Grieve po
raz pierwszy ujrzał cienie, który pomknęły w ich kierunku szybciej, niż
cokolwiek co miał okazję dotąd oglądać. Nazwa zdawała się adekwatna do ich
wyglądu, zdawały się nie mieć wymiaru ani masy, przypominały raczej zarysy
ciemnych sylwetek, nieustannie drgających. W ułamku sekundy znalazły się na
granicy światła reflektorów i stanęły jakby niezdecydowane, nie wiedząc co
uczynić. W zasadzie pośród ciemności nie dostrzegł prawie ruchu, gdy
przemierzyły momentalnie dzielącą ich przestrzeń. Momentalnie ocenił przewagę
posiadaną przez przeciwnika, który był niebywale szybki, a jego główną bronią
było zaskoczenie. W tunelach krótkie odcinki korytarzy i panująca ciemność
sprawiały, iż walka z nim nie byłaby łatwa, w przeciwieństwie do powierzchni
gdzie rozległe przestrzenie dawały szansę złożenia się do strzału.
Tuż za
cieniami podążały dwie osoby, mężczyzna i kobieta, którzy opuścili drezynę
napędzaną spalinowym silnikiem, znajdującą się na skraju dworca. Ledwie
dostrzegał jej zarys, w sumie ma to sens, pomyślał, przemieszczają się
wykorzystując infrastrukturę w postaci torów, wszak podziemne miasto
zaplanowano niegdyś jako metro, nawet jeśli znajdowało się na jakiejś szalonej
głębokości. Na tyle głęboko, iż prawie nie przeniosły się tu wstrząsy,
świadczące o wcześniejszym bombardowaniu artyleryjskim powierzchni.
Gdy
podeszli bliżej, skinął na Kowalskiego i zaczął mówić.
- Zapewne
generał Mrok i major Budzyńska? - zapytał, po czym nie czekając na
potwierdzenie przedstawił zebranych. - Generał Matthew Grieve, głównodowodzący
sił sprzymierzonych oraz generał Jan Rowicki, dowódca polskich spadochroniarzy
– poczekał aż Kowalski przełoży jego słowa na polski, nawet jeśli było ich
niezbyt dużo. W tymczasie wpatrywał się badawczo w stojącego na wprost niego
siwowłosego mężczyznę, usiłując coś wyczytać z jego oczu. Na próżno.
- Witamy
w wolnej Polsce – odparł Mrok. Rowicki zmarszczył czoło, wpatrując się w
stojące nieopodal cienie.
- Jak tam
wśród nowych przyjaciół? - Kowalski nie mógł sobie podarować.
- Jestem
w domu – odparła Budzyńska spokojnie, nie reagując na zaczepkę.
- Trudno
mi uwierzyć, że mamy do czynienia z Józefem Światło – powiedział Grieve. -
Znanym nam uprzednio jako Alicja.
- Z
jakiego powodu? Mogę się uwiarygodnić dawnymi hasłami. Powinny być w waszych
aktach.
- Zapewne
tam są – Grieve na chwilę zawiesil głos. - Raczej istnieją innego rodzaju
przeszkody, uniemożliwiające przyjęcie pewnych rzeczy do wiadomości.
-
Mianowicie?
- Choćby
takie, że zgodnie z naszymi aktami Józef Światło powinien być dużo starszy –
zauważył Grieve. - I mieć nie mniej niż siedemdziesiąt pięć lat. Tymczasem
rozmawiam z kimś w moim wieku.
- Ile ma
pan lat, generale? - zapytał tamten. Grieve przez chwilę zastanawiał się co
odpowiedzieć, wreszcie uznał, że udzielenie odpowiedzi niczemu nie zaszkodzi.
-
Pięćdziesiąt trzy.
- Zatem
pamięta pan jeszcze czasy przedwojenne.
- Jak
przez mgłę. Zbyt wiele się wydarzyło od tamtej pory – powiedział Grieve. Przez
chwilę pomyślał o młodości, gdy miał 22 lata, świat był miejscem, gdzie można
było posłuchać rock and rolla, a mundur pozwalał podrywać dziewczyny w
knajpach, w najpotężniejszym kraju świata, który udowodnił swą przewagę nad
innymi budując bazę na księżycu.
- Jakby
to było inne życie – przytaknął Mrok, jak gdyby odczytując jego myśli. -
Zapewniam jednak, że jestem dużo starszy niż pan. Mam nawet więcej niż siedemdziesiąt
pięć lat.
- W takim
razie dobrze się pan trzyma – zauważył Grieve. - Ale takie stwierdzenia, nie
pomagają naszej rozmowie.
-
Wymagają stwierdzenia, iż istnieją siły umożliwiające zapanowanie nad
rzeczywistością i ich trwałą zmianę. Także nad długością życia. Ale wy już o
tym wiecie, inaczej nie byłoby was w tym miejscu, nie posłalibyście wcześniej
zwiadu by to sprawdzić. Teraz pozostaje tylko odpowiedzieć na pytanie, czy
chcecie mieć do nich dostęp. I czy chcecie zakończyć wojnę swoim zwycięstwem, by
ponownie obudzić się w świecie, w którym panuje pokój, a człowiek wkracza w
zupełnie nowy etap dziejów.
-
Mianowicie?
- Bycia
kimś więcej. Potrafiącym zapanować nad otoczeniem i własną słabością.
-
Zupełnie jakbym słyszał slogany naszych przeciwników.
- To co
innego – odrzekł Mrok. - To nie mrzonka. To prawdziwa siła. Potęga, która
umożliwi narodziny postludzkości.
- Takiej
jak tutaj? - zapytał Kowalski, przerywając tłumaczenie. Mrok pokręcił głową.
- To
początek. Taki jak fakt, że nie odczuwam upływu lat, generale – zignorował
sierżanta. Grieve chrząknął.
- Przejdźmy
do rzeczy. Jestem upoważniony do prowadzenia wstępnych rozmów w imieniu Sojuszu
Wolnych Narodów – powiedział. - Do zawierania tymczasowych rozejmów i
przymierzy, związanych z sytuacją militarną w jakiej znajdują się moje wojska.
Lecz nie mogę składać, żadnych innych obietnic, mogę jedynie zagwarantować, że
wszelkie przedłożone propozycje zostaną przekazane bezpośrednio do Białego
Domu.
- Dawno
nie słyszałem tej nazwy – rzekł Mrok w zadumie. - Rozumiem.
- Zanim
ustalimy zakres naszej… współpracy, pewne pytania wymagają odpowiedzi –
powiedział Grieve. - Zgadza się, przybyliśmy tutaj, zaangażowaliśmy militarnie.
Lecz nie oznacza to, że tu pozostaniemy. A rodzące się wątpliwości raczej temu
nie pomagają.
-
Przyznam, że zostałem całkowicie zaskoczony waszym lądowaniem. I to już po raz
drugi w ciagu ostatniej doby. Chyba od momentu wybuchu tej wojny operacja na
taką skalę nie miała jeszcze miejsca?
- Nie wie
pan? - odezwał się Rowicki. - Wydawało mi się, że przez ostatnie ćwierć wieku
teatr wojenny widział kilka takich przedsięwzięć.
- Zapewne
na mniejszą skalę – odparł niezrażony Mrok. - Przynajmniej o ile zdążyłem się
zorientować w wydarzeniach współczesnych. Nie śledziłem ich zbyt dokładnie, bo
przebywałem w nieco innych miejscach.
-
Mianowicie gdzie?
- Wydaje
mi się, że znacie panowie odpowiedź – spojrzenie mężczyzny zdawało się być
kpiące. - Z dala od nurtu głównej polityki. Choć w zasadzie niewiele się
zmieniło, chyba jedynie nazwy, nie ma już NATO, a Sojusz jest nie tylko
wojskowy lecz również polityczny, stał się federacją narodów na nieco
chwiejnych podporach.
-
Dlaczego chwiejnych? - zapytał Rowicki.
- Bo
sojusze ze swej nazwy wymagają zaufania – odparł Mrok. - A w waszym go brakuje,
nacje rozgrywają swe interesy kosztem słabszych, nie licząc się z ich zdaniem,
tak długo jak pozostają jedynie mięsem armatnim. W końcu z jakiego innego
powodu zajęło mu ćwierć wieku dotarcie do Warszawy?
- Teraz tu
jesteśmy – przerwał Grieve
-
Rozumiem wasze obawy – skinął głową Mrok. - Skoro mamy niezbyt wiele czasu,
proszę powiedzieć, co jest przyczyną tej rezerwy? Obawy co do zawarcia
przymierza, w którym podaję wam Berię na tacy?
- Pan –
odparł wprost Grieve.
- Ja?
- Pan,
generale – powiedział Rowicki. - O ile posiada pan taki stopień wojskowy.
- Istotne
jest to – kontynuował Grieve – że choć to, co zdajecie się oferować, jest
czymś, czego możemy pożądać z militarnego punktu widzenia, oferuje to ktoś, kto
zniknął w roku 1961. A wcześniej był człowiekiem wrogiego reżimu.
- I
waszym agentem.
- Lecz
nie od początku.
- Touche
– mruknął Mrok. - A zatem? Jak mam was przekonać?
- Matthew
Grieve – odezwała się Budzyńska. - Wielokrotnie odznaczony, nie tylko
Purpurowym Sercem ale również Krzyżem Zasługi i Medalem Odwagi. Weteran walk w
Wietnamie, Syczuanie i Gambii. Stopień oficerski uzyskał po tym, czego dokonał
w trakcie kampanii indysjkiej, gdy został odcięty wraz ze swymi ludźmi…
-
Wystarczy – przerwał Grieve.
- Od
pięciu lat generał – kontynuowała Budzyńska. - Jednak jego kariera zdaje się
być zatrzymana, ale tylko pozornie. Prawdopodobne, że ponad pracę sztabową
przedkłada raczej aktywne działanie i pobyt na froncie, nie jest zwolennikiem
sztabowej dyplomacji. Stąd też jest zaufanym generała Cleeva’a do wykonywania
zadań niemożliwych. Wbrew wszelkim analizom tak zwanej matematyki cybermaszyn
wyciągnął dywizję marines z zasadzki, w której po raz pierwszy maoiści użyli
zakłóceń grawitacyjnych, niszcząc przewagę lotniczą imperialistów w Australii.
- Tak z
ciekawości, jak wysoko ceni mnie GRU? - zapytał Grieve.
- Wysoko
– spojrzała w kierunku Światły. - Generale, pytał pan o plany Sojuszu.
Przysłali tu jednego ze swych najwybitniejszych dowódców polowych.
-
Intrygujące – powiedział Mrok. - Z moich doświadczeń i informacji przekazanych
przez major Budzyńską, wykluczyłbym, że Alianci przeprowadzą ofensywę.
- Ale
czasy się zmieniają – odparł Grieve.
- Albo
mam coś na czym wam bardzo zależy.
- Nikt
tego nie ukrywa – zgodził się generał marines.
-
Informacje wywiadowcze GRU – mruknął Rowicki. - O ile to nie kolejna
maskirowka.
- Tak
trudno uwierzyć, że najpotężniejsza organizacja świata mogła zostać
spenetrowana? - zdziwił się teatralnie Światło. - Generale, nie ukrywajmy, my
Polacy mamy w tym lata doświadczeń, w przeszłości Dwójka także miała własnych
agentów w Ludowym Wojsku Polskim, a także w Rosji.
- Takich
jak Pan?
- Nie, ja
jestem innym przypadkiem – odparł spokojnie Mrok. - Rozumiem Pana dylemat. Lata
temu porzuciliście myśl o wyzwoleniu mieszkańców Polski spod okupacji, chcieliście
po prostu wyzwolić Polskę. Dla idei. I dla tej idei powrócilibyście to
zniszczonej Warszawy, by uczynić z niej swą stolicę. Nie traktowaliście
mieszkańców podziemnego miasta jak swoich ludzi, zostali przez te lata
zruszczeni, wynarodowieni, stali się kimś obcym. Ludźmi równie radzieckimi jak
pozostali mieszkańcy Związku. To nie był ktoś, kto był godzien miana Polaka,
jakimi mienicie się wy. Spadkobiercy historii i sztandarów z orłem w koronie.
Lecz teraz gdy okazuje się, że mieszkańcy Warszawy powstali przeciw obcej
władzy i wywalczyli swą wolność, macie problem. Nie wiecie co z nimi zrobić. A
tym bardziej co uczynić z wiadomością, że gdzieś tam ukrywa się polska
organizacja niepodległościowa zwana Kompleksem, która przez lata przygotowywała
ten dzień. I jest gotowa pokonać odwiecznego wroga i przywrócić Polskę. Wasz
rząd czuje się nie tyle zaniepokojony co zagrożony. Wizja drugiej Polski,
silnej i potężnej, całkowicie nieznanej, której nie trzeba wyzwalać, jest
przerażająca, czyż nie?
-
Przecież Polska jest tylko jedna – powiedział dobitnie Rowicki.
- Ilu
Polaków tyle zdań – zaśmiał się Światło. - Bo choć uważa Pan że jedynie wy
jesteście spadkobiercami prawdziwej Polski, proszę pogodzić się z myślą, że
także ja ją reprezentuję. Wolną Polskę, silną i niepodległą, która właśnie
powstała z kolan.
- I przy
okazji uderzyła się w głowę – nie wytrzymał Kowalski.
-
Sierżancie! - rzucił Rowicki, po czym przełożył jego słowa na angielski. Grieve
zamiast posłać mu karcące spojrzenie, lekko się uśmiechnął.
- Złóżmy
to na karb zmęczenia – powiedział. - Ale chciałbym poprosić o rozwinięcie tej
myśli.
- Są tacy
sami, sir – odparł Kowalski. - Dumni i śniący o potędze. I dlatego te dwie
Polski się nie dogadają.
- Mylisz
się – powiedziała Budzyńska. - To nie są dwie wizje Polski. To dwie strony tej
samej monety.
- A gdzie
jest strona Waltera? - spojrzał jej prosto w oczy. - O ile mi się wydaje chciał
ocalić swój kraj przed nami wszystkimi? W szczególności przed wami. Po której
stronie stawia to jego Polskę?
- Po tej
samej, którą wybiorą walczący pod flagą czerwoną – powiedział Mrok. -
Nieprawdaż, generale? - spojrzał na Rowickiego. - Niestety, jeśli żołnierze
LPKRR i jej obywatele staną przeciw nam…
- …i z
obawy przed represjami Berii nie poprą was... – dorzucił Kowalski.
- Staną
się ofiarami wojny – powiedział Rowicki. - Taki scenariusz polski rząd ma
napisany od lat. Zdajemy sobie sprawę z ciężaru tej odpowiedzialności.
Wiedzieliśmy co nas czeka po powrocie do Polski.
- Lecz
nikt nie liczył, że on nastąpi – powiedział Mrok. - Dopóki nie umożliwiłem wam
tego, nieprawdaż?
- Mam
wrażenie, że odeszliśmy od tematu rozmowy – chrząknął Grieve. - I brniemy w
stronę rozważań, na które przyjdzie czas później.
- Gdy
będą zabijać tych, którzy nie będą z nimi? - zapytał Kowalski.
- Sierżancie,
tym razem ja przywołuję was do porządku. Macie tłumaczyć, nie mówić jakie macie
zdanie. Jest ono takie samo, jak wola głównodowodzącego.
- Tak,
sir – po chwili skinieniem potwierdził sierżant. Zdaje się, że właśnie
zaprzepaściłem szansę na dalsze awanse, przemknęło mu przez myśl, ale czuł się
tak zmęczony, że miał to gdzieś.
- Więc
czym mam was przekonać? - Mrok wydawał się być zniecierpliwiony. - Nie traćmy
czasu. Problemem jest to, że należałem ćwierć wieku temu do nomenklatury?
Myślałem, że tę kwestię przerobiłem już z CIA i zapracowałem na zaufanie.
- Nie da
się ukryć, że nie był pan po właściwej stronie od początku – Grieve z rozmysłem
podkreślił swe słowa.
- W
tamtym czasie Polacy wiedzieli, po której stronie powinni się znaleźć – dodał
Rowicki.
- Nawet
jeśli była ona niewłaściwa geograficznie? - w głosie Mroka słychać było ironię.
- Nie
wszyscy robili karierę w organach – głos Rowickiego był głuchy. - A zwłaszcza
nie prześladowali żołnierzy armi powstańczej i zwykłych ludzi.
-
Generale, ma pan rację – powiedział Światło. - Ale to jest temat na inną
rozmowę. Do dziś dnia żałuję tego co zrobiłem i nigdy nie przestanę, ale w
tamtych czasach wierzyłem w tamten system. Wydawał mi się szansą dla Polski i
jej powojennej odbudowy, jakiej w ówczesnym układzie geopolitycznym nie
oferowało nic innego. Potem przejrzałem na oczy.
- Tak po
prostu?
- Mam
opowiadać o iluminacji jaką przeżyłem w Berlinie Zachodnim w 1953? - Światło
wyraźnie się zirytował. – O ile się nie mylę czas nam na to nie pozwala. Po raz
pierwszy od wybuchu tej wojny istnieje możliwość jej zakończenia. Z tego co wiem znacie większość mojej
historii. Od Budzyńskiej i Waltera. Chciałem rozpętać powstanie, założyłem
konspirację, niestety nie wyszło. Beria rzucił bomby. Potem był Kompleks i pomysł,
by poprowadzić armie z wieli płaszczyzn. Także nie wyszło. Więc wróciłem do
Warszawy.
- Z
jakiego powodu? I czym jest ten Konwent?
Mrok
westchnął.
-
Generale, naprawdę będziemy teraz omawiać to wszystko? - Światło raz jeszcze
spojrzał na Grieve’a i Rowickiego. - Zwycięstwo i wolna Polska są w zasięgu
ręki, a wy je odrzucacie… woląc wyjaśnienia.
- Jeśli
chcecie pomocy, chciałbym wiedzieć komu jej udzielamy – powiedział Grieve.
- Czy to
nie oczywiste? Wolnej Warszawie – odrzekł Światło. - Czyżbyście nie chcieli
udzielić jej narodowi, który jest częścią tego waszego Sojuszu? Historia lubi
się powtarzać – spojrzał znacząco na Rowickiego. Ten od jakiegoś czasu milczał.
- Jak
dotąd słyszałem kilkakrotnie nazwę Konwent – przypomniał Grieve. - Lecz wciąż
nic nie wiem na jego temat. Jeśli mamy stanąć do walki w jednym szeregu,
wolałbym dowiedzieć się, kto będzie walczył u mego boku.
- To
proste – odrzekł Światło. - Konwent to ja. To ja go stworzyłem i wymyśliłem.
Gdy powróciłem z Kompleksu.
-
Eksplozja atomowa nie zniszczyła go? O ile pamiętam Pieńkowski trzy lata temu
miał użyć bomby, która spowodowała jego zniszczenie - powiedział Rassmusen. – I
sprawiła, że mamy pojawił się ten martwy obszar.
- Wybuch
nie miał miejsca – odparł Światło. - Krótko przed atakiem sił Pieńkowskiego
odkryto sposób ukrycia całego Kompleksu poza warstwą rzeczywistości. Krótko
mówiąc Kompleks wciąż tam jest, zawieszony poza wszystkimi płaszczyznami. Wiem
o tym, bo do niego powróciłem, po spotkaniu z tym waszym Walterem. W Kompleksie
minęło wiele lat, badania stały się bardziej zaawansowane. Opanowano wreszcie
kontrolę fizyki, a także możliwość kontrolowania tworów i uczynienia ich
odpornymi na wrogą broń – Grieve mimowolnie popatrzył na trzymające się z tyłu
cienie. - Dowiedziałem się także, co przyczyniło się do upadku Warszawy.
Pieńkowskiemu udało się dokonać tego, czego nie zdołał zrobić wysłannik Berii.
Eksplozja atomowa w sercu punktu zero spowodowała w jakiś sposób kollaps,
południowa zona została wyrwana z rzeczywistości i przepadła pozostawiając po
sobie pusty obszar, jej zniknięcie spowodowało szaleństwo tworów, które w
olbrzymiej liczbie wyroiły się i ruszyły ku Warszawie. Zony wyroiły się, gdy
oddziaływania wręcz oszalały, w chwili eksplozji w punkcie zero, przed którą
umknął Kompleks. I z dala mógł obserwować upadek Warszawy.
- To dość
wygodne – burknął Kowalski.
-
Królewska Góra została oderwana od rzeczywistości – żachnął się Światło. - Nie
ma już z nią żadnego połączenia. Ci, którzy tam pozostali mogli jedynie
patrzeć… na upadek miasta, które miało pierwsze zapłonąć żagwią wolności.
Powiedzmy sobie szczerze, w owym czasie Kompleks nie był gotowy by przyjść im z
pomocą, był jednakże ktoś inny, kto gdy minęła mu wściekłość, uznał że ukarane
musi być całe miasto. Bądź też zwyczajnie kalkulował na zimno, chcąc by odcięte
od zasobów powoli dogorywało, a on będzie mógł z boku obserwować co się
wydarzy…
- Beria –
powiedział Rowicki, a jego głosie zabrzmiała złowroga nuta.
- Kto inny
szafuje życiem mieszkańców tego kraju? - podchwycił Światło.
-
Oficjalna wersja głosiła, iż w Warszawie nie pozostał nikt – powiedziała
Budzyńska. - Lecz w zespole zajmującym się badaniem zon monitorowano i
utrzymywano łączność radiową z Warszawą i okolicznymi ośrodkami. Traktowano to
jako swego rodzaju eksperyment…
-
Eksperyment? - oczy Rowickiego zmieniły się powoli w szparki.
- Odcięci
ludzie, wystawieni na działanie zony i zmiennych, walczący o przetrwanie po
upadku cywilizacji – mruknęła Budzyńska. - Nie wiem jaki był cel. Po prostu
Beria nie chciał nikogo uratować.
- I do takiej Warszawy przybyłem –
powiedział Światło. - Jako emisariusz Królewskiej Góry.
- Walter mówił, że mieliście problem
z powrotem do Kompleksu – zauważył Rassmusen.
- Nazywał się Ciemna Pani – odparł
spokojnie Światło. – Czy też Zjawa Cienia, jak wy mówicie. Gdy udało mi się ją wyeliminować, na powrót mogłem
wędrować i udało mi się powrócić do Kompleksu.
Zapadła
cisza, którą przerwał Rassmusen.
- Zjawa
Cienia została wyeliminowana?
Światło
prychnął.
- Wciąż
słyszę w waszych słowach sceptycyzm – powiedział. - Sami chcieliście tych
odpowiedzi, podczas gdy ja proponowałem by skupić się na sprawach praktycznych.
Wyeliminowaniu Berii i zakończeniu wojny.
- Skończmy
tę opowieść – powiedział Grieve. - Nawet jeśli wydaje się ona w obecnych warunkach
stratą czasu. Jednak będą ją chcieli usłyszeć w Waszyngtonie i wielu innych
miejscach.
- Ja mam
cały czas świata – odparł kpiąco Światło. - Czy macie go wy, imperialiści?
Rozmawiamy od kilkunastu minut. Jak sądzicie, ile czasu potrzebuje Beria, by zrozumieć,
że nie znajduje się w schronieniu, lecz w śmiertelnej pułapce? Zapędzony pod
ziemię, odcięty od swych posiłków, wystawiony na atak mogący nadejść od strony
tuneli?
- Proszę
odpowiedzieć na pytanie. – odrzekł spokojnie Grieve. Mierzyli się spojrzeniami.
- Nawet jeśli w Sojuszu mało kto wierzy w opowieści o mocy Mroku, czy też Zjawę
Cienia… a ja sam podchodzę do tego sceptycznie, wiem jednak, że zabobony moich
żołnierzy zawsze mają jakieś źródło. I zawierają przynajmniej część prawdy.
- Bardzo
mądrze, generale – przyznał Światło. - Wyeliminowałem Zjawę Cienia, bo była
czymś nieznanym i zbyt potężnym.
- Czym
konkretnie? - ponownie przerwał Rassmusen.
- Nie mam
pojęcia – Mrok pokręcił bezradnie głową. - Wyruszyłem na poszukiwania, bo
jedynym logicznym wyjaśnieniem tego co działo się ze światem, było to, że ktoś
musi za tym stać. Powolna ekspansja zon, wyrojenia tworów, był tam wzór, nawet
jeśli nikt go wówczas nie dostrzegał. Wpisywała się weń także niezrozumiała
odmienność zony południowej, odciętej czerwoną mgłą, w której sercu znajdował
się punkt zero i nieskończona ilość płaszczyzn. A jednocześnie będącej
całkowicie inną od pozostałych. Do podobnych wniosków doszedł z czasem i Beria,
co doprowadziło go do poszukiwań Kompleksu. Ja wiedziałem, iż skoro to nie my
za tym stoimy, zatem musi to być ktoś inny. Lub coś innego, co odpowiadało za
powstanie zon i zmieniającą się fizykę. Nie mogłem wykluczyć niczego. Ciemna
Pani wydała mi się elegancką odpowiedzią, gdy okazało się, że natrafiam na
opowieści o niej zarówno w aspektach jak i w świecie zewnętrznym. Zarówno
stalkerzy jak i mieszkańcy płaszczyzn powtarzali legendę o postaci z białymi
świetlistymi oczami, pojawiającej się w ciemności. Nawet jeśli nie ona za tym
stała musiała być związana z tajemnicą Mroku… bo nikt inny nie istniał
jednocześnie w zonach i w stożkach płaszczyzn punktu zero. Czas pokazał, że
miałem rację. Udało mi się zastawić pułapkę na Ciemną Panią i wykorzystałem swą
szansę.
- Dzięki Walterowi i Nayadzie.
- Nie inaczej. Możemy wrócić do tego
odpowiedzi na pytanie o Konwent? Po powrocie do Kompleksu stałem się jego
emisariuszem i udałem się do Waszawy. Gdy dowiedziałem się, co dzieje się w tym
mieście, gdzie upada władza Berii, a ludzie cierpią nędzę i głód, zrozumiałem
iż czas nadszedł. Wciąż nie byliśmy gotowi by uderzyć frontalnie, lecz był inny
sposób, pozwalający na uniknięcie olbrzymiego przelewu krwi, jaki byłby
skutkiem walk sił z wielu aspektów. Mogliśmy przejąć miasto. Tak narodził się
Konwent.
- Po prostu przejęliście władzę – pokiwał
głową Grieve. - I w ten sposób stworzyliście sobie przyczółek. Bazę wypadową.
- Ujmując to z wojskowego punktu
widzenia – przyznał Światło. - Jednocześnie wyzwalając mieszkańców Warszawy.
- Wyzwalając? - zapytał Rowicki i
spojrzał w głąb tunelu.
- A czym innym jest wyzwoleniem spod
władzy Berii? Z okowów komunizmu? Proszę mi powiedzieć generale, na pewno
liczyliście się z tym w jednym ze swych licznych scenariuszy, nawet jeśli
wydawały się wam niewiarygodne… Dzień powrotu do Polski, a w niej zastajecie
mieszkańców. Zatoczyliśmy koło, wracamy do miejsca, w którym przyznałem, iż
narzuciłem swą wolę i wyegzekowałem ją siłą. Bo innego wyjścia nie było, gdyż
chciałem uratować Polskę.
- Za jaką cenę? - rzucił Rowicki.
- Generale, a jaką cenę należy
zapłacić za wolność Polski? - Światło podniósł głos. - Każdą. Wie pan to tak
samo doskonale jak ja. Ja poświęciłem wiele, podjąłem decyzje, które sprawiają,
iż ma na rękach krew. Chciałem zwycięskiego powstania, poprzednio Beria stłumił
je bombami atomowymi. Przyrzekłem sobie, że kolejnym razem wygram, tym razem na
własnych warunkach. Lecz tamte ofiary wciąż obciążają moje sumienie, podobnie
jak wszystkie kolejne, w aspektach, płaszczyznach i wreszcie Warszawie, gdzie
przybyłem i wywołałem bunt. Taki był początek Konwentu, także on nim zapanował
nad miastem, przelał krew. Innego wyjścia nie było.
- Nie?
- Wciąż rządziła tu partia, nawet
jeśli ledwie trzymała się władzy – powiedział Światło. - Osłabła, straciwszy
swe moskiewskie zaplecze, lecz ludzie innego systemu nie znali i nie pamiętali,
spędziwszy prawie ćwierć wieku pod ziemią. Po drugiej stronie Wisły w bazie
Kordon tkwiło wojsko. Sądzicie, że co by się stało, gdybym próbował wszcząć
bunt przeciw Berii? Musiałem najpierw pokonać to, co było symbolem, zakorzenionym
głęboko w umysłach tutejszych mieszkańców, nieśmiertelną partię i niezwyciężoną
armię. Mogłem użyć sił, które tu widzicie, które przywiodłem z Kompleksu,
niegdyś tworów zony, dziś wiernych żołnierzy Królewskiej Góry – wskazał dłonią
na cienie. - Ale to oznaczałoby przelaną krew mieszkańców tego miasta. Wybrałem
więc inny sposób, sięgnąłem po sprawdzoną komunistyczną metodę.
- To znaczy? - zapytał Rassmusen.
- Wszcząłem bunt robotników – odparł
Światło. - Od jednej stacji, do następnej, zasiałem ferment, a wiedząc, iż nikt
nie pójdzie za obcym, ukryłem się za fasadą organizacji, którą stworzyli za
moim podszeptem. Nazwano ją Konwentem Rewolucji, która wybuchła na nowo w
Warszawie, by przynieść jej wolność i sprawiedliwość. I obalić Berię, nawet
jeśli tego hasła nie mogłem początkowo użyć. I tak to się zaczęło, kilkanaście
miesięcy temu, powoli i mozolnie, stopniowo zdobywając stację za stacją i
kolejnych zwolenników…
- Zwolenników?
- Nie wszyscy poparli tę ideę –
przyznał Światło. - Jak podczas każdej rewolucji. Chora myśl Berii zbyt mocno
zakorzeniła się w tutejszych umysłach. Wiele lat minie, nim z nich zniknie i
rozwieje się niczym wiatr. Jak powiedziałem, ta wolność musiała zostać
narzucona siłą, z czasem zrozumieją co dla nich zostało uczynione. Gdy udało
się pokonać Kordon, mogliśmy się umocnić, gdy w Związku uznano, iż Warszawa
ostatecznie upadła, z rąk tworów, o których informowano drogą radiową,
przypominających cienie… sporadycznie przysyłano tu zwiadowców, których
wyłapywaliśmy, przygotowując się do kolejnego etapu działań. Ważne było, aby
Beria nie dowiedział się o nim przedwcześnie.
- A kolejnym etapem był bezpośredni
atak? - zapytał Grieve.’
- Wyzwolenie miast – sprostował
Światło. - Dzięki zdolnościom nad którymi zapanowano w Kompleksie zaginanie
przestrzeni stało się łatwe. Nie wiem jak dokonali tego maoiści, lecz Królewska
Góra złamała ten sekret nie tak dawno temu.
- A Związek prawie osiągnął go na
Marsie – powiedziała Budzyńska. - Te wasze rzuty fotonowe… przemieszczenia w
czasie praktycznie równym zeru, zawsze bardzo niepokoiły Stawkę. Lata temu
ukierunkowano się na ten cel.
- Gdy umocniłem swą władzę w
mieście… czy też raczej umocnił Konwent, bo oczywiste było dla mnie, że jako
obcy jawiłbym się jako kolejny okupant, a tego chciałem uniknąć, choć byłem
świadom, iż odejście od komunizmu zajmie lata – mówił Światło. -
Przygotowaliśmy zadanie ostatecznego ciosu. By wciągnąć Berię w pułapkę.
Kompleks planował go już dawno wyeliminować, wiedząc że powstały chaos umożliwi
stanięcie do walki o wolność i wyzwolenie Polski. Jednak zamiast udawać się do
Berii, jak planowano to poprzednio, tym razem postanowiliśmy sprowadzić go do
siebie. Co wydawało się praktycznie niemożliwością…
- Wciąż takie się wydaje –
powiedział Grieve. - A ja nie wiem czy mogę uwierzyć, iż znajduje się tutaj…
- Czyżby to co wydarzyło się do tej
pory nie było przekonujące? - zapytał Światło. - Armie maszerujące na Warszawę,
przemieszczenia wojsk? Znam Ławrientija od dawna, po wydarzeniach roku 53 stał
się przeczulony na punkcie własnego bezpieczeństwa, po latach wojny jego
paranoja zaczęła graniczyć z obsesją. Nigdy nie opuściłby bezpiecznego gniazda,
więc należało go odpowiednio sprowokować…
- Więc co uczyniliście? - zapytał
Rowicki.
- Zacząłem wyzwalać Polskę – odparł
spokojnie Światło. - O go o tym poinformowałem. Podpisując się własnym
imieniem.
- Co takiego?
- Ponad tydzień temu poznał
opowieść, którą przedstawiłem wam. Moją spowiedź. Dowiedział się, że od lat
walczył z cieniem. Z Mrokiem, którego zwał Światło. Który stał nie tylko za
powstaniem, lecz również za spiskiem, którego istnienie od lat podejrzewał, a
także zyskał moc, nad którą od dawna pragnie zapanować. Który może mu zagrozić
w jego kryjówce, skoro zmaterializowała się w niej skierowana do niego
wiadomość. Musiał więc ją opuścić, wiedząc że bezpieczny będzie tylko tam,
gdzie nikt nie będzie podejrzewał jego obecności. A gdy dowiedział co się
dzieje, mógł zrobić tylko jedno.
- To znaczy?
- Trzy miasta zostały zaatakowane
zgodnie z zapowiedzią – powiedział powoli Światło. - Poprzez przestrzeń
przeniosłem tam wezwane tu hordy tworów. Uderzyły na powierzchni, by nie
zagrozić mieszkańcom, wśród których rozprzestrzeniona została moc mroku. Z
mniejszych osad zaczęliśmy zbierać ludzi, by uratować ich przed gniewem i furią
Berii, przenosząc wszystkich do Warszawy, którzy kryli się po schronach, w
ruinach od dnia upadku Warszawy, a także z osad leżących po drugiej stronie
frontu. Beria nie miał wyjścia, musiał przejść do ataku. I ruszył gwałtownie na
Warszawę, gdy tylko uświadomił sobie, że tu znajduje się słabe ogniwo jego
panowania. Ktoś kogo musi pokonać, by ocalić Związek, dysponujący siłą i mocą,
jakiej nie posiada, mogącą odebrać mu władzę.
- Bóg istnieje, Ławrientij –
powiedział powoli Rassmusen.
- Pewne rzeczy były niezbędne, choć
okrutne, przyznaję – rzekł Światło. - A on zaczął działać histerycznie, gdy
pojął, że jego panowanie stało się chwiejne jak domek z kart. Bo po raz
pierwszy pojawił się ktoś, kto może mu zagrozić i zbudowanemu gmachowi
ateistycznej wojny. Jego upadek już się rozpoczął, bowiem władza nigdy nie
podróżuje, lecz wzywa przed swe oblicze. Beria zaś został zmuszony by przybyć
tutaj. I jest na wyciągnięcie dłoni. To jak będzie imperialiści? Czy chcecie
wolnego świata, o który walczycie od lat? Czy pomożecie Wolnej Polsce?
Zapadła cisza. Z dala słychać było
krzątnie żołnierzy, przez tunele przeszło drżenie odległej bitwy.
- Tylko z jakiego powodu… - Grieve
zawiesił głos czekając, aż Kowalski zacznie tłumaczyć. - Z jakiego powodu
właściwie potrzebujecie naszej pomocy?
- Słucham? - Światło wydawał się
nieco zdziwiony.
- Kompleks, Konwent, Wolna Polska,
jakiejkolwiek nazwy używacie… - powiedział powoli Grieve. - W każdym razie
wszechpotężna. Władająca nieznanymi siłami, manifestacjami fizyki, posiadająca
niezwyciężonych żołnierzy, rekrutująca się ze światów z nieskończoną ilością
ludzi. Przewyższająca nas technologicznie. Dająca demonstrację swej potęgi
poprzez przemieszczanie w przestrzeni, mogąca zniszczyć latające szwadrony
wroga… która wyzwała Berię i planowała go pokonać. I skoro wszystko to
uczyniła, może nadal, więc właściwie z jakiego powodu jesteśmy wam potrzebni?
- Imperialiści – odrzekł powoli
Światło i pokręcił głową. - Daję wam zwycięstwo i szansę na poznanie
największych tajemnic świata, a wy jesteście gotowi to odrzucić?
- Nie lubię gdy ktoś na każdym kroku
daje dowody swej przewagi militarnej i pokazuje jak jest wszechpotężny –
powiedział Grieve. - Lecz pomimo tego proponuje zawarcie przymierza. I wspólną
walkę. Choć sam może wygrać wojnę. Zaczynam się zastanawiać jaki ma cel?
- Prosty i oczywisty. Chcę uniknąć
kolejnej wojny, miliona pytań gdy zniknie potęga Związku, a jakiś nadgorliwy
generał w rodzaju Curtisa Le Maya znowu wpadnie na pomysł odpalenia rakiet by
usunąć niezrozumiałe zagrożenie… To dyplomacja, przyszły świat i pokój należy
zacząć budować wcześniej – Mrok chrząknął. - Lecz prawda jest także dużo
bardziej prozaiczna. Daję wam szansę naprawienia tego, co zostało przez was
popsute.
- Popsute?
- Miesiące
planowania, przygotowań, gromadzenia sił by zatrzasnąć pułapkę – głos Światły
nagle stężał. - Sterowanie zmiennymi, przesuwanie granic zony, przemieszczanie
tworów i ściąganie mieszkańców wszystkich osad do Warszawy… Beria wywabiony z
gniazda i zmierzający powoli tam, gdzie go chciałem mieć, na granicę Polski,
gdzie pod Lublinem gromadził swe oddziały i gdzie miała eksplodować kumulowana
od miesięcy energia fizyki… a potem nagle w środku zniszczonego kraju ląduje
oddział Sojuszu i wszystko się zmienia.
- Zmienia?
- Beria
dostaje szału – warknął Światło. - I nagle rusza do przodu, posyła grupę
uderzeniową, a sam pędzi tuż za nią pociągiem, nie czekając na resztę armii.
Wymyka się z miejsca, w którym miał się znaleźć, by dotrzeć do Warszawy nim
zrobią to imperialiści, bo nie może pozwolić, by moc która się tu znajduje,
wpadła w jego ręce.
- Moc?
- Moja moc
– Światło był wyraźnie zirytowany. - O której sam go poinformowałem, podpisując
się własnym nazwiskiem, wiedząc że go to zwabi… - odetchnął głęboko. - Rzecz w
tym, że nawet nie wiecie, co popsuliście. Przybyłem tu jako emisariusz
Kompleksu, zaś droga do niego została zamknięta, by przygotować uderzenie,
które możliwe było tylko w wybranym miejscu. I z niego Beria się wymknął. A
wszystko z powodu waszej interwencji! Przyznam, że ma niezwykły talent do
ratowania swej skóry, od wielu lat. Lecz gdy zaatakowały go przerzucone przeze
mnie twory i siły maoistów uciekł przed nimi zamykając się w podziemnej
pułapce… I właśnie tam możemy go dosięgnąć!
- Dlaczego
więc nie zmiażdżyć go przy użyciu fizyki? - Grieve wydawał się nieporuszony
gwałtowną reakcją Światły.
- Są pewne
ograniczenia – odparł tamten. - Z powodu których nie użyję jej pod ziemią.
Powiedzmy, że zasięg i siła rażenia… wywołaby skutki, których nie jestem w
stanie przewidzieć. Co dla systemu tutejszych tuneli mogłoby nie okazać się
najlepsze, gdyby ziemia zaczęłaby się przemieszczać.
- Zatem
broń to niezbyt precyzyjna – zauważył Rassmusen.
- Jeszcze
– odparł Światło. - Lecz wystarczająco niebezpieczna by pokonać całe armie.
- Zatem
czemu nie posłać armii… tych cieni? - zadał pytanie Rowicki.
- Z tego
samego powodu dla którego sceptycznie do idei walki o Polskę nastawiony jest
generał Grieve – powiedział Światło. - By nie stali się mięsem armatnim.
-
Myślałem, że ich kule nie są w stanie was powstrzymać – powiedział Rassmusen.
- Mają tam
jeszcze działka… i inną broń. Może i nas nie powstrzymają, lecz w rezultacie
zadadzą straty, których wolałbym uniknąć. Nawet połączony atak z generałem
Zhanem nie jest rozwiązaniem.
- Elitarne
oddziały, zamknięte w twierdzy, z której uczynią śmiertelną pułapkę? Ma pan
rację generale, w takim ataku zginie wielu żołnierzy – powiedział Grieve. -
Może i Związek czy Kolektyw lubią szachować zyciem ludzkim. Lecz Sojusz raczej
nie prowadzi ataków samobójczych.
- Nie proponowałem
takiego ataku – odrzekł Światło. - Raczej coś, co rozwiąże problem raz na
zawsze. Ostatecznie rozwiązane.
-
Mianowicie?
- Bomba
atomowa – powiedział spokojnie światło i spojrzał prosto w oczy Grieva. Ten
trwał nieporuszony.
- O ile mi
wiadomo w tym miejscu nie działa – powiedział wreszcie.
- A jednak
ją przywieźliście – Światło wciąż wpatrywał się w niego intensywnie, aż
wreszcie Grieve odwrócił wzrok.
- Nie.
- Generale
– głos Światły był pełen dezaprobaty. - Zdaje się, że jako przyszli sprzymierzeńcy
nie powinniśmy kłamać.
- Nie
powinniśmy również mieć przed sobą sekretów – odparł Grieve.
- Mam
jakieś sekrety?
- Proszę
mi odpowiedzieć.
Światło
wzruszył teatralnie ramionami.
- Do
niczego nie dojdziemy w ten sposób. Ale powiem jaki mam plan… jeśli macie
bombę, możemy szybko i sprawnie rozwiązać nasz wspólny problem. Tunele
wyposażone są w przesłony mogące wytrzymać taką eksplozję, budowano je właśnie
w takim celu. Wystarczy je uruchomić i posłać pocisk na tamtą stronę. Beria
znajduje się w dawnej bazie Kordon i na stacji Dworzec Wileński. I wraz z nimi
przeniesie się do historii. Wraz ze swoim wojskiem. Po tamtej stronie Wisły pod
ziemią nie ma moich ludzi, nie ma również mieszkańców Warszawy. Tak zacznie się
upadek Związku.
- A
podziemne miasto?
- Przetrwa
– rzekł spokojnie Światło.
-
Wstrząsy? - rzucił Rassmusen.
-
Niewielki ładunek, choćby pół kilotony, zamontowany na lokomotywie, pozbawionej
maszynisty, która popędzi wprost w kierunku Kordonu. Wszystko jest
przygotowane. Brakuje tylko ładunku, który posiadacie.
- Myśli
pan, że bylibyśmy na tyle szaleni, by przywieźć tu ładunek atomowy? - rzucił
Rowicki. - Do Warszawy?
- Myślę,
że Sojusz z pewnością to zrobił – odparł spokojnie Światło. - Bo dla niego to
miasto nic nie znaczy. Bo jeśli nadarzy się szansa, by wyeliminować Berię, była
to oczywista decyzja. Nawet jeśli wiedzieli, że ładunek nuklearny nie działa na
powierzchni. Bo przybywając po swych ludzi, wiedząc że znajdują się tu maoiści,
Beria i nowe zagrożenie… którym jesteśmy my, była to oczywista decyzja.
Nieprawdaż, generale? - popatrzył na Grieve’a.
- Udzielę
odpowiedzi w ciągu godziny – odparł tamten.
-
Myślałem, że może Pan podejmować decyzje militarne.
-
Niepokoją mnie inne rzeczy.
-
Mianowicie?
- Nie będę
ukrywał, że to co widzę patrząc na mieszkańców tego miasta niekoniecznie mi się
podoba – powiedział Grieve. - A także to, co słyszę na temat… konieczności
rządzenia absolutną ręką. Wbrew ich woli. I inne rzeczy.
- Jestem
przekonany, że waszym politykom nie będzie to przeszkadzało – powiedział
Światło z wyraźną ironią w głosie. - Podobnie jak nie jest dla nich problem
kontrolowana demokracja. Ciekawe określenie, zdaje się wzajemnie sobie
przeczące?
- Wykonam
otrzymane rozkazy – uciął Grieve. - Ale
chciałbym jeszcze spotkać się z generałem Zhanem.
- Jak
łatwo zauważyć jego siły walczą ze Związkiem na powierzchni, po drugiej stronie
rzeki. Na moją prośbę.- Światło zawiesił głos. - Bo dość szybko maoiści
przeanalizowali możliwe korzyści i potraktowali to przymierze poważnie. Gotowi
są uzyskać dostęp do informacji, których nie chce Sojusz.
- To
groźba?
- Ależ
skąd – znowu spoglądali sobie w oczy. - A zatem godzina, generale – powiedział
wreszcie Światło.
- Mam
jeszcze jedno pytanie – powiedział Grieve.
-
Mianowicie?
- Co
przybywa z kosmosu?
- Skąd mam
wiedzieć? – wzruszył ramionami Światło. – Ale z kolei ja mam prośbę.
Niezależnie od tego czy nasze przymierze dojdzie do skutku czy nie, a plan
wejdzie w fazę realizacji, mam nadzieję, że pomożecie rozwiązać mi problem z
jedną ze stacji.
- Jaki
problem?
- Dość
palący – popatrzył na Kowalskiego. - Znalazłem waszych ludzi. A oni wyciągnęli
błędne wnioski z tego co zobaczyli. Strzelają do moich sił i władz Konwentu, z
nieznanych przyczyn przejęli tam władzę. Chciałbym naprawdę uniknąć rozwiązań
siłowych – zawiesił na chwilę głos. - Więc może w międzyczasie możecie ich
stamtąd zabrać?
- Ilu ich
jest?
- Trójka
waszych marines. Zabili kilku z moich żołnierzy, lecz z uwagi na nasze przyszłe
przymierze chwilowo jestem to w stanie tolerować – popatrzył na Grieve’a. - Ale
niech zaginione siły Sojuszu dołączą do reszty swego oddziału.
- Tylko
trójka? - zapytał Kowalski.
- Trójka
żołnierzy Sojuszu – rzekł Światło. - Bo zdaje się jest z nimi również uzbrojony
były żołnierz sił LPKRR, choć nie mam pojęcia jak mogło do tego dojść. I
jeszcze kilku żołnierzy i bandytów. A ich traktuję jak wrogów. Więc należą do
nas.
Budzyńska
uśmiechnęła się do Kowalskiego.
-
Zwłaszcza Walter.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz