piątek, 12 maja 2023

Ciemna Symetria: Podziemna Warszawa (III)

Tunele płonęły na czerwono, blask wbijał się w oczy Gerbera mieszając się z ciemnością wylewającą się ze ścian. Szedł powoli, a obok niego Afanasjewa. Starał się ocenić swoje szanse, nie miał broni palnej, która na mężczyznę i tak nie działała, o ile to co ujrzał, nie było tanią sztuczką. Po tym jak doświadczył jednak tego, iż rzucał dwa cienie, z których jeden pozbawił go głosu, nie dotykając go fizycznie, był przekonany, że tamten dysponuje dziwnymi zdolnościami. Podobnie jak przypominające cienie istoty o świetlistych oczach, które ich zaatakowały. Skupił się więc na obserwacji, czujnie przyglądając się mężczyźnie, którego ostre rysy tonęły w półmroku. Tamten szedł przed siebie spokojnie, bocznym tunelem serwisowym, zdając się nie dbać o to, czy ktoś za nim podąża. Gerber z trudem dotrzymywał kroku, każde drżenie przebiegające przez jego ciało powodowało ból. Tuż obok niego szła Afansjewa, a jej oczy zdawały się płonąć w ciemności. Zerknął szybko, by stwierdzić, iż także ona rzuca tylko jeden cień, lecz milczała, przyjąwszy wyczekującą postawę.

Krzyki nasiliły się, zdawali się zbliżać do ich źródła, Gerber zdawał się rozróżniać pojedyncze słowa, gdy mężczyzna zatrzymał się.

- Jak myślicie? Czy ich niepewność już wzrosła? - popatrzył na Afanasjewą. - Czy pozbawieni przywództwa są jak dzieci, którym trzeba wskazać drogę? Czy dojrzali już do utraty wiary, którą nazywacie odstępstwem?

- Kim jesteście? - warknęła.

- Przyszłością – odparł mężczyzna. - Jakoś nie martwi was los waszych ludzi. Po prostu ich przekreślacie, jak to od dawna macie w zwyczaju. Zatem zapewne są już dla was straceni. Są tylko mięsem armatnim.

- Elitą armii czerwonej – sprostowała Afanasjewa. - Trzonem zwiadu, który będzie waszą zgubą.

- Ach tak – rzekł mężczyzna z wyraźną zadumą. - Chodźcie więc zobaczyć, jak radzi sobie ta wasza elita.

Gerber najchętniej pozostałby w tym miejscu, nie podążając w kierunku czerwonego pulsującego światła, które odpychało go swym brudem. Oczy łzawiły mu, gdy uświadamiał sobie, iż pochodzi ono z kesonowych lamp, które pokrywał ciemny osad, spływający i skapujący ku ziemi mrocznymi kroplami. Niechętnie stawiał krok za krokiem, pobieżnie zastanawiając się, w którym z tuneli serwisowych się znajduje. Na podłodze brakowało torów, rury biegły wzdłuż betonowych okręgów na jednej ze ścian. Miejsce jakie znaleźć można było w całym podziemnym mieście. Nadal nie słyszał pracy wentylatorów, a powietrze było duszne i śmierdzące. Mężczyzna stanął w przejściu prowadzącym do pomieszczenia znajdującego się na wprost.

- Czyż to wszystko nie kojarzy się wam z piekłem? - zapytał. - Lejtnantowi Gerberowi zapewne nie, ale wam towarzyszko Afanasjewa powinno. Przecież jesteście człowiekiem kształconym, biegłym we wrogiej ideologii i zabobonach. Powinniście wiedzieć co mam na myśli.

- Skoro mówicie o diable… to wy zabiliście naszych zwiadowców – odpowiedziała kobieta. - To wy ich ukrzyżowaliście.

- A przy okazji zostali wykastrowani i wyłupiono im oczy – przyznał ze spokojem mężczyzna. Jego czarna sylwetka rysowała się wyraźnie na tle czerwieni. - Chyba nie myśleliście, że mógł zrobić to ktoś inny?

- Co chcieliście przekazać swym szalonym czynem? Co chcieliście osiągnąć, pisząc że Bóg istnieje?

- Chciałem aby ta wiadomość dotarła do adresata – odparł z uśmiechem mężczyzna. - I cel swój osiągnąłem, czyż nie?

- Za to co zrobiliście, Przewodnik Narodów… - zaczęła, lecz mężczyzna przerwał jej uniesieniem dłoni.

- Jesteście dla niego tylko narzędziem. Podobnie jak i dla mnie. Spełniliście już swój cel, więc wasz los go nie zainteresuje. Mieliście przekazać mu co zobaczyliście i to zrobiliście. Chciałem aby nadano komunikat do Stawki, aby wiadomość dotarła bezpośrednio do niego. Nic więc dziwnego, że użyłem jego imienia. I on to zrozumiał.

- Zrozumiał co? - rzuciła Afanasjewa.

- Co mu przekazuję – odparł powoli mężczyzna. - Że w ateistycznym królestwie absolutnym, które stworzył, narodził się Bóg. I zstąpił z niebios w ogniu atomowego zniszczenia, przynosząc ze sobą Mrok!

- Mrok? To wy przynieśliście tę zarazę do naszych miast – zrozumiała Afanasjewa.

- Przynieśliśmy o wiele więcej – zaśmiał się mężczyzna. - Damy wszystkim wolność. A wy się do tego przyczyniliście!

- Nikt wam na to nie pozwoli – warknęła kobieta podniesionym tonem. - Tak, wysłałam wiadomość. Wiecie, że zmierza tu największa w historii grupa bojowa Armii Czerwonej? Z tego miasta nie zostanie kamień na kamieniu! Przewodnik Narodów nakaże je zmiażdżyć, jeśli trzeba będzie zdusi tę waszą zarazę osobiście!

- Tak – potwierdził skinieniem głowy mężczyzna. - Niech tak się stanie – uśmiechał się drwiąco. - Wasza wiara w partię towarzyszko Afanasjewa przynosi wam zaszczyt – powiedział. - Ale skruszy się szybciej niż myślicie.

- Oddam życie z dumą za komunizm rewolucyjny – oświadczyła. - Umrę z pieśnią na ustach, ze świadomością, jaki czeka was koniec!

- A zatem Bóg istnieje, towarzyszko Afanasjewa – rzekł mężczyzna. - Bo waszym Bogiem jest darogij tawariszcz Ławrientij – ostatnie słowa wycedził po rosyjsku, a ton jego głosu na chwilę się zmienił, po czym znowu rozpogodził. - Lecz cóż zrobi Bóg, mający rząd dusz, który dowie się, że jego domenę wydziera mu kawałek po kawałku ktoś inny, równy prawdziwym Bogom? - zaśmiał się sam do siebie. - Kiedy jego legiony staną na wprost niego, odkryją, że ich władca nie jest Bogiem, lecz jedynie człowiekiem. A wówczas on upadnie!

- Jesteście szaleni! - poinformowała go Afanasjewa z pogardą w głosie. - Przewodnik Narodów jest ideą i wcieleniem komunizmu rewolucyjnego. A komunizm jest wieczny!

- Wasza ślepa wiara przynosi wam chlubę, towarzyszko – mężczyzna teatralnie udał, że klaska. - Ale jak powiedziałem zostanie poddana próbie, a wy jej nie przejdziecie. Bo nic za nią nie stoi, prócz człowieka, który wypaczył idee, by stać się władcą absolutnym, wręcz Bogiem. Najpierw odebrałem wam lejtnanta Kalicińskiego, on już wątpi. Wkrótce zrozumie, że prawo i sprawiedliwość oraz porządek leżą gdzie indziej. A on może być ich częścią. Zaś jego ludzie… Sporo z nich dołączy i pójdzie, gdy dowie się, że mogą uwolnić się na zawsze od ludzi takich jak wy czy Gerber – popatrzył na Maksyma. - Choć tacy jak on są wszędzie. Nie wierzący w nic, prócz własnej korzyści. Wierzycie w komunizm, Gerber?

Maksym miał zmrużone oczy. Ręka go bolała, ramię wisiało bezwładnie, strzała przypominała o sobie przy każdym poruszeniu. Słuchając rozmowy miał wrażenie, iż trafił prosto w środek jakiegoś szaleństwa, w którym pogrąża się, nie widząc wyjścia z sytuacji. Nie miał pojęcia kim jest ich rozmówca, prócz faktu, że pokazał już, iż dysponuje siłami, które przekraczają możliwość jego zrozumienia i przeciwstawienia się im. Usiłował go ocenić, lecz nie mógł pojąć, do czego tamten zmierza. Wiedział jednak, że przejrzał go już wcześniej, więc jakiekolwiek próby udawania, że jest lub nie jest komunistą spełzną na niczym. To nie był ktoś, kim można było manipulować, to on prowadził rozmówcę w pożądanym kierunku. Maksym nie zastanawiał się więc nad odpowiedzią.

- Pierdol się – rzekł z niechęcią.

- Dokładnie! – zaśmiał się tamten. - Dobrze wybrałem, to ktoś kto ma wszystko gdzieś, poza sobą – spoważniał. - Lejtnancie Berger, macie przed sobą wielką misję do spełnienia. Jesteście ciekawi jaką?

- Nie – odparł zupełnie szczerze Maksym.

- Też tak sądzę. Ale dowiecie się w swoim czasie – rzekł mężczyzna. - Na razie ja bym się chciał czegoś dowiedzieć…

- Niczego się nie dowiecie! - warknęła Afanasjewa, wysyłając Gerberowi przypomnienie, kogo reprezentuje. Maksym czuł bijącą od niej pewność siebie, płynącą nie tylko z faktu, iż była radzieckim oficerem, lecz przede wszystkim z tego, że reprezentuje Akwarium. Była pobita, lecz nie upokorzona.

- Dowiem się wszystkiego – rzekł mężczyzna. - W ciągu najbliższej godziny wasza wiara zostanie skruszona. A nawet jeśli nie, w co wątpię, prędzej czy później będziemy wiedzieć wszystko o czym myślicie. Posiądziemy całą waszą wiedzę. Chyba zapomnieliście gdzie jesteście? To rubież zony. I coś więcej, co was zmieni.

Afanasjewa wpatrywała się weń dumnym spojrzeniem.

- To się wam nie uda – oznajmiła.

- Ależ przeciwnie – zapewnił mężczyzna. - Gdybyście nie zauważyli, nie zdołacie uruchomić swojego wszczepu bojowego. Zapewne już próbowaliście wysłać sygnał. Żaden z nich nie zadziała, żaden z żołnierzy nie zakończy swojego życia z dziurą w głowie, czy to nie pocieszające, lejtnancie Gerber? Będziecie żyli, towarzyszka pułkownik zapewne nie wspomniała, że posiada aktywator? Chciała nawet dokonać zbiorowej eksplozji, synchronizując detonację, gdy kroczyłem między wami. Ciekawe co o tym powie Kaliciński i wasi ludzie… ale co za tym idzie wy też nie popełnicie samobójstwa, towarzyszko. Te wasze fale radiowe po prostu nie zadziałają, tak długo, jak nie pozwolę na to.

- Nie pozwolę? - zapytała Afanasjewa. - Wcześniej nie mówiliście o sobie w ten sposób.

- Ja, my, co za różnica – odparł tamten. - Jesteście w rękach Konwentu.

- Czym jest Konwent?

- Władzą ludu. A lud zadaje teraz wam pytania. Kto z wami przybył, lejtnancie Gerber? - ton głosu mężczyzny się zmienił. Maksym od dłuższej chwili opierał się o ścianę, korzystając z chwili wytchnienia, marząc o tym aby usiąść. Spojrzał niechętnie  w kierunku tamtego.

- Przecież wiecie – powiedział. - Wojsko, tanki, specnaz. Zdaje się, że macie wszystkich.

- Nie wszystkich – uśmiechnął się mężczyzna, a myśli Gerbera pomknęły ponownie ku Dowgille. - Lecz nie róbcie sobie nadziei, pozwoliłem uciec kilku z waszych żołnierzy. Ktoś musi być przecież zwiastunem katastrofy i odebrać morale reszcie wojska… Ale zdaje się, że Stawka miała dla nich inne zadania, bo w chwili gdy rozmawiamy atakują siły imperialistów.

- Imperialiści to wasi sojusznicy – stwierdziła Afanasjewa.

- Mamy wspólnego wroga, was – przyznał mężczyzna. –A nic bardziej nie jednoczy.  Pytałem kogo tu sprowadziliście, Gerber? Czy GRU posłało tu prócz towarzyszki Afanasjewej jakąś tajną broń? Nie mieliście pojęcia, co tu zastaniecie, wiem to już od waszych zwiadowców. Co ze sobą przywieźliście? Lub kogo? - wbił swój wzrok w Maksyma. Ten nie widział powodu by nie współpracować.

- Po drodze zgarnęliśmy stalkera – powiedział. - W Górze Kalwarii. O innych rzeczach nie wiem.

Mężczyzna wyraźnie się zastanawiał.

- Ukryliście coś przede mną, towarzyszko? - zapytał.

- Waszą zgubę – odparła tamta z butą.

- Kłamiecie – stwierdził mężczyzna z pewnością siebie w głosie. - A lejtnant Gerber nie. Nieistotne. I tak się dowiem. Już wkrótce. Bo jeśli to, o co pytam nie przybyło tu z wami, to przynieśli to imperialiści.

- Wasi krwawi sojusznicy – warknęła Afansjewa. - Jak i maości!

- Już dawno nie mają nic wspólnego z Mao – przypomniał mężczyzna. – Nawet nie są ludźmi, pytanie w takim razie kim… Lecz o tym przekonam się osobiście już niebawem. Pytam o coś innego… na górze jest coś znajomego. W ruinach miasta. Wkrótce dowiem się co to jest i skąd się tam wzięło. Lub kto – dodał jakby sam do siebie. - Nieważne.

Gerber oddychał ciężko i z trudem oderwał się od ściany, gdy mężczyzna na niego skinął. W uszach tętniła mu krew, gdzieś na jakimś poziomie rejestrował krzyki dochodzące z płonącego czerwienią połączenia, lecz starał się ich nie słyszeć. Nie był w stanie rozróżnić słów, które zlewały się w jazgot. Popatrzył wprost na mężczyznę, którego twarz kryła się w mroku. Zatrzymał się i spoglądał mu w oczy, usiłując stać prosto, co nie było proste.

- Dręczy was ból? - zapytał tamten. - Nie odpowiadajcie. Ból jest częścią życia. Elementem niezbędnego doświadczenia. Pułkownik Afanasjewa mogłaby coś na ten temat powiedzieć, od lat podobni jej używają bólu by warunkować żołnierzy specnazu, czyniąc z nich posłuszne pieski. Wierne aż do końca. Desantowiec nigdy nie zdradzi, nie posiada za to samodzielności. Idealny żołnierz. Niewolnik.

- To miecz trzymany przez zbrojne ramię komunizmu rewolucyjnego – oświadczyła Afanasjewa. - Który spadnie wprost na waszą głowę i ją odrąbię.

- Podejdźcie tutaj towarzysze – poradził dobrotliwie rozmówca. - I spójrzcie.

Gerber najchętniej usiadłby i odpoczął, lecz wiedział, że niemądrze byłoby odmówić. Z niechęcią wspiął się po kilku schodach, obok podążyła Afanasjewa, mężczyzna odwrócił się do nich plecami, zupełnie na nich nie bacząc. A później przesunął się umożliwiając im zajrzenie do sali zalanej czerwonym światłem.

Przez chwilę Gerberowi zdawało się, że spogląda na chaos kłębiących się kształtów, szybko jednak zaczął się w nim wyłaniać porządek. W pomieszczeniu pośród czerwieni tańczyły cienie, rzucane przez szarpiące się gwałtownie sylwetki ludzi, usiłujących ruszyć się z miejsca, gwałtownie usiłujących się wyrwać i skoczyć do przodu. Lecz nie było to możliwe, zdawali się być skrępowani niczym kajdanami, choć nie mógł dostrzec żadnych, lecz po chwili zorientował się, dlaczego wszystko wokół zdaje się ruszać. Wszędzie tańczyły cienie rzucane przez poruszających się ludzi, zdając się przemieszczać niezależnie, we własnym wzorze, zdając się być nierozerwalnie połączone z pozostałymi. Ludzie miotali się na podłodze, niczym w opętanym tańcu, nad nimi zaś stali inni, nieruchomi niczym posągi, jednocześnie unieśli głowy w kierunku mężczyzny, który stał obok Gerbera i Afansjewej. Było w nich coś nienormalnego i nie był to wcale strój, prosty i typowy dla urzędników rad, jaki nosili niegdyś mieszkańcy tego miasta, wyraźnie sfatygowany. Stali nieruchomo, podczas gdy u ich stóp wili się krzyczący ludzie, których cienie zdawały poruszać się niezależnie od nich. Maksym dopiero po chwili pojął, że ciała niektórych są nienaturalnie wydłużone, inne zdawały się być przepołowione, pozbawione nóg. Tułowia niektórych zdawały się nienaturalnie przedłużone, napęczniałe, z innych wyrastały odnóża. Nie był w stanie stwierdzić gdzie kończy się ciało, a zaczyna cień, im dłużej wodził wzrokiem dookoła, coraz więcej dostrzegał szaleństwa. Na podłodze wyli i zawodzili desantowcy ze specnazu, gieroje Sojuza, wyłuskani ze swych metalowych zbroi, bezsilni wobec mocy ciemności, która torturowała ich, przekształcając ich ciała. Wzdłuż ścian i sufitu wiły się segmenty czerni, poruszające się na niewielkich nóżkach, stanowiące ciało któregoś z jeńców, inni przestawali przypominać ludzi. A pośród nich stali nieruchomi mężczyźni. I nagle Gerber pojął, że najwyraźniej nie mają oczu, lecz było to tylko złudzenie, bowiem wówczas je otworzyli i spojrzeli nań czernią nocy, całkowicie pozbawioną białek i uśmiechnęli się szeroko. I wtedy pochylił się, przeszył go paroksyzm bólu, a żołądek skurczył się, gdy usiłował zwymiotować na swój mundur, pojmując, iż otaczający go zapach, którego wcześniej nie mógł rozpoznać, jest zapachem krwi, wszechobecnej i intensywnej.

- Witajcie w Konwencie – powiedział ten, który ich tu przywiódł. - Czy też raczej w pierwszym kręgu piekła, nieprawdaż towarzyszko Afansjewa?

- Kim jesteście? - warknęła pułkownik GRU, a w jej głosie brzmiał lęk wymieszany z wściekłością i gniewem.

- Bogiem Mroku – rzekł mężczyzna. - Panem tego, co imperialiści zowią Ciemnymi Materiami. Podoba mi się ta nazwa.

- Giń zdrajco! - rozległ się nagle krzyk Afanasjewej, która niespodziewanie szybkim ruchem rzuciła się w kierunku tamtego. Nawet się nie poruszył, gdy nóż uderzył w jego pierś, gdzie wycelowała. Po czym zadrgał i wypadł jej z ręki, nie mogąc przebić ciała, a ona syknęła z bólu, zupełnie jak gdyby z całej siły wyprowadziła cios w betonową ścianę. Mężczyzna niezwykle szybkim ruchem złapał ją za przegub i zacisnął na niej dłoń, czyniąc to wyraźnie mocno, bowiem kobieta krzyknęła. Szarpnęła, usiłując się wyrwać, lecz bezskutecznie.

- A jednak straciliście panowanie nad sobą – powiedział. - Gdzie legendarne opanowanie oficerów GRU i nadludzka zdolność manipulacji innymi? Znajomość ludzkiej psychiki, umożliwiająca panowanie nad jednostkami?

- Wiem kim jesteście – rzuciła z wyraźnym bólem. - Wysławiacie się jak ktoś wykształcony, byliście kimś z władz tego miasta! Opanowaliście moc zony, a teraz chcecie się mścić za to, że was tu porzuciliśmy na jej pastwę!

- Tak – rzekł w zadumie. - Właśnie tym byłem. Człowiekiem władzy. A teraz jestem sługą Konwentu. A takich jak ja są tysiące. Lud powstał, a wasze panowanie się skończy. Nastał czas kontrrewolucji.

- Z kontrrewolucją się nie rozmawia, do kontrrewolucji się strzela – syknęła. - I taki będzie właśnie wasz koniec! Skoro wiecie o czym mówią imperialiści jesteście zdrajcą na ich usługach.

- Nie – zaprzeczył. - Nie słuchaliście. Jesteście wspólnym wrogiem. Dołączają do nas kolejni, zapewne zaciekawi was, że właśnie przybył emisariusz maoizmu, szukając przymierza. Jak myślicie, jakie macie szanse?

- Rewolucja zwycięży! - odparła.

- Lecz nie wasza – stwierdził. - Zmęczyła mnie już ta rozmowa. Widzę, że staracie się nie patrzeć na to co się tu dzieje, czemu? Czym różni się od waszych katowni?

- My dokonujemy reedukacji! - warknęła.

- My również. Ale nie w waszym wypadku – odrzekł. - Rosjan się nie reedukuje. Dla was przewidziany został tylko jeden koniec. Za stulecia waszego panowania nad tym krajem. Za to co uczyniliście, zapłacicie najwyższą cenę. Popatrzcie! - szarpnął ją za rękę. - Jak mówiłem, ból jest częścią życia. Skoro zostali przy jego użyciu warunkowani, sprawdzamy czy da się go użyć, by odwrócić ten proces. Lecz niestety, wasz specnaz popada w szaleństwo. Może to kwestia tego, że sprawdzamy przy okazji, jak daleko możemy się posunąć. Zawsze miałem duszę naukowca…

- Co takiego? - spytała. Gerber skupiał wzrok na Afanasjewej, usiłując pozostać niemym świadkiem tego co zachodziło. Nie chciał patrzeć na salę, słuchać krzyków, kątem oka rejestrował, iż mężczyźni o czarnych oczach powrócili do swej pracy, wolał nie wiedzieć co właściwie robili. Starał się pozostać zgięty, nie myśląc nawet o tym, jak wygląda.

- Miałem w stosunku do was inne plany – poinformował. - Zamierzałem was złamać. I poznać wasze wszystkie sekrety. Oficer GRU to gratka. Wierzący w komunizm. Jak myślicie, ile czasu bym potrzebował? To byłoby dopiero wyzwanie… wasz umysł ujawniający wszystkie najbardziej strzeżone tajemnice GRU… Mówiłem wam, że wszystkiego się od was dowiem – przyciągnął ją do siebie, a ona wyraźnie nie była w stanie mu się oprzeć. - Ale zmieniłem zdanie – powiedział. - Przecież wcześniej uprzedziłem, że kolejną próbę ataku potraktuję z całkowitą surowością. A ja jestem słownym człowiekiem. Zatem zostaniecie ukarani. Zaczniemy od ręki, którą na mnie podnieśliście.

Afanasjewa nagle zaczęła krzyczeć, choć początkowo Gerber nie miał pojęcia dlaczego. Lecz po chwili zorientował się, że powietrze wokół miejsca, w którym mężczyzna zacisnął swą dłoń na przegubie powietrze faluje, drga zupełnie jakby podniosła się tam temperatura, lecz przede wszystkim ciemnieje, pogrążając się w Mroku. Krzyk kobiety przeszedł w pisk, gdy szarpała się, drugą ręką usiłując na przemian uderzać mężczyznę i odpychać, po chwili używała już do tego nóg. Nie zdołała jednak się wyrwać.

- Irytuje mnie wasz pisk – powiedział mężczyzna. - Więc po prostu się uciszcie – stał nadal nie poruszony, a Afanasjewa nagle zamilkła i miotała się w ciszy, co sprawiało przerażające wrażenie. W uszy Gerbera uderzył ponownie krzyk tamtych, lecz mężczyzna spojrzał z gniewem w stronę sali i nagle wszystko umilkło, choć nie powiedział ani słowa. Maksym nawet nie próbował się rozglądać, wiedział, że na sali nic się nie zmieniło, a desantowcy miotają się tam w ciszy nie mogąc umrzeć, zwinięci w paroksyzmach bólu i transformowanych ciał.

Przegub Afanasjewej zdawał się czernieć pod dotykiem mężczyzny. Powoli uniósł on drugą dłoń i chwycił nią palce kobiety, po czym uśmiechnął się do niej i szarpnął. Ręka oderwała się od ciała, a on puścił jej przegub, tak że poleciała do tyłu i uderzyła o ścianę. Nie straciła przytomności, w szoku uniosła do góry swe przedramię i wpatrywała się w poczerniały kikut.

- To nie będzie już wam potrzebne – powiedział mężczyzna, spoglądając na trzymaną w ręku dłoń. - Zbrojne ramię komunizmu… lecz jeśli nie będzie miało jak trzymać broni okaże się niczym, nieprawdaż? - rzucił trzymaną ręką w kierunku ściany, a ta nagle zafalowała, zmieniając kolor na czarny. Rekę pochłonęła ciemność. - To by było na tyle – stwierdził, po czym nie zmieniając wyrazu twarzy powiedział spoglądając na Gerbera i Afanasjewą. - Zaczekajcie proszę tu na mnie i nigdzie nie odchodźcie. Mam pewne sprawy do załatwienia. Ale najpierw towarzyszko pułkownik muszę zrobić coś z waszymi oddziałami. Rzeczywiście przybyły i atakują, ale jak to wy, niczego nie możecie się nauczyć, poświęcacie kolejnych ludzi, fala za falą. Usiłują wysadzić na lotnisku kolejny desant. Pora się nimi zająć.

Warszawa Śródmieście >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz