sobota, 17 czerwca 2023

Ciemna Symetria: Stacja Warszawa Fabryczna (II)

 

- Dlaczego… dlaczego to zrobiłeś? - zapytał Dowgiłło, gdy przegrupowywali się po zejściu na stację. Maksym wpatrywał się w ciemność tunelu, stojąc na krawędzi peronu, zastanawiając się co kryje. Metro wyglądało złowrogo, milczące i pozbawione życia, z rzadka dobiegały zeń pojedyncze odgłosy. Zdawało mu się, że poczuł zapach krwi, lecz wiedział, że to tylko złudzenie.

- Chiało mi się palić – przyznał, sięgając po papierosa. Papierośnica była gustowna, a neurotytoń doskonały.

Dowgiłło przyjął te słowa milczeniem. W ręku trzymał swój stary karabin, nie wybrał nowego, jak gdyby mu nieufając. Wyposażył w nie trzech szeregowych, Złotnika i Arpada stanowiących zwiad oddziału i Genovą zamykającą pochód. Rozstawienie taktyczne zdawało się jednak przeczyć wszelkim zasadom bojowym,  zbliżeni do siebie, stłoczeni na niewielkiej przestrzeni wyglądali żałośnie, choć była ich szestnastka. Gdzieś tam krył się jednak wróg, którego nie byli w stanie pokonać.

- Mogłeś to zrobić?

- Widziałeś. Nikt mnie nie powstrzymał – odparł Gerber.

- Chodziło mi raczej o to, czy mamy po co wracać – wyjaśnił Dowgiłło.

Maksym prychnął.

- Rozejrzyj się, Jewgienij! Myślisz, że ktokolwiek liczy na nas powrót?

- Nie – przyznał Dowgiłło. - Już dawno nas skreślili. Kiedy kazali nam zaatakować pozycje imperialistów. Kiedy posłali nas tutaj. Kiedy pozostawili nas po tym jak zabrali ciebie… Są wyraźnie zdziwieni, że się zgłaszamy. Ale jeśli znowu wyjdę z tych tuneli… Wolałbym raczej zginąć w walce, niż jako zek.

- Zaufaj mi Jewgienij. Są zbyt zajęci by myśleć o formowaniu jakiegokolwiek plutonu karnego – mruknął Maksym.

- Naprawdę sądzisz, że ta armia pozwoli sobie na obniżenie dyscypliny? - odpowiedział pytaniem Dowgiłło. - Miałeś więc uprawnienia by to zrobić, czy nie?

- Czemu to jest dla ciebie takie ważne?

- Bo znam cię. Bo jeśli nie, to znaczy, iż zrobiłeś to by pokazać kto tu rządzi. Aby wojsko wiedziało, kogo ma słuchać. Niczym się to nie różni od tego co Afanasjewa zrobiła w Czersku.

- Czersk był dawno. A poza tym… ładne mi wojsko – prychnął Gerber. - Czternastu ludzi i dwóch sierżantów.

- I trzy karabiny – dodał Dowgiłło. - Więc jaki masz plan?

Gerber patrzył w ciemność i czuł jak przebiegają go dreszcze.

- Kazali mi pójść tam z powrotem – powiedział. - I zanieść posłanie. Ono nie ma żadnego znaczenia, nie wiem czy ktokolwiek go wysłucha. Raczej od razu nas zabiją. Bo to właśnie mam im powiedzieć, że zostaną zmiażdżeni.

- Cienie?

- Nie Jewgienij. Cała Warszawa. I wszyscy, którzy tu przetrwali.

- Mieszkańcy? Są u jeszcze jacyś?

- Setki, tysiące, może miliony. I wszyscy zginą. Co do jednego.

Dowgiłło beznamiętnie wpatrywał się w ciemność.

- Mówiłeś, że cieni nie da się ich pokonać – powiedział. - Powiedziałeś, że nie mamy żadnych szans.

- Nie mamy żadnych szans z żadnej strony – odparł Gerber. - Za plecami mamy jeszcze większe szaleństwo. Nie cofną się przed niczym. Widziałeś, jak bombardują miasto, to ledwie początek. Będą strzelać, dopóki nie przebiją się pod ziemię. Uwierz mi, takiej wojny jeszcze nie widziałeś.

- Wiele bym dał, by być teraz na normalnej wojnie – odpowiedział Dowgiłło. - U boku Dziewiątej walczyć z tworami, lub imperialistami.

- Nie ma już Dziewiątej – powiedział Gerber. Po chwili zorientował się, że spogląda na niego reszta żołnierzy. Kojarzył ich twarze z kompanii, ostatni pluton, tworzony przez weteranów wielu bitew. Kilku żołnierzy było tu jeszcze od czasów bitwy radzymińskiej, stanowiąc trzon kompanii. Teraz zwrócili ku niemu swe oczy.

- Szli w pierwszym natarciu – wyjaśnił. - Na górze rzucono przeciw nim twory. Pojawili się też maoiści. W liczbie jakiej nigdy nie widziałem. Rzucili ich do przodu. Nie mieli najmniejszych szans… Nikt nie liczył nawet, że coś zdziałają. Kolejne oddziały wciąż są kierowane do ataku, a w ich miejsce pociągiem dojeżdżają kolejne. Getow i Rudczenko prowadzili natarcie. Nie wydaje mi się, aby ktoś ocalał… - zniżył głos i spojrzał na Dowgiłłę. - Poświęcili się. Ich poświęcili. Zupełnie bez sensu.

- Wszyscy? - w jego głosie brzmiało coś na kształt niezrozumienia.

- Reszta zginęła tutaj – odparł. - Kiedy ostatnio ich widziałem byli więźniami Mroku. Władcy cieni.

- Żyli jeszcze?

- Nie wiem.

- Zaczynam rozumieć, czemu zrobiłeś to, co zrobiłes na górze – mruknął Dowgiłło. - Co gorsza zaczyna wydawać mi się, że miałeś słuszność.

Gówno tam rozumiesz, pomyślał Gerber, po czym zastanowił się, czy jednak tamten nie ma trochę racji. Maksym nie był już niczego pewien.

- Więc co robimy? - zapytał Dowgiłło. - Jeśli pójdziemy do przodu, spotkamy wroga, z którym nie jesteśmy w stanie walczyć. Jeśli pozostaniemy tutaj, prędzej czy później ktoś przyjdzie strzelić nam w plecy, za to że nie wykonaliśmy rozkazu.

- Nie sądzę, żebyśmy mieli tyle szczęścia – powiedział Gerber. - Ale nie wydaje mi się, żeby ktoś przyszedł. My już dla nich nie istniejemy. To misja w jedną stronę.

- Całe życie walczymy – powiedział Dowgiłło. - I na koniec okazuje się, że nie ma już za co się bić.

- Nigdy wcześniej tak nie myślałeś? - zapytał z ironią Gerber.

- Nie miałem na to czasu – odparł tamten.

- Racja. Gdy żołnierz ma wolny czas, to w głowie mu się pierdoli – przyznał Maksym.

Dowgiłło zgodził się z nim.

- Cofnąć się nie ma do czego, iść do przodu źle. Zostać tutaj…?

- Do dupy. Mają tam broń, której prędzej czy później użyją – powiedział Gerber. - Po za tym… ponoć za kilka godzin, świat który znamy się skończy. A Warszawa będzie zniszczona.

- Nie chcę siedzieć bezczynnie czekając na śmierć – powiedział Dowgiłło.

- Ja również – przyznał Gerber, uświadamiając sobie, iż nie ma żadnej opcji. Wyjście na powierzchnię i przedzieranie się przez zniszczone, bombardowane miasto, nie wchodziło w grę. Po za tym nie mieli nawet już do czego wracać. To co czekało go w tunelach napawało go przerażeniem, zaniesienie posłannictwa Światle nie dawało mu żadnej nadziei na przeżycie. Było jednak jedynym co mógł uczynić. Droga w głąb ziemi w obecnej sytuacji wydawała mu się najsensowniejsza. Mimo, iż czekał tam Mrok i jego sługi.

- Więc chodźmy – powiedział.

- Te cienie… - zaczął Dowgiłło. - Naprawdę są tak niebezpieczne?

- Nie pozwól się dotknąć – poradził Gerber. - Bo wolałbyś nie obudzić w ich tiurmie – przed oczami stanęło mu pomieszczenie, w którym torturowano desantowców i odruchowo się wzdrygnął. - Są cholernie szybkie. A nasza broń na nie nie działa.

- Wspaniale – stwierdził Dowgiłło, po czym gwizdnął. Żołnierze podnieśli się, a zwiad podniósł z pozycji strzeleckich. - Naprzód!

Ruszyli przed siebie, w głąb tunelu. Zagłębili się w ciemności i w niej zniknęli. Ona zaś nagle ożyła, opadła na stację, zakrywając ją swym mrokiem i po chwili podążyła ich śladem.

Stacja Zwycięstwa >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz