wtorek, 4 lipca 2023

Ciemna Symetria: Stacja Zwycięstwa (VI)

 

Ciało Kruszyny, aż nadto dobitnie świadczyło o tym, gdzie podział się Gerber. Leżało pośród gruzu, z podciętym gardłem, a krew była lepka. Obok spoczywał strażnik,  który także zginął od ciosów noża. Kałasznikow Kruszyny zniknął. Dowgiłło mógł tylko zakląć.

- Zaskoczył ich skurwysyn – Haka zmrużyła oczy i podejrzliwie spojrzała na sierżanta. - To wy go tu przywiedliście. To wasz człowiek.

- Nigdy nim nie był – zaprzeczył, wiedząc jednak, że dla niej to bez znaczenia. Obok niego klęczał Łowca. Do smrodu zdążył się już przyzwyczaić, jednak zachowanie tamtego wciąż sprawiało, że nie był w stanie pogodzić się z tym, czym stał się Arkuszyn. Wgłębiona blizna na głowie, pośród zlepionych włosów jasno dawała mu jednak do zrozumienia, że kapitan nigdy już nie stanie się osobą, którą był wcześniej.

- Niet – powiedział Łowca. - On miet’ pomoc.

- Pomoc? - powtórzyła Haka.

- On dostał nóż – stalker wskazał ciało Kruszyny. - Pacziemu ten dawajet? Nie znaju. Ale gawarił ze strażnikiem… odwracać uwagę. Ale gdy strażnik ubit, ten chaczieł odejść. Gdy tyłem on toże ubity.

- Wasz człowiek – jak echo powtórzył Dowgiłło. W oczach Haki pojawił się gniew.

- Merynos! - wrzasnęła chrapliwie.

- Walter? - Deveraux nie rozumiała o czym mówią tamci, interesowała się czym innym. Łowca kiwnął na nią głową, po czym ruszył, z głową pochyloną nisko ku ziemi. W jaki sposób nie potykał się i nie plątał w swym osprzęcie, Dowgiłło nie mógł powiedzieć. Stalker praktycznie wtopił się w ciemność, podążając trasą z dala od przygasłych lamp, odtwarzając kroki w cieniu, jakie najwyraźniej czynił Gerber. Wreszcie zatrzymał się nieopodal zaułka i przejścia, wiodącego nieopodal jednego z tuneli.

- Dalej tędy – wskazał. - Na Nowyj Świat. On nies’ Waltera. Nieprzytomny… Pacziemy wzjal jewo?

- Walter? - powtórzyła, z trudem dotrzymując kroku Łowcy. Cokolwiek podała jej Vash pomogło. Rozjaśniło się jej w głowie, a gorączka, która powróciła, ustąpiła. W połączeniu z inhibitorem zdawało się rozwiązać jej problemy, choć nie wiedziała na jak długo. Nie zmieniało to faktu, iż powinna wypocząć, o czym przypominało jej zmęczenie i ból jaki odczuwała. Środki, które zażyła trzymały ją jednak na nogach, dając fałszywe poczucie pełni sił.

Łowca w odpowiedzi na jej pytanie wskazał mroczne przejście. Gdy chciała w nie wstąpić, pokręcił głową.

- Tam cienie – powiedział. - Ja ich… słyszu.

Objerzała się, by ujrzeć Baumanna, który stał tuż za nią.

- Nic nie mów – uprzedziła. Nawet jeśli nie wszystko co mówił stalker było dla niej jasne, słowa „cień” zdołała się już nauczyć.

- Jeśli chcesz, pójdę za nimi – Baumannowi udało się ją zaskoczyć. – Znajdę Waltera.

- Dzięki – powiedziała, zastanawiając się co uczynić dalej. Zadowoliła się rozbiciem Gerberowi mordy, zamiast wpakować mu kulę w łeb, gdy skończył mówić. Teraz za to płacili. Za jej chwilę słabości, bo fakt, iż cierpiał, sprawiał jej satysfakcję, której nie dałaby jej jego śmierć.

Nim zdołała coś powiedzieć, z tyłu wybuchło zamieszanie, w stronę którego zmierzał już Dowgiłło. Haka szarpała Merynosa, którego najwyraźniej to nie obchodziło, dawał sobą targać niczym bezwolna lalka.

- W co ty grasz? - wrzeszczała.

- Daj mi spokój – odepchnął ją. - Nic nie ma już znaczenia!

- Uwolniłeś go – powiedziała oskarżycielsko.

- Wiec teraz ty będziesz przywódcą apaszy – popatrzył na nią rozbawiony. - Piękne przywództwo, nad zgrają trupów, po których wkrótce przemaszerują nasi wrogowie – zaśmiał się.

- Merynos! - uniosła dłoń do ciosu, lecz za nadgarstek złapał ją Złoj.

- Wszystko ma swój czas – powiedział do niej. - Życie i śmierć również.

- Nie obchodzi mnie twoje pieprzenie! Kruszyna nie żyje, zginął po tym jak zaniósł nóż tamtemu – powiedziała, wyzwalając się z uchwytu Złoja. - Nie mów, że zrobił to bez twojej wiedzy.

- A powinno cię obchodzić – oznajmił. - Bo czeka cię ten sam los. Najpierw odbiorą ci to, co dla ciebie cenne, tak jak zabrali mi moją Olimpię. A potem gdy pojawi się możliwość zemsty, los odbierze ci nawet to! Zobacz! - wstał gwałtownie i przysunął się w krąg światła, pokazując na swą pierś i rozchylając koszulę. - Zobacz, nic nie ma już znaczenia! Ja za chwilę nie będę mógł nawet walczyć! Ja już nic nie mogę zrobić!

Tors Merynosa porastało coś, co zdawało się żyć własnym życiem, falowało niczym trawiasty dywan nie zależnie od jego oddechu, zajmując coraz większe połacie ciała. Weyland zamrugał gwałtownie oczami, po czym cofnął się, a wraz z nim od Merynosa zaczęli odsuwać się pozostali.

- Nie wiedziałam – powiedziała wreszcie Haka.

- Nie zostało mi wiele czasu – powiedział. - Nigdy nie widziałem, żeby się tak szybko rozwijało. Pojawiło się dwie godziny temu i zobacz…

- Merynos…

- To nie boli – stwierdził. - Ale przestaję widzieć już ciemność. Staje się kolorowa… i cały czas słyszę ten głos. Czemu nikt mi nie mówił, że słychać głos?

- Głos? - zapytał Łowca.

- Powiedz im, czas się skończył – rzekł. – To nadeszło. Jesteście już prawie wszyscy, przyjdźcie, ocalcie nas. Stańcie razem, podzieleni.

- Szto?

- Szepcze do mej głowy na okrągło, ja tylko powtarzam – oznajmił.

- Co za brednie! - zirytowała się nagle Haka. - Czemu Kruszyna dał mu nóż?

- Bał się, że tamten powie – powiedział Merynos. - Wyjawi wam wszystkim skąd się znamy.

- Skąd się znacie?

- Ten Gerber zawsze z nami handlował – odparł spokojnie. - Przynosił rzeczy znalezione na Dzikich Polach, a my nie zadawaliśmy pytań skąd je ma. Nawet jeśli wiedzieliśmy, że wcześniej należały do festnych stalkerów, którzy przepadli po tym jak wyszli na rejzę.

- I tego się bał?

- Nie, bał się, że dowiecie się, iż sprzedawał nam ludzi.

- Ludzi?

- Złapanych na Dzikich Polach – Merynos nie wydawał się szczególnie przejęty. - Zawsze przyprowadzał kobiety, czasem dzieci… Wiesz, dla tych, którzy szukali innego rodzaju uciech. Ludzie, którzy znikali na Dzikich Polach i tak byli martwi, więc nikt ich nie szukał. Można było z nimi zrobić co się chce… A niektórzy na Wileniaku placili naprawdę dobrze za… pewne sprawy. Czasem my sprzedawaliśmy jemu, gdy dla swych dowódców z armii szukał takich rozrywek… albo dla oficerów Armii Czerwonej pomagaliśmy organizować polowanie na ludzi…

- Co robiliście? - głos Haki był pełen wściekłości.

- Obudź się Haka, chciałaś przewodzić, dostajesz wszystko z pełnym inwentarzem – odparł. - To świat w jakim żyjesz. To nie jest honorna Warszawa, właśnie to robił obywatel Kudłaty, ja robiłem to dla niego, będziesz to robić ty, albo ten, który cię obali, gdy sytuacja się uspokoi. To właśnie jest Warszawa. Chcesz ty znać szczegóły?

- Nie – ręka drgała jej gwałtownie. - Nie mów więcej. Zaczekaj, w Modlinie robiłeś to samo? To dlatego nam się nie udało?

- Robiłem to samo, co każdy zrobił by na moim miejscu – odpowiedział.

- Nie chcę o tym słuchać – warknęła. - Powinnam cię zabić. Ale zasłużyłeś w pełni na swój los. Gdzie idziesz? - krzyknęła, widząc że wstaje.

- Zginąć – odparł. - Jeśli dacie mi broń, która zabija cienie… Zabiorę kilka ze sobą.

- Nigdzie nie pójdziesz – powiedziała mściwie. - Umrzesz tu. Nie zasługujesz nawet na to, by cię zabić…

- Kara gorsza niż śmierć – w zadumie powiedział Dowgiłło, a potem dodał: - Apasze…

- Nie ma czegoś takiego jak apasze i nigdy nie było. Nie ma honoru między złodziejami! – krzyknął Merynos. - Słyszycie?

Okrzyk poniósł się echem pod sklepieniem. Nim przebrzmiał, Kowalski usłyszał wezwanie Vasquez. Usłyszawszy jej głos w słuchawce, pośpieszył w jej stronę. Zastał ją pochyloną nad mobilną stacją sieci matematycznej.

- Coś jest nie tak - powiedziała, pokazując odczyty.

- Widzę nas na pozycjometrze – powiedział nie rozumiejącym tonem.

- Tylko nas. I wskazania czujników przed nami – pokazała mu. - Ale nic za nami. Idąc tu zostawiliśmy przekaźniki. Ale nie mamy już łączności.

- Ktoś je zabrał?

- Raczej wyciął – powiedziała. - Odbieram ich wskazania, ale nie jesteśmy w stanie niczego nadać. To nie wygląda na działanie przeciwnika.

- A na co?

- Jesteśmy zablokowani na repeaterze – powiedziała. - Zostaliśmy wycięci z sieci – po chwili namysłu dodała: - Przez naszych.

Kowalski nie tracił czasu i natychmiast wcisnął przycisk pozycjometru. Jednak jak się okazało, zbyt późno.

- Nie próbuj wstawać, Kowalski – rozległ się znajomy głos w słuchawce. - Nasz snajper ma cię na celowniku. Z tej odległości, nie chybi.

- Pułkowniku… - zaczął sierżant, lecz niewidoczny Sokoliński przerwał mu.

- Poczekaj, przypomnij mi, po co tu przybyłeś?

- Po moich ludzi.

- A wyjaśnisz mi z jakiego powodu widzę cię chodzącego po stacji między wrogimi żołnierzami?

- Nie chciałem tracić marines w bezsensownej strzelaninie – odparł Kowalski.

- Jakoś nazbyt często wchodzisz z nimi w konszachty – padło w odpowiedzi. - Najpierw na Marsie, a teraz tutaj…

- To pragmatyzm.

- Ja użyłbym innego słowa. Dla mnie to zdrada.

Fort Alamo >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz