-
Cholerny Józef Światło – wycharczał Przewodnik Postępowych Narodów Ludowego
Świata, generallisimus Stawki, przewodniczący Głównego Sekretariatu Komitetu
Centralnego Partii Rewolucyjnego Komunizmu, Ławrientij Pawłowicz Beria,
siedzący u stóp olbrzymiej czerwonej gwiazdy, zawieszonej nad jego głową.
Gerber stał w miejscu, w którym się zatrzymał, po tym jak minął ostatnią śluzę
pancernego pociągu i zamiast spodziewanego sztabu Stawki spojrzał w twarz
znajdującego się za pancerną szybą starca. Był przygarbiony i pochylony, ręce miał
zaciśnięte. Jego sylwetka pogrążona była w cieniu, a prosty czarny strój z
wysokim kołnierzykiem zlewał się z ciemnością pomieszczenia. Jedyne światło
dawał znajdujący się tu ekran, na którym zmieniały się obrazy. Dopiero po
chwili Gerber zorientował się, że przedstawiają one to, co dzieje się na
zewnątrz, do tego w kolorze. Nie miał pojęcia, że jest to możliwe, dotąd obraz
tej wielkości mógł obejrzeć wyłącznie na płótnie kinowym. Tu zdawał się być
wyświetlany bezpośrednio, tuż obok dostrzegł inny ekran, pełen dziwnych
wykresów, kwadratów i trójkątów w kolorze czerwonym i niebieskim, opisanych
małymi literami i wielkim napisem Ałmaz pośrodku. Szok gonił szok, jeszcze nie
wyszedł z największego, jakim był fakt, przed kim właśnie się znalazł.
Beria był
stary, nie przypominał mężczyzny z siwiejącymi skroniami, w okularach,
zatroskanego losami świata, pogrążonego w rozmowie z prostym robotnikiem czy
żołnierzem, jakiego znał z wielu portretów. Był wychudzonym starcem, którego
Maksym poznał po okularach, charakterystycznych okrągłych oprawkach znanych z ikonografii
oraz zdjęć. Najpierw stwierdził, że posiwiały karzeł musi być szalony by nosić
okulary takie jak generalissimus, których nie warzył się zakładać nikt inny,
bowiem w całym Związku jedynie Przewodnik Narodów posiadał tak
charakterystyczne oprawki. Założyć podobne oznaczało, iż ktoś chce się z nim
równać, co nie umknęło by uwagi Partii i innych służb. Chwilę zajęło, nim
Maksym uświadomił sobie, że starzec jest niezwykle podobny do Przewodnika
Narodów, po czym niczym grom uderzyła w niego nagła konstatacja. Zrozumiał
przed czyim obliczem się znalazł, kto znajduje się za pancerną szybą i zamarł.
Beria wpatrywał się w monitor i obraz eksplozji, płomieni ogarniających ruiny.
- Płoń –
powiedział powoli i dobitnie, po czym skierował swój wzrok na Gerbera. Ten omal
się nie cofnął, gdy poczuł jak spojrzenie przeszywa go niczym strzała. Przez
chwilę nie był w stanie nabrać nawet oddechu. Wreszcie przeniósł wzrok gdzieś
obok. - Słyszałem, że zastrzeliliście jednego z posłańców? - zapytał groźnie, a
Gerber poczuł jak przechodzą go dreszcze. Rosyjski Berii był ostry i chrapliwy.
-
Zrozumiałem wiadomość – odrzekł Sierow spokojnie.
- Błąd,
towarzyszu – warknął Beria. - Zdaje się, że tego właśnie chciał!
- Dlatego
to uczyniłem, towarzyszu sekretarzu – odparł z naciskiem marszałek.
-
Popełniacie błąd za błędem Iwanie Aleksandrowiczu – Beria uderzył pięścią o
poręcz swego wielkiego fotela. - Kto pisał do mnie o godnym zaufania Polaku?
Mam wam przypomnieć jak to szło? Sprawdzony człowiek, pracownik warszawskiej
grupy operacyjnej, w stopniu kapitana! To dzięki wam delegowaliśmy go do naszej
grupy operacyjnej!
- To było
w 1945 roku, towarzyszu sekretarzu – odparł Sierow.
- To nie
ma znaczenia! - Beria uniósł głos i nagle się rozkaszlał. Po chwili
kontynuował: - Iwanie Aleksandrowiczu, drugi wasz największy błąd,
strzelaliście sobie wtedy razem do tych faszystów z AK, złapaliście nawet
wspólnie 16 z nich, ale nie walnęliście w łeb pieprzonemu Światle… I kolejny,
kto wie czy nie większy. W roku 1956 rzucaliśmy tu bomby atomowe, kto uznał, że
nie warto rzucać ich na Warszawę? Kto twierdził, że nie ma potrzeby niszczenia
jej jak Budapesztu? Kto wreszcie mówił, że skoro likwidujemy ich kraj, zostawmy
im choć język, jako element narodowej identyfikacji z republiką radziecką? Że w
ten sposób nałożymy siodło krowie! Coś wam powiem Sierow… to miasto nie powinno
przetrwać! Nie powinno się go odbudowywać w 1945… a Światłę powinniście złożyć
wówczas w płytkim grobie! Zabrakło wam czujności! - znowu zaczął kaszleć.
- Tak
jest, towarzyszu sekretarzu – odparł spokojnym tonem marszałek. Beria zaczął
drżeć, po czym skierował swój głos na Gerbera.
- Jak
wygląda ten skurwysyn? Ile ma lat? - zażądał odpowiedzi. Maksym miał zbyt
wielki mętlik w głowie by zastanawiać się nad odpowiedzią.
- Wygląda
na pięćdziesiąt… nie więcej niż sześćdziesiąt, towa…
- A chuj!
- wrzasnął Beria. - Słyszysz to, Sierow! Słyszysz!
- Tak
podejrzewaliśmy, gdy pojawił się ponownie generał Mrok – odpowiedział
marszałek. - Rozmawialiśmy o tym, towarzyszu sekretarzu.
- O ile
pamiętam zastanawiałeś się czy to nie bełkot tego Waltera – burknął Beria.
- Walter
– wyrwał się Gerberowi.
- Co,
Walter? - natarł natychmiast Sierow, chwytając go za ramię.
- Jest
tutaj – odparł Maksym. - Przybył z imperialistami, towarzyszu marszałku.
- Wiemy –
zbył go niespodziewanie Beria. - Doskonale wiemy kto tutaj wylądował i w jakiej
liczbie. Żyje jeszcze, ten cały Walter? Zdaje się, że udało wam się zabić nieco
imperialistów podczas bitwy.
- Żyje,
towarzyszu sekretarzu – odrzekł niechętnie Gerber. Beria nagle zarechotał.
- A wam
wyraźnie to nie na rękę – stwierdził. - Nadal macie mu za złe, że wsadził was
za to, że zesłał was do karnego batalionu, za to, że chcieliście posuwać tamtą
dziewczynę? Ja was w pełni rozumiem, nie ma nic lepszego niż folgowanie
pragnieniom – Beria zdawał się przez chwilę oddawać marzeniom, po czym nagle
spoważniał. - Ale w zasadzie powinno wam się obciąć kutasa. Dla zasady,
moralności i dobra komunizmu. Sierow, zróbcie to dla mnie.
- Może
najpierw niech powie, z czym przyszedł – odparł marszałek, nim Gerber zdołał
zareagować.
- Zaraz –
rzekł Beria i skupił wzrok na ekranie. Widok wyostrzył się, zmieniał się bardzo
szybko, przedstawiał ciemne kształty poruszające się z dużą szybkością, które
zdawały się pluć ogniem z działek. Wyraz twarzy Berii nie zmienił się, gdy
rzekł: - Wreszcie przybył cholerny Sojusz Zjednoczonych Narodów. Nie mogłem się
już doczekać, chwilę ich marynarce zajęło zatopienie naszych krążowników na
Baltyku i w Sundzie, żeby oczywiścić im drogę. I za pamięci Sierow, dajcie
jedną gwiazdkę dowódcy garnizonu w Poznaniu. Nawet udało mu się trochę ich
zestrzelić, zanim nasze lotnictwo nad Jutlandią i Skagerrakiem zniszczono –
zauważył.
- Nie
zgłasza się, towarzyszu sekretarzu – odrzekł marszałek. - Możliwe, że nie żyje.
Był na lotnisku, kiedy…
- Pośmiertnie
nadać tytuł bohatera Związku – Beria wciąż wpatrywał się się w ekran.
Gerber
nadal się nie poruszył, od wejścia do pomieszczenia wciąż stał zesztywniały,
przed pancerną szybą. Widział obraz jedynie pod kątem, na nim zaś eksplozje i
wybuchy na niebie ponad płonącym miastem. Nagle podłoga zadrżała u jego stóp,
raz za razem. Maksyma doleciały przytłumione dźwięki, ledwie słyszalne przez
gruby pancerz pociągu. Gdzieś w oddali artyleria zaczęła wystrzeliwać pociski.
Po chwili ujrzał ognisty deszcz spadający na mroczne miasto.
- Ten ich
nalot jest bez żadnego znaczenia. Zginie – powiedział Beria jakby sam do
siebie. - Całe to miasto. Zniszczymy je kamień po kamieniu. A potem wyoramy
każdy z nich z ruin i zmienimy w pył. Zejdziemy pod ziemię i zalejemy tunele
ogniem. Aż po Warszawie zostanie jedynie wielka dziura, w której leżeć będą
zwłoki kontrrewolucjonistów. A potem zlikwidujemy całkowicie Polską Ludową
Republikę. Przesiedlimy dzieci, dorosłych reedekujemy w łagrach. Druga Armia
walczyć będzie w pierwszej linii atomowego natarcia aż szczeźnie. Tak
powiedziałem.
- Tak
jest, towarzyszu sekretarzu – potwierdził Sierow, a Gerber poczuł jak
przechodzi go dreszcz. Przewodnik Narodów wydał właśnie wyrok, oznaczający
koniec znanego mu świata.
-
Towarzyszu sekretarzu – chrząknął Maksym niespodziewanie dla samego siebie. -
Jeśli mamy walczyć z… tym co jest w Warszawie… Nasze kule nie są w stanie
zrobić im krzywdy…
Beria
spojrzał nań groźnym wzrokiem.
- Być
może wasze kule, sierżancie Dziewiątej Kompanii – powiedział po dłuższej
chwili, a Gerber poczuł jak zalewa go pot. - Ale niech Światło myśli, że jest
bezpieczny. Że cienie go obronią! Pięknie! - nagle prawie podskoczył i uderzył
pięścią. - Sierow, te ich maszyny są już nad Wisłą! Niszczą naszą artylerię!
- Już nie
– odparł marszałek. - Właśnie uciekają przed salwą strieł – Beria ponownie
spojrzał na ekran, lecz nie wyglądał na rozpogodzonego. Siedział i spoglądał
bez słowa na eksplozje, a Gerber miał wrażenie, że wybuchają przede wszystkim
samoloty Związku. Podłoga drżała już w rytmie ciągłym, artyleria strzelała
przez cały czas.
- Cóż...
– rzekł wreszcie Beria. - Wygląda na to, że ponosimy klęskę. Wróg posłał swe
wojska w serce naszego terytorium. Zapamiętajcie ten dzień dobrze Gerber.
Imperialiści właśnie przegonili nas znad Warszawy i strącili nasze lotnictwo.
Zaatakowali Poznań i Sund, otworzyli sobie drogę do serca Polski. Wygrywają.
Jesteście w to w stanie uwierzyć, sierżancie?
Gerber
milczał, nie wiedząc jakiej Beria oczekuje odpowiedzi. Kulił się wręcz pod jego
wzrokiem, po raz pierwszy w życiu czując się nagle mały.
- Nie –
zdecydował się wreszcie wyszeptać. - Nigdy, towarzyszu przewodniczący.
Beria
pokiwał głową.
- Nie
tracicie rewolucyjnej czujności – mruknął. - To dobrze. Bo Imperialiści myślą,
że kontrolują sytuację, gdyż właśnie tego chcemy. Te ich manewry, które miały
sprawić wrażenie, że szykują desant spadochronowy, te ich poderwanie sił,
chirurgiczne uderzenie mające sprawić wrażenie, że to wstęp do operacji
wojskowej… Więc pozwalamy im sądzić, że im się to udaje. Że uwierzyliśmy, iż te
ich pozoranckie ruchy to coś więcej. Pozwoliliśmy im nawet uderzyć na Warszawę
i otworzyć im drogę do serca dawnej Polski. Wiecie dlaczego wam to mówimy?
- Nie,
towarzyszu sekretarzu.
-
Dowiecie się już niebawem – rzekł Beria. - Na razie zapamiętajcie sobie, że
poświęciliśmy właśnie nasze najlepsze eskadry, po to, by imperialiści myśleli,
że mają przewagę. Niech sądzą, że wygrywają. Nawet nie wiedzą jak się mylą…
Niech Światło zaprosi ich do tańca. Zginą razem – oderwał wzrok od ekranu i
spojrzał na Sierowa. - Szkoda tylko, że
wy Iwanie Aleksandrowiczu daliście się ponieść emocjom. Zastrzeliliście swoją
oficer.
- Tego
chciał Światło – mruknął Sierow. - I to należało uczynić.
- Czarna
ręka była tą informacją, o której mówiliście – stwierdził spokojnie Beria. -
Już przekazano mi jaka była wasza reakcja… w sumie wam się nie dziwię. Tylko,
że on pokazywał nam w ten sposób, że
jest wszechmocny i kontrolował Mrok, gdy
Zachert wędrował przez Południową Zonę.
- Blefuje
– stwierdził Sierow. - Wie o tym co spotkało Zacherta od Waltera. Usiłuje nas
wprowadzić w błąd.
- Byłoby
dziwne, gdyby w tej grze nie stosował własnej maskirowki – odparł Beria. - Od
początku chciał sprowokować nas do działania. Chciał, żebyśmy zareagowali
histerycznie i rzucili na to miasto wszystkie nasze oddziały. Pragnął pokonać
je tu i upokorzyć. I wysłać wiadomość światu – zawiesił na chwilę głos. - To
była wiadomość skierowana do mnie.
- I
właśnie tak zaczęliśmy działać – stwierdził Sierow.
- Tak –
powiedział Beria. – A zatem niech widzi naszą histerię. I pozorną nieudolność,
sprawiającą, że wpuściliśmy Sojusz do własnego ogródka. Niech popełni ten błąd
i stanie się zbyt pewny siebie. Nie wie jednak, że gramy w zupełnie inną grę –
zachichotał Beria. - Słyszycie, Gerber? Zapamiętajcie moje słowa. Sądzi, że
realizujemy jego plan. Że atakując trzy miasta Związku rzucił nam wyzwanie, na
które musieliśmy odpowiedzieć. Że przekazując mi, że ma moc i nazywając siebie
Bogiem, zmusił mnie do popełniania błędów i emocjonalnego działania. I tak
właśnie jest! - Beria nagle uniósł się ze swojego siedzenia. - Bo Boga nie ma,
jest tylko człowiek! I ja nim jestem, a ten który uważa się za Boga upadnie. I
ja go zabiję – zasyczał z wyraźną pogardą. Jego oczy zwęziły się do niewielkich
szparek. Spojrzał znowu na ekrany, przyjrzał się płonącemu miastu, po czym
przeniósł wzrok na symbole i wykresy znajdujące się obok. Gerber pocił się w
milczeniu, nim Beria ponownie zwrócił się do niego: - Skoro Afanasjewej głos i
dał jej czarną rękę, po to aby przekazać nam w ten sposób, że ma władzę nad
materią i ciemną energią, co polecił przekazać wam?
Maksym
przełknął ślinę.
- Kazał
powiedzieć, że… - przez chwilę się wahał po czym mówil dalej - … że Polska
będzie wolna i niepodległa – nie zdołał powiedzieć więcej, bo Beria nagle
zaczął się śmiać. Czynił to głośno, trzęsąc się, do czasu aż zaniósł się
kaszlem.
-
Słyszałeś Sierow? - zapytał wreszcie, gdy zdołał się uspokoić.
Marszałek
pokiwał głową.
- Jest
szalony – stwierdził krótko.
- Chce
Wolnej Polski? To jej dostanie – Beria spoważniał. - Zostanie wzięty żywcem, po
to abyśmy posadzili go na szczycie atomowych ruin, w które zmienimy resztę tego
kraju.
- W tym
szaleństwie jest metoda – mruknął Sierow. - Wie w jaki sposób nas najlepiej
sprowokować, towarzyszu przewodniczący.
- Więc
niech dalej myśli, że nas prowokuje – odparł Beria. - Że rzuciliśmy wszystkie
nasze oddziały, porzuciliśmy wszystkie fronty dlatego, że obawiamy się jego
mocy. Jego zdolności. Jego Wolnej Polski – zachichotał na chwilę. - Jego
niezwyciężonych oddziałów. Koalicji maoistów i Sojuszu. Niech dalej widzi nasz
gniew, szaleństwo i furię. Czy to wszystko towarzyszu sierżancie? Nie dodał nic
więcej? Nie wspomniał, że wbrew materializmowi dialektycznemu Bóg istnieje i to
on nim jest? Nie powiedział, że z tego powodu musimy go pokonać, bo zaprzecza
swym istnieniem naszej ideologii? Nie dodał, że w ten sposób zrobił co mógł,
byśmy rzucili wszystkie nasze oddziały do Warszawy? - Beria powoli uniósł się.
- Nie pochwalił się, że w ten sposób spowodował, bym ja tu przybył? Po to żebym
znalazł się w pułapce jego ludzi, maoistów i imperialistów?
- Nie,
towarzyszu przewodniczący – pokręcił głową Gerber. - Lecz…
- Co? -
warknął Beria. - Zmienił was w jakąś żywą broń Mroku? Zaraził czymś, aby mnie
dopadło? To nie w jego stylu, on chce bym był świadomy mego upadku i zobaczył
jak Związek się rozpada, a nie po prostu mnie dopaść… Więc co?
- Polecił
mi opowiedzieć wam co mnie spotkało – dokończył Maksym. - I dodać jeszcze jedno
zdanie.
- Słucham
więc – rzekł Beria.
Gerber
przełknął ślinę.
- To nie
moje słowa, towarzyszu prze… - zaczął.
- Mówcie!
- warknął Beria, a jego oczy rozbłysły.
- Miałem
przekazać Stawce, że Polska będzie wieczna – powiedział Maksym. - Jak
opromieniające je światło.
- To
wszystko? - nacisnął Sierow.
- Stan
towarzyszki pułkownik i mój to pozostała część tej wiadomości – dokończył
Gerber.
- A wam
co uczynił? - zapytał powoli Beria. - Czego nie wyłapał ten szaleniec Zabielin?
-
Ozdrowił mnie – wyjaśnił Maksym. - Pozwolił mi najpierw zapaść na polactwo… a
gdy już prawie stałem się tworem wyleczył mnie.
- To
skurwysyn – wycedził powoli Beria, lecz Gerber nie miał pojęcia co
przewodniczący miał na myśli. Jego pięść powoli się zacisnęła, gdy wstał powoli
z miejsca. Maksym skulił się odruchowo, gdy ujrzał jego twarz, pełną
wściekłości. - Macie coś do powiedzenia, Sierow?
- Nie
powiedział nic nowego – odrzekł ostrożnie marszałek. - Daje nam do zrozumienia,
że jest Bogiem…
- Chuj
mnie obchodzi co daje nam do zrozumienia – warknął Beria. - Boga nie będziemy
tolerować, bo nie pozwala nam na to materializm dialektyczny. Polsce nie
pozwolimy istnieć, bo to wrzód na ciele nowoczesnego świata, który zbudujemy
komunizmem rewolucyjnym – zasapał ciężko. - Ale pokazuje chyba jasno, że ma
klucz…
- … do
tego, czego pragniemy najbardziej – dokończył marszałek. Beria pokiwał głową.
-
Tańczymy jak nam zagra – rzekł. - Jest młody, słyszysz? Słyszałeś ile ma lat?
- To
pułapka, towarzyszu przewodniczący –zauważył Sierow.
- A my w
nią wpadamy, towarzyszu marszałku – odparł tamten. - Sprowokował nas byśmy tu
przybyli, rzucili swe siły na miasto… wiecie po co? - nie czekał jednak aż
ktokolwiek mu odpowie. – Właśnie teraz kiedy przybywa to kosmiczne gówno. To
nie przypadek.
- Nie
sądzę – przytaknął Sierow.
- Patrzę
na to co dzieje się nad Marsem – powiedział Beria. – I zdaje się, to coś
ignoruje nasze rakiety. Więc może to, co mamy nad Ziemią, nie wystarczy, by to
powstrzymać. Może on też o tym wie i pragnie zobaczyć naszą bezsilność, nim to
nadejdzie. Nasz upadek. Pragnie spojrzeć w nasze stare i pomarszczone twarze i
pokazać nam… nieśmiertelność. On ma ją, Sierow! - podniósł znowu głos.
- Tak –
odrzekł marszałek. Beria przeniósł wzrok w kierunku Gerbera.
- Wiecie
czemu Sierow nie boi się przebywać obok was? - zapytał. - Z jakiego powodu nie
dba o to, czy stanowicie biologiczne zagrożenie bądź chodzącą bombę? Bo wie, że
zostało mu niewiele czasu. Rak zabije Iwana Aleksandrowicza w przeciągu kilku
miesięcy. To jego ostatnia bitwa. I dlatego towarzysz marszałek zdesperowany by
odnieść dla komunizmu swe ostatnie zwycięstwo.
-
Ostateczne – poprawił zza pleców Gerbera Sierow..
-
Odniesie je komunizm – syknął Beria. - My je odniesiemy, nie wywyższajcie się,
Sierow, nie wywyższajcie… A teraz powiedzcie, co do cholery chciał osiągnąć
przesyłając taką wiadomość?
-
Sprowokować nas.
- Już nas
wcześniej sprowokował. I sprawił, że komunizm posiadł nowy imperatyw.
Zniszczenie Warszawy i kontrewolucji.
- Nie
wiedział, że tu jesteście towarzyszu przewodniczący – powiedział zamyślony
Sierow. - Kierował swą wiadomość do Stawki. Chciał byście tu przybyli widząc
jaka jest cena. Nieśmiertelność to przynęta. Stawką jest przetrwanie komunizmu
rewolucyjnego. Bez was towarzyszu…
-…
komunizm jest wieczny – warknął Beria. - A jeśli Światło myśli, że będziemy z
nim rokować by dał nam swój sekret, to się pomylił. Jeżeli sądzi, iż
doprowadził do tego, że mnie tu ściągnie, by wciągnąć w pułapkę swoich knowań z
imperialistami, to się zdziwi. My go stworzyliśmy Iwanie Aleksandrowiczu i my sprawimy,
że upadnie!
Zapadła
cisza, a Beria opadł powoli na swe krzesło. Sierow milczał, a Gerber nie
wiedział co powinien dalej uczynić. Starał się nie poruszać, żałując iż nie
jest niewidzialny, lecz przewodniczący jakby przypomniał sobie o jego
istnieniu.
-
Sądzicie, że strata artylerii i eskadry samolotów, zniszczenie baz w Poznaniu i
na Sundzie nas osłabia? - skierował ku niemu swój wzrok. - Na pewnym poziomie
tak, lecz w perspektywie najbliższych godzin nie będzie miała żadnego
znaczenia… Chcę żebyście to wiedzieli Gerber. I za chwilę wytłumaczę wam
dlaczego.
Nie
zdążył jednak powiedzieć nic więcej, bowiem nagle światła w pomieszczeniu za
szybą zabłysły na czerwono i rozległ się piszczący dźwięk. Beria skierował swój
wzrok na ekrany, a Sierow przysunął się bliżej.
- Cóż
Iwanie Aleksandrowiczu – rzekł po dłuższej chwili przewodniczący. - Będziecie
mieli swoją bitwę. Właśnie na północny-zachód od naszych pozycji znikąd
pojawiły się tysiące tych tworów i maoistów. Do tego od północnego-wschodu
zmierza ku nam zaburzenie zmiennej fizyki. Z tego co mi tu przekazują obszarowo
zaburzono temperatura, podniesiona powyżej możliwej... I co wy na to, Sierow?
-
Powiedziałbym, towarzyszu przewodniczący – rzekł tamten sucho. - Że nawet jeśli
Światło nie wiedział jeszcze gdy wysyłał tu Gerbera, czy się tu znajdujecie,
teraz jest tego w pełni świadom. I zamierza zamknąć nas w pułapce i pozbyć się
was raz na zawsze.
- Jego
niedoczekanie – zaśmiał się Beria. - Jego niedoczekanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz