poniedziałek, 10 lipca 2023

Ciemna Symetria: Podziemna Warszawa (XIV)

 

- Zdaje się, że imperializm rzeczywiście przestaje istnieć – powiedział Mrok. – Nie wiem co Ławrientij wymyślił, ale pozbawił ich całkowicie łączności i czegoś jeszcze. Kręcą się tu jak dzieci we mgle – uśmiechnął się. – W takim razie z Rowickim nie będziemy się już bawić w podstępy – przymknął na chwilę oczy. – Szybki jest muszę przyznać. Jest już prawie na Dworcu Głównym. W tej sytuacji użyjemy najbliższych sił.

- Mówicie do siebie niczym szaleniec – zauważył Walter.

- Wybaczcie słabość – Mrok miał dziwny uśmieszek. – Po tylu latach moje plany się wreszcie realizują, a ja mogę się z nimi wreszcie z kimś podzielić. Będziecie mą publicznością.

- Nie.

- Nie macie wyboru, Walter – po chwili dodał: - Dokonało się.  Teraz już nie będzie odwrotu. Chodźcie, chcę wam coś pokazać.

Ruszył w stronę pociągu. Walter chcąc nie chcąc podążał za nim i przyglądał się maszynie z bliska. Byłą to dziwaczna konstrukcja, nie przypominająca żadnej znanej mu lokomotowy. Zdawała się lśnić w ciemności i wyglądała jak pocisk lub torpeda, zaostrzony z przodu, od strony, od której się zbliżali. Nie widział żadnych łączeń ani spawów, jedynie lśniący metal, zorientował się, że nie ma tam także żadnego okna. Im byli bliżej tym bardziej go niepokoiła, zdawało się, że nawet w wąskim tunelu stacji ciemność gęstnieje. Mrok zdawał się tym zupełnie nie przejmować, jednak zerkał na Waltera idącego za nim z tyłu.

- Jakieś znajome uczucie? – zapytał.

- O co wam do cholery chodzi?

- Nikt do was nie mówi, nikt nie woła byście coś ocalili? – Mrok wyraźnie ironizował.

- Nie, ponieważ zabiliście tego kogoś – odparł.

- Rzeczywiście szkoda – odparł z wyraźną ironią w głosie generał. – Bo to przed czym ostrzegała, właśnie nadeszło.

Walter poczuł nagle nie wiedzieć czemu uczucie żalu, na mysl o tym, że tajemnicza istota, która zabrała go z Kompleksu do aspektów, a później ocaliła przed rojem czerwonego światła, przestała istnieć. Widział co potrafi Mrok, a także jego cienie, nie dziwiło go więc, że mógł tego dokonać. Przeniósł wzrok na ścianę i dostrzegł nazwę stacji na której się znajdował. Nowolipki. Na północ od Stacji Berii, pomyślał, tylko trzy stacje od Zwycięstwa. Znów spojrzał na pociąg, w którym nie dostrzegał żadnych drzwi i okien, wyglądał po prostu jak długie zakończony ostro z obu stron pocisk. Niespodziewanie jakby znikąd pojawiły się w nim drzwi. Z jasnego światła bijącego z wnętrza wynurzyła się Budzyńska. Walter zmrużył oczy. Choć światło przygasło w ciemności panującej na zewnątrz, nieco go oślepiło.

- Ta technika jest niesamowita – powiedziała kobieta. – Wyprzedza wszystko co znałam!

- Naturalnie, w końcu w kompleksie minęło wiele lat – powiedział Mrok. – Nie bez powodu pociąg był moją bazą operacyjną. Jest w pełni przystosowany by obsługiwała go jedna osoba. Napędza go napęd fuzyjny.

- Czy możemy nawiązać połączenie z Kompleksem? – zapytała.

- Nie mamy w tej fazie bezpośredniej łączności – odpowiedział. – Ale są już gotowi na nasze przybycie. Zrobimy po drodze tylko jeden przystanek, aby zabrać ładunek i… - zamilkł nagle i zmarszczył brwi. – Och – powiedział.

Walter nagle poczuł niepokój. Rozejrzał się instynktownie szukając niebezpieczeństwa, lecz nigdzie go nie znalazł. Na stacji byli jedynie Mrok, Budzyńska i dwa cienie. Z jakiegoś powodu był szukał jednak zagrożenia. Mrok popatrzył na niego, po czym w ciemność, w kierunku gdzie leżała stacja Gęsia.

- Zaburzenie struktury – powiedział. – Zhan, ty głupcze – uniósł rękę  i wówczas w tunelu rozległ się huk wystrzału.

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Mrok poleciał do tyłu rzucony niczym szmaciana lalka, Walter odruchowo padł na ziemię, słysząc jak nad nim gwizdnęła kula. Jego strażnik nie miał tyle szczęścia, bowiem ścięła go salwa z karabinu, w którym Walter rozpoznał terkot kałasznikowa. Przetaczył się już w prawo, w kierunku pociągu, wiedząc, że jedynym miejscem gdzie może się ukryć, będzie tor poniżej peronu. Wówczas dotarło do niego, że nie ma szans wsunąć się tam, gdyż dziwaczny pociąg przylegał prawie ściśle do peronu. Uniósł głowę i ujrzał cienie, docierające w swym szybkim ruchu prawie do końca stacji, skąd z ciemności padały strzały, znacząc ognistymi śladami panującą tu noc. Teraz skupiły się na poruszających cieniach, a Walter natychmiast sięgnął po karabin upuszczony przez zabitego strażnika, korzystając z okazji.. I gdy zacisnął dłoń na lufie, by przyciągnąć ją do siebie ujrzał jak cienie zostają trafione, a chwieją się, gdy w ich materii pojawiają się dziury. Nie rozpadły się jak po trafieniu pociskami marines, lecz były dziurawione kolejnymi pociskami, a dziury zdawały się nie zrastać. Powietrze zgęstniało, a te najbliżej strzelających zaczęły wybuchać. Wówczas z ciemności poniżej linii strzału wychynęły kształty na pajęczych nogach.

- Niedoczekanie wasze! – wycharczał Mrok zza jego pleców. Walter usiłował wyciągnąć spod ciała zabitego karabin, lecz spojrzał do tyłu. Generał właśnie wstawał, a jedno jego ramię zdawało się wisieć bezwładnie. Drugą ręką wykonywał jakieś gesty i powietrze zafalowało. Walter wciąż jeszcze usiłował odpiąć pasek karabinu by zdjąć go z martwego, gdy znikąd zaczęły pojawiać się dziwaczne istoty, śmierdzące w doskonale znany mu sposób. Polacy popędzili by zetrzeć się z maostami, a twory uderzyły. Jednocześnie peron znów zaczęły przecinać strzały. Walterowi udało się wreszcie wyciągnąć kałasznikowa, opuścił bezpiecznik i złożył się do strzału. Nic się nie stało. Dotarło do niego, iż broń nie została nawet przeładowana, więc z całej siły uderzył nią o podłoże, gdyż związane ręce utrudniały mu przeładowanie. W tej samej chwili uświadomił sobie, że jego odruch może być błędem, bowiem skoro broń nie była w rękach wojskowego, może nie być tak wyrobiona by bezpiecznik AKMSa odskoczył w tylne położenie wskutek wstrząsu. Szczęk jednak wyprowadził go z błędu, najwyraźniej karabin musiał do niedawna należeć do jakiegoś żołnierza, bowiem odgłos zamka uświadomił mu, że pierwszy pocisk trafił do komory nabojowej. Dźwignia ustawiona była na ogień ciągły, z trudem wymierzył związanymi rękami. Przed nim na krańcu peronu panował chaos, gdy ścierały się dwie grupy potworów, lecz w ciemności za nimi dostrzegł jak pośród strzałów coś błyska i puścił serię w tamtą stronę. Odbiła się rykoszetując ognistymi iskrami od pancerza żołnierza, wbiegającego właśnie na stację. Nawet go nie spowolniła. Walter strzelał jednak krótkimi seriami dalej, a wówczas zorientował się, że nie jest sam. W otwartych drzwiach pociągu kucała Budzyńska i pakowała serię za serią z karabinu AK wprost w ciemność, z której do nich strzelano.

- Pierdolony specnaz! – zawołała. – Za te wszystkie lata skurwysyny! – pomyślał przelotnie, że nawet z tą blizną wciąż wygląda pięknie, po czym zajął się prowadzeniem ognia osłonowego, bo nie widział swoich celów. Pomiędzy nimi kłębiły się walczące istoty, a jedną z nich dostrzegł na suficie, pełznącą w ich stronę. Natychmiast wymierzył i puścił serię, po czym człekokształtna istota spadła na tory, znikając za tyłem pociągu.

- Dość – wrzasnął Mrok, stojąc pewnie na nogach. Nagle twory maoistów zachwiały się, jakby straciły koordynację, powietze przestało falować, a wówczas Polacy rzucili się na nich ze zdwojoną siłą. Walterowi zdało się, że w hałasie własnego karabinu słyszy wystrzał z karabinu snajperskiego, lecz dostrzegł jak koło niego upada po chwili pocisk. Zupełnie jakby odbił się od Mroka, który szedł w kierunku walczących.

- Generale! – zawołała Budzyńska. Z ciemności w ich stronę wyleciał pocisk rakietowy, lecz nim Walter zdążył pojąć co widzi, generał machnął ręką a pocisk uderzył w ścianę, która eksplodowała i wszystko się zatrzęsło. Walter przewrócił się na ziemię.

Gdy wstawał z tunelu znowu zaczęły padać strzały, a jego zaczęły mijać zlatujące się zza jego pleców cienie. Pociski znowu zaczęły śmigać po całej stacji, w ciemności ujrzał płomień miotacza ognia. Oddał kilka strzałów w tamtą stronę i wówczas zorientował się, że po prostu naciska palcem spust, lecz nic się nie dzieje. Idiota nie miał nawet pełnego magazynka. Rozejrzał się w poszukiwaniu drugiego, a wówczas usłyszał głos Mroka:

- Zostajecie tu Walter?

Odsunął się, pozostawiając oświetlone wejście. Pociąg drgnął i najwyraźniej odjeżdżał. Walter po chwili namysłu rzucił karabin i podbiegł wskakując do środka. Jakimś cudem nie trafił go żaden z rykoszetujących pocisków, bowiem seriami strzelano teraz na krótkim dystansie.  Drzwi zaczęły się zasuwać.

Nim zdążył się rozejrzeć, usłyszał jak Mrok syczy:

- Pieprzona Quing, lub kimkolwiek jest. Skoro chce wojny, to ją dostanie!

<< Stacja Warszawa Zachodnia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz