wtorek, 9 maja 2023

Ciemna Symetria: Fort Mokotów

 

Dowgiłło raz jeszcze przyjrzał się mapie, po czym ponownie przytknął do oczu lornetkę. Obszar kontrolowany przez wroga niknął za ruinami i roślinnością, które przetrwały niszczycielski ostrzał z haubicy. Nie zakładał nawet, że przeciwnika udało mu się pokonać, z siłami jakimi dysponował najchętniej pokryłby raz jeszcze cały obszar ogniem, lecz działo musiało ostygnąć i należało oszczędzać amunicję. Niestety, musiał nawiązać z imperialistami bezpośredni kontakt bojowy, a powód był prozaiczny i  nie dający możliwości odmowy. Stawka nakazała.

Sytuacja spieprzyła się bardzo szybko. Nim Afanasjewa ruszyła opanować wejście do metra, posłała pod jego dowództwem dwie drużyny zmechpiechoty, tank PT-81 oraz samobieżną artylerię Grad, celem zajęcia pozycji osłonowej. Dowgiłło wybrał na stanowisko bojowe opuszczony od kilku lat mokotowski fort, nie zdążył się w nim nawet jeszcze umocnić, gdy w ciemności wiszącej nieruchomo nad miastem rozbłysły eksplozje. Dzięki ostrzeżeniu Gerbera udało mu się odpalić strieły. Rozkazał je wystrzelić bez wybierania celów, chwilę później zdążyły złapać namiar nadciągających maszyn wroga. Po raz pierwszy miał okazję zobaczyć na wpół legendarne pojazdy pozbawione pilotów, które natrafiwszy na zasłonę rakietową odbiły w górę prawie pionowo, wykonując gwałtowne zwroty. Na swych śmigłach nie były jednak w stanie poruszać się szybko, choć odpalać zaczęły jakieś świetlne pociski, w które trafiła większość rakiet łapiących na nie namiar. Dowgiłło w tym czasie zmienił już obszar ostrzału, zamiast uderzania na ślepo w miejsce bitwy, zgodnie ze złapanym namiarem przez radar Grada i wskazaniem podesłanym przez Trzmiela, polecił strzelać w źródło sygnałów radiowych, znajdujące się trzy wiorsty od nich na terenie Ochoty. Skutkiem tego całkowicie ono zamilkło, a wrogie maszyny przestały nadlatywać. Gdy polecił przerwać ostrzał zapadła cisza. Zarówno w tamtym rejonie, jak również w miejscu bitwy, toczonej przy wejściu na Stację Unii Lubelskiej. Nie słychać było już wybuchów i strzałów, nad miejscem starcia unosił się widoczny pośród zmierzchu kłąb dymu, stanowiący pozostałość po zniszczonych budynkach i wybuchach, a przez radio nie odpowiadał mu nikt z grupy uderzeniowej. Złamał zakaz nawiązywania kontaktu, jednak nie spotkało się to z odpowiedzią imperialistów. Zapanował spokój, a on został sam ze swoimi myślami, wiszącą nieruchomo nad miastem ciemnością, zastanawiając się co uczynić. Niewiele czasu zajęła próba podważenia jego dowództwa przez tankistę Saakaszwilego, oraz artylerzystę Kalenia. Szybko ich spacyfikował, mimo iż wiedział już jakie donosy gotowi są wysmażyć, lecz rozważał w tym czasie posłanie zwiadu. Jednakże wówczas przybyły niedobitki, z potężnej grupy uderzeniowej pozostał niecały tuzin żołnierzy, którzy najwyraźniej uciekli spod ostrzału. Choć Saakaszwili od razu zażądał, by rozstrzelać ich za defetyzm, Dowgiłło kierując się pragmatyzmem włączył ich do swych sił, uznając że 11 ludzi wzmocni jego niewielką grupę, a on da im szansę wykazania się odwagą i zmazania swych win. Niestety ich przybycie okazało się druzgoczące dla morale, bowiem przynieśli ze sobą opowieść o tworach których nie imały się kule, ukrytych imperialistach, których nie zdołali zobaczyć i maoistach pędzących na zatracenie. To sprawiło, że Dowgiłło zastanawiał się co ma dalej uczynić, choć nie mógł dać ludziom poznać, jak wielkim wstrząsem była dlań informacja o pokonaniu i śmierci wszystkich jego ludzi, całego plutonu. Najpierw śmierć Krafta, teraz strata prawie całego stanu osobowego. Dowodził resztką tego, co pozostało z posłanego ku Warszawie oddziału, a na jego barkach ciążyło podjęcie decyzji, o czym doskonale wiedzieli Saakaszwili i Kaleń. Problem ten rozwiązała Stawka, wydając za pośrednictwem Trzmiela rozkaz nawiązania bezpośredniego kontaktu bojowego z przeciwnikiem. Sensowność powyższego była znikoma, a liczba wrogich sił nieznana, lecz choć pokazały już, że zdolne są pokonać znacznie większą grupę uderzeniową. Dowgiłło nawet nie próbował dyskutować ze Stawką, ani zastanawiać się co kryje się za powyższymi rozkazami, wykonał je po swojemu. Polecono mu związać ogniem przeciwnika w obu lokalizacjach, gdzie ujawniono jego obecność. Do Stacji Unii Lubelskiej nawet nie planował się zbliżać, więc polecił Kaleniowi wziąść na nią namiar i wstrzymać się na razie z otwarciem ognia. Zwiadowców posłał zaś w kierunku Ochoty, nie próbując jeszcze wspierać ich wozem bojowym ani tankiem, z obawy na możliwość obecności wrogich maszyn. Sam przemieszczał się powoli BWP, a nieopodal kroczył PT-81, choć osłona w postaci kilku żołnierzy wyposażonych w Strieły zdawała mu się mocno mizerna. Przynajmniej wciąż mieli łączność radiową, Trzmiel podleciał bliżej i krążył na granicy Mokotowa, utrzymując bezpieczną odległość od oddziaływań na Dzikich Polach. Dowgiłło był przekonany, że pilot robi wszystko, by krążąc, nie znaleźć się nad jałową ziemią dawnej południowej. Znowu pomyślał o tym, co tam ujrzał i poczuł lęk.

Skupił się na bardziej przyziemnych sprawach. Zerwał jakąkolwiek łączność, wiedząc iż imperialiści namierzają jego pozycję w sposób podobny, jak czyni to on. W ich wypadku było to dużo prostsze, bowiem machiny tamtych działały w oparciu o komunikację radiową, co stanowiło ich słabość. W jaki sposób pozostawała ona sprawna, pozostawało tajemnicą, według tego co mu przekazano łączność powinna zawieść, a elektronika tamtych stać się całkowicie niesprawna w strefach promieniowania, zwłaszcza na Dzikich Polach. Lecz w przeciwieństwie do nich imperialiści wyraźnie nie mieli wielkich problemów, choć podobnie zarządzili ciszę w eterze. Nie wiedział czy daje mu to jakąkolwiek przewagę, nigdy wcześniej z takim wrogiem nie walczył, usiłował się przystosować. Ci, którzy mieli doświadczenie w takich starciach zostali pobici u wejścia do metra, co nie rokowało najlepiej. Dowgiłło nie dążył do starcia, jednak skoro polecono mu zaatakować, zamierzał wywiązać się z tego zadania jak najlepiej, nawet jeśli z powodu braku jakiegokolwiek rozpoznania, zapowiadało się to na zadanie iście samobójcze, w stylu największych gieroi Sojuza. A Dowgiłłę wypełniał zimy gniew, po raz pierwszy w życiu spersonalizowany, skierowany przeciw komuś innemu niż Polacy. Wróg, który zabił jego towarzyszy broni, miał twarz. Był żołnierzem wrogiej armii, którego Dowgiłło zamierzał zabrać ze sobą, mszcząc poległych. Atakować jednak należało nie kierując się emocjami i właśnie to właśnie czynił. Rozkazy rozkazami, ale dopadnie tych gnoi. W przeciwieństwie do Afanasjewej walczącej w ciasnej przestrzeni budynków, on miał przewagę otwartej przestrzeni i zamierzał to wykorzystać, choć podejrzewał, że wróg jest w stanie ich odpowiednio wcześniej wykryć.

Na razie jednak dał sygnał powoli naprzód, widząc przez lornetkę jak zwiadowcy przejazują znaki. Wykryli ślady obecności imperialistów, więc nie zamierzał już zwlekać. Uniósł dłoń i dał sygnał, zeskakując z pancerza BWP, by nie wystawić się na cel wrogich snajperów. Wówczas Kaleń wydał rozkaz, a ponad wiorstę za jego plecami Grad wystrzelił, pośród huku i dymu, aż zadrżała ziemia. Haubica drgnęła na swych pneumatycznych nogach, następnie oddała kolejny strzał z drugiej lufy, po czym zaczęła obracać wieżyczkę. Niech imperialiści sądzą, że ostrzeliwuje nadal bez sensu otoczenie lotniska i miejsce bitwy, trzeci strzał został posłany w stronę miejsca ich bazy. Dowgiłło zdjął dłonie z uszu, nie czekając aż Grad opuści się na swych nogach i osiądzie na kołach, po czym zacznie zmieniać swą pozycję.

Uczynił to rychło w czas, bowiem eter ożył, wypełnił go sygnał komunikacji radiowej imperialistów. Dwa pierwsze strzały zgodnie z poleceniem Stawki oddane zostały w stronę Stacji, lecz nikt nie odpowiedział stamtąd ogniem, trzeci wywołał reakcję. Wróg ukrywał się na Ochocie i nie zamierzał dopuścić, by Dowgiłło kontynuował niszczycielski ostrzał. Z zarośli odległych o pół wiorsty od zwiadowców wystrzeliła salwa z moździerza, zmierzając w kierunku tanka. Dowgiłło nie dał się nabrać, wiedział, że tamci odwracają jego uwagę. Pociski nie miały szansy przebić pancerza, służyły jedynie zwiedzeniu ich w pułapkę.

- Pierwsza, agoń! - zawołał przerywając ciszę radiową, by wróg sądził, że złapali się na ten podstęp. PT-81 natychmiast skierował tam swą lufę i wystrzelił odłamkowy. Dowgiłło wydawał już kolejne rozkazy. - Osłona, odpalać!

O dziwo Saakaszwili tym razem wreszcie trafił, choć niewielka lufa tanka nie dawała możliwości strzelania pociskami większego kalibru. Jego podstawowy atut stanowił miotacz płomieni, skuteczny na bliskie odległości. Nikt nie planował, że PT-81, weźmie udział w walce z imperialistami, miał jedynie stanowił osłonę dla ciężkich T-87, których niestety już nie mieli. Zarośla zostały wyrzucone w górę, a ziemia wymieszała się z czerwoną roślinnością. Choć tank trafił kilkanaście arszynów na lewo od miejsca, z którego wystrzelono pociski, strzał dosięgnął celu. W górę wyleciała rozerwana na strzępy maszyna imperialistów, jaką zdołali zniszczyć już wcześniej, przypominająca skrzynię na niewielkich nóżkach. Przypadek, choć Saakaszwili stwierdzi na pewno coś innego. Jednocześnie jego ludzie wystrzelili dwie rakiety Strieła, a moment wybrany został doskonale, bowiem namierzyły one jakiś cel i pomknęły za uciekającymi śmigłowymi pojazdami, które zdołały wystrzelić rakiety. Dowgiłło zaklął i padł na ziemię. Pocisk śmignął nad nim, trafiając prosto w Grada. Eksplodował na jego pancerzu, na którym momentalnie wykwitły języki płomienia, zachwiał haubicą, lecz nie zdołał uczynić żadnej krzywdy maszynie, ani ukrytym w jej wnętrzu artylerzystom. Pancerz po raz kolejny okazał się odporny na imperialistyczne zabawki. Lecz druga rakieta trafiła w BWP, który nie miał szansy przetrwać. Najwyraźniej jednak tym razem szczęście było po ich stronie, bo ujrzał jak metalowa tuleja odbija się od pojazdu, pozostawiając w masce wgłębienie, po czym leci dalej, koziołkując po ziemi. Niewypał. Nie miał czasu rozważać zmienności losu, bowiem tamci zaczęli strzelać. Nie potrzebował lornetki, od strony zrujnowanych domostw śmignęły pociski, trafiając zwiadowców, którzy najwyraźniej nie byli ukryci tak dobrze, jak mu się wydawało. Odwrócił się i złapał za słuchafon, trzymany przez leżącego koło niego łącznościowca, szeregowego Leonowa.

- Durak, w pieriod! - polecił.

BWP ruszył, a działonowy otworzył ogień w kierunku zarośli. Wóz nie szarżował, szedł po linii perymetru, nie zbliżając się do miejsca, z którego nadlecieć mogła rakieta. Dowgiłło planując atak zastanowił się co on by uczynił, następnie założył, że zrobią to imperialiści. Najwyraźniej nie wzięli pod uwagę zasięgu ciężkiego działka BWP, bo dostrzegł, że trafili. Teraz do akcji weszła piechota, pod osłoną wozu poderwała sie z ziemi i ruszyła przed siebie biegiem.

- Ura! - rozległ się okrzyk prowadzącego. Imperialiści jakby na to czekali, z dwóch punktów odpalone zostały pociski z moździerza, jednak w tamtą stronę kroczył już PT-81 strzelając z lufy. Grad skracał właśnie kąt, przeładowując trzy działka. Dowgiłło pośród huku eksplozji zobaczył jak kilku z jego żołnierzy wylatuje w górę, jednak, co najmniej tuzin wydostał się z pola ostrzału i pędził przed siebie, korzystając z osłony jaką dawał im BWP. Ten właśnie nawracał łukiem, a działonowy musiał zmienić taśmę amunicyjną, bowiem na chwilę zapadła cisza. Żołnierze przypadli do ziemi, czekając aż wyminie ich PT-81, który mijał ich pozycję i uruchomił miotacz ognia. Za wcześnie, zaklął Dowgiłło, strumień nie sięgnął nawet budynku, bo imperialiści zaczęli uciekać. Jego ludzie strzelali, jednego z tamtych udało się nawet trafić, lecz nie mieli niestety już żadnego snajpera, który zdołałby zasiać w szeregach wroga spustoszenie. Paru jednak dostali, choć od eksplozji moździerza padło także nieco z jego żołnierzy. Być może byli jedynie ranni, lecz w uszach mu piszczało i niewiele słyszał. Sytuacji nie poprawił kolejny strzał Grada, wymierzony w odległą Stację. Gdyby nie konieczność ostrzeliwania także tamtej pozycji, której Dowgiłło nie rozumiał, zmasakrowałby teren przed sobą i ruszył dalej. Na razie jednak haubica musiała skrócić pole ostrzału, a on poczuł klepnięcie w ramię, gdy Leonow podawał mu słuchafon.

- Łowoziero, jak mnie słyszysz? - rozległ się trzeszczący głos łącznościowca Trzmiela, który przekazywał mu przez ostatnie godziny rozkazy. - Zaprzestań ostrzału obszaru lotniska!

- Ja Łowoziero, przyjął! - zawołał Dowgiłło. - Nacieram na kierunku Ochota!

- Kontynuować natarcie - potwierdził Trzmiel. Kolejnych słów już nie usłyszał, bowiem Grad strzelał ponownie. Pociski zmieniły dwie budowle przed nimi w kupę gruzu. Jednocześnie Kaleń dostał kolejną maszynę wroga, latające wciąż jeszcze nie powróciły, choć nie wiedział, czy zdołali je strącić. Ważne, że zepchnęli tamtych do ofensywy. PT-81 musiał iść przodem, bowiem Dowgiłło bał się min przeciwpiechotnych, którymi posłużyli się tamci podczas walki z grupą Afanasjewej. Dlatego też obawiał się nadlatującego pocisku przeciwpancernego, brak kontaktu ogniowego świadczyć mógł, że tamci wciągają ich w zasadzkę.

Była ona jednak inna niż się spodziewał. Nie usłyszał strzału, lecz lufa Grada nagle eksplodowała, zdążył jedynie zarejestrować, iż rozgrzała się do czerwoności, a wśród dymu ujrzał coś na kształt promienia światła, biegnącego pośród bitewnego pyłu w linii prostej od niedalekiego wzniesienia. Haubica nie zatrzymała się, lecz zwolniła, a gdy dym się rozwiał, zobaczył, że wieżyczka wydaje się bezradna. Lufa była rozerwana, jednocześnie zablokowała dwie pozostałe. Nie miało znaczenia, że jego ludzie pędzili już w kierunku, z którego oddano strzał i rzucali granatami. Po chwili dopadli maszynę, która zdołała ich wymanewrować, a kolejne wybuchy dokonały jej zniszczenia.

- Poczekajcie skurwysyny - warknął Dowgiłło, a Leonow poklepał go w ramię. Tym razem nie podawał mu jednak słuchafonu, lecz pokazywał coś z tyłu. Teraz i on to dostrzegł i jego twarz się rozpogodziła.

Spod chmur w warstwę zmierzchu spadły stalowe ptaki, cztery Suchoje nadlatywały w kierunku Warszawy. Za nimi dostrzegł ciemne sylwetki wiertalotów. Nadciągały posiłki, imperialiści nie mieli żadnych szans.

Podziemna Warszawa >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz