piątek, 28 lipca 2023

Ciemna Symetria: Królewska Góra (I)

 

- Przybyliśmy do Kompleksu – poinformował Mrok. – Idziecie,  Walter?

Walter nagle odzyskał władzę nad swym ciałem i poczuł, że może się ruszać. Wciąż znajdował się przy szybie, która zaczęła matowieć, a znajdująca się za nią w zbiorniku istota zniknęła sprzed jego oczu. Mimo to przez chwilę pozostawał wpatrzony w zbiornik, nim odwrócił się by podążyć za generałem. Budzyńska stała przy drzwiach, nadal trzymając w ręku karabin. Była wyraźnie mocno spięta. Zatrzymał się tuż przy niej.

- Dalej mu wierzysz? – zapytał. – Wszystko co mówił, było kłamstwem. Nawet jego słowa o Ciemnej Pani.

- Jestem tu,  Walter – zauważył Mrok.

- Skoro przybył do Warszawy i założył Konwent jako początek wyzwalania Polski przez Kompleks, czemu mimo tej technologii ludzie żyli na takim poziomie? – Walter pominął go i mówił do Budzynskiej. - Czemu uciekamy z niej z bombą imperialistów i ładunkami jądrowymi? Czemu…

- Czy wy usiłujecie zbuntować Swietę, przeciwko mnie? – Mrok zdawał się być rozbawiony. – Nawet po tym jak zastrzeliła tę waszą snajper z Sojuszu, czym wyraźnie zadeklarowała po której stronie się opowiada? Walter, Walter… Ale pytania są doskonałe, znajdziecie tu na nie odpowiedź – dodał. – Wszystko to było kwestią pewnej taktyki i strategii, nie mogliśmy zbyt wcześnie ujawnić swej potęgi. A co do bomb… niebawem zobaczycie – wstał i wówczas drzwi się otworzyły. Wyszedł jako pierwszy, a oni podążyli za nim.

Nie wiedział czego spodziewała się Budzyńska, on na pewno nie sądził iż trafi do pustej hali, w której powoli zapalały się światła. Znajdowali się na platformie przypominającej peron, po przeciwległej stronie ustawiony był identyczny pociąg, jak ten, którym przybyli. Hala nie była duża, a tory wznosiły się ku górze, biegnąc ku jasnej plamie światła, gdzie najwyraźniej tunel w którym się znajdowali wychodził na powierzchnię. Na peronie stały jakieś rozmaitego rodzaju środku transportowe i coś co przypominało urządzenia sterujące. Walter przez chwilę nie miał pojęcia co mu w tym wszystkim nie pasowało, po czym olśnienie spłynęło nań jednocześnie. Było niezwykle cicho, gdy był poprzednio w Kompleksie nawet wówczas słyszał szmer pracujących urządzeń i gwar. Na peronie nie było nikogo, wydawał się z dawna nieużywany i opuszczony. Gdy odetchnął poczuł dziwny zapach, który natychmiast na myśl przywołał mu opuszczone domostwa na Dzikich Polach.

- Tu nikogo nie ma! – powiedziała w tej samej chwili Budzyńska.

Mrok nie wydawał się poruszony tym stwierdzeniem. Podszedł do urządzeń, starł warstwę kurzu i manipulował przy nich.

- Ależ oczywiście – powiedział, nie zwracając na nią uwagi. – To tylko fasada i wydmuszka. Zapomnieliście, że już za waszych czasów Kompleks mieścił się pod ziemią? Teraz to prawdziwe olbrzymie miasto, zaraz tam się udamy. Na powierzchni pozostawiono tylko pewne rzeczy przez wzgląd na dawne czasy, dla przybywających… - spojrzał odruchowo w kierunku tunelu, z którego przybyli, lecz panowała tam cisza. – Dla tych, którzy znają drogę. Jak myślicie czemu pozostawiono tory i zwykły pociąg? Tylko ze względów sentymentalnych, przecież już za waszych czasów rozwijano transport grawitacyjny i magnetyczny.

- Który tu rok jest teraz? – zapytała niepewnie.

- Trudno powiedzieć, przecież czas subiektywny płynie tu szybciej, nawet jeśli to miejsce znajduje się poza czasem… Zapewne są lata dziewięćdziesiąte XXI Wieku. To ponad wiek od waszych czasów, sto lat nieprzerwanego rozwoju nauki i techniki. Chodźcie zobaczyć do czego doszli w tym czasie, podczas naszej nieobecności – oderwał się od urządzeń, a Walter usłyszał jakiś szmer. Odwrócił się by zobaczyć opadające z góry metalowe ramiona, zakończone pulsującymi niebieskimi światłami. Pojawiły się znikąd, bowiem gdy poprzednio patrzył na sklepienie hali był przekonany, że jest ono jednorodne. Ramiona opadły z obu stron pociągu, którym przybyli i zawisły w pewnym oddaleniu. Po chwili zaczęły się unosić, a wraz z nimi podniósł się pociąg, choć pojazd nie dotykał ramion. Nawet dla Waltera było jasne, że to jakaś forma transportu, która przenosi gdzieś ładunek, przesuwając się w kierunku plamy światła.

Wówczas Budzyńska nagle zaczęła strzelać.

Spod pociągu spadła ciemna sylwetka, z wyglądu przypominająca człekoształtną. Skoczyła na peron i popędziła susami w kierunku wyjścia, skacząc przed siebie, lecz nie w pozycji stojącej. Przemieszczała się niezwykle szybko, między peronem a ścianami, odbijając się od nich, a serie pocisków wystrzeliwane z kałasznikowa nie były w stanie za nią nadążyć. Po chwili umilkły gdy skończyła się amunicja. Mrok uniósł rękę, lecz po chwili ją opuścił.

- Do diabła! Maoiści-kolektywiści! – powiedział zirytowany. – Jak długo siedział pod tym pociągiem? Mój błąd, że go tu sprowadziłem… - popatrzył na Budzyńską, po czym nagle się rozpogodził. – W sumie to może być nawet ciekawe.

- Uciekł! – zawołała.

- Spokojnie – powiedział. – Nie na darmo uprzedzałem Zhana, że są tu rzeczy, którym nie da radę nawet ich Nieskończona Armia – uśmiechnął się. – Nie miałem tego w planach, ale co zrobić… Pewne rzeczy będzie niestety musiał rozwiązać Kompleks – obejrzał się w kierunku tunelu, którym przyjechali. – Chodźmy, nie zostało wiele czasu.

- Ten maoista… - zaczęła Budzyńska.

- Będzie chciał sprowadzić posiłki – przyznał Mrok. – Wiem. Nawet jeśli uda mu się w tym miejscu otworzyć zaburzenie przestrzeni to bez znaczenia. Wkrótce przekonacie się dlaczego.

Ruszył, a oni oboje podążyli za nim w kierunku podestu na krańcu peronu, na który weszli, gdyż jak się okazało nie zmierzali do wyjścia. Walter spojrzał poszukując transportowanego pociągu, lecz gdzieś w międzyczasie zniknął, a on nie był w stanie dostrzec miejsca, do którego mógł być zabrany, ani żadnego innego pomieszczenia. Tymczasem Mrok powiódł ich do ściany, gdzie znajdowały się metalowe drzwi, które gdy przyłożył do nich dłoń, rozsunęły się z cichym szelestem. Wkroczyli do korytarza, w którym powoli zapalało się oświetlenie, gdy szli nim dalej. Oświetlały go panele wzdłuż ścian i na suficie. Powietrze było suche i sterylne, a choć Walter nie znał także tego miejsca, wyglądało na równie opuszczone jak peron, na który przybyli.

Mrok zdawał się nie być do końca pewny drogi, czasem unosił rękę i zdawało się, że w powietrzu pojawiają się polskie litery. Wreszcie po kilku minutach dotarł do miejsca, gdzie kazał im poczekać. Następnie wszedł do pomieszczenia, gdzie dostrzegli szereg urządzeń przypominających Walterowi urządzenia cybernetyczne imperialistów, które były częściowo wyłączone. Przy działających zaczął coś robić, spoglądając na monitory.

- Skończyły ci się naboje – powiedział głośno Walter, a słowa poniosły się echem po pustym korytarzu.

Spojrzała na niego wrogo.

- Walter… - powiedziała wreszcie, a jej głos niósł w sobie jakąś niepewność. Popatrzyła na karabin trzymany w ręku, po czym opuściła go na podłogę.

- Nie widzisz, że w tym miejscu od lat nikogo nie było? – zapytał, lecz wówczas pojawił się Mrok.

- Walter, Walter… dalej siejecie zwątpienie u naszej drogiej, Swiety? – zapytał z dezaprobatą. – Obiecałem wam moja droga, że dołączycie do swoich w Kompleksie i tak się stanie. Chodźcie ze mną, wszystko się wyjaśni.

Wyminął ich i podążył dalej korytarzem, nie oglądając się za siebie. Budzyńska stała przez chwilę niezdecydowana, po czym drgnęła i podążyła za nim. Walter popatrzył na leżący karabin, po czym wziął go do ręki i przeładował. Odpiął magazynek. Był pusty, podobnie komora nabojowa. Zważył broń w ręku, po czym rzucił ją i podążył w ślad za nimi. Nic innego mu nie pozostało.

Szli korytarzem przez dłuższy czas, mijając rozmaite pomieszczenia, nie spotykając nikogo. Były ciemne, zazwyczaj zamknięte rozsuwanymi drzwiami, choć gdy Walter podszedł bliżej jednego z nich, otworzyły się, a w pomieszczeniu zaczęły zapalać się światła. Nigdzie nie dostrzegł jednak niczego, co mogłoby być bronią, podobnie nie rozpoznawał tego miejsca, które było zupełnie inne od Kompleksu, w którym spędził kilkanaście tygodni z jego perspektywy ledwie niecałe cztery miesiące temu. Nie poznawał zupełnie korytarzy, w których światła zapalały się gdy się nimi przemieszczali, a gasły gdy odchodzili, nie widział śladu urządzeń, które wtedy udało mu się zniszczyć. Wreszcie uświadomił sobie co go tak niepokoiło, pomieszczenia do których zajrzał zdawały się opuszczone dość nagle, a w wielu miejscach pozostały ślady świadczące o obecności ludzi, takich jak kubki, czy odsunięte siedziska, choć wyraźnie porzucono je bardzo dawno temu.

Wreszcie dotarli do końca korytarza, gdzie Mrok wkroczył do niszy i odwrócił się w ich stronę.

- Generale… - zaczęła Budzyńska.

- Jedziemy na górę – powiedział. – Zapewniam was, że zaraz wszystko zrozumiecie.

Budzyńska poprawiła ręką kołnierz, zdawała się być spocona. Rozpięła guzik. Wraz z Walterem weszła do windy, a nieistniejące drzwi nagle się zamknęły. Stali bez ruchu, nie czując aby się przemieszczali, lecz gdy ponownie pojawiło się wejście zalało ich słoneczne światło.

Znaleźli się w pomieszczeniu zupełnie niepasującym do sterylnego podziemnego wnętrza, a gdy Walter przestał mrugać oczami zorientował się, że jest w przedwojennym budynku, w pomieszczeniu jakie znał z naziemnej części Kompleksu. Z dziwaczną podłogą z drewnianych deseczek ułożonych na ukos, z meblami pochodzącymi z dawnej epoki, z oknem podzielonym ramą na niewielkie okienka, za którymi widać było zieleń i błękitne niebo.

- Dalej, wyjdźcie na taras, spójrzcie na Królewską Górę – zachęcił Mrok.

Budzyńska ruszyła pierwsza, a Walter za nią, już po drodze przez pomieszczenie orientując się, że coś jest nie tak. Ściany porastała zielona narośl, a tapeta odchodziła. Z czerwonego pluszu na krzesłach wystawały sprężyny, jedynie biblioteczka z książkami dzięki drzwiczkom stawiła opór upływowi subiektywnego czasu. Budzyńska podeszła do drzwi prowadzących na taras, nim otworzyła je znowu otarła pot z czoła i zaczęła zdejmować kurtkę. Odetchnęła głęboko. Gdy wyszli na taras ich oczom ukazał się Kompleks w całej okazałości.

Nie byli wysoko, a Walter rozpoznawał tonące w zieleni budynki, ulice biegnące pod kątem prostym, lecz wiedział już, że niegdyś tętniące życiem miejsce, pełne willi w starym stylu i domów zostało opuszczone. Porastała je roślinność, niektóre kryły się całkowicie pod warstwą zielonych liści. Była w tym jakaś nielogiczność i niezrozumiałość, bo z jednej strony słońce stało w miejscu, nie było wiatru, owadów, nic się nie poruszało, a jednak dla budowli czas zdawal się pójść naprzód. Ząb czasu nadgryzł wszystko, a roślinność w tajemniczy sposób wzięła co swoje.

- Co tu się stało? - Budzyńska odwróciła się spoglądając na Mroka. Na jej twarzy było znać teraz coś więcej niż niepokój.

- Zapewne to samo, co dzieje się teraz z wami – odpowiedział generał, a ta zdawała się nic nie rozumieć. Jej skóra była czerwona. Powoli osunęła się na kolana i zaczęła szybko oddychać. Walter odruchowo rzucił się w jej kierunku, wówczas jednak silny chwyt osadził go na miejscu.

- Walter, nie chciałbym was znowu unieruchamiać. Nie próbujcie jej dotknąć, jeśli chcecie przeżyć – usłyszał.

- Co jej zrobiłeś? – szarpnął się, patrząc na Budzyńską, a Mrok go puścił i podszedł bliżej. Zatrzymał się nad Budzyńską, która upadła na ziemię i wiła się, usiłując złapać oddech.

- Nic – powiedział Mrok. – Spełniłem jej obietnicę. Dołączy do Kompleksu. Cofnijcie się, Walter. Ochraniam nas, ale jeśli jej dotkniemy, może okazać się, że pożre także nas.

- Pożre? – zawołał Walter.

- Kompleks – wyjaśnił Mrok. Budzyńska rzucała się, na tarasie, gwałtownie a pod jej skórą twarzy zdawało się coś poruszać, setki drobnych kropeczek. Nagle opadła i przestała wierzgać, a kropki zaczęły świecić, nabierąc barwy. Stopniowo zmieniały się w czerwień. Walter nagle zrozumiał.

- Rój! – patrzył na to co się z nią działo, z przerażeniem.

- Nie inaczej – pokiwał głową Mrok. – Ale nam raczej nic nie grozi, chyba że spróbujecie jej dotknąć. Nasza droga Swieta nie miała najmniejszych szans, nosiła go od początku w sobie.

- Co nosiła? – zapytał Walter, patrząc jak ciało Budzyńskiej ogarnia światło, a kropeczki zdają się pochłaniać jej mundur.

- Rój. Nanity – wyjaśnił Mrok. – Te małe mikromaszyny, które powstały w Kompleksie i wszczepiono je w ciała wszystkich mieszkańców. Stały się dużo doskonalsze niż w czasach naszej drogiej Swiety. I sprawiły, że w Kompleksie nie ma już nikogo. Nie byłem pewien do końca jak zareaguje dawna generacja nanitów. Może to też dlatego, że wyłączyłem pole…

- Pole? – Walter zapytał mimowolnie, spoglądając jak znikają ciało Budzyńskiej zniknęło całkowicie w morzu czerwonych kropek, które poruszały się niezwykle szybko.

- Pole ochronne, Walter – powiedział Mrok. – To samo, które trzymało niegdyś twory na dystans, swego czasu zmodyfikowałem je nieco, by pozbyć się roju z Kompleksu. Teraz wyłączyłem je, więc będzie mógł wlecieć do środka. Być może to sprawiło, że się zmieniła, ale w sumie zastanawiałem się od jakiegoś czasu co z nią zrobić gdy przestanie być użyteczna – westchnął. – Nie przewidziałem jej obecności, ale skoro przybyła z Sojuszem do Warszawy, a ja udawałem przedstawiciela Kompleksu, nie mogłem pozostawić jej ich rękach, w końcu była to kwestia mojej wiarygodności. Nawet się przydawała…

Ciało Budzyńskiej rozpadło się na świetlny rój, który wzniósł się ponad taras, po czym zniknął na tle niebieskiego nieba.

- Zaraz przywoła swych pobratymców – powiedział Mrok.

- Zabiliście ją – Walter zacisnął pięści.

- Ależ skąd – odparł Mrok. – Sprawiłem, że wróciła do domu.

Walter usiłował skoczyć w kierunku tamtego, lecz znowu został unierochomiony. Cień generała sięgał do niego.

- Wkrótce przybędzie tu Rój, ale nam nic nie grozi, chyba że dotkniecie sami nanitów – powiedział Mrok. – Chronię nas przed nim. Ale inni nie będą mieli tyle szczęścia. Kiedy Beria podążył za nami myślałem, że załatwię to inaczej, pozbawię go wsparcia, a następnie zmuszę by spoglądał na swą ostateczną przegraną. Zostawiłem celowo otwarty tunel, jedynie opóźniłem trochę jego przybycie, ale Kolektyw zmienił mojej plany, otwierają właśnie przejście. Nie mam czasu, sił i środków by się z nimi wszystkimi mierzyć, więc zrobi to Rój. Niestety przy okazji pozbędzie się też drogiego Ławrientija, choć szkoda, że nie ujrzę jego miny – stał z uśmiechem.

Nagle zaczął narastać jakiś hałas, zbliżając się coraz bardziej. Mrok zmarszczył brwi i podszedł nieco bliżej krańca tarasu, a wówczas ujrzeli z Walterem jak tuż nad budynkami, na tle błękitnego nieba przemknął jakiś obiekt wyposażony w silnik odrzutowy.

- Co do diabła? – zapytał generał.

- Powiedziałbym, że dron Sojuszu – odparł Walter. Wówczas Mrok nagle zaczął się śmiać. Wówczas nieopodal rozległ się wybuch eksplozji. Walter odruchowo skulił się szukając zagrożenia.

Mrok spoważniał.

- Jak słyszę, Ławrientij już przybył. Wiecie co w tym takiego śmiesznego, Walter? Naprawdę, nie sądziłem, że do tego dojdzie. Są tu maoiści, imperialiści, jest i Związek. I znowu będą ze sobą walczyć. Mimo, że ich świat się skończył.

- Świat się skończył?

- Walter, Walter – Mrok znowu miał pobłażliwy ton. – Zapominacie, że czas płynie tu szybciej. Opuściliśmy Warszawę w ostaniej chwili, bo już jej nie ma. Nie istnieje jak sądzę od wielu dni, bo świat jaki znacie dobiegł końca, a wszechświat przestał istnieć. Jego istnienie zakończyło, to, co nadeszło. To z tego powodu tu przybyliśmy. Mieliście rację w jednym. Wszystkie rzeczy robiłem tylko w jednym celu. Zamierzam stać się prawdziwym Bogiem.

Królewska Góra >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz