- Ja
jestem Konwentem – powiedział Józef Światło. - Ja go stworzyłem, podobnie jak
stworzyłem Mrok.
-
Myślałem, że to, co nazywacie Mrokiem spadło tu z nieba – zauważył Rassmusen.
- Zostało
zestrzelone – skorygował Światło. - Zapewne nie ustalimy dziś czy przez was czy
przez nas, nie jest to istotne. Fakt, iż trafiło w Królewską Górę okazał się
zrządzeniem losu. Lecz to ja jestem twórcą jego mitu i tym, który odkrył
potencjał jego potęgi.
- Józef
Światło – powiedział w zamyśleniu Rassmusen. - Nigdy nie słyszałem o kimś
takim.
- Jeśli
nie straciliście swoich informacji, macie informacje o mnie w swych aktach.
- Zatem
od kiedy dla nas pracujesz?
-
Praktycznie od samego początku – uśmiechnął się Światło. - A do momentu dopóki
szlag nie trafił tego wszystkiego, byłem chyba jednym z najwyżej postawionych
agentów CIA w krajach ludowego komunizmu. Potem w 1961 roku rozpętała się wojna
i wszystko trafił szlag.
- CIA –
powiedział powoli Sokoliński.
- Waszej
Dwójki o ile pamięta pan pułkowniku wtedy nie było. Zresztą nie było także
Sojuszu, ćwierć wieku to sporo czasu.
- I gdzie
się pan ukrywał przez ten czas? - zapytał Rassmusen.
- Zajęty
byłem działaniami, mającymi na celu wyzwolenie Polski – odpowiedział Światło. -
Tworzyłem na Królewskiej Górze ośrodek, zajmującymi się opanowaniem władzy nad
oddziaływaniami, które pojawiły się po wybuchu bomb, a które zaczęto nazywać
Mrokiem. Sam po części za to odpowiadam, bo przyjąłem taki pseudonim, jako
przeciwieństwo swego nazwiska.
- Generał
Mrok – powiedział Rassmusen.
- Nikt
inny – uśmiechnął się Światło. Zapadła krępująca cisza, którą przerwał Wu Shu
Zhan. Wydawał się rozluźniony, jakby nie był świadomy, że w niego oraz
towarzyszącą mu eskortę wymierzone są karabiny.
-
Byliście na Płonącej Gwieździe – jego głos był głęboki, a słowa padały powoli.
Kowalski dopiero po chwili zorientował się, że tamten zwraca się do niego.
- Co? -
drgnął, wciąż gotów do strzału. Sytuacja przyśpieszyła, a on wciąż się w niej
jeszcze nie odnalazł. Budzyńska wymykała mu się z rąk, nim zdołał się nad tym
zastanowić, przed nim stanął Kolektyw. Oni komunikują się między sobą, a my
tego nie słyszymy, przypomniał sobie, na podobnej zasadzie jak nasza łączność.
Która zresztą nie działa. Trzeba pamiętać, że mają przewagę. Odruchowo
rozejrzał się, szukając w ciemnym tunelu szukając przeciwników, lecz za plecami
swych rozmówców dostrzegał jedynie zwykłych ludzi.
-
Sierżancie, powiedz tylko jedno słowo! - z tyłu doleciał go zapewnienie
Jacksona, że ma wsparcie, niezależnie od podjętych decyzji. Cichym gwizdem
sygnały przekazali sobie informacje spadochroniarze.
- Nie
wiem co to Płonąca Gwiazda – odparł po chwili, nie przypominając sobie aby w
swej karierze marine NASW przebywał w obiekcie o takiej nazwie.
- Macie –
zaszeleścił niezrozumiale wtrącając nieznane mu słowa – miotów z Płonącej
Gwiazdy. Walczyliście tam z nami i ze zdradzieckimi odstępcami.
- Mars –
zrozumiał nagle Rassmusen. - On mówi o Marsie – popatrzył na Światło. - A chyba
pan… generale, czy też jakkolwiek pana nazywać, może coś o tym powiedzieć?
-
Niewiele – odparł Światło. - Nie byłem nigdy na Marsie. Ale chyba doskonale pan
wie panie Rassmusen, że spotkałem członka waszej wyprawy. Młodą kobietę, Satyę
Nayadę, o ile dobrze pamiętam. Chyba wam o tym spotkaniu opowiedziała.
-
Niestety pan Rassmusen przyznał, że stan
Satyi Nayady uniemożliwił całkowicie jakąkolwiek z nią rozmowę – wtrąciła
Budzyńska. Sokoliński zmierzył Rassmusena spojrzeniem pełnym dezaprobaty, wciąż
jednak wyraźnie nad czymś się zastanawiał.
- Wskutek
działań CIA – Rassmusen nie dał się zbić z tropu. - Rozumie więc pan, że gdy
ktoś mi mówi, że był agentem CIA, zaczynają pojawiać się pewne wątpliwości. Na
szczęście mam relację z tego co tam się wydarzyło od drugiej osoby…
- Zapewne
żołnierza o nazwisku Walter? - pomógł Światło. - Jak mówiłem, nie mam nic do
ukrycia. A zatem jest w waszych rękach?
- Już nie
– rzuciła nagle Budzyńska, lecz Rassmusen szybko wszedł jej w słowo.
- Jego
opowieść była mocno niespójna, zwłaszcza gdy pod koniec opowiadał o jakiejś
niszczącej wszystko czerwonej chmurze…
- … to
broń Kompleksu – wyjaśnił Światło.
- I pana
ataku na istotę, którą…
- … którą
wyeliminowałem, bowiem stanowiła zagrożenie dla istnienia całego świata –
odpowiedział Światło. - Nie chciałbym się okazać niecierpliwy, ale wydaje mi
się panie Rassmusen, że w chwili obecnej mamy nieco inne sprawy, niż wzajemne
opowieści. Na to przyjdzie czas później, bowiem teraz go nie mamy. Wyciągnął
pan kartę sprawdzam, wie już pan, że jestem wiarygodny, pora aby decyzję podjął
Sojusz. Bo Konwent i mao… Kolektyw sprzymierzyły się, wraz z generałem Shanem
nie będziemy w nieskończoność czekać na...
- Beria –
przerwał Sokoliński.
- Co?
- Co tu
robi Beria?
-
Pułkowniku, czy uważa pan…
- Proszę
posłuchać panie Światło, czy też generale Mrok – odparł tamten. - Jestem
żołnierzem i myślę nieco w innych kategoriach niż Rassmusen. Na wprost mnie
stoi Kolektyw, który odpowiada za śmierć wielu żołnierzy Sojuszu, pana… cienie
zabiły moich spadochroniarzy.
-
Omyłkowo. Nie spodziewaliśmy się, że w Sochaczewie może być ktoś inny niż…
- Tak
wiem, nie w tym rzecz. Obok mnie jest sierżant Kowalski, który z kolei stracił
podczas walk z Kolektywem kilku towarzyszy broni, marines walczyli z nimi w
Australii, a obecni tu na Marsie. Rzecz w tym, że gdy słyszę propozycję
przymierza, potrzebuję z militarnego punktu widzenia czegoś więcej niż
zapewnień. Mianowicie odpowiedzi, bo choć widziałem w ciągu ostatnich godzin
zadziwiające rzeczy, przeczące całkowicie wszystkiemu co dotąd poznałem, to uwierzenie,
że po latach ukrywania się pod Moskwą, Beria opuścił swe schronienie…
- Ja go
do tego skłoniłem – odparł bez skrępowania Światło.
- W jaki
sposób? - zapytał Rassmusen, gdy tamten zamilkł.
-
Wysłałem mu wiadomość – odparł generał Mrok. - Uprzedziłem, że zaatakuję
należące do niego miasta, a następnie to uczyniłem.
- Jak…?
- To było
proste – odparł Światło. - Kontrola przestrzeni i fizyki to jedna z rzeczy,
które Sojusz zyska sprzymierzając się z nami. Prócz tego panowanie nad tworami
zamieszkującymi te ziemie, wystarczyło je przenieść do Mińska, Smoleńska i
Chełma… Jesteśmy w stanie zaatakować Związek w każdym jego punkcie. Nigdzie już
jego siły nie mogą czuć się bezpieczne.
-
Potraficie robić to, co Kolektyw – stwierdził Rassmusen.
- W
pewien sposób – Światło spojrzał na Shana, którego twarz zdawała się nie
poruszona.
- Skoro
to potraficie… dlaczego nie wykorzystaliście elementu zaskoczenia? - zapytał
Sokoliński. - Czemu nie pozbyć się Berii jednym uderzeniem w jego kryjówce?
- Cóż,
pułkowniku – rzekł powoli Światło. - Uważa pan, że ten kto zniszczył Polskę, za
czyją sprawą ostatnie ćwierć wieku świat tonie w nuklearnej wojnie, rozdzierany
przez zony, powinien odejść nie widząc jak ponosi klęskę? Jak jego władza sypie
się, a jego imperium rozpada się jak domek z kart? Wysłałem mu wiadomość i
pokazałem co potrafię.
- Krzyże
– odezwał się Kowalski. - Ci żołnierze z wyłupionymi oczami…
- … byli
koniecznością, przyznaję – powiedział Światło. - Okropnością wojny. Która miała
skłonić Berię, by ruszył się z miejsca.
- Nie
zdążyłby tu dotrzeć – zauważył Rassmusen.
- Bóg
istnieje, Ławrientij – przypomniał słowa przekazane przez Deveraux Kowalski.
-
Powiedzmy, że ja i Ławrientij mamy rachunki do wyrównania – powiedział Światło.
- Nie będę tego ukrywał, zresztą jeśli zajrzycie do akt Alicji, na pewno będzie
tam o tym mowa. I dlatego przybył tu, bo dowiedział się, że ktoś, kto jak
sądził dawno nie żyje, zyskał moc, która może go zniszczyć. Sam zadbałem by był
tego świadom. Odpowiadając na pana pytanie, panie Rassmusen, po prostu go nie
doceniłem, zaskoczył mnie, podobnie jak zaskakiwał przez lata Sojusz. Byłem
przekonany, że ruszy się z Moskwy dopiero gdy zaatakuję miasta, tymczasem
uczynił to wcześniej. Chyba po pojawieniu się mej wiadomości w Moskwie
zrozumiał, że nie jest już bezpieczny i postanowił być w ruchu. Ruszył w tą
stronę i skierował tu całą swą armię.
- Po co?
- By
zdobyć to, co posiadam – powiedział Światło. - Władzę nad tym… co o ile dobrze
pamiętam Satya Nayada określiła jako ciemne materie, takiego określenia
używacie, prawda? A przede wszystkim nie dopuścić do ich użycia i
wyeliminowania tego, co może zniszczyć jego długotrwałe rządy. Dlatego był
szybki. Dlatego już tu jest. Zaryzykował i jest po drugiej stronie rzeki.
- Skoro
już tu jest, czemu Konwent nie wyeliminuje go teraz? - zapytał Sokoliński. -
Czemu ta moc… ciemne materie, nie sprawi, że…
- Mówiłem,
wszystko ma swoje ograniczenia – rzekł Światło. - Ale o tym porozmawiajmy, gdy
już…
- Po co
przybył tu Kolektyw? - natarł bez ostrzeżenia Rassmusen na Wu Shu Zhana. - Nie
chce mi się jakoś uwierzyć, że by zawrzeć przymierze z Konwentem.
- Po moc
– odparł po chwili Shan, a jego twarz nie drgnęła. - Po naukę. Wydrzeć ciemne
materie, o których mówicie, z rąk tych, którzy je mieli. Lecz przymierze okazało
się być lepszym rozwiązaniem, niż walka. A dzięki niemu pokonamy zdradzieckich
odstępców i nie będziemy już walczyć. Niebiańska nacja pragnie pokoju.
- Jak
wszyscy – powiedział Światło.
-
Świetnie, wychodzi na to, że wszyscy go chcemy, poza Związkiem – mruknął
Kowalski. - Dlaczego więc mierzymy do siebie z broni?
- To wy
mierzycie, do nas imperialiści – zauważył Światło. - Zarówno Konwent jak i
Kolektyw przychodzą do was z otwartymi szeroko dłońmi.
-
Sierżancie! - chrząknął Rassmusen.
- Może po
prostu źle wychodzę na rozejmach – burknął Kowalski.
- Z mojej
perspektywy wasz poprzedni zakończył się bardzo dobrze – powiedziała Budzyńska,
a on spochmurniał.
- Skoro
wyjaśniliśmy już wszystko… - zaczął Światło.
- Jeszcze
jedno – Kowalski wszedł mu w słowo.
-
Mianowicie?
- Czy w
mieście są wasze siły?
- Teraz?
Gdy jest bombardowane?
- Nie
jesteście w stanie przetrwać bombardowania? - zaciekawił się Rassmusen.
- Moi
ludzie kontrolują miasto. Zarówno na powierzchni jak i pod ziemią – powiedział
Światło. - To czy Beria strzela sobie z drugiej strony rzeki i marnuje amunicję
by zaspokoić swój gniew nie ma dla nas żadnego znaczenia.
- Skoro
mamy rozejm… i planujemy być sojusznikami... – zaczął z pewną rezerwą sierżant.
- Po naszej ostatniej potyczce wciąż nie odnalazło się kilku moich żołnierzy.
- Są na
górze? - choć odgłosy wybuchów umilkły jakiś czas temu, wyraźnie dawał do
zrozumienia, jaki mógł spotkać ich los.
-
Chciałem wiedzieć, czy przypadkiem nie wpadli w wasze ręce – rzekł Kowalski z
naciskiem. - Czy nie przydarzyła się kolejna… omyłka.
-
Zawarliśmy rozejm, imperialiści – rzekł Światło. - Nie zabraliśmy do tuneli
waszych żołnierzy. Musieli wpaść w ręce sił Berii.
-
Wiedzielibyśmy o tym – lakonicznie stwierdził Sokoliński.
- Jest z
nimi Walter – wtrąciła Budzyńska.
- Walter
– rzekł powoli Światło. - A zatem zabraliście go ze sobą… chętnie znów bym go spotkał. Mogę wam obiecać, że jeśli
moi ludzie natrafią na nich w mieście…
- Mogą
otworzyć do was ogień.
- Jestem
tego świadom. Zadbamy, aby nie stała im się krzywda – zapewnił Światło.
-
Martwiłbym się raczej o was – stwierdził Kowalski.
- Kilku
żołnierzy i Walter? - przerwał Światło. - I nikt więcej?
- Łatwo
będzie ich poznać, mają pociski, które…
- Dość,
sierżancie – rzekł Sokoliński. - Zrozumieli.
-
Właśnie, dość – podchwycił Światło. - Oto co proponuję, nie traćmy czasu na
jałowe dyskusje, czas na wyjaśnienia, których oczekujecie nadejdzie. Nawiążcie
łączność z Sojuszem i przedstawcie naszą ofertę. Wtedy wrócimy do rozmów. Wasi
ludzie mogą pozostać tutaj – skinął głową i chrząknął. - A jeśli chcecie
demonstracji na co stać przymierze Kolektywu i Konwentu, obserwujcie drugą
stronę rzeki. Zobaczcie co spotka największą armię świata, gdy natrafi na
prawdziwego przeciwnika. I wrogą fizykę - odwrócił się, kierując w głąb tunelu.
Ludzie rozstępowali się przed nim w milczeniu.
-
Budzyńska… - zaczął Kowalski, widząc jak kobieta podąża za nim.
- Wracam
do domu, sierżancie – odwróciła się i ruszyła w ślad za generałem Mrok. Wu Zhu
Shan uśmiechnął się do nich dobrotliwie.
-
Pierwsza władczyni ma nadzieję, iż wszelkie nieporozumienia uznane zostaną za
minione – powiedział, po czym skłonił się i zaczął wycofywać. Po chwili zostali
we trzech, dwóch żołnierzy i szpieg, stojący samotnie na peronie, wpatrując się
w ludzi, którzy zatrzymali się i przyglądali im w milczeniu.
- Kurwa –
powiedział wreszcie Kowalski.
- Lepiej
bym tego nie ujął – rzekł Sokoliński. - Mam o czym myśleć.
-
Pułkowniku – zaczął Rassmusen.
- Wiem co
pan, chce powiedzieć, decyzje nie zależą od nas – odparł. - Więc dowiedzmy się,
co o tym sądzi Sojusz.
-
Łączność…
- Wie
pan, kwadrans temu na Warszawę uderzyła eskadra dronów, sprawdźmy czy nie
rozwiązała naszych problemów – odparł pułkownik. - Może i my wojskowi nie
rozumiemy niuansów związanych z ciemnymi materiami i polityką, ale jesteśmy
dobrzy w rozwiązywaniu takich kwestii. Sprawdźmy czy Sojusz oczyścił przestrzeń
powietrzną nad naszymi głowami, ten nalot miał jakiś cel.
Ruszyli
szybkim krokiem w kierunku wyłomu, Sokoliński spojrzeli na siebie z Kowalskim i
kiwnęli sobie głowami, rozumiejąc się w lot.
-
Gmurczyk, dowodzą tu marines – rzekł pułkownik. - I nie próbuj nawet
dyskutować.
-
Jackson, dawaj mi czujki na perymetr, pozycja ochronna – sierżant nie tracił
czasu. - Evergreen, przodem do wyjścia, osłona dla wychodzących i rozłóż
wzmacniacze sygnałów – miał nadzieję, iż cisza radiowa, jest efektem
głębokości, a nie działania anomalii. Potem ruszył w kierunku pozostałych i
zaczął sprawdzać, którzy z rannych są w stanie utrzymać broń. Rozejm, rozejmem,
ale należało zadbać o zapewnienie bezpieczeńtwa.
Najwyraźniej
wzmacniacze zadziały, bowiem po chwili usłyszał głos Vasquez.
- Tu
Jaskółka, słyszę głośno i wyraźnie. Alamo przetrwało. Zniszczyli torowisko,
najprawdopodobniej droga odwrotu odcięta, potrzebne wizualne potwierdzenie,
kiedy opadnie ten pył. Załóżcie maski, jeśli wracacie na powierzchnię, robi się
tu nieciekawie. Walą w miasto na wschód, parę mil stąd – wspaniale pomyślał
Kowalski. Zdaje się, że utknęliśmy tu na dłużej. Kolejna wiadomość mogła jednak
dawać nieco nadziei. - Za to mamy łączność z Sojuszem, Kandyd strącony, nie
wiem ile czasu miną nim przyślą następ…
- W takim
razie natychmiast koduj – przerwał Sokoliński. - I od razu nadawaj. To
wiadomość, która nie może czekać.
I zmieni
wszystko, uświadomił sobie Kowalski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz