Na zaprzyjaźnionym forum trochę
dostało mi się za tekst o rebrandingu, za uproszczone stwierdzenie, iż
tworzenie alternatywnej linii czasowej jest wytrychem, bez zbędnych trudności
załatwiającej temat remake w świecie komiksowym. Zdanie podtrzymuję, to co
rozpoczął w roku 1986 Kryzys na nieskończonych ziemiach w DC, kontynuują
kolejne wydarzenia w rodzaju "Infinite Crisis", "Flashpoint"
a w Marvelu od dekady kolejne crossovery to także zmiany alternatywnej
rzeczywistości - "House of M", "Age of Ultron" i obecne
"Secret Wars". Rzeczywiście nie można jednak wrzucać wszystkich
scenariuszy do jednego worka, niektóre pomysły alternatywnych linii czasowych zostały
rozegrane dość udanie i weszły już do klasyki. Poniżej kilka przykładów
historii, które nie były próbą zmiany status quo, a opowieścią samą w sobie.
Jako były redaktor serwisu obecnie znanego jako marvelcomics.pl skupię się na
komiksach Marvela, które znam nieco lepiej.
"Days of the Future
Past" to klasyczna i trącąca już myszką historia z przełomu lat
siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, która swego czasu wstrząsnęła komiksami o
X-Men realizując okładkową zapowiedź, iż w tym numerze wszyscy zginą. Zeszyty
141 i 142 opowiedziały o alternatywnej przyszłości, gdzie mutanci ścigani są
poprzez postapokaliptyczną rzeczywistość, wysyłając w przeszłość Rachel
Summers, by nie dopuściła do wydarzeń jakie spowodowały narodziny robotów
zwanych Sentinelami. Komiks ten miał swoje reperkusje w kolejnych latach, o
jego wadze i nośności świadczy fakt, iż ostatni film kinowy o X-Men był jego
adaptacją, którą jakiś domorosły polski tłumacz przetłumaczył jako
"Przyszłość która nadejdzie", choć "Dni przyszłej
przeszłości" są tytułem znakomitym. Obecnie opowieść ta po ponad 30 latach
trąci już myszką, ale w swoim czasie była jednym z najlepszych dokonań tandemu
Claremont - Byrne.
"Crossover" to historia
jaka rozegrała się dekadę temu na łamach Ultimate Fantastic Four, wychodząc
spod ręki Marka Millara. Opowieść została zapowiedziana jako pierwsze spotkanie
liniii Ultimate (czyli przedstawiającej odmłodzoną wersję bohaterów Marvela) z
inną rzeczywistością, na okładce Reed Richards spoglądał na swą dorosłą wersję
z normalnego świata. Wszyscy byli przekonani, że po raz pierwszy dwie linie
komiksów ze sobą się spotkają. Zapowiedź i reklama została wykonana
perfekcyjnie, aż do ostatniej strony czytelnik czekał na spotkanie dwóch
Reedów, tymczasem na niej Ultimate Mr Fantastic trafiał do zniszczonego świata,
w którym wybuchła epidemia zombie. Co gorsza zmienili się w nich również
wszyscy z bohaterów. Koncepcja zombie w trykotach przyćmiła wszystko, okazała
się nośna i świetna, a wkrótce ich historię opisał Robert Kirkman, jako
największy znawca Żywych Trupów. Marvel Zombies w rozmaitych inkarnacjach
powracają po dziś dzień, a drużyna Zombie Avengers poluje na świeże mięsko.
Skoro jesteśmy już przy Marku
Millarze, w tamtym okresie wziął się także za odnowienie Fantastic Four. Jego historia ciągnąca się przez kilkanaście
numerów zebrała wreszcie żniwo w postaci opowieści o Marquise of Death, który
niszczył alternatywne wszechświaty, dla samej przyjemności. W historii tej
okazało się, że wróg łączy się z miniserią Millara pod tytułem
"1985". A tę historię warto już przeczytać, bo jest opowieścią o
chłopcu, który wychowuje się w naszej rzeczywistości, usiłując zmierzyć się z
rozwodem swych rodziców ucieka w świat komiksów i trwających właśnie
"Secret Wars" Marvela. Niespodziewanie odkrywa, iż do naszego świata
przedostały się postacie z Uniwersum Marvela planując go zniszczyć. Przez długi
czas nie wiemy czy nie jest to wytwór wyobraźni chłopca, wreszcie gdy odnajduje
portal prowadzący do Marvelowej rzeczywistości udaje się po posiłki. Pada tam
jeden z moich ulubionych tekstów autorstwa Millara, gdy chłopiec prosi o pomoc
Avengers, Edwin Jarwis oświadcza, iż "równoległe rzeczywistości leżą w
jursydykcji Fantastic Four".
Oczywiście to jedynie krótki
przegląd, bo w Marvelu mieliśmy wiele innych historii, a nawet całą serię
"Exiles" opowiadającą o wędrówce przez równoległe rzeczywistości
komiksowe, na zasadzie podobnej do serialu "Quantum Leap" czy
"Sliders". Wspomnę jeszcze, że choć bardzo lubię komiksy Millara,
zderzenie komiksowej rzeczywistości z naszą dużo lepiej przedstawili Grant
Morrison i Keith Giffen w "Authority". Ale o tym innym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz