„Von
Braun” ponownie się obracał, niesiony siłą bezwładności, po zakończeniu rzutu
fotonowego i wyhamowaniu przy użyciu silników manewrowych. Wszystko na powrót
działało jak trzeba, lecz oni znowu czekali, nic nie robiąc, jako niemi
obserwatorzy manewrów w kosmosie i tańca statków, które przesuwały się w tańcu
wzajemnych manewrów. Ładowali generator, sprawdzali mechanizmy i urządzenia,
analizowali dane zebrane wewnątrz anomalii. Przez ostatnie trzy i pół godziny
po prostu czekali, czy też odwlekali nieuniknione, a Arciniegas zastanawiała
się nad całą sytuacją.
Jasnym
było, iż mimo wyłączenia transpondera i przejścia łączności w tryb pasywny
CINSPAC doskonale zdawało sobie sprawę, że znajdują się gdzieś w przestrzeni
Sojuszu, ukryci w rejonie kontrolowanych przez ISS. Wyjście z rzutu fotonowego
nie mogło pozostać niezauważone, a Arciniegas po części ulżyło, że nikt na nich
nie czeka, choć nie brała takiej możliwości zbyt poważnie. Nikt nie ruszył w
ich stronę, ani nie wywoływał ich aktywnie, mimo iż nawet jeśli na ISS ktoś
przegapił odczyty wiążące się rozbłyskiem fotonowym, czy użyciem silników
manewrowych, eniaki z pewnością oznaczyły to na siatce telemetrii, przekazując
sieci do analizy. Ta nie miałaby trudności z rozpoznaniem sygnatury jedynego
istniejącego statku klasy Atena, zakodowanej głęboko w buforach danych NASW. Nie
posłano jednak w ich kierunku żadnego statku, nie wywoływano ich bezpośrednio,
jedynie co jakiś czas gdy aktualizowali dane podłączając się do Hermesa,
otrzymywali powtórzony rozkaz dokowania. Ponieważ sami automatycznie przesyłali
dane pakietowe CINSPAC doskonale wiedziała, że gdzieś tu przebywają i nie robił
nic, raczej wcale nie z powodu braku możliwości namierzenia ich pasywnej
transmisji. Sama byłaby w stanie domyślić się gdzie mogą się znajdować, a skoro
potrafiła ona, to kilku znanych jej kapitanów również, nie wspominając o
CINSPAC, wspieranej analizą matematyczną. Cała sytuacja była bez mała dziwna.
Załoga na
mostku podobnie jak ona pogrążona była w rozmyślaniach. Przekazała im
zasadniczą część rozkazów Aldrina. Od momentu gdy wyruszyli na Marsa, mieli
działać w tajemnicy przez Sojuszem na podstawie tylko i wyłącznie rozkazów
opatrzonych określoną sekwencją słów, które załączył do wydruku. Rozkaz powrotu
ich nie zawierał, więc poinformowała, że nie zamierza go wykonywać, a także, iż
wracają w przestrzeń ISS, by czekać na te rozkazy. Aldrin uprzedził, iż może
zostać odsunięty od dowodzenia, jednak jego rozkazy pozostają w mocy, ich misja
ma bowiem kluczowe znaczenie dla przetrwania Sojuszu. Zabrzmiało to
patetycznie, a załoga musiała to przetrawić. Arciniegas nie umknęło, iż mowa
była o Sojuszu, a nie o ludzkości, więc dawał im do zrozumienia, że zagrożenie
ma naturę militarną. Nie wiedziała oczywiście ile w tym prawdy, Everett zaś na
razie utknął w swoich danych, a ona zbierała się do rozmowy z nim, zdając sobie
sprawę, iż wie dużo więcej niż jej mówi. Tymczasem jednak nie przypadkiem
zgromadziła na tej samej zmianie swą podstawową załogę, z którą chrzest bojowy
przeszła na Marsie, wiedząc, iż za nią pójdą, choć de facto właśnie zbuntowali
się przeciw NASW. Triptree oczywiście zgłosiła swe obiekcje, jednak zgodziła
się z faktem, iż skoro nie ma oficjalnego komunikatu o aresztowaniu Aldrina,
rozkazy pozostają w mocy. Pytaniem, którego nikt nie zadał, było czy nadal są
legalne, skoro został zdjęty ze stanowiska, a także czy w takiej sytuacji nadal
mają ten plan realizować, a przede wszystkim, jaki jest jego cel. W zdradę
Aldrina nikt z nich nie uwierzył, Arciniegas doskonale jednak zdawała sobie
sprawę, że cała sytuacja jest śliska i właśnie stanęli przeciw Sojuszowi.
Dlatego nie przeczytała załodze pozostałej części rozkazów, o czym Everett
oczywiście wiedział. Najważniejsza ich część skierowana była do niej, a Aldrin
oczywiście ją podszedł. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że będzie musiała
spłacić kiedyś dług, zaciągnięty gdy odzyskała swój dawny stopień i mianował ją
kapitanem „Von Brauna”, jednak nie spodziewała się, że nastąpi to ten sposób.
Niech szlag go trafi, pomyślała, czytając – Wierzę w panią. Proszę po prostu
pozostać sobą i podejmować decyzję stosownie do okoliczności. Załatwił ją na
amen, dając jej władzę jakiej nie miał żaden kapitan NASW, choć oczywiście ani
przez chwilę nie sądziła, aby rozkaz ten miał jakieś podstawy prawne. Ale
gorsze było to, że całkowicie jej zaufał. A jednocześnie nie powiedział co ma
zrobić. Tym drugim się nie przejmowała, to pierwsze było… czymś czego nie czuła
się godna, jako antywzór oficera NASW, którym była od dawna.
- Kurwa –
mogła tylko powiedzieć. Nad częścią rozkazów związanych z Nayadą wciąż nie
przeszła do końca do porządku dziennego. Zdaniem Aldrina ona również była
kluczowa dla przetrwania, tak właśnie napisał, zalecając aby dopuścić ją do
eniaka. Co właściwie już się zadziało.
Więc
teraz wisieli w przestrzeni, ona nie miała pojęcia co z tym wszystkim dalej
zrobić, załoga milczała, Triptree, Hagen i Mellier byli w pełni świadomi w co
się wpakowali, ich zmiennicy nie, bo informację o aresztowaniu Aldrina ukryła.
Dostali ją Jones i Scobee, oraz oczywiście Gellert, który o dziwo nic nie powiedział,
gdy kazała mu odłączyć transponder. Więc póki co mogli wszystko zwalać na
awarię łączności i uszkodzenia po przejściu przez anomalię. Tylko jak długo?
Musiała
porozmawiać z Everettem, najpierw jednak chciała zorientować się w sytuacji.
Między ISS a Ałmazem trwało w najlepsze napięcie, odczyty spływające z Marsa na
razie nie pokazywały aby Fenrir coś robił, o ile można było im wierzyć. Jednym
słowem nie działo się nic.
Po
godzinie nagle przez Hermes poszedł rozkaz kierowany do nich, zawierający słowo-klucz.
Musieli podjąć decyzję i dokonać poświęcenia.
- Do
zobaczenia, Jones – powiedziała Arciniegas nim zamkął luk. Skinął głową na
pożegnanie.
-
Zobaczymy zatem w co wdepnęliśmy.
Następnie
„Jefferson Davies” ujawnił swą pozycję, uruchamiając tranponder, odcięty
uprzednio przez Gellerta i wyczepiając się z „Von Brauna”, chwilę później
ujawniając się na telemetrii Sojuszu. Nikt do nich nie strzelał, nikt nie
wyruszył w ich kierunku, a „Davies” rozpoczął lot w kierunku ISS, celem
przyjęcia ładunku. Wiedzieli tylko tyle. Czekali, zmieniwszy pozycję, oddalając
się od miejsca, w którym pojawił się „Davies”. Przynajmniej zaczęła rozumieć
skąd taka nazwa, ciekawe od jak dawna Aldrin to planował. Aż dziwne, że nie
kazał nazwać ich okrętu „Bounty”.
Nie
umknęło jej uwadze, że prom przybijał zgodnie z koordynatami do doku w
zamkniętej części stacji, gdzie wcześniej zawsze cumował „Von Braun”. Czekała
na informacje, lub ich brak, zgodnie z tym co ustaliła z Jonesem, który po
części leciał niczym na stracenie. Wszystko to wydłużało się, na szczęście
mieli zajęcie, bo reszta rozkazu skierowana była do nich. „Przygotować się do
działań ofensywnych”. Poleciła więc ładować drony, rakiety, załadować pręt i
włączyć bojową sieć matematyczną. Czekała, a czas się dłużył.
Po czym
nagle wszystko ożyło, a oni dostali nagle rozkazy, skierowane z CINSPAC
bezpośrednio do najbliższego przekaźnika Hermes, do którego się podłączyli.
Czyli w NASW wiedzieli jednak jak ich znaleźć.
Rozkazy
były nieoczekiwane. Słowa-klucze wpleciono między polecenia działań wojennych.
-
Wesprzeć działania eskadry Łotr – osłonić deorbitację bojową- chronić
„Jeffersona Daviesa” – uniemożliwić działania Rewolucji – czytała ze zdumieniem
Triptree. – W miarę możliwości przechwycić pociski Cruise i skupić ogień wroga.
Czy my do cholery idziemy na wojnę? Działać wedle uznania. Powodzenia, CINSPAC
– wraz z poleceniami przyszła seria współrzędnych i szczegółowe zaszyfrowane
dane, zawierające harmonogram części operacji „Spadające Niebiosa”, w której
mieli brać udział. Arciniegas przez chwilę zwątpiła, zastanawiając się czy ktoś
z nimi nie pogrywa.
- Czy
admirał… - zaczęła Triptree.
- O ile
to on – powiedziała Arciniegas. Kod jednak był poprawny, nie zamierzała
kontaktować się z ISS, z prośbą o potwierdzenie, by ujawnić swą pozycję. Za tym
szaleństwem musiała kryć się pułapka. Jednak zdecydowała się wykonać polecenia
i nadała kurs okrętowi korekcją silników manewrowych, wiedząc, że ma jeszcze
trochę czasu, nim znajdą się na żądanej pozycji.
Chwilę
później jednak szaleństwo rozpętało się na dobre i zaczęły dziać się dziwne
rzeczy. Sojusz rozpoczął ofensywę na całym obszarze Europy. Nie przypominała
sobie, aby czynił to na taką skalę, nawet jeśli ewidentnie nie angażował się w
pełni. Jednak od kiedy pamiętała strategia aliantów polegała na agresywnym
powstrzymywaniu postępów wroga, a nie na wyprowadzaniu uderzeń, bowiem
zajmowanie napromieniowanej ziemi było bezcelowe. Teraz jednak atak nastąpił ze
wszystkich stron. Z lotniskowców na Morzu Śródziemnym wystrzeliły drony bojowe,
zarówno Predatory jak i Bellerofonty, działające na postawie rozpoznania
orbitalnego oraz samolotów zwiadu. Krążowniki rakietowe otworzyły ogień
angażując się w bitwy i potyczki z radziecką flotą przy użyciu broni
konwencjonalnej, starając się trzymać je na dystans. Arciniegas spoglądała na
przesuwające się kwadraty i punkty, nie skupiając się zbytnio na działaniach
powietrznych i naziemnych, bo to nie była jej domena. Widziała, że Związek
ocknął się i rozpoczął obronę. Szybko zorientowała się co jest celem ataku,
postanowiono wykorzystać odwrót tamtych, licząc na to, że pozbawione obrony
twierdz i umocnień armie oraz siły pancerne na otwartej przestrzeni będzie
można zaatakować, zmniejszając ich ilość. Postarano się ominąć strefy atomowej
jonizacji, wykorzystując luki znalezione przez sieć. Miało to nawet sens, o ile
wróg w desperacji nie zacznie strzelać pociskami ICBM, czego świadomość zawsze
powstrzymywała Sojusz przed pełnowymiarowym atakiem. Na razie jednak widząc
zmasowane uderzenie powietrzne podrywać zaczął z baz w głębi kontynentu własne
lotnictwo, które w trybie alarmowym startowało nad Morze Śródziemne z Alp i
Bałkanów. Chwilę później w myśl zasady równowagi zaczęli odpowiadać ogniem i
strzelać własnymi rakietami. Sieci matematyczne już ekstrapolowały cele, a
wyrzutnie Patriot przygotowały się do przechwycenia pocisków i ognia
zaporowego. Na południu Europy wojna rozpętała się więc na całego, przy czym
Sojusz jak dotąd angażował jedynie drony, choć i tak skala tego ją zdumiewała.
Na
północy również szedł pełnowymiarowy atak rakietami międzykontynentalnymi
odpalonymi z Islandii i Grenlandii. Choć eniak nie pokazywał zagrożenia
atomowego, zastanawiała się czy tamci wiedzą, że to, co leci w ich stronę nie
stanowi ataku jądrowego. Jednocześnie przez Skandynawię w kierunku Murmańska
leciała już eskadra uderzeniowa. Druga przypuszczała atak od strony cieśniny
Beringa, choć na mniejszą skalę, najwyraźniej jedynie by związać siły
przeciwnika. Najistotniejszy był atak na południu Europy, gdzie jak się okazało
szykowano uderzenie. Z fortecy Tobruk wyruszyły już okręty desantowe, choć nie
była w stanie jeszcze powiedzieć co było ich celem. Front afrykański
przemieszczał piechotę zmechanizowaną, która podążyć miała w ślad za marines,
Blackhawki podrywały się z lotnisk. Na razie trudno było stwierdzić, gdzie nastąpi
lądowanie. Wróg jednak zorientował się już, że Sojusz szykuje szturm na
twierdzę komunistyczna Europa i uruchamiał artylerię i siły pancerne, by mu to
nie uniemożliwić. Najwyraźniej wszystkie pozostałe ataki miały jedynie wiązać
jego siły i odwracać uwagę. Arciniegas zastanawiała się jedynie czego nie
widzi, bo mapa działań wojennych podlegała filtracji cenzuracyjnej, zatem
wymazano z niej wiele operacji, a matematyka bojowa strzegła poziomów dostępu, ukazując
jej jedynie wycinek działań frontowych. Była i tak w uprzywilejowanej sytuacji,
bowiem posiadając na pokładzie eniaka o niesamowitych właściwościach, będąc
podpiętą pod sieć Hermes mogła w przeciwieństwie do pozostałych kapitanów
okrętów śledzić co dzieje się na Ziemi. Czas jednak bycia widzem dobiegał
właśnie końca.
- Eskadra
„Łotr”zaczyna taniec – poinformował Hagen obserwujący przemieszczenia jednostek
NASW. Na mostku panowało widoczne napięcie.
Na siatce
taktycznej „Norwegia”, „Faroe”, „Montana” i „Panama” minęły właśnie nieformalną
linię demarkacyjną, prowokacyjnie przecinając bufor między obszarami na
orbicie, zahaczając o teren Związku. Wróg musiał na to zareagować i uczynił to
natychmiast. „Sława Rewolucji”, „Gniew Naroda” i „Krasota Komunizma” zmieniały
właśnie kurs, Woschody prowadzone przez Sojuza ruszały by odgonić wroga. Z jakiego powodu na siatce
taktycznej widniały rosyjskie nazwy, w transkrypcji na normalny alfabet, ale
bez tłumaczenia, pozostawało od lat zagadką, nad którą Arciniegas przelotnie
zastanawiała się, po czym zapominała o tym, skutkiem czego była to wciąż jedna
z tajemnic NASW. Czasami rozważała dodatkowo skąd NASW zna te wszystkie nazwy,
bo raczej nie z aktywnego nasłuchu przeciwnika. Posłali Sojuza oraz dwa Woschody, które
stanowiły przeciwnika przewyższającego zdolności okrętu klasy Apollo. Od strony
Rewolucji szły dodatkowo cztery Wostoki, które matematyka po chwili
identyfikowała pingami, oznaczając jako „Pietrozawodsk”, „Donieck”, „Kazań” i
„Ufę”, co przechylało siły nadchodzącego starcia na stronę Związku.
Wbrew
logice wojennej Sojusz wyraźnie nie chciał dać się odgonić. Apollo zmieniły
kurs prosto w kierunku „Rewolucji”. Jednocześnie na perymetrze w stronę granicy
skierowało się kilkanaście patrolowców klasy Merkury. To już musiało wywołać
alarm na stacji Ałmaz, centrum dowodzenia Kosmfloty. Chwilę później kolejne
pingi poinformowały, iż silniki atomowe uruchomiły jeszcze dwa Sojuzy, trzy Woschody i
sześć Wostoków, znajdujących się w przestrzeni kontrolowanej przez Rewolucję,
ale matematyka wskazywała, że nim się rozpędzą i osiągną zasięg, eskadry NASW
wejdą w przestrzeń Związku. Na stacji ładowano już zapewne niekierowane rakiety
K-17M by ostrzelać rejon podejścia i detonacjami stworzyć mur eksplozji,
ograniczający zdolność manewrowania.
Miała
jeszcze chwilę czasu więc sprawdziła pakiet odebrany z Hermesa. Sytuacja nad
Morzem Śródziemnym zmieniła się w regularną wymianę ognia. Drony wspierały
aktywnie myśliwce F-16, oczyszczając przestrzeń dla bombowców szturmowych.
Blackhawki podrywały się z lotnisk. Nad Murmańskiem przeleciał właśnie pocisk
rakietowy, którego nie zdołała zestrzelić obrona artyleryjska Związku, choć nie
trafił. Skandynawia była rejonem starcia Predatorów z Migami. Nad Morzem
Północnym pojawiły się siły powietrzne RAF, zmierzające w stronę Jutlandii.
- „Jefferson
Davies” opuszcza dok – poinformowała Triptree. Teraz zdawali się być jeszcze
bardziej skupieni niż przed wcześniej. Prom wyszedł z doku ISS holując ładunek.
- Nadają
morsem. „Fletcher”.
- Zatem
działamy dalej – Arciniegas uderzyła dłonią o fotel, gdy opuściło ją napięcie i
zmieniło się w euforię. Wyglądało na to, że admirał nadal trzyma stery, skoro
Jones poinformował ją, że to nie podstęp i mogą kontynuować. Chwyciła
słuchawkę.
- Gotowy,
Gellert? – zapytała, gdy odebrał w maszynowni.
-
Bardziej nie będę – mruknął. – Przypomnę tylko na potrzeby dziennika
pokładowego, że ostatnim razem dwa rzuty fotonowe wykonane szybko po sobie
uszkodziły i spaliły większość cewek.
-
Pamiętam. Rozumiem, że poprawiłeś co trzeba?
- Mimo to
odradzam drugi rzut. Trzeci z pewnością spali większość układu.
-
Przyjęłam. – przełączyła się na tryb ogólny. – Tu kapitan. Zabezpieczyć pokład.
Proszę się zapiąć i przygotować na wstrząsy. Wchodzimy do walki – pomyślała, że
jest chyba jedynym kapitanem NASW, który idzie w bój mając na pokładzie cywili.
Przynajmniej dla Everetta to co miało nastąpić nie było pierwszyzną. Będą
bezpieczni tak samo jak jej butelka w kabinie, a zapewnienie im bezpieczeństwa
odpowiadała ona. Odetchnęła, czując ożywienie, gdy za jej plecami rozległ się syk
zamykanych hermetycznie grodzi, odcinających od siebie kolejne części statku. –
Jak tam nasze 30 rakiet? – zapytała.
- Gotowe.
Kolejność w wyrzutniach: ASAT, Sidewinder, TOW – potwierdził Mellier.
-
Bellerofonty gotowe do wyrzucenia – zgłosiła Triptree. – Potem Aegis.
Połączenie radiowe pasywne.
- Dobrze.
W takim razie… - wpatrywała się w siatkę taktyczną, czekając aż eskadra „Łotr”
osiągnie punkt oznaczony przez matematykę. – Zaczynamy!
Apollo
wciąż znajdowały się dobre kilkadziesiąt mil od sieci czujników Rewolucji, ale
matematyka projektowała, że w ciągu kilkunastu sekund znajdą się w zasięgu Sojuza i Woschodów, które otrzelają je rakietami K-17M wycofując się jednocześnie w
stronę eskadry Wostoków lecących ku nim z pełną mocą atomowych stosów, by zatrzasnąć pułapkę.
- Cele
oznaczone – powiedział Mellier.
- Czekaj
– poleciła, widząc, iż wskazał eniakowi namiar dla dwóch rakiet. -Niech zaczną
pierwsi.
Najwyraźniej
dowódca eskadry „Łotr” także chciał aby tamci zaczęli, mimo iż prowokował ich
do działania. Po chwili doczekali się oboje, a mostek „Von Brauna” wypełnił
znajomy dźwięk.
- Namiar
aktywnym skanerem – rzucił Mellier. – Otwarli wyrzutnie.
Nim
jeszcze skończył mówić, a matematyka oznaczyła 12 rakiet impulsowych
wystrzelonych w stronę „Łotra”, Arciniegas była już gotowa. To miała być tylko
rozgrzewka, mająca sprawić by Apollo wykonały manewry uchyleniowe, schodząc z
toru niekierowanych rakiet K-17M, które detonują obszarowo dzięki swym czasowym
zapalnikom uzbrajanym radiowo. Zmieniając kurs okręty NASW odsłoniłyby swe
silniki, wystawiając je dla naprowadzanych termicznie rakiet Ch-33. Tym razem
jednak ten scenariusz miał się nie spełnić, nim jeszcze Mellier skończył mówić,
wydała polecenie.
-
Namierzyć i ognia!
Realizacja
zajęła ledwie sekundę, a kapitanów wiodącego Sojuza i Woschodów musiał przejść zimny pot, gdy
zostali namierzeni od strony rufy, z miejsca gdzie niczego nie było, odległego
od nich ledwie 45 mil. Nim zdążyli uświadomić sobie konsekwencje faktu, że przeciwnik
znajduje się na ich tyłach, w przestrzeni Związku, „Von Braun” wystrzelił dwie
rakiety ASAT. Te pomknęły w kierunku wroga.
Artylerzyści
Woschodów mieli ledwie kilka sekund by zareagować. Pierwsze trafienie należało
jednak do NASW, bo Mellier odpalił wiązkę energetyczną wprost w silnik „Gniewu
Naroda”, powodując jego eksplozję, gdy gwałtownie wrosła temperatura. Idealny
strzał, prosto przez zastawkowe osłony, jaki możliwy był tylko w teorii, gdy
przeciwnik nie spodziewał się nikogo za rufą.
-
Sojuz unieruchomiony – potwierdził trafienie Mellier z widoczą satysfakcją.
- Buenos
Dias – powiedziała, po czym poleciła Hagenowi: - Kurs przechwytujący.
W tym
czasie dwa Woschody zdążyły już uruchomić działka NR i pociski kaliber 45
przecięły przestrzeń kosmiczną usiłując przechwycić rakiety. Czasu było jednak
zbyt mało, by artylerzyści popełnili zdołali śledzić piruety ASATów, w
zaprogramowany sposób usiłujących uniknąć trafienia. Były już w ostatniej fazie
i pomknęły prosto do celu którym były silniki pozostałych statków.
W tym
samym czasie rozbłysły również wiązki energetyczne okrętów NASW, które
przechwyciły cztery rakiety impulsowe, powodując ich eksplozje. Apollo dokonały
lekkiej korekty kursu, schodząc z trasy pozostałych pocisków, po czym
wystrzeliły 12 własnych rakiet ASAT, które poszły po parabolach w celu
okrążenia Woschodów. Tymczasem tych dosięgły już pociski wystrzelone z „Von
Brauna”.
- Aaaj…
nieźli są – powiedział Mellier. Jedno trafienie, ale nie przebiliśmy się do
komory silnika. Drugi pocisk zestrzelony – nie liczyła nawet, że uda im się
ASATami zniszczyć ich silniki, bo przeznaczone były do niszczenia pancernych
kadłubów wrogich statków.
- Ciąg
wyłączony – poinformował Mellier, po tym jak wyłączył dopalacze i lecieli siłą
bezwładności. Przez 5 sekund byli doskonale widoczni na wszystkich skanerach
termicznych, nim wygasili odrzut, a silniki zasłonili przesłonami. Tyle
wystarczyło, by Woschody odpaliły z wyrzutni rufowej rakiety. Najwyraźniej ich
kapitanowie działali pod wpływem chwili, bo w ich stronę poszły dwie rakiety
impulsowe i jedna Ch-33 poszukująca źródła ciepła. Na trasie ich
podejście zagrały dwa działka NR. Ale jednocześnie kapitanowie Kosmfloty
musieli radzić sobie z lecącymi w ich
stronę rakietami i okrętami NASW. Z działek rufowych zaczęli razić tor po którym
zmierzały ASAT, usiłując przechwycić przynajmniej część z nich. Pociski szły
twardo do celu. Największy problem miał niszczyciel klasy Sojuz, „Gniew Naroda” po stracie silnika
reagował najwolniej, choć odpalał silniki manewrowe, by wycofać się w
przestrzeń Związku, prowadząc ostrzał. Pozostałe dwie jednostki również usiłowały się obrócić,
ustawiając bokiem zarówno do „Von Brauna” jak i do eskadry „Łotr”, wystawiając
na cel swe najbardziej opancerzone burty i ukrywając źródło ciepła w postaci
silnika NERV, przed rakietami termicznymi Sojuszu. Tymczasem cztery Wostoki idące z odsieczą wyraźnie przyśpieszyły.
Rakieta
Ch minęła „Von Brauna” o kilkanaście mil nie wykrywając zwiększonej
termoemisji, pociski K-17M dotarły w miejsce, gdzie wróg powinien być i
eksplodowały. Arciniegas musiała przyznać, że mimo braku eniaków tamci są świetnymi
matematykami, bo gdyby nie kazała jednocześnie z wyłączeniem głównego silnika
odpalić na chwilę manewrowego znajdowaliby się teraz w tamtym rejonie. Nie
mieli na razie czasu wystrzelić w stronę „Łotra”, gdyż zajęci byli zdejmowaniem
rakiet ASAT. Działka NR zestrzeliły dziewięć, ale trzy dosięgły „Gniewu
Narodu”.
-
Bezpośrednie trafienie – poinformował Mellier. – Wykrywam dekompresję. Szczątki
w przestrzeni – Sojuz w chwili wybuchu odrzucony siłą bezwładności leciał
teraz w kierunku naciągających Wostoków. Nie wyglądało na to, by był w stanie
odpalić silniki manewrowe.
-
Sidewinder załadowany – procedura dobiegła końca i miała już w wyrzutni
rakiety. Sprawdziła pozycję, była osiem mil od obu statków, wykonujących manewr
nawrotu w dwie różne strony. Korzystając z przerwy w salwach przeciwnika kiedy
Apollo przeładowywały, szły do nich burtami by uchronić się ataku wiązki
energetycznej, tam gdzie pancerze były najmocniejsze. Ale „Von Braun” miał
teraz przed sobą ich silniki, odpalone na pełnej mocy.
- Ognia –
powiedziała, a Mellier od razu wykonał rozkaz. Statek zadrżał, a gdy tylko
wystrzelili Hagen od razu odpalił i popędzili z pełną prędkością jak najdalej.
Z tej odległości Woschody nie miały żadnych szans, oba Sidewindery natychmiast
się uzbroiły i kilka sekund zajęło im dotarcie do namierzonych źródeł ciepła.
Silniki Woschodów eksplodowały. „Sława Rewolucji” i „Krasota Komunizma”
straciły napędy, co w praktyce uniemożliwiało im ucieczkę. Oba wpadły w ruch
wirowy, co uniemożliwiło im prowadzenie ostrzału w ślad za „Von Braunem”.
-
Komandor Hagemayer dziękuje za asystę – poinformowała Triptree. – Przejmują od
tego momentu.
- A
pewnie, kiedy podaliśmy im Sojuza i Woschody na tacy – żachnął się Mellier.
-
Sugeruje, byśmy jednak uruchomili transponder, bo nie mają pojęcia gdzie
jesteśmy, a nie chcieliby, żebyś wpadli pod ogień.
- Nadaj,
że niestety, wciąż uszkodzony po wydarzeniach na Marsie, a radio nadal szwankuje – poleciła Arciniegas. – Koniecznie otwartym i kierunkowym, żeby
wiedzieli, gdzie jesteśmy. Dodaj, że zgodnie z planem atakujemy dalej. Nie
patrz tak Hagen, kurs na Wostoki.
Chwilę
później wszyscy wiedzieli już gdzie jest „Von Braun”, bo nawet jeśli ktoś miał
wątpliwości, widząc przemieszczający się odczyt termiczny, choć radar w tym
miejscu nie wykrywał niczego, transmisja radiowa nie pozostawiła wątpliwości.
Szli prosto w przestrzeń Rewolucji.
- To była
ta łatwiejsza część – przypomniała Arciniegas. – Przygotuj się Hagen. Triptree.
- Nie
musi pani przypominać, kapitanie – zirytowała się tamta. Gotowa była już do
wystrzelenia dronów.
Chwilę
później rozległo się ostrzeżenie gdy wróg zaczął szukać namiaru, a nie mogąc go
znaleźć odpalił salwą. Z Rewolucji wystrzelono w kierunku toru lotu „Von
Brauna” kilkadziesiąt pocisków impulsowych, kolejna seria poszła z
nadlatujących Wostoków. Nikt nie liczył na to, że ich trafią, ale zmuszenie do
zmiany kursu, pozwalało namierzyć ich silniki i zagonić kolejnymi pociskami w
żądane miejsce, lub zmusić do odwrotu.
Arciniegas
miała inne plany.
- Wykonać
rzut – poleciła.
W błysku
jasnego światła „Von Braun” zniknął, by pojawić się 4500 mil dalej, w
wyliczonym miejscu. Eniak ich nie zabił, pomyślała gdy materializowali się w
przestrzeni Związku, a rozbłysk ich przybycia był widoczny i wykrywalny przez
wszystkie możliwe skanery i systemy. Na mostku rozległ się brzęczyk, dźwięk
najbardziej irytujący z możliwych, który uruchamiał się z polecenia Arciniegas
od czasu pierwszego skoku wykonanego pod jej dowództwem na Marsa.
-
Materializacja zakończona, systemy się restartują – informowała Triptree
wyłączając brzęczenie.
-
Bezbronność jeszcze przez 27 sekund. Bellerofonty wystrzelone, Aegisy w
procedurze ładowania – zameldował Mellier.
-
Pozycja?
-
Nawigacja jeszcze nie wstała – usłyszała Hagena. – Lecimy na ślepo.
Nikt nie
strzelał, a to już było dużo, biorąc pod uwagę gdzie skoczyli.
- Ostrzał
w przestrzeni – ostrzegł Mellier jednocześnie z alarmem. – Działka NR! –
zacisnęła odruchowo pięści, lecz zorientowała się, że nie zostali trafieni. -
Otrzeliwują Bellerofonta-2, B-1 odpowiada ogniem – poinformował Mellier.
Taktyka
wreszcie wstała i na ekranie ściany przy niecce jej fotela wyświetliła się
siatka taktyczna, gdy eniak zdołał wreszcie zakończyć sprawdzanie procedur i
ustalanie pozycji w stosunku do ISS.
-
Osiągnięto założone współrzędne – informował ją już Hagen uruchamiając silniki
manewrowe, by wyhamować ich lot wprost w kierunku obiektu, znajdującego się
przed nimi.
- Zdejmuj
namiar Mellier – rozkazała. – Gdy tylko wstanie uzbrojenie strzelaj zgodnie z
ustalonymi celami. Triptree, pilnuj ich pozycji i gdy tylko spróbują na nas
aktywnego skanu, uruchamiaj alarm. Hagen, korekta i zmiana pozycji po każdym
strzale, ale bądź gotów do odpalenia bez rozkazu w wypadku zagrożenia – musiała
to powtórzyć, mimo iż omówili wszystko dokładnie wcześniej.
Właśnie
ten moment wybrał Gleeson, by wkroczyć do CINSPAC, gdzie nikt nie zaszczycił go
spojrzeniem. Uderzenie na Związek było w toku. Popatrzył na pozorny zamęt,
setki danych interpretowanych na monitorach, operatorów powtarzających coś do
słuchawek i wbijających dane, a także przerzucających pakiety. Matematyka
zdawała się już kolejkować i za chwilę zacznie łapać opóźnienia, gdy czynnik
ludzki zawiedzie i nie będzie nadążał z przekazywaniem danych, priorytetowo
traktując przechwycenie pocisków wroga, a nie koordynację ataku. Granice
obliczeniowe potężnych eniaków może i nie zostały jeszcze poznane, lecz
konieczność podejmowania decyzji przez operatora odnośnie przesłania pakietów
znacznie ją spowalniała przy dużej ilości obliczeń. Nawet mimo, iż eniak
kolejkował dane pod względem ich ważności, oznaczając je kolorami, większa
ilość informacji, oznaczała spowolnienie działania, nim przekazano je dalej.
Jednak nikt nie zamierzał rezygnować z takiego rozwiązania, bo dzięki względom
bezpieczeństwa sieć bojowa Sojuszu, składająca się tysięcy sieci i podsieci
była bezpieczna, uniemożliwiając jej całościowe przełamanie i ingerencję w
całość systemu.
Omiótł to
wszystko spojrzeniem po czym skierował się na galerię, co było łatwe, bowiem
CINSPAC nie pilnował żaden marine, ani też nie było go w środku. Gleeson
odnotował to gdzieś w swojej głowie z irytacją, iż jego zalecenia zostały nie
wykonane, lecz wiedział, że czas bitwy nie jest momentem, kiedy należy na to
zwracać uwagę. W sztabie panował jeszcze większy gwar, bo dowodzący musieli
podejmować właśnie decyzje, a grupa komandorów i młodszych oficerów NASW
wprowadzała je w czyn, przekazując poniżej, skąd płynęły do dowódców statków
NASW. Na głównym ekranie sieć taktyczna dawała z siebie wszystko, a w chaosie
punktów, linii i figur geometrycznych trudno było się zorientować. Słysząc
znajome nazwisko Gleeson nadstawił ucha.
-
Arciniegas odpaliła rakiety! Uwielbiam tę kobietę! – zawołał wyraźnie ucieszony
Armstrong. Gleeson podszedł bliżej usiłując odnaleźć interesujący go punkt na
siatce.
- Gdzie
jest „Von Braun”? – zapytał.
Glenn
nawet się nie obejrzał.
-
Glesson, proszę się zamknąć i nie przeszkadzać, albo pana stąd wyrzucę –
wiedział, że w tej chwili nie może zaprostestować.
-
Arciniegas? – spróbował raz jeszcze. – Nie ma ich na telemetrii.
- Popsuty
transponder. Atakuje „Rewolucję”… obiekt bojowy Europa. To było ostatnie
ostrzeżenie – uciął Glenn, a następne słowa kierował już do Armstronga
pokazując coś na taktyce.
- Mamy
ich! Złapali się – Armstrong był wyraźnie zadowolony.
Teraz
Gleeson wiedział już na co patrzy, choć tylko i wyłącznie dzięki temu, że w
dawnych czasach swej służby wojskowej we flocie był operatorem, a potem
analitykiem bojowym sieci. Choć ta rozwinęła się i zmieniła od tamtych czasów,
pewne rzeczy pozostały niezmienne. Chwilę zajęło mu zorientowanie się w
sytuacji taktycznej niebieskich kwadratów.
Cztery
oznaczone jako eskadra „Łotr” kończyły właśnie ostrzał Sojuza i dwóch Woschodów,
odchodząc w kierunku przestrzeni Sojuszu. Statki wroga oznaczono jako
zestrzelone. W stronę jednostek NASW leciała seria rakiet impulsowych wymierzona w kilka
punktów trójwymiarowej przestrzeni, by ograniczyć im pole manewru i zmusić je
do znalezienia się w miejscu, z którego nie będą w stanie uciec. Ostrzał był
bardzo nieprecyzyjny, jak gdyby strzelano w nieco inny punkt przestrzeni, po
części pokrywający się z kierunkiem lotu „Łotra”. Jednak wróg nie kontynuował
tego ostrzału, bo cztery Wostoki, które je wystrzeliły właśnie nawracały w
stronę Rewolucji. Podobny nawrót wykonywany był na całym obszarze przez inne
statki, które zmierzały wcześniej w stronę kilkudziesięciu Merkury zbliżających
się do oznaczonego na czerwono zasięgu sieci obronnej stacji i jej platform.
Znajdujące się na pozycjach najbliżej Rewolucji Woschody i Wostoki brały kurs wprost w stronę stacji. Pozostałe także zmieniały pozycję, by uzupełnić
powstałe luki w siatce obronnej. Przez chwilę Gleeson nie do końca pojmował co
robi wróg, bo te manewry sprawiały, że wróg przewagę, w wielu punktach
przestrzeni, w stronę których zmierzały teraz inne Apollo. Na dużym odcinku
przestrzeni nad Ziemią przestała panować równowaga sił, z każdych eskadr
obronnych liczących trzy Woschody jeden z nich kierował się w stronę stacji, a
mające je wspierać Wostoki także tam mknęły. Eskadry NASW złożone z 4 fregat
klasy Apollo mogły bez problemu uderzyć we wroga w tych punktach i przełamać
front, a do jego granicy zbliżały się już zwinne i manewrowe kanonierki
Merkury. Kilka z nich wystrzeliło rakiety ASAT. Gleeson nie do końca rozumiał co
sprawiło, że AFCOM autoryzował pełnoprawny i wcześniej nie planowany atak na
Związek, zarówno na Ziemi jak i w kosmosie. Ofensywa zdawała się być zwycięska
i prędzej czy później doprowadzi do tego, co przez lata powodowało, iż
obowiązywała doktryna aktywnego powstrzymywania wroga, lecz nie ataku. Związek
zacznie wystrzeliwać pociski jądrowe, nie tyle licząc, że uda mu się przebić
przez obronę Sojuszu, co przygotowując przedwczesną detonację, która zjonizuje
przestrzeń, lub co gorsza górne części atmosfery, co byłoby zgubne dla całego
Sojuszu. Walka jak zauważył trwała już nawet na księżycu, gdzie eniak
informował, iż po ciemnej stronie ścierają się oddziały Kosmarmii z marines.
Cel NASW
był już dla niego jasny, był nim atak na Rewolucję, choć na razie trudno
powiedzieć czy desantowy, czy mający na celu zniszczenie stacji lub jej
wyłączenie z działania. Związek także się zorientował i kierował w jej stronę
główne siły.
A
Rewolucja właśnie była ostrzeliwana przez krążące wokół niej niczym wściekłe
osy dwa drony Bellerefont, które wystrzeliwały kolejne rakiety, trafiające w
cel. Wróg usiłował zestrzelić drony działkami NR, prując pełnymi seriami
pocisków kalibru 45, z których każdy przebywał w przestrzeni pół mili w ciągu
sekundy. Na razie jednak było to problematyczne, bowiem działa były skierowane
w odległe punkty przestrzeni, by bronić stacji przed nadlatującymi rakietami, a
artylerzyści musieli gwałtownie skracać zasięg. Czyniło to rzecz jasna od tej
strony stację całkowicie bezbronną przed atakiem pocisków Sojuszu, a Apollo
wyraźnie szły właśnie w tym kierunku, lecz Gleeson wiedział, że Związek
najbardziej obawia się rzutu fotonowego, który Apollo mogą wykonać wprost w to
miejsce, które ewidentnie atakujący właśnie usiłowali rozbroić. Było to jakieś
szaleństwo, bo nawet gdyby NASW przemieściło tam swoje statki, nie byłyby one w
stanie wrócić w inny sposób na silnikach konwencjonalnych, wystawione na
ostrzał. Związek nie zawahałby się strzelać do nich, nawet ryzykując
zniszczeniem Rewolucji, gdyby próbowano przeprowadzić desant. Gleeson spoglądał
na to wszystko usiłując pojąć co właściwie rozpętał AFCOM, gdy na perymetrze wewnętrznym Rewolucji znikąd pojawiły
się dwie rakiety i w ciągu kilku sekund trafiły w stację. A więc tam był „Von
Braun”.
-
Wyrzutnia 7 i 8 – zdjęta poinformował Mellier. – Kolejne TOW w procedurze
ładowania. Bellerofont-3 i Aegis-1 gotowe do wystrzelenia.
- Odpalaj
– poleciła, w myślach licząc stan uzbrojenia. Jeszcze 22 rakiety różnego
rodzaju, 2 strzały z wiązki energetycznej, 1 drony klasy Bellerofont, 1 Aegis,
1 Pegaz i 7 Phaetonów. Większość zużyją i konieczne będzie dozbrojenie, choć
gdzieś z tyłu głowy kołatało się jej, że nie będzie to łatwe. – Zmiana celów
dla B-1 i B-2. Platformy orbitalne. Eliminuj zgodnie z kolejnością oznaczenia
przez matematykę. B-3 kontynuacja niszczenia działek NR i wyrzutni – wpatrywała
się w ekran.
Znajdowali
się w tej chwili pół mili od Rewolucji, w martwym polu, poza zasięgiem działek
NR. Eniak wyliczył je precyzyjnie, wskazując miejsce, w którym nie dojdzie do
ostrzału działek, bowiem zabezpieczając obszar podejścia od strony Deep Space,
nie są w stanie obrócić się w to miejsce. Wcześnie działa były chronione przez patrole Sojuza, Woschodów i
Wostoków, które odciągnęli swym atakiem. Woschody zostały wyeliminowane, a
Wostoki właśnie wracały, jednak do momentu kiedy wejdą w zasięg ich dział NR
wciąż pozostawało jeszcze dziewięć minut. Była przekonana, że tamci nie odważą
się strzelać z rakiet impulsowych w kierunku gdzie na podstawie wystrzałów
rakiet i odpalania silników manewrowych był „Von Braun”, bowiem jednocześnie
ostrzelali by własną stację, do której statek NASW się przykleił. Trzymał się
pozycji geostacjonarnej Rewolucji, obracając się wraz ze stacją, pozostając w
martwym polu, które powiększyło się w ciągu ostatniej minuty. Bellerofonty i
„Von Braun” zgodnie ze wskazaniami matematyki namierzały i ostrzeliwały kolejno
wyrzutnie rakietowe i działka NR, pozbawiając stację uzbrojenia. Dronom było
trudniej, gdyż musiały to czynić pod ostrzałem działek, gdyż odchodziły na
dalszą odległość, ale na razie Arciniegas się nie przejmowała i utrzymywała z
nimi łączność radiową, a Triptree na bieżąco przekazywała im wskazania eniaka,
który procedury przekładały na uniki przed salwami. Na razie wróg się nie
zorientował, co jest ich właściwym celem, to miało zmienić się teraz gdy zajmą
się platformami orbitalnymi, które chroniły nie tylko stacji, lecz również
zabezpieczały orbitę i powierzchnię. Część z nich „Von Braun” ostrzelał już
kilkadziesiąt godzin temu, gdy zabezpieczał zrzut na powierzchnię, niektóre z
nich udało mu się wyeliminować. Teraz jednak sytuacja była trudniejsza, bo choć
wówczas walczyli z odległości, wróg polował głównie na nich nie mając pojęcia,
że Sojusz zrzuca desant do Polski. Od tamtej pory zjonizował atmosferę i nie
zamierzał dopuścić do tego, aby ktokolwiek zapewnił wsparcie grupie marines,
którą Arciniegas w większości znała osobiście, oraz towarzyszącym im
spadochroniarzom.
A to
właśnie zamierzali uczynić. Ktokolwiek to wymyślił miał jaja, a ten kto
zatwierdził jeszcze większe, nie wspominając o planie ataku. Sojusz poszedł na
wojnę by zrzucić kontenery desantowe, tym razem praktycznie prosto na pozycje
przeciwnika do Warszawy. Arciniegas czuła pewną satysfakcję na myśl o tym, bo
oznaczało, to że grupa marines dowodzonych przez Kowalskiego wciąż jeszcze żyje
i walczy. Z nieznanych przyczyn nie mogli ich ewakuować, ale istotne było to,
że NASW ich nie zostawiła. A dokładnie Aldrin, o czym świadczyło słowo-klucz.
Miała nadzieję, że sprzęt jaki właśnie holuje Jefferson Davies do punktu zrzutu
zapewni im wsparcie na kolejne dni. Kontenerów tym razem było dużo więcej, więc
wyraźnie magazyny Deep Space zostały wyczyszczone do cna. Istotne było zgranie
w czasie, bowiem o ile operacja NASW miała na celu zabezpieczenie orbitalne w
górnych warstwach atmosfery, nad Warszawą bezpieczeństwo zapewnić miały
Predatory i Bellerofonty, mknące na pozycję z Anglii, by przechwycić wszystkie
rakiety i pociski oraz wrogie myśliwce, jakie mogły zagrozić zrzucanym
kontenerom. Hololowały także szybowce, w których zapewne znajdowało się jeszcze
więcej sprzętu, by wesprzeć niewielkie siły desantowe. Ale właśnie nim, a nie
masą ludzi Sojusz toczył swą sieciocentryczną wojnę, w przeciwieństwie do
Związku.
-
Otwierają wyrzutnie – uprzedził Mellier.
-
Przygotować się – powiedziała i praktycznie w tym samym momencie mówił już o torpedach
w przestrzeni i rozbrzmiewał dźwięk alarmu.
- Zaczęli
myśleć – powiedział. – Wszystkie po tej stronie Rewolucji. 14 rakiet Ch i 8 KM
– pokiwała głową. Większość popędziła szukając źródeł ciepła, lot pozostałych
matematyka oznaczyła ekstrapolując dziwny tor. Część z nich szła wprost w
poprzednie miejsca, z których „Von Braun” strzelał, choć już dawno go tam nie
było, ale większość zaprogramowano je by po hiperboli przecinały przestrzeń w
odległości 5 mil od stacji, nieopodal pozycji, gdzie znajdował się niewidzialny
dla radarów „Von Braun”. Zapewne tam ustawiono eksplozje lub też planowano
wywołać je radiowo, jednak nie były one w żaden sposób im zagrozić. Nie ulegało
wątpliwości, że wróg coś wykombinował. Sprawdziła siatkę, grupa czterech
Wostoków wciąż była poza zasięgiem, po drugiej stronie stacji znajdowała się
zaś eskadra trzech Woschodów i trzech Wostoków, która zmieniła już dwukrotnie
kurs nie miała jak do nich strzelać, gdyż byli zasłonięci Rewolucją. Wciąż potrzebowała
około dziesięciu minut by wyjść na pozycję do strzału. Mimo to, zupełnie jej
się to nie podobało. Hagen skorygował kurs, by odeszli od stref detonacji.
- Ładuj
mi Mavericki – powiedziała. – A potem… MIRV.
- Proszę
o potwierdzenie – zażądała Triptree w ciszy, która zapadła.
-
Potwierdzam – rzuciła Arciniegas. – Ty też przygotuj się na potwierdzenie - dodała, wiedząc, że matematyka uniemożliwi
jej odpalenie pocisku jądrowego Peacekeeper. – Hagen, bądź gotów do ewakuacji.
Oni coś wymyślili.
- Czego się
spodziewać?
- Jeszcze
nie wiem.
Na razie
pociski Ch33 namierzyły źródła ciepła w postaci silników dronów Bellerofont i
pomknęły w ich kierunku. Te zaczęły wystrzeliwać flary, po czym do akcji
włączył się Aegis, który zaczął rozrzucać na szerokim obszarze pakiety
energetyczne. Większość rakiet dała się nabrać, ale niektóre wciąż trzymały
namiar na Bellerofonty. Zgodnie z procedurą jeśli nie mogłyby ich zgubić po
wykonaniu serii zwrotów, miały popędzić w stronę platform orbitalnych i wykonać
atak kamikadze. Na razie zdążyły zdjąć już trzy platformy, choć ich zapasy
rakiet znalazły się wyczerpaniu. Platformy chroniące przestrzeni orbitalnej nie
były w stanie walczyć na krótkim dystansie z nadlatującym wrogiem. Ciekawe czy
już się połapali, pomyślała Arciniegas.
Aegis
wyrzucał właśnie opiłki metalu tworząc wokół Rewolucji kaszankę radarową,
uniemożliwiającą identyfikację jakichkolwiek celów, w tym nie tylko
niewidocznego „Von Brauna”, lecz również dronów. Mimo to, coś Arciniegas nie
dawało spokoju, gdy patrzyła jak eksplodują rakiety impulsowe, na szerokim
obszarze, który stanowił trasę ich odejścia. Tam też zmierzały pozostałe.
Wówczas nadeszła przykra niespodzianka, gdy pokładem zatrzęsło.
-
Awaryjne odpalenie! – zawołał Hagen, a przeciążenie wbiło ją w fotel, gdy uruchomili dopalacze.
- Bezpośrednie
trafienie w sterburtę, przedni dolny silnik manewrowy uszkodzony, przebicie
kadłuba, dekompresja – wołała Triptree. Pieprzone działko NR, właśnie ich
trafili. Usiłowała zorientować się co dzieje się na siatce taktycznej, gdy
znowu nimi zatrzęsło.
- O żesz
kurwa, kto do nas strzela? – warnęła, bo na taktyce nie widziała niczego.
Kolejne wbicie w fotel, gdy Hagen zmienił kurs. Teraz byli
już w pełni widoczni i rozległ się alarm, gdy wystrzelono namierzające się
termiczne rakiety Ch33.
-
Triptree, Aegis tryb ochrony matki, kurs na spotkanie – zawołała. – Mellier, do
cholery, znajdż mi tego kto nas namierza!
- Nie mam
pojęcia, strzelają od strony stacji – zawołał. Mam namiar obszarowy, ale tam
nie ma wyrzutni!
- Nie mów
mi, że gnoje zbudowali niewidzialny statek – była zirytowana. – Jak tylko
będziesz gotowy wal w miejsce wystrzelenie Maverickiem! – jeśli to był okręt
przeciwnika, tą rakietą go nie raczej nie trafią, bo zdąży odlecieć, gdyż te
pociski z namiernikiem radiowym i optycznym mimo destruktywnej siły niszczącej
przeznaczone były raczej do niszczenia celów statycznych lub poruszających się
wolno. Dlatego planowała ostrzelać nimi stację na odchodne.
- Pancerz
ablacyjny na na części rufy uszkodzony, zniszczony na części sterburty –
meldowała Triptree. – Utrata powietrza, odcinam sekcje. Trzy rakiety już nas
namierzyły, odpalam pakiety.
Wpadli w
strefę opiłków, a Aegis przeszedł w tryb obrony statku macierzystego i zaczął
strzelać flarami w kierunku rakiet Ch, by odciągnąć je od „Von Brauna”.
Eksplozje pakietów na trasie podejścia rakiet stworzyły źródło ciepła, które
miało ogłupić czujniki. Hagen wyłączył silniki, dokonując zmiany kursu i
nawrotu, ale mieli małe pole manewru, gdy wróg uwięził ich w obszarze
czteromilowego obszaru wokół stacji. Tam będzie znowu strzelał, gdy przeładuje
rakiety.
-
Cholera! – znowu nimi zatrzęsło, gdy dostali z działka NR, wystrzeliwującego
1000 pocisków na minutę, a Hagen leciał z powrotem w kierunku, z którego
wystrzelono rakiety, unikając salw. Przecież Triptree odcięła już dekompresję i
cząstki powietrza nie wskazywały ich lokalizacji.
- Skąd
wiedzą gdzie jesteśmy? –Arciniegas była poirytowana. – Rozwal mi to działko i
wyrzutnie!
- Tam nie
ma działka! – rzucił Mellier. – Dlatego tam nie strzelaliśmy, skanuję obszar,
Maverick gotów za…
- Kamery!
– zawołała Triptree i gwizdnęła. – Nie widzą nas na skanerach i radarze, ale
latamy cały czas wdłuż ich optyki!
Arciniegas
momentalnie wściekła się swą na własną głupotę. Oczywiście, podobnie jak ISS
także Rewolucja posiadala kamery obserwacyjne. Przez cały czas przemieszczali
się niewidoczni na radarach, ale doskonale widoczni ich okiem na wszystkich
monitorach stacji, nawet jeśli nikt nie był na niej ich w stanie trafić. Ktoś
jednak do nich strzelał, mimo iż byli wciąż w martwym polu i wyeliminowali
wszystkie działa w najbliższym obszarze. Przyszło jej coś do głowy.
- Sprawdź
obraz z naszej kamery tego miejsca, z którego do nas walą – powiedziała. Może
cokolwiek tam jest i nie mogą tego namierzyć, będzie podobnie jak oni, możliwe
do dostrzeżenia.
- Tam
jest namiar termiczny – zdziwiła się Triptree i zaczęła przestawiać czujniki.
Hagen wykonał gwałtowny zwrot, który znowu wcisnął ją w fotel. Jak na zawołanie
zadzwonił telefon.
-
Generator naładowany, sugeruję się stąd zabrać – rzucił Gellert. – Dopóki
stan naszego kadłuba jeszcze na to pozwala. Zawory mi wariują, odcięło pokłady
i mamy coraz więcej przebić.
- Dzięki
za sugestię, jeszcze chwilę – powstrzymując się od dodania, aby założył hełm,
skoro mają alarm dekompresyjny. Sprawdziła stan bitwy. Platformy orbitalne na
założonym obszarze były wyeliminowane, B-2 zniszczony, a B-1 uciekał w
przestrzeń Sojuszu ścigany przez wrogie rakiety. Podobnie postępował B-3
zgodnie z otrzymaną wcześniej instrukcją, strzelając na odchodnym rakietami w
stronę Wostoków, które leciały w ich stronę.
- Mam go
– zawołała Triptree. – Woschod! Matematyka go przegapiła bo jest zadokowany do
Rewolucji!– wciskała klawisze i po chwili pojawił się namiar. „Duch Pabiedy”
rozgrzewał właśnie silnik by odłączyć się od stacji i strzelał do „Von Brauna”
z działka, korzystając ze swych kamer, przeładowując wyrzutnie rakiet. Chwilę
zajęło jego załodze uruchomienie statku i otwarcie do nich ognia.
-
Mellier, trzepnij w nich łaskawie Mavericka, drugi w stację, zgodnie z
pierwonym planem – poleciła. – Niech eniak wyliczy, gdzie nie mają zasięgu
działka, dopóki jeszcze nie ruszyli i stamtąd strzelaj. Potem zbieramy się
stąd, na wyliczoną uprzednio pozycję.
Zmienili
kurs i odchodzili w kierunku ostrzelanej przez wroga pozycji, kiedy
zadźwięczały alarmy i przeciwnik wystrzelił z wielu lokalizacji dziesiątki
rakiet zarówno impulsowych jak i szukających namiaru radiowego i cieplnego.
Powinna jak zawsze poczuć się uhonorowana zainteresowaniem jakim nie cieszył
się żaden inny kapitan NASW, choć była tradycyjnie zbyt zajęta.
- Zerwij
smycz Aegisowi, niech leci na miejsce spotkania – rzuciła w kierunku Triptree.
Jeśli drony przetrwają zgarną je na pokład w przestrzeni Sojuszu, z punktu
gdzie się kierowały. Patrzyła ile sekund im jeszcze zostało, nim wokół detonują
pociski, które zamkną ich w pułapce.
- Są
Mavericki! – poinformował Mellier.
Wystrzelili
i skoczyli. Dwie sekundy później byli znowu ślepi głusi, a ciszę przerwał
denerwujący dźwięk brzęczyka. Po jego wyłączeniu czekała, ale nikt do nich nie
strzelał. Adrenalina opadała powoli, ale należało być gotowym na niespodzianki.
Po chwili zaczęła dostawać informacje o uruchamianiu się systemów.
- Jest
miejsce spotkania – informował Hagen, gdy telemetria się podniosła. Byli 80 mil
od poprzedniej pozycji, wciąż blisko przeciwnika, ale wystarczająco daleko. Tuż
na granicy egzosfery i zjonizowanej strefy, wywołanej przez uprzedni ostrzał ze
stacji. Rewolucja wisiała nad nimi, jeśli miałaby używać takiego wyznaczania kierunku
w przestrzeni, poniżej zaś obracała się Ziemia. Wyhamowali i znaleźli się
wysoko nad środkową częścią Europy, 350 mil poniżej szalały anomalie i
znajdowała się płonąca Warszawa, w której walczyła grupa desantowa Sojuszu. Była to
strefa sieci obronnej Rewolucji i jej platform obronnych, przez którą nic nie
miało prawa się przemknąć. Kilkadziesiąt godzin temu wykorzystano luki w ich
obronie, a desantu dokonywano wchodząc nad Europę oknem nad Atlantykiem, teraz
sytuacja była inna, a wróg wzmocnił swą obronę. Lecz atak Sojuszu właśnie ją
zniszczył, na Ziemi odciągnięto wszystkie siły wroga nad Murmańsk, angażując
jego lotnictwo w bitwę z dronami. Na trasie podejścia zniszczono skutecznie
obronę przeciwlotniczą, a myśliwce mogące zagrozić kontenerom związane były walkami
nad Morzem Śródziemnym lub Północną Rosją. Flota bałtycka była wyeliminowana.
Rewolucja straciła możliwość ostrzelania kontenerów z dział dalekiego zasięgu,
które zniszczył „Von Braun” i jego drony. Statki Kosmfloty mogące je
przechwycić zostały odciągnięte, a przy okazji udało się zniszczyć Sojuza i dwa Woschody. Szybki rzut oka na taktykę pozwolił jej zorientować się, że NASW
wracało już na swe pozycje. Teraz nie dało się już udawać, że celem był atak na
Związek. Zastanawiała się co dzieje się na Ałmazie, gdzie admirał Tiereszkowa
ma świadomość, że została nabrana i nie jest w stanie powstrzymać tego co się
dzieje. A dział się „Jefferson Davies”, który wszedł oknem nad Islandią i
widoczny był wraz ze swym ładunkiem na wszystkich skanerach i radarach. Zgranie
w czasie było idealne, z prędkością 15 000 mil na granicy mezosfery wyczepił
właśnie kontenery, które zaczęły opadać. Niedługo miały wyrzucić osłony
termiczne, uruchomić silniki hamujące, wypuścić spadochrony. W stratosferze z
kontenerów wystartują Bellerofonty, które chronić je będą do możliwych
niespodzianek, gdyby tamci rozpoczęli ostrzał rakietowy. Pozostawała kwestia
pocisków przeciwlotniczych nad Warszawą, ale tymi miały się zająć Predatory
lecące z Anglii, które osiągną cel tuż przed przybyciem kontenerów ze wsparciem
i ich lądowaniem na Zachód od Warszawy.
Na razie
jednak interesowało ją co innego.
- Jak
sytuacja na Rewolucji? – zapytała nie odrywając się od przeglądania możliwych
zagrożeń dla „Daviesa”. Na razie nie miała z nimi żadnej łączności dopóki
znajdowali się w obłoku plazmy i ognistej burzy powodowanej przez tarcie
atmosferyczne.
- Woschod
zniszczony wraz z dokiem, wyłączyliśmy im na dobre go z użytku dopóki nie
pozbędą się złomu – Mellier był wyraźnie ucieszony. – Główny silnik korekcyjny
stacji zniszczony… mają zakłócony moment obrotowy i delikatnie schodzą z kursu.
Chyba będą mieli problem z utrzymaniem geostacjonarnej. Zdaje się, że zmniejsza
się wirowanie…
- … czyli
tracą częściowo sztuczną grawitację – Triptree też była ucieszona.
- Panie
Mellier – Arciniegas nie dała po sobie poznać, jak bardzo jest zadowolona. –
Proszę dopisać „Pobiedę” do naszej listy potwierdzonych zestrzeleń. Jak na
okręt zwiadowczo-rozponawczy nieźle, zdaje się że właśnie właśnie
wyprzedziliśmy większość okrętów wojennych. Triptree, gdy będziemy mieli
łączność, przekaż bezpośrednio komandorowi Hagemeyerowi, że jeśli chce sobie
dopisać tamtego Sojuza i Woschody, będzie go to kosztowało kilka kolejek dla załogi
najlepszego okrętu NASW – podniosła telefon i przekazała dobre wieści załodze,
dając chwilę by się ucieszyli, po czym poleciła przystąpić do napraw pod
kierunkiem Gellerta. Uszkodzenia po ostrzale nie naprawią się samoistnie, dziur w
kadłubie pozbędą się sami i wymienią części, jedynie kwestia zniszczonego i uszkodzonego
pancerza ablacyjnego była powodem do zmartwień. Z tego co widziała nie ładował
się na razie generator, więc zapewne zgodnie z obawami Gellerta doszło do
jakichś uszkodzeń, ale jeszcze nie dzwonił, co było dobrym objawem.
Spojrzała
na taktykę i zgodnie z przewidywaniami okręty wroga zmieniły kurs i szły w ich
stronę, a niektóre zbliżały się do afmosfery, zapewne zamierzając strzelać
rakietami w „Daviesa” lub kontenery. Na powierzchni siatka satelit i Phaetonów
przekazywała informacji o aktywności związanej z wyrzutniami rakietowymi, które
do tej pory były zamaskowane, a teraz wróg szykował je do działania,
wzmocniwszy swą obronę po poprzednim desancie. Pora czymś zająć związek.
- Jak tam
mój MIRV? – zapytała słodkim głosem.
- Gotów
do wystrzelenia – Mellier spoważniał.
-
Oznaczyłam cele na terytorium Związku – powiedziała. Wszystkie znajdowały się
na linii biegnącej od Leningradu aż po Kiszyniów. Co da tamtym zajęcie, gdy
zabrzmią dawno niesłyszane alarmy. A Sojusz mający od dawna dość wojny i pragnący
ją zakończyć, przypuści nagle pierwszy od dziesiątków lat atak jądrowy na
terytorium przeciwnika.
-
Naprawdę chcemy to zrobić? – zapytała Triptree, mimowolnie powtarzając pytanie
jakie padło ostatnim razem, gdy odpalali pocisk tego rodzaju.
- Niech
poćwiczą sobie przechwytywanie rakiet – odparła Arciniegas. – Proszę o
autoryzację wystrzelenia pocisku taktycznego.
-
Pierwszy oficer USS „Von Braun” porucznik Alice Bradley Triptree potwierdza
użycie pocisku MIRV – poinformowała ją oficjalnie po chwili wprowadzając kody.
-
Kapitan USS „Von Braun” komandor Elena
Consuela Arciniegas autoryzuje użycie pocisku MIRV – zdublowała ją na potrzeby
rejestracji dziennika pokładowego. Gdy po wpisaniu jej kodu kontrolka zmieniła
barwę na zielono poleciła Mellierowi strzelać. Statek zadrżał, gdy opuściła go
głowica Peacekeeper, mknąc w kierunku planety, gdzie za chwilę miała rozpaść
się na szereg pocisków. Istotnym pytaniem było teraz co zrobi Związek.
W CINSPAC
rozległ się alarm, gdy wykryto wystrzelenie ładunku jądrowego na orbicie, a
wszyscy na chwilę zamarli szukając śladu rakiet przeciwnika, po czym
zorientowali się, iż na ekranach widoczne są pociski Sojuszu. Eniak oznaczył
kolejną domniemaną pozycję „Von Brauna”, który na chwilę stał się widoczny na
radarach w momencie odpalenia.
- Czy ona
oszalała? – nie wytrzymał Gleeson. – Przecież to wywołać może eskalację!
Glenn
zmierzył go niechętnym spojrzeniem, lecz nie powiedział nic. Przez pół minuty
panowała cisza i wszyscy wpatrywali się w rozwój sytuacji.
- Nie
strzelają – powiedział w końcu admirał. – Zaczynają namierzać nasze 11 głowic –
dodał, gdy MIRV rozpadł się na odrębne głowice zmierzające wprost w twierdze
Związku.
-
Zwariowaliście? - głos Gleesona był
podniesiony. – AFCOM dał zgodę na użycie broni jądrowej? Czy ktoś z was w
CINSPAC? Jeśli oni odpowiedzą…
- … nasza
sieć Patriot przechwyci te pociski gdy połączymy wszystkie podsieci we wspólną
sieć obronną AFCOM – odpowiedział Glenn. Jednak jego mina była marsowa. Atak na
Związek oznaczać mógł odpowiedź w postaci setek wystrzelonych w nich i ich
terytorium pocisków ICBM. Na razie jednak przeciwnik nie podjął innych działań,
niż przygotowywanie się do przechwycenia ich pocisków.
- Wojenni
szaleńcy – szepnął Gleeson. Glenn nagle się obrócił i złapał go za marynarkę.
- Panie
Gleeson – warknął. – Proszę mnie nie zmuszać bym przestał brać udziału w tej
szaradzie i zabrał panu ten mundur, który pan założył, bo nie jest go pan
godzien. Najpierw przez lata oskarżacie mnie, Armstronga i Aldrina, że jesteśmy
zachowawczy, nie pozwalamy na rozpętanie wojny, a teraz mówi mi pan, że jestem
wariatem, który chce rozpętać nuklearną apokalipsę?
- Pan to
powiedział – wycedził Gleeson.
-
Wykonuję rozkazy. Jak umiem najlepiej. Proszę popatrzeć – Glenn puścił go i
wskazał dane na monitorze. – Te głowice nie są aktywne. Te pociski mają tylko
zmusić ich by skupili się na ich przechwyceniu, a ich obrona rakietowa nie
ostrzelała naszych kontenerów! Za pierwszym razem desant szedł od Skandynawii
nisko przy powierzchni, teraz deorbituje prawie pionowo pozostając w ich zasięgu.
- Ale
tamci nie wiedzą, że te pociski nie są aktywne? – zapytał po chwili Gleeson.
- Nie –
przyznał po chwili Glenn.
- Zatem
dopóki nie uderzą o ziemię, wykrywają promieniowanie i myślą, że to prawdziwy
atak? – dokończył tamten. – A jeśli odpowiedzą…
- Nie
odpowiadają – powiedział po chwili admirał. – Są zaskoczeni, tym co zrobiliśmy.
Sojusz nigdy dotąd ich nie atakował… na taką skalę.
- Bo
Sojusz nie chce już tej wojny – warknął Gleeson. – W której ginie tak wiele
osób!
- Proszę
powiedzieć tamtym aby przestali! – warknął Glenn.
- Po tym
co teraz zrobiliśmy? – nie wytrzymał Gleeson. – Rozumiem, że wsparcie dla
oddziału po tym jakie informacje przynieśli jest konieczne i muszą je dostać,
ale te informacje są niezweryfikowane. To wszystko może być pułapka.
- Proszę
dyskutować sobie na ten temat z AFCOM, prezydentem, lub kimkolwiek kto to
zarządził. Zaplanowaliśmy naszą część operacji, którą zarządziło AFCOM. To były
rozkazy. – powiedział Glenn. – I wykonaliśmy je. Do tego Kosmflota doznała porażki
jakiej nie doznała nigdy wcześniej. Wyłączyliśmy im Rewolucję z pełnego użytku.
Gleeson
popatrzyl na odczyty taktyczne, wskazujące na deeskalację, wycofywanie się sił
Sojuszu na Ziemi na pozycje wyjściowe, choć część okrętów NASW i dronów szła
kursem w pobliże ostatniej pozycji „Von Brauna”. Nikt do nikogo nie strzelał,
za wyjątkiem rakiet startujących by przechwycić pociski MIRV.
- Proszę
się zastanowić co zrobią, kiedy to przeanalizują – powiedział. – Przez lata
robiliście co możliwe by powstrzymać wojnę nuklearną na pełną skalę na orbicie.
Teraz zadaliśmy im cios. Gdy ich odpowiedź nadejdzie…
-…
zmierzymy się z nią i konsekwencjami. Coś jeszcze panie Gleeson, zanim opuści
pan to pomieszczenie?
-
Musiałbym być ślepy, żeby nie zorientować się, że macie łączność z „Von
Braunem”, który nie powrócił wcześniej na ISS. Niech pan nie sądzi, że nie
wiem, że był tu „Jefferson Davies”, ani że nie mam pojęcia, że razem z
Grievem uknuliście to wszystko – powiedział Gleeson. – A także, że rozmawiał z Hoener. Dowiem się o
czym. Ale porozmawiam sobie teraz z generałem, zobaczmy jakie kłamstwa mi
sprzeda.
- Może to
być trudne – uśmiechnął się Glenn.
-
Dlaczego?
- Jest
pan podobno śledczym, więc proszę, że tak się wyrażę, wypieprzać z CINSPAC i
sobie to ustalić, bo prowadzimy tu wojnę – usłyszeli głos Armstronga.
- Lepiej
bym tego nie wyraził – zgodził się z nim Glenn.
- Skoro
chcecie to tak rozegrać – powiedział Gleeson. – To proszę bardzo. W takim razie
nim odejdę, rozumiem, że rozkazy aresztowania kapitan Arciniegas zostały już
wydane?
-
Słucham? – zapytał Glenn.
- Z tego
co widzę w kolejce poleceń nie skontaktowała się by uzyskać zgodę na
wystrzelenie pocisku taktycznego. Być może wszystko sobie zaplanowaliście w
CINSPAC, ale przypomnę, że to nie jest przestrzeń kosmiczna i każdorazowe
użycie broni jądrowej na terytorium przeciwnika na Ziemi wymaga… jeśli dobrze
zacytują „każdorazowego uzyskania potwierdzenia i zgody CIC lub AFCOM przed
bezpośrednim wystrzeleniem pocisku”.
-
Gleeson, ona realizowała plan – warknął Armstrong podchodząc bliżej.
- Wydaje
mi się, że w AFCOM nie wszyscy zgodzą się z tym, że miała dowolność, tym
bardziej, że naraziła Sojusz na konflikt jądrowy na pełną skalę – Gleeson
patrzył mu w oczy ze spokojem. – Ale oczywiście niezwłocznie skontaktuję się z
kontradmirałem Gordonem z JAG i chętnie to ustalę. Na chwilę obecną wedle mej
wiedzy kapitan Arciniegas jest przestępcą wojennym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz