- Wiecie
co macie robić, Grywkin? – zapytał Sierow smagłego mężczyznę po czterdziestce,
którego twarz znaczyły liczne blizny. Tamten przytaknął, sprawdzając zapięcia
kamizelki kuloodpornej i wyposażenie. Do pasa miał przytroczony pistolet APS,
przez ramię przewieszony karabin AKMŁ wyposażony w celownik noktowizyjny. U
pasa wisiały magazynki. Za nim kroczyło sześciu milczących mężczyzn, o twarzach
pooranych odłamkami i jedna kobieta ze złamanym nosem. Trójka odziana była w
pancerze bojowe. Wszyscy byli uzbrojeni podobnie, w karabiny, pistolety i
granaty zarówno konwencjonalne, jak i ładunki energetyczne Mazura.
- Tak,
towarzyszu marszałku.
Sierow
zatrzymał się nieopodal wejścia do stacji, stając na torowisku. Na jego końcu u
ciemnego wejścia do tunelu rysowała się sylwetka wysokiego mężczyzny w
towarzystwie kilku stworów na pajęczych nogach. Oświetlały ich lampy
kierunkowe. Wszyscy znajdowali się na celownikach snajperów rozstawionych na
platformach po obu stronach trakcji, oraz stanowisk karabinów maszynowych.
- Grywkin,
nie miejcie wątpliwości, że to zasadzka, choć unika nam jej natura – powiedział
Sierow. – Te skurwysyny faktycznie nas do czegoś potrzebują, do jakiejś walki.
Może ich działania są pozbawione całkowicie zrozumiałej dla nas logiki, ale
nawet oni nie robiliby takich kretynizmów, żeby pozbawiać nas w ten sposób
ośmiu żołnierzy lub stosować w ten sposób dywersję. W razie czego odpalacie
ładunki we wszczepach – polecił, przypominając, iż każdemu ze specnazowców
wszczepiono je w kark.
- Tak –
głos majora GRU był beznamiętny.
- Sami
wiecie, że w każdej historii jest część prawdy. Po coś tu przybyli. Światło
siedzi po tamtej stronie metra, tam gdzie największa ciemność. Może i
faktycznie ma jakieś źródło Mroku. Wasz cel to oczywiście zebrać informacje i
działać adekwatnie do sytuacji. Jeśli cokolwiek się potwierdzi to zdobyć źródło
mocy lub w drugiej kolejności zneutralizować. Światłę brać żywcem i przywlec
jeśli sytuacja pozwoli, bądź ścigać do upadłego. I jeszcze jedno… sprawdziliście
godzinę?
- Tak.
- Więc
wiecie o której maoiści przestaną być naszymi przyjaciółmi. Musicie rozpierdolić
ich pierwsi, gdy przestaną być użyteczni. Ale jeśli się da ustalić kim są.
Wszystko jasne?
- Tak.
-
Towarzysz sekretarz na was liczy majorze – Sierow poklepał go po ramieniu. –
Stanowicie awangardę rewolucyjnego komunizmu. Macie pociski grawimetryczne więc
się nimi posłużcie przeciw Światle lub cieniom, ale nie wcześniej niż wybije
oznaczona godzina, chyba że nie będzie wyjścia. Jeszcze przez jakiś czas nie
chcemy ujawniać, że mamy czym zabijać wojsko pierdolonego Światły, ale myślę,
że tedy będzie już na to pora. I majorze, jeszcze jedno…
- Tak,
towarzyszu marszałku?
- Niebawem
ruszamy do szturmu – Sierow splunął. – Znacie planowaną marszrutę. Jeśli
usłyszycie zamieszanie podążajcie jego śladem. Po drodze możecie napotkać
imperialistów. Też już są po drugiej stronie tuneli. Do dzieła, za rodinu.
- Za
rodinu, Beria! – potwierdził Grywkin i cicho gwizdnął. Jego bojcy stężeli, w
gotowości do wykonania zadania. Sierow na chwilę się zatrzymał i popatrzył jak
idą w mrok. Odezwał się do idącego za nim żołnierza w zbroi:
- Wot,
zuchy, Gierasimow.
- Sami
najlepsi – potwierdził generał-major, dowódca 16 Brygady Specjalnego
Przeznaczenia Specnazu Moskiewskiego Okręgu Wojskowego. – Bili się wszędzie i
wykonywali misje na całym świecie.
- Wiem,
towarzyszu generale – Sierow znowu zaczął szukać papierosa.
- Nie
lubię tracić najlepszych, towarzyszu marszałku.
- Ja
również, Gierasimow, ja również. Ale nieco chłopców stracimy w najbliższych
godzinach. Zbieraj ich powoli, niedługo ruszamy.
Tamten
skinął i odszedł, a Sierow palił, nim ruszył na spotkanie z maoistami,
pozbawiony jakiejkolwiek eskorty. Lecz we własnej opinii nie podejmował
wielkiego ryzyka, bo tamci rzeczywiście z jakiegoś powodu chcieli ich pomocy,
choć nie miało to najmniejszego sensu. Ale skoro próbowali zagrać w grę z
Akwarium, to ono z nimi zagra, choć nie będą wiedzieli, że reguły są zupełnie
inne.
- Ruszcie
dupę, Zabielin – warknął. – Ostatnio mi podpadacie. Mówiłem wam już, że jak to
gówno przybędzie nad Ziemię i nie uda nam się go powstrzymać, zanim nas zeżre
osobiście będę nawijał wasze flaki na moją łyżkę wojskową? Bardzo powoli.
Zabielin
trzymający się z tyłu podszedł w towarzystwie Hakamady.
- To nie
ja gwarantuję, że jeśli to coś dostanie gigantyczną dawkę promieniowania jądrowego, to
nastąpi przerost. To Panczernin. Więc…
- Ktoś
musi być winny. On na pewno nie będzie. A teraz za mną - Sierow skinął na nich i podeszli do
oczekujących już na nich specnazowców i maistów. Obok generała stał drugi,
przypominający człowieka. Sierow założył na ucho słuchawkę i poprawił mikrofon.
-
Posuwacie się za daleko Iwanie Aleksandrowiczu – wysyczał do jego ucha
Przewodnik Narodów, ale Sierow nie skomentował jego gderania. Gdzie tamtemu
wiedzieć, jaką więź czuje dowódca ze swoimi ludźmi. I jakie słowa musi do nich
skierować, wysyłając ich na bój bez powrotu.
- To
generał Zhe Wei – powiedział Zhan, wskazując na stojącego obok niego smukłego
mężczyznę, w oczach Sierowa stanowiącego kolejną parodię człowieka. –
Poprowadzi nasze siły. Otworzymy przejście jak najbliżej źródła Mroku, stamtąd
ruszymy do ataku. Nie wiemy co się tam znajduje.
- Ja i
moje oddziały powstrzymamy Dzieci Mroku z oddali, a wy… - zaczął Zhe Wei.
- Będziemy
stanowić mięso armatnie? – zapytał spokojnie Sierow.
- Nie
rozumiem – powiedział Zhan.
- Generał
Zhe Wei. Szkolony na Uniwersytecie Narodów Wschodu i na Uniwersytecie im. Sun
Jat-sena w Moskwie oraz przez Komintern. Dawne czasy, nieprawdaż?
Głos Zhe
Wei był miękki, powoli wypowiadał słowa, jak gdyby musiał się nad nimi
zastanawiać.
- Dawne
czasy. W stolicy Związku Radzieckiego. Było nas 29 wybranych do przeniesienia
rewolucji do Chin.
- Dobrze
wyglądacie jak na swój wiek – powiedział Sierow, lecz tamten nie odpowiedział.
- Jesteśmy
gotowi. Możemy ruszać – przerwał Zhan.
-
Ruszajcie – powiedział po chwili Sierow. – Tylko coś wam powiem towarzyszu
sojuszniku generale. Nasze ręce są długie. Nie lubimy zdrajców. I odstępców
sprawy towarzysza Berii. Pamiętajcie.
Zhan
wydawał się rozważać jego słowa, lecz nic nie rzekł.
Powietrze
w tunelu zafalowało i zmieniło się na fioletowe.
- Wrócą tą
samą drogą – poinformował Zhan, po czym wkroczył w fiolet i zniknął. Za nim
podążył Zhe Wei i towarzyszące mu stwory, a następnie z odbezpieczonymi
karabinami gotowymi do strzału wkroczyli żołnierze specnazu. Po chwili w tunelu
znowu panowała ciemność.
- I chuj –
skomentował w słuchawce Beria.
-
Zabielin, powiecie mi coś użytecznego? –zapytał Sierow.
- Nie
kłamał – powiedział ostrożnie tamten. – Detektor kłamstwa nie wykazał wahania w
jego głosie, ani zmiany natężenia – wpatrywał się w sprzęt trzymany w ręku.
- Wiecie
co Zabielin, ja też nie kłamię, kiedy mówię, że Zhe Wei siedział w obozie
reedukacyjnym w czasach Mao i jako jeden z pierwszych był posłany w zonę
mongolską kiedy im ją stworzyliśmy. I zdechł jako jeden z pierwszych, bo kurwa
to my go posłaliśmy, po tym jak wyzwoliliśmy obóz i reedukowaliśmy ich
sprawdzając, czy prawdziwy komunista przetrwa przemiany w zonie. Nie przetrwał.
Zdaje się, że to któryś z waszych poprzedników Zabielin wymyślił, akademików,
że prawdziwy komunista ma na tyle silny umysł, żeby nie poddać się wpływom
zony? To nie wyszło, a ja widziałem zdjęcia jego ciała. Dlatego wiem kim
jest i mam jego akta. Więc albo ktoś z waszego instytutu naukowego fałszował
sprawozdania bardziej niż powinien, a wiem, że fałszujecie je na potęgę, a
wtedy muszę zaaresztować cały instytut, albo…
-
Towarzyszu marszałku, on jest przekonany, że to pamięta – oświadczył Zabielin.
– Nic więcej nie wiem. Ja jestem specjalistą od biologii tych stworów, ale
Hakamada…
-
Łysenkowska abiogeneza kognitywna – powiedział szybko tamten.
-
Wymyśliliście to właśnie – przerwał Zabielin, lecz Sierow uciszył go ruchem
ręki.
- Mówcie.
- Może jak
te stwory z polskich zon… Polacy… to niezależny byt biologiczny, który powstał
wskutek adaptacji łysenkowskiej. Są w sumie podobni, mają tak samo jak oni więź
kolektywną…
- Ale on
pierdoli od rzeczy – powiedział do słuchawki Beria.
- Nie
wiecie o czym mówicie – zaperzył się Zabielin. – Nie są agresywni, mają
inteligencję! To nie mogą być nowe gatunki, to potomkowie tych, którzy
zamieszkali na granicy zony!
- Nie, to
istoty zrodzone w zonie, które przejęły w jakiś sposób wspomnienia maoistów,
gdy pomaszerowali do zony! Nie wiemy jak działa więź kolektywna, ale to jakaś
forma współpracy umysłowej, może więc wykorzystali ją gdy maoiści tam wkroczyli
i…
- Starczy
tej dyskusji – przerwał Sierow. – Jak zwykle nic nie wiecie. Powiem wam jedno.
Przychodzi tu taki z wyglądu chuj wie co, ale już nie człowiek i twierdzi, że
jest maoistą. A prawdziwy komunista nie zmienia swojego ciała, tylko czyni je
poddanym sobie, a następnie przyrodę. Ale przede wszystkim przedstawia swojego
kolegę, którego zdjęcia ciała mam w archiwach GRU, do tego twierdzi, że rządzi
nimi pieprzona Jiang Quing, wdowa po przewodniczącym Mao, kurwa, którą mój
specnaz dopadł gdy po tym jak zarządziła marsz w głąb zony swych ochotników,
sama usiłowała uciec w drugą stronę, myśląc że zmyli nas to zbiorowe
samobójstwo. Quing, którą cała kompania specnazu wyruchała na miejscu, a ja
strzeliłem jej w głowę i przyniosłem jej
zdjęcie Przewodnikowi Narodów!
- Sierow,
nie tłumacz się, ja ci wierzę – zasyczał w słuchawce Beria. – Bo gdybym miał
wątpliwości…
- A co
zrobiliście z ciałem, towarzyszu marszałku? – wtrącił Hakamada. – Bo jeśli tam
zostało…
- To
wróciłoby jako bezmózgi twór! – zaperzył się Zabielin. – Tak samo bezmózgi jak
wy!
-
Wypierdalać – powiedział krótko Sierow i poszedł w kierunku pociągu. Po drodze
zapalił kolejnego papierosa, stwierdzając, że bardziej już go nie zabiją.
Przeszedł wśród korpusu swych elitarnych wojsk, który uzbrajał właśnie pociąg,
popatrzył na załadowane tanki. Pomyślał, że imperialistów i mieszkańców tuneli
czeka niezły rozpierdol, po czym wszedł do środka przez śluzy. Beria jak zawsze
siedział na swym tronie, przed monitorami, nadzorując sytuację. Z jego ciała
wystawały liczne rurki, a Sierow już dawno przestał się zastanawiać czy to
kroplówki, czy dializy. To było zadanie sztabu lekarzy przewodniczącego,
urzędujących w sąsiednim przedziale, którzy nie mieli prawa kontaktować się z
nikim innym.
Przewodniczący
spojrzał na niego złym okiem.
- Wiecie
co Iwanie Aleksandrowiczu? Przyłazi tu jakiś gówniarz i mówi, że był szkolony w
Moskwie sześćdziesiąt lat temu, a wygląda jakby miał ledwie dwadzieścia lat.
Kręci się tu ten pierdolony Światło i też mówią mi, że wygląda młodziej niż
powinien. Powiedzcie, jak to się dzieje, że mamy przodujący ustrój, ale to oni
mają wieczną młodość?
- Zdobędziemy
ją, towarzyszu przewodniczący – powiedział Sierow, choć jemu akurat już na tym
kompletnie nie zależało.
- W takim
razie bierzmy się do roboty – warknął Beria. – Bo nie wiem ile mam to jeszcze
znosić. Siedzimy tu jak w norze, na górze dajemy się tłuc pieprzonym maoistom,
którzy nie mogą jakoś przestać z nami walczyć, bo ładują nas w chuja, myśląc że
tego nie widzimy, do tego Światło posyła swoje stwory i jeszcze imperialiści
nas ostrzeliwują. Wiecie, że zniszczyli nam linię kolejową? Nosz kurwa jesteśmy
tu odcięci i nie mamy jak ściągnąć posiłków, wpadliśmy jak śliwka w gówno w
śmieszną pułapkę. To deprymujące. I obniża morale naszych oddziałów.
-
Rozstrzelamy kogo trzeba, towarzyszu przewodniczący – powiedział Sierow. – A
Imperialistów zmieciemy. Reszta naszej Armii dociera już do Warszawy, część
przeprawia się na południu przez Wisłę. Weźmiemy ich w kleszcze, nim zdążą
przysłać kolejne siły.
- Ładnie
nas załadowali z tym desantem – mruknął Beria. – Po chuj mi tylu generałów w
Stawce, skoro nikt nie wpadł na to, że udawany desant zmieni się w prawdziwy.
Że już nie wspomnę o Tiereszkowej. Siedzi tam na górze tyle lat, że chyba jej
szare komórki poszły w stan nieważkości, skoro nie wpadła na to, że da się
zaatakować i wyłączyć z gry „Rewolucję”.
- Admirał
Tiereszkowa ma inne priorytety – przypomniał Sierow. - Nigdy nie była zbyt
lotna. Kazaliśmy jej skupić się realizacji zadania i wykona je. Już niebawem.
- Za ile
będziemy gotowi? – zapytał Beria.
- Pociąg
jest uzbrojony, taran przymocowany, żołnierze gotowi – powiedział Sierow. –
Musimy przebić się przez trzy stacje. Następnie do Kompleksu.
- Tunel
tam wciąż jest, gdzie znalazł go Pieńkowski?
- Nie
dowiemy się, dopóki nie sprawdzimy. Ale zaskoczenie będzie po naszej stronie.
- Wszystko
pięknie Sierow – warknął Beria. – Ale jeśli tam go nie ma…
- To
poszukamy Światły. Bo nasz atak wymusi jego reakcję.
- Tam są
wszelkie odpowiedzi. W tym pieprzonym Kompleksie, o którym wiemy dzięki naszym
ludziom na służbie u imperialistów. A skurwysyny są na naszym terenie. –
powiedział Beria. – A my siedzimy i czekamy. I oni też czekają.
- Czekamy,
aż nasze oddziały będą gotowe zaatakować imperialistów na powierzchni –
powiedział cierpliwie Sierow. – A jednocześnie wydacie rozkaz i rozpocznie się
upadek Sojuszu, towarzyszu przewodniczący. A my uderzymy, gdy świat będzie
płonął.
- Wiem na
co czekamy – Beria był zirytowany. – Ale czemu oni nas jeszcze nie zaatakowali?
Potraficie mi to logicznie wytłumaczyć, Iwanie Aleksandrowiczu? Chcę dostać
Światłę. Skoro rzucił mi osobiście wyzwanie to odbierzemy mu kawałek po kawałku
różne rzeczy. Może byśmy go ukrzyżowali, skoro tak bardzo chce zostać Bogiem?
- W ten
sposób nadamy jego sprawie znaczenie, towarzyszu przewodniczący – zauważył
Sierow. – A on jest nikim.
- Sierow,
ja pamiętam jak w niego wierzyłeś – zaczął Beria, lecz na jednym z monitorów
rozległo się jakieś pikanie. Popatrzył nań i pokiwał głową. – Zobacz co się
stało z Marsem.
Spoglądali
w milczeniu na ekrany. Wreszcie Beria zmrużył oczy.
- Chyba
oczekiwanie dobiegło końca. A zatem wszystko albo nic. Albo to zatrzymamy albo
spotka nas ten sam los. Nie masz wrażenia, że pierdolony Światło czeka, aż to
przybędzie?
- Wszystko
na to wskazuje – powiedział Sierow. – To, że rzucił nam wyzwanie właśnie teraz…
pytanie co zamierza z tym czymś zrobić.
- Skoro
sprawił, że nie siedzę teraz w Moskwie i nie patrzę na upadek imperializmu,
niech ujrzy go razem ze mną – mruknął Beria. - Nadszedł czas rozpocząć
apokalipsę – spojrzał na Sierowa. – Nim to coś przybędzie, a my spróbojemy to
powstrzymać. Bo nawet jeśli się nie uda… Nadejdzie nad świat, w którym włada
wyłącznie komunizm. Ruszamy za kwadrans. Przeciw wszystkim w tych tunelach. A
skoro maoiści chcą nas oszukać, bo kurwa nawet nie są maoistami ani chińczykami
ani nawet ludźmi, to uderzymy na nich pierwsi, by nie stanęli nam na drodze. Ale
najpierw wydam najważniejsze rozkazy. Być może nie sięgnę po nieśmiertelność,
ale pozostawię po sobie jedno. Zwycięstwo komunizmu. Pora by Sojusz Narodów
zakończył swe istnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz