środa, 7 czerwca 2023

Ciemna Symetria: USS "Von Braun" (VI)

 

W Arciniegas wciąż się gotowało, bo Everett przekroczył kolejne granice w swym świecie z pogranicza nauki i szaleństwa. Oczywiście wiedziała, iż nie usiłował zdetonować ładunku jądrowego na pokładzie „Von Brauna”, ale sam fakt, że gdy spała bez jej wiedzy usiłował rozbić atomy napromieniowując je strumieniem cząstek neutronów był już niepokojący. I rzeczywiście musiał do tego wykorzystywać próbkę pobraną z pocisku, czemu sama była sobie winna, bo miał praktycznie nieograniczony dostęp do wszystkiego na statku, a współpraca z nim przyzwyczaiła załogę do jego ekscentrycznych zachowań i pomysłów. Ten było kolejnym i w jej opinii stanowił szczytowe osiągnięcie pewnego rodzaju szaleństwa, w którym naukowiec coraz bardziej się pogrążał, wyraźnie nie radząc sobie z faktem, że nieznane, które usiłował badań nie dość, że nadal pozostaje niezrozumiałym, to jeszcze stoi właśnie na progu i puka do ich drzwi. Co prowadziło ją raczej do niepokojących wniosków, związanych z rozkazami przekazanymi w kopercie. Admirał swe działania i przekonania oparł na teoriach Everetta, które nadal pozostawały teoriami i o ile wiedziała naukowiec miał wielu oponentów, tłumaczących rzeczywistość w inny sposób. Jego ekscentryczność nie pomagała. Z drugiej strony zapewne wiele osób w NASW mówiło to samo o niej, bo zdawała sobie sprawę, że nie ma łatwego charakteru. Everett wyraźnie jednak był na granicy wytrzymałości, co mogło wpływać na jego osąd i racjonalność. Wyglądało na to, że czuje ciążącą na swych barkach odpowiedzialność związaną z wilkiem, który przybył na pastwiska układu słonecznego z odległej przestrzeni, gdzie jak podejrzewał doprowadził wcześniej do zniknięcia lub zgaszenia gwiazd. A teraz był tutaj i przerastał wszystko z czym ludzkość dotąd spotkała lub zmierzyła, a Everett czuł się wyraźnie bezsilny, nie mając pojęcia jak ich wszystkich ocalić, nim wilk zje ich słońce. Czyli czuł się tak jak ona nie mogąca kierować statkiem, którym się dowodziła. Inne myśli na razie odsuwała, w szczególności tę o zniknięciu słońca. Jeden problem naraz.

Co oczywiście sprawiło, że musiała się na kimś wyładować, tym bardziej, że alkohol odpadał. Napatoczył się Jones i pogoniła go na pokład Burana, a on przezornie nie powiedział ani słowa. Wiedział kiedy nie odzywać się do swej dawnej kapitan. Po chwili była na mostku. A Triptree zlustrowała ją uważnie, zapewne jak zawsze podejrzewając, że w zaciszu swej kabiny suszy swą butelkę, choć przez ostatnie trzy miesiące nie dała jej cienia podejrzenia, że jest to możliwe. Cóż, opinia zostaje z tobą na całe życie.

- Pokażcie mi ekstrapolację kursu – poleciła siadając na fotelu, przypinając się i spoglądając na monitory. Jeśli coś przeszkadzało jej w „Von Braunie” to niewielka ilość miejsca, którą jeszcze bardziej zmniejszono upychając sprzęt, co pozostawiło mało komfortu, w tym ograniczyło jej miejsce na nogi.

- Widzę, że szalony doktor nazwał naszego przybysza – zauważyła Triptree.

- Tym razem to ja – przyznała Arciniegas. – Nie wiem czy wiecie… Christiansen tak o nim mówił.

- Pasuje – przyznał Mellier. Choć nawet w samym NASW w myśl zasady ograniczania dostępu do informacji mało kto wiedział o gasnących gwiazdach, załoga „Von Brauna” została przez nią wtajemniczona w część informacji jakie posiadała już dawno. Zrobiła to świadomie, wiedząc doskonale o krążących po ISS plotkach, aby nie były one podsycane przez najbardziej zaangażowanych w mierzenie się z nieznanym. Z tego co wiedziała po części to zadziałało, uspokajając nastroje, lub też jej ludzie bali się po prostu szalonej i nieobliczanej kapitan, bo na swą opinię zapracowała.

Linia ekstrapolacji na monitorze skorygowała się właśnie, przybliżając ich niebezpiecznie do Marsa. Teraz, gdy Arciniegas wiedziała już, że wkrótce nastąpi kolejna korekcja, bo przyciąganie się zwiększa w sposób dynamiczny, odmienny od oczekiwanego wprost proporocjonalnego do zbliżania się do planety, zastanowiła się co ma zrobić. Bez eniaka było dla niej jasne, że jednak uderzą w powierzchnię, nawet jeśli kurs na razie tego nie pokazywał. Pozostało zmienić w locie tor rzuconego kamienia, którym w tej chwili byli.

- Niech Westermoreland czy ktokolwiek jej dalej pilnuje obudzi Nayadę i zaprowadzi ją do eniaka – poleciła. – Może mieć pełny dostęp.

- Słucham? – spytała zaskoczona Triptree.

- A co zmieni ograniczenie jej dostępu do części systemowej skoro i tak koduje procedury nimi sterujące? – zapytała zirytowana Arciniegas. – Gdyby chciała coś zrobić, to miała okazję gdy nadała nam kurs. Pilnuj mi tylko z łaski swojej tego co będzie w pakietach danych, gdy już odzyskamy łączność z Hermesem. Chciałabym wiedzieć, jeśli podczepi tam cokolwiek, nawet bez swej wiedzy. Po za tym… nie jestem pewna, czy to nie Everetta powinniśmy pierwszego wyrzucić za burtę – dodała.

Triptree powstrzymała się od komentarza. Arciniegas odetchnęła i sięgnęła po słuchawkę. Odebrał natychmiast.

- Chyba nie sądzi pani, że chciałem zdetonować… - zaczął.

- Nie teraz – przerwała. – Jeśli dobrze rozumiem, to w tej chwili działa na nas inna siła, silniejsza od grawitacji Marsa, ale gdy się do niego zbliżymy, nawet jeśli jej oddziaływanie jest silniejsze, przechwyci nas mimo to jego pole grawitacyjne, bo będziemy bliżej?

- Przecież to oczywiste, co tu rozu…

- Doktorze, gdy przyjdzie Satya skorygujcie ekstrapolację kursu gdy zaczniemy się zbliżać do pułapu atmosferycznego… ale nie później niż 285 mil od powierzchni. Tam zrobimy korektę kursu i odejdziemy tak, żeby mieć obiekt na godzinie ósmej.

- Rozumiem – powiedział po prostu i odłożył słuchawkę. Przynajmniej to było z Everettem dobre, nie trzeba było niczego mu tłumaczyć, a jego milczenie utwierdziło ją w przekonaniu, że założenia miała dobre. Gdy przechwyci ich przyciąganie Marsa, będą musieli jedynie dokonać korekty i odejść pod odpowiednim kątem poza zasięg jego oddziaływania grawitacyjnego. Gdy znowu wpadną w drugie pole przyciągania zacznie ich odchylać, ale przez jakiś czas ich kurs będzie wiódł poza teoretyczną granicę anomalii. Tyle w teorii.

- Słyszałeś? – zapytała Hagena. Potwierdził. On odczuwał bezsilność jeszcze bardziej, jako pilot statku, którym nie mógł sterować.

Spoglądała na siatkę taktyczną, bo nic innego jej nie pozostało. Wciąż były tam sześć statków przeciwnika, cztery z nich szły wprost na spotkanie z nieznanym i sądząc po odległości miało to nastąpić w ciągu dwóch godzin. Coś było nie tak zdecydowanie z czasem lub przestrzenią, nawet jeśli obie wartości były wciąż mierzalne wedle ich odczytów. Wróg był dużo bliżej wilka niż oni planety, gdy się to wszystko zaczęło, tymczasem teraz oni docierali do Marsa, a okręty przeciwnika wciąż jeszcze były w drodze po rozpędzeniu się przy użyciu silników, podczas gdy oni szli siłą bezwładności. Od strony bieguna podążały dwa następne Woschody, by zmierzyć się z nieznanym. Wyglądało na to, że wróg zapomniał o niewidzialnym statku, który zniknął z ich radarów, gdy tylko przestał używać silników. Spojrzała na przemieszczające się kropki w postaci ich dronów, które zmierzały w stronę obiektu. Teraz dla wszystkich było jasne co jest źródłem największego przyciągania w okolicy. Oddziaływania grawitacyjnego, które pojawiło się znikąd i cały czas narastało. Ciekawe czy starczy im czasu, pomyślała. Jeśli nie, wpadną do środka, o ile na ich drodze nie stanie Mars. To cholerstwo jest jak ta teoretyczna czarna dziura, tylko bez masy.

- Wciąż mamy łączność z naszymi dronami? – zapytała.

- Pingują w interwałach dane w pakietach– odparła Triptree.

- Ściągaj cały czas dane – powiedziała. – Zresztą Everett zapewne dał im pełen zakres odczytów.

- Nie inaczej.

Usiłowała zająć czymś swój umysł, żeby nie odczuwać bezsilności płynącej z oczekiwania. Everett nie wspomniał o czarnej dziurze, bo o ile pamiętała ona także nawet jeśli wciąż pozostawała bytem czysto teoretycznym musiałaby mieć masę. Najwyraźniej ciemna materia była nią tylko z nazwy, ale aż tak fizyka nie interesowała. Zastanowiła się nad innymi rzeczami, które do niej mówił i wówczas ją olśniło.

- A to gnojek – powiedziała. Triptree popatrzyła na nią bez wyrazu, podczas gdy Arciniegas powiększała na monitorze siatkę taktyczną, sprawdzając wrogi kształt. – Wyjdziemy z tego załogo – powiedziała z pewnością w głosie.

Wówczas zabrzmiał alarm bojowy, stanowiąc urozmaicenie w bezsilności oczekiwania.

- Strzelają z powierzchni – uprzedził Mellier. – Kąt, namiar… w naszym kierunku! Dwa ICBM z bazy Ares-4!

Prysznic był zimny i nagły, do tego uświadomiła sobie, że to ona spowodowała działania przeciwnika poprzez swoje błędne założenia. Mellier wprowadzał czas do przechwycenia „Von Brauna” przez pociski i nie były to dobre informacje. Chwyciła za słuchawkę.

- Doktorze – powiedziała bez ogródek. – Wystrzelili w naszą stronę dwa niekierowane pociski jądrowe, które przetną się z naszym projektowanym kursem. Moja wina, bo wykryli naszą pełnozakresową transmisję radiową. Musimy zmienić kurs już teraz. Potem będzie mniej ciekawie. Ale zacznijmy od początku. Wygląda na to, że skoro nas ostrzeliwują, na Marsie nadal obowiązują znane nam stałe?

- Tak – przyznał. – Skoro byli w stanie wystrzelić. Nie wiem jak daleko sięga ta ich strefa, ale…

- Ale pytanie gdzie są w stanie detonować, bo siłą bezwładności nie uciekniemy przed promieniowaniem gamma, a uśmażoną elektroniką też wiele nie zdziałamy – powiedziała.

- Im bardziej zbliżymy się do Marsa, tym większa możliwość, że…

- … zadziałają nasze silniki, dziękuję. Bo skoro oni strzelili, to my też możemy, więc możemy też odpalić silniki i to miał pan na myśli mówiąc, że skoro działa grawitacja na Marsie, oznaczać może to coś jeszcze. Ale muszę mieć gotową możliwość zmiany kursu natychmiast, bo nie odpalimy ich ze stanu jałowego w czasie krótszym niż zero, a generator też się nie naładuje. Na razie potrzebujemy zejść z kierunku lotu pocisków. Proszę nas odpalić kursem w kierunku Marsa, jak najdalszym od projektowanego toru lotu rakiet.

- Marsa? Wie pani, że jonizacja w atmosferze…

- … rozchodzi się szybciej niż w przestrzeni, dziękuję, ale proszę pozwolić mi zająć się moją działką – ponownie przerwała. – To będzie pierwsze odpalenie. Zbliżymy się na 85 mil do powierzchni i tam odpalimy drugi raz pierwotnie z założeniami, to nada nam prędkość odchodzącą przy użyciu grawitacji Marsa.

- Zadziała o ile tamci nie detonują wcześniej pocisków – powiedział.

- Proszę mi to pozostawić.

- Dwie minuty – powiedział po chwili skonsultowawszy z Nayadą.

- Będą w stanie odpalić w tej anomalii, nieprawdaż? – zapytała. Gdy milczał kontynuowała: - Tamci strzelili i nie mieli problemów z detonacją, podobnie z użyciem silnika NERVA. To znaczy, że reakcja jądrowa zachodzi. Zarówno ona i wszystko co ją wywołuje interesuje bardzo naszego gościa. Popatrzyłam sobie na jego obecny kształt, wygląda na to, że sięga wszędzie, gdzie są pociski jądrowe swymi… mackami, wypustkami, nieważne, i tak nie istnieją. Do każdego ich statku, każdej bazy. Poza jednym miejscem na tym obszarze. Nami. To właśnie pan sprawdzał, bawiąc się naszym Cruisem.

- Nie bawiłem się pociskiem, jak pani to ujmuje – zdawał się być urażony. – Pobrałem próbkę izotopu i…

- Podobnie z prędkością światła, na pokładzie się nie zmieniła, choć na zewnątrz jest inna. Dlatego nikt z nas jeszcze nic sobie nie złamał i dlatego działają nasze urządzenia.

- Na pokładzie nie zachodzi reakcja jądrowa. To właśnie sprawdzałem.

- Wrócimy do tego – obiecała odkładając słuchawkę. Zwróciła się do Melliera: - Wyrzuć jakikolwiek dron. Najlepiej Pegaza jeśli jest w wyrzutni. Wiem, że nie wystrzelimy, ale po prostu wyrzućmy go przez luk. To mechanika, powinno zadziałać.

- Mam Bellerofonta – poinformował.

- Trudno. Będzie udawał nas. Triptree, przestaw nadawanie Phaetona na najbliższy cykl do Bellerofonta, minutę od wystrzelenia niech przejdzie w pasywne wysyłanie pakietów, jak poprzednio, będą już namierzać to miejsce więc pomyślą, że się wyciszyliśmy po odebraniu danych. My w tymczasie musimy się zgubić, więc cisza w eterze.

- Zrozumiałam – powiedziała Triptree.

Czekali na sygnał, a Arciniegas stwierdziła, że nie przypomina sobie, aby z takim spokojem spoglądała kiedyś na mknące w jej kierunku rakiety. Wszystko zdawało się dziać bardzo powoli, choć wiedziała, że tak nie jest. Wreszcie telefon zaczął dzwonić i Everett poinformował ją, że mogą zaczynać, a na jej monitorze pojawił się założony po zmianie kurs, wraz z informacją, że do atmosfery zbliżą się za kolejne osiem minut oraz następnym punktem odpalenia. Podziękowała.

- Wykonać – poleciła krótko i poczuła lekkie drżenie. Hagen ponownie uruchomił sekwencję awaryjnego wyrównania ciśnienia, Mellier zwolnił zaczepy drona, którego Triptree zdążyła już zaprocedurować. Chwilę później szli w kierunku Marsa i Amazonis Planitia. Spoglądała w napięciu na pociski ICBM, które przecinały atmosferę, ale na razie nie zmieniały kierunku, ani nie detonowały. Tamci doskonale wiedzą, z jakim statkiem mają do czynienia, pomyślała, więc dlaczego nie odpalają obszarowo by wygenerować impuls? Bo wiedzą, że jesteśmy unieruchomieni, odpowiedziała sama sobie, podobnie jak ich statki. Użyli napędu jądrowego, bo nie są w stanie odpalić innego, więc nie mogą zmienić kierunku lotu. Wiedzą, że my takiego nie mamy.

Połączyła się z maszynownią.

- Za siedem i pół minuty zmienimy po raz kolejny kierunek lotu upuszczeniem dwutlenku węgla  – poinformowała Gellerta.

- Miło, że daje mi pani aż siedem i pół minuty, żeby sprawdził, czy jest jakiekolwiek ciśnienie, żeby było co upuszczać – odparł zgryźliwie. – Albo informuje jaka jest przyczyna alarmu.

- Jesteś w NASW Gellert, wiesz tyle ile musisz wiedzieć – odcięła sie. – Informacja, że walą w nas pociskami jądrowymi nie wpłynie na zadania na twym stanowisku, tylko na sposób realizacji. Ale dla twej wiadomości, idziemy prosto w kierunku Marsa, istnieje możliwość, że nasze silniki się w ciągu tych kilku minut zaczną uruchamiać. Nie przerywaj mi, wiem, że się nie naładuje generator, ale jeśli chodzi o silniki manewrowe… potrzebuję po zwrocie odpalić nawet na ułamek sekundy na rufie. Więc jeśli coś zadziała, to spraw aby było to możliwe – poleciła. – Musimy się rozpędzić.

- Pewnie, zainicjuję silnik rufowy odcinając pozostałe, w czasie poniżej siedmiu minut – burknął sarkastycznie. – Najwyżej wysiądę i nas popcham.

Rozłączył się, a ona skupiła się ponownie na siatce taktycznej, jak gdyby mogła coś zmienić wpatrując się w ekran. Tym razem odchylenia nie było, co znaczyło, że znaleźli się w strefie marsjańskiego przyciągania. Pociski osiągnęły prędkość ucieczki i wspinały się ponad atmosferę ponad prawie sto mil od nich. Wciąż za blisko. Wpatrywała się w dane i pewne rzeczy się jej nie podobały, choć kurs się nie zmieniał, odczyty nie były takie jak powinny. Usłyszała, że Triptree mówi, iż ma odczyt z generatora fotonowego, ale jej umysł był już gdzie indziej.

- Jeszcze moment nim karta będzie gotowa – powiedział Everett, gdy wybrała maszynownię. – Satya koduje kartę, ale wyliczenie nie było takie proste, bo…

- Widzę – jak zwykle przerwała. – Przyciąganie dynamicznie się zmniejsza. Czy mi się wydaje czy masa Marsa spada?

Potwierdził.

- Wygląda na to, że wilk go przerósł i nie może utrzymać własnej struktury, bo stał się mniejszy. Nie widać aby go ubywało, ale tracę wszelkie odczyty w okolicach doskonale znanej Krasnajej Zwiezdy na Cydonii… Jesteśmy gotowi.

Gdy połączyła się z Gellertem, ten poinformował, że gdyby mu nie przeszkadzała, byłby już gotów. Im bliżej byli Marsa, zarówno generator jak i silnik zdawały się odzyskiwać sprawność. Przeczekała ten wybuch gniewu i miała nadzieję, że skończy jak najszybciej, bo do osiągnięcia atmosfery wedle eniaka zostało ledwie 50 sekund. Wciąż trzymając słuchawkę zwróciła się do Melliera.

- Przeładuj wyrzutnię i wyrzuć Phaetona. A potem wrzuć mu kurs odchodzący po geostacjonarnej. Chcę widzieć co się tu dzieje.

- Zauważą nas.

- Raczej są teraz zajęci czym innym – powiedziała. Czekała. Wreszcie Gellert burknął o gotowości, co potwierdził Mellier pokazując jej zapaloną kontrolkę.

- Zabierzecie nas stąd – poleciła, chwilę po tym jak ostrzegła na otwartym załogę oraz „Jeffersona Davisa” co za chwilę nastąpi.

Znowu poczuła lekkie szarpnięcie, a chwilę potem przeciążenie, jednak w skali akceptowalnej,  gdy odchodzili do Marsa zwiększywszy asystę grawitacyjną mocą silników, które po chwili przestały działać.

- Brak mocy – poinformował Hagen. Spodziewała się tego i teraz wpatrywała się w odczyty przesyłane przez Phaetona, który leciał nad planetą, jednak po wyłączeniu silnika schodził z kursu. To samo działo się z „Von Braunem”, miała jednak nadzieję, że chwilowe uruchomienie silników wraz z katapultą marsjańskiej grawitacji nadało im prędkość ucieczki z anomalii.

- Tam się dzieje coś dziwnego – powiedziała Triptree, a Arciniegas miała już na końcu języka, by tamta sprecyzowała, lecz zrozumiała, że sama do końca nie wie co widzi. Zdjęcie z orbity było rozmazane, system nie mógł złapać ostrości. Z Cydonii rozlewała się plama, pochłaniając resztę planety, a odczyty były niepoprawne. Być może Everett zrozumie z tego więcej.

- Detonacja – poinformował Hagen. Pociski wybuchły rozwalając Bellerofonta, ale nie miało to już znaczenia. Dzięki użyciu silnika uciekli przed eksplozją, poza zasięg impulsu. I tak jak się spodziewała, po chwili wilk ruszył w tamtą stronę. Zmierzał tam powoli, lecz nieubłaganie, wyciągając swój pysk. Na ekranie przypominał teraz coraz bardziej rozlaną nieregularną plamę, już dawno utraciwszy kształt koła. Im dalej byli, tym zdawał się ruszać wolniej, co akurat jej odpowiadało. Zwabili wilka w inne miejsce, by połknął co innego. Lecz zapewne to nie mogło go nasycić, skoro żywił się gwiazdami i zapewne zachodzącymi w nich procesami. Może wcale ich nie gasił, może po prostu je zjadał, z powodu zachodzącej w nich reakcji. Na razie nie miało to znaczenia, choć na razie było zapewne krótszym czasem, niż mogła oczekiwać. Teraz pozostało uciec ze strefy anomalii.

Nastąpiło to dwadzieścia pięć minut później, ku zaskoczeniu Arciniegas i Everetta, bo choć nie był w stanie ustalić granic anomalii, przyjął, iż sięga ona przynajmniej tak daleko, jak znajdowali się gdy w niej utknęli. Została więc zaskoczona okrzykiem Hagena.

- Gwiazdy na telemetrii – siatka taktyczna pozycjonowała ich w na powrót w stosunku do istniejących obiektów w kosmosie. Spoglądała na monitor i nim zdążyła wyrazić swą opinię uprzedziła ją Triptree.

- To nie jest pozycja, w której powinniśmy być – wciąż byli nieopodal Marsa, lecz na zupełnie innych współrzędnych niż ta, do której powinien ich zaprowadzić kurs ucieczki. Ponad milion mil od planety. Lecz nie był to jeszcze koniec zaskoczeń. – Podłączamy się do Hermesa… nasz chronometr się nie zgadza – mówiła dalej Triptree. – Według danych i astrometrii minęły trzy godziny! Przecież…

- Grawitacja oddziałuje na czasoprzestrzeń – powiedziała do siebie Arciniegas. – Pokaż mi co z Marsem.

- Według danych z Hermesa i Phaetona-1 nic – informowała Triptree. – Nie ma zmian, ich statki wciąż lecą, według danych Phaetona, którego zostawiliśmy oddziaływania wykraczają poza skalę!

- Wszystko do eniaka, niech Everett się tym karmi – poleciła Arciniegas, czując w głębi coraz większą ulgę, widząc uruchamiające się kontroli ładowania silników manewrowych i generatora. Kilkadziesiąt minut i będą mogli się stąd zabrać. Po tym wszystkim jedynym na co miała ochotę, to skok o nie mniej niż kilkanaście milionów mil stąd. Popatrzyła na rozbieżność korelacji danych. – Według mnie to co dzieje się nad Marsem jeszcze się nie wydarzyło w naszej części anomalii – powiedziała, po czym poleciła otworzyć połączenie do całej załogi. Po chwili głośniki oznajmiły jej głosem, iż wydostali się na zewnątrz, a wówczas niespodziewanie załoga na mostku i zapewne w innych częściach statku zaczęła bić brawo. Nie czuła aby zrobiła coś specjalnego, pomyślała, iż na razie mieli szczęście. Wilk wciąż tu był i żerował na czasoprzestrzeni, daleko poza możliwością zrozumienia. Poleciła sprawdzić wszystkie systemy, informując, iż po naładowaniu generatora skoczą z powrotem w przestrzeń Sojuszu.

- Zaktualizowały się dane z Hermesa i dostaliśmy powitanie z „Chattanogi”. Cieszą się, że znowu nas widzą i przekazują, iż mamy w jak najkrótszym czasie dokować do ISS – powiedziała Triptree.

Arciniegas powróciła się gwałtownie sprowadzana na ziemię.

- Jak brzmi dokładnie rozkaz?

- Dokowanie ISS najkrótsza ETA – przeczytała Triptree.

- I nic więcej? – upewniła się Arciniegas.

- Kapitan Gore przesyła nam bezpośrednio wiadomość… Admirał Aldrin został aresztowany i oskażony o zdradę! – przeczytała z niedowierzaniem.

Zapadła nagła cisza. Arciniegas ją przerwała, zdawało się że nie jest poruszona.

– Hagen, kurs odchodzący od Marsa, gdziekolwiek, jak najdalej do czasu naładowania generatorów. Triptree pokwituj. A potem… Wezwij tu zmianę. Wszyscy pozostali ze mną na odprawę, do tego Gellert, Jones i Scobee. – nadeszła pora, by przekazać im otrzymane rozkazy.

Na myśl o tym poczuła niepokój.

Podziemna Warszawa >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz