poniedziałek, 8 maja 2023

Ciemna Symetria: USS "Von Braun" (II)

Arciniegas wpatrywała się w świetliste kropki na monitorach, zmierzające do nieistniejącego celu.

- Ile czasu do uderzenia?

- Za 6 minut trafią w obiekt – odpowiedział  Hagen.

- Kiedy Phaetony znajdą się na pozycji? – siliła się na cierpliwość, choć irytowało ją, że jej załoga nie przewiduje kolejnego pytania.

- 8 minut – zaczęła Triptree – jeśli zwiększymy ciąg… – lecz Arciniegas gestem powstrzymała jej wypowiedź. Zapadła cisza, a Triptree była wyraźnie zdziwiona, że komandor nie podjęła jeszcze żadnej decyzji. Telefon przy fotelu kapitan zaczął dzwonić, choć nie zamierzała go jeszcze odbierać. Wreszcie jakby się ocknęła i wszystko znowu zaczęło dziać się błyskawicznie.

- Chcę mieć wyliczone parametry skoku przed upływem tych sześciu minut – powiedziała. - Triptree, odezwij się do „Chattanogi” i przekaż, aby byli gotowi na skok do ISS. Siedzą tu już tyle czasu, że powinni mieć go wyliczony, jeśli nie… spróbujemy im pomóc naszym eniakiem, muszą tylko przygotować parametry obliczeniowe. Hagen, w wyrzutniach chcę mieć przygotowane do wystrzelenia Aegisy, z procedurą aktywnej obrony.

- Przed czym będziemy się bronić? – chciał wiedzieć.

- Jeszcze nie wiem – powiedziała bardziej do siebie, po czym chwyciła słuchawkę telefonu i uderzyła nią szybko o aparat, sprawiając, iż zamilkł. – Ale skoro nasi przyjaciele wybrali zamiast zadawania pytań wybuchy jądrowe, odpowiedź może okazać się równie dosadna. Ehlert, wyznacz kurs między anomalię, a ich statki i odpalaj silniki.

- Mamy jakiś powód, dla którego pozwalamy, by odkryli naszą obecność? – chciała wiedzieć Triptree.

- Tak. Chcę wiedzieć co tam się dzieje. Przyśpiesz drony, lecimy za nimi i skracamy dystans. Jeśli to możliwe mają tam być przed uderzeniem.

- Na jaką odległość się zbliżamy? – chciał wiedzieć Hagen.

- Naprawdę muszę wszystkiego pilnować? – zirytowała się. – Trzymaj nas poza ich zasięgiem, ale zostaw przestrzeń na manewry, gdyby wpadło im do głowy już z tej odległości zacząć walić impulsowymi w naszym kierunku, żeby nas zatrzymać.

- Wiem, że nie muszę przypominać, że staliśmy się właśnie doskonale widoczni – powiedziała Triptree. – Oraz, że szarżujemy właśnie w kierunku cztery wrogie okręty, w tym jeden klasy Woschod… Nie żebyśmy mieli w ogóle szanse z trzema Wostokami. Ale zaczynam lepiej rozumieć ideę szybkiej ucieczki, więc…

- Uwaga odnotowana – odparła Arciniegas, po czym postanowiła sobie przypomnieć, że miała dzielić się z załogą swymi planami. – Interesują mnie ich intencje. Więc masz swobodę manewrów, Hagen, ale nie zbliżaj się bliżej niż… - nie mogła się zdecydować. – 50 tysięcy mil od obiektu – poleciła wreszcie.

- Przyśpieszyli – powiedział Hagen. – W kierunku obiektu.

- I wszystko jasne – stwierdziła, po czym spojrzała na trzymaną w ręku słuchawkę, której wciąż nie odłożyła i połączyła się z Gellertem, polecając mu by generator był w gotowości do skoku alarmowego. W międzyczasie Triptree przekazała jej wątpliwości kapitana Gore na temat zasadności szykowania się do ucieczki, skoro znajdował się w odległości od zjawiska praktycznie równej połowy aktualnej odległości Marsa od Ziemi, ale zdecydowała się nie odpowiadać. Wpatrywała się na malejącą odległość między kropkami i figurami geometrycznymi oznaczającymi torpedy, statki i nieistniejący obiekt, po czym zdecydowała się w końcu połączyć z klasycznym przykładem szalonego naukowca jakiego miała na pokładzie.

- Już możemy porozmawiać – zaczęła spokojnie, wiedząc doskonale, kto zaczął do niej dzwonić, gdy wydarzenia nabrały tempa. W końcu działał równie szybko jak ona, był także podobnie niecierpliwy. – O ile jeszcze kontroli nad pomieszczeniem nie przejęła Nayada.

- Pani żarty są jak zawsze niezbyt na miejscu. Satya nas słyszy – odpowiedział Everett. – Jesteśmy na głośniku.

- Nie traćmy więc czasu – przerwała. Miała nadzieję, że przed kolejną rozmową będą mieli okazję oboje wypocząć, zwłaszcza iż naukowiec sądząc po jego stanie wyraźnie tego potrzebował, jednak życie jak zawsze miało własne plany. Rozważyła czy nie kazać Westermorelandowi ogłuszyć kobiety, lecz myśl ta znikła równie szybko jak się pojawiła. Nieodpowiedzialna kapitan i szalony naukowiec stanowili już zabójczy duet, a wariatka będąca szpiegiem niewiele w tym równaniu zmieniała. Arciniegas mówiła więc dalej. – Niestety po części to my jesteśmy odpowiedzialni za to, że wystrzelili. Zapewne mieli takie rozkazy, pasywną obserwację do czasu, aż Sojusz nie zainteresuje się tym, na co patrzą. Gdy pojawiły się nasze drony musieli działać. Nie wydaje mi się, żeby dowódca tej eskadry samodzielnie podjął decyzję o strzelaniu pociskami jądrowymi, raczej polecono mu zniszczyć obiekt, nim wpadnie w nasze ręce i uniemożliwić zebranie informacji na jego temat. Ignorują fakt, że idziemy na nich zupełnie się z tym nie kryjąc, więc wydaje się to oczywiste… I uprzedzając pytanie, nie mamy żadnej możliwości zestrzelić ich pocisków, są za daleko – nie musiała szukać potwierdzenia u Ehlerta, pewne rzeczy były oczywiste. A Everett wiedział także doskonale, iż nie będą w stanie zagrozić statkom Kosmfloty i powstrzymać ich przed dalszymi działaniami, jeśli pociski nie odniosą skutku, a tamci rozpoczną zmasowany ostrzał. Zawiesiła głos. – A teraz słucham.

- Dzwoniłem, żeby wyrazić swą obawę, dotyczącą tego co może wydarzyć się za cztery minuty – powiedział.

- To znaczy?

- To pytanie na które nie znam odpowiedzi. Moja obawa wynika raczej z faktu, że wiemy co eksplozje atomowe robią w połączeniu z ciemnymi materiami, nawet jeśli ich nie rozumiemy.

- Doktorze, nie mam czasu, na teoretyczne rozmowy, jeśli nie ma pan dla mnie nic konkretnego – westchnęła. – Oboje widzieliśmy te pańskie zjawiska i anomalie w działaniu, więc proszę uwierzyć, jestem daleka od lekceważenia tego co może się wydarzyć. Zbliżamy się do nich wyłącznie po to, by zapewnić panu miejsce w pierwszym rzędzie,  jak najszybszy przesył danych i odczyty. Ale jesteśmy gotowi na natychmiastową ewakuację, jeśli sprawy przybiorą nieciekawy obrót.

- Skupię się więc na tym co będę otrzymywać – odparł. – Miałbym jednak sugestię, iż jeśli zaistnieje taka możliwość powstrzymać się od zaczepiania obiektu w podobny sposób oraz przeszkodzić tamtym w dalszych działaniach.

- Trochę na to za późno, skoro robią to z radości na nasz widok – stwierdziła odkładając słuchawkę. Ale musiała przyznać mu rację. Nikt nie lubił, gdy na powitanie zamiast strzału ostrzegawczego przypuszczano atak frontalny, a właśnie tak Związek zadziałał, gdy coś wlazło do jego ogródka. Zorientowała się nagle, że nie traktuje obiektu jako siły natury, lecz coś działającego z premedytacją i zupełnie się jej to nie spodobało.

- Phaeton 2 i 3 za minutę w zasięgu – usłyszała głos Triptree. – Aktywny skan na razie nie pokazuje zmian.

- Dwa Wostoki na kursie przechwytującym – rzucił Ehlert.

- Nareszcie, zaczynałam się już niepokoić – mruknęła Arciniegas. – Pora na zabawę. Hagen, martwy ciąg, lecimy siłą bezwładności, cisza radiowa – Phaetony już dawno w myślach poświęciła, choć wiedziała, że nie dadzą się tak łatwo zestrzelić.

Wszystko zadziało się podręcznikowo. Wostoki wystrzeliły rakiety, matematyka dronów przeliczyła ich trajektorie, przeanalizowała schemat działania, wyliczając czas reakcji na podstawie odległości i zdawała się je całkowicie ignorować. Arciniegas bardziej interesowały kropki zmierzające w kierunku obiektu, z tego co widziała, dotrą one do swego celu, nim cokolwiek zagrozi Phaetonom. Te zbliżały już do granicy efektywnego działania swych czujników. Chwilę później eksplodowały rakiety wystrzelone w ich kierunku, na wiele setek mil przed tym, nim mogły efektywnie wrogowi zagrozić. Ehlert poinformował ją oczywiście natychmiast o tym co sama widziała, co zupełnie jej nie zaskoczyło. Wróg prewencyjnie tworzył martwą strefę jonizacji, by uniemożliwić maszynom Sojuszu zbliżenie się. Przez myśl przemknęło jej, że zapewne nie miał na celu udaremnienia lotu Phaetonów, których nie był w stanie z tej odległości zidentyfikować, widząc je jako drony, wystrzelone znikąd, w ślad za którymi szedł statek, widoczny jedynie przez chwilę. Konkluzja mogła być tylko jedna, iż był to „Von Braun”, okręt Sojuszu o nieznanych dokładnie możliwościach, który prócz skracania drogi przez przestrzeń wyeliminował dumę Związku, „Korolowa”. O ile oczywiście marynarze Kosmfloty dostali takie informacje. Z pewnością jednak liczyli się z faktem, iż tajemniczy statek mógł podchodzić do ataku. Nie podjęła jednak żadnych innych działań, nawet gdy w przestrzeń wystrzelono kolejną salwę rakiet impulsowych, wyraźnie po to, by uniemożliwić im podejście na bliższą odległość. Jej podejrzenia okazały się więc prawdziwe.

Beznamiętnie śledziła więc sytuację na ekranie taktycznym, wysłuchując informacji od załogi mostka, kątem oka rzucając na dane telemetryczne, które zaczęły spływać z Phaetonów i odczyty lokalnych warunków fizycznych. Poleciła Triptree skierować wszystkie Phaetony w kierunku obiektu, z uwzględnieniem matematyki nastawionej na wykrycie ewentualnych anomalii, sama zaś pozostawała w odległości od tego wszystkiego, świadoma, że z tej odległości okręty Związku nie stanowią dla nich zagrożenia, nawet jeśli będą w stanie oznaczyć ich domniemaną pozycję, choć od dłuższego czasu lecieli wyłącznie siłą bewładności. W tej chwili śledziła już wyłącznie pociski jądrowe Związku zmierzające do celu, którego wedle wszelkich prawideł w ogóle tam nie było. Hagen nie byłby sobą, gdyby nie zaczął odliczać czasu pozostałego do uderzenia, a ona czekała na to, co się wydarzy, orientując się, że jest coraz bardziej spięta, gotowa do reakcji, cokolwiekby się nie wydarzyło.

I doczekała się.

- Impakt – powiedział Hagen, po czym wszystko zniknęło.

- Gdzie wybuch? – zapytała po kilku sekudach.

- Śladowe odczyty energetyczne – poinformowała Triptree. – Wzrasta promieniowanie.

- Niewypał?

- Nikłe promieniowanie gamma. Brak śladów pocisków – doprecyzowała tamta. Spojrzała na Arciniegas. –Weszły w obiekt i straciłam całkowicie namiar. Jakby wybuch był w mikroskali… albo ich w ogóle go było.

- Akurat tego nikt się raczej nie spodziewał – mruknęła kapitan, zaciskając dłoń na słuchawce. Spoglądała na odczyty, ale w ciągu tych kilkunastu sekund, które minęły od nieudanej próby zniszczenia obiektu, najwyraźniej ich wróg był tak samo zdezorientowany. Woschod w eskorcie Wostoka wciąż szedł w jego kierunku. Dwa statki posłane na spotkanie dronów zaczęły wykonywać zwrot, wciąż jednak pilnując przeciwnika.

Jednak niesprecyzowane obawy Arciniegas niespodziewanie się zmieniły, gdy zawył alarm.

- To matematyka! – zawołała Triptree. – Ustawiłam automatyczne ostrzeżenie! Zeszły dane z Phaetona 1, obiekt się zmienia!

- Powiedz coś więcej! – warknęła Arciniegas, choć wiedziała, że tamta dokonuje odczytu na bieżąco. – Co zrobiły pociski?

- To nie pociski – powiedziała Triptree. – Kształt ulega przemianie, wydłuża się w kierunku zjonizowanej przestrzeni!

Arciniegas uznała, że w starciu z nieznanym nie będzie prowokować losu.

- Phaeotony na smycz, Hagen cofamy się po wektorze przybycia – poleciła.

- Brak sieci Hermes – poinformowała w tym samym momencie Triptree. – Nie mam łączności z niczym, nawet „Chattanoga” nie odpowiada.

Nim komandor zdążyła się coś powiedzieć, usłyszała głos Ehlerta.

- Silniki nie reagują!

Gdy podniosła słuchawkę, po drugiej stronie czekał już Gellert, który zadzwonił pierwszy.

- Co z moim napędem? – warknęła.

- O to samo chciałem zapytać – poinformował. – Silniki nie reagują. Nie mam pojęcia dlaczego. Mieszanka nie inicjuje zapłonu. Jest jeszcze coś…

- Dlaczego czuję, że będzie gorzej?

- Trzymałem generator kwantowy w gotowości do odpalenia, tylko, że nic z tego już nie będzie. Straciliśmy fotony. Nie możemy skoczyć.

Nie mieli łączności i byli uziemieni, ruchem bezwładności lecąc w kierunku zjonizowanej przestrzeni. A obiekt zdawał się rosnąć, wprost w ich stronę.

Fort Mokotów >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz