czwartek, 18 maja 2023

Ciemna Symetria: USS "Von Braun" (IV)

 

Westermoreland oczywiście zaprotestował, nim jeszcze Satya zdążyła coś powiedzieć. Everett nie dał mu jednak szansy, by wyszedł poza fazę narzekań.

- Jeśli potrafisz kodować karty perforowane zadanymi procedurami to oczywiście możesz zamienić się z nią miejscami – powiedział do niego. – W innym wypadku proponuję, po prostu obserwować. Oczywiście zawsze możesz zadzwonić do naszej szalonej kapitan i zapytać o zgodę, choć zapewne zareaguje stosownie do twego braku samodzielności, gdyż przerwiesz jej to nerwowe napięcie spowodowane poczuciem bezbronności bezsilności, gdy może jedynie czekać i wpatrywać się monitor – spoglądał na Westermorelanda, gdy ten zastanawiał się co uczynić.

Wreszcie Everett westchnął i wyjaśnił, wyraźnie nie wiedząc, czy tamten zrozumiał jego przemowę.

- Nie rozdwoję się. Skoro na pokładzie nie ma Sheparda ani żadnego z moich pomocników, ktoś musi się tym zająć, bo ja muszę skupić się na wyznaczeniu kursu – powiedziawszy powyższe odwrócił się do Westermorelanda  i skupił na swym monitorze. Ten nieco bezsilnie popatrzył na Satyę. Everett nie odwracając się dodał: - Nie zapomnij jej rozkuć. Satyu, wiesz gdzie jest dziurkarka. Przygotuj procedurę programistyczną dehermetyzacji śluzy i wypuszczenia gazów… ze wskazaniem aby eniak dokonał tego w określonym momencie… i drugą, aby wyliczył nasze wyjście z momentu obrotowego i odrzut określonym kierunku. Zaraz ustalę jego współrzędne.

Skupił się na swoim monitorze, a Satya drgnęła, gdy zorientowała się, że Westermoreland ją uwalnia. Dawna Satya podziękowałaby mu z wdzięcznością, jednakże ta, którą się stała, po tym, gdy jej osobowość została rozbita i scalona na nowo i odkryła, że nie jest nieśmiałą matematyczką, kryjącą się w swym introwertycznym zaciszu, lecz kimś zupełnie innym, nie powiedziała ani słowa. Zmierzyła go spojrzeniem, a potem popatrzyła na maszynę kodującą, oczekującą na wprowadzenie procedur w języku kodowania, wedle określonych warunków. Nie czuła nic i tego nie rozumiała, zupełnie jakby jakaś jej część została wyłączona, choć wciąż docierało do niej co uczyniła. Wszystko czego nie było świadoma, co realizowała po zakodowaniu jej umysłu przez CIA, było teraz jej częścią. Pamiętała zadania które wykonywała, prowokacje, donosy, mężczyzn i kobiety z którymi kazano jej współżyć, wreszcie zabójstwo komandora Shelby, którego dokonała i choć wciąż jej umysł uciekał przed tym z odrazą, jednocześnie odkrywała, że nie czuje nic. Jakby została pozbawiona uczuć. Dotknęła palcami klawiszy, odkrywając, iż matematyka, dawniej zapewniająca jej spokój i umożliwiająca przetrwanie podczas poprzedniego lotu w kosmos, który niespodziewanie zaprowadził ją tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek, także nie przynosi jej już spokoju. Przez chwilę bała się, że nie zrobi tego, czego oczekiwał Everett, lecz odkryła, że umiejętności matematyczne wciąż były w jej głowie, wiedziała co ma zrobić, choć w żaden sposób nie wiązało się to z emocjami.

W zasadzie odczuwała tylko jedno. Strefa anomalii. Chciała się z niej wydostać. Choć z jednej strony nie widziała sensu w dalszym istnieniu i życiu, wiedziała, że nie chce skończyć zmieniając się stopniowo w jedną z istot, które ujrzała gdy została przeniesiona z Marsa w nieznane, jeszcze ludzkich, choć tak bardzo obcych. Nie chciała stać się częścią Mroku, który gdzieś tam czaił się, a o który otarła się wraz z Walterem.

Przez chwilę zastanowiła się co się z nim stało, bo nie do końca była świadoma tego, co działo się przez ostatnie kilka miesięcy, które spędziła w ciasnym pomieszczeniu ISS, na początku odziana w kaftan bezpieczeństwa, a potem prowadzona niczym lalka, by mogła załatwić potrzeby fizjologiczne, apatycznie nie reagująca na coraz rzadsze próby umycia jej. Dlatego jej skóra wyglądała tak jak wyglądała, z tego powodu śmierdziała, a jej włosy zmieniły się w to czym były obecnie. Aż dziwne, że wytrzymywali z nią w jednym pomieszczeniu. Zupełnie jej to nie obchodziło.

Ale myśląc o ISS nagle dotarło do niej, że zdarzyło się tam coś jeszcze. Kodowanie. Ktoś mówił do niej używając doskonale znanych słów, chcąc wywołać to samo, co ona teraz robiła, programując kartę perforowaną, jak się zorientowała robiąc to właśnie automatycznie, w dużej mierze bez udziału świadomości. Po prostu wpisywała procedury. Dotarło do niej, że w nią też wpisywano procedury, przez lata, lecz także w ostatnich miesiącach gdy była więźniem na ISS. I pamiętała to, choć nie powinna. W chwili gdy sobie to uświadomiła, wiedziała, że Arciniegas miała rację, zagrożeniem dla statku była właśnie ona, wciąż była kimś innym, dlatego nie odczuwała uczuć, spojrzała na Everetta by mu to powiedzieć, a potem w jej głowie rozbłysły dwie gwiazdy, niczym rozpalone spojrzenie dwóch płonących oczu. Gwiazdy, uświadomiła sobie. Nie widać ich na astrometrii.

- Gdzie są gwiazdy? – spytała, patrząc na odczyty danych, które właśnie znajdowały się na monitorze przed Everettem.

- Dobre pytanie – powiedział, wyraźnie zaniepokojony. – Nie da się już określić precyzyjnie naszej pozycji na ich podstawie… Ale nie sądzę by wszystkie zgasły tak szybko, wydaje mi się, że z pewnego oczywistego powodu ich nie widać.

- Prędkość światła – powiedziała, nie do końca pewna co Everett ma na myśli, mówiąc o gaśnięciu gwiazd. Wiedziała jednak o tym, choć nie była pewna skąd. Nadszedł mrok, by spowić gwiazdy.

- Tak – podchwycił Everett. – Wygląda na to, że przestało docierać do nas ich światło. Zupełnie jakby ta strefa stała się jakąś bańką i nie widzimy nic poza nią… - spojrzał na nią i Westermorelanda. – Wygląda na to, że nasze problemy narastają.

- Gdzie są granice tej strefy? – zapytała Satya, widząc, iż matematyka na monitorze osiąga po raz kolejny szaleństwo, nie mogąc otrzymać danych z rzeczywistości.

- Nie mam już pojęcia gdzie się kończy, a gdzie zaczyna, nie jestem już w stanie tego zmierzyć – Everett naciskał kolejne przyciski. – Zupełnie jakby przestrzeń się zmieniła. Wpadamy coraz dalej w strefę multineistałości – spojrzał na nią z niepokojem.

- Doktorze, proszę się skupić – spoglądała na dane na siatce taktycznej. – Nasza pozycja względem obiektu, Marsa i statków tamtych jest taka sama – zauważyła. – Przybliżają się, lecz odległość zmienia się zgodnie z wektorem prędkości, więc…

Everett się otrząsnął.

- Nie mam odczytów. Wszystko pozostałe zniknęło, Nie martwcie się marynarzu – spojrzał na Westermorelanda. – Nikt nie zamknął nas w żadnym naczyniu. „Chattanoga” wciąż tam jest, podobnie planety i gwiazdy, choć nie wszystkie. Nie widzimy ich bo nie dociera do nas ich światło. Choć oczywiście nie mogę być tego pewien – oznajmił na zakończenie. Satya patrząc na niego dostrzegła, iż wyraźnie przekracza już moment, gdy zmęczenie bierze górę.

- Jeśli prędkość światła się zmieniła tak bardzo, dlaczego wciąż… - zamilkła, nie wypowiadając tego, co miała na myśli.

- Nie wiem dlaczego zmieniła się tylko wokół nas – przyznał Everett. – A na statku tylko częściowo. Zupełnie jakby coś tę przemianę powstrzymało… ale zapewne nie na długo, skoro inne stałe zostały zmienione. Budzyńska miała rację, a my jej nie słuchaliśmy – mruknął. – To nie jest tak, że prędkość światła osiąga tu inną wartość, ona cały czas podlega w tej strefie zmianie. Przemieszczamy się, a ona jest cały czas inna.

- Doktorze, potrzebuję kursu – przerwała Satya. Ich czas się prawdopodobnie kurczył coraz bardziej. Uświadomiła sobie, że wkrótce pewnie przypomni o swoim istnieniu Arciniegas, na razie nieświadoma, iż poza siatką taktyczną zniknęła przestrzeń kosmiczna. Everett miał rację, wpadali coraz głębiej, zapewne „Von Braun” tonął coraz bardziej w fiolecie, mknąc w kierunku obiektu, który wciąż zmieniał swój kształt, wyraźnie sięgając ku planecie.

- Kursu? – pokręcił głową. – Nie rozumiesz? Jeśli nie widzimy niczego, to znaczy, że na skraju strefy prędkość światła zmieniła się tak bardzo, że nie dociera ono do nas. Nie przejdziemy tak zmienionego obszaru w całości… nie wiem nawet gdzie jest skraj strefy!

- Musimy spróbować – odparła. – Niech eniak ekstrapoluje kurs w przeciwnym kierunku. Potrzebuję tych danych.

- Nic nie pojmujesz – pokręcił głową, a w jego zachowaniu dostrzegła dozę histerii. Zastanowiła się czy przypadkiem zmiany nie są już widoczne, wpływając na ich charakter. – Nawet jeśli stąd wylecimy nadal będziemy w strefie. Gwiazdy gasną bo prędkość światła sprawia, że zmieniają się pozostałe stałe, nie zachodzi produkcja cięższych pierwiastków w ich jądrach, tlenu, atomu… To odpowiedź na nasze pytania.

- Doktorze, po kolei! – przerwała. – Najpierw się stąd wynieśmy.

- Nie wiem czy to co zaplanowaliśmy wystarczy – odpowiedział po chwili. – Jeśli anomalia się rozrasta i zmienia, ma granicę, musielibyśmy mieć jakąś prędkość ucieczki… choć nie wiem jaką. W tej chwili tylko wirujemy, ale jej nie zwiększymy.

- Zwiększymy – powiedziała Satya. – Proszę odpocząć.

- Czy zrozumiałaś co powiedziałem? – zapytał. – Jesteśmy w strefie! – na co pokiwała głową. Everett westchnął i skupił wzrok na jednym z monitorów. Spojrzała na sytuację na siatce taktycznej, fraktal i niepojęte, którego nie potrafiły zmienić odczyty maszyn Sojuszu. Pomyślała, że nauka sprzymierzonych, tak bardzo przekonana o swej wyższości, o poprawności jedynej słusznej kwantowej fizyki, zderzyła się właśnie z niezrozumiałym. Przedmiot licznych żartów, od lat wyśmiewających się z teorii tamtych, ich zon, anomalii i dziwnych zjawisk, właśnie stanął na ich progu. I okazał się całkowicie niepojęty, przeczący wszelkim zasadom opisującym działanie wszechświata. Tak jak przewidział Everett teoria kwantowa była warta równie duża ile zmodyfikowana teoria względności. I zdaje się właśnie odkrył coś więcej, o ile dobrze zrozumiała jego słowa. Implikacje były… zorientowała się, że zajmuje się obliczeniami, a Westermoreland coś do niej mówi.

- Nie teraz – przerwała, mimo iż wyraźnie usiłował ją powstrzymać. – Przypnij Everetta – spojrzała na ekstrapolowany tor lotu. Teraz należało jedynie zadać eniakowi wyliczenie odpowiedniego punkt momentu obrotowego, w którym dojdzie do dehermetyzacji, a gwałtowne wypuszczenie gazów skieruje „Von Brauna” we właściwym kierunku.

- Zrób to – polecił mu Everett, wyraźnie jednak orientujący się w sytuacji, nawet jeśli jego stan zdawał się na to nie wskazywać.

Satya sprawdzała obliczenia i procedury, nie skupiając się nad tym co dzieje się wokół. Wreszcie polecenia zostały przekazane do dziurkarki, do której włożyła czystą kartę perforowaną. Wszystko jasne i przejrzyste, definiujące zadania dla eniaka, w podobny sposób jak definiowano dotąd ją. Gdy statek osiągnie pozycję x, dokonaj dehermetyzacji, otwórz śluzę, wypuść gazy na sterburcie, następnie na tylnej części bakburty, potem nadprodukcję silników. W ściśle wyliczonej sekwencji czasowej co zdaniem wyliczeń eniaka powinno nadać im właściwy kierunek, przy założeniu, że określone zasady fizyki pozostają niezmienione.

Kończyła drukować kartę, gdy rozległ się terkot telefonu. Nim Westermoreland zaprotestował włożyła ją do eniaka i kiwnęła w kierunku naukowca.

- Jesteśmy gotowi – powiedział do słuchawki Everett. Najwyraźniej doskonale wiedział co robiła Satya, bowiem dodał: - Proszę po prostu wcisnąć przycisk awaryjnego wyrównania ciśnień – odłożył słuchawkę. – Pozostawmy im iluzję, że kierują tym statkiem – nie musiał dodawać, że wciśnięcie przycisku wyzwoli reakcję eniaka, dopiero gdy wszystkie parametry zostaną spełnione, a obrót statku ustawi go we właściwym kierunku.

Westermoreland i Satya zapięli się. Nie czekali długo, usłyszeli jeszcze komunikat Arciniegas by przygotować się na możliwą turbulencję, po czym statkiem nagle szarpnęło, dość gwałtownie, gdy zadziałały kompesatory bezwładności, a światła zamigotały. Prócz tego nic się nie zmieniło, prócz ich pozycji jak wskazywała siatka taktyczna. Telefon oczywiście zadzwonił, gdy tylko Arciniegas się zorientowała.

- Co do cholery się stało? Gdzie my lecimy? – warknęła do słuchawki.

- Tam gdzie mieliśmy – odpowiedział Everett. – Na Marsa

Fort Alamo >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz