sobota, 22 lipca 2023

Ciemna Symetria: USS "Von Braun" (XII)

 

Lecieli przez pustkę i nicość pozbawioną znanych oddziaływań, co nie miało prawa zadziałać we wszechświecie bez prawa powszechnego ciążenia, znanej termodynamiki i setek innych praw, a jednak działało. Arciniegas z niepokojem patrzyła co jakiś czas na zmniejszający się wskaźnik zużywanego paliwa. W jej świecie wystarczyło niewielkie odpalenie by nadać pożądany kierunek obiektu jakim był dowodzony nią statek, tu jednak zasady były zupełnie inne.

- Będziemy na miejscu za 40 minut – powiedziała. – Ale mam nadzieję, że to koniec trasy, bo zużywamy strasznie dużo paliwa.

- Nie mogę niczego zagwarantować – chrząknął Everett. – Ale skoro ciemna materia nadaje do nas Morsem, to mamy moim zdaniem coś więcej niż punkt odniesienia w tej… przestrzeni. I warto sprawdzić, co się tam znajduje.

- To nie ulega wątpliwości – powiedziała. – Jakiś pomysł, z jakiego powodu nadawane jest twoje imię? – spojrzała na Nayadę.

- Wiem tyle samo ile wiedział Walter – ucięła tamta. – Nie miał pojęcia, z jakiego powodu ciemna materia na Marsie nadawała jego imię. Doktor Everett uważa, że stoi za tym Zjawa Cienia.

- Zjawa Cienia! – prychnęła Arciniegas.

- Będzie pani zaprzeczać jej istnieniu? – zapytał spokojnie Everett.

- Każda epoka i flota ma swoje mity – odpowiedziała po chwili kapitan. – Na morzach widywano Davy Jonesa, Latającego Holendra… W sumie fakt, że na statkach NASW pojawia się mroczne widmo zupełnie z tej perspektywy nie powinien dziwić. Trzy miesiące temu moja odpowiedź byłaby inna, powiedziałabym, że to kosmiczny przesąd, nic więcej niż mit czy legenda, ale z perspektywy Fenrira i tego wszystkiego… Więc dopuszczę na chwilę pewne założenia doktora Everetta, iż być może jesteśmy tu z pewnego powodu. Tylko nie lubię nie wiedzieć z jakiego.

- Dowiemy się za czterdzieści minut. Ale coś pani powiem – uśmiechnął się. – Skoro wykryliśmy tam ciemną materię soczewkowaniem grawitacyjnym, to znaczy, że jest tam pole grawitacyjne. I zrozumiałem z jakiego powodu to miejsce nie ma grawitacji. Zechce pani posłuchać raz jeszcze?

Zastanawiła się.

- Spróbujmy – przytaknęła.

- To miejsce ma takie same cechy jak Fenrir, więc trzymajmy się założenia, że jesteśmy w jego wnętrzu, gdzie przywiódł nas rzut fotonowy. Fenrir nie posiada masy, bo jest przestrzenią posiadającą gęstość.

- Gęstość? – spytała z powątpiewaniem.

- A co w tym dziwniejszego od fali Schrödingera czy kwantów Bohra? – zapytał. – Jeśli uznamy, że zakrzywienie przestrzeni to zmiana jej gęstości, to wyjaśnia z jakiego powodu światło oddziałuje z polem grawitacyjnym. Czyli soczewkowanie grawitacyjne, które w myśl naszej teorii kwantowej nie ma prawa działać. Dlatego też spowalnia czas, bo przestrzeń ulega zagęszczeniu i maleje tu prędkość światła. Powiedziałbym, że wręcz do zera. To jest wszechśwat Fenrira, czymkolwiek jest. Bo nie sądzę, tak jak Sagan, żeby dało się wobec tego zjawiska użyć określeń takich jak byt, albo konstrukt, albo…

- Doktorze…

- Proszę posłuchać – pomachał ręką. –Fenrir swą gęstością rozpręża strukturę przestrzeni z powodu gęstości, stąd wydaje się nam, ze ma pole grawitacyjne. Jest zagęszczoną przestrzenią o trzech wymiarach, w naszym wszechświecie zmniejsza ją lub zwiększa, dlatego nie rozprasza energii. O prędkości zachodzących w niej procesów decyduje tempo przepływu energii determinowane prędkością światła. Więc jeśli tempo przekazu energii jest mniejsze, kwant pokonuje odległości wolniej, wolniej więc płynie czas i wolniej zachodzą wszystkie procesy.

- Czas wokół Fenrira wydawał się spowolniony – przypomniała sobie. – Tymczasem dla nas…

- … biegł szybciej – pokiwał głową. – Bo znaleźliśmy się w zasięgu jego oddziaływania, gdzie przestrzeń była rozrzedzona w stosunku do naszej. Dlatego mamy skale czasowe, pewne rzeczy w przypadku cząstek dzieją się w ułamku nanosekund, dla nas godzin, dla istnienia gwiazd miliony i miliardy lat. Gdyby ten czas…

- … jeśli czas nie płynie, to znaczy, że gęstość przestrzeni to uniemożliwia – przerwała Nayada. – Tak jest we wszechświecie Fenrira? A co jeśli takie miejsce zaistniałoby w naszym wszechświecie? Miejsce gdzie czas nie biegnie?

- Jeżeli wszechświaty znajdują się w tym samym punkcie i oddziałują na siebie… niczym splątane cząstki – zastanowił się Everett. -  Byłyby jak jednorodny układ. Każda redukcja choćby fotonu w naszym wszechświecie wpływałaby na stan fotonu w tym drugim. Miejsce pozbawione czasu nie miałoby najmniejszej możliwości istnienia w naszym wszechświecie… bo zgodnie z teorią kwantową nasza obecność redukowałaby funkcję falową i wpływała na jego stan. Nawet gdyby czas tam nie istniał, wydawałby się nam statyczny, nadalibyśmy mu bieg swoją obecnością i…

- To właśnie robimy w tym miejscu – powiedziała Satya. – Dlatego zmierza tam Fenrir. Bo przynieśliśmy do jego wszechświata czas. I w ten sposób dokonujemy jego zniszczenia.

- Przynieśliśmy?

- Kompleks – powiedziała. –  Walter i Budzyńska, Mrok… wszyscy byli zgodni w jednej rzeczy. Czas stał tam w miejscu, choć dla nich subiektywnie płynął, do tego dużo szybciej. To punkt zderzenia dwóch sprzeczności. To niczym eksplozja termojądrowa w multiwersum. Miejsce, gdzie wszystko się zaczęło..

- Punkt końca… i zapewne początku – potwierdził Everett. – Cokolwiek zestrzeliliśmy w 1961 roku i tam spadło spowodowało… powoduje to wszystko.

- Powoduje nieprzerwanie – przytaknęła. – To wciąż ten sam moment. Dla Fenrira nie ma przeszłości, czy przyszłości, nie ma równoczesności zdarzeń. Jest jednoczesność. Dlatego niszczymy jego wszechświat.

- Nie chcę wam przeszkadzać, ale skoro jesteśmy już przy Fenrirze– przerwała Arciniegas. – Potrzebujemy sposobu na ocalenie Ziemi. Wszechświata. Czegokolwiek. Macie jakiś sposób by to wszystko zatrzymać?

- Grawitacja – powiedziała Satya. – Nieprawdaż, doktorze? Dlatego Fenrir jej nie ma, bo to co braliśmy za grawitację nią nie jest. Bo jest ściśle powiązana z czasem.

- Zgodnie ze zmodyfikowaną teorią względności grawitacja zagina czasoprzestrzeń – zgodził się Everett. – I powoduje dylatację… Być może rzeczywiście grawitacja w jakiś sposób może powstrzymać manifestacje multiniestałości, ale osobliwość jaką jest Fenrir… nie reaguje w żaden widoczny sposób na oddziaływania grawitacyjne naszego wszechświata, na grawitację Marsa, zdaje się też nie przeszkadzała mu w gwiazdach, które…

- Do tego zdaje się, że pozbyliśmy się okrętu generującego fale grawitacyjne, gdy zestrzeliśmy „Korolowa” – przypomniała Arciniegas. – Nie jesteście zbyt pomocni.

- Zawsze może iść pani po pomoc do Kolektywu – zauważyła Satya.

- Na początek chciałabym przekazać te wszystkie informacje do NASW – odparła Arciniegas. – Chyba na razie mi wystarczy tego wszystkiego. Kiedy przebijemy się przez tę gęstą przestrzeń może coś się wyjaśni – gdy zadzwonił telefon sięgnęła po słuchawkę. – Phaeton dotarł do skupiska ciemnej materii – poinformowała i spojrzała wraz z Nayadą i Everettem na monitor pokazujący dane z drona, który zbliżał się mocą swych odrzutowych silników do granicy cząstek. I najwyraźniej coś w nich się znajdowało. Patrzyła na odczyt danych radarowych i marszczyła brwi.

- Czy ja dobrze widzę, że to…

-… skupisko masy – mruknął Everett.

- Powiedziałabym, że ściana – dokończyła.

Skupisko ciemnej materii pojawiało się i znikało, gdy naukowiec wyłączył filtr soczewkowania grawitacyjnego znikło zupełnie. Gdy dron skrócił odległość na mniej niż milę na jego czujnikach pojawił się obiekt, którego nie wykrył wcześniej. Radar odbijał płaską powierzchnię. Skupisko miało średnicę około ćwierci mili, powierzchnia była mniejsza. Lecz gdy Phaeton podleciał bliżej zaczęła się zwiększać. Im bliżej był tym bardziej się powiększała, mile, dwie, trzy, aż zdawała się ciągnąć w nieskończoność, niczym przeszkoda w przestrzeni. Arciniegas poleciła wyłączyć silnik drona, a ten natychmiast zawisł w nicości, zatrzymując się w miejscu, około ćwierć mili od płaskiej powierzchni. Zaczął wykonywać zdjęcia i wysyłać fale radarowe.

- To nie jest idealnie płaskie – powiedziała Arciniegas po chwili, spoglądając na przesyłane obrazy.

- Nie – zgodził się Everett. – Raczej ma nierówną powierzchnię… może poślemy go bliżej?

- Jeszcze nie – Arciniegas spoglądała na pozostałe odczyty. – Żadnego oddziaływania…

- Zgadza się. Nie ma przyciągania, oddziaływań elektromagnetycznych, nie ma…

- Eniak coś znalazł – poinformowała Satya. – Spórzcie na to zdjęcie, algorytm wyłapał jakąś geometrię – powiększyła fotografię i dostrzegli dwie biegnące obok siebie w równej odległości linie, odcinające się kontrastowo na czarno-białym zdjęciu.

- Teraz dron podejdzie bliżej – powiedziała Arciniegas wydając jednocześnie przez telefon Triptree polecenie przygotowania do wystrzelenia pocisków.

- Spodziewa się pani kłopotów? – zapytał z sarkazmem Everett.

- Dwie linie proste na płaskiej powierzchni powiększającej się w miarę zbliżania nie wróżą chyba nic dobrego, zgodzi się pan ze mną doktorze? – odcięła się. Patrzyli na odczyt telemetrii, gdy Phaeton zbliżał się na odległość 600 stóp, przesyłając kolejne dane z kamery. Arciniegas wciąż trzymając słuchawkę poleciła utrzymać wysokość i podążyć śladem linii. – Mamy jeszcze paliwa na 5 minut lotu – poinformowała.

- Te linie zaczynają się znikąd – zauważył Everett. – Zobaczcie, po prostu się pojawiają. Wyglądają jak wgłębienia w powierzchni.

- To nie linie. To ślady – zauważyła Satya.

Arciniegas drgnęła. Wyraźnie przypomniała sobie, że nie znajduje się na mostku.

- Jak daleko jesteśmy? Niech „Von Braun” trzyma ten dystans i nie podchodź bliżej. Tam coś jest… daj mi skan LIDAR – na ekranie zaczęły pojawiać się punkty, gdy dron omiatał skanem powierzchnię. Ta przestała być już płaska. Nagle obraz na ekranie się zatrząsnął.

- Straciliśmy drona – powiedziała Arciniegas, a po chwili przekazała: - Gdy zszedł poniżej 500 stóp… Wygląda na to, że spadł i się rozbił. Zupełnie jakby…

- Zadziałała nań grawitacja – podpowiedział Everett, pokazując odczyty. – Tu jest końcówka tego co nadał. Tam jest ciążenie.

- Nie tylko – oznajmiła Arciniegas i poderwała się. – Alarm taktyczny, Triptree. Zdejmuj namiar, przygotować do wystrzelenia Bellerofonta, zaraz będę na mostku.

- Z jakiego… - zaczął Everett, lecz pokazała mu na fragment skanu LIDAR.

- Bo ten nieregularny kształt to pojazd  – powiedziała. – A z wyglądu  przypomina bardzo transporter opancerzony BMP. Więc gdziekolwiek się znaleźliśmy, pieprzony Związek dotarł tu przed nami. Zatem będziemy najpierw strzelać, a potem zadawać pytania – to powiedziawszy szybko zwolniła blokadę na drzwiach i opuściła pomieszczenie. Everett popatrzył za nią, lecz nie powiedział ani słowa. Znowu popatrzył na skan LIDAR.

- Dziwne – powiedział. – Te punkty zdają się układać w jakiś okrąg… albo nawet dwa z tym dużym pośrodku…

- Znam to miejsce – odezwała się nagle Satya. – Wiem gdzie jesteśmy.

Podziemna Warszawa >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz