wtorek, 18 sierpnia 2015

Siedemew

Wczoraj wieczorem postanowiłem zajrzeć do telewizji, bo miał wystąpić jeden mój kolega. Telewizora w domu nie posiadam, telewizja mnie potwornie nudzi, nie jestem w stanie śledzić nawet programów na kanałach Discovery i National Geographic, gdzie kojący głos Krystyny Czubówny opowiada o okropieństwach dzikiej przyrody. Jedynie moje dzieci czasem oglądają w CN Ninjago i Rebeliantów na Disneyu. Mi jak zwykle nie było dane obejrzenie czegokolwiek, bo we wsi wyłączyli prąd. W ten sposób zyskałem godzinę na rozmyślaniach o zagładzie cywilizacji. W zasadzie nie trzeba nikogo przekonywać, że w obecnych czasach długotrwały brak prądu przyczyni się do śmierci 60 - 70% mieszkańców kraju takiego jak Polska, korzystającego z dobrodziejstw cywilizacji hi-tec. Problemem nie będzie tu brak ładowania dla komórek czy tabletów, lecz prozaicznie trudności w rodzaju nie działających kas fiskalnych, lodówek, na przemyśle kończąc. Chaos spotęguje brak dostępu do informacji. Welcome to the postapo. Scenariusz taki zdaje się opisuje książka "Blackout", której nie czytałem. Za to w moje ręce wpadły ostatnio dwie książki opisujące zagładę Ziemi, przy której wojna atomowa czy przewrócone linie wysokiego napięcia to kaszka z mleczkiem.
Jedna z nich to "Nemesis Game" Jamesa S. A. Coreya, piąty tom cyklu Ekspansja, który zdaje się nie przyjął się w Polsce, bo Fabryka Słów w bólach wydała jedynie pierwszy tom. Szkoda, bo to bardzo dobra space opera, gdzie ukrywający się pod tym pseudonimem autorzy opisują czas diaspory i opuszczenia przez ludzkość Układu Słonecznego. Może sytuacja zmieni się  w przyszłym roku, bo na grudzień zapowiedziano serial w Sy-Fy, choć zdaje się w Polsce więcej zwolenników mają tunele metra i zombie niż "Battlestar Galactica". Druga książka o zagładzie jest dużo ciekawsza, bo zaczyna się w obecnych czasach, to "Seveneves" Neala Stephensona, którą zapewne tłumaczy już niestrudzony Wojciech M. Próchniewicz dla wydawnictwa Mag. Ponieważ nie piszę recenzji, w tym miejscu uprzedzam przed dalszym czytaniem, tych którzy planują lekturę tej książki, bowiem poniżej w ramach wrażeń uczynię jeden olbrzymi spoiler.
Neal Stephenson pisze książki bardzo grube, na dokładkę czyni to ręcznie, każda w zasadzie ma inny i niepowtarzalny styl i pozostawia olbrzymie wrażenie. To człowiek, który użył po raz pierwszy terminu Avatar, pisząc cyberpunkową "Zamieć", skąd następnie przeszedł on do świata wirtualnego. Swego czasu popełnił także najlepszą chyba powieść o światach alternatywnych i fizyce kwantowej, wydaną w Polsce pod tytułem "Peanatema". Wreszcie z cyklu barokowego dowiedzieć się można, iż internet narodził się w XVIII wieku, zresztą jak mówi sam autor to książka S-F dziejąca się w przeszłości. Najnowsza jednak powieść wprawiła mnie w konsternację i przyznam, że mam z nią spory problem. Początkowo nie wiedziałem nawet jak przełożyć tytułowy palindrom "Seveneves", z biegiem czasu okazuje się, że to tak naprawdę "Seven Eves". Ale po kolei.
Na pierwszej stronie zagładzie ulega księżyc, wybuchając od środka i rozpadając się na szereg fragmentów o różnej wielkości. Szybko okazuje się, że w ciągu dwóch lat wejdą one w atmosferę, powodując "biały deszcz", gdy miliony odłamków płonąc w atmosferze zaczną uderzać w Ziemię powodując jej całkowitą sterylizację na kolejne 5000 lat. Opracowany zostaje plan ratunkowy dla przedstawicieli poszczególnych krajów wybranych w losowaniach, bazujący na wystrzeleniu szeregu modułów wirujących wokół ISS. Tu kończy się część pierwsza, chyba najnudniejsza, część druga przynosi nam opowieść o zniszczeniu Ziemi. Ginie ona na oczach uciekinierów w kosmos, gdzie jak zwykle bywa dochodzą do głosu różne racje i przeciwstawne opinie, tworzą się grupy i koterie, gdy okazuje się, że kilku osobom udało się uciec z Ziemi choć nie mieli do tego prawa. Wkrótce wybuchają walki, dochodzi do kanibalizmu i pojawia się niewolnictwo, plan ucieczki na Marsa nie wypala. Przyznam, że to najciekawsza część, włącznie z fragmentem gdy prezydent USA wskutek umieszczenia w języku metalowego bolca zostaje ukarana za swe polityczne wypowiedzi. Jednak autor pisze oszczędnie, bo jego celem nie jest opisanie społeczeństwa czasów upadku, po 3/5 książki i 500 stronach docieramy do punktu, w którym dowiadujemy się o czym jest powieść. Na ISS w 5 lat po wybuchu księżyca z ludzkości pozostaje jedynie 8 kobiet, z których 7 decyduje się na partenogenezę by na nowo odbudować ludzkość, bowiem podczas walk zostaje utracone archiwum DNA ludzkości. Sprawia, to że Siedem Ew tworzy siedem całkowicie odrębnych genetycznie ras ludzkich, z których każda posiada inne cechy (nie tylko fizyczne). I w ten sposób zaczyna się część trzecia, minęło 5000 lat, ludzkość zasiedla wnętrze największego fragmentu księżyca, spiralę w jaką zmieniło się ISS a Dinanie, Julianie, Moiranie, Aidanie, Kamici, Iwianie i Teklanie (nazwani tak od imion swych założycielek) toczą ze sobą wojny i tworzą sojusze, biorące swój początek w czasach sprzed 5000 lat. Między Czerwonymi i Niebieskimi trwa zimna wojna. Powoli powracają na terraformowaną na nowo Ziemię, choć różni się ona do tej którą poznaliśmy, gdzie niespodziewanie odkrywają, że ludzkość zdołała przetrwać, choć ukryta z dala od powierzchni przez ten okres zmieniła się nie do poznania.
Przyznam, że mam problem z tą książką, bo o ile wizja całości jest niesamowita, włącznie z częścią dziejącą się w przyszłości, gdzie wahadłowe podniebne pociągi łączą habitaty z powierzchnią oraz opisem siedmiu ludzkich ras, książka nie porywa. Zapewne wpływ ma na to jej konstrukcja, gdzie 3/5 służy zawiązaniu właściwej akcji, co powoduje również, iż autor pobieżnie relacjonuje wydarzenia na ISS, uwypuklając wątki w postaci przejęcia meteorytu zawierającego wodę. Zagadka zagłady księżyca nie zostaje niestety wyjaśniona, ani nawet nie jest podjęta przez żadnego z bohaterów książki. Jednak całość sprawia, że warto książkę przeczytać, bo w 2015 roku zapewne lepszego utworu ze stricte rozumianego science fiction nie będzie.
Brak prądu i apokalipsa zombie są niczym w obliczu katastrof w makroskali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz