piątek, 26 maja 2023

Ciemna Symetria: Pasta (I)

Nikt już nie pamiętał co oznacza ten skrót, Walter nie miał pojęcia z jakiego powodu mówiono tak na najwyższy budynek zrujnowanej Warszawy położony na powierzchni. Tak jednak określali go żołnierze, stalkerzy a nawet apasze na Wileniaku i starsi ludzie pamiętający przedwojenne miasto. On traktował to miejsce z respektem, choć widział je jedynie kilka razy, na początku swej kariery wojskowej, oswajano go w tej okolicy z powierzchnią, nim przydzielono do pierwszych służb na terenie miasta. Budynek wznosił się wysoko w niebo, zapewne powyżej dwudziestu pięter. Walter nigdy nie miał ochoty policzyć, wystarczający dlań był fakt, iż był on widoczny z oddali świadcząc o czasach, gdy ludzie uważali, iż bezpieczni są na powierzchni. Nim przenieśli się do bezpiecznych tuneli metra, wybudowanych głęboko pod ziemią, które jednak okazały się pułapką. Po tym co usłyszał od Anuszki, wciąż nie był w stanie uspokoić swych myśli.

Nazywała się Anuszka Pawłysz i miała dwanaście lat. Wychowała się na tej samej stacji co on i większość dzieci zamieszkujących miasto, pośród bezpiecznych tuneli Woli i Ochoty, odciętych całkowicie od powierzchni szkół Stalina. Poddana pionerskiemu wychowaniu, nigdy nie poznała własnych rodziców, życie upłynęło jej na poznawaniu zasad komunistycznego żywota. Była taka sama jak Walter, lecz jej życie runęło dużo wcześniej i rozpadło się w pył. Nie miała nawet 10 lat, gdy Warszawa upadła.

- Wiesz, że nie możemy jej zabrać? - słowa Deveraux przerwały tok jego myśli. Spojrzał na nią z gniewem.

- W takim razie ja ją zabiorę.

- Wiem jak to brzmi, ale... - wyraźnie nie przychodziło jej to łatwo.

- O ile mi wiadomo na razie kręcimy się bez celu - rzucił. - Więc wy iddźcie dalej, imperialiści, nawiążcie kontakt ze swymi ludźmi i zabierzcie się stąd. Wynoście się z mojego miasta i zostawcie ją mnie. Stanowi to dla ciebie problem? To mój problem, a nie twój!

- Nie to chciałam powiedzieć - odparła. - Ale przekradanie się wśród tych cieni z dzieckiem to szaleństwo.

- Podobnie jak z kimś rannym - zirytował się. Zamilkli, a on mocniej ścisnął dłoń Anuszki. Znowu rozgorzał w nim gniew. - To wy ją uratowaliście - przypomniał. - Chcesz ją teraz tu zostawić? Jesteś w ogóle do tego zdolna?

- Nie - odpowiedziała bez wahania i zastanowienia. - Ale jeśli możemy ją gdzieś zostawić... Komuś zostawić... Nasze szanse wzrosną.

- Deveraux... - zaczął. - Nie sądzę, żebyśmy szli w to samo miejsce. Wiesz, że nie wrócę z wami.

- Czeka tu coś na ciebie? Prócz twej wymarzonej śmierci?

- To moje miasto - odrzekł. - Słyszałaś co mi powiedziała?

Anuszka rozmawiała z nim gdy szli pośród ciemności. Noc nie stawała się gęstsza, zdawali się oddalać od mroku, gdy nie podążali w kierunku Stacji Berii. Znajdowali się pośród zmierzchu, w którym ruiny odcinały się ciemnym kształtem. Stanęli u stóp Pasty, na zrujnowanym placu, gdzie krzyżowały się ulice. Walter spojrzał w górę na wysoką bryłę sześcianu, na szczycie którego znajdował się mniejszy. Być może z góry imperialistom uda się nawiązać z kimś łączność, a być może rozejrzeć. Zbliżyli się do nich Weyland i Baumann, przyglądający się czujnie otoczeniu, a przede wszystkim Walterowi. Zupełnie im się nie dziwił, sam reagowałby podobnie, gdyby imperialista prowadził członka jego oddziału. Wiedział, że na jeden sygnał Deveraux wpakują mu kulę. Weyland popatrzył na dziewczynkę, która uśmiechnęła się i swą umorusaną twarzą powiedziała coś do niego.

- Co takiego? - chciał wiedzieć.

- Podziękowała ci - wyjaśnił Walter. Weyland w odpowiedzi skinął poważnie głową i uśmiechnął się.

- Nie przyszło ci do głowy, że to pułapka? - burknął Baumann.

- Jeśli tak to się w nią złapaliśmy - zauważyła Deveraux, siadając na gruzowisku i wyciągając swą nogę, by dać jej chwilę wytchnienia. Zakasłała, gdy odetchnęła zbyt głęboko dymem z odległego pożaru. - Po za tym na nas nie trzeba zastawiać pułapki. Zostały mi dwa magazynki, wy też nie macie za dużo amunicji. Wystarczy, że przybędą w takiej sile, jak zaatakowali tangosów. Albo poczekają, aż padniemy ze zmęczenia - nie musiała dodawać nic więcej. Walter od jakiegoś czasu ignorował uczucie głodu. Choć podczas poprzedniego postoju rozdzielili to, co pozostało w plecakach Weylanda i Baumanna, nie było tego dużo. Fakt, iż Deveraux podała jemu imperialistyczny pakiet żywnościowy ze swojej puli, wywołał irytację tego ostatniego, nawet gdy Walter usiłował zaprotestować, nie chcąc pozbawiać części prowiantu rannej kobiety. Poleciła wówczas Baumannowi podzielić się z Walterem, co zirytowało go bardziej niż fakt, że Weyland podzielił się jedzeniem z dziewczynką. Wszystkich zaskoczył Łowca, który wydobył ze swego plecaka wojskowe konserwy, sam zaś zaczął szarpać zębami jakiś zasuszony kawał mięsa. Problemem była jednak woda, której im brakowało. Irytacja Baumanna rosła, naskoczył na Weylanda, żadając odpowiedzi na pytanie, z jakiego powodu zabrał Anuszkę. Tamten nie pozostał dłużny, spór musiała przerwać Deveraux. Kilkadziesiąt minut później Baumann nadal dawał do zrozumienia co sądzi o tym wszystkim.

- Dlaczego oni cię szukają? - spojrzał na Waltera.

- Skąd mam wiedzieć? Wiem tyle, co wy.

- Albo przetłumaczyłeś nam to, co chciałeś - warknął tamten, spoglądając podejrzliwie na dziewczynkę.

Podczas poprzedniego postoju przekazał im wszystko co usłyszał od Anuszki Pawłysz. Po drodze otworzyła się przed nim opowiadając mu, co ją spotkało, nadal szczęśliwa, iż nadchodzi pomoc, a on czuł się nieco winny, nie wyprowadzając jej z błędu. Nie był jednak w stanie jej tego powiedzieć, patrząc w jej pełne nadziei niebieskie oczy. Fakt, iż towarzyszą mu imperialiści przyjęła obojętnie, dla niej zawsze byli tylko bajką, opowieścią którą straszono niegrzeczne dzieci. Zmaterializowali się jako żołnierze, którzy ocalili jej przed cieniami, będącymi sługami Mroku.

To ostatnie sprawiło, iż dla Waltera stało się jasne, z czym ma do czynienia. Z oddziaływaniem, które było wszechobecne w aspektach, zmieniając ludzi i transformując ich w obdarzone dziwnymi zdolnościami istoty, które wykorzystywał do swych celów szaleniec. Generał Mrok. Z jakiegoś powodu był przekonany, że za to co wydarzyło się w tunelach, odpowiada własnie on, bo cała ta historia odpowiadała poziomowi megalomanii, jaką zaprezentował, gdy się spotkali. Człowiek, który bez skrępowania przyznawał, iż przyjął swe imię, by mieszkańcy aspektu uznali go za Boga, za którym pójdą i zginą w jego imię. Nazywał siebie postPolakiem, twierdząc iż jest przyszłością Polski. Dla Waltera wszystko stało się teraz kryształowo oczywiste, jeżeli oddziaływanie zwane mrokiem było w tunelach, musiał także być tam generał. Choć Anuszka mówiła o Konwencie, rewolucyjnym ruchu, który przejął władzę z rąk skorumpowanych cywili po upadku, gdy miasto zostało porzucone, a wojsko wycofało się, zamykając się w Kordonie. Rewolucja opanowała miasto i zaczął władać w nim strach, gdy okazało się, iż członkowie Konwentu zmieniają się, a ich oczy stają się czarne. Potem pojawiły się cienie, które pokonały Kordon, a Anuszka pamiętała tę smutną defiladę żołnierzy, idących w pochodzie tunelem ku Stacji Berii, których cienie schwytały jako jeńców. Choć wszystko to opowiedziała mu ledwie w kilku zdaniach, w jej głosie wciąż słyszał przerażenie tamtego dnia, zawierające w sobie utratę nadziei, gdy żołnierze broniący się na drugim brzegu zostali pokonani. Władzę w Warszawie ostatecznie przejęła rewolucja, która wysadziła praktycznie wszystkie wyjścia z tuneli, zaprowadzając rządy terroru, w czym pomogły jej cienie. Ich liczba powiększyła się, nie imały się ich kule, były niczym mroczne zjawy, które dopadały każdego i pozbawiały czucia.

Nie dowiedzieli się wiele o tych istotach od Anuszki, nie były ludźmi, krążyły wśród tuneli, wszechobecne pośród ludzi, którzy wykonywali rozkaz Konwentu. Na ich widok każdy rozsądny odwracał wzrok. Szybko nauczono się jak kończy każdy, kto zbuntuje się przeciw Konwentowi. Broni palnej nikt nie miał, szaleńców którzy w jakiś sposób ją zdobyli i usiłowali walczyć, szybko spacyfikowano, strzały nie robiły cieniom krzywdy. Gdy atakowano je nożem, nawet jeśli zdołano zadać im rany, te szybko się zasklepiały. Były szybsze, niezniszczalne i dysponowały zabójczym dotykiem. Stanowiły armię Konwentu, która rzuciła wyzwanie największej armii świata. I jego przywódcy, bowiem to do niego skierowano wiadomość, przybijając zwiadowców do krzyży. Walter nie wiedział kim byli członkowie Konwentu, lecz działanie takie wskazywało mu wyraźnie na człowieka, którego spotkał w aspektach. Który zniknął sprzed jego oczu wraz Ciemną Panią. Nawet jeśli dziewczynka nie słyszała nigdy o generale Mrok, to musiał być on, człowiek w którym dostrzegł wszystkie spotęgowane rysy charakteru Zacherta i dlatego postanowił go zabić. I powstrzymać nim zdoła uczynić coś więcej. Co mu się nie udało i stanowiło kolejną z serii jego porażek.

Lecz słowa dziewczynki oznaczały jeszcze jedno. Żołnierze Dziewiątej nie zostali zabici na miejscu. Stracili jedynie czucie i zapewne zostali zabrani do tuneli. Gdzie czekać miał ich los gorszy od śmierci, bo jak wynikało z opowieści Anuszki egzekucje były tam czymś normalnym. Nazywano je karami terroru rewolucyjnego, nakładanego za spekulację, niemoralne prowadzenie. Na dole panował głód, bowiem gdy zabrakło miczurinowskich upraw, tysiące ludzi nie były się w stanie wyżywić z podziemnych hodowli. Mimo zniszczenia wyjść, patroli cieni, ludzie wciąż usiłowali uciekać. Z kilku zdań w jakich przedstawiła im to, co uczynił Konwent, zdołał wywnioskować już wystarczająco wiele, by dowiedzieć się, że życie na dole było piekłem. Nie pytał o więcej, ważne było, iż wybrała wolność. Stało się to gdy cienie zniknęły z tuneli, zazwyczaj wszechobecne, przebywające na każdej stacji, popędziły nagle jakby na jakieś wezwanie. Na stacji Napoleona pozostali tylko nieliczni przedstawiciele rewolucyjnych władz Konwentu. Wówczas Anuszka postanowiłą wykorzystać swą szansę.

- Ja uciekła - mówiła, pożerając pakiet żywnościowy, który otrzymała od Weylanda. Baumann prychnął widząc jak tamten pozbywa się zapasów. Nawet Deveraux rzuciła ostrzegawcze spojrzenie, przypominając mu, iż muszą oszczędzać amunicję, wodę i prowiant. Anuszka zdawała się tego nieświadoma, jej szczerbata i umorusana twarz była ożywiona. - Przestali pilnować tunele, z których zawsze czuć było świeże powietrze.

- Też w dzieciństwie zawsze zapuszczaliśmy się w tunele i przejścia - powiedział Walter. - Szukaliśmy przygód.

- Ja szukałam jedzenie - powiedziała Anuszka. - bo Konwentowi ją racjonują i dla nas nie starcza. Zjadłam tę zieloną roślinność na ścianach i przecisnęłam się na górę. Wtedy zobaczyłam, że nie ma sufitu, jak w tych bajkach o powierzchni. Nie wierzyłam, że ona istnieje! Ale jest, tylko inna, nie ma tego słońca, nie jest wcale jasno. Tylko, że tu jest ta sama ciemność, co w tunelach.

- Mrok - powiedział Walter.

- Mrok, ciemność są dobre - zgodziła się. - A potem wy mnie uratowaliście. I daliście jeść. Armia wróciła! Jak w tych opowieściach, że powróci pomścić Kordon! - popatrzyła na przemian na Waltera i Weylanda, a oczy jej rozbłysły.

- Dureń i rycerzyk - rzucił Baumann.

- Da się przejść tymi tunelami do metra? - zapytał. - My się przeciśniemy?

- Wy za duzi - powiedziała.

- Przestałeś tłumaczyć - zauważyła Deveraux. Nie odpowiadał. Spojrzał na nią, oddychającą ciężko u stóp budynku, opartą o ruiny, popatrzył na Baumanna i Weylanda, w ciemności wypatrujących ruchów na placu.

- Lepiej wejdźmy do środka - powiedział i zakasłał. Powietrze było ciężkie i śmierdzące, zza ruin wylatywały ogniste iskry, niesione wiatrem z odległego pożaru. Łuna przygasła, a ciemność zdawała się ją pochłaniać, sięgając ku niej swymi mackami. Deveraux kiwnęła głową i gwizdnęła cicho, a Baumann drgnął i skierował się ku zniszczonym drzwiom, wiodącym do budynku PAST. Weyland pogłaskał Anuszkę po głowie, po czym powrócił do lustrowania otoczenia. Walterowi również udzielił się narastający niepokój, zacisnął dłoń na pistolecie, myśląc o tym, że najchętniej gdzieś by się ukrył. Ciemność nie była naturalna, gdzieś w niej kryły się cienie, a być może coś jeszcze. Spojrzał w ślad za Baumannem, który wrzucił do wnętrza budynku coś, co po chwili rozjarzyło się na czerwono, rozświetlając je czerwonym blaskiem. Walter zmrużył oczy, oślepiony nagłym błyskiem, choć światło było stłumione. Jednak mogło przyciągnąć tu coś, czego nie chcieli spotykać. Popatrzył na Łowcę, który opierał się jedną dłonią o mur budynku i ciężko oddychał, po czym podszedł bliżej.

- Skąd wiedziałeś, że imperialiści chcą tu przyjść? - zapytał. Z jakiegoś powodu stalker ich tu przyprowadził, choć nie mógł rozumieć o czym rozmawiają tamci.

- Ja nie znaju - burknął tamten. - Ale łączność budziet liepsza z wysoka - nagle skulił się i złapał za głowę.

- Wszystko w porządku?

- Niet - odparł Łowca. - Nie daję już rady. To mnie woła.

- Co?

- Mrocznost. Muszę tam pójść. Za Polakami.

- Polakami? - usiłował zrozumieć Walter.

- Ona już nie może pomóc. Zwiezdy nas nie spasiet - nagle poderwał się gwałtownie i spojrzał w niebo. - Eta priszło!

- Co przyszło? - zapytał Walter. - Co nadeszło? - docisnął, lecz Łowca nie odpowiedział. Otrząsnął się, rozejrzał, po czym szybkim ruchem wszedł do środka budynku, w ślad za Baumannem.

- Powinniśmy iść - usłyszał głos Anuszki, która podniosła się. Też to czuje, stwierdził Walter, instynkt zony, lub coś innego. To ta ciemność. Deveraux powoli podnosiła się, podpierając na dłoni. Drugą od jakiegoś czasu trzymała skrytą w rękawie. Odwrócił się i ruszył do wnętrza PAST.

Flara powoli dogasała. Walter nie potrzebował jej by dobrze widzieć, podejrzewał, że Anuszka widzi w ciemności jeszcze lepiej niż on. Stanowiła ostatnie pokolenie urodzone w tunelach metra, jej źrenice były zwężone, łysenkowskie przystosowanie zrobiło swoje, adaptując jej oczy i wzrok do ciemności. Miała szczęście, że wydostała się na powierzchnię, która skryta była przed słonecznym światłem przez źródło mroku, które rozciągało się nad miastem, kryjąc je nocy. Gdyby stało się inaczej, mogła oślepnąć.

Rozejrzał się po pomieszczeniu, w przeciwieństwie do pozostałych ruin Warszawy opuszczonego ledwie kilkanaście miesięcy temu. Jeszcze niedawno mieścił się tu posterunek wojskowy, utrzymywany na parterze budynku, gdzie okna zostały zamurowane, pozostawiono w nich jedynie niewielkie otwory strzeleckie. Pamiętał, że wejścia strzegły metalowe drzwi, które jednak zostały wyłamane, wgniecione do środka jakąś potworną siłą, wygięte zwisały niemrawo z zawiasów, widoczne w czerwonym blasku gasnącej flary. Weyland zajął pozycję przy drzwiach, podczas gdy on wszedł do środka wypatrując Łowcy, który rozpłynął się gdzieś w dalszej części przestronnego pomieszczenia. Do niedawna było ono jeszcze halą zajmowaną przez wojsko, teraz nie było tu jednak śladów jego obecności. Na podłodze dostrzegł rdzewiejące łuski pocisków Makarowa, a czarne oleiste plamy wyraźnie wskazywały co tu się wydarzyło. Zapewne swoje dołożyli także Polacy, bowiem gdzie niegdzie dostrzegł szlam.

- I co dalej? - zapytała Deveraux.

- Rozstaniemy się - powiedział. - Mam nadzieję nie strzelając sobie w plecy.

- Nie pójdziemy z tobą do tuneli - odparła.

- Skąd wiesz, że idę do tuneli? - zirytował się.

- Masz to wypisane na twarzy - zauważyła. - Widzę o czym pomyślałeś, gdy usłyszałeś jej opowieść. Znalazłeś powód by dać się zabić.

- Wiem co uczynić - odpowiedział z zaciśniętymi zębami.

- To dobrze, że ktoś to wie - skwitowała.

- Wiesz co? Miałem ochotę zaprowadzić was do tuneli - rzekł zirytowanym tonem. - Powiedzieć wam, że tędy wiedzie droga ucieczki, znaleźć jakiś pretekst. A gdy byście znaleźli się już w tunelach, musielibyście walczyć z cieniami, żeby przeżyć.

- Więc czemu tego nie zrobiłeś?

- Po prostu nie potrafię - nadal, pomyślał. Po tym wszystkim co mnie spotkało, po tym wszystkim co tu widziałem, nie jestem w stanie zagrać w grę i kimś manipulować.

- Doceniam to, lecz nie pójdziemy z tobą, Walter - powiedziała.

- Ta dziewczynka potrzebuje naszej pomocy!

- Dostała ją - rzekła z naciskiem Deveraux. - I to wszystko na co nas stać. Nie oczekuj niczego więcej.

- Bo to nie wasza sprawa?

- Bo to nie nasza wojna - odpowiedziała z naciskiem. W ich stronę zmierzał Baumann.

- Czysto - zameldował. - Co robimy?

- Któryś z was musi wejść na górę - myślała głośno. - Ja nie dam rady. Sam widzisz ile tu jest pięter. Na górze odpalicie pozycjometry i spróbujecie nawiązać łączność... o co chodzi?

- Zobacz na tego gnojka - warknął Baumann wskazując na Waltera. - Jak się cieszy, że nasi zginęli.

- Nie o to chodzi - odrzekł Walter, nie przestając się uśmiechać. - Nie trzeba iść po schodach, możemy na górę dostać się wszyscy. Tu jest winda.

- Winda - powiedział Baumann niedowierzającym głosem.

- Tak - potwierdził Walter. - Za moich czasów była w pełni sprawna, na górze znajdowało się stanowisko łącznościowe i obserwacyjne. Zmiany wart przemieszczały się windą.

- Aż dziwne, że nie przebiliście się na dół do tego swojego metra - mruknęła Deveraux.

- Przebiliśmy - wyjaśnił spokojnie Walter i popatrzył w głąb ciemności, skąd powracał właśnie Łowca.

- Zawalone - rzekł do niego. - Charaszo - oddychał ciężko. - Mógłbym nie wytrzymać i wejść do tunelu. To mnie wzywa. Ja nie słyszu zony. Gwiazdy zamilkły.

- Dlaczego wejścia do metra są zawalone? - Walter spojrzał na Anuszkę.

- Nie ma przejścia na powierzchnię - odpowiedziała dziewczynka. - Tam są Polacy. Konwent nas przed nimi broni - dodała choć nieco mniej pewnym tonem. Walter pokiwał głową.

- Zobaczmy czy winda działa - zaproponował.

- Myślałam, że nie idziemy w to samo miejsce - zauważyła Deveraux.

- Przyjrzenie się otoczeniu z góry nie zaszkodzi - odparł, choć wcale tak nie uważał. Widok otwartej przestrzeni, niczym nie ograniczonego horyzontu nadal napawał go lękiem, zwłaszcza gdy pochodzić miał z tak wielu pięter. Czuł jednak, że musi się stąd jak najszybciej wydostać. Szczyt wieżowca był w tej chwili równie dobrym rozwiązaniem jak każde inne, ciemność zdawała się powoli go przytłaczać, choć na razie noc rozświetlał blask flary. Nawet jeśli Weyland przyczajony przy drzwiach niczego nie dostrzegał, Walter wiedział, że coś nadchodzi.

- Macie miny? - zapytał.

- Nie - zaprzeczyła. - Czemu?

- Nie wiem. Zabierzmy się stąd - mruknął. Miny nie powstrzymałyby przeciwnika, który zdołał zniszczyć potężne metalowe drzwi, zdolne wytrzymać strzał z działa. Z jakiegoś powodu Walter był coraz bardziej przekonany, że wszechobecny mrok jest z tym związany. Łowca miał rację, pośród nocy kryło się coś, co polowało na nich. I z nieznanej przyczyny szukało właśnie jego.

Ruszył w kierunku pomieszczenia, a którym zniknął przed chwilą Baumann. Zauważył, że Łowca siedzi oparty o ścianę trzymając się za głowę, z rękami uciskającymi miejsce, gdzie kula pozostawiła swą bliznę. W dusznym powietrzu, przesiąkniętym zapachem metanapalmu musiał dopaść go ból głowy i uczynić bezużytecznym, choć Walter wiedział, że w wypadku stalkera pozory mogą mylić. Nawet jeśli nie był już Arkuszynem, nie mógł go nie doceniać, widział jak szybko tamten potrafi się poruszać. Teraz jednak jego myśli zaprzątało coś innego, przemierzył pomieszczenia, by stanąć na wprost mechanizmu zasilającego koła zębate szybu windy, który ujrzał tuż przed sobą. Obok znalazł się marine świecący swą flarą, co okazało się niezwykle pomocne, gdy usiłował zbadać znajdujące się tu urządzenia. Gdy spróbował uruchomić generator, kręcąc do oporu dźwignią, nie stało się nic. Silnik spalinowy nawet się nie poruszył. Wspaniale.

Obok niego stanęła Deveraux, opierając się o ścianę. Pochyliła się nad maszyną i znalazła zawór, który odkręciła, po czym pochyliła się i powąchała. Sięgnęła do pasa, wyjęła wycior, po czym włożyła go do środka, a gdy wyjęła przesunęła po nim palcem, na którym pozostał czarny ślad.

- Depresator - powiedziała do Baumanna, który podał jej jakieś pastylki. Wrzuciła je do środka. - Wytrąciła się. Minęło sporo czasu od kiedy używano tego generatora. Za chwilę powinno się udać, kiedy w filtrze zmieni się znowu w płyn.

- Macie cudowne sposoby na wszystko - burknął Walter.

- Zostaw to marines - rzucił prowokacyjnie Baumann.

- Byliśmy przeszkoleni z działania waszego sprzętu - wyjaśniła Deveraux, jak gdyby chciała go pocieszyć. Walter ugryzł się w język, by nie dodać, że wyłącznie w celu sabotażu i walki z jego ludźmi. Nie miało to już teraz żadnego znaczenia. Ciemność zdawała się pogłębiać, nawet w świetle czerwonej flary. Zaczął mieć wrażenie, że pomieszczenie staje się ciaśniejsze.

- Wy musicie... pospieszyt - Łowca pojawił się w wejściu do pomieszczenia. Na jego twarzy malował się wysiłek, a mięśnie były napięte. Rozglądał się wokół niespokojnie. Deveraux skinęła głową i szarpnęła dźwignię. Po kilku minutach i kolejnych próbach, w trakcie których Baumann klnąć przekręcił kilka śrób silnik nagle zaskoczył, a generator zawarczał i odpalił, wyrzucając z siebie spaliny. Ciszę pomieszczenia wypełnił nagle warkot. Walter natychmiast skierował się ku kabinie windy, czekającej na nich w szybie. Nie musiał wołać pozostałych, nadzwyczaj szybko dołączyli do niego pozostali, nawet kulejąca Deveraux, a także Weyland i Anuszka. Wszyscy skrzywili się, gdy znaleźli się tak blisko Łowcy, gdy bijący od niego smród stał się nazbyt intensywny. Walter pociągnął dźwignię, a kabina drgnęła i powoli ruszyła ku górze. Nim wjechali w ciemność szybu, miał wrażenie, że pomieszczenie poniżej nich spowija coraz bardziej gęsty mrok.

 Stacja Warszawa Zachodnia >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz