piątek, 30 czerwca 2023

Ciemna Symetria: USS "Von Braun" (IX)

 

- Coś jest nie tak – powiedziała Arciniegas patrząc na telemetrię i odczyty.

Pozornie sytuacja była w pełni zrozumiała, Kosmflota weszła w zasięg swych dział i natychmiast Wostoki wystrzeliły rakiety impulsowe celując kilkadziesiąt mil nad granicą atmosfery, gdzie na orbicie geostacjonarnej pozycję utrzymywały Apollo. Była to jednak ledwie przygrywka, bowiem stanowiły jedynie osłonę dla ośmiu ciężko opancerzonych Woschodów, które wchodziły właśnie do bitwy. Pocisków były jednak dziesiątki i miały za zadanie detonacjami ograniczyć pole manewrowe statków NASW.

Nad Warszawą rozpoczęła się bitwa. Kilkadziesiąt mil nad atmosferą, z dala od strefy jonizacji pozycję zajmowało 8 okrętów klasy Apollo, które częściowo wyczerpały swój zapas rakiet i prętów energetycznych zdejmując uprzednio wystrzeliwane pociski. Ich zadaniem było zablokowanie tej pozycji za wszelką cenę i uniemożliwienie otwarcia okna nad Europą Środkową. Choć zdaniem planistów desant Kosmarmii na Warszawę był mało prawdopodobny, gdyż i tak Związek dysponował przewagą liczebą na powierzchni, należało uniemożliwić mu detonowanie pocisków jądrowych w górstwych warstwach atmosfery, która usmażyłaby jonizacją elektronikę Sojuszu na rozległym obszarze Europy. Ponadto wedle ekstrapolacji sieci możliwe byłoby prowadzenie ostrzału orbitalnego powierzchni, do czego NASW nie zamierzało dopuścić chroniąc siły dowodzone przez generała Grieve. 8 okrętów klasy Merkury i 6 klasy Apollo, stały się celem ataku rakietowego. Rozproszyły się na szerokiej przestrzeni, zwrotne Merkury gotowe były stawić czoła nieruchawym Wostokom. Pozornie Kosmflota miała przewagę, lecz w kierunku rakiet pomknęły drony Aegis, odpalając liczne zmyłki i flary. Zagrały wiązki energetyczne, gdy matematyka wyliczyła tory lotu rakiet. Wówczas wróg wystrzelił kolejne, a poprzez drony wsparcia Pegaz sieć uruchomiła kilka Bellerofontów, które pomknęły flanką w kierunku okrętów przeciwnika by związać je działaniami zaczepnymi. Szyk wroga sprawił, że był chroniony przez pole rażenia swych działek NR, które gotowe już były do odpalenia. Bellerofonty także już strzelały rakietami.

Doszło wreszcie do bitwy, której przez lata starano się uniknąć, choć na razie obie strony zaangażowały ledwie trzecią część swych sił. Pozostałe statki wciąż tkwiły na pozycjach, wykonując inne zadania, lub manewrując. Na razie wszystko to przypominało Arciniegas bitwę morską, bowiem ostrzeliwano się na odległość, zbliżając się do siebie, choć szyk daleki był od liniowego, a pole walki było trójwymiarowe. Żadna z rakiet jeszcze nie trafiła, co zmieni się w ciągu kilku minut, gdy obie floty znajdą się bliżej siebie. Szum komunikacyjny wzrósł, podobnie liczba danych wymienianych przez Pegazy, Hermesa i Deep Space. Najwyraźniej sieci matematyczne statków nie wystarczały do obliczeń bojowych i łączyły się w większą sieć, by skorzystać z mocy obliczeniowej stacji. „Von Braun” nie miał takich problemów, ekstrapolując wszystko płynnie.

Złościło ją, że wciąż jest ślepa i głucha, czekała aż Nayada zaimplementuje swe rozwiązanie, które pozwoli im podpiąć się pod przekaźniki. Tym bardziej, iż dzięki eniakowi widziała dużo szybciej dokąd zmierzają pociski tamtych. Jednak ich zamierzenia były zagadkowe, przyjęta taktyka skutkować mogła jedynie znacznymi zniszczeniami po obu stronach. Być może jednak uznali, że pora skończyć z finezją i użyć młota, jaki tamci nosili w swym godle. Spoglądała jednak na telemetrię i wciąż czegoś nie pojmowała. Używając tylu statków Tiereszkowa odsłoniła całkowicie swe pozycje, Rewolucję i Ałmaza, jednocześnie zmuszając NASW do odsłonięcia Deep Space, tej jednak chroniła sieć bojowa dronów. Nie było w tym najmniejszego sensu, bo prowadziło do sytuacji, w której pozostałe okręty NASW mogły przypuścić szarżę na Ałmaz i wystrzelić rakiety. Na miejscu Glenna i Armstronga wykonałaby taki ruch pozorancki, co odciągnęłoby część atakujących pozycję na orbicie.

Okręty NASW były jednak zajęte czymś innym.

- Nim wystrzelono rakiety poszedł jakiś skan przez Hermesa – powiedziała Triptree. – Chyba pełen zakres widma elektromagnetycznego pomiędzy przekaźnikami. Ja bym tak robiła.

- Bo?

- Jeśli chcą nas znaleźć – wyjaśniła Triptree. – Nie odbijamy fal radarowych, nic nie nadajemy, lecimy siłą bewładności nie ma śladu naszego silnika. Zostało im promieniowanie elektromagnetyczne, jakieś śladowe widmo tła. Ale nie sądzę, by ich eniaki to policzyły.

- Teraz liczą bitwę – Arciniegas wpatrywała się w sieć taktyczną. Z jednej strony rwała się, by wziąć udział w walce, wiedziała jednak, że nie może tego uczynić. Bynajmniej nie dlatego, że NASW ich szukało. Zidentyfikowali jeszcze sześć okrętów, które zarzuciło sieć i krążyło na ekstrapolowanych trasach odejścia „Von Brauna”, czekając na wyniki skanu. Wiedziała, że tę bitwę musi pozostawić Hagemayerowi i innym dowódcom okrętów wojennych, bo liczba wymienianych rakiet i strzałów sprawiła, że niewidzialność przestała mieć znaczenie i być atutem liczącym się w tego typu walce, gdzie okręt pozbawiony transpondera może dostać rykoszetem, lub salwą przeważających sił przeciwnika, której koncentracja nie pozwoli im uciec. Więc choć chętnie by się tam znalazła, miała świadomość, iż tę bitwę musi pozostawić innym.

- Co jest nie tak? – zapytał Mellier, widząc jej minę.

- To co robią. Ale nie wiem dlaczego – powiedziała. Instynkt mówił jej, że taktyka wroga coś kryje. Ale może po prostu szukała wyrachowania, tam gdzie go nie było.

- Wlecieliśmy w przestrzeń Ałmaza – poinformował Hagen. Siła bezwładności zaniosła ich tam, gdzie żadna sieć matematyczna Sojuszu nie wpadła, że mogą się znaleźć, więc Apollo mogły ich szukać do woli badając promieniowanie elektromagnetyczne. Arciniegas popatrzyła na kurs, który niósł ich w kierunku księżyca, poprzez tereny kontrolowane przez Związek. Gdyby tylko Tiereszkowa wiedziała, gdzie jest „Von Braun”…  zgodnie z jej rozkazem miał zostać ostrzeliwany za każdym razem, gdy doszło do jego namierzenia. Do zestrzelenia „Korolowa” dołożyć teraz mogła obrazę, jaką był atak na Rewolucję. Zdecydowanie Arciniegas była jej celem numer jeden.

- Skoro nas nie wykryli lecimy dalej – powiedziała. – Dopóki nie podłączymy się do Hermesa, nie wykryją transmisji radiowej. Cholera, niech ta Nayada się pośpieszy – zirytowała się w końcu.

Dwa pokłady niżej Satya nie do końca miała pojęcie gdzie znajdował się obecnie „Von Braun”.

- Chyba na razie trzymamy się z daleka od bitwy – powiedziała Satya.

- Tak – pokiwał z roztargnieniem głową Everett. – Potrzebne mi informacje z Hermesa. Mars…

- Jeśli mi się uda będziemy je wkrótce mieli – odparła, kończąc kodowanie algorytmu, miał do tego doprowadzić. Tym razem prócz bufora bezpieczeństwa pakietowe dane miały trafiać do czegoś, co właśnie wymyśliła, będącego bezpiecznym obszarem, gdzie dane mogłyby zostać rozebrane na części i zinterpretowane siecią powiązań relacyjnych, która dopiero wówczas zostanie nałożona na informacje znajdujące się w bazie. Pozwoli to uchronić ich eniaka przed kolejnymi niespodziankami. Kątem oka spoglądała na Everetta, który zdawał się już przekraczać granicę, po której od pewnego czasu kroczył, ze swoimi wzajemnie wykluczającymi się teoriami. Od ciemnych materii do szaleństwa multiwersum, wszystko było reakcją na Fenrira, który wykraczał poza wszelką logikę i zrozumienie, a wedle ostatnich danych robił coś z Marsem. A jego ostatecznym celem była Ziemia, multiniestałość pod Warszawą, która zniknęła, pozostawiając pusty obszar, zaś wszystkie inne wysyłały do niego tajemnicze komunikaty. Nad Warszawą trwała właśnie bitwa, wskutek której szczątki zniszczonych statków miały zacząć wkrótce spadać ognistym deszczem w atmosferę. NASW i Kosmflota zwarły się wystrzeliwując w siebie z oddali dziesiątki rakiet oraz pocisków. Telemetria, do której miała wgląd na jednym z ekranów, ku jej zdziwieniu była wciąż doskonale czytelna, żadna znana jej sieć matematyczna nie była sobie w stanie poradzić z interpretacją tylu danych i ich ekstrapolacją. Eniak zaprojektowany zgodnie z wymyśloną przez nią zasadą relacyjności obliczeniowej nie miał z tym żadnego problemu. Chaos na ekranie był jednak zbyt duży.  Być może Arciniegas coś z tego rozumiała, ona patrzyła wyłącznie z fascynacją matematyka, podziwiając moc obliczeniową ich maszyny, radzącej sobie z wyliczeniem tego wszystkiego.

- Wkrótce może być za późno – Everett ją nieco dekoncentrował.

- Doktorze. Wiem, że Mars…

- Posłuchaj Satyu – powiedział. – Myliłem skutek z przyczyną. Nie tylko ja, Związek również. Ciemne materie, energia, to co jest w strefach anomalii, zonach, nie wpływa na nasz świat i nie zmienia go, ani też nie tworzy zmiennych, multiniestałości. To jest wynikowa zachodzącego zjawiska.

- Słucham?- wreszcie na niego spojrzała.

- Myliłem się – wzrok wciąż miał rozbiegany. – Założyłem, że skoro wzrasta liczba ciemnej materii, czy też ichnie promieniowania łysenkowskiego, a wraz z nimi postępują zmiany, jest za to odpowiedzialne. Tamci znaleźli jeszcze ciemną energię, która wysyłała coś w gwiazdy do… Fenrira. Nieistotne. Istotne jest, że zakładaliśmy, iż w 1961 roku rozerwała się struktura czasoprzestrzeni i te same hiperpozycje w przestrzeni wartości wpływające na siebie. I mieliśmy rację, lecz nie do końca. Wiesz dlaczego?

- Doktorze…

- Dawno temu moja kariera naukowa w zasadzie dobiegła końca – powiedział z uśmiechem. Gdy okazało się, że kwantowa teoria wieloświatów nie ma prawa zadziałać w naszym nowym wspaniałym świecie. Więc zająłem się innymi badaniami, które doprowadziły mnie tutaj, do studiowania ciemnych materii. Tylko, że powiedziałaś coś bardzo ważnego… stałe fizyczne nie mają prawa obowiązywać w naszym świecie. Ale może obowiązują w innym. Co jeśli powstaje nowy wszechświat, którego fundamentalne stałe fizyczne mogą się nieznacznie różnić od wszechświata, który dał mu początek? A potem kolejne, które różnią się niewiele od siebie, ale coraz bardziej od głównego?

- Doktorze, nie jestem fizykiem – chrząknęła Satya. – Ale szczerze mówiąc, to jest jeszcze bardziej szalone, niż pańska pierwotna teoria. Koncepcja powstających kolejnych wszechświatów to…

- … kosmologiczny dobór naturalny – podkreślił Everett. – W teorii wieloświatów stałe mogły być rozmaite, lecz tu… stałe podlegają selekcji naturalnej. Niczym ewolucji biologicznej. Niczym w strefach anomalii.

- Nie nadążam za panem – stwierdziła, widząc, że nie ma szansy zmienić tematu. – Te wszechświaty… póki co mamy tylko jeden który się rozpada i… - nagle umilkła. – Aspekty – powiedziała.

- To co tamci usiłują wytłumaczyć zmodyfikowaną teorią Einsteina – rzekł. – Nie mają na to szansy. To nie płaszczyzny, to wszechświaty, choć o ile pamiętam Mrok mówił Walterowi, o tym, że aspekty przenikają się i zajmują te same miejsca. Tylko, że one nie istnieją równolegle, obok siebie, one współistnieją. I to jest właśnie nasz podstawowy problem. W 1961 roku rozerwaliśmy wszechświat. Narodził się nowy, a potem kolejne i kolejne… lecz poprzednie nie przestały istnieć. Wciąż tu są, zajmują te same hiperopozycje w przestrzeni i przenikają się. Lecz nie mogą ich zajmować, więc dochodzi do przerwania, w strefach anomalii, które powiększają się i płynie z nich ciemna materia. Wszechświaty zaś cały czas się multiplikują, one nie istnieją równolegle, one istnieją tu i teraz. Stąd te anomalie i multiniestałości fizyczne…

- Jeśli to co pan mówi byłoby prawdziwe – usiłowała wtrącić. – Stałe kształtołaby się chaotycznie i…

- Nie – pokręcił głową.- To, co zapoczątkowało to wszystko, powoduje kolejnych wszechświatach modyfikację stałych, która będzie dalej się zmienia i doskonali w kolejnych wsześchświatach, aż w końcu zakończy się osiągnięciem ostatecznego zestawu cech. To kosmologiczna selekcja. To powoduje ewolucję w anomaliach, bo ostateczny wszechświat wcale nie będzie podtrzymywał życia opartego na węglu. To będzie wszechświat bez gwiazd, planet, życia jakie znamy. Całkowicie inny i niepojęty. Wszechświat, w którym funkcjonować będzie mogła osobliwość, która zapoczątkowała pierwotny rozpad wszechświata na wieloświaty.

- Osobliwość?

-  W 1961 roku zrobiliśmy coś, co to zapoczątkowało – powiedział. – Nieważne, kto strzelał, tylko do czego. Nie jesteśmy w stanie ustalić czy pociski należały do Związku czy USA. Bardziej istotne jest to, do czego strzeliśmy. Kiedy się rozbiło było meteorytem. Miało regularny kształ i nie był kawałkiem skały, dopiero trafione okazało się meteorytem. Gdy przyleciało tu z pasa Kuipera był czym innym.

- Czym?

- W normalnych okolicznościach powiedziałbym, że początek kolejnym wszechświatom może dać czarna dziura – chrząknął Everett. – Ale po prostu przyjmijmy, że to jakaś osobliwość. Trafiliśmy ją i zapoczątkowaliśmy nowy wszechśwat, a potem kolejne, które wygenerowały własne czasoprzestrzenie w miejscu naszej. Odziedziczyły nasze stałe ale z modyfikacjami, a teraz kolejne wciąż się zmieniają, aż upowszechnią zestawy stałych, w których będzie mogła powstawać i funkcjonować nasza osobliwość. Bo póki co w jakiejś formie obecna jest tutaj, skoro zajmujemy te same miejsca w przestrzeni, a wieloświat nie istnieje równolegle, lecz jednocześnie.

- Fenrir.

- Ty to powiedziałaś – pokiwał głową. – Nie wiem czym jest Fenrir, ale on nie należy do naszego wszechświata. Przyniósł ze sobą inne stałe, dlatego masa, grawitacja, prędkość światła, czas i inne ograniczenia naszego wszechświata nie mają dla niego znaczenia. To jak te zjawiska w strefach rażenia, tylko na większą skalę i w naszej strefie anomalii w Układzie Słonecznym. Fenrir jest być może z wszechświata z ostatecznym zestawem cech, dlatego funkcjonuje wbrew naszemu. Bo on nawet nie jest w naszym, on jest wyłącznie w swoim, zapewne widzi anomalie ze stałymi z naszego wszechświata jako własne strefy anomalii i zony, my widzimy że łączy się z nimi dzięki ciemnej energii, którą wzięliśmy za komunikaty wysyłane do niego, podczas gdy widzimy po prostu fragmenty jego wszechświata… a promieniowanie jądrowe to pewnie coś, czego u niego nie ma. Być może zagraża jego światu, podobnie jak naszemu anomalie, a być może rzeczywiście stanowi dla niego zasób energetyczny…

- Niszczy anomalie i promieniowanie. Gwiazdy i strefy rażenia – powtórzyła Satya.

- Cokolwiek robi z tymi ostatnimi… Mars przyniesie nam odpowiedź. Dlatego tak potrzebne mi te dane – powiedział Everett. – Fenrir to osobliwość w naszym wszechświecie, ale w jego własnym, w którym się znajduje, to promieniowanie jądrowe jest osobliwością, a strefy anomalii… tym samym czym u nas. Skoro u nas stałe tworzą dziwne zestawy cech i stwory, co tworzą u niego?

- Jak w takim razie go powstrzymać? – Satya spoglądała prosto na naukowca. – Skoro on może zmieniać naszą fizykę, a my nie możemy jego…

- Nie możemy? – Everett uśmiechnął się. – Przyjrzyj się raz jeszcze wieściom z dołu. Tam jest ktoś, kto fizyką steruje. To żadna magia, to nauka. Skoro ciemne materie są emanacją wszechświatów i stałych, to zapanowanie nad tymi cząstkami pozwoli na władanie stałymi. Czasem, grawitacją, światłem, termodynamiką… Właśnie to robi ten Światło w Warszawie. Nie pytaj mnie jak, ale skoro my władamy oświetleniem przy pomocy latarki, nadając mu pożądany kierunek, to on też znalazł sposób, który wydaje nam się boską mocą, a jest nauką. Bo władza nad nią pozwala na wiele rzeczy. Także na nadawanie Morsem nazwiska Walter z Marsa…

- Generał Mrok… Światło nadawał do nas nazwisko Waltera?

- … lub imienia Satya na stacji ISS. I nazwy statku „Von Braun” – dokończył Everett.

- Co takiego? – nie zrozumiała.

- Twoje imię i nazwa tego statku – powiedział. – Na ISS tuż przed odlotem, sprawdzałem manifestacje pewnego zjawiska. I sięgając wstecz do danych z teleskopu Hubble, przyjrzałem się danym historycznym. Okazało się wówczas, że także w miejscach tych manifestacji dzięki soczewkowaniu znalazłem ciemną materię. Wystarczyło przepuścić film przez filtr. I okazało się, że Morsem nadawane jest twoje imię. I nazwa statku.

- Doktorze – Satya wstała. – O jakiego rodzaju manifestacji pan mówi?

- Zjawa cienia – powiedział spokojnie

Przerwało im piknięcie. Satya popatrzyła na ekran eniaka, po czym podniosła słuchawkę i poinformowała mostek, że mogą podłączyć się do Hermesa.

Następnie siadła i po chwili spojrzała na Everetta.

- Doktorze – pokazała monitor, gdy odświeżyły się dane pobierane z Hermesa. – Mars zniknął.

Dworzec Wschodni >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz