Grieve pocił się gorącym klimacie
Ameryki Łacińskiej, marząc by wydostać się z niej jak najszybciej. Po wyjściu z
samolotu, który schodził do lądowania pod ostrym kątem, miał nadzieję na
zaczerpnięcie świeżego powietrza. Lot trwał trzy godziny, a metalowe wnętrze
Herculesa nagrzało się pod słońcem mezoameryki, gdy lecieli okrężną drogą
omijając radioaktywną kupę żużlu, którą była niegdyś część Kuby. Jeńcom
wojennym i więźniom wciąż nie udało się jej oczyścić i przywrócić w pełni do
życia, choć umierali tam tysiącami. Poza wspieranymi przez Moskwę radykałami z
ruchu posthippisowskiego nikt ich nie żałował. Ostatnimi czasy zdawali się
zresztą mniej aktywni, a FBI skupić się musiało na terrorystach spod znaku
Greenpeace i innych organizacji powiązanych z Frakcją Czerwonej Armii. Wszystkie
w ten czy inny sposób popierał ich przeciwnik. Wojna Grieve’a była inna, a jego
wróg zupełnie realny.
Teraz stojąc na płycie
kosmodromu usiłował się na nim odnaleźć, choć zmiana czasu nie była aż tak
znaczna. Spoglądał na krążące po perymetrze drony, wyrzutnie gotowe do ich
wystrzelenia, świadom iż akwen w promieniu pięćdziesięciu mil morskich
patroluje marynarka wojenna, gotowa otworzyć ogień do każdego obiektu,
przybywającego droną morską. A przede wszystkim do dystrosji grawitacyjnych,
które mogłyby się znienacka pojawić. Dzięki nim Kolektyw zdołał zmienić lokalne
warunki pogodowe. Sojusz zignorował otwierane w anomalie w pozornie
bezsensownych miejscach zakłócenia, uznając iż wróg nie zapanował nad swoją
nową bronią, której używać zaczął w Australii. Do czasu aż niewielkie
zakłócenia utworzyły obszarowe tornado, które uderzyło wprost we Florydę
niszcząc intrastrukturę Cape Canaveral. Jeden z trzech kosmodromów Sojuszu
przestał istnieć, jednocześnie z uwagi, iż był głównym miejscem odlotu promów
zaopatrzeniowych na ISS, z uwagi na centralne położenie, wydłużył linie
zaopatrzeniowe, aż do Kourou i na Pacyfik. Zaowocowało to wstrząsem
logistycznym, równie silnym jak świadomość, że wróg zdołał przypuścić atak na
USA, główny kraj Sojuszu, który nigdy dotąd nie padł ofiarą bezpośredniego
ataku. Sprawiło to jednocześnie, iż Chiny przesunęły się na liście
przeciwników, zajmując równorzędne miejsce do Związku. Logicznym było, iż
następnym celem dla ich grawitacyjnej broni będą kolejne kosmodromy lub nawet
stacja ISS “Deep Space”, lecz wówczas Kolektyw przepadł. Wyciągnięto jednak
lekcję z ataku i zwiększono straż wokół kosmodromów, wzmacniając siły naziemne
stałym dozorem z satelit, kontrolowanych przez połączone sieci matematyczne
Houston i ISS. Obecnie w promieniu 10 mil od bazy nikt nie mógł się nawet
zbliżyć, a miasto Kourou zostało wysiedlone. Jedynie niebo było nad nim nadal
niebieskie, a atmosfera duszna. Grieve rzucił papierosa, patrząc w stronę “Mac
Kinleya”, promu NASW ustawionego w pozycji startowej, do którego miał wsiąść za
pół godziny, gdy okno startowe będzie otwarte. Następnie wszedł na powrót do
budynku, czując przyjemny chłód klimatyzacji, pozostawiając za sobą pełną życia
bazę wojskową. Porzucił drony latające nad głowami, statki tkwiące nieruchomo
na lazurowej powierzchni morza, cyberdyny rozstawione na wzgórzach i spojrzał w
migające lampki centrum łączności.
- Mamy połączenie, generale -
powiedział żołnierz w stopniu bosmana marynarki podając mu słuchawkę. Burdel
typowy dla Sojuszu, pomyślał Grieve, kosmodrom dla promów NASW, zaopatrywany
przez wojsko, administrowany i chroniony przez marynarkę. W skład zaś
wszystkich sił dodatkowo wchodzą jeszcze siły zbrojne innych narodów.
- Grieve - zgłosił się.
- Chciałeś ze mną rozmawiać -
usłyszał zniekształcony głos Klugego. Grieve nabrał powietrza.
- Williams to dupek -
powiedział.
- Wiem o tym. Niech zgadnę,
nie chce pomóc.
- Powiedział, że nie
przyjmuje rozkazów bezpośrednio od AFCOM - warknął Grieve. - Muszą przejść
przez CINTER, żeby SACEUR mogło ocenić zdolność ich wykonania.
- Formalnie ma rację -
mruknął po chwili Kluge. - Mamy tu przecież łańcuch dowodzenia, nie można
pomijać kolejnych osób. Nie zrobi nic bez rozkazu swojego bezpośredniego
przełożonego.
- Ten gnój Broger...
- ... przewodniczy kolegium
CINTER. I zdaje się nie może doczekać się chwili, gdy odwołany zostanie Cleeve.
A teraz skoro ustaliliśmy już, że to dupki, powiedz mi czego potrzebujesz, nim
zerwie nam połączenie. Spróbuję pomóc.
- Tak - kiwnął głową Grieve.
- Popatrzyłem na ostatnie zdjęcia satelitarne. To nie tylko anomalia sprawia,
że nie mamy łączności. Na granicy krąży Kandyd, zagłusza wszystko co próbuje
się przebić. Dopóki nie zostanie zdjęty, nie dostaniemy niczego od naszych.
Kluge milczał przez chwilę,
nim ponownie się odezwał.
- Mają drony, mogą go strącić.
- To Harpie i są od niego
daleko. A on na pewno lata powyżej ich zasięgu. Przyjrzyj się uważnie, jest
ponad chmurami. Nawet go nie widzą, nie mówiąc o namierzeniu.
- Mogą go przepędzić.
- Mogą, jeśli nie mają na
dole przeciwników ze Striełami - zauważył Grieve. - Nie wiemy co stało się, gdy
tamci dotarli do Warszawy. I nie dowiemy się, dopóki nie nawiążemy łączności.
Uważam, że ten samolot nam to uniemożliwia.
- Tego chciałeś od Williamsa?
- zapytał Kluge. - Żeby posłał Bellerefonty i zdjął samolot? Wiesz, że to
niemożliwe, nigdy nie latały nad Europę Środkową. Wszystkie posyłano z orbity,
a połowę i tak NASW traciła gdy znajdowały się w zasięgu Rewolucji.
- Nikt nigdy nie próbował
posyłać - zauważył Grieve. - A to istotna różnica. Z uwagi na garnizon w
Poznaniu, który ma obronę rakietową i przeciwlotniczą i anomalie nad Niemcami.
Z kolei Bałtyk jest ich akwenem, po tym jak zamknęli Sund. Nadal jednak
Warszawa jest w zasięgu bazy RAF.
- Nic się nie zmieniło.
- Wszystko się zmieniło.
Przerzucają siły z Poznania okrężną drogą, nie czekają aż uda się naprawić im
most nad tą przepaścią, które zniszczyło NASW. Wykombinowali, że możemy czegoś
spróbować, bo lotnictwo z Poznania posłali na Sund i Bornholm, żeby chronić się
przed puszczeniem dronów zwiadowczych z orbity, schodzących z tamtej strony.
Nie spodziewają się jednak ataku z zachodu, przez drony nadlatujące od strony
Anglii.
Mimo trzeszczenia, wyraźnie
usłyszał sceptyczne chrząknięcie Klugego.
- Ich baza rakietowa w
Sundzie je strąci. To niewykonalne.
- Nie masz racji, wszystko
się zmieniło - powiedział Grieve. - Szachowali nas tą bazą, żebyśmy nie
próbowali ataku, a my nigdy tego nie robiliśmy. Ale teraz nasze drony mają sieć
matematyczną, która poprowadzi je na wysokości kilku stóp nad powierzchnią.
Radary ich nie zauważą, dopóki nie będzie za późno. Odpalą rakiety w Sundzie, a
wtedy tamci poderwą lotnictwo by nas powstrzymać. Podczas starcia pozwoli to
kilku maszynom przedrzeć się niepostrzeżenie. Wejdą korytarzem między anomaliami
na północy Polski. Przynajmniej jeden dotrze do celu i dopadnie Kandyda.
- Pomijając, że chcesz
poświęcić cholernie drogie Predatory - usłyszał pełen zwątpienia głos Klugego.
- To planujesz przeprowadzić atak, jakiego Sojusz nie przypuścił od lat.
- Mamy wojnę - przypomniał
Grieve. - Po za tymjak sam mówiłeś, sprawdzamy ich zainteresowanie. No to
pójdźmy krok dalej i zobaczmy na czym im bardziej zależy, gdy przypuścimy atak.
Na Warszawie, czy na powstrzymaniu inwazji.
- To dobre - myślał głośno Kluge.
- Jeśli zobaczą, że szykujemy nasze jednostki szturmowe, będą sądzić, że
idziemy do ataku. To zmusi ich do relokacji sił, lub spróbują odpalić
pociski...
- ... w najgorszym razie
będziesz wiedział więcej niż obecnie. Zmusimy ich do pokazania na czym zależy
im najbardziej.
- Będziemy dość skutecznie
odwracać uwagę od tego co robisz - zgodził się Kluge. - Jeśli zaczną uważać, że
rozpoczynamy atak, nie zorientują się, że chcemy wyciągnąć naszych... a CINTER
i SACEUR na razie nie muszą o tym wiedzieć. Dobry pomysł, pogadam z Brogerem.
Myślę, że rzeczywiście powinniśmy sprawdzić, jak daleko posuną się, gdy
wprowadzimy zamieszanie na planszy. Świetny pomysł.
Zapewne przedstawisz go jako
swój, pomyślał Kluge, ale nie dbał o to.
- Poruszcie wszystkich
spadochroniarzy jacy są w Europie - poradził.
- Mamy SAS, 82 Regiment,
Francuzów, Dwie dywizje 101... I oczywiście cholernych Polaków - myślał głośno
Kluge. - Ale to dobry pomysł. Zaczniemy ich przemieszczać na lotnisko, gdy
tylko ruszymy na Sund. Zobaczą to te ich sputniki, będą musieli jakoś
zareagować. A gdy porzucą Warszawę, żeby bronić swego terytorium, będziesz miał
swoje okno.
- Właśnie - zgodził sie
Grieve. Kluge wyraźnie spoważniał.
- Zajmę się tym. Ale musisz
się pośpieszyć po przybyciu na ISS.
- Czemu?
- Obejrzyj sobie aktualne
zdjęcia kiedy wylądujesz na ISS. Ruszyli od strony Lublina, zaczynają
przerzucać pociągi... to jeszcze pół biedy, wystartowało też lotnictwo. Rzucili
myśliwce i helikoptery, dotrą do Warszawy w ciągu dwóch godzin. Jeśli zajmą tam
lotnisko...
-... stracimy przewagę -
zgodził się Grieve. Czas nieubłaganie mu się kurczył. - Musimy zdjąć jak
najszybciej tego Kandyda. Wtedy możemy ustalić z naszymi punkt ewakuacji. Muszą
się wynieść nim tamci dotrą do miasta.
- Na razie o nich nie wiedzą -
zgodził się Kluge. - Zajmę się uruchomieniem RAF. Ale sam wiesz, że trochę
potrwa, nim przekonam Brogera. Potem programowanie dronów, start... cztery do
sześciu godzin, nim drony znajdą się w Warszawie. Do tego czasu tamci już tam
będą, a nad miastem będzie wrogie lotnictwo.
- Nie dowiemy się nim nie
spróbujemy - zauważył Grieve. - Więc lepiej zacznijmy już teraz.
- Zgadza się. Jeszcze
jedno... Matthew, uważaj tam na górze. Gleeson oskarżył właśnie Aldrina o
zdradę. Sytuacja na górze...
- ... nie jest najlepsza.
Zrozumiałem. Bez odbioru - zamyślony Grieve oddał słuchawkę bosmanowi. Spojrzał
na niego zastanawiając się czy słyszał rozmowę, ale nie miało to najmniejszego
znaczenia. Westchnął i popatrzył na “Mc Kinleya” gotującego się do startu.
Wejście na pokład statku NASW wymagało odwagi. Albo głupoty. Chyba, że było się
marine.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz