wtorek, 20 czerwca 2023

Ciemna Symetria: Podziemna Warszawa (X)

 

Ciemność zdawała się pożerać ich wzrokiem i istnieć poza czasem, być nierzeczywista i jednocześnie tak bardzo naturalna. Gerber nie słyszał od dłuższego czasu żadnych głosów, nie miał także wizji, był jednak przekonany, że żyje i bawi się nimi niczym kocur myszami, zapędzając ich powoli do miejsca, z którego nie będzie już ucieczki. To nie był zwyczajny brak światła zniszczonych tuneli, których sufity wypełniały potrzaskane lampy. To było coś więcej, co sprawiło że nie byli w stanie dostrzec niczego w tunelu, światła ich latarek ginęły niecałe dwa arszyny od nich, w aksamitnej kurtynie, której nie były w stanie przebić. Koniec końców zgubili się w korytarzu, wiodącym prostą linią w kierunku, z którego Gerber przybył uprzednio, gdzie znajdowała się barykada, do której powinni dojść już dawno temu. Dodatkowo był gotów dać sobie rękę uciąć, że błąkają się w metrze już od dłuższego czasu, zaś od kiedy do niego weszli minęło co najmniej kilka godzin, a być może kilka dni. Wpadli w zmienną, znaleźli się w zonie, głęboko pod powierzchnią Dzikich Pól.

- Powinniśmy już dawno dojść na Fabryczną – rozległ się głos zaniepokojonego szeregowego Arpada, którego plecy Gerber miał przed sobą. Dowgiłło rozciągnął oddział w szereg, nakazując utrzymywać wszystkim kontakt wzrokowy. W kilkunastu sekundowych interwałach odliczali głośno od jednego do szesnastu, jak gdyby mogło to im w jakikolwiek sposób pomóc. Dawało jednak poczucie pewnej kontroli nad rzeczywistością, zapewniając jakiś rodzaj komfortu.

Dopóki w ciemności żeński głos nie powiedział siedemnaście.

Dowgiłło momentalnie się odwrócił, świecąc latarką w mrok. Jego ludzie natychmiast przypadli ścian, a Gerber nim zorientował się już zmieniał pozycję. W takich sytuacjach instynkt i zdobywane doświadczenie działały niczym odruch Pawłowa.

- Genova, lepiej żebyś nie robiła sobie żartów – wycedził szeregowy Borzochaty, trzymając palec na spuście.

- Raczej lepiej żeby sobie robiła – rzucił Arpad zza pleców Maksyma.

- To ne ja! - poinformowała ich Czeszka, choć wszyscy doskonale sobie zdawali z tego sprawę. Szukali więc wzrokiem niewidocznego wroga, lecz atak nie nadchodził, choć przez chwilę Maksym miał wrażenie, że słyszy perlisty chichot, niknący w żarłocznej ciemności. Schował pistolet, który dawał mu iluzoryczną pewność siebie, bowiem wiedział doskonale, że nie na wiele mu się zda w starciu z cieniami i powoli wstał.

- Mam wiadomość dla Generała! - zawołał. - Niosę posłanie od… - zawahał się. - Dla Mroku!

- Świetny sposób, żeby ujawnić swą pozycję przeciwnikowi – mruknął Dowgiłło.

- Daj spokój, sądzisz że nie wiedzą gdzie jesteśmy?

- Sądzę, że w czarnej dupie – podsumował tamten. - Kim jest generał?

- Kimś dla kogo niosę wiadomość – wyjaśnił Maksym.

- Zatem jesteś posłańcem – stwierdził Dowgiłło. - A my eskortą. Imperialiści czasem wywieszali białe flagi i chcieli negocjować. Mówiło się, że nie zabija się posłańców.

- Kto mówił?

- Starzy żołnierze. Wiarusy pamiętający jeszcze poprzednią wojnę.

- I co wówczas robiliście?

- Zabijaliśmy ich. Stawka kazała – odpowiedział beznamiętnie Dowgiłło.

Gerber pokiwał głową. Uświadomił sobie, że słyszy tylko żołnierzy, ich oddechy, szelesty mundurów. Tunel milczał, nie słyszał spadających kropli, trzasku rur, wizgu metalu. Ciemność pochłonęła wszelki hałas.

- Idziemy dalej – powiedział.

- Po co? - zapytał Dowgiłło.

- Stawka kazała – odparł Maksym.

Wyminął Arpada i ruszył na szpicę, oglądając się za siebie. Jewgienij wiedział tak samo jak on, że powrót może nie być możliwy. Na jego rozkaz kolejno odliczyli i tym razem było ich tylu ilu powinno. Nie zmieniło to jednak przekonania Gerbera, iż coś jest wokół nich, kryjąc się pośród mroku, który uniemożliwiał mu ujrzenie klaustrofobicznych ścian tunelu. Poszedł więc dalej, zastanawiając się jak bardzo musi być szalony.

Wszedł do tunelu i pakował się z powrotem w ręce tego, który miał władzę nad ciemną materią, mogąc w każdej chwili przekształcić jego ciało w potworną hybrydę człowieka i twora. Nie wątpił o tym w żaden sposób. Najchętniej by tu nie wracał, nie miał jednak żadnego wyboru, lecz przede wszystkim nie miał dokąd pójść. Przed Stawką nie było ucieczki, a gdyby nawet poważył się na takie szaleństwo, miałby jedynie do wyboru drogę wzduż Wisły do martwej strefy, przed którą czuł respekt i lęk, lub płonącą Warszawę. Tunel był jedynym możliwym rozwiązaniem, podobnie jak wykonanie polecenia Berii. Przed wolą Przewodnika Narodów nie było ucieczki, był tego świadom na poziomie komórkowym, lata indoktrynacji zrobiły swoje, nawet jeśli wydawało mu się, że jest na nią odporny. Liczył się wyłącznie rozkaz Berii, uświadomił sobie nagle, iż mimo tego wszystkiego co przeszedł, co doświadczył z ręki Światły, to towarzysz przewodniczący przeraża go dużo bardziej swym jawnym szaleństwem.

Mógł więc jedynie iść do przodu. Z jakiegoś powodu wydawało mu się, że cokolwiek czyha w ciemności, nie jest w stanie go skrzywdzić. Przetrwał te wszystkie okropności i wychodził z nich obronną ręką. Zdawał sobie sprawę, że być może będzie musiał poświęcić swą eskortę, Dowgiłło i jego ludzie zginą, on jednak jak zawsze postara się przetrwać. Na razie jednak nie miał żadnego planu. Nie posiadał jednak niczego, czym mógłby wytargować życie.

Poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Rozejrzał się, jednak w ciemności nie był w stanie dostrzec wszystkich żołnierzy. Zupełnie jakby gęstniała skupiała się wokół niego.

- Towarzyszu sierżancie! - podniosła głos Genova. - Nie słyszycie? Zginiemy przez niego!

- Spokój! - uciął Dowgiłło. - Nie byliście wcześniej na Dzikich Polach?

- Nie słyszycie tego głosu? - Genova trzymała oskarżycielsko wyciągniętą rękę w kierunku Maksyma.

- Jakiego głosu? - zapytał czując suchość w ustach.

- Kobiety! Powtarza…

- … ocal nas? - przerwał.

Genova zaprzeczyła.

- Że Gerber wiedzie nas na zatracenie!

- Towarzysz pełniący obowiązki lejtnanta Gerber – poprawił łagodnie Dowgiłło.

- Powtarzam to, co słyszę! - odparła tamta. - Ten szept trwa już od dłuższego czasu! On zgubi nas wszystkich, a mnie w szczególności. Nim mnie zabije będzie chciał… - zawiesiła głos znacząco.

- Mrok miesza wam w głowach – powiedział. Rozejrzał się, lecz nie dostrzegł niczego w otaczającej ich  ciemności. - Wykorzystuje wasze obawy i lęki.

- Ja się was nie lękam – warknęła Genova.

- Przywołuję was do porządku, towarzyszko szeregowa! - wtrącił się Dowgiłło.

- Niech mówi.

- To coś innego – odparła. - Wszyscy w plutonie słyszeli plotki i pogłoski o plutonie towarzysza sierżanta Gerbera… - zawahała się. - Nieistotne ile było w nich prawdy.

- W ogóle jej nie było – zapewnił Maksym. - To wszystko kłamstwa,

- Głos powiedział, teraz że kłamiecie! - zawołała.

- Mówi coś jeszcze?

- Tak… żebyście zaczęli uciekać. Biegnijcie przed siebie, poczujcie strach i lęk, tak jak czuły go wasze ofiary. Że i tak dosięgnie was sprawiedliwość.

- Ach tak? - podniósł głos Gerber. - Pierdol się! Mam wiadomość! - podniósł pistolet w górę, a widząc że Dowgiłło otwiera usta, by coś powiedzieć pociągnął za spust.

Nim wybrzmiał jeszcze huk spadła na nich ciemność, zespoliła się, zestaliła, po czym opuściła z sufitu tunelu, spadając swym odwłokiem między Gerberem a Dowgiłłą i wydała coś na kształt syku. Sformowała się, zmieniając w istotę przypominającą cień. Najpierw była plamą, która uformowała odnóża, na których zaparła się o ścianę, podłogę i sufit. Nim zdążyła stworzyć coś jeszcze Dowgiłło dawał już rozkaz otwarcia ognia.

Strzelać zaczęli jedynie Arpad, Złotnik i Donatas, wyposażeni w karabiny przekazane im przez WSI. Choć wcześniej wyraźnie nie byli zadowoleni, iż musieli zastąpić swą starą broń kałasznikowami nowego typu, a tych nie mieli jeszcze okazji nawet przestrzelić, z odległości kilku arszynów nie mogli chybić. Seria pocisków przecięła ciemność, dźwięk wystrzałów ogłuszył ich w tunelu. Maksym przez chwilę sądził, że pociski przeszły na wylot i odruchowo się uchylił, jednak po chwili zorientował się, że trafiły w cel. Odwłok wczepiony w tunel zachwiał się…

… a broń okazała się całkiem nieskuteczna. Ciemność zaczęła śmiać się kobiecym głosem. Pociski zdawały się w niej znikać, a jej śmiech zatrząsł tunelem, zagłuszając wystrzały. Z odwłoka formować się zaczęło coś na kształ twarzy.

- Uciekaj! - powiedziało dziwnie znajomym głosem, a Gerber nagle rozpoznał w tworze Gruzinkę. Nim jeszcze dotarło do niego, że nie będzie już żadnych negocjacji, rzucił się do ucieczki. Trącił Arpada, wyminął Złotnika i pobiegł tunelem przed siebie. Ciemność runęła tuż za nim, przewracając obu żołnierzy, nie bacząc na strzały. Obejrzał się za siebie, widząc jak ściga go potężny masyw ciemności, niczym pająk przemieszczający się na swych odnóżach. Nim znalazł się poza zasięgiem latarek żołnierzy Dowgiłły, ujrzał jeszcze jak w jej środku wykwitać zaczyna paszcza i coś przypominającego zęby. Chwilę później otoczyła go ciemność, a on czuł twora za swoimi plecami, po czym potknął się o betonową płytę. Poderwał się, lecz wówczas chwyciło go jedno z odnóży. Wyrzucony w górę przeleciał w powietrzu, po czym uderzył o ścianę i opadł nieco zamroczony. Gdy usiłował wstać został ponownie ciśnięty o ziemię.

- Mam wiadomość – wycharczał, gdy przekręcono go na plecy. Macki i odnóża trzymały go mocno, za ręce i za nogi. Usiłował się szarpać, lecz nie był w stanie się uwolnić. Wydało mu się, że skądś pojawiło się nieco światła, bowiem był w stanie dostrzec parodię oblicza Gruzinki, na odwłoku twora.

- Każdy ma możliwość naprawienia swych błędów – wysyczał głos Tekagawelidze. -  Damy wam szansę reedukacji. Przeprowadzę ją osobiście! Poznamy czy wiecie, do czego przydać się mogą wasze części ciała – ton głosu był wyraźnie drwiący.

Jedno z odnóży ścisnęło Maksyma mocno za gardło, aż otworzył szeroko usta. Wówczas ujrzał jak nad nim formuje się z masy ciemności kolejne, o doskonale znanym mu kształcie. Oczy rozszerzyły mu się, kiedy poczuł jak jego nogi zostają rozszerzone i uniesione w powietrze, a w nogawki wsuwa mu się macka, szukając drogi wyżej.

Zdjęty przerażeniem usiłował się szarpać, lecz macki zacisnęły się na nim jeszcze mocniej. Łapał atawistycznie powietrze, widząc jak w jego kierunku obniża się ciemność.

A potem padł strzał.

Wszysto się rozsypało. Przed jego oczami wybuchła biała eksplozja, a ciemność rozsypała się na kawałki. Straciła stan skupienia i rozlała niczym ciecz, spadając na niego i zalewając jego twarz. Uderzył o betonową płytę i gwałtownie łapał oddech, a tuż obok niego z brzękiem uderzył pocisk. Gdy uniósł się, dostrzegł, iż znajduje się pośrodku ciemnej plamy. Oślepiło go światło latarki, skierowanej wprost na niego.

- Zaczekaj! - usłyszał kobiecy głos gdzieś z tyłu, wypowiadający słowo w nieznanym języku. Nim zdołał uświadomić sobie co to znaczy, promień światła przesłoniła kuśtykająca w jego stronę niezwykle szybko postać, która stanęła nad nim. Nie miał szansy nic uczynić, wciąz nie zdoławszy wstać, usiłując nabrać powietrza.

- Witaj kochanie -  powiedziała Deveraux, a następnym co ujrzał była zmierzająca w stronę jego twarzy kolba karabinu, potem był rozbłysk, wreszcie ciemność i nie było już niczego innego.

USS "Von Braun" >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz