okiem.
- Bo z
całą pewnością to nie są maoiści. A już na pewno na ich czele nie stoi wdowa
Quing. Bo wiecie co? Osobiście odstrzeliłem jej w Mongolii w głowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz