wtorek, 25 lipca 2023

Ciemna Symetria: Podziemna Warszawa (XVIII)

 

Gerber otworzył ogień nie dając najmniejszej szansy konwentowym, którzy w liczbie kilkudziesięciu czekali na Stacji, stojąc wzdłuż peronu z karabinami AKMS w rękach. Spoglądali swymi czarnymi nieprzeniknionymi oczami na niewielką przestrzeń stacji Konstytucji, która składała się właściwie jedynie z dwu peronów i torowiska pośrodku. Pilnowali aby nikt nie wydostał się z bocznych korytarzy, prowadzących do podziemnej części mieszkalnej, składającej się z licznych pomieszczeń powstałych przez lata istnienia miasta pod gruzami. Byli uzbrojeni, gotowi do sterroryzowania cywilnej ludności Warszawy i nieudolni, bowiem to nie oni pokonali Kordon, lecz cienie. Ocalali żołnierze Dziewiątej wsparci przez tankistów uzbrojonych w pistolety obserwowali ich z ciemności tunelu prowadzącego z Politechniki, a Gerber przekazał sygnałami polecenia tym, którzy zdobyli już AKMSy. Mimo głodu i zmęczenia żołnierze zajęli pozycję i powoli w ciszy rozłożyli kolby, przestawiając podziałkę celownika na ogień na odległość 300 arszynów. Gerber nie bawił się w wydawanie rozkazów, po prostu otworzył ogień, a pozostali dołączyli, nie dając Konwentowi żadnych szans. Serie skosiły ustawionych w rzędzie na peronie ludzi o ciemnych oczach. Gdy padli ruszył w ich stronę i nieśpiesznie oddawał po strzale w głowę każdemu, który się jeszcze ruszał. Nie zaspokajało to jednak jego pragnienia zemsty.

- Bierzcie broń! – rozkazał. Teraz już wszyscy ocalali powinni być uzbrojeni. Sam rozładował jeden z karabinów by zabrać magazynek.

- Maksym, co dalej? – zapytał Norberciak. To było dobre pytanie, bo Gerber nie miał pojęcia. Zewsząd z tuneli dobiegały odgłosy odległej kanonady, niosącej się echem. Najwyraźniej w całym mieście trwała wymiana ognia i zapewne ona sprawiła, że cienie zniknęły. Mógł się jedynie z tego cieszyć, mieli bowiem szansę, dodatkowo nikt nie zwracał uwagi na kolejne strzały jakie padły na Konstytucji. W perspektywie wiedział jednak po wszystkim co przeszedł w ciągu ostatnich godzin, że jakakolwiek strona by nie wygrała, wszyscy skazani byli na zagładę. Nie było już bezpiecznego miejsca, ani żadnej przyszłości.

- Patrzcie – powiedziała Krywaszewa. Na końcu peronu dostrzegła wyglądających z bocznych pomieszczeń ludzi. Wymierzyli w nich natychmiast broń, lecz po chwili Gerber zorientował się, że ma przed sobą mieszkańców miasta.

- Chodźcie, Dziewiąta przybyła! – zawołał.

- Co robisz? – zapytał Norberciak.

- Niech wyjdą. Jeśli są tam te gnoje z czarnymi oczami wiecie co robić – rozkazał szeptem Gerber. Oddział kilkunastu głodnych żołnierzy się rozproszył. Jednak środki ostrożności były zbędne, bowiem z ciemności po drugiej stronie peronu zaczęli wynurzać się ludzie. Tacy sami jak ci, których już tu widział, pod panowaniem Konwentu, czy na stacji Berii. Wychudzeni, obdarci, wychodzili nie bardzo wiedząc co się stało. Gerber także nie był pewien. Cienie gdzieś zniknęły, a całe metro rozbrzmiewało bliższymi i dalszymi odgłosami kanonady. Nie miał pojęcia kto walczy, ale najwyraźniej Warszawa walczyła, a jego to już nie obchodziło. Żadna ze stron nie była jego stroną, jedynie własna. Przetrwa wszystko. Nie musiał już kryć się z niczym ani obawiać się niczego, skoro miasto poszło do piekła, Beria i Mrok rzucili się sobie do gardeł, obaj równie szaleni. Nie miało znaczenia to wygra, miasto już przegrało, było do wzięcia.

- Chodźcie, chodźcie – zachęcił więc Gerber. Patrzył jak się wynurzają, mężczyźni, kobiety, dzieci, starcy. Patrzył i uśmiechał się zachęcająco. – Są jeszcze jacyś konwentowi?

- Nie – powiedział niepewnie ktoś z tłumu.

- Jesteśmy z Dziewiątej, przyszliśmy was uwolnić! Rządy Konwentu się skończyły! – zawołał. Ludzie nie wiedzieli co powiedzieć, patrzyli na brudnych żołnierzy z niedowierzaniem, gdy wychodzili z tuneli i stawali na peronie. Gerber odwrócił się do nich.

- Bierzemy wszystko – powiedział.

- Co takiego? – nie zrozumiała Krywaszewa.

- Czego nie pojmujesz? – zirytował się. – Nic już nie pozostało, nie ma powrotu do wojska, bo byliśmy w mroku. Czekają nas badania, a uwierz mi widziałem szaleńca, który tym się zajmuje, będzie nas kroił żywcem na kawałki. W tunelach jest Konwent, są imperialiści. Skoro nie ma powrotu bierzemy co możemy i staramy się przetrwać.

- Co bierzemy? – zapytał zdziwiony Kubica.

- Co tylko chcecie! Zabieramy im prowiant, kobiety, dzieci! – warknął Gerber. – Nic nas tu nie zatrzyma, ale mamy mało czasu! Woda, jedzenie przede wszystkim, potem zastanowimy się gdzie się zaszyć, by przetrwać zawieruchę lub jak się stąd wydostać!

- Maksym, spójrz na nich – zaczął niepewnie Kubica, wskazując rosnącą grupę ludzi, powoli zbliżających się do nich, spoglądających z niedowierzaniem, a być może mającymi w oczach coś więcej. – To są mieszkańcy Warszawy… oni nie mają wiele… - wówczas Gerber uderzył go pięścią w żołądek.

- Dla ciebie lejtnancie Gerber! – krzyknął. – Kurwa, uratowałem ciebie! Narażałem dla was własną dupę, daję wam szanse na przetrwanie! Masz jakieś skrupuły? Teraz, po tych wszystkich latach?

- Powiedzmy, że niewola pozwoliła mi wszystko przemyśleć – wystękał Kubica. Gerber nagle poczuł, że właśnie coś się rozstrzyga, po raz kolejny musiał przypomnieć pozostałym, kto jest ich dowódcą, liderem tego wilczego stada, jakim zawsze byli, nawet gdy nosili mundury. A tym żołnierzom, którzy go jeszcze nie znali, pokazać że mają iść za nim. Popatrzył na Kubicę, po czym chwycił go za kołnierz i przyciągnął.

- To kurwa pozwalam ci to wszystko odmyśleć – powiedział i pchnął go na peron. Kubica zatoczył się do tyłu, lecz nie upadł. Stanął i spojrzał na Gerbera hardo.

- Wiesz co? Pierdol się, są kurwa pewne granice – powiedział. - Nie zrobię tego.

Gerber nie zastanawiał się i nie czekał, nim tamtemu przyjdzie coś więcej do głowy, zza paska wyszarpnął pistolet i strzelił tamtemu prosto w pierś. Huk poniósł się po peronie, a Kubica upadł i usiłował złapać powietrze. Gerber rozejrzał się, podchodzący ludzie zatrzymali się, a jego żołnierze zdawali się być zszokowani, tym co zaszło.

- Ktoś jeszcze, niewdzięczne kurwy? – podniósł głos. – Uratowałem was, ryzykowałem dla was, wróciłem po was, a wy się buntujecie? Wszystko co robimy, ma tylko jeden cel. Przetrwanie! Ktoś nie chce ocaleć? – spoglądał w twarze Krywaszewej, Norberciaka i Dżygita, oraz pozostałych, których nazwisk nie znał. Przez myśl przemknęło mu, że choć byli w niewoli u Mroka, nie ujrzeli szaleństwa Berii i jego kohort, nie wiedzieli, że poświęcił Dziewiątą, a także wszystko inne. Pora im to uświadomić. Wówczas jednak od strony Unii Lubelskiej rozległa się kanonada pocisków. Mimo oddalenia, hałas zwielokrotniło echo ciasnego tunelu, przynosząc ze sobą dźwięk broni, do której nie byli przyzwyczajeni.

- Imperialiści – ocknął się Norberciak.

- Są w Warszawie – powiedział Maksym. – Zapomnij, że ktoś nam pomoże. Nie ma już nikogo. Nawet naszych. Zabieramy im zapasy i szukamy tuneli serwisowych, by…

Nie dane było jednak mu dokończyć, bowiem od strony Dworca Głównego dźwięk kanonanady został czymś przytłumiony. Spojrzał w kierunku tunelu i zdawało mu się, że coś się porusza.

- Kryć się! – zawołał. Rozejrzał się po torowisku, po czym sam wspiął się na peron po lewej stronie i skrył się za jedną z kolumn, wpatrując się w tunel. Norberciak i pozostali jego weterani nie dyskutowali z tym poleceniem, ale na peronie pozostało paru żołnierzy wpatrujących się w jęczącego Kubicę, który trzymał się za brzuch. Także cywilom nie trzeba było nic mówić, zaczęli uciekać w kierunku swojego schronienia, a okrzyk wyzwolił ich z paraliżu, w jaki popadli po tym co zrobił.

Z tuneli wynurzył się pociąg o dziwnym kształcie, przypominający zaostrzony pocisk, który zwolnił wjeżdżając na stację. Zdawał się całkowicie opływowy i błyszczący mimo niewielkiego światła jakie dawały kesonowe lampy. Gerbera z jakiegoś powodu zafascynował i przyglądał mu się dłuższą chwilę, szukając śladu okien, bądź wejścia, lecz nie dostrzegł ich, podobnie jak łączeń metalu. Zacisnął dłoń na wiszącym karabinie. Nagle tył pociągu się rozświetlił w ognistym podmuchu i rozległ się wybuch.

Pociąg podskoczył, lecz pozostał na kursie, skręcając w tor prowadzący do Politechniki, skąd przybył Gerber z żołnierzami, bowiem najwyraźniej konwentowi przestawili wcześniej w tę pozycję zwrotnicę. Tył pojazdu znaczyły płomienie, lecz Gerber nie dostrzegł żadnych uszkodzeń. W tunelu za pociągiem majaczył inny kształt, który strzelał w jego kierunku rakietami i pociskami. Gerber padł za kolumnę, bo huk kolejnego wybuchu był ogłuszający. Srebrny pociąg wciąż jechał przed siebie, a gdy go mijał, wydawało mu się, że na dachu dostrzegł jakiś ciemny kształt. Spojrzał w tunel z którego strzelano i zmartwiał.

Na stację wjeżdżał czarny pociąg Berii, prowadząc ostrzał z wielokalibrowych działek, które strzelały bez widocznej przerwy do celu, który miał przed sobą. Co jakiś czas odpalał rakiety, trafiające w tył srebrnego pociągu, który zaczynał przyśpieszać, nie odnosząc widocznych uszkodzeń. Czarny pociąg był dużo większy i masywniejszy niż to co ścigał. Zaczynał właśnie wtaczać się na stację i Gerber zorientował się, że przy bokach znajdują się specnazowcy w pancerzach, którzy wycelowali swe ramiona w perony. Zrozumiał co się święci.

- Uciekać! – zawołał najgłośniej jak potrafił, nie mając pojęcia czy ktokolwiek go usłyszał, a gdy ujrzał jak tamci uruchamiają miotacze ognia, omiatając metanapalmowym płomieniem peron, ścianę i sufit stacji, zrozumiał, że ma tylko jedną szansę. Przeturlał się z peronu wprost na torowisko, chwilę po tym jak srebrny pociąg go minął i spadł by spojrzeć wprost pod nadjeżdżający pociąg Berii, z dziwną konstrukcją na przedzie, mającą uniesiony taran, kołowrót i łańcuchy.

Pociąg Berii przejeżdżał przez stację omiatając ją żywym ogniem, aż cała stanęła w metanapalmowym piekle. Skręcił w ślad za pociągiem Światły i gdyby ktoś mógł się mu przyjrzeć zauważyłby, jak długi i duży jest ten pociąg, złożony z lokomotywy i połączonych wagonów. Na podeście jechali żołnierze specnazu i szukali celów, nie znaleźli jednak żadnego na peronach w morzu ognia. Pojazd skręcił w ślad za jadącym przed nim pociągiem, wjeżdżając na tor techniczny, odbiegający od tunelowi ku Politechnice, kierując się ku serwisowej linii wojskowej.

Metanapalm wciąż płonął, gdy pojawili się pierwsi ocalali. Norberciak i Krywaszewa wynurzyli się zza kolumn, spoglądając na znajdujące się w żywym ogniu ciało Kubicy, który przed chwilą jeszcze rzucał się i wył z bólu, lecz skonał, podobnie jak kilku z żołnierzy, którzy nie zdążyli uciec. Nigdzie nie widać było cywili. Nie było śladu po Gerberze.

Peron wciąż stał w płomieniach, gdy z tunelu wyjechała rozpędzona platforma z żołnierzami Sojuszu. Wszyscy wypadając z ciemności zmrużyli oczy, a następnie poczuli olbrzymie gorąco, jadąc poprzez zapalony metanapalm, który płonął na ścianach stacji. Odruchowo zasłonili się i zorientowali się, że mierzy w nich z kałasznikowów siódemka żołnierzy zastygłych bez ruchu na peronie.

- Nie strzelać! – zawołał Dowgiłło, a Kowalski dopiero wówczas zorientował się, że na peronie ktoś się znajduje. Dowgiłło zeskoczył i podbiegł do nich poprzez ogień, liżący jego buty.

- Jewgienij – powiedział na jego widok Norberciak. – Specnaz… Armia Czerwona właśnie spaliła naszych…

- Wsiadać na drezynę! – krzyknął Dowgiłło, a tamci się ocknęli i gdy pobiegł ruszyli za nim, wskakując na platformę. Tam dopiero zorientowali się, że mierzą w nich karabiny imperialistów. – Opuśćcie broń! – polecił, po czym powtórzył rozkaz z naciskiem.

- Sierżancie – rzucił Kowalski złym głosem. – Ufacie im? Bo oni najwyraźniej nam nie.

- Wszystko im zaraz wyjaśnię – odparł Dowgiłło, stojący między marines a żołnierzami Dziewiątej. – Opuście te kałasznikowy.

- Nie pozwolę by strzelili nam w plecy – uprzedził Kowalski.

- A ja ich tu nie zostawię.

Zostawili za sobą płomienie, a platforma zniknęła w ciemności tunelu, jadąc w ślad za pociągami.

W Warszawie wciąż trwała walka, a połowę metra zalała już woda. Ethan i Sokoliński ponosząc straty pokonali specnaz, zarówno grupę Grywnika jak i pozostawionych do osłony odjazdu pociągu, po czym wspięli się na górną estakadę, gdzie dołączyli do znajdujących się tam ludzi, patrząc jak woda unosi się już powyżej kolan. Centralna i zachodnia cześć miasta znajdowała się pod kontrolą Sojuszu i Powstańców, a Kolektyw z nieznanych przyczyn nagle zaczął wycofywać swe siły, pozostawiając w tunelach utopionych specnazowców.

 Grieve po kontakcie ze Stackmanem wydostał się na górę, chcąc zobaczyć z jakiego powodu walczące siły Związku i Sojuszu zaprzestały prowadzenia ognia. Stanąwszy u wyjścia z Dworca Zachodniego zapomniał, o wszystkim. Także o przybywających właśnie dronach i samolotach transportowych, które przybywały właśnie ewakuować desant, bowiem ostatecznie okazało się, że wszystkie jednostki na terenie Warszawy, były równie wrogie. Miasto po raz kolejny w swej historii miało zostać pozostawione same sobie.

Lecz wszystko zdawało się blednąć i znikać, a nad nimi zamiast nieba dostrzegał olbrzymią na wpół widmową półkulę, zajmującą cały nieboskłon, która powoli opadała. Otaczały ją liczne wyładowania, niczym pioruny uderzające bezdźwięcznie wszędzie gdzie znajdowały się strefy multiniestałości, zwane zonami. Fenrir zstąpił na ziemię, objawiając się całemu światu. Z anomalii wokół Warszawy zdawały się płynąć w jego kierunku ciemne cząstki. Wznosiły się przesłaniając horyzont, a w górę spoglądali ludzie, którzy przestali do siebie strzelać. Żaden z tysięcy żołnierzy Związku ani kilkuset żołnierzy Sojuszu nie próbował nawet otwierać ognia, mając nad sobą kształt przesłaniający nieboskłon.

Osobliwość spadła na nich, a jedynym co w tych ostatnich chwilach życia Grieve mógł zrobić, było doświadczanie końca świata.

Tunele metra >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz