poniedziałek, 17 lipca 2023

Ciemna Symetria: Dworzec Główny

Ta wojna różniła się od wszystkiego co znała, to miejsce, ta bitwa, była tak krańcowo różna od wszystkich walk jakie dotąd stoczyła. Choć ich miejscem były pustynie i dżungle, podwodne rafy koralowe, a także kosmos, a przeciwnikami zarówno ludzie, ochotnicy Kolektywu, jak i dziwaczne istoty zrodzone w anomalii, tu wszystko było inne. Choć była specjalsem, żołnierzem elitarnej jednostki wyspecjalizowanych sił zbrojnych, nawet jeśli nosiła na ramieniu jedynie naszywkę USMC, znajdowały się tam litery NASW. To zobowiązywało. Byli jedyni w swym rodzaju, stanowili grupę uderzeniową, chirurgiczne ostrze, tnące z doskonałą precyzją. Które właśnie wyszczerbiało się i łamało coraz bardziej podczas kontaktu z wrogiem.

Zapomniała już o czasach na europejskim froncie, gdy życie wypełniała nuda, urozmaicona alkoholem i zapaleniem trawki, przerywana alarmami bojowymi, gdy sieć matematyczna spinała wieże i strzelała do niewidocznego wroga, usiłującego opuścić buforową strefę nad Renem. Stała się żołnierzem doborowej jednostki, która zamiast czyścić karabin, by żołnierzowi z nudów nie pierdoliło się w głowie, miast tego go zwyczajnie używała. Każdy jej strzał sięgał celu, każde pociągnięcie języka spustowego równało się zgubie, jej doskonale wyważony dla jej potrzeb karabin siał śmierć wśród przeciwników. Teraz jednak walczyła ze sobą ostatkiem sił, czując jak ręka powoli odmawia jej posłuszeństwa. Mrowienie powróciło i sięgało już za łokieć, pot zalewał jej czoło. Wiedziała, że Vash coś podejrzewa, zaciskała z całych sił wargi by nie dać nic po sobie poznać. Im bliżej znajdowała się Dworca Głównego, tym bardziej skupiała się na oddawanych strzałach, starając się stłumić rozbrzmiewający w głowie coraz głośniej głos. Powtarzał jej, iż będzie miała tylko jeden strzał, by wszystkich uratować. Ocal nas, to przybyło.

Dworzec główny o ile pamiętała był jedną z największych stacji. Tu krzyżowały się dwie główne linie metra, o ile dobrze zapamiętała rysunek Waltera, każda z nich mająca dwa tory. Główna wiodła od Stacji Zwycięstwa skąd przybyli i jako linia Marszałkowska prowadziła na południe przez Stację Plac Konstytucji do Stacji Plac Unii Lubelski, gdzie na powierzchni stoczyli ledwie kilkanaście lub kilkadziesiąt godzin temu walkę z siłami Związku. Druga wiodła od Dworca Zachodniego w kierunku Nowego Światu skąd dotarli, a dalej na Dworzec Wschodni. Vasquez była nastawiona na ostrą walkę na Nowym Świecie, bowiem nie trzeba było być wybitnym strategiem by zdawać sobie sprawę, że tędy wiedzie jedna z dróg, którymi nadejdzie radziecki atak na Konwent, lecz zastali tam zaskakująco małe siły wyłącznie w postaci czarnookich. Zajmowali się barykadowaniem tunelu, którego część zdążyli już zablokować. Nie mieli szansy stawić czoła mieszanej grupie pod dowództwem Vash w składzie dwóch spadochroniarzy, dwóch żołnierzy dziewiątej kompanii, strzelec marine i snajper-marine. Strzelali przede wszystkim żołnierze Dowgiłły, pod osłoną sił Sojuszu. Deveraux chybiła, choć starała się ze wszelkich sił nie pokazać, w jakim jest stanie. Po wszystkim jedenastu uzbrojonych przedstawicieli Konwentu leżało martwych, a oni nie odnieśli strat własnych. Stacja prócz tego była całkowicie opuszczona, najwyraźniej w oczekiwaniu na natarcie ewakuowano stąd mieszkańców. Nie było także śladu Waltera. Wróg przyjechał platformą naprawczą z dźwigiem, przy pomocy którego udało mu się wyrwać szyny prowadzące ku Dworcowi Wschodniemu. Podczas gdy Di Stefano uruchamiał platformę, Vash rozłożyła czujki, choć sieć działała jedynie w bliskim zasięgu, a pozostali rozkładali miny. Poświęcili na to ledwie kwadrans, bo więcej czasu nie było, osłaniani przez Deveraux, która przygotowała sobie snajperskie gniazdo na platformie, uruchamianej przez Di Stefano. Więcej czasu nie mieli, na zakończenie zniszczyli tor prowadzący od Stacji Zwycięstwa, skąd przybyli, z której niósł się huk eksplozji pocisków i wybuchów, a jakieś siły toczyły zażartą walkę. Na razie miny, jakie pozostawili w tunelu nie detonowały, nikt więc nie szedł ich śladem. Pozbierali kałasznikowy Konwentu, bowiem zdawali sobie sprawę, że ich amunicja jest na wyczerpaniu. Następnie ruszyli do punktu zbornego jakim był Dworzec Główny, nie wiedząc co napotkają.

Jak się okazało Kowalski dotarł tam przed nimi i był przyciśnięty mocnym ogniem przeciwnika. Stacja była dwupoziomowa, po estakadzie przechodził górny tor prowadzący ze Zwycięstwa ku Unii Lubelskiej, a wzdłuż ścian bocznych biegły galerie z licznymi pomieszczeniami. Na dole znajdował się tor z Chałubińskiego do Nowego Światu, od którego po obu stronach odchodziły ślimaki, na których znajdowały się tory łączące się z tymi na górnym poziomie. Powodowało to, iż stacja była niezwykle szeroka, na planie kwadratu, wszystko podpierały liczne filary i kolumny.

Siły dowodzone przez Kowalskiego po wejściu na stację natychmiast zostały ostrzelane przez znajdujących się na dolnym poziomie ludzi z karabinami, wokół których kłębiło się olbrzymie zgrupowanie cieni. Te ruszyły w ich kierunku, wspinając się po filarach, pełznąc po estakadzie od dołu. Marines ledwie zdążyli zająć pozycję i otworzyć ogień, który powstrzymał pierwszą falę cieni. Gdy jeszcze odpierali atak w ich stronę poleciały granaty, rzucane z dołu, na szczęście część z nich odbiła się od estakady. Wybuch wyrzucił w powietrze gruz, lecz przede wszystkim skrócił pole widzenia, co sprawiło, że mieli mniej czasu na reakcję, gdy pojawiały się cienie. Na szczęście Evergreen położył ogień zasłonowy, a Jackson oddał trzy strzały z granatnika w kierunku, z którego nadleciały granaty. Gdy tylko wystrzelił cienie przerwały nagle atak i skoczyły w stronę lecących pocisków, a z dołu zaczęto do nich strzelać. Wybuchy rozległy się poniżej estakady, więc Kowalski nie miał pojęcia co się stało, lecz raczej nie doleciały do celu. Ta chwila dała im możliwość zajęcia pozycji przy barierach galerii, które wzmocnili natychmiast ludzie Dowgiłły. Natychmiast rozpoczęli ostrzał. Na dole pozycję zajmowały oddziały Konwentu i choć ewidentnie miały gorszą pozycję strzelecką, wyraźnie nie zamierzały się cofać.  Kowalski gdy wychylił się na chwilę dostrzegł ciała w mundurach spadochroniarzy. Cienie skryły się pod estakadą, aby uniknąć trafienia i był pewien, że szykują się do kolejnego ataku. Problemem byli cywile, których mieli za sobą, rozbiegający się w pomieszczeniach na galerii pod osłoną trzech apaszy dysponujących bronią. Nie miał pojęcia jak duże są te pomieszczenia, ale zdawał sobie sprawę, iż była to duża stacja mieszkalna, więc zakładał, że rozciągają się dość daleko i na wiele pięter.

Drugi atak cieni nastąpił w tym samym momencie, wyskakiwały bezpośrednio na tor estakady i mógł być szczęśliwy, że nie potrafią latać. Zgodnie z wcześniejszymi założeniami prowadzili ogień na przemian parami, jeden strzelający, drugi zmieniający magazynek. Problemem zaczynała stawać się kurcząca amunicja. Dowgiłło i jego żołnierze ostrzeliwali ludzi Konwentu, kryjących się na dole.

Atak nadszedł z nieoczekiwanej strony, bowiem nagle zorientował się, że dwóch żołnierzy dziewiątej znajduje się poza jego zasięgiem widzenia i kątem oka zobaczył, jak wylatują w powietrze. Unosiły ich czarne macki, jakie spadły właśnie z sufitu wraz z istotą zrodzoną z kryjącego się tam cienia i mroku. Nim zdążył zareagować ogień otworzył Yutani znajdujący się najbliżej i wówczas w ułamku sekundy z sufitu wystrzeliła trzecia macka, która przebiła marine na wylot, przechodząc przez kamizelkę impaktową jak przez masło. Evergreen zareagował momentalnie i otworzył w stronę sufitu ogień z działka, a to co się tam znajdowało rozprysło się spadając czarnymi kroplami na dół. Dla zranionych przez cień było już jednak za późno, żołnierze i marine leżeli nieruchomo bez życia. Kowalski musiał przejść nad śmiercią Yutaniego do porządku dziennego, bowiem nastąpił kolejny atak cieni, a jemu kończyły się pociski w magazynku. Wówczas ostrzał przejął Weyland, który wraz z Baumannem stanowili tylną straż eskortowanych ludzi. Jako jedna z ostatnich w pomieszczeniu ukryła się Anuszka.

Potem pozycjometr zapiszczał informując o zagrożeniu za ich plecami, choć ostrzał zagłuszył eksplozję.

- Mamy problem – zawołał Baumann, przekrzykując ogień. – Właśnie wpadli w pułapkę na Napoleona! Już tam dotarli.

- Detonuj – polecił Kowalski zmieniając magazynek.

Za ich plecami rozległ się wybuch, a chwilę później Kowalski pojął, że mimo wszystko popełnił błąd wysadzając jedyne posiadane ładunki burzące jakie zostawili przy wyjściu ze stacji, by zawalić strop. Nie wiedział czy udało im się zniszczyć żelbeton, ale z tunelu wyleciała chmura pyłu przykrywając ich wszystkich. Skryło ich to przed ogniem Konwentu, ale oni stracili widoczność, a co za tym idzie możliwość reakcji na szybkość ataku cieni. Gdy sobie to uświadomił, nagle usłyszał piknięcie pozycjometru. Matematyka wstawała. Nim zdążył pomyśleć co to oznacza, poniżej estakady rozległy się strzały.

Od strony Nowego Światu wjechała platforma z dźwigiem. Toczyła się bardzo powoli, a wykorzystując ją jako osłonę przemieszczał się oddział Vasquez. Na platformie ukryta za metalową osłoną, z której wystawala tylko lufa, leżała Deveraux. Zapomniała o swym stanie i strzelała automatycznie. Di Stefano wyhamował platformę, by zachować dystans, a jeden z żołnierzy Dziewiątej przestawił zwrotnicę. Platforma zjechała na boczny tor po prawej stronie, który powoli się wznosił ku estakadzie i miejscu gdzie znajdował się oddział Kowalskiego. Dzięki temu nie wpakowali się pod lufy przeciwnika i chwilowo zatrzymali, a skryci za wagonem żołnierze prowadzili ostrzał. Z estakady dołączył Kowalski.

- Jest sieć – usłyszał głos Vasquez. – Mam tylko nas. Kurwa!

- Co tym razem? – krzyknął odruchowo, nie mając czasu patrzeć na pozycjometr. Coś znowu najwyraźniej nie działało, nim jeszcze miał szansę by zacząć myśleć o koordynacji działań.

- Czujki za nami! Wszystkie miny poszły! Idą od Nowego Światu!

Sytuacja była coraz bardziej nieciekawa, bo za plecami mieli Kolektyw lub Związek, atakujący od Stacji Zwycięstwa. Nim Kowalski zdążył się zastanowić, co dalej wszystko po raz kolejny zmieniło się na gorsze. Od strony Chałubińskiego rozległ się narastający gwizd i nagle Konwent przestał strzelać. Kowalski wychylił się by zauważyć wjeżdżający na Dworzec dziwaczny pociąg w kszałcie torpedy. Atak wroga nagle ustał.

- Vasquez! – zawołał. – Są zajęci! Nie strzelać! Wjeżdżajcie na górę! – następnie polecił wszystkim wstrzymać ogień.

Przeciwnik także działania. Pociąg wjeżdżał na stację, skręcając w kierunku wjazdu na estakadę linii Maszałkowskiej, na tor prowadzący w stronę Unii Lubelskiej. Zwalniał swój bieg, a wokół niego pojawiało się coraz więcej żołnierzy Konwentu, a także cieni. Kowalski rozważał opcje i dał znaki swym ludziom, by sprawdzili stan amunicji. Polecił przemieścić się Evergreenowi i Jacksonowi do przodu na estakadę, by mieli lepszą pozycję do ostrzału, a za nimi jako osłona podążył Baumann. Dowgiłło pozostał za barierami estakady w części zachodniej, skąd mógł prowadzić w razie potrzeby ostrzał Konwentu i zaczął dawać mu jakieś znaki. Kowalski kiwnął głową. Weyland zabezpieczał mu tył, choć zapewne bardziej interesowało go bezpieczeństwo Anuszki. Na szczęście po eksplozji na Napoleona panowała na razie cisza. Przekradł się do Dowgiłły, zerkając przy okazji jak platforma Vasquez wjeżdża na estakadę o dziwo nie atakowana przez wroga, który skupił się wokół pociągu. Gdy Kowalski ujrzał co pokazuje Dowgiłło, wszystko zrozumiał. Przeciwnik osłaniał przybyły pojazd.

Przez to wszystko przebił się nagle dźwięk zmarwychwstałej łączności.

- Jaskółka, Kontrola, marine NASW, raport, ktokolwiek… - nim Vasquez zdążyła się odezwać, Kowalski już mówił, nie myśląc już o żadnych konsekwencjach.

- Kontrola zgłasza w sile… - nie zdążył powiedzieć nic więcej gdy usłyszał głos Grieve’a.

- Kowalski, pozycja! – najwyraźniej pozycjonomentry wciąż nie wstały lub też nadal byli na wyciętym przekaźniku.

- Dworzec Główny, w sile… - zawahał się. – Siedmiu marines, dwóch spadochroniarzy i wsparcie miejscowych. Przede mną przeważające siły… wroga… generale, Kowent…

- Konwent jest wrogi, powtarzam czerwony – słyszał trzeszczący głos Grieve’a. – Nie interesuje mnie teraz co odwaliłeś ze swoimi marines, na twojej pozycji jest prawdopodobnie bomba.

- Potwierdzam. I martwi spadochroniarze Rowickiego. Konwent przenosi ładunek do pociągu i trzyma nas na dystans.

- Kowalski w tym pociągu jest prawdopodobnie Światło – powiedział Grieve. – Za wszelką cenę nie dopuść do przejęcia ładunku, jeśli się uda pozbądźcie się pociągu i Światły!

- Proszę o powtórzenie – powiedział zaskoczony Kowalski.

- Czego nie rozumiesz? Zabij skurwysyna – warknął Grieve.

- Generale – chrząknął Kowalski. – Mam na wyczerpaniu amunicję działającą na przeciwnika. Mam tu pomoc… sił komunistycznych, ale…

- Nie obchodzi mnie teraz czyją masz pomoc – przerwał mu Grieve. – Od Chałubińskiego idzie do was wsparcie. Mają dla was zaopatrzenie. Atakujcie żeby zatrzymać ich do przybycia naszych. Mamy tu totalny bajzel, bo łączność dopiero wstaje i każdy walczy z każdym! Uważajcie na Kolektyw, bo pojawiają się znikąd.

- Na razie za plecami mam chyba Związek… szlag! – łączność znowu zniknęła, ale nie potrzebował już nic więcej. – Słyszeliście! – zawołał do swych ludzi, a potem popatrzył na Dowgiłłę i swym polskim wytłumaczył mu o co chodzi. Tamten skinął głową i zaczął wydawać polecenia swym żołnierzom, których została garstka. Kowalski patrzył na wjeżdżającą na górę platformę. Vasquez zeskoczyła koło niego.

- Teraz padły nam baterie. Gdzieś mam jeszcze chyba resztkę mocy na jednej, ale zasadniczo to już koniec.

- Szkoda, akurat kiedy wyglądało na to, że darują nam naszą małą rebelię.

- Jestem za, zostańmy bohaterami – zawołał Baumann ze swojej pozycji.

- Tylko nie dajmy się zabić – zgodziła się Vasquez.

- Jeśli skierujecie platformę na tor prowadzący na południe, będę miała ich z góry jak na widelcu – usłyszeli głos Deveraux, wciąż leżącej za osłoną na drezynie. Po chwili przestawili zwrotnicę i platforma przetoczyła się na tor prowadzący do Unii Lubelskiej.

- Weyland, na pozycje obok Debila – rzucił Kowalski. – Dziwka… Dev, prowadź ogień, ale pilnuj pociągu. Jeśli ktoś się stamtąd wychyli, masz go zdjąć!

- Przyjął!

- Atak! – polecił Kowalski, chwilę po tym jak wydał rozkazy.

Nim rzucone przez oddział Dowgiłły granaty spadły z góry na pociąg, cienie już zdążyły pomknąć w stronę filarów, by wspinać się na estakadę, gdzie usiłowali wspiąć się przy barierach obok pozycji żołnierzy. Marines i dwaj spadochroniarze rozmieszczeni po obu stronach galerii strzelali w kierunku filarów i kolumn usiłując nie dopuścić ich wyżej. Eksplozja na dole spowodowała duże straty wśród sił Konwentu, lecz gdy Deveraux wyszukiwała cele, zorientowała się, iż pociąg obok którego spadły granaty nie nosi żadnych śladów uszkodzeń. Wokół niej rozbrzmiewały strzały, których nie tłumiła słuchawka w uchu, skupiała się na tym co dzieje się po drugiej stronie pociągu. Nad ciałami spadochroniarzy dostrzegła ludzi Konwentu przenoszących metalową skrzynię i oddała dwa strzały. Następnie zajęła się przeładowaniem, stwierdzając, iż zostały jej jeszcze trzy załadowane wcześniej magazynki i nie ma już więcej amunicji. Gdy ponownie pośród szalejącej bitwy złożyła się do strzału, było nieco trudniej, bowiem ocalałe siły Konwentu prowadziły ostrzał zza zasłon, a pociski rykoszetowały o bariery galerii. Di Stefano strzelał jej nad głową krótkimi seriami osłaniając ją przed cieniami ona znowu namierzyła skrzynię i jej palec zamarł.

- Walter – powiedziała odruchowo. Był tam na dole, poganiany przez jakiegoś mężczyznę, podnosił skrzynię wraz z jednym z ludzi Konwentu.

- Zdejmij Mrok! – zawołał Kowalski, który najwyraźniej widział to samo i momentalnie zrozumiała kto stoi obok Waltera, praktycznie nie myśląc namierzyła cel i oddała strzał prosto w głowę tamtego. Gdy opuściła lufę ze zdumieniem stwierdziła, że nic się nie stało. Tamten stał w miejscu i patrząc na nią kręcił z dezaprobatą głową, trzymając uniesioną pięść. Otworzył dłoń i pokazał jej z daleka jak upuszcza coś, co wyglądało jak jej pocisk.

- Kurwa niemożliwe – mruknęła.

- Jackson wal do niego z działka, Di Stefano osłona – usłyszała Kowalskiego. Hardiman porzucił osłanianie platformy, a jego miejsce zajął Evergreen ustawiając się lewej stronie, zasłoniętej od strzałów z dołu, po czym Jackson skoczył przy pomocy serwomotorów w bok rozpoczynając nieprecyzyjny ostrzał. Ściągnął momentalnie na siebie ogień żołnierzy Konwentu. Deveraux szybko złożyła się ponownie do strzału, sprawdzając czy rozrzut z działka nie sięgnął Waltera, choć była to jedynie jakaś myśl kołacząca się jej z tyłu głowy. Już oddając kolejny strzał w stronę mężczyzny podejrzewała, że nie będzie on skuteczny i nie pomyliła się. Mrok stał z wyrazem irytacji na twarzy, trzymając przed sobą wyciągniętą rękę, a ogniste salwy pocisków zdawały się go omijać, skręcając tuż przed nim na lewo i prawo. Rykoszetowały iskrami od pociągu nie pozostawiając na nim żadnego śladu. To co robił, osłaniało także Waltera wnoszącego skrzynię do pociągu.

Wciąż obserwowała ich szukając momentu na oddanie strzału, tymczasem Di Stefano nad nią wychylił się zza zasłony by zastrzelić ostrzeliwujących Jacksona, gdy nagle usłyszała jak przestaje strzelać i pada na platformę trafiony w szyję. Przesuwając swój celownik dostrzegła nieopodal Mroka Budzyńską z dymiącym kałasznikowem. Mrok patrzył w kierunku estakady a na jego twarzy malowała się jakby irytacja, zaczął unosić drugą rękę, jak gdyby zamierzał coś uczynić. Pociągnęła za spust mając na celu kobietę i w tej samej chwili na dole wszystko na dole eksplodowało, a platformą zatrzęsło. Zdążyła jeszcze ujrzeć pociski rakietowe wystrzelone z dolnego poziomu prosto w pociąg, po czym padła plackiem, uderzając hełmem o metalowe podłoże.

Od strony Nowego Światu wkraczał specnaz w ciężkich zbrojach. Żołnierze uzbrojeni w działka szturmowali jakby nie przejmując się stratami, nie szukali osłon, zatrzymywali się by prowadzić ogień ciągły, a za ich plecami drugi szereg przystawał by namierzyć cel i odpalał rakiety. Nosili zbroje pancerne nieznanego jej typu i poruszali się niezwykle wolno, jednak swą siłą ognia całkowicie zmienili sytuację. Trzy rakiety pomknęły w kierunku estakady. Dwie eksplodowały na barierze w połowie stacji, trzecia trafiła bezpośrednio w miejsce, gdzie znajdował się Evergreen, który nie miał najmniejszej szansy. Marine w hardimanie, został wyrzucony w powietrze eksplozją, przeleciał nad platformą i spadł na dolny poziom, a jego sygnał zniknął z pozycjometru.

- Wstrzymać ogień – wołał Kowalski. – Kryj się!

Nawet Baumann posłuchał, padając na ziemię, gdy nad nimi przeleciały kolejne rakiety, uderzając w strop, a wybuch spowodował, iż posypały się gruz i odłamki. Specnaz na tym poprzestał, zdawał się po odpaleniu ich rakiet zupełnie ignorować obecność sił na górnym poziomie, ogranicząc się do zabezpieczenia możliwości ataku z tamtej strony. Celem szturmu stał się znajdujący na dolnym torze pociąg. Pociski znaczyły na nim swój ślad ognistymi iskrami, lecz zdawał się nie odnosić żadnych uszkodzeń, nie było widać na nim nawet śladu eksplozji.

Ku oddziałom specnazu, który wkraczał na stację w coraz większej ilości pędziły cienie, jednak zza żołnierzy w kombinezonach bojowych wyłonili się specnazowcy w zwykłych mundurach i kamizelkach, otwierając ogień z kałasznikowów. W strukturze cieni zaczęły wykwitać dziury, a pociski pozostawiały w nich ślady, niczym kamienie rzucane do wody, co sprawiło, że atakujące istoty zaczęły zwalniać. Nie rozpadały się jednak jak po trafieniu z karabinów marines, ale wyraźnie odnosili rany.  Na dolnym poziomie rozpętało się ogniste piekło, choć strzelano jedynie z jednego kierunku. Deveraux znów spojrzała przez lunetę, nie widziała już Waltera ani Budzyńskiej, pośród pocisków stał Mrok, nieporuszony, nagle jednak jego twarz rozjaśniło coś na kształt uśmiechu. Uniósł dłoń i pokiwał zachęcająco, jakby przywołując atakujących, następnie wszedł do środka swego pojazdu. Wówczas Deveraux usłyszała nowy dźwięk.

Od strony Nowego Światu w ślad za szturmującymi oddziałami specnazu, liczących już kilkadziesiąt żołnierzy wjechał powoli czarny pociąg, kanciasty i silnie opancerzony. Na jego przedzie znajdowało się jakieś urządzenie, które stanowiło skrzyżowanie kołowrotu, łańcuchów i jakiegoś urządzenia. Vasquez po chwili zorientowała się, że dzięki temu przed pojazdem można było ułożyć szyny, przeznaczenia innych części nie była się w stanie domyślić, z przodu znajdował się taran, który zapewne zniszczył barykadę. Jasne było dla niej co potrafią karabiny zamontowane z przodu i po bokach pancernej lokomotywy, o kalibrze jaki posiadały pojazdy lotnicze. Przednie działka plunęły ogniem. Pojazd Światły zdawał sobie nic z nich nie robić i właśnie odjeżdżał wspinając się na górną estakadę w kierunku Unii Lubelskiej, powoli przyśpieszając.

Kowalski usiłował oszacować ich możliwości i wychodziło mu, że są żadne. Na dolnym poziomie znajdowało się kilkudziesięciu specnazowców, a ich liczba cały czas wzrastała. On w zasadzie nie posiadał już amunicji, a za plecami miał skrytych na galerii cywili, nawet jeśli kilku było uzbrojonych nie zmieniało to zasadniczo niczego, bowiem starcia tego nie mogli wygrać. Nie miał także już najmniejszej szansy powstrzymania Światły.

Ktoś jednak uważał najwyraźniej inaczej, bo z wysadzonego tunelu od strony Napoleona wyskoczył nagle jakiś kształt. Nim Weyland zdążył zareagować wyminął ich i przeskoczył przez platoformę, pędząc niczym zwierzę na czterech łapach. Kowalski nie był w stanie uwierzyć, że widzi Łowcę, jednak nie pozostawało to żadnej wątpliwości, choć tamten teoretycznie nie mógł poruszać się w ten sposób. Łowca skacząc na barierkę wybił się z niej i spadł na dach przyśpieszającego pociągu, a kule zdawały się go nie imać. Przywarł do dachu, gdy pojazd Światły wjeżdżał na górną estakadę.

Na dole przestawiono zwrotnicę, a pancerny pociąg znowu ruszył wjeżdżając na tor, którym przed chwilą jechał Światło. Przed nim biegło kilkunastu żołnierzy w pancerzach, niektórzy najwyraźniej sprawdzali czy na torowisku nie ma żadnych min, inni strzelali w ślad za srebrnym pociągiem, aż ten wjechał na górny poziom. Czarny pociąg wtaczał się za nim powoli, był dużo dłuższy i masywniejszy, kanciasty i otoczony wieloma pancerzami. Na bokach prócz działek znajdowały się nisze, w których kryli się strzelcy. Wzdłuż pociągu biegli specnazowcy.

Strzały znowu rozbrzmiały z tunelu, którym przybyli. Dochodziła stamtąd ciężka kanonada, najwyraźniej wdano się z kimś w bój. Kowalski domniemywał, że to Kolektyw, bowiem słyszał tylko i wyłącznie dźwięk jednego rodzaju karabinów. Sam miał jednak teraz inne problemy, bowiem specnaz przypomniał sobie o ich obecności, z uwagi na konieczność osłonięcia czarnego pociągu. Z dolnego poziomu zza osłon otwarto do nich ogień, który rykoszetował o bariery. Zorientował się co się święci i zaczął dawać znaki, aby wszyscy wycofali się jak najdalej, nim tamci zaczną w ich stronę wytrzeliwać granaty, bowiem nie mieli najmniejszej szansy ich powstrzymać.

Tymczasem pociąg Światły wjechał w tunel na górnym torze i zniknął w tunelu w stronę Unii Lubelskiej.

Zawiedli.

USS "Von Braun" >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz