środa, 12 lipca 2023

Ciemna Symetria: Stacja Zwycięstwa (VII)

- Zbyt łatwo daliście się zaskoczyć, niezbyt to chwalebne dla marines – stwierdził Sokoliński.

- Nie spodziewaliśmy się, że ktoś wbije nam nóż w plecy – odparł Kowalski. Nie odwracał się, wpatrując w ciemność tunelu nieopodal, zastanawiając się z której strony kryją się spadochroniarze. Jednocześnie ręką skrytą za plecami przekazywał znaki.

- Tunel, którym przyszliście – poinformował go w słuchawce głos Deveraux. - Co najmniej dwóch. Nie mam czystego strzału.

- Usiłujesz grać na czas, sierżancie? - zapytał Sokoliński.

- To ty zacząłeś tę rozmowę – odparł Kowalski.

- Rozmawiamy, bo nie wszystko jest dla mnie oczywiste – odpowiedział pułkownik. Nie dane było jednak Kowalskiemu dowiedzieć się jaka, bowiem gdzieś z tyłu rozległy się przytłumione eksplozje.

- Sytuacja zdaje się wymykać spod kontroli – powiedział po dłuższej chwili Sokoliński.

- Masz z tym coś wspólnego? - zapytał Kowalski.

- Chciałbym powiedzieć, że wziąłem was w dwa ognie, ale niestety nie.

- W takim razie nie zastrzel mnie, kiedy będę to sprawdzał – rzucił i zaczął się podnosić.

- Kowalski, potrzebujemy tej stacji – usłyszał Sokolińskiego. - Utrzymaj ją, udzielimy ci wsparcia.

- Uważajcie, żeby nie trafiła was zabłąkana kula – poradził sierżant, po czym biegiem ruszył w stronę, z której dobiegły go eksplozje. Po drodze wydawał rozkazy. Zorientował się, że dźwięk dochodził z północnego tunelu, prowadzącego wprost na pozycje w stronę stacji oznaczonej na jego mapie jako Plac Teatralny. Jeśli dobrze zapamiętał mapę tuneli, nie było innego sposobu by dotrzeć do tego miejsca, niż zataczając łuk pod ziemią, daleko poprzez stacje leżące na północy. Co rzeczywiście wykluczało podstęp ze strony SBS, choć przez chwilę zastanawiał się, czy nie jest to możliwe. Biegł przez peron roztrącając ślady ogniska, a ludzie zeskakiwali na torowisko, kryjąc się za załomami. Rozległa się kolejna dźwięk ewidentnie będący odległą detonacją ładunków wybuchowych. Wykrzyczał rozkazy i ujrzał jak Jackson i Evergreen zajmują pozycje u wylotu tunelu, nieopodal prowizorycznej barykady, przygotowanej przez miejscowych. Pozycjometr pokazywał, iż od Placu Teatralnego dzieli ich ledwie ćwierć mili. Odległość, którą wróg przemierzy w mgnieniu oka. Wskazania falowały nie dając jasnego odczytu. Vasquez już była obok, pozbawiona większości swych elektronicznych zabawek, odczytywała informacje z niewielkiego ekraniku.

- Mów mi co się dzieje – polecił.

- Ktoś wpakował się na nasze miny – poinformowała. Chwilę wcześniej Jacko wrócił ze stacji, gdzie prowizorycznie zaminował peron, zgodnie z rozkazem nie wkraczając na samą platformę stacji.

- Słyszę, powiesz mi coś więcej? - zirytował się.

- Nie uruchomili czujników powierzchniowych – odparła. - Powiedziałabym, że to cie… poprawka, idą po suficie i ścianach. Mam zakłócenia grawitacji, czujniki głupieją. To Kolektyw!

- Dobra. Do wszystkich, będziemy mieli gości – poinformował. Powinniśmy być im wdzięczni, że nie otwierają przejścia bezpośrednio na nasze pozycje. A Sokolińskiemu, że nie wyłączył nam całej sieci. - To maoiści! - krzyknął na użytek Dowgiłły, który ściągnął właśnie szóstkę swych ludzi i zajmował wraz z nimi pozycje strzeleckie. Kowalski ogarnął wzrokiem całość wyjścia z tunelu. Barykada broniona przez hardimany, brak przenośnych działek, do tego wyjścia z pozostałych tuneli skąd może uderzyć wróg, gdzie muszą pozostawić kogoś w odwodzie. Na szczęście Dowgiłło znał się na swej robocie, podobnie jak on pozostawiając część ludzi na straży pozostałych wyjść. Bo apasze pędzili w ich stronę wszyscy, jakby szczęśliwi, że oczekiwanie się skończyło, porzuciwszy poprzednie pozycje rwali się do walki. Trzeba uważać na ich strzały, stwierdził, niekarni i niewyszkoleni otworzą ogień jako pierwsi i nie wiadomo w co trafią. Stając się tym samym mięsem armatnim.

- SBS wchodzi na stację  – poinformowała Deveraux. - Mogę zdjąć Sokolińskiego.

To pieprzone miejsce było nie do obrony, stwierdził.

- Jeśli chcecie pomóc, to pilnujcie nam pleców – rzucił na częstotliwości, na której wywołał go uprzednio pułkownik. - Nie pchaj się do przodu, miejscowi mogą się zdenerwować – nie było jednak odpowiedzi.

- Dużo ich – powiedziała Vasquez. - Czujniki ruchu i masy wariują.

- Ile?

- Pamiętasz co działo się na górze?

A zatem przeciwnik w nieskończonej liczbie wreszcie nadszedł. Przymknął na chwilę oczy. Zatem tu będzie ostatni bastion.

- Przygotuj się Dziwka – polecił Deveraux. - Musicie zacząć się wycofywać – zaczął mówić do Haki, gdy uświadomił sobie bezsens tych słów. Nie mają się gdzie cofnąć, czekają na nich cienie. Mrok nie pozwoli im przejść. Nim skonczył zdanie z tunelu dobiegły strzały. - Co się dzieje? - zapytał Vasquez, ta jednak posłała mu gniewne spojrzenie. Bez dronów, mogła jedynie bazować na odczytach czujników na pozycjometrze, które skanowały otoczenie, nie były jednak w stanie podać jej zwykłych informacji.

- Ciężki kaliber. I kałasze – z pomocą przyszedł mu Dowgiłło. - RKM, teraz granatomiot… to specnaz – jego żołnierze zaczęli szeptać między sobą, a on skinął głową. - Dlatego to tak długo trwało. Zajmowali Kordon, wzięli Wileniak, atakują linią wojenną… Związek walczy z Kolektywem!

Albo to Kolektyw ze Związkiem, nie miało to jednak znaczenia, liczył się jedynie końcowy rezultat.

- Przestali nadchodzić – poinformowała go Vasquez. - Nie minęli linii czujek na granicy stacji. Zdaje się, że walczą… na całego – jakby na powierdzenie jej słów wszystko nagle zadrżało, gdy z daleka nadszedł dźwięk potężnej eksplozji.

- Przeciwpancerny – rzucił jeden z żołnierzy Dowgiłły.

- Tunel ze Wschodniego. Druga linia – powiedzieli praktycznie jednocześnie Kowalski i Dowgiłło. Skoro Kolektyw uderzył i natknął się na specnaz, za chwilę nadejdzie drugi atak. Armia Czerwona ruchem wyprzedzającym rzuci siły by zająć Stację Zwycięstwa. A oni się tu nie obronią. Z tą myślą odwrócił się, by dostrzec zmierzającego w jego stronę szybkim krokiem Sokolińskiego, a obok niego kilku spadochroniarzy. Za nim szedł Baumann.

- Problemy? - zapytał pułkownik, zatrzymując swych ludzi. Piątka strzelców wycelowała swe karabiny, gdy szedł do przodu.

- Tylko jeśli je przynieśliście – Haka już szła w jego stronę, a Sokoliński przyjrzał się jej z zainteresowaniem.

- Miejscowe siły… powstańcze – przedstawił ją Kowalski.

- Pułkownik Janusz Sokoliński, Samodzielna Brygada Spadochronowa – nie pozostał dłużny pułkownik i zasalutował.

- Towarzysz sierżant Jewgienij Dowgiłło, Dziewiąta Kompania Drugiej Armii Wojska Polskiego – po czym przytknął palce do swej głowy dowódca sił LKPRR. Nagle obaj stanęli wpatrując się w siebie jakby zdziwieni. Do Kowalskiego dotarło co się właśnie stało. Obaj oddali sobie honor w identyczny sposób, zupełnie inny niż reszta wojsk Sojuszu i Związku. Dwoma palcami, a nie całą ręką.

- Który dowodził ostrzałem artyleryjskim i z którym walczyliśmy o Fort Alamo – uzupełnił więc jedynie. Sokoliński nie drgnął, lecz zmierzył podchodzącego czujnym spojrzeniem. Stali na wprost siebie, a w tle słychać było wybuchy.

- Straciłem kilku ludzi – powiedział wreszcie. - I przyjaciół.

- A ja wielu żołnierzy – odparł Dowgiłło. - I towarzyszy broni.

- Skoro jeszcze do siebie nie strzelacie, to może pocze… - zaczął Kowalski, lecz Sokoliński przerwał mu wskazując w jego stronę palcem.

- A teraz do kogo będziecie strzelać? - zapytał. - Poczekacie aż przebiją się tu wasi rosyjscy towarzysze i pomożecie im w walce?

- Będziemy bronić tego miasta i jego mieszkańców – odparł Dowgiłło spokojnie. - Jesteśmy polskim wojskiem.

- To my jesteśmy polskim wojskiem! - zaperzył się Sokoliński.

- Więc iddźcie sobie na górę do pieprzonych Polaków! - przerwała im gniewnie Haka. - I zgińcie razem z nimi! Zaraz będą tu…

- Na razie zajęli się sobą – powiedział uspokajająco Kowalski, spoglądając na odczyty pozycjometru. Czujniki w tunelu prowadzącym do Dworca Wschodniego wciąż milczały. - Ale ma rację. Nie mamy czasu. Co zamierzasz, Janusz? - zapytał pułkownika. - Po co tu przyszedłeś?

- Dupa z ciebie a nie konspirator, Ted – powiedział Sokoliński. - Zapomniałeś w tym swoim Iowa o wieloletniej tradycji, ukrywania swych posunięć i trzymania ich w tajemnicy. Myślałeś, że nikt nie zauważy, ze zabierasz ze sobą swój oddział?

- Ty zauważyłeś. I przyprowadziłeś ze sobą swój oddział – Kowalski spojrzał na nachmurzonego jak zwykle Gmurczyka i jego towarzyszy, z pomalowanymi na czarno twarzami i ledwie widocznymi białkami oczu. Tyle nas pozostało, uświadomił sobie, garstka z korpusu ekspedycyjnego, który dobę temu przybył do Warszawy. Ile razem, piętnaście, szesnaście osób? - W jakim celu? - ponowił pytanie.

- Mam utrzymać tę stację – odpowiedział Sokoliński.

- Widzisz, że to niemożliwe.

- Widzę. Ale jeśli tego nie zrobię… bomba wybuchnie w tym miejscu – wyjaśnił. - A wolałbym móc dostarczyć ją bezpośrednio na drugą stronę Wisły.

- Grieve dał na to zgodę? - zapytał Kowalski.

- To jedyna taktycznie słuszna decyzja – odparł wymijająco pułkownik. - Sam potwierdziłeś nam obecność Berii.

- Nie wiadomo, czy ładunek zadziała.

- Światło tak mówi.

- Wiesz co się stanie z tunelami, jeśli dojdzie tu do eksplozji? - zapytał Kowalski. - Nawet pół kilotony zapali te tunele i wszystkich, którzy się tu znajdują.

- Konwent zamierza podnieść zasłony termiczne – odpowiedział Sokoliński. - Oddzielają nas od drugiego brzegu. Od Dworca Wschodniego. Poślemy tam pociąg z zapalnikiem czasowym. Nasze drony zbombardują wejście do…

- Jakie zasłony? - zapytała z niedowierzaniem Haka.

- Mieliście tu przegrody zamykające tunele, mające je ochronić gdyby uderzenie atomowe dotarło do pierwszych stacji – wyjaśnił Sokoliński.

- To co mieliśmy to zwykłe wrota – prychnęła. - I już ich nie ma. Były wyłamane przez Konwent, gdy atakował Kordon. Nie dali rady przejść z Wileniaka, przedostali się za Karową. Tych wrót nie ma, przedostaliśmy się tym tunelem tutaj, gdy uciekaliśmy ze Wschodniego!

- Nie ma wrót? - Sokoliński zmrużył oczy. - Ktoś może to potwierdzić?

- Idź sobie potwierdź – pokręciła głową pokazując  w kierunku, z którego dobiegały eksplozje. - Konwent wam to powiedział?

- Wrót niet – dodał nagle Łowca. - Tam miny.

- Jakie miny? - zaciekawił się Dowgiłło.

- Tunel zaminowany, wpieriod – odparł tamten. - Kiedy zona powstała, kiedy ja był jeszcze… - pokręcił głową. - Miny są, ja ich nie odpalił, nie zdążył. Ja był uże i sprawdzał. Mrok wołał, ale ja uszedł.

- Rozumiesz coś z tego? - zapytał Kowalski.

- Prawie wszystko – mruknął Dowgiłło.

- Wasz człowiek… nie wydaje się wiarygodny – stwierdził Sokoliński. Wybuch rozległ się nieco bliżej, a Kowalski rzucił okiem na pozycjometr, jednak czujniki w tunelu wciąż milczały. Mimo to jasne było, że na Teatralnym trwa zaciekła walka, a na krańcu peronu, w ciemności widoczne były rozbłyski odległych strzałów.

- Mrok jest dla ciebie wiarygodny? - zapytał pułkownika.

- Powiedz mi… - zaczął Sokoliński. - Te nieśmiertelniki, które mi oddałeś… nosiły cienie?

- Twoi spadochroniarze – potwierdziła Deveraux. - Ale nie byli już ludźmi. Zmienił ich. Nie powiedział o tym?

- Przyznał się do walki z nami – przyznał pułkownik. – Ale nie do zmiany ich w…

- Podobno zmieniają tych, którzy tego chcą – wyjaśniła Deveraux. - Ci, którzy się opierają… wracają z martwych jako cienie. Ale nie służą mu długo. Szybko się… ważne, że nie ma w tym ich woli.

- Rozumiem, co czujecie pułkowniku – powiedział Dowgiłło. - Właśnie zmienia moich ludzi… tych, którzy ocaleli z bitwy między nami. A ja nic nie mogę uczynić.

- Ale ja mogę – powiedział w zadumie Sokoliński. - Kowalski, zbieraj wszystkich tych ludzi.

- Pułkowniku?

- Otrzymałem swoje rozkazy – powiedział powoli Sokoliński. - Jestem gotów je wykonać, nawet jeśli mi się nie podobają, ale na pewne rzeczy… nie mogę pozwolić. Może i oczarował generała Rowickiego, ale my jesteśmy tu dłużej. Z pewnymi rzeczami zwykły żołnierz, którym jestem, nie może się zgodzić.

- Co ty do cholery mówisz? - zapytał Kowalski.

- Właśnie to, co słyszysz. Coraz bardziej sypie się ta jego opowieść, nie wątpię, że chce pokonać Berię, lecz pragnie uczynić to naszymi rękami. A cena jaką zapłacimy za to wszystko – pułkownik westchnął. - Najgorsze jest to, że ma rację. Nagrodą będzie Polska, wolna i potężna, podniesie się z kolan i stanie się mocarstwem. Krajem zwycięskiego Mroku. Lecz wiesz co, Kowalski? Ja nie chcę takiej Polski. Bo ja nie zapłacę tej ceny. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor.

- Czy ty wiesz co ty właśnie mówisz? - zapytał Kowalski. - Jesteś o krok od zwycięstwa i...

- Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy tego nie powiedzieli – odparł dumnie Sokoliński. - Nie bylibyśmy Polakami, prawda Gmurczyk?

- Tak jest, panie pułkowniku.

- Powiem ci co dalej Kowalski – zaczął Sokoliński. - Nie będę walczył przeciw swoim, ale nie będę także stał razem z nimi z Mrokiem. Niech pani zbiera swoich ludzi – zwrócił się do Haki. - Ruszamy stąd wszyscy.

- Dokąd?

- Na razie na następną stację. A jeżeli Konwent postanowi wam coś uczynić, będzie musiał zaatakować nas. A skoro nas zaatakuje… - jego oczy błysnęły. - Światło dowie się, ile kosztują jego czyny i kłamstwa. - spojrzał na Dowgiłłę. - Zabieramy tych ludzi. Jeśli chcecie wrócić do swoich, nie będę wam przeszkadzał.

- Jesteśmy wśród swoich.

- My również. Nie patrz tak na mnie Kowalski – powiedział pułkownik. - Myślisz, że przez ostatnie godziny nie widziałem co się tutaj dzieje? Jak ci wszyscy ludzie żyją w lęku? Jak proszą nas szeptem o pomoc? Jaką nadzieję wzbudza w nich białoczerwona flaga na naszych mundurach, choć dziwią się, że orzeł nie ma gwiazdy a koronę? Walter miał wtedy rację, my i oni… my wszyscy jesteśmy… tym samym. Nawet gdy stoimy tu razem, podzieleni.

- Razem, podzieleni – podchwycił Dowgiłło. - Rozumiem. Ocalimy… nas.

- Nie wiem czy nie popełniam błędu – Sokoliński spojrzał na niego dziwnie. - Ale mogę liczyć, że nie strzelicie nam w plecy?

- Tak. Ale nie będziemy zbyt przydatni w walce z Konwentem – odrzekł sierżant. - Nasza broń nie działa na cienie. Choć, może jest nadal skuteczna przeciw tworom i maoistom.

- Walter – przypomniała Deveraux.

- Nie wiemy co jest na Nowym Świecie – stwierdził Kowalski. - Wiemy co nas czeka na Napoleona. Przykro mi.

- Jeżeli bawicie się znowu siecią to przestańcie – rzuciła do nich Vasquez. - Skoro generał kazał nas odciąć…

- To nie Grieve. To Rowicki – wyjaśnił Sokoliński.

- Rowicki? - zapytał zdziwiony Kowalski.

- Nieistotne kto, ważne że ktoś wyłączył wszystko – powiedziala Vasquez. - Właśnie przestało działać. Jest tylko nasza lokalna sieć i na razie się nie podniosła. Zupełnie jakby matematyki Sojuszu w ogóle nie było.

Orbita Ziemi >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz