Tym razem gdy Gleeson wchodził do
CINSPAC nie targały nim żadne emocje. Z gabinetu Hoener miał dostęp do pełnego
widoku sieci taktycznej Sojuszu, więc gdy ujrzał kilka godzin wcześniej alarm, ogłoszony gdy Związek zaczął przygotowywać wystrzelenie pocisków jądrowych, był
przekonany, że jego obawy się spełniają. Niespodziewanie jednak wróg próbował
ostrzelać swoje terytorium, a jeszcze bardziej nieoczekiwane okazało się
przechwycenie tych pocisków przez Sojusz. Miało to swą militarną logikę, którą
było ochronienie przyczółka utworzonego w Warszawie przez oddziały dowodzone
przez Grieve’a. Mimo wszystko Gleeson czuł do niego coś na kształt szacunku, bo
przygotował zarys całej operacji desantowej, w którą przekształcił działania odwracające uwagę, a potem zrealizował ją w zasadzie pod jego nosem. Minusem
było to, że na ISS nie było ani jednego marines, nie pozostała też żadna sztuka
broni. W przypadku abordażu byli więc bezbronni, choć nie było szansy by do
niego doszło. Z drugiej strony zadaniem Gleesona było analizowanie
niemożliwego, więc skoro kilka godzin temu niewykonalnym wydawał sią atak na
Rewolucję, należało przyjąć, iż pewne rzeczy są możliwe. To nie on musiał
jednak martwić się jak ochronić stację, lecz NASW. A ta właśnie chciała go
widzieć, bo Glenn wezwał go do CINSPAC, z którego uprzednio go usunął,
przerywając lekturę informacji spływających w pakietach z Warszawy, które
okazały się coraz ciekawsze. Na Ziemi analizował je sztab ludzi, Gleeson na
razie musiał dokonywać ich oceny samodzielnie. Musiał przyznać, że wszystko
zaczynało składać się w jedną całość z opowieściami Aldrina, co też w jakimś
stopniu go niepokoiło.
Wszedł więc do CINSPAC z niepełną
wiedzą, ale zapewne ogólną miał też Glenn. Ten już czekał na niego, a Armstrong
na jego widok kipiał gniewem, ale odwrócił się ostentacyjnie do sieci
telemetrycznej, spoglądając na punkty przesuwające się ku pozycjom NASW.
- Gleeson – zaczął Glenn na jego
widok. – Wie pan dlaczego pana wezwałem?
- Jestem ciekaw z jakiego powodu
postanowiłem przyjąć zaproszenie.
- Przeszkadza pan – powiedział zimno
Glenn. – Sabotuje pan największe działania wojenne Sojuszu od 1961 roku. Gotów
jestem pomyśleć, że ta mityczna siatka szpiegowska w NASW pana zrekrutowała. I
podjąć odpowiednie działania.
- A w czym konkretnie przeszkadzam?
– zapytał spokojnie Gleeson. – Nie przypominam sobie, żebym wywarł jakikolwiek
wpływ na taktykę i działania NASW.
- Porusza się pan po granicy –
zwrócił uwagę Glenn. – Wie pan, że mogę w każdej chwili pana aresztować i
oskarżyć o szpiegostwo?
- Admirale, z całym szacunkiem,
mógłby pan, ale nie wiem jakie mogłoby to mieć konsekwencje gdy te… działania
wojenne dobiegną końca – zauważył Gleeson. – Jeśli mogę być szczery… Obecnie w
tej chwili wszyscy żyją chwilą, bo ostrzeliwujemy się na wszystkich frontach.
Nikt nie będzie dokonywał zmian personalnych. Ale chyba zdążył pan zauważyć, że
gdy odciął mi pan łączność, dość szybko AFCOM polecił ją panu przywrócić i
utrzymać, mimo konieczności zapewnienia ciągłego łącza z siecią Hermes i
statkami.
- Wie pan Gleeson, że niekoniecznie
tę gierkę wygra generał Broger z Williamsem i spółką – zauważył Glenn. – Nie
będę wspominał co o tym wszystkim sądzę, bo te wszystkie gierki polityczne
napawają mnie odrazą. Tym bardziej, że prowadzone są podczas aktywnej walki z
wrogiem. Prędzej czy później Sojusz potknie się w momencie kiedy nie powinien i
odsłoni gardę.
- Zapewniam, że moim celem jest
niedopuszczenie do tego – odparł Gleeson. – I nie jest pewne, że tę gierkę jak
pan to ujął wygra admirał Sheppard z generałem Cleeve. I ma pan rację co do
odsłonięcia gardy, ale jestem przekonany, że Związek to zaplanował już dawno. I
realizuje to na tej waszej stacji.
- Podczas gdy pana zagrożenie nadal
jest pańskim przekonaniem – zauważył zimno Glenn – ja mierzę się tu z dwiema
dość konkretnymi sytuacjami. Lecą w naszą stronę siły przeciwnika, ale z tym
sobie poradzę, ale druga rzecz, która mnie niepokoi zdaje się niszczyć właśnie
Marsa. A pan uniemożliwił mi za pośrednictwem AFCOM rozmowę… konsultację z
jedną z dwóch osób, która może pomóc mi zrozumieć, co tam się dzieje.
- Admirale… - westchnął Gleeson. –
Obaj możemy utrudnić sobie życie. Pan oczywiście może na tej stacji zablokować
mi dostęp, odciąć mnie od wszystkiego, pewnie nawet odesłać na Ziemię. Ja mam
do dyspozycji ludzi, którzy biorą poważnie zagrożenie ze strony wroga, który
jak wiemy umieścił siatkę szpiegowską w Sojuszu, której odnoga działa w NASW. Zakładam,
że w obecnej sytuacji wojennej jest dla pana równie istotne by ją odnaleźć, nim
narobi szkód. Czy się panu podoba czy nie Aldrin, Hoener, Arciniegas i Everett
są częścią tej układanki, czego jestem pewien na podstawie ich działań. Inaczej
nie da się wytłumaczyć tego, czego się dopuścili w związku z Nayadą i nie
tylko. Z każdą kolejną godziną odkrywam, że zamaskowali wiele innych działań.
Wie pan, że Nayada, która rzekomo była w katatonii dostała dostęp do eniaka?
Nie mam pojęcia co robiła na pańskiej stacji, ale na pewno kodowała jakieś
karty. Wie pan co to oznacza?
- Zapewniam, że karty perforowane są
dokładnie sprawdzanie – powiedział Glenn. – I nie ma możliwości, aby cokolwiek
przeszło przez system naszego ręcznego pakietowania. To nie jest „Von Braun”. A
wracając do Everetta… to chciałbym go mieć tu równie mocno jak pan, bo odczyty
jakie dostajemy z „Chattanogi” wskazują, że oddziaływanie Fenrira wykracza poza
skalę. A jedyne wyjaśnienia jakie dostaję od Sagana i jego ludzi nie są warte
funta kłaków. Aktualnie twierdzą, że mamy do czynienia ze świadomym obcym bytem
o niezrozumiałych właściwościach, który zmienia zasady wszechświata. Słyszał
pan o zasadzie antropicznej? Zdaniem Sagana to tłumaczy co dzieje się z
wszechświatem, dlaczego stałe ficzne się zmieniają, lecz zmiany te nie dotykają
ludzi. Otóż ktoś ustalił je tak, żeby mogło wyewoluować życie oparte na węglu,
a teraz je zmienia.
- Ktoś?
- No właśnie – warknął zirytowany
Glenn. – Dlatego potrzebuję Aldrina i jego drugiej opinii. Badał te zjawiska
wystarczająco długo.
- Aldrin… na razie nie będzie
dostępny – powiedział spokojnie Gleeson. – Nie brał pan pod uwagę, że Fenrir to
broń stworzona przez tamtych? To jest równie prawdopodobne.
- Fenrir sprawia, że z Marsem coś
się dzieje – Glenn nadal był zirytowany. – Nie ma śladu po okrętach wroga i
jego bazach. Stracili czerwoną planetę, a teraz nasze odczyty mówią, że choć
prawie już nie ma masy nie rozpada się. Więc proszę mi nie wmawiać, że broń
tamtych mogła czegoś takiego dokonać!
- Mogła, jeśli kontrolują te
zjawiska – zauważył Gleeson. – Jeśli informacje, które płyną z Ziemi są
prawdziwe.
- Nie chciałbym żyć w pańskim
świecie – powiedział Glenn po chwili milczenia. – Wierzy pan i nie wierzy
jednocześnie w różne wersje wydarzeń.
- Taka już moja natura – przyznał
Gleeson.
- Jak wspomniałem wiem jak radzić
sobie z zagrożeniem ze strony Kosmfloty. Natomiast muszę zakładać, że Fenrir
pojawi się tutaj, jak przewidział Aldrin. I chciałbym wiedzieć co z tym
uczynić.
- Pozostaje mieć nadzieję, że nasi
nowi sojusznicy w Warszawie będą to potrafili – mruknął z sarkazmem Gleeson. –
Ciekawa koincydencja, wszystko dzieje się w tym samym momencie.
- Gleeson…
- Proszę powiedzieć – przerwał mu
tamten, wskazując na siatkę taktyczną. – Skąd biorą się te rakiety Sidewidender
odpalane za rufą wroga?
Wostoki i Woschody zmieniały właśnie
kurs i rozpraszały się, gdy ścigać zaczęły je trzy rakiety, które pojawiły się
w przestrzeni bez ostrzeżenia. Chwilę później matematyka oznaczyła nieopodal
drona klasy Bellerofont, który przypuścił samobójczy atak na statki przeciwnika
wystrzeliwując wszystkie możliwe rakiety. Wróg złamał szyk i zgodnie z
odczytami telemetrii pruł do pocisków z działek NR, jednocześnie ostrzeliwując
przestrzeń wokół siebie pociskami impulsowymi KM, powodując eksplozje na
krótkim dystansie, jak gdyby chciał upolować jakąś natrętną muchę, lub
ograniczyć jej możliwość działania.
- Gleeson, jesteśmy dorośli –
powiedział Glenn. – Moim zadaniem jest utrzymać łączność między AFCOM a
oddziałami w Warszawie. Skoro nie udało im się zjonizować przestrzeni bo
przechwytywaliśmy ich rakiety, skierowali w naszym kierunku 18 statków żeby się
nas pozbyć i tego dokonać oraz zestrzelić wszystkie nasze satelity. Muszę
opóźnić ich przybycie, bo mamy na pozycji tylko sześć naszych okrętów,
potrzebujemy czasu, by przybyło wsparcie. Więc posługujemy się każdym możliwym
sposobem, by tego dokonać.
- Admirale, zgadza się, jesteśmy
dorośli. Mam dostęp do łączności, więc wiem co pan rozkazał – odparł Gleeson. –
Podobnie jak jestem świadom, że Hoener podała wam gdy spałem kody, dzięki
którym komandor Arciniegas rozpoznaje rozkazy ze stacji jako pochodzące od
Aldrina. Tak samo jak wiem, że nim przyszedłem tutaj otrzymała potwierdzone tym
kodem współrzędne, na których czekać na nią będzie wasz statek zaopatrzeniowy…
- Dron klasy „Hefajstos” –
sprostował odruchowo Glenn.
- … zmierzam do tego, że skoro pan
tak martwi się Marsem, to dziwne, że nie zwrócił pan mojej uwagi na to, co
zrobiła „Chattanoga” – mówił dalej Gleeson. – A zgodnie z ostatnim pakietem
danych odpaliła pocisk Maverick w kierunku Fenrira. Nie wiemy na razie z jakim
wynikiem, bo ostatnie dane z Hermesa mamy sprzed dwudziestu minut, kiedy o tym
poinformowali. Zainteresowało mnie kto wydał im rozkaz i sprawdziłem, że
wpłynął do nich komunikat, którego źródła nie da się prześledzić, ale sygnatura
szyfrowania należy do „Von Brauna” – Glenn milczał. – Ma pan dużą wiarę w
doktora Everetta, mimo opinii jaką mają o nim wszyscy wokół łącznie z doktorem
Saganem – zauważył Gleeson. – Chyba, że kieruje pan się czym innym…
Glenn ocknął się.
- Do rzeczy, Gleeson, zmierza pan do
czegoś? – rzucił z gniewem.
- Na przykład do aresztowania
kolejnego admirała? – zapytał tamten ze spokojem. – Przecież to oznaczałoby
przekroczenie granicy i osłabienie naszego wysiłku wojennego, nieprawdaż? Może
sprawdźmy najpierw po czyjej stronie właściwie są niektórzy, czy to źle pojęta
lojalność, czy coś więcej. Przed przyjściem tutaj wysłałem na dół informacje na
ten temat i lada chwila spodziewam się, że z AFCOM wpłyną bardzo konkretne
rozkazy, więc zakładam, że NASW się do nich zastosuje.
- Jakie konkretnie?
- Skoro wiadomo, gdzie będzie „Von
Braun”, a uzupełniając paliwo i zapasy, o ile się nie mylę nie będzie w stanie
lecieć, należy go przechwycić, a w razie konieczności unieruchomić.
Glenn odpowiedział dopiero po
chwili.
- Wie pan, że pozbywamy się naszego
największego atutu w postaci „Von Brauna” przed naszą pierwszą od czasów
porażki marsjańskiej wielką bitwą? Zastanowić by się można po czyjej stronie
jest ten kto wydał te rozkazy.
- Ależ proszę zabrać sobie statek i
obsadzić go nową załogą – odparł Glenn. – Aktualna – przede wszystkim komandor
Arciniegas, Everett, ale w szczególności Nayada – ma zostać aresztowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz