piątek, 2 czerwca 2023

Ciemna Symetria: Stacja Warszawa Zachodnia (III)

 

- Ja jestem Konwentem – powiedział Józef Światło. - Ja go stworzyłem, podobnie jak stworzyłem Mrok.

- Myślałem, że to, co nazywacie Mrokiem spadło tu z nieba – zauważył Rassmusen.

- Zostało zestrzelone – skorygował Światło. - Zapewne nie ustalimy dziś czy przez was czy przez nas, nie jest to istotne. Fakt, iż trafiło w Królewską Górę okazał się zrządzeniem losu. Lecz to ja jestem twórcą jego mitu i tym, który odkrył potencjał jego potęgi.

- Józef Światło – powiedział w zamyśleniu Rassmusen. - Nigdy nie słyszałem o kimś takim.

- Jeśli nie straciliście swoich informacji, macie informacje o mnie w swych aktach.

- Zatem od kiedy dla nas pracujesz?

- Praktycznie od samego początku – uśmiechnął się Światło. - A do momentu dopóki szlag nie trafił tego wszystkiego, byłem chyba jednym z najwyżej postawionych agentów CIA w krajach ludowego komunizmu. Potem w 1961 roku rozpętała się wojna i wszystko trafił szlag.

- CIA – powiedział powoli Sokoliński.

- Waszej Dwójki o ile pamięta pan pułkowniku wtedy nie było. Zresztą nie było także Sojuszu, ćwierć wieku to sporo czasu.

- I gdzie się pan ukrywał przez ten czas? - zapytał Rassmusen.

- Zajęty byłem działaniami, mającymi na celu wyzwolenie Polski – odpowiedział Światło. - Tworzyłem na Królewskiej Górze ośrodek, zajmującymi się opanowaniem władzy nad oddziaływaniami, które pojawiły się po wybuchu bomb, a które zaczęto nazywać Mrokiem. Sam po części za to odpowiadam, bo przyjąłem taki pseudonim, jako przeciwieństwo swego nazwiska.

- Generał Mrok – powiedział Rassmusen.

- Nikt inny – uśmiechnął się Światło. Zapadła krępująca cisza, którą przerwał Wu Shu Zhan. Wydawał się rozluźniony, jakby nie był świadomy, że w niego oraz towarzyszącą mu eskortę wymierzone są karabiny.

- Byliście na Płonącej Gwieździe – jego głos był głęboki, a słowa padały powoli. Kowalski dopiero po chwili zorientował się, że tamten zwraca się do niego.

- Co? - drgnął, wciąż gotów do strzału. Sytuacja przyśpieszyła, a on wciąż się w niej jeszcze nie odnalazł. Budzyńska wymykała mu się z rąk, nim zdołał się nad tym zastanowić, przed nim stanął Kolektyw. Oni komunikują się między sobą, a my tego nie słyszymy, przypomniał sobie, na podobnej zasadzie jak nasza łączność. Która zresztą nie działa. Trzeba pamiętać, że mają przewagę. Odruchowo rozejrzał się, szukając w ciemnym tunelu szukając przeciwników, lecz za plecami swych rozmówców dostrzegał jedynie zwykłych ludzi.

- Sierżancie, powiedz tylko jedno słowo! - z tyłu doleciał go zapewnienie Jacksona, że ma wsparcie, niezależnie od podjętych decyzji. Cichym gwizdem sygnały przekazali sobie informacje spadochroniarze.

- Nie wiem co to Płonąca Gwiazda – odparł po chwili, nie przypominając sobie aby w swej karierze marine NASW przebywał w obiekcie o takiej nazwie.

- Macie – zaszeleścił niezrozumiale wtrącając nieznane mu słowa – miotów z Płonącej Gwiazdy. Walczyliście tam z nami i ze zdradzieckimi odstępcami.

- Mars – zrozumiał nagle Rassmusen. - On mówi o Marsie – popatrzył na Światło. - A chyba pan… generale, czy też jakkolwiek pana nazywać, może coś o tym powiedzieć?

- Niewiele – odparł Światło. - Nie byłem nigdy na Marsie. Ale chyba doskonale pan wie panie Rassmusen, że spotkałem członka waszej wyprawy. Młodą kobietę, Satyę Nayadę, o ile dobrze pamiętam. Chyba wam o tym spotkaniu opowiedziała.

- Niestety pan Rassmusen przyznał,  że stan Satyi Nayady uniemożliwił całkowicie jakąkolwiek z nią rozmowę – wtrąciła Budzyńska. Sokoliński zmierzył Rassmusena spojrzeniem pełnym dezaprobaty, wciąż jednak wyraźnie nad czymś się zastanawiał.

- Wskutek działań CIA – Rassmusen nie dał się zbić z tropu. - Rozumie więc pan, że gdy ktoś mi mówi, że był agentem CIA, zaczynają pojawiać się pewne wątpliwości. Na szczęście mam relację z tego co tam się wydarzyło od drugiej osoby…

- Zapewne żołnierza o nazwisku Walter? - pomógł Światło. - Jak mówiłem, nie mam nic do ukrycia. A zatem jest w waszych rękach?

- Już nie – rzuciła nagle Budzyńska, lecz Rassmusen szybko wszedł jej w słowo.

- Jego opowieść była mocno niespójna, zwłaszcza gdy pod koniec opowiadał o jakiejś niszczącej wszystko czerwonej chmurze…

- … to broń Kompleksu – wyjaśnił Światło.

- I pana ataku na istotę, którą…

- … którą wyeliminowałem, bowiem stanowiła zagrożenie dla istnienia całego świata – odpowiedział Światło. - Nie chciałbym się okazać niecierpliwy, ale wydaje mi się panie Rassmusen, że w chwili obecnej mamy nieco inne sprawy, niż wzajemne opowieści. Na to przyjdzie czas później, bowiem teraz go nie mamy. Wyciągnął pan kartę sprawdzam, wie już pan, że jestem wiarygodny, pora aby decyzję podjął Sojusz. Bo Konwent i mao… Kolektyw sprzymierzyły się, wraz z generałem Shanem nie będziemy w nieskończoność czekać na...

- Beria – przerwał Sokoliński.

- Co?

- Co tu robi Beria?

- Pułkowniku, czy uważa pan…

- Proszę posłuchać panie Światło, czy też generale Mrok – odparł tamten. - Jestem żołnierzem i myślę nieco w innych kategoriach niż Rassmusen. Na wprost mnie stoi Kolektyw, który odpowiada za śmierć wielu żołnierzy Sojuszu, pana… cienie zabiły moich spadochroniarzy.

- Omyłkowo. Nie spodziewaliśmy się, że w Sochaczewie może być ktoś inny niż…

- Tak wiem, nie w tym rzecz. Obok mnie jest sierżant Kowalski, który z kolei stracił podczas walk z Kolektywem kilku towarzyszy broni, marines walczyli z nimi w Australii, a obecni tu na Marsie. Rzecz w tym, że gdy słyszę propozycję przymierza, potrzebuję z militarnego punktu widzenia czegoś więcej niż zapewnień. Mianowicie odpowiedzi, bo choć widziałem w ciągu ostatnich godzin zadziwiające rzeczy, przeczące całkowicie wszystkiemu co dotąd poznałem, to uwierzenie, że po latach ukrywania się pod Moskwą, Beria opuścił swe schronienie…

- Ja go do tego skłoniłem – odparł bez skrępowania Światło.

- W jaki sposób? - zapytał Rassmusen, gdy tamten zamilkł.

- Wysłałem mu wiadomość – odparł generał Mrok. - Uprzedziłem, że zaatakuję należące do niego miasta, a następnie to uczyniłem.

- Jak…?

- To było proste – odparł Światło. - Kontrola przestrzeni i fizyki to jedna z rzeczy, które Sojusz zyska sprzymierzając się z nami. Prócz tego panowanie nad tworami zamieszkującymi te ziemie, wystarczyło je przenieść do Mińska, Smoleńska i Chełma… Jesteśmy w stanie zaatakować Związek w każdym jego punkcie. Nigdzie już jego siły nie mogą czuć się bezpieczne.

- Potraficie robić to, co Kolektyw – stwierdził Rassmusen.

- W pewien sposób – Światło spojrzał na Shana, którego twarz zdawała się nie poruszona.

- Skoro to potraficie… dlaczego nie wykorzystaliście elementu zaskoczenia? - zapytał Sokoliński. - Czemu nie pozbyć się Berii jednym uderzeniem w jego kryjówce?

- Cóż, pułkowniku – rzekł powoli Światło. - Uważa pan, że ten kto zniszczył Polskę, za czyją sprawą ostatnie ćwierć wieku świat tonie w nuklearnej wojnie, rozdzierany przez zony, powinien odejść nie widząc jak ponosi klęskę? Jak jego władza sypie się, a jego imperium rozpada się jak domek z kart? Wysłałem mu wiadomość i pokazałem co potrafię.

- Krzyże – odezwał się Kowalski. - Ci żołnierze z wyłupionymi oczami…

- … byli koniecznością, przyznaję – powiedział Światło. - Okropnością wojny. Która miała skłonić Berię, by ruszył się z miejsca.

- Nie zdążyłby tu dotrzeć – zauważył Rassmusen.

- Bóg istnieje, Ławrientij – przypomniał słowa przekazane przez Deveraux Kowalski.

- Powiedzmy, że ja i Ławrientij mamy rachunki do wyrównania – powiedział Światło. - Nie będę tego ukrywał, zresztą jeśli zajrzycie do akt Alicji, na pewno będzie tam o tym mowa. I dlatego przybył tu, bo dowiedział się, że ktoś, kto jak sądził dawno nie żyje, zyskał moc, która może go zniszczyć. Sam zadbałem by był tego świadom. Odpowiadając na pana pytanie, panie Rassmusen, po prostu go nie doceniłem, zaskoczył mnie, podobnie jak zaskakiwał przez lata Sojusz. Byłem przekonany, że ruszy się z Moskwy dopiero gdy zaatakuję miasta, tymczasem uczynił to wcześniej. Chyba po pojawieniu się mej wiadomości w Moskwie zrozumiał, że nie jest już bezpieczny i postanowił być w ruchu. Ruszył w tą stronę i skierował tu całą swą armię.

- Po co?

- By zdobyć to, co posiadam – powiedział Światło. - Władzę nad tym… co o ile dobrze pamiętam Satya Nayada określiła jako ciemne materie, takiego określenia używacie, prawda? A przede wszystkim nie dopuścić do ich użycia i wyeliminowania tego, co może zniszczyć jego długotrwałe rządy. Dlatego był szybki. Dlatego już tu jest. Zaryzykował i jest po drugiej stronie rzeki.

- Skoro już tu jest, czemu Konwent nie wyeliminuje go teraz? - zapytał Sokoliński. - Czemu ta moc… ciemne materie, nie sprawi, że…

- Mówiłem, wszystko ma swoje ograniczenia – rzekł Światło. - Ale o tym porozmawiajmy, gdy już…

- Po co przybył tu Kolektyw? - natarł bez ostrzeżenia Rassmusen na Wu Shu Zhana. - Nie chce mi się jakoś uwierzyć, że by zawrzeć przymierze z Konwentem.

- Po moc – odparł po chwili Shan, a jego twarz nie drgnęła. - Po naukę. Wydrzeć ciemne materie, o których mówicie, z rąk tych, którzy je mieli. Lecz przymierze okazało się być lepszym rozwiązaniem, niż walka. A dzięki niemu pokonamy zdradzieckich odstępców i nie będziemy już walczyć. Niebiańska nacja pragnie pokoju.

- Jak wszyscy – powiedział Światło.

- Świetnie, wychodzi na to, że wszyscy go chcemy, poza Związkiem – mruknął Kowalski. - Dlaczego więc mierzymy do siebie z broni?

- To wy mierzycie, do nas imperialiści – zauważył Światło. - Zarówno Konwent jak i Kolektyw przychodzą do was z otwartymi szeroko dłońmi.

- Sierżancie! - chrząknął Rassmusen.

- Może po prostu źle wychodzę na rozejmach – burknął Kowalski.

- Z mojej perspektywy wasz poprzedni zakończył się bardzo dobrze – powiedziała Budzyńska, a on spochmurniał.

- Skoro wyjaśniliśmy już wszystko… - zaczął Światło.

- Jeszcze jedno – Kowalski wszedł mu w słowo.

- Mianowicie?

- Czy w mieście są wasze siły?

- Teraz? Gdy jest bombardowane?

- Nie jesteście w stanie przetrwać bombardowania? - zaciekawił się Rassmusen.

- Moi ludzie kontrolują miasto. Zarówno na powierzchni jak i pod ziemią – powiedział Światło. - To czy Beria strzela sobie z drugiej strony rzeki i marnuje amunicję by zaspokoić swój gniew nie ma dla nas żadnego znaczenia.

- Skoro mamy rozejm… i planujemy być sojusznikami... – zaczął z pewną rezerwą sierżant. - Po naszej ostatniej potyczce wciąż nie odnalazło się kilku moich żołnierzy.

- Są na górze? - choć odgłosy wybuchów umilkły jakiś czas temu, wyraźnie dawał do zrozumienia, jaki mógł spotkać ich los.

- Chciałem wiedzieć, czy przypadkiem nie wpadli w wasze ręce – rzekł Kowalski z naciskiem. - Czy nie przydarzyła się kolejna… omyłka.

- Zawarliśmy rozejm, imperialiści – rzekł Światło. - Nie zabraliśmy do tuneli waszych żołnierzy. Musieli wpaść w ręce sił Berii.

- Wiedzielibyśmy o tym – lakonicznie stwierdził Sokoliński.

- Jest z nimi Walter – wtrąciła Budzyńska.

- Walter – rzekł powoli Światło. - A zatem zabraliście go ze sobą… chętnie znów  bym go spotkał. Mogę wam obiecać, że jeśli moi ludzie natrafią na nich w mieście…

- Mogą otworzyć do was ogień.

- Jestem tego świadom. Zadbamy, aby nie stała im się krzywda – zapewnił Światło.

- Martwiłbym się raczej o was – stwierdził Kowalski.

- Kilku żołnierzy i Walter? - przerwał Światło. - I nikt więcej?

- Łatwo będzie ich poznać, mają pociski, które…

- Dość, sierżancie – rzekł Sokoliński. - Zrozumieli.

- Właśnie, dość – podchwycił Światło. - Oto co proponuję, nie traćmy czasu na jałowe dyskusje, czas na wyjaśnienia, których oczekujecie nadejdzie. Nawiążcie łączność z Sojuszem i przedstawcie naszą ofertę. Wtedy wrócimy do rozmów. Wasi ludzie mogą pozostać tutaj – skinął głową i chrząknął. - A jeśli chcecie demonstracji na co stać przymierze Kolektywu i Konwentu, obserwujcie drugą stronę rzeki. Zobaczcie co spotka największą armię świata, gdy natrafi na prawdziwego przeciwnika. I wrogą fizykę - odwrócił się, kierując w głąb tunelu. Ludzie rozstępowali się przed nim w milczeniu.

- Budzyńska… - zaczął Kowalski, widząc jak kobieta podąża za nim.

- Wracam do domu, sierżancie – odwróciła się i ruszyła w ślad za generałem Mrok. Wu Zhu Shan uśmiechnął się do nich dobrotliwie.

- Pierwsza władczyni ma nadzieję, iż wszelkie nieporozumienia uznane zostaną za minione – powiedział, po czym skłonił się i zaczął wycofywać. Po chwili zostali we trzech, dwóch żołnierzy i szpieg, stojący samotnie na peronie, wpatrując się w ludzi, którzy zatrzymali się i przyglądali im w milczeniu.

- Kurwa – powiedział wreszcie Kowalski.

- Lepiej bym tego nie ujął – rzekł Sokoliński. - Mam o czym myśleć.

- Pułkowniku – zaczął Rassmusen.

- Wiem co pan, chce powiedzieć, decyzje nie zależą od nas – odparł. - Więc dowiedzmy się, co o tym sądzi Sojusz.

- Łączność…

- Wie pan, kwadrans temu na Warszawę uderzyła eskadra dronów, sprawdźmy czy nie rozwiązała naszych problemów – odparł pułkownik. - Może i my wojskowi nie rozumiemy niuansów związanych z ciemnymi materiami i polityką, ale jesteśmy dobrzy w rozwiązywaniu takich kwestii. Sprawdźmy czy Sojusz oczyścił przestrzeń powietrzną nad naszymi głowami, ten nalot miał jakiś cel.

Ruszyli szybkim krokiem w kierunku wyłomu, Sokoliński spojrzeli na siebie z Kowalskim i kiwnęli sobie głowami, rozumiejąc się w lot.

- Gmurczyk, dowodzą tu marines – rzekł pułkownik. - I nie próbuj nawet dyskutować.

- Jackson, dawaj mi czujki na perymetr, pozycja ochronna – sierżant nie tracił czasu. - Evergreen, przodem do wyjścia, osłona dla wychodzących i rozłóż wzmacniacze sygnałów – miał nadzieję, iż cisza radiowa, jest efektem głębokości, a nie działania anomalii. Potem ruszył w kierunku pozostałych i zaczął sprawdzać, którzy z rannych są w stanie utrzymać broń. Rozejm, rozejmem, ale należało zadbać o zapewnienie bezpieczeńtwa.

Najwyraźniej wzmacniacze zadziały, bowiem po chwili usłyszał głos Vasquez.

- Tu Jaskółka, słyszę głośno i wyraźnie. Alamo przetrwało. Zniszczyli torowisko, najprawdopodobniej droga odwrotu odcięta, potrzebne wizualne potwierdzenie, kiedy opadnie ten pył. Załóżcie maski, jeśli wracacie na powierzchnię, robi się tu nieciekawie. Walą w miasto na wschód, parę mil stąd – wspaniale pomyślał Kowalski. Zdaje się, że utknęliśmy tu na dłużej. Kolejna wiadomość mogła jednak dawać nieco nadziei. - Za to mamy łączność z Sojuszem, Kandyd strącony, nie wiem ile czasu miną nim przyślą następ…

- W takim razie natychmiast koduj – przerwał Sokoliński. - I od razu nadawaj. To wiadomość, która nie może czekać.

I zmieni wszystko, uświadomił sobie Kowalski.

USS "Von Braun" >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz