niedziela, 7 maja 2023

Ciemna Symetria: ISS "Deep Space" (I)

 

Nieskończoność kosmosu, jego bezkresna przestrzeń i pustka, pośród której znajdowały się niewielkie obiekty, w makroskali niezbyt większe od ziarnka pyłu. Wewnątrz nich jeszcze mniej znaczące, skryte w dających jedynie wrażenie pozornej ochrony statkach kosmicznych. Stacja kosmiczna Sojuszu Zjednoczonych Narodów, z rozcapierzonymi panelami, przypominająca pająka, mieszcząca w sobie dziesiątki korytarzy i pomieszczeń, pozwalająca na przycumowanie statków klasy Gemini, Merkury i Apollo, była mikroskopijnie niewielka w porównaniu z otaczającym ją kosmosem. Do niedawna panowało przekonanie, że znajdują się tam niedosiężne gwiazdy, dotarcie do których ograniczają zasady fizyki i ciągła wojna, nie pozwalająca na skupienie się na rzeczach innych, niż służące do zabijania. Teraz jednak kryło się tam coś jeszcze, mroczne i niezrozumiałe.

Hoener miała dużo czasu na rozmyślania, w ciągu ostatnich dwóch godzin osiągnąwszy stan obojętności. Wyciszyła myśli, starając się pozbyć jakichkolwiek emocji. Gleeson nie poinformował jej co prawda, że jest zatrzymana, bądź osadzona w areszcie domowym, gdy zdjął ją z dowodzenia i unieważniał jej kody bezpieczeństwa. Wspaniały koniec dla szefa wywiadu NASW, stwierdziła, nawet jeśli był on taką organizacją wyłącznie z nazwy, skupiając się głównie na analizie informacji zebranych przez drony. Problemem stało się, gdy musiał zmierzyć się z siatką szpiegowską, działającą na stacji ISS, której istnienie pozostawało mgliste i niedowiedzione. Jej poprzednik na tym stanowisku komandor Shelby był jednak do tego stopnia przekonany o jej istnieniu, że nie ufając nikomu, większości przesłanek i dowodów nie przelał na papier. Gdy zginął z ręki sterowanej przez wroga Satyi Nayady, pozostała jedynie z listą osób, które utworzyły mocno nieformalny spisek, czy też kółko zainteresowań. W większości stanowili grono młodych oficerów, którzy marzyli o karierach, o walce ze statkami wroga, która umożliwi im bohaterskie czyny i da sławę. Paradoksem było to, że w 28 roku wojny starcia w kosmosie toczyły się z rzadka, daleko od Ziemi. Nikt nie był na tyle szalony, by ryzykować wystrzelenie rakiet i walkę między dwiema stacjami zajmującymi geostacjonarne pozycje nad kontynentem amerykańskim i Europą Wschodnią. Wszyscy znali wyliczenia, wskazujące iż nie tylko w kosmosie niewiele przetrwa. Teraz jednak sytuacja się zmieniła, obie strony ściągnęły swe floty, które zajmowały pozycje na wprost siebie. Braki w personelu sprawiły, że większości oficerów nie można było się pozbyć, zaś dowodów na to, że spiskowcy pracowali dla wroga, nie było. Ich narzekanie zostało wykorzystane przez przeciwnika, który posłużył się nimi, dla swych celów. Śledztwo zarządzone po powrocie “Von Brauna” wykazało, że nie można wskazać nikogo, kto odpowiada za wręczenie komandorowi Sikorskiemu procedury, destabilizującej eniaka statku. Nikt nie ukrywał, że prowadzili z nimi rozmowy, jasne było, że zbierają materiały na admirała Aldrina, by odsunąć go od dowodzenia, uważając taktykę przyjęta przez CINSPAC za kunktatorską. Jednak Hoener i Aldrin nie zdołali nikogo aresztować, jedynie dokonać kilku przesunięć kadrowych. A teraz mogła być pewna, że wszystkie miernoty wylezą ze swych nor, ośmielone aresztowaniem Aldrina i zdjęciem jej ze stanowiska. Dokonał tego komandor Gleeson, który przybył wprost z Ziemi, z AFCOM. Aldrin wiedział, czym ryzykuje, posyłając bez zgody i wiedzy kogokolwiek na powierzchnię oddział marines i spadochroniarzy, jednak nawet on zapewne nie przypuszczał, że zostanie aresztowany. Podjął grę i przegrał, przy okazji ciągnąc za sobą Hoener.

Skupiła się ponownie na nieokreślonym punkcie na ścianie, zastanawiając się czy ktoś obserwuje jej reakcje. W przyciemnionym pomieszczeniu nie miała wiele do oglądania, to właśnie był problem sterylnych stacji i statków kosmicznych. Pozbawione iluminatorów, ze słabym oświetleniem, mogły wywoływać klaustrofobię. Lub skłaniać do przemyśleń.

Drzwi wreszcie się otworzyły, lecz nie spojrzała nawet w tamtą stronę. Starała się nie pokazać żadnych emocji. Zaraz dowiemy się, czy piłka nadal jest w grze, pomyślała.

Gleeson usiadł na wprost niej, teraz oddzielał ich tylko stół. Wpatrywał się w nią uważnie. Usiłowała nie reagować, lecz jego stalowoszare oczy zdawały się przenikać ją na wylot. Twarz zdawała się być nieruchomą maską. Popełniła błąd i na chwilę nawiązała kontakt wzrokowy, po czym przegrała pierwsze starcie, spuszczając spojrzenie.

- Komandor Istria Hoener - powiedział. - Ciekawe imię. Niezbyt austriackie.

- Bardziej ciekawe niż moje pochodzenie? - odparła zaczepnie.

- Sugeruje pani, że zagram kartą narodowościową? - zapytał z wyczuwalną ironią. - Tak nisko mnie pani ocenia? Iż nie omieszkam zastanowić się, z jakiego powodu pochodzący z kraju będącego stanowiącego niegdyś republikę Związku, zdołał awansować tak wysoko w NASW? Proszę mnie nie doceniać Hoener.

- Nie przybył pan tu szukać zdrajcy? - zdziwiła się teatralnie. - Pod takim zarzutem aresztował pan Aldrina.

- Nie aresztowałem - powiedział. - Pozostaje do mojej dyspozycji, do czasu określenia czy to co się tu wydarzyło jest tylko niekompetencją.

- Odniosłam inne wrażenie.

- I słusznie - przyznał. - Bo błąd jest za pierwszym razem, później to może być przypadek, ale kolejny raz to już celowe działanie. A tak jest w tym wypadku. I pani ma w tym swój udział.

- Nie wiem o czym pan mówi.

- Czyżby? - zapytał. - O czym rozmawialiście podczas ostatniej narady? Wiem, że admirał wiedział wówczas, że wchodziłem już na stację. Po wyjściu od niego, doktor Everett przepadł, cela w której znajdowała się Satya Nayada straciła zasilanie, a chwilę później więźnia. Dwadzieścia minut później ze stacji odleciał “Jefferson Davis”, który zniknął z radarów. Zapewne po zadokowaniu do “Von Brauna”, bo nie znajduję innego wytłumaczenia. A jakie było pani zadanie?

- Ma pan bujną wyobraźnię.

- Nie, umiem złożyć w jedną całość wszystkie fakty - odrzekł. - Odpowiem za panią, bo zarejestrowano logowanie do eniaka przy użyciu pani kodów dostępu. Odcięła pani czujniki w części ISS prowadzącej do doku, dzięki czemu Everett mógł przeprowadzić Nayadę bez użycia kodów na panelach. Choć nie wydano zezwolenia na start, zaczepy promu zostały zwolnione. Ale zastanawiam się czy uczyniła pani coś jeszcze. I dowiem się tego, sprawdzam, wszystkie procedury, które zostały uruchomione po wprowadzeniu przez panią karty kodowej, której strzępki wyjęliśmy z niszczarki.

- Proszę ją złożyć - poradziła.

- Proszę mnie nie prowokować - odparł. - Jestem gotów spróbować, aby tego dokonać. Naprawdę, stać mnie na wiele.

- W to nie wątpię.

- Proszę, żebyśmy się zrozumieli, Hoener - pochylił się nad stołem. - Wiem, że wykonywała pani rozkazy admirała. Jestem przekonany, że z premedytacją grała pani w jego grę. Ale obawiam się, że osąd sytuacji jaki pani posiada jest zupełnie błędny.

- A jaki posiadam osąd sytuacji?

- Uważa pani, że przysłano mnie tu, by wreszcie wykorzystać sytuację, skoro Aldrin popełnił błąd i zdjąć go z dowodzenia, a wraz z nim Glenna i Armstronga. A przynajmniej znaleźć na nich haki i osłabić ich pozycję, bo oczywiście mając na wprost siebie flotę wroga, nikt nie będzie wymieniał dowódców w sposób nagły. Tylko, że to nie tak wygląda.

- A jak wygląda?

- Proszę spojrzeć na to z punktu widzenia AFCOM i Prezydenta - powiedział. - CINSPAC pozostaje nieco poza kontrolą, ale nie było to do niedawna problemem. Dopóki sporadycznie toczone są walki z dala od Ziemi, a ISS wspiera operacje naziemne, zaś wy mogliście skupiać się na tym waszym kosmosie.

- To nasz wspólny kosmos, komandorze - przypomniała.

- I takim powinien pozostać - zgodził się z nią. - A na pewno nie powinien należeć do Związku - nie zdołał jednak zatrzeć słów wypowiedzianych przed chwilą. - Problemem stał się fakt, iż wywiad NASW zamiast na śledzeniu przeciwnika i przewidywaniu jego ruchów skupił się na badaniach naukowych. Polowaniu na jakąś ciemną materię.

- Sądzi pan, że ona nie istnieje?

- Nie sądziłem, że pani o to zapyta - stwierdził. - O ile zorientowałem się przeglądając pani dokumenty, to właśnie pani kwestionowała takie podejście do alokacji zasobów.

- Kwestionowałam alokację - odparła. - Bo nie zakwestionuję czegoś, co sprawia, że Kolektyw jest w stanie przemieścić się poprzez przestrzeń, a nasz okręt zestrzelić wrogi pancernik. Robocza nazwa ciemne materie jest dobra jak każda inna.

- Słusznie - zgodził się. - Ale czy naprawdę właśnie tym powinien zajmować się wywiad NASW?

- To właśnie nam zarzucacie? - zapytała. - Trochę mało, by stawiać zarzut niekompetencji.

- W obliczu zaniedbania nękania przeciwnika, to dużo.

- Wskutek powyższego zestrzelony został największy statek wroga - przypomniała. - Ponieważ był to plan admirała, to mam wrażenie, że nieco się pan pośpieszył aresztując go - zauważyła. Nie wydawał się przejęty tym stwierdzeniem.

- Na górze przeceniacie nieco wymiar swoich działań - powiedział. - Rzeczywiście, propagandowo miało to olbrzymie znaczenie, podobnie dla morale. Nasze poszybowały w górę, tamci dostali szału. Tylko, że wojna toczy się przede wszystkim na powierzchni planety. Kosmos jest tylko dodatkiem.

- Pozwala finansować wojnę na Ziemi - przypomniała, iż konwoje surowców wydobywanych na planetoidach i planetach układu pozwalają na budowę coraz doskonalszych broni.

- Może źle tu ująłem. Wojna toczy się o panowanie nad powierzchnią planety - rzekł. - I nic tego nie zmieni. Nie jesteśmy w stanie odlecieć stąd i szukać nowych światów. Tamci zdołali skolonizować Marsa, ale to niegościnna planeta. Nie utrzyma się sama, bez wsparcia z Ziemi. Wystarczy, że je przerwiemy, co zresztą co jakiś czas robimy, a już mają problem.

- Właściwie o czym rozmawiamy? - dała mu do zrozumienia, iż ma poczucie straty czasu. Nie dał się jednak wyprowadzić z równowagi.

- O alokacji zasobów. Sądzi pani, że przybyłem tutaj i oskarżę was o niekompetencję - powiedział. - O samowolkę. A Aldrin odejdzie ze stanowiska cichaczem, żeby nie szargać jego bohaterskiego nazwiska. Bo dla NASW jest bohaterem, lądował na księżycu, zakładał tam bazę, strzelał do tamtych w 1961 roku, gdy wpadli na pomysł by zestrzelić ten meteoryt. Wreszcie posłał “Von Brauna” na Marsa, przeprowadzając udaną ofensywną misję na tej planecie. Porywanie się na niego byłoby szaleństwem, nieprawdaż?

- Pan to powiedział, komandorze.

- Problem polega na tym, że najnowocześniejszy statek floty, niewidzialny dla systemów tamtych, zdolny wykonać co najmniej trzy rzuty w krótkim odstępie czasu używany był do gromadzenia danych naukowych. Następnie zdołano go przeprogramować, a to jasno implikuje, że ktokolwiek napisał procedurę, miał znajomość naszych systemów. Choć tamtym nie udało się go przejąć, a cała ta marsjańska awantura zakończyła się sukcesem, jednocześnie jasne stało się, że działa tu szpiegowska siatka tamtych - przypomniał. - Mam mówić dalej?

- Dobrze panu idzie.

- Pozornie stwierdzone zostało, że wróg wykorzystał frustrację młodych oficerów, jednak nie zdołano odnaleźć agenta, który z pewnością nosi nasz mundur. Bo jak mówiłem świetnie znali nasze systemy, śledztwo utknęło w martwym punkcie. A jednocześnie zamiast je prowadzić, skupiono się na badaniu zjawisk fizycznych. Odmówiono posłania na Ziemię ujawnionego szpiega w postaci Satyi Nayady, a także jedynego pozornego zysku z marsjańskiej misji, w postaci oficera GRU i żołnierza wrogiej armii. Przesłano jedynie jakieś niestworzone historie jakie opowiadali na przesłuchaniach. Następnie w tajemnicy posłano ich na terytorium przeciwnika wraz z niewystarczającym oddziałem wojska - jego głos stał się nagle zimny. - I dlatego wniosek jest oczywisty. To jakaś maskirowka GRU, mająca na celu zebranie i przekazanie informacji. Bo skoro jeden z najwyższych oficerów i dowódców Sojuszu zleca takie zadanie w tajemnicy, kryjąc je przed innymi, to nie jest to błąd ani przypadek. To celowe działanie. Nie zdołaliście wykryć szpiega, nawet jeśli sprawdziliście czy nie naruszył waszych innych systemów. Ale skoro zrobił to z “Von Braunem”, mógł także zakłócić eniaki ISS od dawna. Wrogów odesłaliście do domu łamiąc wszelkie możliwe zasady i prawa, umożliwiliście ucieczkę Everettowi i Nayadzie. Posłaliście ludzi na dół na śmierć. Wszystko w chwili gdy wróg zgromadził swą flotę i realizuje jakiś plan. To jest zdrada Hoener. Nie mam wątpliwości, że to, co uczynił Aldrin nie jest szaleństwem. A pani brała w tym udział. I co pani na to?

- Popełnił pan pierwszy błąd - odpowiedziała spokojnie. Nieopatrznie przyznał pan, że nie jest z NASW, mówiąc o ich przestrzeni kosmicznej. Wsadzili pana w mundur i dali stosowne uprawnienia. Ktokolwiek stoi za tą rozgrywką, nie reprezentuje floty. Glenn i Armstrong o tym wiedzą?

- Proszę na nich nie liczyć - rzekł. - Dni CINSPAC są policzone. NASW dało sobą zmanipulować w sposób wręcz niepojęty.

- To pana opinia.

- Nie zdecydowałem jeszcze, czy panią też zmanipulowano, czy bierze pani w tym udział.

- W spisku? - zapytała Hoener. - Nie mam wątpliwości, że do tego pan zmierza. Zastanawia się pan czy jestem członkiem wrogiej siatki szpiegowskiej? Bo z takim założeniem pan tu przybył. Znam takich jak pan.

- To znaczy jakich?

- Teza do której dopasowuje pan fakty. Więc wszystko będzie się zgadzać.

- Mówiłem, aby mnie pani nie lekceważyła - mruknął. - A zatem, będzie pani współpracować?

- Cały czas współpracuję - zauważyła Hoener.

- Pozornie - powiedział. - Audytuję pani działania z ostatnich dni. I dlatego z panią rozmawiam.

- Z jakiego powodu?

- Ponieważ wiem o pani wątpliwościach. Wiem, że musiała pani wykonywać rozkazy, ale coś nie było dla pani jasne. Zgłaszała pani obiekcje.

- Pięknie pan to ujął. Wiem, że rozkazy trzeba wykonać. Więc nawet nie jest pan wojskowym.

- Ma to jakieś znaczenie?

- W sumie żadnego.

- Uważa pani, że nie usiłuję dociec prawdy, tylko stanowię przednią straż trybunału inkwizycyjnego?

- Znowu - pan to powiedział - odparła. Wciąż nie spuszczała z niego wzroku, jednak on zdawał się nie być w żaden sposób poruszony. Ta rozmowa zdecydowanie przypominała pole bitwy, choć zdawała się mu w żaden sposób nie ustępować, miała wrażenie, że zdobywa w ten sposób jakieś punkty.

- W takim razie skończyliśmy - rzekł. Wstał dając jej do zrozumienia, że rozmowa jest zakończona.

- Mogę odejść? - zapytała z widocznym sarkazmem.

- Ależ oczywiście - powiedział. - Przecież nie jest pani podejrzana o zdradę. Wszelkie przekroczenia były natury dyscyplinarnej, zostanie pani za nie w stosownym czasie pozbawiona stopnia i wydalona z NASW.

- Tylko tyle? - zapytała. - W co pan gra, Gleeson? Jeżeli, rzeczywiście się pan tak nazywa...

- Pytanie w co gracie wy? - odparł. - Aldrin, Everett, pani... i komandor Arciniegas.

- Tylko cztery osoby należą do tego spisku? - przyjęła zawiedziony ton. - I wszyscy pracujemy dla Rosjan?

- Nie wspominałem o tym - zauważył. - Chce mi pani coś wyznać?

- Sugerował pan pracę dla wroga dość wyraźnie - stwierdziła.

- Coś pani powiem Hoener - rzekł. - Jestem zdziwiony, że tak bardzo wierzy pani w Aldrina. Tymczasem daliście się wciągnąć w pułapkę zastawioną przez tamtych. Skierowali waszą uwagę na dynamiczne prawa fizyki, które badali. Spowodowali, że polecieliście na Marsa, gdzie wpakowali Sojusz w sam środek starcia z Kolektywem i doprowadzili do przeniesienia ciężaru wojny na walkę z nimi. To zapewniło Związkowi odwrócenie uwagi od swego prawdziwego planu. Jego elementem jest zgromadzenie nad Ziemią całej floty, zdolnej unicestwić jej powierzchnię pociskami ICBM, a także zasugerowanie nam, iż tajemniczy obiekt, który pojawia się i znika, stanowi zagrożenie. Aldrina zmanipulowano, a uczynił to szpieg, który jest częścią personelu NASW.

- A co jest celem tego planu?

- To samo co zawsze - odparł. - Zniszczenie Sojuszu. - spoglądał na nią przez chwilę. - Widzę, że już rodzą się w pani wątpliwości. Od początku nie wierzyła pani w ciemne materie, ale jest pani lojalnym marynarzem, wykonującym rozkazy. Proszę spojrzeć na to z logicznego punktu widzenia. I odpowiedzieć sobie na pytanie, jak to się stało, że nie udało się znaleźć wam szpiega? Mieliście listę ludzi, którzy pracowali z Sikorskim, jednak Aldrin zdecydował jedynie, by zmienić ich przydziały.

- To oficerowie floty, których potencjał można wykorzystać, nawet jeśli popełnili błąd.

- W czasie wojny taki sposób działania prowadzi do zguby. Skoro zgrzeszyli nielojalnością, nie powinni być oficerami. Ciekawą weryfikację prowadzicie w NASW. Ale zostawmy to... Mieliście Satyę Nayadę. Nie próbowaliście nawet wyciągnąć jej z tej katatonii, nie stosowaliście elektrowstrząsów, ani szokowej deprywacji posthipnotycznej. A przecież zna ona ludzi, którzy ją reprogramowali...

- Decyzja admirała. Aby oszczędzić jej więcej cierpień.

- Wygodne, prawda? Sterowany agent wroga ma nie cierpieć, po tym jak zabił oficera NASW - wyraźnie z niej kpił. - Ciekawe, że znika ze stacji wraz Everettem, w tej swojej rzekomej katatonii całkowicie przecież bezwładna i karmiona od tygodni przez rurkę. Ale to też zostawmy. O posłaniu agentki GRU i żołnierza wroga na Ziemię, w towarzystwie skazanej na zagładę grupy wojska już wspominałem...

- Skazanej na zagładę? - złapała się na jego haczyk.

- Posłanie ich w środek anomalii i manifestacji, gdzie nie działa nasz sprzęt? Bez realnej możliwości odwrotu? Ten plan, by poleciał po nich “Davies” i zgarnął kontenery desantowe? Ponowne wejście w obszar wroga? Pierwszy raz wzięliście ich z zaskoczenia, ale naprawdę trudno było przewidzieć, iż relokują swą flotę nad Polskę i przerzucą wojsko by to uniemożliwić?

- Przerzucali je już wcześniej - przypomniała.

- Zaczęli więc realizować plan tej maskirowki zbyt szybko - stwierdził. - Jej elementem miało być wciągnięcie nas w walkę nad Polską, byśmy posłali siły w celu uratowania naszych wojsk, odsłaniając front i wystawiając się na atak. Liczba wojska jakie powinniśmy poświęcić, zdecydowanie przewyższa wartość takiej operacji. Nie damy wciągnąć się w taką pułapkę, dlatego rekomendowaliśmy, by nic nie robić.

- Rekomendowaliśmy?

- Zdaje się, że w AFCOM ktoś usiłuje zaplanować misję ratunkową - odparł. - Oczywiście nie ma w tym nic złego, taka ich rola. Ale naszym zadaniem jest nie dopuścić, by doszło to do skutku. To fragment tej pułapki, której znaczenia jeszcze nie rozumiemy.

- Kim są ci my?

- Przecież w sumie nie ma to żadnego znaczenia - przypomniał jej słowa. - Ale działamy by ocalić Sojusz.

- Admirał również.

- Błąd. I słabo to pani powiedziała. Wątpliwości narastają. Zbyt wiele tu zbiegów okoliczności. Na zakończenie pozwolił uciec Nayadzie, oddał wrogowi jego szpiegów i poświęcił oddział marines i spadochroniarzy.

- Poświęcił?

- Nie zgłosili się już dwa razy - powiedział spokojnie. - AFCOM usiłuje posłać tam zwiad z RAF, ale rekomendowaliśmy, by nie osłabiać w ten sposób SACEUR. Cokolwiek planują tamci ma związek z Europą.

- Więc lepiej być ślepym?

- W tym wypadku tak - powiedział.

- Poświęcacie naszych ludzi?

- To nie my, to Aldrin - odrzekł. -  Nawet pani musi to przyznać. Chyba oczywiście, że jest pani częścią tego wszystkiego. Więc chce mi pani o czymś powiedzieć?

- Proszę spytać, admirała - poradziła. Zaczynała czuć gniew i on to dostrzegał.

- Doskonale pani wie, że nic nie powie - odparł. – Ale prędzej czy później znadję dowody jego zdrady.

- Skoro pan tak mówi.

- Tak mówię - powiedział. - Proponuję pozostać w pani kajucie. Anulowano wszystkie pani kody, więc nie będzie się pani mogła poruszać swobodnie po stacji. Oczywiście dostępu do eniaka też już pani nie ma.

- To areszt.

- Nie, to konsekwencja dokonanych wyborów.

- Czego pan właściwie chce?

- Satyi Nayady – odparł, a ona spojrzała nań ze zdziwieniem. Gleeson chrząknął: - Proszę się zastanowić, czy warto kryć treść waszych rozmów z Aldrinem.

- Proszę zapytać o nie Everetta - burknęła.

- Chętnie. Gdy tylko sprowadzę go na stację. Już wkrótce. Niebawem odzyskamy kontakt z “Von Braunem”.

- Wciąż się nie odezwał?

- Od kiedy nadali, iż tamci strzelają pociskami atomowymi panuje cisza z ich strony. Czekamy na dane z „Chattanoogi”. - powiedział. - Ale ciszę zarządził „Von Braun”, bowiem skoro miało to miejsce prawie dwie godziny temu, już dawno ujrzelibyśmy rozbłysk eksplozji, czyż nie? Z jaką misją posłał Aldrin tak naprawdę “Von Brauna”?

- Skoro nie wierzy pan w obiekt nieznanego pochodzenia, pewnie ma pan już jakąś teorię.

- Nieważne co mam - uśmiechnął się. - Ale powiem, że NASW również podziela mój niepokój. Przekazano przez sieć Hermes do wszystkich statków, by w wypadku napotkaniu “Von Brauna” poinformowali statek o rozkazie bezwarunkowego powrotu na ISS. Zobaczymy w co gra komandor Arciniegas.

Hoener nagle zaczęła się śmiać. W jego oku ujrzała błysk gniewu, sądził że już ją miał, a zasiane w niej wątpliwości skruszyły to, co jak sądził ukrywała. Ostatnie zdanie pozwoliło jej całkowicie oderwać się od jego sposobu myślenia, choć nie mogła ukryć przed sobą, że miał sporo racji.

- Co panią tak rozbawiło? - zapytał.

- Pomyślałam sobie co się stanie, gdy stawi pan czoła szalonej kapitan - powiedziała. - Nie wiem czy ujdzie pan cało.

- Komandor Arciniegas będzie miała dużo szczęścia, jeśli zdoła się wytłumaczyć z czegokolwiek - burknął. - Nawet jej sława nie sprawi, że ocali swą reputację.

- Za Arciniegas stanie całe NASW - przypomniała.

- Nawet jeśli okaże się, że brała udział w spisku mającym zniszczyć Sojusz?

- NASW jej nie potrzebne - powiedziała Hoener. - Jeśli zdecyduje się pan wystąpić przeciw niej, to ona przyjdzie po pana. A wtedy… nic pana nie uratuje.

USS "Von Braun" >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz