Nieskończoność
kosmosu, jego bezkresna przestrzeń i pustka, pośród której znajdowały się
niewielkie obiekty, w makroskali niezbyt większe od ziarnka pyłu. Wewnątrz nich
jeszcze mniej znaczące, skryte w dających jedynie wrażenie pozornej ochrony
statkach kosmicznych. Stacja kosmiczna Sojuszu Zjednoczonych Narodów, z
rozcapierzonymi panelami, przypominająca pająka, mieszcząca w sobie dziesiątki
korytarzy i pomieszczeń, pozwalająca na przycumowanie statków klasy Gemini,
Merkury i Apollo, była mikroskopijnie niewielka w porównaniu z otaczającym ją
kosmosem. Do niedawna panowało przekonanie, że znajdują się tam niedosiężne
gwiazdy, dotarcie do których ograniczają zasady fizyki i ciągła wojna, nie
pozwalająca na skupienie się na rzeczach innych, niż służące do zabijania.
Teraz jednak kryło się tam coś jeszcze, mroczne i niezrozumiałe.
Hoener
miała dużo czasu na rozmyślania, w ciągu ostatnich dwóch godzin osiągnąwszy
stan obojętności. Wyciszyła myśli, starając się pozbyć jakichkolwiek emocji.
Gleeson nie poinformował jej co prawda, że jest zatrzymana, bądź osadzona w
areszcie domowym, gdy zdjął ją z dowodzenia i unieważniał jej kody
bezpieczeństwa. Wspaniały koniec dla szefa wywiadu NASW, stwierdziła, nawet
jeśli był on taką organizacją wyłącznie z nazwy, skupiając się głównie na
analizie informacji zebranych przez drony. Problemem stało się, gdy musiał
zmierzyć się z siatką szpiegowską, działającą na stacji ISS, której istnienie
pozostawało mgliste i niedowiedzione. Jej poprzednik na tym stanowisku komandor
Shelby był jednak do tego stopnia przekonany o jej istnieniu, że nie ufając
nikomu, większości przesłanek i dowodów nie przelał na papier. Gdy zginął z
ręki sterowanej przez wroga Satyi Nayady, pozostała jedynie z listą osób, które
utworzyły mocno nieformalny spisek, czy też kółko zainteresowań. W większości
stanowili grono młodych oficerów, którzy marzyli o karierach, o walce ze
statkami wroga, która umożliwi im bohaterskie czyny i da sławę. Paradoksem było
to, że w 28 roku wojny starcia w kosmosie toczyły się z rzadka, daleko od
Ziemi. Nikt nie był na tyle szalony, by ryzykować wystrzelenie rakiet i walkę
między dwiema stacjami zajmującymi geostacjonarne pozycje nad kontynentem
amerykańskim i Europą Wschodnią. Wszyscy znali wyliczenia, wskazujące iż nie
tylko w kosmosie niewiele przetrwa. Teraz jednak sytuacja się zmieniła, obie
strony ściągnęły swe floty, które zajmowały pozycje na wprost siebie. Braki w
personelu sprawiły, że większości oficerów nie można było się pozbyć, zaś
dowodów na to, że spiskowcy pracowali dla wroga, nie było. Ich narzekanie
zostało wykorzystane przez przeciwnika, który posłużył się nimi, dla swych
celów. Śledztwo zarządzone po powrocie “Von Brauna” wykazało, że nie można
wskazać nikogo, kto odpowiada za wręczenie komandorowi Sikorskiemu procedury,
destabilizującej eniaka statku. Nikt nie ukrywał, że prowadzili z nimi rozmowy,
jasne było, że zbierają materiały na admirała Aldrina, by odsunąć go od dowodzenia,
uważając taktykę przyjęta przez CINSPAC za kunktatorską. Jednak Hoener i Aldrin
nie zdołali nikogo aresztować, jedynie dokonać kilku przesunięć kadrowych. A
teraz mogła być pewna, że wszystkie miernoty wylezą ze swych nor, ośmielone
aresztowaniem Aldrina i zdjęciem jej ze stanowiska. Dokonał tego komandor
Gleeson, który przybył wprost z Ziemi, z AFCOM. Aldrin wiedział, czym ryzykuje,
posyłając bez zgody i wiedzy kogokolwiek na powierzchnię oddział marines i
spadochroniarzy, jednak nawet on zapewne nie przypuszczał, że zostanie
aresztowany. Podjął grę i przegrał, przy okazji ciągnąc za sobą Hoener.
Skupiła
się ponownie na nieokreślonym punkcie na ścianie, zastanawiając się czy ktoś
obserwuje jej reakcje. W przyciemnionym pomieszczeniu nie miała wiele do
oglądania, to właśnie był problem sterylnych stacji i statków kosmicznych.
Pozbawione iluminatorów, ze słabym oświetleniem, mogły wywoływać klaustrofobię.
Lub skłaniać do przemyśleń.
Drzwi
wreszcie się otworzyły, lecz nie spojrzała nawet w tamtą stronę. Starała się
nie pokazać żadnych emocji. Zaraz dowiemy się, czy piłka nadal jest w grze,
pomyślała.
Gleeson
usiadł na wprost niej, teraz oddzielał ich tylko stół. Wpatrywał się w nią
uważnie. Usiłowała nie reagować, lecz jego stalowoszare oczy zdawały się przenikać
ją na wylot. Twarz zdawała się być nieruchomą maską. Popełniła błąd i na chwilę
nawiązała kontakt wzrokowy, po czym przegrała pierwsze starcie, spuszczając
spojrzenie.
-
Komandor Istria Hoener - powiedział. - Ciekawe imię. Niezbyt austriackie.
- Bardziej
ciekawe niż moje pochodzenie? - odparła zaczepnie.
-
Sugeruje pani, że zagram kartą narodowościową? - zapytał z wyczuwalną ironią. -
Tak nisko mnie pani ocenia? Iż nie omieszkam zastanowić się, z jakiego powodu
pochodzący z kraju będącego stanowiącego niegdyś republikę Związku, zdołał
awansować tak wysoko w NASW? Proszę mnie nie doceniać Hoener.
- Nie
przybył pan tu szukać zdrajcy? - zdziwiła się teatralnie. - Pod takim zarzutem
aresztował pan Aldrina.
- Nie
aresztowałem - powiedział. - Pozostaje do mojej dyspozycji, do czasu określenia
czy to co się tu wydarzyło jest tylko niekompetencją.
-
Odniosłam inne wrażenie.
- I
słusznie - przyznał. - Bo błąd jest za pierwszym razem, później to może być
przypadek, ale kolejny raz to już celowe działanie. A tak jest w tym wypadku. I
pani ma w tym swój udział.
- Nie
wiem o czym pan mówi.
- Czyżby?
- zapytał. - O czym rozmawialiście podczas ostatniej narady? Wiem, że admirał
wiedział wówczas, że wchodziłem już na stację. Po wyjściu od niego, doktor
Everett przepadł, cela w której znajdowała się Satya Nayada straciła zasilanie,
a chwilę później więźnia. Dwadzieścia minut później ze stacji odleciał
“Jefferson Davis”, który zniknął z radarów. Zapewne po zadokowaniu do “Von
Brauna”, bo nie znajduję innego wytłumaczenia. A jakie było pani zadanie?
- Ma pan
bujną wyobraźnię.
- Nie,
umiem złożyć w jedną całość wszystkie fakty - odrzekł. - Odpowiem za panią, bo
zarejestrowano logowanie do eniaka przy użyciu pani kodów dostępu. Odcięła pani
czujniki w części ISS prowadzącej do doku, dzięki czemu Everett mógł
przeprowadzić Nayadę bez użycia kodów na panelach. Choć nie wydano zezwolenia
na start, zaczepy promu zostały zwolnione. Ale zastanawiam się czy uczyniła
pani coś jeszcze. I dowiem się tego, sprawdzam, wszystkie procedury, które
zostały uruchomione po wprowadzeniu przez panią karty kodowej, której strzępki
wyjęliśmy z niszczarki.
- Proszę
ją złożyć - poradziła.
- Proszę
mnie nie prowokować - odparł. - Jestem gotów spróbować, aby tego dokonać.
Naprawdę, stać mnie na wiele.
- W to
nie wątpię.
- Proszę,
żebyśmy się zrozumieli, Hoener - pochylił się nad stołem. - Wiem, że wykonywała
pani rozkazy admirała. Jestem przekonany, że z premedytacją grała pani w jego
grę. Ale obawiam się, że osąd sytuacji jaki pani posiada jest zupełnie błędny.
- A jaki
posiadam osąd sytuacji?
- Uważa
pani, że przysłano mnie tu, by wreszcie wykorzystać sytuację, skoro Aldrin
popełnił błąd i zdjąć go z dowodzenia, a wraz z nim Glenna i Armstronga. A
przynajmniej znaleźć na nich haki i osłabić ich pozycję, bo oczywiście mając na
wprost siebie flotę wroga, nikt nie będzie wymieniał dowódców w sposób nagły.
Tylko, że to nie tak wygląda.
- A jak
wygląda?
- Proszę
spojrzeć na to z punktu widzenia AFCOM i Prezydenta - powiedział. - CINSPAC
pozostaje nieco poza kontrolą, ale nie było to do niedawna problemem. Dopóki
sporadycznie toczone są walki z dala od Ziemi, a ISS wspiera operacje naziemne,
zaś wy mogliście skupiać się na tym waszym kosmosie.
- To nasz
wspólny kosmos, komandorze - przypomniała.
- I takim
powinien pozostać - zgodził się z nią. - A na pewno nie powinien należeć do
Związku - nie zdołał jednak zatrzeć słów wypowiedzianych przed chwilą. -
Problemem stał się fakt, iż wywiad NASW zamiast na śledzeniu przeciwnika i
przewidywaniu jego ruchów skupił się na badaniach naukowych. Polowaniu na jakąś
ciemną materię.
- Sądzi
pan, że ona nie istnieje?
- Nie
sądziłem, że pani o to zapyta - stwierdził. - O ile zorientowałem się
przeglądając pani dokumenty, to właśnie pani kwestionowała takie podejście do
alokacji zasobów.
-
Kwestionowałam alokację - odparła. - Bo nie zakwestionuję czegoś, co sprawia,
że Kolektyw jest w stanie przemieścić się poprzez przestrzeń, a nasz okręt
zestrzelić wrogi pancernik. Robocza nazwa ciemne materie jest dobra jak każda
inna.
- Słusznie
- zgodził się. - Ale czy naprawdę właśnie tym powinien zajmować się wywiad
NASW?
- To
właśnie nam zarzucacie? - zapytała. - Trochę mało, by stawiać zarzut
niekompetencji.
- W
obliczu zaniedbania nękania przeciwnika, to dużo.
- Wskutek
powyższego zestrzelony został największy statek wroga - przypomniała. -
Ponieważ był to plan admirała, to mam wrażenie, że nieco się pan pośpieszył
aresztując go - zauważyła. Nie wydawał się przejęty tym stwierdzeniem.
- Na
górze przeceniacie nieco wymiar swoich działań - powiedział. - Rzeczywiście,
propagandowo miało to olbrzymie znaczenie, podobnie dla morale. Nasze
poszybowały w górę, tamci dostali szału. Tylko, że wojna toczy się przede
wszystkim na powierzchni planety. Kosmos jest tylko dodatkiem.
- Pozwala
finansować wojnę na Ziemi - przypomniała, iż konwoje surowców wydobywanych na
planetoidach i planetach układu pozwalają na budowę coraz doskonalszych broni.
- Może
źle tu ująłem. Wojna toczy się o panowanie nad powierzchnią planety - rzekł. -
I nic tego nie zmieni. Nie jesteśmy w stanie odlecieć stąd i szukać nowych
światów. Tamci zdołali skolonizować Marsa, ale to niegościnna planeta. Nie
utrzyma się sama, bez wsparcia z Ziemi. Wystarczy, że je przerwiemy, co zresztą
co jakiś czas robimy, a już mają problem.
- Właściwie
o czym rozmawiamy? - dała mu do zrozumienia, iż ma poczucie straty czasu. Nie
dał się jednak wyprowadzić z równowagi.
- O
alokacji zasobów. Sądzi pani, że przybyłem tutaj i oskarżę was o niekompetencję
- powiedział. - O samowolkę. A Aldrin odejdzie ze stanowiska cichaczem, żeby
nie szargać jego bohaterskiego nazwiska. Bo dla NASW jest bohaterem, lądował na
księżycu, zakładał tam bazę, strzelał do tamtych w 1961 roku, gdy wpadli na
pomysł by zestrzelić ten meteoryt. Wreszcie posłał “Von Brauna” na Marsa,
przeprowadzając udaną ofensywną misję na tej planecie. Porywanie się na niego
byłoby szaleństwem, nieprawdaż?
- Pan to
powiedział, komandorze.
- Problem
polega na tym, że najnowocześniejszy statek floty, niewidzialny dla systemów
tamtych, zdolny wykonać co najmniej trzy rzuty w krótkim odstępie czasu używany
był do gromadzenia danych naukowych. Następnie zdołano go przeprogramować, a to
jasno implikuje, że ktokolwiek napisał procedurę, miał znajomość naszych
systemów. Choć tamtym nie udało się go przejąć, a cała ta marsjańska awantura
zakończyła się sukcesem, jednocześnie jasne stało się, że działa tu szpiegowska
siatka tamtych - przypomniał. - Mam mówić dalej?
- Dobrze
panu idzie.
-
Pozornie stwierdzone zostało, że wróg wykorzystał frustrację młodych oficerów,
jednak nie zdołano odnaleźć agenta, który z pewnością nosi nasz mundur. Bo jak
mówiłem świetnie znali nasze systemy, śledztwo utknęło w martwym punkcie. A
jednocześnie zamiast je prowadzić, skupiono się na badaniu zjawisk fizycznych.
Odmówiono posłania na Ziemię ujawnionego szpiega w postaci Satyi Nayady, a
także jedynego pozornego zysku z marsjańskiej misji, w postaci oficera GRU i
żołnierza wrogiej armii. Przesłano jedynie jakieś niestworzone historie jakie
opowiadali na przesłuchaniach. Następnie w tajemnicy posłano ich na terytorium
przeciwnika wraz z niewystarczającym oddziałem wojska - jego głos stał się
nagle zimny. - I dlatego wniosek jest oczywisty. To jakaś maskirowka GRU,
mająca na celu zebranie i przekazanie informacji. Bo skoro jeden z najwyższych
oficerów i dowódców Sojuszu zleca takie zadanie w tajemnicy, kryjąc je przed
innymi, to nie jest to błąd ani przypadek. To celowe działanie. Nie zdołaliście
wykryć szpiega, nawet jeśli sprawdziliście czy nie naruszył waszych innych
systemów. Ale skoro zrobił to z “Von Braunem”, mógł także zakłócić eniaki ISS
od dawna. Wrogów odesłaliście do domu łamiąc wszelkie możliwe zasady i prawa,
umożliwiliście ucieczkę Everettowi i Nayadzie. Posłaliście ludzi na dół na
śmierć. Wszystko w chwili gdy wróg zgromadził swą flotę i realizuje jakiś plan.
To jest zdrada Hoener. Nie mam wątpliwości, że to, co uczynił Aldrin nie jest
szaleństwem. A pani brała w tym udział. I co pani na to?
-
Popełnił pan pierwszy błąd - odpowiedziała spokojnie. Nieopatrznie przyznał pan,
że nie jest z NASW, mówiąc o ich przestrzeni kosmicznej. Wsadzili pana w mundur
i dali stosowne uprawnienia. Ktokolwiek stoi za tą rozgrywką, nie reprezentuje
floty. Glenn i Armstrong o tym wiedzą?
- Proszę
na nich nie liczyć - rzekł. - Dni CINSPAC są policzone. NASW dało sobą
zmanipulować w sposób wręcz niepojęty.
- To pana
opinia.
- Nie
zdecydowałem jeszcze, czy panią też zmanipulowano, czy bierze pani w tym
udział.
- W
spisku? - zapytała Hoener. - Nie mam wątpliwości, że do tego pan zmierza.
Zastanawia się pan czy jestem członkiem wrogiej siatki szpiegowskiej? Bo z
takim założeniem pan tu przybył. Znam takich jak pan.
- To
znaczy jakich?
- Teza do
której dopasowuje pan fakty. Więc wszystko będzie się zgadzać.
-
Mówiłem, aby mnie pani nie lekceważyła - mruknął. - A zatem, będzie pani
współpracować?
- Cały
czas współpracuję - zauważyła Hoener.
-
Pozornie - powiedział. - Audytuję pani działania z ostatnich dni. I dlatego z
panią rozmawiam.
- Z
jakiego powodu?
-
Ponieważ wiem o pani wątpliwościach. Wiem, że musiała pani wykonywać rozkazy,
ale coś nie było dla pani jasne. Zgłaszała pani obiekcje.
- Pięknie
pan to ujął. Wiem, że rozkazy trzeba wykonać. Więc nawet nie jest pan
wojskowym.
- Ma to
jakieś znaczenie?
- W sumie
żadnego.
- Uważa
pani, że nie usiłuję dociec prawdy, tylko stanowię przednią straż trybunału
inkwizycyjnego?
- Znowu -
pan to powiedział - odparła. Wciąż nie spuszczała z niego wzroku, jednak on
zdawał się nie być w żaden sposób poruszony. Ta rozmowa zdecydowanie
przypominała pole bitwy, choć zdawała się mu w żaden sposób nie ustępować,
miała wrażenie, że zdobywa w ten sposób jakieś punkty.
- W takim
razie skończyliśmy - rzekł. Wstał dając jej do zrozumienia, że rozmowa jest
zakończona.
- Mogę
odejść? - zapytała z widocznym sarkazmem.
- Ależ oczywiście
- powiedział. - Przecież nie jest pani podejrzana o zdradę. Wszelkie
przekroczenia były natury dyscyplinarnej, zostanie pani za nie w stosownym
czasie pozbawiona stopnia i wydalona z NASW.
- Tylko
tyle? - zapytała. - W co pan gra, Gleeson? Jeżeli, rzeczywiście się pan tak
nazywa...
- Pytanie
w co gracie wy? - odparł. - Aldrin, Everett, pani... i komandor Arciniegas.
- Tylko
cztery osoby należą do tego spisku? - przyjęła zawiedziony ton. - I wszyscy
pracujemy dla Rosjan?
- Nie
wspominałem o tym - zauważył. - Chce mi pani coś wyznać?
-
Sugerował pan pracę dla wroga dość wyraźnie - stwierdziła.
- Coś
pani powiem Hoener - rzekł. - Jestem zdziwiony, że tak bardzo wierzy pani w
Aldrina. Tymczasem daliście się wciągnąć w pułapkę zastawioną przez tamtych.
Skierowali waszą uwagę na dynamiczne prawa fizyki, które badali. Spowodowali,
że polecieliście na Marsa, gdzie wpakowali Sojusz w sam środek starcia z
Kolektywem i doprowadzili do przeniesienia ciężaru wojny na walkę z nimi. To
zapewniło Związkowi odwrócenie uwagi od swego prawdziwego planu. Jego elementem
jest zgromadzenie nad Ziemią całej floty, zdolnej unicestwić jej powierzchnię
pociskami ICBM, a także zasugerowanie nam, iż tajemniczy obiekt, który pojawia
się i znika, stanowi zagrożenie. Aldrina zmanipulowano, a uczynił to szpieg,
który jest częścią personelu NASW.
- A co
jest celem tego planu?
- To samo
co zawsze - odparł. - Zniszczenie Sojuszu. - spoglądał na nią przez chwilę. -
Widzę, że już rodzą się w pani wątpliwości. Od początku nie wierzyła pani w
ciemne materie, ale jest pani lojalnym marynarzem, wykonującym rozkazy. Proszę
spojrzeć na to z logicznego punktu widzenia. I odpowiedzieć sobie na pytanie,
jak to się stało, że nie udało się znaleźć wam szpiega? Mieliście listę ludzi,
którzy pracowali z Sikorskim, jednak Aldrin zdecydował jedynie, by zmienić ich
przydziały.
- To
oficerowie floty, których potencjał można wykorzystać, nawet jeśli popełnili
błąd.
- W
czasie wojny taki sposób działania prowadzi do zguby. Skoro zgrzeszyli
nielojalnością, nie powinni być oficerami. Ciekawą weryfikację prowadzicie w
NASW. Ale zostawmy to... Mieliście Satyę Nayadę. Nie próbowaliście nawet
wyciągnąć jej z tej katatonii, nie stosowaliście elektrowstrząsów, ani szokowej
deprywacji posthipnotycznej. A przecież zna ona ludzi, którzy ją
reprogramowali...
- Decyzja
admirała. Aby oszczędzić jej więcej cierpień.
-
Wygodne, prawda? Sterowany agent wroga ma nie cierpieć, po tym jak zabił
oficera NASW - wyraźnie z niej kpił. - Ciekawe, że znika ze stacji wraz
Everettem, w tej swojej rzekomej katatonii całkowicie przecież bezwładna i
karmiona od tygodni przez rurkę. Ale to też zostawmy. O posłaniu agentki GRU i
żołnierza wroga na Ziemię, w towarzystwie skazanej na zagładę grupy wojska już
wspominałem...
-
Skazanej na zagładę? - złapała się na jego haczyk.
-
Posłanie ich w środek anomalii i manifestacji, gdzie nie działa nasz sprzęt?
Bez realnej możliwości odwrotu? Ten plan, by poleciał po nich “Davies” i
zgarnął kontenery desantowe? Ponowne wejście w obszar wroga? Pierwszy raz
wzięliście ich z zaskoczenia, ale naprawdę trudno było przewidzieć, iż relokują
swą flotę nad Polskę i przerzucą wojsko by to uniemożliwić?
-
Przerzucali je już wcześniej - przypomniała.
- Zaczęli
więc realizować plan tej maskirowki zbyt szybko - stwierdził. - Jej elementem
miało być wciągnięcie nas w walkę nad Polską, byśmy posłali siły w celu
uratowania naszych wojsk, odsłaniając front i wystawiając się na atak. Liczba
wojska jakie powinniśmy poświęcić, zdecydowanie przewyższa wartość takiej
operacji. Nie damy wciągnąć się w taką pułapkę, dlatego rekomendowaliśmy, by
nic nie robić.
-
Rekomendowaliśmy?
- Zdaje
się, że w AFCOM ktoś usiłuje zaplanować misję ratunkową - odparł. - Oczywiście
nie ma w tym nic złego, taka ich rola. Ale naszym zadaniem jest nie dopuścić,
by doszło to do skutku. To fragment tej pułapki, której znaczenia jeszcze nie
rozumiemy.
- Kim są
ci my?
-
Przecież w sumie nie ma to żadnego znaczenia - przypomniał jej słowa. - Ale
działamy by ocalić Sojusz.
- Admirał
również.
- Błąd. I
słabo to pani powiedziała. Wątpliwości narastają. Zbyt wiele tu zbiegów
okoliczności. Na zakończenie pozwolił uciec Nayadzie, oddał wrogowi jego
szpiegów i poświęcił oddział marines i spadochroniarzy.
-
Poświęcił?
- Nie
zgłosili się już dwa razy - powiedział spokojnie. - AFCOM usiłuje posłać tam
zwiad z RAF, ale rekomendowaliśmy, by nie osłabiać w ten sposób SACEUR.
Cokolwiek planują tamci ma związek z Europą.
- Więc
lepiej być ślepym?
- W tym
wypadku tak - powiedział.
-
Poświęcacie naszych ludzi?
- To nie
my, to Aldrin - odrzekł. - Nawet pani
musi to przyznać. Chyba oczywiście, że jest pani częścią tego wszystkiego. Więc
chce mi pani o czymś powiedzieć?
- Proszę
spytać, admirała - poradziła. Zaczynała czuć gniew i on to dostrzegał.
-
Doskonale pani wie, że nic nie powie - odparł. – Ale prędzej czy później znadję
dowody jego zdrady.
- Skoro
pan tak mówi.
- Tak
mówię - powiedział. - Proponuję pozostać w pani kajucie. Anulowano wszystkie
pani kody, więc nie będzie się pani mogła poruszać swobodnie po stacji. Oczywiście
dostępu do eniaka też już pani nie ma.
- To
areszt.
- Nie, to
konsekwencja dokonanych wyborów.
- Czego
pan właściwie chce?
- Satyi
Nayady – odparł, a ona spojrzała nań ze zdziwieniem. Gleeson chrząknął: - Proszę
się zastanowić, czy warto kryć treść waszych rozmów z Aldrinem.
- Proszę
zapytać o nie Everetta - burknęła.
-
Chętnie. Gdy tylko sprowadzę go na stację. Już wkrótce. Niebawem odzyskamy
kontakt z “Von Braunem”.
- Wciąż
się nie odezwał?
- Od
kiedy nadali, iż tamci strzelają pociskami atomowymi panuje cisza z ich strony.
Czekamy na dane z „Chattanoogi”. - powiedział. - Ale ciszę zarządził „Von
Braun”, bowiem skoro miało to miejsce prawie dwie godziny temu, już dawno
ujrzelibyśmy rozbłysk eksplozji, czyż nie? Z jaką misją posłał Aldrin tak
naprawdę “Von Brauna”?
- Skoro
nie wierzy pan w obiekt nieznanego pochodzenia, pewnie ma pan już jakąś teorię.
-
Nieważne co mam - uśmiechnął się. - Ale powiem, że NASW również podziela mój
niepokój. Przekazano przez sieć Hermes do wszystkich statków, by w wypadku
napotkaniu “Von Brauna” poinformowali statek o rozkazie bezwarunkowego powrotu
na ISS. Zobaczymy w co gra komandor Arciniegas.
Hoener
nagle zaczęła się śmiać. W jego oku ujrzała błysk gniewu, sądził że już ją
miał, a zasiane w niej wątpliwości skruszyły to, co jak sądził ukrywała.
Ostatnie zdanie pozwoliło jej całkowicie oderwać się od jego sposobu myślenia,
choć nie mogła ukryć przed sobą, że miał sporo racji.
- Co
panią tak rozbawiło? - zapytał.
-
Pomyślałam sobie co się stanie, gdy stawi pan czoła szalonej kapitan -
powiedziała. - Nie wiem czy ujdzie pan cało.
-
Komandor Arciniegas będzie miała dużo szczęścia, jeśli zdoła się wytłumaczyć z
czegokolwiek - burknął. - Nawet jej sława nie sprawi, że ocali swą reputację.
- Za
Arciniegas stanie całe NASW - przypomniała.
- Nawet
jeśli okaże się, że brała udział w spisku mającym zniszczyć Sojusz?
- NASW
jej nie potrzebne - powiedziała Hoener. - Jeśli zdecyduje się pan wystąpić
przeciw niej, to ona przyjdzie po pana. A wtedy… nic pana nie uratuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz