poniedziałek, 12 czerwca 2023

Ciemna Symetria: Orbita Ziemi (I)

 

„Von Braun” ponownie się obracał, niesiony siłą bezwładności, po zakończeniu rzutu fotonowego i wyhamowaniu przy użyciu silników manewrowych. Wszystko na powrót działało jak trzeba, lecz oni znowu czekali, nic nie robiąc, jako niemi obserwatorzy manewrów w kosmosie i tańca statków, które przesuwały się w tańcu wzajemnych manewrów. Ładowali generator, sprawdzali mechanizmy i urządzenia, analizowali dane zebrane wewnątrz anomalii. Przez ostatnie trzy i pół godziny po prostu czekali, czy też odwlekali nieuniknione, a Arciniegas zastanawiała się nad całą sytuacją.

Jasnym było, iż mimo wyłączenia transpondera i przejścia łączności w tryb pasywny CINSPAC doskonale zdawało sobie sprawę, że znajdują się gdzieś w przestrzeni Sojuszu, ukryci w rejonie kontrolowanych przez ISS. Wyjście z rzutu fotonowego nie mogło pozostać niezauważone, a Arciniegas po części ulżyło, że nikt na nich nie czeka, choć nie brała takiej możliwości zbyt poważnie. Nikt nie ruszył w ich stronę, ani nie wywoływał ich aktywnie, mimo iż nawet jeśli na ISS ktoś przegapił odczyty wiążące się rozbłyskiem fotonowym, czy użyciem silników manewrowych, eniaki z pewnością oznaczyły to na siatce telemetrii, przekazując sieci do analizy. Ta nie miałaby trudności z rozpoznaniem sygnatury jedynego istniejącego statku klasy Atena, zakodowanej głęboko w buforach danych NASW. Nie posłano jednak w ich kierunku żadnego statku, nie wywoływano ich bezpośrednio, jedynie co jakiś czas gdy aktualizowali dane podłączając się do Hermesa, otrzymywali powtórzony rozkaz dokowania. Ponieważ sami automatycznie przesyłali dane pakietowe CINSPAC doskonale wiedziała, że gdzieś tu przebywają i nie robił nic, raczej wcale nie z powodu braku możliwości namierzenia ich pasywnej transmisji. Sama byłaby w stanie domyślić się gdzie mogą się znajdować, a skoro potrafiła ona, to kilku znanych jej kapitanów również, nie wspominając o CINSPAC, wspieranej analizą matematyczną. Cała sytuacja była bez mała dziwna.

Załoga na mostku podobnie jak ona pogrążona była w rozmyślaniach. Przekazała im zasadniczą część rozkazów Aldrina. Od momentu gdy wyruszyli na Marsa, mieli działać w tajemnicy przez Sojuszem na podstawie tylko i wyłącznie rozkazów opatrzonych określoną sekwencją słów, które załączył do wydruku. Rozkaz powrotu ich nie zawierał, więc poinformowała, że nie zamierza go wykonywać, a także, iż wracają w przestrzeń ISS, by czekać na te rozkazy. Aldrin uprzedził, iż może zostać odsunięty od dowodzenia, jednak jego rozkazy pozostają w mocy, ich misja ma bowiem kluczowe znaczenie dla przetrwania Sojuszu. Zabrzmiało to patetycznie, a załoga musiała to przetrawić. Arciniegas nie umknęło, iż mowa była o Sojuszu, a nie o ludzkości, więc dawał im do zrozumienia, że zagrożenie ma naturę militarną. Nie wiedziała oczywiście ile w tym prawdy, Everett zaś na razie utknął w swoich danych, a ona zbierała się do rozmowy z nim, zdając sobie sprawę, iż wie dużo więcej niż jej mówi. Tymczasem jednak nie przypadkiem zgromadziła na tej samej zmianie swą podstawową załogę, z którą chrzest bojowy przeszła na Marsie, wiedząc, iż za nią pójdą, choć de facto właśnie zbuntowali się przeciw NASW. Triptree oczywiście zgłosiła swe obiekcje, jednak zgodziła się z faktem, iż skoro nie ma oficjalnego komunikatu o aresztowaniu Aldrina, rozkazy pozostają w mocy. Pytaniem, którego nikt nie zadał, było czy nadal są legalne, skoro został zdjęty ze stanowiska, a także czy w takiej sytuacji nadal mają ten plan realizować, a przede wszystkim, jaki jest jego cel. W zdradę Aldrina nikt z nich nie uwierzył, Arciniegas doskonale jednak zdawała sobie sprawę, że cała sytuacja jest śliska i właśnie stanęli przeciw Sojuszowi. Dlatego nie przeczytała załodze pozostałej części rozkazów, o czym Everett oczywiście wiedział. Najważniejsza ich część skierowana była do niej, a Aldrin oczywiście ją podszedł. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że będzie musiała spłacić kiedyś dług, zaciągnięty gdy odzyskała swój dawny stopień i mianował ją kapitanem „Von Brauna”, jednak nie spodziewała się, że nastąpi to ten sposób. Niech szlag go trafi, pomyślała, czytając – Wierzę w panią. Proszę po prostu pozostać sobą i podejmować decyzję stosownie do okoliczności. Załatwił ją na amen, dając jej władzę jakiej nie miał żaden kapitan NASW, choć oczywiście ani przez chwilę nie sądziła, aby rozkaz ten miał jakieś podstawy prawne. Ale gorsze było to, że całkowicie jej zaufał. A jednocześnie nie powiedział co ma zrobić. Tym drugim się nie przejmowała, to pierwsze było… czymś czego nie czuła się godna, jako antywzór oficera NASW, którym była od dawna.

- Kurwa – mogła tylko powiedzieć. Nad częścią rozkazów związanych z Nayadą wciąż nie przeszła do końca do porządku dziennego. Zdaniem Aldrina ona również była kluczowa dla przetrwania, tak właśnie napisał, zalecając aby dopuścić ją do eniaka. Co właściwie już się zadziało.

Więc teraz wisieli w przestrzeni, ona nie miała pojęcia co z tym wszystkim dalej zrobić, załoga milczała, Triptree, Hagen i Mellier byli w pełni świadomi w co się wpakowali, ich zmiennicy nie, bo informację o aresztowaniu Aldrina ukryła. Dostali ją Jones i Scobee, oraz oczywiście Gellert, który o dziwo nic nie powiedział, gdy kazała mu odłączyć transponder. Więc póki co mogli wszystko zwalać na awarię łączności i uszkodzenia po przejściu przez anomalię. Tylko jak długo?

Musiała porozmawiać z Everettem, najpierw jednak chciała zorientować się w sytuacji. Między ISS a Ałmazem trwało w najlepsze napięcie, odczyty spływające z Marsa na razie nie pokazywały aby Fenrir coś robił, o ile można było im wierzyć. Jednym słowem nie działo się nic.

Po godzinie nagle przez Hermes poszedł rozkaz kierowany do nich, zawierający słowo-klucz. Musieli podjąć decyzję i dokonać poświęcenia.

- Do zobaczenia, Jones – powiedziała Arciniegas nim zamkął luk. Skinął głową na pożegnanie.

- Zobaczymy zatem w co wdepnęliśmy.

Następnie „Jefferson Davies” ujawnił swą pozycję, uruchamiając tranponder, odcięty uprzednio przez Gellerta i wyczepiając się z „Von Brauna”, chwilę później ujawniając się na telemetrii Sojuszu. Nikt do nich nie strzelał, nikt nie wyruszył w ich kierunku, a „Davies” rozpoczął lot w kierunku ISS, celem przyjęcia ładunku. Wiedzieli tylko tyle. Czekali, zmieniwszy pozycję, oddalając się od miejsca, w którym pojawił się „Davies”. Przynajmniej zaczęła rozumieć skąd taka nazwa, ciekawe od jak dawna Aldrin to planował. Aż dziwne, że nie kazał nazwać ich okrętu „Bounty”.

Nie umknęło jej uwadze, że prom przybijał zgodnie z koordynatami do doku w zamkniętej części stacji, gdzie wcześniej zawsze cumował „Von Braun”. Czekała na informacje, lub ich brak, zgodnie z tym co ustaliła z Jonesem, który po części leciał niczym na stracenie. Wszystko to wydłużało się, na szczęście mieli zajęcie, bo reszta rozkazu skierowana była do nich. „Przygotować się do działań ofensywnych”. Poleciła więc ładować drony, rakiety, załadować pręt i włączyć bojową sieć matematyczną. Czekała, a czas się dłużył.

Po czym nagle wszystko ożyło, a oni dostali nagle rozkazy, skierowane z CINSPAC bezpośrednio do najbliższego przekaźnika Hermes, do którego się podłączyli. Czyli w NASW wiedzieli jednak jak ich znaleźć.

Rozkazy były nieoczekiwane. Słowa-klucze wpleciono między polecenia działań wojennych.

- Wesprzeć działania eskadry Łotr – osłonić deorbitację bojową- chronić „Jeffersona Daviesa” – uniemożliwić działania Rewolucji – czytała ze zdumieniem Triptree. – W miarę możliwości przechwycić pociski Cruise i skupić ogień wroga. Czy my do cholery idziemy na wojnę? Działać wedle uznania. Powodzenia, CINSPAC – wraz z poleceniami przyszła seria współrzędnych i szczegółowe zaszyfrowane dane, zawierające harmonogram części operacji „Spadające Niebiosa”, w której mieli brać udział. Arciniegas przez chwilę zwątpiła, zastanawiając się czy ktoś z nimi nie pogrywa.

- Czy admirał… - zaczęła Triptree.

- O ile to on – powiedziała Arciniegas. Kod jednak był poprawny, nie zamierzała kontaktować się z ISS, z prośbą o potwierdzenie, by ujawnić swą pozycję. Za tym szaleństwem musiała kryć się pułapka. Jednak zdecydowała się wykonać polecenia i nadała kurs okrętowi korekcją silników manewrowych, wiedząc, że ma jeszcze trochę czasu, nim znajdą się na żądanej pozycji.

Chwilę później jednak szaleństwo rozpętało się na dobre i zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Sojusz rozpoczął ofensywę na całym obszarze Europy. Nie przypominała sobie, aby czynił to na taką skalę, nawet jeśli ewidentnie nie angażował się w pełni. Jednak od kiedy pamiętała strategia aliantów polegała na agresywnym powstrzymywaniu postępów wroga, a nie na wyprowadzaniu uderzeń, bowiem zajmowanie napromieniowanej ziemi było bezcelowe. Teraz jednak atak nastąpił ze wszystkich stron. Z lotniskowców na Morzu Śródziemnym wystrzeliły drony bojowe, zarówno Predatory jak i Bellerofonty, działające na postawie rozpoznania orbitalnego oraz samolotów zwiadu. Krążowniki rakietowe otworzyły ogień angażując się w bitwy i potyczki z radziecką flotą przy użyciu broni konwencjonalnej, starając się trzymać je na dystans. Arciniegas spoglądała na przesuwające się kwadraty i punkty, nie skupiając się zbytnio na działaniach powietrznych i naziemnych, bo to nie była jej domena. Widziała, że Związek ocknął się i rozpoczął obronę. Szybko zorientowała się co jest celem ataku, postanowiono wykorzystać odwrót tamtych, licząc na to, że pozbawione obrony twierdz i umocnień armie oraz siły pancerne na otwartej przestrzeni będzie można zaatakować, zmniejszając ich ilość. Postarano się ominąć strefy atomowej jonizacji, wykorzystując luki znalezione przez sieć. Miało to nawet sens, o ile wróg w desperacji nie zacznie strzelać pociskami ICBM, czego świadomość zawsze powstrzymywała Sojusz przed pełnowymiarowym atakiem. Na razie jednak widząc zmasowane uderzenie powietrzne podrywać zaczął z baz w głębi kontynentu własne lotnictwo, które w trybie alarmowym startowało nad Morze Śródziemne z Alp i Bałkanów. Chwilę później w myśl zasady równowagi zaczęli odpowiadać ogniem i strzelać własnymi rakietami. Sieci matematyczne już ekstrapolowały cele, a wyrzutnie Patriot przygotowały się do przechwycenia pocisków i ognia zaporowego. Na południu Europy wojna rozpętała się więc na całego, przy czym Sojusz jak dotąd angażował jedynie drony, choć i tak skala tego ją zdumiewała.

Na północy również szedł pełnowymiarowy atak rakietami międzykontynentalnymi odpalonymi z Islandii i Grenlandii. Choć eniak nie pokazywał zagrożenia atomowego, zastanawiała się czy tamci wiedzą, że to, co leci w ich stronę nie stanowi ataku jądrowego. Jednocześnie przez Skandynawię w kierunku Murmańska leciała już eskadra uderzeniowa. Druga przypuszczała atak od strony cieśniny Beringa, choć na mniejszą skalę, najwyraźniej jedynie by związać siły przeciwnika. Najistotniejszy był atak na południu Europy, gdzie jak się okazało szykowano uderzenie. Z fortecy Tobruk wyruszyły już okręty desantowe, choć nie była w stanie jeszcze powiedzieć co było ich celem. Front afrykański przemieszczał piechotę zmechanizowaną, która podążyć miała w ślad za marines, Blackhawki podrywały się z lotnisk. Na razie trudno było stwierdzić, gdzie nastąpi lądowanie. Wróg jednak zorientował się już, że Sojusz szykuje szturm na twierdzę komunistyczna Europa i uruchamiał artylerię i siły pancerne, by mu to nie uniemożliwić. Najwyraźniej wszystkie pozostałe ataki miały jedynie wiązać jego siły i odwracać uwagę. Arciniegas zastanawiała się jedynie czego nie widzi, bo mapa działań wojennych podlegała filtracji cenzuracyjnej, zatem wymazano z niej wiele operacji, a matematyka bojowa strzegła poziomów dostępu, ukazując jej jedynie wycinek działań frontowych. Była i tak w uprzywilejowanej sytuacji, bowiem posiadając na pokładzie eniaka o niesamowitych właściwościach, będąc podpiętą pod sieć Hermes mogła w przeciwieństwie do pozostałych kapitanów okrętów śledzić co dzieje się na Ziemi. Czas jednak bycia widzem dobiegał właśnie końca.

- Eskadra „Łotr”zaczyna taniec – poinformował Hagen obserwujący przemieszczenia jednostek NASW. Na mostku panowało widoczne napięcie.

Na siatce taktycznej „Norwegia”, „Faroe”, „Montana” i „Panama” minęły właśnie nieformalną linię demarkacyjną, prowokacyjnie przecinając bufor między obszarami na orbicie, zahaczając o teren Związku. Wróg musiał na to zareagować i uczynił to natychmiast. „Sława Rewolucji”, „Gniew Naroda” i „Krasota Komunizma” zmieniały właśnie kurs, Woschody prowadzone przez Sojuza ruszały by odgonić wroga. Z jakiego powodu na siatce taktycznej widniały rosyjskie nazwy, w transkrypcji na normalny alfabet, ale bez tłumaczenia, pozostawało od lat zagadką, nad którą Arciniegas przelotnie zastanawiała się, po czym zapominała o tym, skutkiem czego była to wciąż jedna z tajemnic NASW. Czasami rozważała dodatkowo skąd NASW zna te wszystkie nazwy, bo raczej nie z aktywnego nasłuchu przeciwnika. Posłali Sojuza oraz dwa Woschody, które stanowiły przeciwnika przewyższającego zdolności okrętu klasy Apollo. Od strony Rewolucji szły dodatkowo cztery Wostoki, które matematyka po chwili identyfikowała pingami, oznaczając jako „Pietrozawodsk”, „Donieck”, „Kazań” i „Ufę”, co przechylało siły nadchodzącego starcia na stronę Związku.

Wbrew logice wojennej Sojusz wyraźnie nie chciał dać się odgonić. Apollo zmieniły kurs prosto w kierunku „Rewolucji”. Jednocześnie na perymetrze w stronę granicy skierowało się kilkanaście patrolowców klasy Merkury. To już musiało wywołać alarm na stacji Ałmaz, centrum dowodzenia Kosmfloty. Chwilę później kolejne pingi poinformowały, iż silniki atomowe uruchomiły jeszcze dwa Sojuzy, trzy Woschody i sześć Wostoków, znajdujących się w przestrzeni kontrolowanej przez Rewolucję, ale matematyka wskazywała, że nim się rozpędzą i osiągną zasięg, eskadry NASW wejdą w przestrzeń Związku. Na stacji ładowano już zapewne niekierowane rakiety K-17M by ostrzelać rejon podejścia i detonacjami stworzyć mur eksplozji, ograniczający zdolność manewrowania.

Miała jeszcze chwilę czasu więc sprawdziła pakiet odebrany z Hermesa. Sytuacja nad Morzem Śródziemnym zmieniła się w regularną wymianę ognia. Drony wspierały aktywnie myśliwce F-16, oczyszczając przestrzeń dla bombowców szturmowych. Blackhawki podrywały się z lotnisk. Nad Murmańskiem przeleciał właśnie pocisk rakietowy, którego nie zdołała zestrzelić obrona artyleryjska Związku, choć nie trafił. Skandynawia była rejonem starcia Predatorów z Migami. Nad Morzem Północnym pojawiły się siły powietrzne RAF, zmierzające w stronę Jutlandii.

- „Jefferson Davies” opuszcza dok – poinformowała Triptree. Teraz zdawali się być jeszcze bardziej skupieni niż przed wcześniej. Prom wyszedł z doku ISS holując ładunek.

- Nadają morsem. „Fletcher”.

- Zatem działamy dalej – Arciniegas uderzyła dłonią o fotel, gdy opuściło ją napięcie i zmieniło się w euforię. Wyglądało na to, że admirał nadal trzyma stery, skoro Jones poinformował ją, że to nie podstęp i mogą kontynuować. Chwyciła słuchawkę.

- Gotowy, Gellert? – zapytała, gdy odebrał w maszynowni.

- Bardziej nie będę – mruknął. – Przypomnę tylko na potrzeby dziennika pokładowego, że ostatnim razem dwa rzuty fotonowe wykonane szybko po sobie uszkodziły i spaliły większość cewek.

- Pamiętam. Rozumiem, że poprawiłeś co trzeba?

- Mimo to odradzam drugi rzut. Trzeci z pewnością spali większość układu.

- Przyjęłam. – przełączyła się na tryb ogólny. – Tu kapitan. Zabezpieczyć pokład. Proszę się zapiąć i przygotować na wstrząsy. Wchodzimy do walki – pomyślała, że jest chyba jedynym kapitanem NASW, który idzie w bój mając na pokładzie cywili. Przynajmniej dla Everetta to co miało nastąpić nie było pierwszyzną. Będą bezpieczni tak samo jak jej butelka w kabinie, a zapewnienie im bezpieczeństwa odpowiadała ona. Odetchnęła, czując ożywienie, gdy za jej plecami rozległ się syk zamykanych hermetycznie grodzi, odcinających od siebie kolejne części statku. – Jak tam nasze 30 rakiet? – zapytała.

- Gotowe. Kolejność w wyrzutniach: ASAT, Sidewinder, TOW – potwierdził Mellier.

- Bellerofonty gotowe do wyrzucenia – zgłosiła Triptree. – Potem Aegis. Połączenie radiowe pasywne.

- Dobrze. W takim razie… - wpatrywała się w siatkę taktyczną, czekając aż eskadra „Łotr” osiągnie punkt oznaczony przez matematykę. – Zaczynamy!

Apollo wciąż znajdowały się dobre kilkadziesiąt mil od sieci czujników Rewolucji, ale matematyka projektowała, że w ciągu kilkunastu sekund znajdą się w zasięgu Sojuza i Woschodów, które otrzelają je rakietami K-17M wycofując się jednocześnie w stronę eskadry Wostoków lecących ku nim z pełną mocą atomowych stosów, by zatrzasnąć pułapkę.

- Cele oznaczone – powiedział Mellier.

- Czekaj – poleciła, widząc, iż wskazał eniakowi namiar dla dwóch rakiet. -Niech zaczną pierwsi.

Najwyraźniej dowódca eskadry „Łotr” także chciał aby tamci zaczęli, mimo iż prowokował ich do działania. Po chwili doczekali się oboje, a mostek „Von Brauna” wypełnił znajomy dźwięk.

- Namiar aktywnym skanerem – rzucił Mellier. – Otwarli wyrzutnie.

Nim jeszcze skończył mówić, a matematyka oznaczyła 12 rakiet impulsowych wystrzelonych w stronę „Łotra”, Arciniegas była już gotowa. To miała być tylko rozgrzewka, mająca sprawić by Apollo wykonały manewry uchyleniowe, schodząc z toru niekierowanych rakiet K-17M, które detonują obszarowo dzięki swym czasowym zapalnikom uzbrajanym radiowo. Zmieniając kurs okręty NASW odsłoniłyby swe silniki, wystawiając je dla naprowadzanych termicznie rakiet Ch-33. Tym razem jednak ten scenariusz miał się nie spełnić, nim jeszcze Mellier skończył mówić, wydała polecenie.

- Namierzyć i ognia!

Realizacja zajęła ledwie sekundę, a kapitanów wiodącego Sojuza i Woschodów musiał przejść zimny pot, gdy zostali namierzeni od strony rufy, z miejsca gdzie niczego nie było, odległego od nich ledwie 45 mil. Nim zdążyli uświadomić sobie konsekwencje faktu, że przeciwnik znajduje się na ich tyłach, w przestrzeni Związku, „Von Braun” wystrzelił dwie rakiety ASAT. Te pomknęły w kierunku wroga.

Artylerzyści Woschodów mieli ledwie kilka sekund by zareagować. Pierwsze trafienie należało jednak do NASW, bo Mellier odpalił wiązkę energetyczną wprost w silnik „Gniewu Naroda”, powodując jego eksplozję, gdy gwałtownie wrosła temperatura. Idealny strzał, prosto przez zastawkowe osłony, jaki możliwy był tylko w teorii, gdy przeciwnik nie spodziewał się nikogo za rufą.

- Sojuz unieruchomiony – potwierdził trafienie Mellier z widoczą satysfakcją.

- Buenos Dias – powiedziała, po czym poleciła Hagenowi: - Kurs przechwytujący.

W tym czasie dwa Woschody zdążyły już uruchomić działka NR i pociski kaliber 45 przecięły przestrzeń kosmiczną usiłując przechwycić rakiety. Czasu było jednak zbyt mało, by artylerzyści popełnili zdołali śledzić piruety ASATów, w zaprogramowany sposób usiłujących uniknąć trafienia. Były już w ostatniej fazie i pomknęły prosto do celu którym były silniki pozostałych statków.

W tym samym czasie rozbłysły również wiązki energetyczne okrętów NASW, które przechwyciły cztery rakiety impulsowe, powodując ich eksplozje. Apollo dokonały lekkiej korekty kursu, schodząc z trasy pozostałych pocisków, po czym wystrzeliły 12 własnych rakiet ASAT, które poszły po parabolach w celu okrążenia Woschodów. Tymczasem tych dosięgły już pociski wystrzelone z „Von Brauna”.

- Aaaj… nieźli są – powiedział Mellier. Jedno trafienie, ale nie przebiliśmy się do komory silnika. Drugi pocisk zestrzelony – nie liczyła nawet, że uda im się ASATami zniszczyć ich silniki, bo przeznaczone były do niszczenia pancernych kadłubów wrogich statków.

- Ciąg wyłączony – poinformował Mellier, po tym jak wyłączył dopalacze i lecieli siłą bezwładności. Przez 5 sekund byli doskonale widoczni na wszystkich skanerach termicznych, nim wygasili odrzut, a silniki zasłonili przesłonami. Tyle wystarczyło, by Woschody odpaliły z wyrzutni rufowej rakiety. Najwyraźniej ich kapitanowie działali pod wpływem chwili, bo w ich stronę poszły dwie rakiety impulsowe i jedna Ch-33 poszukująca źródła ciepła. Na trasie ich podejście zagrały dwa działka NR. Ale jednocześnie kapitanowie Kosmfloty musieli radzić sobie z lecącymi  w ich stronę rakietami i okrętami NASW. Z działek rufowych zaczęli razić tor po którym zmierzały ASAT, usiłując przechwycić przynajmniej część z nich. Pociski szły twardo do celu. Największy problem miał niszczyciel klasy Sojuz, „Gniew Naroda” po stracie silnika reagował najwolniej, choć odpalał silniki manewrowe, by wycofać się w przestrzeń Związku, prowadząc ostrzał. Pozostałe dwie jednostki również usiłowały się obrócić, ustawiając bokiem zarówno do „Von Brauna” jak i do eskadry „Łotr”, wystawiając na cel swe najbardziej opancerzone burty i ukrywając źródło ciepła w postaci silnika NERV, przed rakietami termicznymi Sojuszu. Tymczasem cztery Wostoki idące z odsieczą wyraźnie przyśpieszyły.

Rakieta Ch minęła „Von Brauna” o kilkanaście mil nie wykrywając zwiększonej termoemisji, pociski K-17M dotarły w miejsce, gdzie wróg powinien być i eksplodowały. Arciniegas musiała przyznać, że mimo braku eniaków tamci są świetnymi matematykami, bo gdyby nie kazała jednocześnie z wyłączeniem głównego silnika odpalić na chwilę manewrowego znajdowaliby się teraz w tamtym rejonie. Nie mieli na razie czasu wystrzelić w stronę „Łotra”, gdyż zajęci byli zdejmowaniem rakiet ASAT. Działka NR zestrzeliły dziewięć, ale trzy dosięgły „Gniewu Narodu”.

- Bezpośrednie trafienie – poinformował Mellier. – Wykrywam dekompresję. Szczątki w przestrzeni – Sojuz w chwili wybuchu odrzucony siłą bezwładności leciał teraz w kierunku naciągających Wostoków. Nie wyglądało na to, by był w stanie odpalić silniki manewrowe.

- Sidewinder załadowany – procedura dobiegła końca i miała już w wyrzutni rakiety. Sprawdziła pozycję, była osiem mil od obu statków, wykonujących manewr nawrotu w dwie różne strony. Korzystając z przerwy w salwach przeciwnika kiedy Apollo przeładowywały, szły do nich burtami by uchronić się ataku wiązki energetycznej, tam gdzie pancerze były najmocniejsze. Ale „Von Braun” miał teraz przed sobą ich silniki, odpalone na pełnej mocy.

- Ognia – powiedziała, a Mellier od razu wykonał rozkaz. Statek zadrżał, a gdy tylko wystrzelili Hagen od razu odpalił i popędzili z pełną prędkością jak najdalej. Z tej odległości Woschody nie miały żadnych szans, oba Sidewindery natychmiast się uzbroiły i kilka sekund zajęło im dotarcie do namierzonych źródeł ciepła. Silniki Woschodów eksplodowały. „Sława Rewolucji” i „Krasota Komunizma” straciły napędy, co w praktyce uniemożliwiało im ucieczkę. Oba wpadły w ruch wirowy, co uniemożliwiło im prowadzenie  ostrzału w ślad za „Von Braunem”.

- Komandor Hagemayer dziękuje za asystę – poinformowała Triptree. – Przejmują od tego momentu.

- A pewnie, kiedy podaliśmy im Sojuza i Woschody na tacy – żachnął się Mellier.

- Sugeruje, byśmy jednak uruchomili transponder, bo nie mają pojęcia gdzie jesteśmy, a nie chcieliby, żebyś wpadli pod ogień.

- Nadaj, że niestety, wciąż uszkodzony po wydarzeniach na Marsie, a radio nadal szwankuje – poleciła Arciniegas. – Koniecznie otwartym i kierunkowym, żeby wiedzieli, gdzie jesteśmy. Dodaj, że zgodnie z planem atakujemy dalej. Nie patrz tak Hagen, kurs na Wostoki.

Chwilę później wszyscy wiedzieli już gdzie jest „Von Braun”, bo nawet jeśli ktoś miał wątpliwości, widząc przemieszczający się odczyt termiczny, choć radar w tym miejscu nie wykrywał niczego, transmisja radiowa nie pozostawiła wątpliwości. Szli prosto w przestrzeń Rewolucji.

- To była ta łatwiejsza część – przypomniała Arciniegas. – Przygotuj się Hagen. Triptree.

- Nie musi pani przypominać, kapitanie – zirytowała się tamta. Gotowa była już do wystrzelenia dronów.

Chwilę później rozległo się ostrzeżenie gdy wróg zaczął szukać namiaru, a nie mogąc go znaleźć odpalił salwą. Z Rewolucji wystrzelono w kierunku toru lotu „Von Brauna” kilkadziesiąt pocisków impulsowych, kolejna seria poszła z nadlatujących Wostoków. Nikt nie liczył na to, że ich trafią, ale zmuszenie do zmiany kursu, pozwalało namierzyć ich silniki i zagonić kolejnymi pociskami w żądane miejsce, lub zmusić do odwrotu.

Arciniegas miała inne plany.

- Wykonać rzut – poleciła.

W błysku jasnego światła „Von Braun” zniknął, by pojawić się 4500 mil dalej, w wyliczonym miejscu. Eniak ich nie zabił, pomyślała gdy materializowali się w przestrzeni Związku, a rozbłysk ich przybycia był widoczny i wykrywalny przez wszystkie możliwe skanery i systemy. Na mostku rozległ się brzęczyk, dźwięk najbardziej irytujący z możliwych, który uruchamiał się z polecenia Arciniegas od czasu pierwszego skoku wykonanego pod jej dowództwem na Marsa.

- Materializacja zakończona, systemy się restartują – informowała Triptree wyłączając brzęczenie.

- Bezbronność jeszcze przez 27 sekund. Bellerofonty wystrzelone, Aegisy w procedurze ładowania – zameldował Mellier.

- Pozycja?

- Nawigacja jeszcze nie wstała – usłyszała Hagena. – Lecimy na ślepo.

Nikt nie strzelał, a to już było dużo, biorąc pod uwagę gdzie skoczyli.

- Ostrzał w przestrzeni – ostrzegł Mellier jednocześnie z alarmem. – Działka NR! – zacisnęła odruchowo pięści, lecz zorientowała się, że nie zostali trafieni. - Otrzeliwują Bellerofonta-2, B-1 odpowiada ogniem – poinformował Mellier.

Taktyka wreszcie wstała i na ekranie ściany przy niecce jej fotela wyświetliła się siatka taktyczna, gdy eniak zdołał wreszcie zakończyć sprawdzanie procedur i ustalanie pozycji w stosunku do ISS.

- Osiągnięto założone współrzędne – informował ją już Hagen uruchamiając silniki manewrowe, by wyhamować ich lot wprost w kierunku obiektu, znajdującego się przed nimi.

- Zdejmuj namiar Mellier – rozkazała. – Gdy tylko wstanie uzbrojenie strzelaj zgodnie z ustalonymi celami. Triptree, pilnuj ich pozycji i gdy tylko spróbują na nas aktywnego skanu, uruchamiaj alarm. Hagen, korekta i zmiana pozycji po każdym strzale, ale bądź gotów do odpalenia bez rozkazu w wypadku zagrożenia – musiała to powtórzyć, mimo iż omówili wszystko dokładnie wcześniej.

Właśnie ten moment wybrał Gleeson, by wkroczyć do CINSPAC, gdzie nikt nie zaszczycił go spojrzeniem. Uderzenie na Związek było w toku. Popatrzył na pozorny zamęt, setki danych interpretowanych na monitorach, operatorów powtarzających coś do słuchawek i wbijających dane, a także przerzucających pakiety. Matematyka zdawała się już kolejkować i za chwilę zacznie łapać opóźnienia, gdy czynnik ludzki zawiedzie i nie będzie nadążał z przekazywaniem danych, priorytetowo traktując przechwycenie pocisków wroga, a nie koordynację ataku. Granice obliczeniowe potężnych eniaków może i nie zostały jeszcze poznane, lecz konieczność podejmowania decyzji przez operatora odnośnie przesłania pakietów znacznie ją spowalniała przy dużej ilości obliczeń. Nawet mimo, iż eniak kolejkował dane pod względem ich ważności, oznaczając je kolorami, większa ilość informacji, oznaczała spowolnienie działania, nim przekazano je dalej. Jednak nikt nie zamierzał rezygnować z takiego rozwiązania, bo dzięki względom bezpieczeństwa sieć bojowa Sojuszu, składająca się tysięcy sieci i podsieci była bezpieczna, uniemożliwiając jej całościowe przełamanie i ingerencję w całość systemu.

Omiótł to wszystko spojrzeniem po czym skierował się na galerię, co było łatwe, bowiem CINSPAC nie pilnował żaden marine, ani też nie było go w środku. Gleeson odnotował to gdzieś w swojej głowie z irytacją, iż jego zalecenia zostały nie wykonane, lecz wiedział, że czas bitwy nie jest momentem, kiedy należy na to zwracać uwagę. W sztabie panował jeszcze większy gwar, bo dowodzący musieli podejmować właśnie decyzje, a grupa komandorów i młodszych oficerów NASW wprowadzała je w czyn, przekazując poniżej, skąd płynęły do dowódców statków NASW. Na głównym ekranie sieć taktyczna dawała z siebie wszystko, a w chaosie punktów, linii i figur geometrycznych trudno było się zorientować. Słysząc znajome nazwisko Gleeson nadstawił ucha.

- Arciniegas odpaliła rakiety! Uwielbiam tę kobietę! – zawołał wyraźnie ucieszony Armstrong. Gleeson podszedł bliżej usiłując odnaleźć interesujący go punkt na siatce.

- Gdzie jest „Von Braun”? – zapytał.

Glenn nawet się nie obejrzał.

- Glesson, proszę się zamknąć i nie przeszkadzać, albo pana stąd wyrzucę – wiedział, że w tej chwili nie może zaprostestować.

- Arciniegas? – spróbował raz jeszcze. – Nie ma ich na telemetrii.

- Popsuty transponder. Atakuje „Rewolucję”… obiekt bojowy Europa. To było ostatnie ostrzeżenie – uciął Glenn, a następne słowa kierował już do Armstronga pokazując coś na taktyce.

- Mamy ich! Złapali się – Armstrong był wyraźnie zadowolony.

Teraz Gleeson wiedział już na co patrzy, choć tylko i wyłącznie dzięki temu, że w dawnych czasach swej służby wojskowej we flocie był operatorem, a potem analitykiem bojowym sieci. Choć ta rozwinęła się i zmieniła od tamtych czasów, pewne rzeczy pozostały niezmienne. Chwilę zajęło mu zorientowanie się w sytuacji taktycznej niebieskich kwadratów.

Cztery oznaczone jako eskadra „Łotr” kończyły właśnie ostrzał Sojuza i  dwóch Woschodów, odchodząc w kierunku przestrzeni Sojuszu. Statki wroga oznaczono jako zestrzelone. W stronę jednostek NASW leciała seria rakiet impulsowych wymierzona w kilka punktów trójwymiarowej przestrzeni, by ograniczyć im pole manewru i zmusić je do znalezienia się w miejscu, z którego nie będą w stanie uciec. Ostrzał był bardzo nieprecyzyjny, jak gdyby strzelano w nieco inny punkt przestrzeni, po części pokrywający się z kierunkiem lotu „Łotra”. Jednak wróg nie kontynuował tego ostrzału, bo cztery Wostoki, które je wystrzeliły właśnie nawracały w stronę Rewolucji. Podobny nawrót wykonywany był na całym obszarze przez inne statki, które zmierzały wcześniej w stronę kilkudziesięciu Merkury zbliżających się do oznaczonego na czerwono zasięgu sieci obronnej stacji i jej platform. Znajdujące się na pozycjach najbliżej Rewolucji Woschody i Wostoki brały kurs wprost w stronę stacji. Pozostałe także zmieniały pozycję, by uzupełnić powstałe luki w siatce obronnej. Przez chwilę Gleeson nie do końca pojmował co robi wróg, bo te manewry sprawiały, że wróg przewagę, w wielu punktach przestrzeni, w stronę których zmierzały teraz inne Apollo. Na dużym odcinku przestrzeni nad Ziemią przestała panować równowaga sił, z każdych eskadr obronnych liczących trzy Woschody jeden z nich kierował się w stronę stacji, a mające je wspierać Wostoki także tam mknęły. Eskadry NASW złożone z 4 fregat klasy Apollo mogły bez problemu uderzyć we wroga w tych punktach i przełamać front, a do jego granicy zbliżały się już zwinne i manewrowe kanonierki Merkury. Kilka z nich wystrzeliło rakiety ASAT. Gleeson nie do końca rozumiał co sprawiło, że AFCOM autoryzował pełnoprawny i wcześniej nie planowany atak na Związek, zarówno na Ziemi jak i w kosmosie. Ofensywa zdawała się być zwycięska i prędzej czy później doprowadzi do tego, co przez lata powodowało, iż obowiązywała doktryna aktywnego powstrzymywania wroga, lecz nie ataku. Związek zacznie wystrzeliwać pociski jądrowe, nie tyle licząc, że uda mu się przebić przez obronę Sojuszu, co przygotowując przedwczesną detonację, która zjonizuje przestrzeń, lub co gorsza górne części atmosfery, co byłoby zgubne dla całego Sojuszu. Walka jak zauważył trwała już nawet na księżycu, gdzie eniak informował, iż po ciemnej stronie ścierają się oddziały Kosmarmii z marines.

Cel NASW był już dla niego jasny, był nim atak na Rewolucję, choć na razie trudno powiedzieć czy desantowy, czy mający na celu zniszczenie stacji lub jej wyłączenie z działania. Związek także się zorientował i kierował w jej stronę główne siły.

A Rewolucja właśnie była ostrzeliwana przez krążące wokół niej niczym wściekłe osy dwa drony Bellerefont, które wystrzeliwały kolejne rakiety, trafiające w cel. Wróg usiłował zestrzelić drony działkami NR, prując pełnymi seriami pocisków kalibru 45, z których każdy przebywał w przestrzeni pół mili w ciągu sekundy. Na razie jednak było to problematyczne, bowiem działa były skierowane w odległe punkty przestrzeni, by bronić stacji przed nadlatującymi rakietami, a artylerzyści musieli gwałtownie skracać zasięg. Czyniło to rzecz jasna od tej strony stację całkowicie bezbronną przed atakiem pocisków Sojuszu, a Apollo wyraźnie szły właśnie w tym kierunku, lecz Gleeson wiedział, że Związek najbardziej obawia się rzutu fotonowego, który Apollo mogą wykonać wprost w to miejsce, które ewidentnie atakujący właśnie usiłowali rozbroić. Było to jakieś szaleństwo, bo nawet gdyby NASW przemieściło tam swoje statki, nie byłyby one w stanie wrócić w inny sposób na silnikach konwencjonalnych, wystawione na ostrzał. Związek nie zawahałby się strzelać do nich, nawet ryzykując zniszczeniem Rewolucji, gdyby próbowano przeprowadzić desant. Gleeson spoglądał na to wszystko usiłując pojąć co właściwie rozpętał AFCOM, gdy na perymetrze wewnętrznym Rewolucji znikąd pojawiły się dwie rakiety i w ciągu kilku sekund trafiły w stację. A więc tam był „Von Braun”.

- Wyrzutnia 7 i 8 – zdjęta poinformował Mellier. – Kolejne TOW w procedurze ładowania. Bellerofont-3 i Aegis-1 gotowe do wystrzelenia.

- Odpalaj – poleciła, w myślach licząc stan uzbrojenia. Jeszcze 22 rakiety różnego rodzaju, 2 strzały z wiązki energetycznej, 1 drony klasy Bellerofont, 1 Aegis, 1 Pegaz i 7 Phaetonów. Większość zużyją i konieczne będzie dozbrojenie, choć gdzieś z tyłu głowy kołatało się jej, że nie będzie to łatwe. – Zmiana celów dla B-1 i B-2. Platformy orbitalne. Eliminuj zgodnie z kolejnością oznaczenia przez matematykę. B-3 kontynuacja niszczenia działek NR i wyrzutni – wpatrywała się w ekran.

Znajdowali się w tej chwili pół mili od Rewolucji, w martwym polu, poza zasięgiem działek NR. Eniak wyliczył je precyzyjnie, wskazując miejsce, w którym nie dojdzie do ostrzału działek, bowiem zabezpieczając obszar podejścia od strony Deep Space, nie są w stanie obrócić się w to miejsce. Wcześnie działa były chronione przez patrole Sojuza, Woschodów i Wostoków, które odciągnęli swym atakiem. Woschody zostały wyeliminowane, a Wostoki właśnie wracały, jednak do momentu kiedy wejdą w zasięg ich dział NR wciąż pozostawało jeszcze dziewięć minut. Była przekonana, że tamci nie odważą się strzelać z rakiet impulsowych w kierunku gdzie na podstawie wystrzałów rakiet i odpalania silników manewrowych był „Von Braun”, bowiem jednocześnie ostrzelali by własną stację, do której statek NASW się przykleił. Trzymał się pozycji geostacjonarnej Rewolucji, obracając się wraz ze stacją, pozostając w martwym polu, które powiększyło się w ciągu ostatniej minuty. Bellerofonty i „Von Braun” zgodnie ze wskazaniami matematyki namierzały i ostrzeliwały kolejno wyrzutnie rakietowe i działka NR, pozbawiając stację uzbrojenia. Dronom było trudniej, gdyż musiały to czynić pod ostrzałem działek, gdyż odchodziły na dalszą odległość, ale na razie Arciniegas się nie przejmowała i utrzymywała z nimi łączność radiową, a Triptree na bieżąco przekazywała im wskazania eniaka, który procedury przekładały na uniki przed salwami. Na razie wróg się nie zorientował, co jest ich właściwym celem, to miało zmienić się teraz gdy zajmą się platformami orbitalnymi, które chroniły nie tylko stacji, lecz również zabezpieczały orbitę i powierzchnię. Część z nich „Von Braun” ostrzelał już kilkadziesiąt godzin temu, gdy zabezpieczał zrzut na powierzchnię, niektóre z nich udało mu się wyeliminować. Teraz jednak sytuacja była trudniejsza, bo choć wówczas walczyli z odległości, wróg polował głównie na nich nie mając pojęcia, że Sojusz zrzuca desant do Polski. Od tamtej pory zjonizował atmosferę i nie zamierzał dopuścić do tego, aby ktokolwiek zapewnił wsparcie grupie marines, którą Arciniegas w większości znała osobiście, oraz towarzyszącym im spadochroniarzom.

A to właśnie zamierzali uczynić. Ktokolwiek to wymyślił miał jaja, a ten kto zatwierdził jeszcze większe, nie wspominając o planie ataku. Sojusz poszedł na wojnę by zrzucić kontenery desantowe, tym razem praktycznie prosto na pozycje przeciwnika do Warszawy. Arciniegas czuła pewną satysfakcję na myśl o tym, bo oznaczało, to że grupa marines dowodzonych przez Kowalskiego wciąż jeszcze żyje i walczy. Z nieznanych przyczyn nie mogli ich ewakuować, ale istotne było to, że NASW ich nie zostawiła. A dokładnie Aldrin, o czym świadczyło słowo-klucz. Miała nadzieję, że sprzęt jaki właśnie holuje Jefferson Davies do punktu zrzutu zapewni im wsparcie na kolejne dni. Kontenerów tym razem było dużo więcej, więc wyraźnie magazyny Deep Space zostały wyczyszczone do cna. Istotne było zgranie w czasie, bowiem o ile operacja NASW miała na celu zabezpieczenie orbitalne w górnych warstwach atmosfery, nad Warszawą bezpieczeństwo zapewnić miały Predatory i Bellerofonty, mknące na pozycję z Anglii, by przechwycić wszystkie rakiety i pociski oraz wrogie myśliwce, jakie mogły zagrozić zrzucanym kontenerom. Hololowały także szybowce, w których zapewne znajdowało się jeszcze więcej sprzętu, by wesprzeć niewielkie siły desantowe. Ale właśnie nim, a nie masą ludzi Sojusz toczył swą sieciocentryczną wojnę, w przeciwieństwie do Związku.

- Otwierają wyrzutnie – uprzedził Mellier.

- Przygotować się – powiedziała i praktycznie w tym samym momencie mówił już o torpedach w przestrzeni i rozbrzmiewał dźwięk alarmu.

- Zaczęli myśleć – powiedział. – Wszystkie po tej stronie Rewolucji. 14 rakiet Ch i 8 KM – pokiwała głową. Większość popędziła szukając źródeł ciepła, lot pozostałych matematyka oznaczyła ekstrapolując dziwny tor. Część z nich szła wprost w poprzednie miejsca, z których „Von Braun” strzelał, choć już dawno go tam nie było, ale większość zaprogramowano je by po hiperboli przecinały przestrzeń w odległości 5 mil od stacji, nieopodal pozycji, gdzie znajdował się niewidzialny dla radarów „Von Braun”. Zapewne tam ustawiono eksplozje lub też planowano wywołać je radiowo, jednak nie były one w żaden sposób im zagrozić. Nie ulegało wątpliwości, że wróg coś wykombinował. Sprawdziła siatkę, grupa czterech Wostoków wciąż była poza zasięgiem, po drugiej stronie stacji znajdowała się zaś eskadra trzech Woschodów i trzech Wostoków, która zmieniła już dwukrotnie kurs nie miała jak do nich strzelać, gdyż byli zasłonięci Rewolucją. Wciąż potrzebowała około dziesięciu minut by wyjść na pozycję do strzału. Mimo to, zupełnie jej się to nie podobało. Hagen skorygował kurs, by odeszli od stref detonacji.

- Ładuj mi Mavericki – powiedziała. – A potem… MIRV.

- Proszę o potwierdzenie – zażądała Triptree w ciszy, która zapadła.

- Potwierdzam – rzuciła Arciniegas. – Ty też przygotuj się na potwierdzenie  - dodała, wiedząc, że matematyka uniemożliwi jej odpalenie pocisku jądrowego Peacekeeper. – Hagen, bądź gotów do ewakuacji. Oni coś wymyślili.

- Czego się spodziewać?

- Jeszcze nie wiem.

Na razie pociski Ch33 namierzyły źródła ciepła w postaci silników dronów Bellerofont i pomknęły w ich kierunku. Te zaczęły wystrzeliwać flary, po czym do akcji włączył się Aegis, który zaczął rozrzucać na szerokim obszarze pakiety energetyczne. Większość rakiet dała się nabrać, ale niektóre wciąż trzymały namiar na Bellerofonty. Zgodnie z procedurą jeśli nie mogłyby ich zgubić po wykonaniu serii zwrotów, miały popędzić w stronę platform orbitalnych i wykonać atak kamikadze. Na razie zdążyły zdjąć już trzy platformy, choć ich zapasy rakiet znalazły się wyczerpaniu. Platformy chroniące przestrzeni orbitalnej nie były w stanie walczyć na krótkim dystansie z nadlatującym wrogiem. Ciekawe czy już się połapali, pomyślała Arciniegas.

Aegis wyrzucał właśnie opiłki metalu tworząc wokół Rewolucji kaszankę radarową, uniemożliwiającą identyfikację jakichkolwiek celów, w tym nie tylko niewidocznego „Von Brauna”, lecz również dronów. Mimo to, coś Arciniegas nie dawało spokoju, gdy patrzyła jak eksplodują rakiety impulsowe, na szerokim obszarze, który stanowił trasę ich odejścia. Tam też zmierzały pozostałe. Wówczas nadeszła przykra niespodzianka, gdy pokładem zatrzęsło.

- Awaryjne odpalenie! – zawołał Hagen, a przeciążenie wbiło ją w fotel, gdy uruchomili dopalacze.

- Bezpośrednie trafienie w sterburtę, przedni dolny silnik manewrowy uszkodzony, przebicie kadłuba, dekompresja – wołała Triptree. Pieprzone działko NR, właśnie ich trafili. Usiłowała zorientować się co dzieje się na siatce taktycznej, gdy znowu nimi zatrzęsło.

- O żesz kurwa, kto do nas strzela? – warnęła, bo na taktyce nie widziała niczego. Kolejne wbicie w fotel, gdy Hagen zmienił kurs. Teraz byli już w pełni widoczni i rozległ się alarm, gdy wystrzelono namierzające się termiczne rakiety Ch33.

- Triptree, Aegis tryb ochrony matki, kurs na spotkanie – zawołała. – Mellier, do cholery, znajdż mi tego kto nas namierza!

- Nie mam pojęcia, strzelają od strony stacji – zawołał. Mam namiar obszarowy, ale tam nie ma wyrzutni!

- Nie mów mi, że gnoje zbudowali niewidzialny statek – była zirytowana. – Jak tylko będziesz gotowy wal w miejsce wystrzelenie Maverickiem! – jeśli to był okręt przeciwnika, tą rakietą go nie raczej nie trafią, bo zdąży odlecieć, gdyż te pociski z namiernikiem radiowym i optycznym mimo destruktywnej siły niszczącej przeznaczone były raczej do niszczenia celów statycznych lub poruszających się wolno. Dlatego planowała ostrzelać nimi stację na odchodne.

- Pancerz ablacyjny na na części rufy uszkodzony, zniszczony na części sterburty – meldowała Triptree. – Utrata powietrza, odcinam sekcje. Trzy rakiety już nas namierzyły, odpalam pakiety.

Wpadli w strefę opiłków, a Aegis przeszedł w tryb obrony statku macierzystego i zaczął strzelać flarami w kierunku rakiet Ch, by odciągnąć je od „Von Brauna”. Eksplozje pakietów na trasie podejścia rakiet stworzyły źródło ciepła, które miało ogłupić czujniki. Hagen wyłączył silniki, dokonując zmiany kursu i nawrotu, ale mieli małe pole manewru, gdy wróg uwięził ich w obszarze czteromilowego obszaru wokół stacji. Tam będzie znowu strzelał, gdy przeładuje rakiety.

- Cholera! – znowu nimi zatrzęsło, gdy dostali z działka NR, wystrzeliwującego 1000 pocisków na minutę, a Hagen leciał z powrotem w kierunku, z którego wystrzelono rakiety, unikając salw. Przecież Triptree odcięła już dekompresję i cząstki powietrza nie wskazywały ich lokalizacji.

- Skąd wiedzą gdzie jesteśmy? –Arciniegas była poirytowana. – Rozwal mi to działko i wyrzutnie!

- Tam nie ma działka! – rzucił Mellier. – Dlatego tam nie strzelaliśmy, skanuję obszar, Maverick gotów za…

- Kamery! – zawołała Triptree i gwizdnęła. – Nie widzą nas na skanerach i radarze, ale latamy cały czas wdłuż ich optyki!

Arciniegas momentalnie wściekła się swą na własną głupotę. Oczywiście, podobnie jak ISS także Rewolucja posiadala kamery obserwacyjne. Przez cały czas przemieszczali się niewidoczni na radarach, ale doskonale widoczni ich okiem na wszystkich monitorach stacji, nawet jeśli nikt nie był na niej ich w stanie trafić. Ktoś jednak do nich strzelał, mimo iż byli wciąż w martwym polu i wyeliminowali wszystkie działa w najbliższym obszarze. Przyszło jej coś do głowy.

- Sprawdź obraz z naszej kamery tego miejsca, z którego do nas walą – powiedziała. Może cokolwiek tam jest i nie mogą tego namierzyć, będzie podobnie jak oni, możliwe do dostrzeżenia.

- Tam jest namiar termiczny – zdziwiła się Triptree i zaczęła przestawiać czujniki. Hagen wykonał gwałtowny zwrot, który znowu wcisnął ją w fotel. Jak na zawołanie zadzwonił telefon.

- Generator naładowany, sugeruję się stąd zabrać – rzucił Gellert. – Dopóki stan naszego kadłuba jeszcze na to pozwala. Zawory mi wariują, odcięło pokłady i mamy coraz więcej przebić.

- Dzięki za sugestię, jeszcze chwilę – powstrzymując się od dodania, aby założył hełm, skoro mają alarm dekompresyjny. Sprawdziła stan bitwy. Platformy orbitalne na założonym obszarze były wyeliminowane, B-2 zniszczony, a B-1 uciekał w przestrzeń Sojuszu ścigany przez wrogie rakiety. Podobnie postępował B-3 zgodnie z otrzymaną wcześniej instrukcją, strzelając na odchodnym rakietami w stronę Wostoków, które leciały w ich stronę.

- Mam go – zawołała Triptree. – Woschod! Matematyka go przegapiła bo jest zadokowany do Rewolucji!– wciskała klawisze i po chwili pojawił się namiar. „Duch Pabiedy” rozgrzewał właśnie silnik by odłączyć się od stacji i strzelał do „Von Brauna” z działka, korzystając ze swych kamer, przeładowując wyrzutnie rakiet. Chwilę zajęło jego załodze uruchomienie statku i otwarcie do nich ognia.

- Mellier, trzepnij w nich łaskawie Mavericka, drugi w stację, zgodnie z pierwonym planem – poleciła. – Niech eniak wyliczy, gdzie nie mają zasięgu działka, dopóki jeszcze nie ruszyli i stamtąd strzelaj. Potem zbieramy się stąd, na wyliczoną uprzednio pozycję.

Zmienili kurs i odchodzili w kierunku ostrzelanej przez wroga pozycji, kiedy zadźwięczały alarmy i przeciwnik wystrzelił z wielu lokalizacji dziesiątki rakiet zarówno impulsowych jak i szukających namiaru radiowego i cieplnego. Powinna jak zawsze poczuć się uhonorowana zainteresowaniem jakim nie cieszył się żaden inny kapitan NASW, choć była tradycyjnie zbyt zajęta.

- Zerwij smycz Aegisowi, niech leci na miejsce spotkania – rzuciła w kierunku Triptree. Jeśli drony przetrwają zgarną je na pokład w przestrzeni Sojuszu, z punktu gdzie się kierowały. Patrzyła ile sekund im jeszcze zostało, nim wokół detonują pociski, które zamkną ich w pułapce.

- Są Mavericki! – poinformował Mellier.

Wystrzelili i skoczyli. Dwie sekundy później byli znowu ślepi głusi, a ciszę przerwał denerwujący dźwięk brzęczyka. Po jego wyłączeniu czekała, ale nikt do nich nie strzelał. Adrenalina opadała powoli, ale należało być gotowym na niespodzianki. Po chwili zaczęła dostawać informacje o uruchamianiu się systemów.

- Jest miejsce spotkania – informował Hagen, gdy telemetria się podniosła. Byli 80 mil od poprzedniej pozycji, wciąż blisko przeciwnika, ale wystarczająco daleko. Tuż na granicy egzosfery i zjonizowanej strefy, wywołanej przez uprzedni ostrzał ze stacji. Rewolucja wisiała nad nimi, jeśli miałaby używać takiego wyznaczania kierunku w przestrzeni, poniżej zaś obracała się Ziemia. Wyhamowali i znaleźli się wysoko nad środkową częścią Europy, 350 mil poniżej szalały anomalie i znajdowała się płonąca Warszawa, w której walczyła grupa desantowa Sojuszu. Była to strefa sieci obronnej Rewolucji i jej platform obronnych, przez którą nic nie miało prawa się przemknąć. Kilkadziesiąt godzin temu wykorzystano luki w ich obronie, a desantu dokonywano wchodząc nad Europę oknem nad Atlantykiem, teraz sytuacja była inna, a wróg wzmocnił swą obronę. Lecz atak Sojuszu właśnie ją zniszczył, na Ziemi odciągnięto wszystkie siły wroga nad Murmańsk, angażując jego lotnictwo w bitwę z dronami. Na trasie podejścia zniszczono skutecznie obronę przeciwlotniczą, a myśliwce mogące zagrozić kontenerom związane były walkami nad Morzem Śródziemnym lub Północną Rosją. Flota bałtycka była wyeliminowana. Rewolucja straciła możliwość ostrzelania kontenerów z dział dalekiego zasięgu, które zniszczył „Von Braun” i jego drony. Statki Kosmfloty mogące je przechwycić zostały odciągnięte, a przy okazji udało się zniszczyć Sojuza i dwa Woschody. Szybki rzut oka na taktykę pozwolił jej zorientować się, że NASW wracało już na swe pozycje. Teraz nie dało się już udawać, że celem był atak na Związek. Zastanawiała się co dzieje się na Ałmazie, gdzie admirał Tiereszkowa ma świadomość, że została nabrana i nie jest w stanie powstrzymać tego co się dzieje. A dział się „Jefferson Davies”, który wszedł oknem nad Islandią i widoczny był wraz ze swym ładunkiem na wszystkich skanerach i radarach. Zgranie w czasie było idealne, z prędkością 15 000 mil na granicy mezosfery wyczepił właśnie kontenery, które zaczęły opadać. Niedługo miały wyrzucić osłony termiczne, uruchomić silniki hamujące, wypuścić spadochrony. W stratosferze z kontenerów wystartują Bellerofonty, które chronić je będą do możliwych niespodzianek, gdyby tamci rozpoczęli ostrzał rakietowy. Pozostawała kwestia pocisków przeciwlotniczych nad Warszawą, ale tymi miały się zająć Predatory lecące z Anglii, które osiągną cel tuż przed przybyciem kontenerów ze wsparciem i ich lądowaniem na Zachód od Warszawy.

Na razie jednak interesowało ją co innego.

- Jak sytuacja na Rewolucji? – zapytała nie odrywając się od przeglądania możliwych zagrożeń dla „Daviesa”. Na razie nie miała z nimi żadnej łączności dopóki znajdowali się w obłoku plazmy i ognistej burzy powodowanej przez tarcie atmosferyczne.

- Woschod zniszczony wraz z dokiem, wyłączyliśmy im na dobre go z użytku dopóki nie pozbędą się złomu – Mellier był wyraźnie ucieszony. – Główny silnik korekcyjny stacji zniszczony… mają zakłócony moment obrotowy i delikatnie schodzą z kursu. Chyba będą mieli problem z utrzymaniem geostacjonarnej. Zdaje się, że zmniejsza się wirowanie…

- … czyli tracą częściowo sztuczną grawitację – Triptree też była ucieszona.

- Panie Mellier – Arciniegas nie dała po sobie poznać, jak bardzo jest zadowolona. – Proszę dopisać „Pobiedę” do naszej listy potwierdzonych zestrzeleń. Jak na okręt zwiadowczo-rozponawczy nieźle, zdaje się że właśnie właśnie wyprzedziliśmy większość okrętów wojennych. Triptree, gdy będziemy mieli łączność, przekaż bezpośrednio komandorowi Hagemeyerowi, że jeśli chce sobie dopisać tamtego Sojuza i Woschody, będzie go to kosztowało kilka kolejek dla załogi najlepszego okrętu NASW – podniosła telefon i przekazała dobre wieści załodze, dając chwilę by się ucieszyli, po czym poleciła przystąpić do napraw pod kierunkiem Gellerta. Uszkodzenia po ostrzale nie naprawią się samoistnie, dziur w kadłubie pozbędą się sami i wymienią części, jedynie kwestia zniszczonego i uszkodzonego pancerza ablacyjnego była powodem do zmartwień. Z tego co widziała nie ładował się na razie generator, więc zapewne zgodnie z obawami Gellerta doszło do jakichś uszkodzeń, ale jeszcze nie dzwonił, co było dobrym objawem.

Spojrzała na taktykę i zgodnie z przewidywaniami okręty wroga zmieniły kurs i szły w ich stronę, a niektóre zbliżały się do afmosfery, zapewne zamierzając strzelać rakietami w „Daviesa” lub kontenery. Na powierzchni siatka satelit i Phaetonów przekazywała informacji o aktywności związanej z wyrzutniami rakietowymi, które do tej pory były zamaskowane, a teraz wróg szykował je do działania, wzmocniwszy swą obronę po poprzednim desancie. Pora czymś zająć związek.

- Jak tam mój MIRV? – zapytała słodkim głosem.

- Gotów do wystrzelenia – Mellier spoważniał.

- Oznaczyłam cele na terytorium Związku – powiedziała. Wszystkie znajdowały się na linii biegnącej od Leningradu aż po Kiszyniów. Co da tamtym zajęcie, gdy zabrzmią dawno niesłyszane alarmy. A Sojusz mający od dawna dość wojny i pragnący ją zakończyć, przypuści nagle pierwszy od dziesiątków lat atak jądrowy na terytorium przeciwnika.

- Naprawdę chcemy to zrobić? – zapytała Triptree, mimowolnie powtarzając pytanie jakie padło ostatnim razem, gdy odpalali pocisk tego rodzaju.

- Niech poćwiczą sobie przechwytywanie rakiet – odparła Arciniegas. – Proszę o autoryzację wystrzelenia pocisku taktycznego.

- Pierwszy oficer USS „Von Braun” porucznik Alice Bradley Triptree potwierdza użycie pocisku MIRV – poinformowała ją oficjalnie po chwili wprowadzając kody.

- Kapitan  USS „Von Braun” komandor Elena Consuela Arciniegas autoryzuje użycie pocisku MIRV – zdublowała ją na potrzeby rejestracji dziennika pokładowego. Gdy po wpisaniu jej kodu kontrolka zmieniła barwę na zielono poleciła Mellierowi strzelać. Statek zadrżał, gdy opuściła go głowica Peacekeeper, mknąc w kierunku planety, gdzie za chwilę miała rozpaść się na szereg pocisków. Istotnym pytaniem było teraz co zrobi Związek.

W CINSPAC rozległ się alarm, gdy wykryto wystrzelenie ładunku jądrowego na orbicie, a wszyscy na chwilę zamarli szukając śladu rakiet przeciwnika, po czym zorientowali się, iż na ekranach widoczne są pociski Sojuszu. Eniak oznaczył kolejną domniemaną pozycję „Von Brauna”, który na chwilę stał się widoczny na radarach w momencie odpalenia.

- Czy ona oszalała? – nie wytrzymał Gleeson. – Przecież to wywołać może eskalację!

Glenn zmierzył go niechętnym spojrzeniem, lecz nie powiedział nic. Przez pół minuty panowała cisza i wszyscy wpatrywali się w rozwój sytuacji.

- Nie strzelają – powiedział w końcu admirał. – Zaczynają namierzać nasze 11 głowic – dodał, gdy MIRV rozpadł się na odrębne głowice zmierzające wprost w twierdze Związku.

- Zwariowaliście?  - głos Gleesona był podniesiony. – AFCOM dał zgodę na użycie broni jądrowej? Czy ktoś z was w CINSPAC? Jeśli oni odpowiedzą…

- … nasza sieć Patriot przechwyci te pociski gdy połączymy wszystkie podsieci we wspólną sieć obronną AFCOM – odpowiedział Glenn. Jednak jego mina była marsowa. Atak na Związek oznaczać mógł odpowiedź w postaci setek wystrzelonych w nich i ich terytorium pocisków ICBM. Na razie jednak przeciwnik nie podjął innych działań, niż przygotowywanie się do przechwycenia ich pocisków.

- Wojenni szaleńcy – szepnął Gleeson. Glenn nagle się obrócił i złapał go za marynarkę.

- Panie Gleeson – warknął. – Proszę mnie nie zmuszać bym przestał brać udziału w tej szaradzie i zabrał panu ten mundur, który pan założył, bo nie jest go pan godzien. Najpierw przez lata oskarżacie mnie, Armstronga i Aldrina, że jesteśmy zachowawczy, nie pozwalamy na rozpętanie wojny, a teraz mówi mi pan, że jestem wariatem, który chce rozpętać nuklearną apokalipsę?

- Pan to powiedział – wycedził Gleeson.

- Wykonuję rozkazy. Jak umiem najlepiej. Proszę popatrzeć – Glenn puścił go i wskazał dane na monitorze. – Te głowice nie są aktywne. Te pociski mają tylko zmusić ich by skupili się na ich przechwyceniu, a ich obrona rakietowa nie ostrzelała naszych kontenerów! Za pierwszym razem desant szedł od Skandynawii nisko przy powierzchni, teraz deorbituje prawie pionowo pozostając w ich zasięgu.

- Ale tamci nie wiedzą, że te pociski nie są aktywne? – zapytał po chwili Gleeson.

- Nie – przyznał po chwili Glenn.

- Zatem dopóki nie uderzą o ziemię, wykrywają promieniowanie i myślą, że to prawdziwy atak? – dokończył tamten. – A jeśli odpowiedzą…

- Nie odpowiadają – powiedział po chwili admirał. – Są zaskoczeni, tym co zrobiliśmy. Sojusz nigdy dotąd ich nie atakował… na taką skalę.

- Bo Sojusz nie chce już tej wojny – warknął Gleeson. – W której ginie tak wiele osób!

- Proszę powiedzieć tamtym aby przestali! – warknął Glenn.

- Po tym co teraz zrobiliśmy? – nie wytrzymał Gleeson. – Rozumiem, że wsparcie dla oddziału po tym jakie informacje przynieśli jest konieczne i muszą je dostać, ale te informacje są niezweryfikowane. To wszystko może być pułapka.

- Proszę dyskutować sobie na ten temat z AFCOM, prezydentem, lub kimkolwiek kto to zarządził. Zaplanowaliśmy naszą część operacji, którą zarządziło AFCOM. To były rozkazy. – powiedział Glenn. – I wykonaliśmy je. Do tego Kosmflota doznała porażki jakiej nie doznała nigdy wcześniej. Wyłączyliśmy im Rewolucję z pełnego użytku.

Gleeson popatrzyl na odczyty taktyczne, wskazujące na deeskalację, wycofywanie się sił Sojuszu na Ziemi na pozycje wyjściowe, choć część okrętów NASW i dronów szła kursem w pobliże ostatniej pozycji „Von Brauna”. Nikt do nikogo nie strzelał, za wyjątkiem rakiet startujących by przechwycić pociski MIRV.

- Proszę się zastanowić co zrobią, kiedy to przeanalizują – powiedział. – Przez lata robiliście co możliwe by powstrzymać wojnę nuklearną na pełną skalę na orbicie. Teraz zadaliśmy im cios. Gdy ich odpowiedź nadejdzie…

-… zmierzymy się z nią i konsekwencjami. Coś jeszcze panie Gleeson, zanim opuści pan to pomieszczenie?

- Musiałbym być ślepy, żeby nie zorientować się, że macie łączność z „Von Braunem”, który nie powrócił wcześniej na ISS. Niech pan nie sądzi, że nie wiem, że był tu „Jefferson Davies”, ani że nie mam pojęcia, że razem z Grievem uknuliście to wszystko – powiedział Gleeson. – A także, że rozmawiał z Hoener. Dowiem się o czym. Ale porozmawiam sobie teraz z generałem, zobaczmy jakie kłamstwa mi sprzeda.

- Może to być trudne – uśmiechnął się Glenn.

- Dlaczego?

- Jest pan podobno śledczym, więc proszę, że tak się wyrażę, wypieprzać z CINSPAC i sobie to ustalić, bo prowadzimy tu wojnę – usłyszeli głos Armstronga.

- Lepiej bym tego nie wyraził – zgodził się z nim Glenn.

- Skoro chcecie to tak rozegrać – powiedział Gleeson. – To proszę bardzo. W takim razie nim odejdę, rozumiem, że rozkazy aresztowania kapitan Arciniegas zostały już wydane?

- Słucham? – zapytał Glenn.

- Z tego co widzę w kolejce poleceń nie skontaktowała się by uzyskać zgodę na wystrzelenie pocisku taktycznego. Być może wszystko sobie zaplanowaliście w CINSPAC, ale przypomnę, że to nie jest przestrzeń kosmiczna i każdorazowe użycie broni jądrowej na terytorium przeciwnika na Ziemi wymaga… jeśli dobrze zacytują „każdorazowego uzyskania potwierdzenia i zgody CIC lub AFCOM przed bezpośrednim wystrzeleniem pocisku”.

- Gleeson, ona realizowała plan – warknął Armstrong podchodząc bliżej.

- Wydaje mi się, że w AFCOM nie wszyscy zgodzą się z tym, że miała dowolność, tym bardziej, że naraziła Sojusz na konflikt jądrowy na pełną skalę – Gleeson patrzył mu w oczy ze spokojem. – Ale oczywiście niezwłocznie skontaktuję się z kontradmirałem Gordonem z JAG i chętnie to ustalę. Na chwilę obecną wedle mej wiedzy kapitan Arciniegas jest przestępcą wojennym.

Okolice Otwocka >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz