Może
nie tylko ja znam ten klasyczny skecz Monty Pythona, w którym John
Cleese porusza się sposobem jakiego nie zdołam opisać, korzystając
ze swych długaśnych nóg, następnie jako urzędnik Ministerstwa o
powyższej nazwie podejmuje petenta pragnącego otrzymać stypendium
na rozwój swoje głupiego kroku. Skecz skojarzył mi się z tytułem
komiksu jaki wpadł mi właśnie w ręce - „Ministry of Space”,
opowiadającego o podboju Układu Słonecznego przez Wielką Brytanię
w alternatywnej rzeczywistości.
Za
scenariusz odpowiada Warren Ellis, który lubuje się w
alternatywnych kwantowych światach, o jego mechanikach eterycznych
już kiedyś pisałem. „Ministerstwa Kosmosu” wcześniej nie
znałem, choć nie jest to jego najlepsze dzieło, bo brak tu
rozwiniętej mechaniki fabularnej. Nie trzeba się zresztą wczytywać
we wstęp Marka Millara by zorientować się, że komiks jest
swoistym hołdem złożonym dla opowieści na której wychowali się
Brytyjczycy po wojnie – komiksach o kapitanie Danie Dare, pilocie
RAF walczącym w kosmosie z obcym Mekonem. Komiks taki publikowano w
latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, a dzielny kapitan w
swej kurtce pilota i czapce z daszkiem bronił Ziemi. Moja znajomość
z nim sprowadza się wyłącznie do gry komputerowej o tym tytule,
wydanej pod koniec lat osiemdziesiątych, w którą zagrywaliśmy się
na osiedlu. Czytając „Ministry of Space” niektóre odwołania
stały się dla mnie jednak czytelne mimo nieznajomości oryginału,
choćby fakt, iż główny bohater John Dashwood lecąc jako pierwszy
Anglik w kosmos oświadcza, że uczyni to jak przystoi pilotowi, w
kurtce lotnika, a nie w jakimś skafandrze.
Mimo,
iż nie jest to najlepsze dzieło Ellisa czyta się je niezwykle
dobrze, nie tylko dzięki realistycznym rysunkom Chrisa Westona.
Scenarzysta lekcję historii opanował dobrze, alternatywna
rzeczywistość bierze swój początek w roku 1945 w Peenemunde,
gdzie docierają wojska USA w ramach operacji „Paperclip”
dokonując ewakuacji niemieckich naukowców, nim wpadną w ręce
Rosjan. Jak niektórzy wiedzą dzięki nim USA w roku 1969 stanęły
na księżycu, czemu wydatnie przyczyniły się eksperymenty na
więźniach podczas wojny sprawdzające ich wpływ na ciśnienie oraz
przede wszystkim rakieta Saturn V, będąca spadkobierczynią
osławionych V1 i V2. W komiksie Amerykanie odkrywają, iż ośrodek
jest pusty, ktoś porwał naukowców i dokumentację, po czym
zostają zbombardowani przez RAF, nim uda im się przekazać
wiadomość dalej. Po tej mistyfikacji mającej na celu ukrycie, kto
ma niemieckich naukowców, John Dashwood przekonuje Churchilla do
powołania Ministerstwa Kosmosu, które da szansę upadającemu
Imperium na powrót do pierwszej ligi. Wkrótce ramię w ramię z
Wehnerem von Braunem (nie wymienionym z nazwiska, ale łatwo
rozpoznawalnym) opracowują rakietę V3. To dopiero początek podboju
przestrzeni, w komiksie na 80 stronach śledzimy kolejne pół wieku,
podczas którego Wielka Brytania wysyła misje na księżyc, zakłada
kolonie na Marsie i opanowuje cały Układ Słoneczny. Gdy kończy
się wiek ze swą tanią elektrycznością i żywnością Imperium
jest przodującą siłą, w świecie, w którym USA po upadku ZSRR i
końcu zimnej wojny zaczyna myśleć o locie w kosmos. Wówczas
wychodzi na jaw sekret brudnej przeszłości początków
Ministerstwa, który pozwala zadać pytania czy warto było płacić
taką cenę. Główny bohater nie ma wątpliwości, uczynił Wielką
Brytanię WIELKĄ, a ostatnie kadry ukazujące Układ Słoneczny i
mieszkających tu ludzi zdają się to potwierdzać. Nawet jeśli
cena jaką zapłacono stawia Anglików na równi z nazistami.
Lecz
rozterki moralne nie są osią akcji. Jest nią alternatywny podbój
kosmosu, ciekawa wizja, którą warto poznać, przedstawiona w
klimacie pionierskich czasów. Gdy ZSRR i USA ścigali się w
atomowych zbrojeniach, Brytyjczycy ukradli im księżyc. Dzięki sir
Johnowi Dashwoodowi, czyli Danowi Dare.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz