środa, 14 czerwca 2023

Ciemna Symetria: Stacja Zwycięstwa (II)

 

Walter otworzył oczy, usiłując przypomnieć sobie gdzie się znajduje, chwilę później szukał broni. Wciąż tam była, nikt nie odebrał mu pistoletu.

- Długo spałem? - zapytał podrywając się. Zachwiał się przy tym, a Deveraux odruchowo wyciągnęła doń dłoń. Złapał ją, lecz wówczas skrzywiła się, a on przypomniał sobie o jej ranach.

- Jak się czujesz? - zapytał.

- Bywało lepiej – mruknęła. - Ale cokolwiek się ze mną dzieje, na razie się zatrzymało – jej myśli wyraźnie krążyły wokół jednego tematu, nie skupiała się na przestrzelonej nodze, potłuczonych żebrach, lecz na tym co zaczęła czynić z nią zona.

- Jesteśmy w tunelach – mruknął. - Nie powinno się już posuwać do przodu, a z czasem powoli cofnąć – nie był wcale jednak tego pewny. Tunele przepełnione były teraz czymś, co zwano Mrokiem, a przedstawiciele Konwentu i cienie nie byli już do końca ludźmi, nawet jeśli nie można było ich nazwać Polakami. Zostawił jednak te myśli dla siebie.

- Inhibitor na pewno pomógł – powiedziała.

- Podziękuj Łowcy. Długo spałem? - zapytał, wyrzucając sobie, że w ogóle to uczynił. Pamiętał jak oparł się o ścianę walcząc z ogarniającym go zmęczeniem, wiedząc iż nie może sobie na to pozwolić. Jednak długość tego dnia, który rozpoczął się dla nich w przestrzeni kosmicznej, nim wyruszyli dokonać desantu na Ziemię, zdołała go pokonać.

- Kilka godzin.

- Zbyt długo – mruknął, wiedząc iż było to i tak zdecydowanie za mało. Zaczął się podnosić.

- Sytuacja nie zmieniła się – powiedziała Deveraux, jak gdyby odczytując jego obawy. - Nie polepszyła się, ani nie pogorszyła. To już coś – przesunęła dłoń po swoim karabinie.

Walter rozglądał się po ciemnej stacji, na której trwała krzątanina. Słyszał szmer rozmów, w ruchach dostrzegał wyraźnie podniecenie. Potrząsnął głową, usiłując pozbyć się zmęczenia. Najwyraźniej dopadło ono również Baumanna i Weylanda, którzy spali z bronią w ręku nieopodal, pilnowani przez Deveraux. Na krawędzi peronu dostrzegł dzieci, które przyglądały się im, lecz nie próbowały zbliżać.

- Nie mam talentu Weylanda – powiedziała Deveraux, podążając za jego wzrokiem. - Nie przepadam za dziećmi.

- Mamy nieco inne zmartwienia – powiedział i przeciągnął się.

- Zaczekaj. Musimy porozmawiać.

- Stacja…

- Ci apasze wiedzą co robią. Nawet jeśli nie będą w stanie walczyć z Kolektywem i cieniami, zadbali o obronę. Stacja jest już zabarykadowana z obu stron, przejście którym przyszliśmy zaminowane.

- Ta stacja jest krzyżówką. Tu jest pięć tuneli, tam dalej.

- Więc zabarykadowali wszystkie. Tylko…

- Tylko co?

- Wszystko sprawdzi się, jeśli będzie tu ktoś, kto będzie mógł powstrzymać wroga – zauważyła.

- Zostawicie tych ludzi na śmierć? - zapytał, wiedząc dokąd zmierza.

- Walter – spoważniała. - Nie możemy tu zostać. Dobrze o tym wiesz. Nie wiem co ty zrobisz, bo wiem, że w obecnej sytuacji nie zdołam cie zmusić, byś poszedł dalej z nami. Ale my odejdziemy.

- Dokąd?

- Nie wiem – przyznała. - Ale nadciąga tu wroga armia, w tunelach jest Kolektyw…

- Nie macie miejsca, do którego możecie uciec – zauważył.

- Chcesz mi przypominać, że zostaliśmy tylko my, pośrodku wrogiego terytorium? - zirytowała się. - A wokół są anomalie, zmienione istoty i armia przeciwnika? Wiem o tym do cholery! Ale musimy stąd ruszyć!

- Po co w takim razie pomagaliście tym ludziom? - warknął. - Skoro teraz chcesz ich porzucić?

- To ty nas w to wciągnąłeś! - podniosła głos. - To ty zaatakowałeś tamtego człowieka!

- Myślisz, że dałoby się to rozwiązać inaczej?

- Wiem jedno, nie mam pojęcia co mówił, lecz kiedy go skatowałeś, rozpocząłeś rewolucję – zauważyła. - To, że pokonaliśmy cienie i Kolektyw to inna sprawa, ale mogliśmy po prostu przejść przez tę stację i pójść dalej…

- Dokąd? - przerwał jej. - Słyszałaś co jest na następnej stacji? I kolejnych? Konwent!

- Zaskoczenie było po naszej stronie – syknęła. - Ale ty zrobiłeś tym ludziom coś gorszego, niż uczynił dotąd ten cały Konwent! Dałeś im nadzieję!

Walter nie odpowiedział. Przeniósł wzrok nad jej brudną twarzą, na krawędź peronu, skąd przyglądali im się ludzie, przysłuchujący się podniesionym głosom w nieznanym języku. Gdzieś tam był peron, na którym kilka godzin wcześniej stracił panowanie nad sobą.

- Zabiłem go? - spytał nagle.

- Co? - przez chwilę nie rozumiała. - Zabiłeś wielu ludzi i pytasz o jednego człowieka?

- Ta cała sytuacja wymknęła się spod kontroli – przyznał.

- Cieszę się, że to zauważyłeś!

- Chcesz stąd odejść, Dev? - rozległ się głos Weylanda. Przecierał zmęczone oczy, lecz wyraźnie przysłuchiwał się im od jakiegoś czasu. Popatrzyła w jego kierunku.

- Nie mamy innego wyjścia – powiedziała.

- Mamy zostawić te wszystkie dzieci? - zapytał. - Na pastwę cieni i Kolektywu?

- Chcesz, to zabierzemy ze sobą Anuszkę – burknęła, jednocześnie orientując się, jak idiotycznie to zabrzmiało.

- Och, to z pewnością wiele rozwiąże – rozległ się głos Baumanna, ociekający sarkazmem. Wybuchła nim Weyland zdołał coś powiedzieć.

- A co według was powinniśmy zrobić? - warknęła poirytowana. - Ile zostało nam razem kul? Niecałe siedemdziesiąt, kiedy ostatnio liczyliśmy! Myślicie, że utrzymamy się tutaj, kiedy wróg powróci w sile? A uczyni to na pewno!

- Więc po prostu odejdziemy stąd i porzucimy tych ludzi? - głos Weylanda był pełen gniewu. - Wspaniała decyzja!

- Sami daliście mi do niej prawo, kiedy powiedzieliście, że dowodzę!

- I masz całkowitą rację, nie tylko z tego powodu – wzruszył ramionami Baumann. - Wynośmy się stąd jak najszybciej – rozejrzał się wokół. - Tylko dokąd pójdziemy? Mamy jakiś plan, jak wydostać się z tego gówna? Mam nadzieję, że powiesz mi, iż czeka na nas prom, który zabierze nas na powrót w kosmos?

- Pewnie, mam trzy ukryte po drugiej stronie miasta, tylko nie chciałam ci o tym mówić.

- Świetnie, powiedz jeszcze tylko, że czekają tam na nas seksowne pilotki z NASW i idę za tobą w ogień.

- Pieprz się, żołnierzu – mruknęła. Atmosfera nie uległa poprawie, Weyland miał ściągnięte usta, na twarzy wypisany cały osąd sytuacji. - Świetnie, pożartowaliśmy, pora przygotować się do drogi.

- Dokąd? - Weyland nie poruszył się z miejsca. - Co zamierzamy zrobić?

- Wydostać się – powiedziała, po czym dodała: - Jesteś marine, żołnierzu. Pamiętaj o swoich rozkazach.

- Które o ile pamiętam kończyły się w chwili dotarcia do Warszawy? - przypomniał. - Nie, poczekaj, Kowalski mówił, że mamy pilnować Waltera i Budzyńskiej? No to kiepsko nam poszło, skoro nie wiemy gdzie ona jest, a jego zdaje się jak sama powiedziałaś, zamierzamy tu zostawić?

- Rozkazy polecały nawiązać kontakt z siłami mogącymi dopomóc w walce z przeciwnikiem – powiedziała po chwili.

- Planujesz dogadać się z cieniami? - zapytał Walter. Zaśmiał się histerycznie. - Porozumieć z Kompleksem?

- Nie powiedziałam tego! - zaperzyła się. - Potem mieliśmy się wyco… Och, do cholery! Ty i ta twoja obsesja! Nawet nie wiesz, czy cienie i Kompleks to jedno, ale…

- Doskonale wiem!

- … z jej powodu omal nie zakatowałeś człowieka!  Wpakowałeś nas wszystkich w taktyczne gówno, gdyby było ich więcej nie mielibyśmy szansy, ale twoja nienawiść sprawiła…

- To nie nienawiść!

- Nie? W takim razie ciekawie objawiasz przyjacielskie uczucia!

- Oni zniszczyli moje miasto, co byś zrobiła gdyby zniszczyli twoją Francję?

- Pieprzę to, rób tak dalej, a zaczniesz zachowywać się jak Baumann!

- Czego ode mnie chcesz do cholery, Dev? - podskoczył tamten.

- Zapewne tego, że kiedy widzisz specnazowca przestajesz używać mózgu – mruknął zamyślony Weyland. - Trochę o tym słyszałem.

- Pieprz się, oni zabili mi brata, pocięli go na części! – Baumann poderwał się i ruszył w jego kierunku. - To psychole, ty miłośniku ruskich dziewczynek! Myślisz, że nie wiem czego od niej chcesz?

- Coś ty powiedział, świrze? - Weyland skoczył na nogi.

- Przestańcie! - Deveraux usiłowała wstać, by stanąć między nimi, lecz rana nie pozwalała jej na szybkie ruchy. Zamiast niej uczynił to Łowca, który pojawił się na drodze obu marines. Zatrzymali się, choć wciąż wpatrywali się w siebie z napięciem.

- Was słychać wszędzie. Za gromko. Nasi tawariszci możiet być obiespokojnej.

- Co? - Deveraux kuśtykała w jego stronę.

- Mówi, że apasze mogą się nami zainteresować – mruknął Walter. Po chwili dodał: - Sądzę, że gdyby mieli okazję, zabrali by nam broń.

- Wiem, widzę jak im z oczu patrzy, jak myślisz, dlaczego trzymaliśmy naprzemiennie straż – odparła. - Wspaniałych masz tu sojuszników.

- Dziwisz im się? - odciął się. - To ty chcesz stąd odejść i pozostawić wszystkich na pastwę cieni i Kolektywu.

- Molczat! - uciął krótko Łowca. - Wy smatricie! - na swej dłoni pokazał metalowy przedmioty Walter podszedł bliżej, stwierdzając iż smród stalkera przestał mu już przeszkadzać, bądź zdołał do niego przywyknąć. Przyjrzał się niewielkiemu znakowi w kształcie orzełka z koroną, dziwnie powyginanemu i poczerniałemu.

- Oznaka SBS – rozpoznała Deveraux.

- Znaczek spadochroniarzy – przetłumaczył Walter. - Żołnierzy, którzy przybyli tu z nami.

- Skąd je masz? - zapytał podejrzliwie Baumann. - I czemu tak wyglądają?

- Martwyje tienie… pozostawiły.

- Mówi… - Walter zaczął po dłuższej chwili. - Że tyle pozostało po cieniach, które tu zabiliśmy.

- W tej ciemnej plamie? - zapytała Deveraux, a Łowca o dziwo zrozumiał, gdyż przytaknął.

- Kurwa, dopadli naszych – jęknął Baumann. - Nie kłamali, zmienili ich w cienie! SBS i … - zamilkł, wyraźnie nie chcąc dokończyć.

- Mrok – rzekł posępnie Walter.

- Kowalski, Vasquez i… - zaczął Weyland.

- Uciszcie się! - podniosła głos Deveraux. - Nie widzę tu jakoś oznak bojowych marines. Nie wiemy tego na pewno.

- Jak to nie wiemy? A ten znaczek, to co?

- Marine Baumann – Deveraux z wyraźnym trudem panowała nad sobą. - Tak długo dopóki nie potwierdzimy ich śmierci, pozostają zaginionymi w akcji. Czy to jasne? - Baumann wyraźnie chciał coś powiedzieć, lecz dodała z naciskiem: - Zrozumiałeś, żołnierzu?

- Nie wychodzi ci bycie drugą Vasquez – odparł.

- Vash naprała by ci dawno po pysku – odparła. - A teraz przyjrzyjcie się temu orzełkowi. Widzicie ten numer?

- Co masz na myśli?

- To nieśmiertelnik – odparła. - Każdy z nich ma inny numer. A ten akurat znam. Miałam okazję mu się przyjrzeć, gdy oglądałam ciała, które ten idiota Gmurczyk kazał zabrać na peron.

- Gmurczyk? - zapytał zdziwiony Walter.

- Nosił to jeden z tych zabitych w Sochaczewie – powiedziała, pokazując mu numer 9973. - Jestem pewna, przyjrzałam im się dobrze.

- Co to znaczy? - spytał Weyland.

- To znaczy, że w Sochaczewie zaatakowały nas cienie – odparła. - Mówiłam, że coś na nas poluje. Ale to nieważne. To znaczy, Baumann, że to spadochroniarze polegli wówczas, a nie w Warszawie. Więc nasi nadal gdzieś tu są.

- Świetnie, masz na to jakiś dowód?

- Mówiłam ci, żebyś się zamknął i zaczął zachowywać jak marine. To, że nie możemy nawiązać łączności nic nie znaczy. Jedynym sposobem by znaleźć naszych jest przebić się do tego fortu po drugiej stronie miasta. I właśnie to zrobimy, pójdziemy tam, jeśli nie da się górą, to zrobimy to tunelami, czy to jasne?

- A pewnie, przez cienie i Kolektyw – prychnął Baumann, po czym widząc jej wzrok wzruszył ramionami. - W sumie czemu nie, marines dadzą radę.

- Wszyscy jesteśmy zmęczeni – dodała. - Lecz awantury niczemu nie służą. Wyjdziemy z tego jedynie trzymając się razem. Jesteście żołnierzami, weźcie się w garść.

- Nie zostawię Anuszki – powiedział Weyland, przyglądając się śpiącej dziewczynce.

- Jeśli zostawicie tych ludzi na stacji… - zaczął Walter.

- Ta stacja skazana jest na zagładę – powiedziała Deveraux. - Jeśli nie dokonają jej cienie ani Kolektyw, to zrobi to twoja armia, sam to powiedziałeś, prawda? Która o ile się nie mylę zamierza zniszczyć to miasto i właśnie do niego zmierza? Ile czasu nam pozostało, jak myślisz? Powiedziałam ci, nie zmuszę cię abyś poszedł z nami, ale…

- Jeśli odejdziecie, wszyscy tu zginą – rzucił gniewnie.

- Do cholery, myślisz że zdołamy ich obronić jeśli zostaniemy? - zirytowała się. - Czy też ci ludzie wcześniej odbiorą nam broń? Apasze to coś jak mafia, dobrze zrozumiałam? Myślisz, że nie wiem o czym myślą? Obudź się Walter, dla nich my wciąż jesteśmy wrogami, imperialiści, tak na nas mówicie? A co do ciebie Weyland…

- My uże nie sami – syknął Łowca. Deveraux zamilkła, a Walter poszukał wzrokiem zagrożenia. Lecz zamiast niego dostrzegł na krawędzi peronu zbliżającego się Merynosa w towarzystwie Złoja.

- Może nie znam języka imperialistów – powiedział napotkawszy spojrzenie Waltera. - Ale wyraźnie rozpoznam spór w obozie naszych towarzyszy broni. Myślę, że pora porozmawiać. Słyszycie ten dźwięk? Wjeżdżają do tuneli, ktoś wkracza na Wschodni. To ciężki sprzęt i masa wojska.

Fort Alamo >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz